ks. Marek Dziewiecki
In vitro: prawda jest tabu?
Od kilku miesięcy środowiska lewicowe i liberalne, a także zainteresowani perspektywą szybkiego zysku niektórzy lekarze, natarczywie promują postulat wykonywania procedury in vitro, czyli procedury poczynania dzieci poza organizmem matki, za pieniądze podatników. W ten sposób do poważnych problemów moralnych, jakie są związane z zapłodnieniem in vitro, dochodzi jeszcze problematyczny aspekt finansowy tej kosztownej procedury. W obliczu pokrętnej i przewrotnej argumentacji zwolenników metody in vitro, a także w obliczu częstego braku precyzji w argumentacji ze strony tych, którzy tej metodzie słusznie się sprzeciwiają, warto popatrzyć na szerszy kontekst zagadnienia płodności i przekazywania życia. Otóż szczytem przewrotności w tej dziedzinie jest to, że ci sami ludzie, którzy postulują refundowanie antykoncepcji niszczącej płodność, postulują także refundowanie zapłodnienia metodą in vitro. Chcą więc, by państwo płaciło za substancje, które niszczą płodność kobiety i by jednocześnie płaciło za próbę odzyskania płodności także wtedy, gdy kobieta utraciła płodność na skutek stosowania antykoncepcji. To tak, jakby tym ludziom, którzy chcą „regulować” swoje emocje za pomocą substancji psychotropowych, najpierw refundować alkohol czy narkotyk, a następnie refundować koszty detoksykacji i terapii uzależnień.
Zdumienie budzi już sam fakt, że w aptekach można legalnie kupić tabletki antykoncepcyjne, a zatem tabletki, które żadnej choroby nie leczą lecz przeciwnie - powodują chorobę, bo przecież niepłodność widnieje na liście chorób Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Gdyby państwo zaczęło refundować antykoncepcję, to zaczęłoby płacić za niszczenie zdrowia jednych obywateli za pieniądze innych obywateli. Stosowanie antykoncepcji przez kobiety oznacza, że uznają one seksualną przyjemność lub seksualną uległość wobec mężczyzn za coś ważniejszego niż własne zdrowie. Jest to rozpaczliwa filozofia życia, przed którą powinien przestrzegać każdy lekarz, który rzeczywiście troszczy się o zdrowie swoich pacjentek. Minimum rozsądku w odniesieniu do zapłodnienia in vitro polega na wykluczeniu z możliwości refundacji tej procedury przynajmniej w odniesieniu do tych kobiet, które wcześniej stosowały środki niszczące płodność. W przeciwnym przypadku doprowadzimy do absurdalnej sytuacji, w której z pieniędzy podatników będziemy najpierw płacić za niszczenie płodności, a następnie za próbę jej odzyskania.
Cynizm środowisk, które promują antykoncepcję, a jednocześnie zabiegają o refundowanie procedury in vitro, przejawia się także w przewrotnym manipulowaniu znaczeniem słów. Otóż środowiska te posługują się pojęciem „zdrowie reprodukcyjne” na oznaczenie świadomego pozbywania się zdrowia poprzez utratę płodności. Środowiska te ukrywają ponadto fakt, że procedura in vitro wiąże się z „bombardowaniem” organizmu kobiety dodatkowymi hormonami, czyli z procedurą groźną dla zdrowia. W konsekwencji metoda ta może niekorzystnie wpływać na zdrowie poczętego dziecka. Ponadto chodzi tu o procedurę mało skuteczną. Znam kobiety, które pragną adoptować dziecko, gdyż wielokrotnie powtarzane procedury in vitro za każdym razem okazały się nieskuteczne.
Pierwsze polecenie, jakie na początku historii ludzkości Bóg skierował do kobiety i mężczyzny, brzmi: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się!” (Rdz 1, 28). Ponieważ w Biblii płodność jest zawsze związana z miłością małżeńską, to owo pierwsze polecenie Boga można wyrazić współczesnym językiem w następujący sposób: kobieto i mężczyzno, aż tak bardzo pokochajcie siebie nawzajem, byście z radością pragnęli przekazać życie dzieciom. Tymczasem środowiska lewicowe, a także liberałowie i feministki, głoszą postulat odwrotny: kobieto i mężczyzno, bądźcie niepłodni i nie rozmnażajcie się, a dzieci traktujcie jak zagrożenie i nieszczęście, a nie jak owoc waszej wzajemnej miłości. Płodność wiąże się z miłością kobiety i mężczyzny, a za antykoncepcją i świadomym pozbawianiem siebie płodności, kryje się ostatecznie egoizm lub naiwność.
Zamiast dopłacać do niszczenia płodności a później dopłacać do kosztownego leczenia niepłodności czy do procedury poczęcia dziecka poza organizmem matki, znacznie lepiej i znacznie mądrzej jest wychowywać dzieci i młodzież do miłości wiernej, odpowiedzialnej i płodnej. Małżonkowie, którzy się wzajemnie kochają, nie niszczą swojego zdrowia zbędnymi hormonami. W ogóle nie mają takiej potrzeby, gdyż są zdolni do odpowiedzialnego rodzicielstwa w oparciu o odpowiedzialne metody, a zatem w oparciu o metody ekologiczne, które nie są szkodliwe dla zdrowia. Dojrzali i wzajemnie kochający się małżonkowie nie czynią nic, co szkodzi ich zdrowiu i co może prowadzić do utraty płodności. Przeżywają natomiast radość ze świadomego i odpowiedzialnego przekazywania życia. Wychowanie do odpowiedzialnej miłości małżeńskiej i rodzicielskiej nie wymaga nakładów finansowych z budżetu państwa. Wymaga natomiast miłości i mądrości ze strony rodziców, nauczycieli i wszystkich innych wychowawców.