Bajka o Nusi
W dużym bloku mieszkała z właścicielami suczka Nusia. Była małym kundelkiem o brązowo-czarnej sierści i krótkim ogonku. Właściciele zabrali ją ze schroniska dla zwierząt, gdy była szczeniakiem. Nusia od pierwszego dnia bardzo pokochała swoich właścicieli, a oni również darzyli ją uczuciem.
W mieszkaniu miała swój kącik: tekturowy kartonik i kocyk. Dostała także dwie miseczki: jedną na psie przysmaki, drugą na wodę. W nowym domu czuła się bezpiecznie. Często wychodziła z panią na spacery. Uwielbiała poznawać nowe okolice. Marzyła o tym, by poznać inne pieski. Z daleka spoglądała w stronę bawiących się psów grających w berka, w psią piłkę i inne zabawy. Nikt z psiego towarzystwa nie zwracał na nią uwagi.
Nukę to martwiło.
Pewnego słonecznego dnia Nuka bawiła się na małej polance, radośnie podskakiwała i merdała króciutkim ogonkiem. Nagle zobaczyła za żywopłotem gromadkę psów, grających w psią piłkę. Z wrażenia stanęła jak wryta. Jej marzeniem była wspólna zabawa z innymi psami.
Nieśmiało podbiegła do pięknej jamniczki. Poprosiła ją o możliwość włączenia się do zabawy.
Jamniczka z rezerwą spojrzała na Nukę, obejrzała ją dokładnie i stwierdziła:
- Jesteś brzydka! Nawet nie masz porządnego ogona!
Jamniczka zawołała resztę psiego towarzystwa:
- Popatrzcie, co za dziwoląg! Mówi, że chciałaby się z nami bawić! Hi, hi, hi! Patrzcie, jaką ma zwykłą obrożę! Moja jest firmy „Psi Fart” i została kupiona w Centrum Handlowym Dalant, a ta... założyła byle co!
Nusia zawstydziła się bardzo. Najchętniej schowałaby się pod ziemię. Opuściła uszy i ogonek. Nagle z gromady psów wybiegły dwa owczarki i zaczęły ją gonić. Mała Nuka biegła, co sił w nóżkach. Z trudem udało jej się dobiec do domu.
Od tej pory Nuka posmutniała. Nie mogła zrozumieć, dlaczego jamniczka i owczarki tak ją potraktowały. Kilka razy podczas spacerów sytuacja się powtórzyła.
Nusia niechętnie wychodziła na podwórko. Rozglądała się bojaźliwie na boki, zastanawiając się, skąd wyjdą jej prześladowcy. W domu, gdy nikt nie widział, obgryzała pazurki. Brakowało jej psiej akceptacji.
Pewnego razu poszła do parku. Pani pozwoliła jej biegać bez smyczy. Nagle zza krzaczka wyszedł piękny czarny cocker spaniel. Uśmiechnął się do Nusi, zamerdał ogonem. Nuka była gotowa do ucieczki. Ale pies, którego wcześniej nie znała, zaszczekał:
- Zaczekaj! Jestem Kacper. Nie bój się, pobiegajmy razem.
Nuka nieśmiało popatrzyła na psa. Nie wiedziała, czy można mu ufać. Ale pies zachowywał się spokojnie. Opowiadał różne wesołe historyjki. Nuka była ciągle nieufna. W końcu Kacper zatrzymał się:
- Słuchaj, widzę, że masz problem. O co chodzi?
Nuka spojrzała na Kacpra i szepnęła:
- Nie mam psich przyjaciół, nie lubią mnie, nie mam ogonka... nie mam modnej obroży...
Kacper spojrzała uważnie na Nusię i powiedział:
- Spotkajmy się jutro o tej samej porze. To bardzo ważne.
Nuka z zaciekawieniem spojrzała Kacprowi w oczy, ale ten już nic nie powiedział, tylko pomerdał czarnym ogonem i poszedł w swoją stronę.
Nusia całe popołudnie myślała o czekającym ją spotkaniu. Ciekawiło ją, a jednocześnie przerażało. Następnego dnia o wyznaczonej porze Nuka pojawiła się na polance. Z daleka zobaczyła Kacpra biegnącego w jej stronę.
- Cieszę się, że przyszłaś, Nusiu. Chodź, przedstawię ci mojego przyjaciela. To Śmieszek. Zza pnia wyszedł najmniejszy piesek, jakiego Nusia widziała. Był mały, chudy, o trzęsących się łapach, bez obroży. Jedno jego ucho sterczało, a drugie zwisało niczym łatka.
- Cześć! Cieszę się, że mogę cię poznać! - Nusia słyszała już o tym psie i jego niezwykłym wyczynie (uratował tonącego w bajorku szczeniaka).
Trudno było uwierzyć, że tak odważny pies wygląda tak niepozornie. Śmieszek okazał się bardzo wesołym, radosnym psem. W trójkę świetnie się bawili w berka, w kopanie nor, w psi tor przeszkód, a nawet skoki przez pień drzewa.
Podczas pożegnania Śmieszek szepnął jej do ucha:
- Za dwa dni będą w tym miejscu zawody sportowe.
Nusia postanowiła przyjść. Pomyślała: „Skoro Kacper i Śmieszek mnie proszą, to nie mogę ich zawieść”.
Po dwóch dniach Nusia wraz z Kacprem i Śmieszkiem znalazła się na polance wśród całego psiego towarzystwa.
Nusia postanowiła nie zwracać na siebie uwagi, zachowywała się cicho i na wszelki wypadek schowała się za krzakiem.
Tymczasem na polance ogłoszono rozpoczęcie I psiego meczu pomiędzy drużynami Czarnych Obroży a Wielorasowcami z Poręby. Sędziował bokser Maks. Wśród kibiców Nuka dostrzegła piękną jamniczkę z nową błyszcząca obrożą na szyi. Mecz toczył się ze zmiennym szczęściem. Raz wygrywała jedna, raz druga drużyna.
Nagle piłka uderzona przez zawodnika Czarnych Obroży odbiła się od drzewa i wpadła w zarośla. Rozległ się gwizdek sędziego Maksa. Kilka psów rzuciło się w krzaki, aby uwolnić piłkę. Żadnemu się to nie udało. Piłka jeszcze mocniej utkwiła wśród gałęzi. Kibice i zawodnicy zaczęli się niecierpliwić, szczekać i warczeć. Sędzia z trudem panował nad sytuacją na boisku.
Nagle z ukrycia wybiegła Nusia. Chyłkiem przedostała się do zarośli. Ponieważ była mała i zwinna, udało jej się wypchnąć piłkę od spodu. Następnie użyła całej swojej siły, aby wypchnąć piłkę na polankę. Podniosła się wrzawa. Psy szczekały. Gwizdek sędziego uciszył hałas.
Sędzia Maks biegł w stronę Nusi. Ta skuliła się ze strachu. Maks zawołał na całą polankę:
- Brawo dla tej małej! Udało jej się uwolnić piłkę!
Psy zaczęły ponownie skakać i szczekać. Kacper i Śmieszek jako pierwsi złożyli jej gratulacje. Później podbiegały z gratulacjami inne psy. Chciały poznać małą Nukę, której udało się to, czego nie potrafiły inne, większe psy.
Nuka była bardzo szczęśliwa. W towarzystwie Kacpra, Śmieszka oraz nowych znajomych bawiła się w psią piłkę i berka cały wieczór.
Od tej pory nie narzekała już na brak psiego towarzystwa.