Cantalamenssa Raniero OFMCap. Pieśń Ducha Świętego. Rozważania na temat `Veni Creator'. Tłum. Przeczewski Marek OFMCap. Warszawa 2003 s. 76-85.
Nieco później jednak określenie Ducha Świętego jako łaski, która „czyni miłym Bogu", eksponowało będzie łaskę „stworzoną", to znaczy łaskę jako „przymiot" lub „odzienie" związane z duszą i decydujące o „stanie łaski". Nie można bowiem zdefiniować łaski uświęcającej jako „czegoś, co czyni człowieka miłym Bogu", bez jednoczesnego przejścia od momentu przekazania łaski do tego, który następuje po nim; od łaski jako aktu Boga do łaski jako własności człowieka. Nacisk położony jest tutaj na skutek, a nie na samo działanie prowadzące do usprawiedliwienia. Temu zagadnieniu poświęcono wiele miejsca przy okazji polemiki ze zwolennikami reformacji. Sobór Trydencki przedstawia łaskę usprawiedliwiającą przede wszystkim jako dar stworzony, to znaczy nadprzyrodzony skutek wywołany w duszy przez Boga; dar, którego „przyczyną sprawczą" jest Bóg i który dlatego nie może być utożsamiony z Duchem Świętym24.
Wiemy, że różnica polega tylko na odmiennej perspektywie lub odmiennym punkcie wyjścia, gdyż nawet Sobór Trydencki nie negował, że w innym znaczeniu łaska utożsamia się z Duchem Świętym zamieszkującym w duszy. Mimo to jednak zdumiewa owo zacieśnienie horyzontów w stosunku do Nowego Testamentu, a wszystko z powodu niepokojów związanych z polemikami tamtej epoki! Za każdym razem, kiedy następowały podziały między chrześcijanami, coś ze wspólnego dziedzictwa przepadało, było rozrywane, oddzielane; jak poliptyk, którego jedna część pozostaje w jednym muzeum, a druga w innym, i przez to nikt nie może już podziwiać piękna malarskiego dzieła w całości.
Polemika antypelagiańska ograniczyła z kolei zakres łaski do „uzdrawiającej" i „wspomagającej", a polemika antyprote-stancka ostatecznie zawęziła tę dziedzinę do łaski „stworzonej". Dzisiaj mamy to szczęście, że żyjemy w atmosferze świeżego klimatu odnowionego przez dialog ekumeniczny, dzięki czemu możemy na nowo poskładać cząstki podzielonego dziedzictwa, by odnaleźć pierwotną „całość", nie ignorując przez to wcale bogactwa i uściśleń wypracowanych na bazie licznych wcześniejszych kontrowersji dotyczących łaski.
Na tej drodze pomocą służy nam właśnie Veni Creator. Ponieważ został napisany przed narodzeniem się scholastyki i następującymi po niej polemikami, stawia nas niezwykle blisko biblijnego punktu wyjścia. Dzięki swej zwięzłości i skupieniu na istocie pozwala nam objąć „całość", w której łaska i Duch Święty wydają się jakby jednym stopem, ale bez śladów jakiegokolwiek wymieszania. Pozwala ponadto objąć tę „całość" nie na sposób statyczny i definitywny, lecz w jej wiecznym i nieprzerwanym przychodzeniu do nas.
4. Chrzest w Duchu Świętym
Nerwem omawianej pierwszej strofy Veni Creator są owe wspomniane już trzy czasowniki umieszczone każdorazowo w ważnym miejscu - na początku lub na końcu wersetu: „Przyjdź, nawiedź, napełnij!". Przydają one analizowanemu fragmentowi wielkiego rozmachu, jak w muzycznym crescendo. Te trzy słowa, gdy się nad nimi dobrze zastanowić, stawiają jednak przed naszą teologią poważny problem. Jak Kościół może wciąż jeszcze wołać do Ducha Świętego: „Przyjdź, nawiedź, napełnij"? Czyż Kościół nie wierzy, że otrzymał już Ducha Świętego w dniu Pięćdziesiątnicy, a następnie - każdy wierny - w momencie chrztu? Cóż oznacza mówienie: „Przyjdź!" do kogoś, o kim się wie, że jest już obecny?
Przed tym problemem stajemy również, rozważając przekaz biblijny. W dniu Pięćdziesiątnicy wszyscy napełnili się Duchem Świętym, ale oto niedługo po tym wydarzeniu ma miejsce swego rodzaju druga Pięćdziesiątnica, w czasie której znowu wszyscy „zostali napełnieni Duchem Świętym", a między nimi byli także niektórzy Apostołowie obecni przecież podczas pierwszej Pięćdziesiątnicy (por. Dz 4, 31). Z kolei św. Paweł poleca pewnym chrześcijanom, od dawna ochrzczonym i działającym we wspólnocie, aby napełniali się Duchem Świętym (por. Ef 5, 18), co sugeruje, że wcześniej nie byli Nim wypełnieni.
Ta pozorna sprzeczność stanowi w rzeczywistości drogocenną informację, która może nas doprowadzić do kolejnego odkrycia. Tomasz z Akwinu podaje następujące teologiczne wyjaśnienie nowych „przyjść" Ducha Świętego do nas. Przede wszystkim zauważa, że Duch Święty „przychodzi" nie w znaczeniu przemieszczania się z miejsca na miejsce, ale „ponieważ przez łaskę zaczyna, istnieć na sposób nowy w tych, których czyni świątynią Boga"25. Pisze:
Spełnia się niewidzialna misja Ducha za każdym razem, gdy realizuje się postęp w cnocie albo wzrost łaski (...); kiedy ktoś przechodzi do nowej działalności lub do nowego stanu łaski: na przykład, gdy otrzymuje łaskę sprawiania cudów czy dar proroctwa, kiedy pobudzony żarem miłości wydaje się na męczeństwo, albo gdy wyrzeka się własnych dóbr lub podejmuje jakąkolwiek inną rzecz, śmiałą i angażującą26.
Od wyjaśnienia faktu ważniejszy jest jednak sam fakt. Nowa Pięćdziesiątnica Wciąż się realizuje. Zawsze tak było, ale w wieku, który dopiero co się zakończył, nabrała nowych, niespotykanych dotąd proporcji. Na początku wieku wyrażała się w fenomenie pentekostalizmu, a następnie około połowy stulecia w różnych ruchach charyzmatycznych, które pojawiły się wewnątrz tradycyjnych struktur Kościoła. Zdaniem wielu mamy do czynienia z ruchem duchowym o największych w całej dotychczasowej historii Kościoła rozmiarach: na przestrzeni osiemdziesięciu lat nastąpił wzrost liczby jego członków od zera do czterystu milionów osób.
W tym kontekście należy wspomnieć o tak zwanym chrzcie w Duchu, który jest szczególną łaską, właściwą dla tej formy szerokiego odrodzenia duchowego. Chodzi o ryt złożony z gestów o wielkiej prostocie, którym towarzyszy postawa pokory, skruchy, gotowości stania się dziećmi, aby wejść do królestwa. Jest to nie tylko odnowienie i aktualizacja chrztu, ale całego chrześcijańskiego wtajemniczenia. Zainteresowany, obok dobrze przeżytej spowiedzi, odpowiednio się przygotowuje, uczestnicząc w spotkaniach katechetycznych, w czasie których ma możliwość żywego i radosnego kontaktu z głównymi prawdami wiary, takimi jak: miłość Boga, grzech, zbawienie, nowe życie, przemienienie w Chrystusie, charyzmaty, owoce Ducha. Cały proces przebiega w klimacie naznaczonym głęboką braterską jednością.
Czasami jednak chrzest w Duchu dokonuje się spontanicznie, poza jakimkolwiek schematem, kiedy ktoś zostaje jakby „zaskoczony" przez Ducha. Pewien człowiek dał o tym takie świadectwo:
Znajdowałem się w samolocie i czytałem właśnie ostatni rozdział pewnej książki o Duchu Świętym. Nagle poczułem, jakby Duch Święty wyszedł ze stronic książki i wszedł w moje ciało. Łzy zaczęły mi spływać z oczu potokami. Zacząłem się modlić. Zostałem pokonany przez siłę, która była dużo wyższa ode mnie.
Najbardziej powszechnym skutkiem tej łaski jest fakt, że Duch Święty przestaje być mniej lub bardziej abstrakcyjnym przedmiotem intelektualnej wiary, a staje się (jak to powinno być ze swej natury) rzeczywistością doświadczalną. Pewien znany teolog napisał kiedyś:
Nie trzeba się chyba spierać o to, że tu na ziemi mogą mieć miejsce szczególnie mocne i zmieniające człowieka doświadczenia łaski, otwierające całkiem nowe życiowe horyzonty i wyzwalające, które wyciskają się na długi czas w chrześcijańskiej postawie i - jeśli się chce - mogą być nazwane chrztem w Duchu".
Przez to, co nazywa się właśnie chrztem w Duchu, doświadcza się Ducha Świętego, Jego namaszczenia w modlitwie, Jego władzy w posłudze apostolskiej, pociechy w trudnościach i światła w wyborach. Zanim Go dostrzeżemy w charyzmatach, doświadczamy Go jako Ducha, który przemienia wewnętrznie, przydaje smaku uwielbieniu Boga, pozwala na odkrycie nowej radości i otwiera umysł na zrozumienie Pism, a nade wszystko uczy głoszenia Chrystusa jako „Pana" albo daje odwagę do przyjęcia nowych i trudnych zadań w służbie Boga i bliźniego.
Oto jak jeden z uczestników dni skupienia (1967 r.), na których zrodziła się Odnowa Charyzmatyczna w Kościele katolickim, opisuje skutki chrztu w Duchu, jakich doświadczył on i jego grupa:
Nasza wiara stała się żywa; nasze wierzenie stało się źródłem poznania. Nagle nadprzyrodzone stało się bardziej realne i naturalne. Krótko mówiąc, Jezus jest dla nas Osobą żywą. Spróbuj otworzyć Nowy Testament i czytać go, jakby dosłownie prawdziwy był teraz, każde słowo, każdy wers. Modlitwa i sakramenty stały się naszym chlebem powszednim, a nie ogólnymi „pobożnymi praktykami". Miłość do Pisma Świętego, która nigdy nie wydawała mi się możliwa, odmiana naszych relacji z innymi, potrzeba i siła do dawania świadectwa wbrew wszelkim oczekiwaniom - wszystko to stało się częścią naszego życia. Początkowe doświadczenie chrztu w Duchu nie wzbudziło w nas szczególnych zewnętrznych emocji, ale życie zostało opromienione ciszą, zaufaniem, radością i pokojem... Śpiewaliśmy Veni, Creator Spiritus przed każdym spotkaniem, biorąc poważnie wszystko, o czym mówiliśmy, i nie zostaliśmy rozczarowani... Zostaliśmy również obdarzeni charyzmatami i to wszystko wprowadza nas w doskonałą atmosferę ekumeniczną.
Jak wytłumaczyć nadzwyczajną skuteczność tego tak prostego gestu polegającego na ożywieniu i uobecnieniu Pięćdziesiątnicy? Pewne wyjaśnienie znajdujemy w cytowanych wyżej słowach św. Tomasza z Akwinu. Nowa misja Ducha Świętego to każdorazowe Jego przyjście, kiedy w życiu duchowym lub we własnej posłudze znajdujemy się wobec nowej potrzeby czy zadania do wykonania, wymagających nowego poziomu łaski. To „przyspieszenie" na drodze łaski związane jest zwykle z przyjęciem jakiegoś sakramentu, chociaż - jak wyjaśnia Tomasz z Akwinu - nie wyłącznie.
Także św. Ambroży, wyrażając się bardziej poetycko niż merytorycznie, zdradza to samo przekonanie. Mówi, że oprócz sakramentów, obok Eucharystii (kielicha zbawienia) oraz Pisma Świętego istnieje też inna droga, na której realizuje się „trzeźwe upojenie Duchem" - droga Pięćdziesiątnicy: wolna, nieprzewidywalna, nie związana z ustanowionymi znakami, zależna jedynie od suwerennej inicjatywy Boga:
Dobrą rzeczą jest upojenie kielichem zbawienia. Ale istnieje inne upojenie, które pochodzi z wielkiej obfitości Pism, i jeszcze trzecie upojenie dokonujące się dzięki przenikliwym deszczom Ducha Świętego. To dzięki nim, według Dziejów Apostolskich, mówiący różnymi językami wydali się słuchającym jakby pijani.
Pięćdziesiątnica była pierwszym chrztem w Duchu. Zapowiadając ją, Jezus powiedział:
Jan chrzcił wodą, ale wy wkrótce zostaniecie ochrzczeni w Duchu Świętym (por. Dz 1, 5).
Sam Jezus został przedstawiony przez Ojca światu jako „Ten, który chrzci w Duchu Świętym" (por. J 1, 33). Jezus „chrzci w Duchu Świętym" w całym swym dziele, nie tylko w ustanowionym przez siebie sakramencie chrztu. Jego mesjańskie dzieło w całości polega na wylaniu Ducha na ziemię.
Chrzest w Duchu, o którym na nowo tyle mówi się w Kościele, jest jednym ze sposobów, w jaki zmartwychwstały Jezus kontynuuje swoje podstawowe dzieło, którym jest chrzest ludzkości „w Duchu". Należy go tłumaczyć jako odnowienie zarówno zdarzenia Pięćdziesiątnicy, jak i sakramentu chrztu lub w ogóle wtajemniczenia chrześcijańskiego, nawet jeżeli obie rzeczywistości w gruncie rzeczy się zbiegają (dlatego nie należałoby ich ani rozdzielać, ani przeciwstawiać). Najważniejszym owocem dialogu między Kościołami tradycyjnymi a Kościołami pentekostalnymi będzie uznanie faktu, że ani Pięćdziesiątnica nie może się obyć bez sakramentów (w szczególności chrztu z wody), ani sakramenty bez Pięćdziesiątnicy.
5. Przyjdź, nawiedź, napełnij!
Czego potrzebujemy, abyśmy również my mogli przeżyć takie doświadczenie Pięćdziesiątnicy? Po pierwsze trzeba - z natarczywością prosić Ojca o Ducha Świętego, w imię Jezusa, i oczekiwać na Jego odpowiedź! Potrzeba wiary pełnej oczekiwania. Na kogo zstępuje Duch Święty? - pytał kiedyś św. Bonawentura. I odpowiadał z właściwą sobie zwięzłością: „Przychodzi tam, gdzie jest kochany, gdzie jest zapraszany, gdzie jest oczekiwany"31. Niezliczone są osoby, które w minionym stuleciu odczuły dreszcz Ducha, podczas gdy razem z innymi przyzywały Jego przyjścia słowami pieśni pentekostalnej:
Duchu żyjącego Boga, na nowo na mnie zstąp: scal mnie, ukształtuj mnie, wypełnij mnie, posłuż się mną!.
Są regiony, gdzie istnieje zwyczaj zapraszania do domu i dzielenia się tym, co się spożywa, z każdym, komu zdarzy się zapukać do drzwi w godzinie obiadu. Wiadomo jednak, że osoba zaproszona, równie dobrze wychowana jak zapraszający, będzie się usprawiedliwiać i wymawiać. Ktoś mógłby się nawet zdziwić i potajemnie zirytować, gdyby zaproszony od razu odpowiedział: „Tak, wejdę z przyjemnością!". Nasze zaproszenia kierowane do Ducha Świętego czasami odzwierciedlają podobne zachowania, nawet jeżeli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Są to zaproszenia konwencjonalne, a nie rzeczywiste. My powinniśmy powtarzać owo potrójne zaproszenie jak ktoś, kto jest pewien, że zostanie ono wzięte na serio i przyjęte.
W modlitwie z kolei powinniśmy być „jednomyślni i wytrwali", jak Apostołowie z Maryją w Wieczerniku, jednocząc się, gdzie jest to możliwe, z innymi osobami, które już doświadczyły nowej Pięćdziesiątnicy i które mogą nam pomóc w przygotowaniu się i przezwyciężeniu wszelkiego strachu.
Musimy być również przygotowani na to, że coś zmieni się w naszym życiu. Nie możemy zapraszać Ducha Świętego, by przyszedł i nas napełnił, a jednocześnie stawiać warunek, że zostawi wszystko tak, jak było przedtem. „Czego Duch dotyka, to Duch zmienia!" - mawiali Ojcowie Kościoła. Kto woła: „Przyjdź, nawiedź, napełnij!", oddaje się tym samym Duchowi, przekazuje Mu ster własnego życia lub klucze do własnego domu. Warunkiem jest oddanie się Ojcu, aby On oddał nas Duchowi!
Nie możemy powtarzać: „Przyjdź, nawiedź, napełnij!", pozwalając, aby ukryty głos starego człowieka dodawał po cichu: „Ale, uwaga, tylko bez dziwactw i bez przesady!". Apostołowie nie bali się uchodzić za pijanych. Nie należy się dziwić, jeżeli w pewnych przypadkach walące się w gruzy „mury Jery-cha" powodują, że powstaje hałas, dym lub kurz (jeśli wywołują śmiech, płacz albo innego typu dziwne „reakcje" w ciele). To nie Duch, oczywiście, jest bezpośrednią przyczyną tych objawów, ale ciało, które czasami nie jest przygotowane na owo gwałtowne spotkanie z Duchem, i reaguje podobnie jak zimna woda w kontakcie z rozpalonym żelazem. Nie jest to bynajmniej coś, czego należałoby się obawiać lub wstydzić. W dniu Pięćdziesiątnicy Kościół wypowiada tę oto modlitwę:
Boże (...), dokonaj w sercach wiernych tych cudów, które zdziałałeś w początkach głoszenia Ewangelii.
Czyż jednak możemy dalej wypowiadać te słowa, skoro gdy tylko Duch Święty zaczyna na serio dokonywać tego, o co Go prosimy, wołamy przerażeni: „Nie tak, nie tak!", a o tych, w których dostrzegamy skutki Jego przyjścia, mówimy: „Upili się młodym winem"?
Zakończmy natchnionymi słowami, które pewien wschodni biskup wypowiedział na uroczystym kongresie ekumenicznym:
Bez Ducha Świętego:
Bóg jest daleki,
Chrystus pozostaje w przeszłości,
Ewangelia jest martwą literą,
Kościół zwykłą organizacją,
autorytet dominacją,
misja propagandą,
kult jest zaklęciem,
postępowanie chrześcijańskie moralnością niewolników.
Ale z Duchem Świętym:
kosmos zostaje podniesiony i jęczy, rodząc królestwo,
człowiek walczy przeciwko ciału,
Chrystus jest obecny,
Ewangelia jest siłą życia,
Kościół znakiem trynitarnej jedności,
autorytet wyzwalającą służbą,
misja Pięćdziesiątnicą,
liturgia pamiątką i antycypacją,
ludzkie postępowanie zostaje przebóstwione.