W obronie starych zwyczajów
Ciągle dzisiaj słyszymy, że dla dobra ludzkości dawne formy i ceremonie powinny odejść w zapomnienie. Ja zaś życzyłbym sobie, i to właśnie dla dobra ludzkości, aby wiele dawnych form i ceremonii nie tylko przetrwało, ale było wypełnianych co do joty. Jeśli prawo w Anglii pozwala nosić szpadę wyłącznie dżentelmenowi udającemu się na dwór królewski, nieźle by było, gdyby dżentelmen udający się na dwór królewski miał pewne pojęcie, jak tą szpadą władać. Odnoszę też czasem wrażenie, że ludzkość miewałaby się lepiej, gdyby chrzest naprawdę był połączony ze skąpaniem się w wodzie, i gdyby człowiek posiadający tytuł szlachecki naprawdę musiał wykazywać się szlachetnością. A tymczasem prawda wygląda tak, że chcąc zedrzeć maskę z nowoczesnej arystokracji, osiągnęlibyśmy najbardziej miażdżący efekt, żądając od dzisiejszych arystokratów, by dokładnie trzymali się ceremoniałów arystokracji średniowiecznej. (...) Wyobraźmy sobie tylko, że zamiast likwidować próby rycerskie, na nowo byśmy je przywrócili.
Potentat herbaciany, sir Thomas Lipton, musiałby wówczas zdobywać chwałę w turniejach czy na wojnie. (...) Ogłoście, że chcecie zlikwidować Izbę Lordów - a arystokraci tylko się uśmiechną. Ogłoście, że chcecie nałożyć na nich obowiązek, by zachowywali się, jak przystoi szlachcie - a uciekną przed wami z krzykiem.
Ludzie nie bardzo dzisiaj rozumieją, jakie korzyści płyną ze sztywnych, ściśle określonych form zachowania. Zasadnicza korzyść polega na tym, że raz ustalona forma w rzeczywistości jest ciągle zmienna. Mam na myśli, że przez samą swoją sztywność stanowi probierz wszelkich zmian w naszym podejściu do niej. Poranne wstawanie, dajmy na to, jest sztywną formą zachowania. Gdyby nie to, ja na przykład nigdy bym rano nie wstawał. Zrywanie się skoro świt to nie dla mnie - i żadna ludzka siła nie zmusiłaby mnie do czynu tak sprzecznego z moją naturą. Ale właśnie dlatego, że z konieczności wstaję rano, dostrzegam, że jeden dzień jest jasny i błękitny, inny bury i osnuty mgłą, a jeszcze inny zimny, jasny i srebrzysty, i stosownie do tego zmienia się mój humor. Pod promiennym, słonecznym błękitem nastrój lekko mi się obniża; idealna pogoda ma w sobie coś bezlitosnego. Kiedy dzień jest jasny i chłodny, mam nastrój zwyczajny, a kiedy dokoła wisi mgła, czuję się znakomicie, bo mgła ma w sobie coś z atmosfery krańca świata albo, jeszcze lepiej, powieści detektywistycznej. Lecz nie doceniałbym tych różnic, gdybym nie miał obowiązku zachowywać się w określony sposób - gdybym, czy to pod turkusową kopułą nieba, czy pod żółtawym parasolem mgły, nie musiał przechodzić przez te same męczące rytuały wstawania, mycia się i ubierania. I dokładnie tak samo się sprawy mają w wypadku odprawiania identycznych ceremoniałów stulecie po stuleciu. Sztywna, niezmienna forma pozwala krytycznie i z dystansem spojrzeć na zmieniające się społeczeństwo. Na tej samej zasadzie, jeśli od dziecka wykonujemy tę samą czynność, na przykład prowadzimy dziennik albo obchodzimy urodziny, tylko ten stały obyczaj pozwala nam dostrzegać zmiany. (...)
Ceremoniał nie jest czymś martwym i drętwym. Wręcz przeciwnie, to dzięki niemu ludzie potrafią się ocknąć w czasach, kiedy ich umysł drzemie. (...) To, co nazywamy martwą przeszłością, jest czasem jedynym żyjącym elementem, który pozwala tchnąć ducha w strupieszałą teraźniejszość. I całkiem serio uważam, że gdybyśmy wszyscy musieli odbywać jakiś ceremoniał identyczny w każdym szczególe jak w wiekach ciemnych, dopiero wtedy oczy by się nam otworzyły na całe zło i absurd naszej epoki.
Tłumaczenie Jaga Rydzewska
G.K. Chesterton, fragment eseju, który ukazał się w "The Illustrated London News" 26.09.1908 (USA).
Gilbert Keith Chesterton