4, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana


"Korespondując"

("Corresponding")

Telanu

(tłum. Clio)





Seks oznacza dla nas wiele rzeczy. Może być sposobem na okazanie komuś miłości, na rozluźnienie napięcia czy choćby diabelnie dobrą zabawą.

Harry westchnął ciężko i zamknął Seks wśród tej samej płci - podręcznik dla czarodziejów. Większość poranka zmarnował już na czytanie, ale książka była tak cholernie wciągająca. I dostarczała wielu informacji - no, o ile nie zagłębiała się w stek filozoficznych bzdur na temat Czym Jest Seks. Odkąd wrócił na Privet Drive, czuł, jakby żył we środku.

W każdym razie do diabła z Fredem i George'em. I wielkie im dzięki. Harry przełknął ciężko, otwierając książkę ponownie na rozdziale Seks oralny i jak to się dokładnie robi, którego kartki były już nieźle poznaczone jego palcami. W dniu, kiedy przybył do domu, ledwo tylko spojrzał na swoją ponurą ciotkę i kuzyna, a zamiast tego wciągnął bagaż po schodach, rozpakował kilka rzeczy, aż wreszcie poddał się i sięgnął po książkę, przelatując wzrokiem spis treści z głodem wiedzy, jakiego nigdy nie okazywał w szkole ani w niczym innym za wyjątkiem może quidditcha.

Oczywiście najpierw zajrzał do rozdziałów, które wyglądały na najbardziej ekscytujące. I zaczerwienił na jakieś szesnaście różnych sposobów, zanim zdał sobie sprawę, że nie tylko większość rzeczy brzmi...no, wstrętnie, ale także nie ma pojęcia, o co właściwie chodzi. Westchnął więc ciężko i wrócił do początku: Rozdział pierwszy: Podstawowa biologia.

Napletek. Jądra. Sutki. Masa nieprzyzwoitych kawałków ze szczegółowym opisem każdego, nie wspominając o wszystkich innych potencjalnie erogennych strefach, o których nigdy wcześniej nawet nie słyszał. (Pachy? Co jest seksownego w pachach?) A co do, um, prostaty, po prostu nie potrafił wyobrazić sobie niczego ukrytego... tam, co mogłoby być tak diabelnie podniecające. Ale gdy przestudiował już trochę więcej, odkrył, że wielu ludzi najwyraźniej lubi... um, to i może kiedyś nie byłoby takim złym pomysłem spróbować. Kiedyś. Daleko w przyszłości.

Dziś był ostatni dzień lipca, jego urodziny, a każdego dnia od powrotu ze szkoły zaglądał do książki, zwykle późną nocą. Był więc zupełnie pewien, że jak na razie wszystko dobrze pamięta. Niektóre pomysły z miejsca mu się spodobały. Inne przypadły mu do gustu po kilkukrotnym przeczytaniu o nich i uświadomieniu sobie, że właściwie tak - chociaż pozycja sześćdziesiąt dziewięć brzmiała nieco dziwnie, myśl istotnie przyprawiała go o erekcję, która wymagała natychmiastowej pomocy. Ale niektórych rzeczy nie potrafił sobie nawet wyobrazić, nigdy, nigdy. Na przykład, w żaden sposób nie zamierzał lizać czyjegoś... cóż.

Może wszystko to byłoby łatwiejsze do przyswojenia, gdyby nie myślał o konkretnej osobie za każdym razem, gdy czyta o nowej czynności seksualnej. Może nawet byłoby prościej, gdyby tą konkretną osobą był ktokolwiek poza Snape'em. Po prostu nie był w stanie wyobrazić sobie Snape'a robiącego niektóre z tych... rzeczy. Albo robienia ich Snape'owi, jeśli o to chodzi. Snape nosił tą swoją mroźną powściągliwość niczym dodatkową koszulę i choć seks mógł oznaczać wiele rzeczy, Harry był całkowicie pewien, że powaga, godność i dostojeństwo nie są jednymi z nich.

Oczywiście, Snape wcale nie był taki powściągliwy i z pewnością nie mroźny podczas ich ostatniego spotkania.

Cholera. Głowa Harry'ego opadła na książkę z cichym jękiem, gdy poczuł, jak znów się podnieca. Nie wiedział, co się z nim stało tego lata, ale jego prawa ręka przechodziła lepszy trening niż kiedykolwiek wcześniej. Książka w połączeniu ze wspomnieniem pocałunków Snape'a i własną, raczej pobudzoną wyobraźnią Harry'ego wydawały się doprowadzić go do stanu niemal stałej erekcji. Czasami miał wrażenie, że nigdy się jej nie pozbędzie. Dzięki Bogu, że nie był w Hogwarcie; Dursleyowie mogli go nienawidzić, ale przynajmniej zostawiali go w spokoju i po raz pierwszy w życiu Harry był głęboko wdzięczny za samotność. Mógł zaspokajać się tak często, jak mu się podobało. I robił to.

I doprawdy bardzo, bardzo wyraźnie potrafił sobie wyobrazić Snape'a robiącego niektóre rzeczy, o których czytał.

Na myśl o Snapie jego oczy znów automatycznie powędrowały do okna, by zobaczyć, czy już się ściemnia. Westchnął. Słońce powoli, ale nieubłaganie zbliżało się do horyzontu, to prawda, ale minie jeszcze dobrych kilka godzin, zanim zapadnie zupełna noc, kiedy będą mogły przylecieć sowy. Rona, Hermiony i Hagrida przybyły planowo o północy, w pierwszej minucie dnia jego urodzin - ale nic od Snape'a. Harry czuł się trochę winny, że tak go to rozczarowało; w końcu przyjaciele przysłali mu jak zawsze cudowne prezenty, a jedzenie, które spakowały Hermiona i pani Weasley, było przepyszne. Ale... Jednak miał nadzieję... I w końcu Snape pisał do niego wcześniej.

Mniej więcej kazał Snape'owi pisać do siebie latem, mimo to był zdumiony, gdy obudził się którejś czerwcowej nocy i zobaczył dużą, brązową sowę, tłukącą się stanowczo w okno i niosącą mały zwój pergaminu od mistrza eliksirów. Wiadomość była dość zwięzła: Hogwart jest spokojny bez wszystkich tych kłopotliwych uczniów dokoła, Snape wreszcie przeprowadził kilka cennych badań, a skoro o tym mowa, ma nadzieję, że Harry tego lata przerabia książki, a nie leni się i pozwala, by zmarnowało się cenne szkolenie. A przy okazji, jeśli Harry ma ochotę odpisać, musi zrobić to od razu i wysłać tą samą sową, albowiem bardzo dziwnie wyglądałoby, gdyby sowa Harry'ego Pottera zaczęła dostarczać regularne wiadomości nauczycielowi eliksirów w Hogwarcie.

Harry wpuścił sowę, która pofrunęła cicho na żerdź na komodzie i rzuciła pogardliwe spojrzenie Hedwidze zamkniętej w klatce, podczas gdy on usiadł i próbował wymyślić w odpowiedzi coś choćby w połowie tak elokwentnego. W końcu poddał się i nagryzmolił tylko kilka banałów o tym, że lato mija mu dobrze, jakie badania Snape prowadzi, ma nadzieję, że wszystko się powiedzie, i jakiego podręcznika do eliksirów będą używać w przyszłym roku? Po chwili wahania dopisał jeszcze proste "Tęsknię za tobą" z nadzieją, że Snape nie uzna tego za sentymentalne, ale podejrzewał, że to przede wszystkim samotność musiała skłonić uwięzionego w szkole mistrza eliksirów, by do niego napisał.

Sowa wróciła tydzień później, niosąc ciężko wyglądający podręcznik z kolejnym krótkim listem wsuniętym do środka. Harry zrozumiał aluzję i postanowił pilnie przestudiować książkę. Trzymał się postanowienia i czytał (okropny, jałowy, nudny) tekst z taką koncentracją jak - nawet jeśli o wiele mniejszym entuzjazmem - podręcznik do seksu.

Naprawdę zamierzał dobrze radzić sobie z eliksirów w tym roku, nie tylko lecieć po łebkach. Nie zamierzał dawać Snape'owi żadnych wymówek. Zamierzał poznawać materiał z zastanowieniem, tak jak Hermiona - jeśli nie lepiej - i to od pierwszego dnia zajęć. Zamierzał być gotów. Nawet jeśli było to tak nudne jak tysiącletnie kości.

Od tamtego czasu dostawał listy co tydzień.

Z ciężkim westchnieniem Harry znów zamknął książkę do seksu. Dzisiaj nie zaglądał do eliksirów i chociaż kusiło go, by poobijać się w urodziny, nauka pomogłaby odwrócić jego myśli od sowy od Snape'a, która nie przybyła. Wyciągnął więc zwój pergaminu i zaczął ostrożnie robić notatki z Rozdziału 12, Części trzeciej, Liść Firminu: Trujący, mimo to przydatny. Ugh.

Tak minęła godzina czy dwie, aż na piętro doleciał cięty głos ciotki Petunii, wzywający go na obiad.

Wstał z łóżka, ostrożnie podmuchał na atrament i, zwijając pergamin, rzucił ostatnie spojrzenie na okno, po czym zszedł na dół.

* * *


Pół godziny później wrócił na górę po obiedzie, który, jak zawsze, przebiegał w cichej i ponurej atmosferze. Tylko to lato i następne, powiedział sobie. A tego została tylko połowa. To i następne. Potem nigdy, nigdy nie będziesz musiał ich oglądać.

Oczywiście, obiady u Durseyów miały jedną korzyść, z której nigdy wcześniej nie zdawał sobie sprawy: ciotka Petunia bardzo lubiła banany. Upierała się, że Dudley ma za mało potasu - i prawdopodobnie miał, biorąc pod uwagę olbrzymią ilość skrobi i tłuszczu, jakie pochłaniał zamiast faktycznych środków odżywczych. Banany oczywiście nie były przeznaczone dla Harry'ego, ale że kupowała je w wielkich kiściach, nigdy nie zauważała, że jeden znika co jakiś czas.

Harry zaczerwienił się, wyciągając banana spod za dużej, rozciągniętej koszulki, gdzie go wepchnął. Nie interesowały go tylko dla smaku. Podczas swoich, aa, studiów nad książką Freda i George'a, zaczął irytować się, zdawszy sobie sprawę, że choć teoria była dobra, nie mógł poćwiczyć z żadną... częścią ciała. I niech go diabli, jeśli chciał być niezdarny jak głupi dzieciak podczas pierwszego razu! Chciał być w tym dobry dla Sna... dla swojego kochanka, desperacko chciał go zadowolić.

I któregoś dnia wszedł do kuchni i... walnęło go natchnienie. Jak zawsze miało w zwyczaju. W końcu one były idealne. Właściwy kształt i można było łatwo pozbyć się dowodów na działalność - w przeciwieństwie do prawdziwego życia, ee, zabawek, które trzeba było trzymać ukryte pod materacem albo pod podłogą, albo w innych niedogodnych miejscach. No i były o wiele smaczniejsze.

Harry spędził kolejną sekundę, by złożyć głębokie i serdeczne podziękowania za to, że, nie licząc Hedwigi, jest w tym pokoju zupełnie sam, i że nikt, ale to nikt nie wie, iż swoje wieczory spędza, czytając książkę o seksie i dotykając i oblizując obranego banana - ciągle spoglądając na ruchome ilustracje, by upewnić się, że robi to dobrze. Zazwyczaj mężczyźni na obrazkach unosili kciuki do góry, co dodawało otuchy; po tym wszystkim czuł, jakby znał ich osobiście.

Znów popatrzył z irytacją w ciemniejące niebo. Listy Snape'a nigdy nie przychodziły o tej samej porze; czasem mogły przybyć tuż po zapadnięciu zmroku, czasem Harry rzucał się do okna o wpół do czwartej nad ranem. Nie był pewien, czy to sowa okazjonalnie zboczyła z drogi, czy po prostu Snape zakładał, że Harry nie śpi wtedy, kiedy i on. Ale było to cholernie wkurzające.

Spojrzał znów na podręcznik do eliksirów na łóżku, w myślach kręcąc na niego nosem, i stanowczo tłumiąc rumieniec, skupił się na sprawdzaniu, jak głęboko może wchłonąć banana, nie zaciskając szczęk.

* * *


Szykując się już do spania, Harry powiedział sobie twardo, że nie jest rozczarowany. Ani trochę. Snape nie był sentymentalnym typem, prawda? I, by być sprawiedliwym, Harry nie powiedział mu, kiedy dokładnie wypadają jego urodziny, tyle tylko że w lipcu. Poza tym, dziś był ostatni dzień lipca, więc gdyby Snape zamierzał cokolwiek, powinien to zrobić do tej pory...

Nie bądź głupi, Potter warknął na samego siebie głosem, który brzmiał raczej jak głos Snape'a. Dostajesz listy co tydzień; może po prostu czeka na środę, jak zawsze, albo zupełnie zapomniał... To nie wydawało się niemożliwe, pomyślał Harry, ugniatając poduszkę pod głową i próbując zasnąć. Lepiej zrobi, jeśli zaakceptuje prawdę, że...

O czymkolwiek chciał pomyśleć, znikło w okamgnieniu, gdy ostry dźwięk stukania dobiegł od okna. Harry zerwał się z łóżka, niemal się potykając, próbując wyplątać się z prześcieradeł i mając nadzieję, że hałas nie był spowodowany przez przypadkowy obiekt, który trafił w szybę. Ale nie, to była duża brązowa sowa Snape'a, trzepocąca się na zewnątrz ze zwojem ściśniętym pazurami. Czy to Harry'ego wyobraźnia, czy rzeczywiście zwój wyglądał na grubszy niż zazwyczaj? Zażenowany tym, jak z podniecenia trzęsą się jego ręce, niepotrzebnie mocno szarpnął okno i pozwolił sowie wlecieć do środka. Wielki ptak tym razem przysiadł na poręczy łóżka, wcześniej upuściwszy zwój na biurko.

Harry rozpromienił się.

- Cześć, Acheron - powiedział, świadom, że po jego twarzy rozlewa się bardzo głupi uśmiech, i czule popieścił wspaniałą głowę. On i Acheron raczej dobrze poznali się przez ostatnie kilka tygodni i brązowa sowa wydawała się lubić Harry'ego. - Cieszę się, że cię dziś widzę!

Acheron zahuczał cicho i niecierpliwie, a Harry skrzywił się z żarliwą nadzieją, że Dursleyowie nie usłyszą.

- Wiem, wiem, zaraz na to spojrzę - powiedział uspokajająco.

Wyszczerzył zęby i odwróciwszy się do klatki Hedwigi, otworzył ją. Wydała sowi dźwięk szczęścia i dwa ptaki pofrunęły razem na żerdź na komodzie, gdzie pochyliły puchate głowy i zaczęły cicho parskać. Harry, siadając przy biurku, nie mógł powstrzymać prychnięcia; z początku Acheron i Hedwiga nie byli wielkimi przyjaciółmi, ale wyraźnie wydawali się rozgrzewać. Powiedział sobie, że naprawdę powinien wspomnieć o tym w liście do Snape'a, ale ironia była tak gruba, że był pewien, że mu nie uwierzy.

W każdym razie dostał, na co czekał: list na urodziny. Ale zatrzymał się przed przeczytaniem, częściowo chcąc przedłużyć oczekiwanie, a częściowo zastanawiając się, jaki też list urodzinowy może napisać ktoś taki jak Snape. Czy byłby jak... Albo nie, może bardziej jak...

Harry wywrócił oczami i rozwinął pergamin.

I zamrugał. Powodem, dla którego zawiniątko wyglądało na grubsze niż zwykle, było coś wciśniętego we środek; ściślej mówiąc, jakiś obiekt, ostrożnie owinięty w miękki, zielony materiał. Po rozwinięciu tkanina ukazała małą szklaną buteleczkę zawierającą niewielką ilość płynu o różanej barwie. Harry zamrugał, a potem zdał sobie sprawę, że to ma całkowity sens. Snape przysłał mu na urodziny eliksir - oczywiście. Być może nawet sam go przyrządził. Ale co to za eliksir? Harry podniósł buteleczkę i przez chwilę patrzył na płyn w świetle lampy, obserwując, czy zmieni kolor albo konsystencję, chcąc przekonać się, czy potrafi zgadnąć samemu, zanim przeczyta list. Ale wyglądał absolutnie nieznajomo.

Cóż, wobec tego najlepiej się dowiedzieć. Wciąż uśmiechając się głupawo, Harry ostrożnie odstawił fiolkę na bok i zaczął czytać. List zaczynał się w typowy sposób, bez przerwy na niepotrzebne, sentymentalne przywitania jak "Drogi Harry" czy choćby "Cześć, Potter". Snape zawsze od razu przechodził do rzeczy.


Rozumiem, że dziś są twoje urodziny; cóż, Wszystkiego Najlepszego więc.

Harry znów wywrócił oczami, ale uśmiechnął się szeroko.

Mam nadzieję, że spędziłeś dzień przyjemnie, a przynajmniej dostałeś wieści od przyjaciół. Z pewnością otrzymałeś pełno bezużytecznych prezentów, które zupełnie przepędziły z twojej głowy myśli o nauce - dyrektor na pewno by to pochwalił. Wydaje mi się, że słyszałem, jak Hagrid wspominał, że planuje wysłać ci album z fotografiami "interesujących stworzeń".

Uśmiechając się, Harry spojrzał na album, który leżał na jego nocnej szafce i przedstawiał strona po stronie fotografie niektórych najstraszniejszych potworów świata. Czasami sam Hagrid stał koło bestii, uśmiechając się szeroko i machając. Harry nie miał pojęcia, kto zgodził się zrobić tak osobliwe zdjęcia.

W załączeniu znajdziesz fiolkę (o ile Acheron jej nie upuścił) somniesperusa. To napój nasenny, ale raczej niezwykły: jeśli zażyjesz go na pół godziny przed snem, zadziała on na układ nerwowy i przeczesze twój nieświadomy umysł. Będziesz śnił o dawno zapomnianych rzeczach, które chciałbyś pamiętać, albo może o czymś, co bardzo pragniesz zdobyć. Nie jest to eliksir dla bojaźliwych, gdyż pokazuje nam prawdę o nas samych, na którą czasem nie jesteśmy gotowi - może jeszcze nie rozumiesz, o czym mówię. A ja wiem, że nie brak ci odwagi; wręcz przeciwnie, ku mojemu sporadycznemu zaniepokojeniu.

Harry zamrugał i jeszcze raz przeczytał ostatnie zdanie. Czy mu się wydawało, czy Snape właśnie przyznał, że czasem się o niego martwi?

Pewnie było śmieszne odczuwać w tym momencie rozprzestrzeniające się we wnętrzu ciepło.

Skoro o tym mowa, zażyj eliksir według własnego uznania. Pragnę zaznaczyć, że odszuka tylko przyjemne dla ciebie marzenia i wspomnienia, więc nie obawiaj się koszmarów - aczkolwiek czasem możemy być zszokowani, dowiadując się, co naprawdę sprawia nam przyjemność. O czymkolwiek będziesz śnił, mam nadzieję, że spodoba ci się.

Marszcząc czoło, Harry przejrzał jeszcze raz cały akapit. "Rzeczy zapomniane, o których chciałbyś pamiętać"... Dokładnie jak daleko w jego marzenia może sięgnąć ten eliksir? Czy mógłby może śnić o swoich rodzicach, zanim pojawił się Voldemort? Czy wspomnienia dziecka w ogóle się rejestrują? Przełknął ciężko na myśl, że Snape mógł mu dać szansę na odkrycie tej części jego życia, o której zawsze myślał, że przepadła na zawsze.

Ale jeśli było to tak niewinne, po co te ostrzeżenia? Znów zmarszczył brwi. "Czasem możemy być zszokowani, dowiadując się, co naprawdę sprawia nam przyjemność" - pewnie o to mu chodziło. Myślał przecież, że umrze z upokorzenia, gdy zdał sobie sprawę ze swego pociągu do mistrza eliksirów. Harry na próżno zastanawiał się, czy Snape czuł to samo.

Może nie powinien zażywać go dzisiaj? Był piekielnie ciekawy, ale skoro eliksir przyszedł w tak małej ilości, a poza tym nigdy o nim nie słyszał, Harry miał pełne respektu uczucie, że była to naprawdę bardzo rzadka i skomplikowana mieszanka. Zdecydował, że zachowa ją na noc, kiedy naprawdę będzie potrafił ją docenić, na noc, gdy będzie potrzebował słodkich snów. To był naprawdę znaczący podarunek. Czytał dalej.

Życie tutaj toczy się szybko. Dyrektor zamówił kilka książek, które okazały się bardzo pomocne w moich badaniach, aczkolwiek każdego dnia oczekuję polecenia, by zwrócić je do biblioteki. Co jest zupełnym absurdem, ponieważ jestem pewien, że nie zainteresują nikogo poza mną.

Harry uśmiechnął się raczej łobuzersko, wyobrażając sobie, jak Snape traci punkty dla Slytherinu za wykradanie książek z biblioteki, choć sam gnębił za to Harry'ego w pierwszej klasie.

Mimo to mnie dni mijają raczej powoli, szczególnie z moimi ograniczeniami odnośnie wchodzenia i wychodzenia. Nie mogę więcej zdradzić w liście, ale ostatnio nie było żadnych oznak Aktywności i jestem pewien, że jedna popołudniowa wycieczka na Aleję Pokątną celem uzupełnienia zapasów nie stanowiłaby znaczącego zagrożenia dla mojej osoby. Ale dyrektor jest upartym człowiekiem.

Harry westchnął i potrząsnął głową, wiedząc, że Snape się dąsa, i wiedząc także, że on, Harry, z pewnością robiłby to samo. Źle, że Snape nie ma własnej wersji Mapy Huncwotów; mógłby przynajmniej wykradać się do Hogsmeade na piwo kremowe. Ale bez względu na nowy kierunek, jaki obrała ich znajomość, Harry ani myślał dzielić tego szczególnie drogiego obiektu z mistrzem eliksirów. Niektórych obietnic po prostu się nie łamie, a był zupełnie pewien, że Fred i George (nie wspominając prawdziwych Huncwotów) umieściliby Snape'a bardzo daleko na liście Osób, Którym Można Pokazać Mapę, może gdzieś zaraz przed "osoby, których imiona kończą się na '-oldemort'".

Ale Harry starał się w tych dniach nie myśleć zbyt wiele o Voldemorcie.

Były przyjemniejsze rzeczy do rozpamiętywania.

Oczy zaczęły go piec, przypominając o późnej porze; mrugnął kilka razy i przeczytał ostatni akapit.

Mam nadzieję, że dobrze wykorzystujesz podręcznik do eliksirów, który ci posłałem (Harry westchnął. Snape zawsze to pisał.) Nie każdy jest super gwiazdą jak panna Granger, ale wierzę, że jeśli tylko się postarasz, jesteś w stanie nie być tak strasznie nieudolnym na moich lekcjach.

Usta Harry'ego zacisnęły się w niezupełnie przyjemnym uśmiechu. O tak, jest. I dowiedzie tego. Tylko poczekaj, Snape. Tylko poczekaj.

Zostaje tylko miesiąc, zanim wrócisz do szkoły; dyrektor wspomniał, że przez jakiś czas będziesz u Weasleyów. Podejrzewam, że jakakolwiek prośba o zachowanie ostrożności pozostanie całkowicie bezowocna, skoro pałętasz się z tą bandą. Ale pamiętaj o tym, że skoro nie ma śladów Aktywności, nie oznacza to, iż ona nie istnieje.

Harry prychnął. Naprawdę, czy Snape ma go za durnia? Oczywiście, że gdzieś istniała "Aktywność". Ale przecież on i Ron nie zamierzali iść jej szukać podczas wakacji. O ile, rzecz jasna, nie była naprawdę oczywista, albo tuż pod ich nosami, albo coś tak niebezpiecznego, że wymagało natychmiastowego zbadania...

Harry zamrugał, a potem westchnął, przyznając bardzo niechętnie, że może, może Snape ma rację. I... było na swój sposób miłe ze strony mistrza eliksirów, że tak się o niego martwi.

- Niech zwykli ludzie martwią się o jego bezpieczeństwo!

Harry zamrugał znów, gdy ostry głos Snape'a nagle rozbrzmiał w jego pamięci, przynosząc raczej nieprzyjemne wspomnienie z trzeciego roku, gdy Snape przyłapał go na wymykaniu się do Hogsmeade bez zezwolenia. Powiedział... to. Ale jakoś Harry to przegapił w otoczeniu tej znienawidzonej frazy "słynny Harry Potter". Czy Snape naprawdę się o niego martwił, nawet wtedy...?

Pokręcił stanowczo głową. Pewnie nie. Aż tak wiele nie mógł oczekiwać.

List zbliżał się do końca.

Jeśli czas pozwoli, napiszę ponownie za tydzień. (Listy zawsze tak mówiły i zawsze przychodziły co tydzień.)

Severus Snape


Harry zmarszczył brwi. Snape zazwyczaj nie pisał całego imienia, woląc zamiast tego kończyć list obcesowym "S.S.". Na początku było dla Harry'ego kłopotliwe, by podpisywać własne listy "H.P.", i czuł się nieco głupio, ale nieswojo mu było pisać "Harry", skoro Snape nie zamierzał robić tego samego. Ale teraz nagle stało "Severus", gapiąc się na niego z kartki, nawet jeśli w bezpiecznym towarzystwie nazwiska.

Harry nigdy nie nazywał Snape'a po imieniu, nawet we własnych myślach. Podejrzewał, że to coś znaczy.

Był jednak zbyt zmęczony, by akurat teraz zastanawiać się nad tym, i w zamian wyciągnął rolkę pergaminu, ułożył uprzejmą i raczej krótką notkę z podziękowaniem, świadomie powstrzymując się od jakichkolwiek opryskliwych komentarzy na temat, jak ciężko się uczy. Chciał, by było niespodzianką, jeśli dobrze mu pójdzie na zajęciach, a jeśli nie... cóż, Snape nie dowie się o jego porażce. Skończył list ciut bardziej osobiście, mówiąc, że cieszy się na powrót do szkoły i spotkanie się ze wszystkimi, i że właściwie czasem tęskni do lekcji - mając nadzieję, że Snape odczyta między wierszami, że wciąż jest zbyt nieśmiały, by napisać: To ciebie chcę znów zobaczyć, tęsknię za tobą.

Podpisał list "Harry Potter". Proszę. Ani trochę nie ustąpił. Proszę bardzo, "Severusie Snapie".

Acheron sprawiał wrażenie nieco zirytowanego, gdy przerwano jego tête-à-tête z Hedwigą, ale z gracją przyjął rolkę pergaminu i pieszczotliwie uszczypnął Harry'ego w knykcie, po czym odfrunął w noc. Harry odwrócił się i uśmiechnął głupkowato na widok listu, który wciąż leżał na biurku obok małej fiolki. Ostrożnie zwinął pergamin i włożył go do szuflady biurka pomiędzy inne listy od Snape'a, zatrzymując się, by jeszcze raz zastanowić się, co z nimi zrobi, gdy będzie wyjeżdżał. Nie mógł zabrać ich do Hogwartu, istniało zbyt wielkie ryzyko, że zostaną odkryte przez jego przyjaciół i postawią go przed wieloma nieprzyjemnymi pytaniami, ale tutaj też ich nie mógł zostawić. Pani Dursley najpewniej przejedzie przez pokój gęstym grzebieniem zaraz po jego wyjściu. A pomysł, by je zniszczyć, absolutnie mu się nie podobał.

Westchnął ciężko, na powrót ostrożnie owijając fiolkę w miękką, zieloną tkaninę i kładąc do szuflady nocnego stolika, po czym wczołgał się do łóżka. Jutro. Pomyśli o tym jutro; teraz chciał tylko trochę się przespać i zapamiętać bardzo przyjemny dzień urodzin.

* * *


Następna środa przyszła i minęła. Bez listu. W czwartkową noc Harry wbijał wzrok w blady księżyc za oknem; może Snape rzeczywiście nie ma teraz czasu, by pisać? Cóż, podejrzewał, że szkolne przygotowania już trwały; był początek sierpnia i mieli tylko miesiąc, by doprowadzić Hogwart do wzorowego porządku.

Skoro mowa o porządkach - zalegał o jeden czy dwa rozdziały z nauką eliksirów. Tak łatwo było się rozproszyć przy nowych prezentach, podręczniku do seksu czy nawet - zaczerwienił się nieco - przy starych listach Snape'a. Cóż, w końcu jeśli ma je zniszczyć, nie chciał ich zapomnieć, więc było dobrym pomysłem, by czytać je od czasu do czasu. Każdego dnia.

Zmarszczył brwi i oderwał wzrok od notatek z eliksirów. Bez ostrzeżenia do głowy wskoczyła mu Mapa Huncwotów, niosąc ze sobą intrygującą myśl. Czy było możliwe tak zaczarować listy, by wyglądały jak czysty pergamin albo notatki z zajęć, albo coś równie niewinnego? Coś takiego, by tylko on wiedział, czym naprawdę są? Mógłby wówczas zabrać je do Hogwartu i ukryć na widoku! Spodobał mu się ten pomysł. Jutro odłoży eliksiry na korzyść zaklęć i zobaczy, co mu wyjdzie. Pochylając się z nową motywacją do nauki, przeszedł do raczej jałowej części tekstu traktującej o wielu niebezpieczeństwach związanych z zaawansowanym użyciem korzenia mandragory, kiedy nagle usłyszał znajome stukanie za oknem.

Harry podniósł wzrok z uśmiechem, nie przejmując się, że list przyszedł dzień później, ale szczęśliwy, że przyszedł w ogóle. Jego uśmiech nieco osłabł, gdy ujrzał maleńką, szarą sówkę, trzepocącą się za szybą; to nie był Acheron. Pomyślał, że raczej rozpoznaje ją jako jedną ze szkolnych sów z sowiarni.

Cóż, może Acheron był chory albo coś.

- Przykro mi, Hedwigo - wymruczał, otwierając okno.

Sowa wfrunęła i złożyła na biurku Harry'ego nie list, a egzemplarz Proroka Codziennego.

Harry zmarszczył czoło z konsternacją, podnosząc mały zwitek, który leżał starannie wsunięty we środek. Czy Snape chciał, by przeczytał jakiś artykuł? Ale pismo na zwoju nie należało do mistrza eliksirów - należało do Dumbledore'a. Oczy Harry'ego rozszerzyły się z niepokojem, gdy czytał wiadomość.


Drogi Harry.

Mam nadzieję, że wszystko u ciebie dobrze i cieszysz się swoimi wakacjami; podejrzewam, że wizyta u Weasleyów jest tuż-tuż? Jestem pewien, że z przyjemnością znów zobaczysz przyjaciół.

Niestety, choć chciałbym udawać, że to zupełnie towarzyski list, nie mogę i lepiej, jeśli od razu przejdę do rzeczy. Przeczytaj, proszę, krótki artykuł na stronie dziesiątej w lewym, dolnym rogu. Będziesz wiedział, o który mi chodzi.

Chcę zaznaczyć, że profesor Snape jest wciąż bezpieczny w Hogwarcie, według moich instrukcji, i zupełnie nie poszkodowany. Pomyślałem jednak, że powinieneś o tym wiedzieć.

Albus Dumbledore



Ostatni akapit wystraszył Harry'ego niemal na śmierć, toteż zimnymi palcami otworzył gazetę, niemal ją drąc w pośpiesznym szukaniu strony dziesiątej. Jego oczy przejrzały stronę, aż zatrzymały się na małym nagłówku pod Pulsem ministerstwa:

SNAPE MANOR SPALONA

Harry zamrugał, po czym przeczytał raz jeszcze, by upewnić się, że dobrze zrozumiał.

SNAPE MANOR SPALONA

Gapił się na ostatnie słowo.

SPALONA

Usiadł twardo na krześle, przeskoczył nagłówek i przeczytał całość.


Snape Manor, jeden z najstarszych czarodziejskich domów w Anglii i siedziba jednej z najstarszych czarodziejskich rodzin, poważnie ucierpiała we wtorkową noc, prawdopodobnie z powodu przypadkowego zaprószenia ognia. Choć majątek nie został zniszczony, straty w samym budynku są szacowane na bardzo wysokie.

Pan Severus Snape, jedyny żyjący członek rodziny i obecny Mistrz Eliksirów w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, nie przebywał w posiadłości w czasie pożaru; na stałe mieszka w szkole. Pozostaje nieosiągalny dla komentarza. Pochodzenie ognia pozostaje tajemnicą.



Harry odchylił się na krześle, bezmyślnie gapiąc się w ścianę. Zrobili to. Sukinsyny. To robota śmierciożerców, był pewien. Dowiedzieli się, że Snape jednak żyje, i spalili jego dom w ramach zemsty.

Nawet nie wiedział, że Snape miał dom poza swoim mieszkaniem w Hogwarcie. Nie wiedział, że Snape pochodził z jednej z "najstarszych czarodziejskich rodzin w Anglii". Nie wiedział, Harry zdał sobie sprawę, o Snapie w ogóle niczego .

Poza - "jedyny żyjący członek rodziny"...

Przełknął ciężko i znów spojrzał na artykuł. Zamieszczono zdjęcie Snape Manor w całej, dawnej okazałości; majestatyczne drzewa kołysały się na niewidzialnym, fotograficznym wietrze. Sam dom był ogromny, wielkości niemal zamku. Snape'owie byli nie tylko starym rodem, najwyraźniej byli również obrzydliwie bogaci.

Poniżej tego zdjęcia znajdował się obraz pozostałych szczątków. Harry nie mógł długo na to patrzeć; robiło mu się niedobrze. Czy Snape zwykle jeździł do domu na lato, do tego wspaniałego domu? Gdyby Dumbledore nie zatrzymał go tego lata w Hogwarcie... Gdyby śmierciożercy zaskoczyli go tam... Zadrżał mocno, po czym zastanowił się nad kilkoma rzeczami.

Dlaczego w ogóle Snape pracował w Hogwarcie? Najwyraźniej nie musiał zarabiać, o ile majątek nie przechodził kryzysu - Harry podejrzewał, że nie było to niemożliwe. Słyszał, że tak się dzieje pośród mugolskiej szlachty. Ale fotografia domu sprzed zniszczenia była świeża i pokazywała, że miejsce było w dobrym stanie, przynajmniej od zewnątrz. Dlaczego więc Hogwart? Dla ochrony? Bo były chwile, gdy wydawało się, że Snape'owi nauczanie w ogóle nie sprawia przyjemności. Ale... ale przecież przedtem nie potrzebował ochrony, aż do tego roku, prawda?

Harry'emu kręciło się w głowie. Szara sowa wydała chrapliwy, natarczywy odgłos i ocknął się z odrętwienia, pisząc mechanicznie na kawałku pergaminu - hmm, zaczynał mu się kończyć, napisał tego lata więcej listów niż przez całe życie - by podziękować Dumbledore'owi za przysłanie artykułu i powiedzieć mu, że cieszy się bardzo, że profesor Snape jest bezpieczny. Nic więcej ponad to nie przychodziło mu do głowy, poza wszystkimi pytaniami, które były raczej impertynenckie i prawdopodobnie lepiej je sobie odpuścić.

Posłał sowę swoją drogą i nie spał tej nocy.

Pełznąc niczym gąsienice, minęły kolejne dwa dni i wciąż ani słowa od Snape'a. Jego humoru nie poprawił nawet list od Freda i George'a - w rzeczywistości sprawił tylko, że poczuł się zmieszany i zdenerwowany - przepełniony przebiegłymi insynuacjami na temat jego zbliżającej się wizyty i "co zrobimy, gdy znów cię dorwiemy". Nie zdawał sobie sprawy, wtedy w toalecie, że stworzył potwora. Przez całe lato był nękany listami, o których Ron (ani pani Weasley), był pewien, nie wiedzieli, listami pytającymi go o letnie czytanie i czy rozdział piąty nie był jego ulubionym (rozdział piąty nosił tytuł Trójkąty i inne osobliwości). Zanim Harry dostał ostatni list, był w takim napięciu, że niemal odpisał im bardzo ciętym tonem, by więcej nie zawracali mu głowy, wie, czego chce, dziękuje bardzo, i nie dotyczy to trójkątów czy rudzielców, czy piegusów, aczkolwiek wysoki, ciemny mężczyzna odegrałby znaczącą rolę. Na szczęście jego zdrowy rozsądek powstrzymał go i nie wysłał niczego w tym rodzaju, zamiast tego pisząc bez komentarza, u-mnie-wszystko-w-porządku list, a potem usiadł i napisał fałszywie wesoły list także do Rona.

Przed końcem drugiego dnia po otrzymaniu Proroka Codziennego od Dumbledore'a, Harry niemal zaczął rwać sobie włosy z głowy i był tak chimeryczny i irytujący, że wuj Vernon z rykiem ostatecznie przegnał go do pokoju. Aż tak bardzo mu znowu przykro z tego powodu nie było. Tutaj w spokoju mógł wydeptywać podłogę. Tym, czego naprawdę mu brakowało, był lot na miotle, by oczyścić mu w głowie i pozbyć się trochę energii, ale na to oczywiście nie miał szans. Wszystkie plany, by rzucić uroki na listy, zniknęły całkowicie w oczekiwaniu na następny list - i zaczął się zastanawiać, czy on kiedykolwiek przyjdzie.

Banany nawet nie przyszły mu na myśl w ciągu tych dni, chociaż ciotka Petunia przyniosła do domu kolejne trzy kiście.

Kiedy więc prawie o drugiej nad ranem już trzeciego dnia po liście od Dumbledore'a obudził się i ujrzał Acherona trzepocącego skrzydłami za szybą, Harry absolutnie nie zwracał uwagi na godzinę. Wyskoczył z łóżka, mniej więcej tak jak w urodziny, i wpuścił sowę, ledwo pamiętając, by wypuścić Hedwigę z klatki, a potem zapomniał o obu ptakach, siadając z listem przy biurku.

Dziesięć minut później odchylił się na krześle z sykiem frustracji: list był wypełniony zwykłymi sprawami i niczym innym. Snape nawet nie wspomniał, co się stało z jego domem! Typowe! Wiedział, że Harry nie ma możliwości zdobycia Proroka Codziennego, i pomyślał, że może utrzymać wiadomość w tajemnicy. Szkoda, że nie liczył na Albusa Dumbledore'a. Ale dlaczego Snape nie chciał, by Harry wiedział, co zaszło? Przecież Harry nie mógł wskoczyć na miotłę, polecieć do posiadłości i zbadać sprawę samemu - nie mógł nawet opuszczać Privet Drive!

Cholernie głupi, frustrujący facet.

Cóż, nie ujdzie mu to na sucho. Wzdychając i trąc lekko zaczerwienione oczy, Harry sięgnął po kolejny arkusz pergaminu, zauważając z niepokojem, że zostało mu już tylko pięć. Wzorując się na Snapie, całkowicie pominął nagłówek i napisał:

Odczułem prawdziwą ulgę, otrzymawszy twój list. Ktoś (może lepiej nie nazywać Dumbledore'a wprost?) przysłał mi egzemplarz środowego "Proroka Codziennego" i przeczytałem, co stało się z twoim domem. Naprawdę, naprawdę mi przykro.

Przystanął w tym miejscu. Co się mówi komuś, komu przydarzyło się coś takiego? Oskarżenia dlaczego-mi-nie-powiedziałeś wydawały się nieco nie na miejscu.

Cieszę się, że nie ucierpiałeś. W pożarze w każdym razie - podejrzewam, że mogło ci to sprawić ból w inny sposób, nie wiem. Ale jest mi przykro. Nie wiem, czy mógłbym jakoś pomóc. Daj mi znać, jeśli tak.

Wziął głęboki oddech i podpisał się.

Harry

I odesłał Acherona z powrotem w noc.

* * *


Tym razem nie musiał długo czekać. Acheron wrócił następnej nocy, wyglądając na nieco zmęczonego. Prawdopodobnie nie był przyzwyczajony do takiego tempa komunikacji, chociaż usadowił się obok Hedwigi na szafce tak ochoczo jak zawsze. Cóż, jest raczej tłustą sową, pomyślał Harry z roztargnieniem, pospiesznie rozwijając zwój. Mógł skorzystać z dodatkowych ćwiczeń.

Już pierwsze słowa wystarczyły, by otworzył szeroko oczy.


Drogi Harry.

Czy cuda nigdy się nie skończą?

Przykro mi, że tak strapiła cię wiadomość, o której czytałeś. Myślę, że wiem, kto dokładnie jest odpowiedzialny za jej przysłanie, i bądź pewien, że dyrektor Dumbledore i ja utniemy sobie pogawędkę; istniały powody, dla których nie chciałem cię niepokoić niefortunnymi wydarzeniami ostatnich dni.

Skoro o tym mowa, dziękuję za twoją troskę. Ale na pewno nie możesz nic zrobić i będę bardzo zdenerwowany, jeśli dowiem się, że jednak czegoś próbowałeś. Jestem pewien, że znasz źródło tej napaści równie dobrze jak ja; dlatego też z pewnością doszedłeś do wniosku, że nie wolno ci się w to w ogóle mieszać. Właśnie, Oni mogą próbować sprowokować cię do takiej reakcji, o ile wiemy. Więc, jeśli wybaczysz mi to raczej wulgarne wyrażenie, nie ładuj się, do cholery, w ten burdel i zajmij się nauką.

Jeśli przez to poczujesz się lepiej - rzadko spędzałem czas w domu rodzinnym i nie byłem do niego szczególnie przywiązany.

Severus Snape



Harry gapił się na list przez dłuższą chwilę, po czym zacisnął szczęki z gniewu. Naprawdę, to się stawało absurdalne. Snape musi sądzić, że on ma sieczkę zamiast mózgu. Oczywiście, że wiedział, kto jest odpowiedzialny, i oczywiście, że nie mógł w tej chwili nic zrobić w tej sprawie. I po tym, jak się cholernie martwił, tak mu dziękowano?

Jego racjonalna część mówiła mu, że Snape nie mógł wiedzieć, jak mocno się martwił. Ale Harry zignorował ją i sięgnął po pergamin z zamiarem napisania wystarczająco wzburzonej odpowiedzi.

Tyle że nie bardzo mu to wyszło i gapił się na kilka pierwszych zdań ze wstrętem.

Nie planowałem rzucać się w dochodzenie. Zaufaj mi trochę bardziej. Chciałem tylko, byś wiedział, że cieszy mnie, że wszystko u ciebie w porządku. Naprawdę się zaniepokoiłem, przeczytawszy artykuł.

Skrzywił się na pergamin, ale nic z tego - to był ostatni arkusz. Nie zacznie od początku. I naprawdę, przemówił znów jego zdrowy rozsądek, facet dopiero stracił swój dom, może to nie pora, by być opryskliwym, co? Dziwnym trafem jego zdrowy rozsądek zabrzmiał tym razem zdumiewająco niczym Tiara Przydziału. Westchnął ciężko i napisał list do końca.

Jadę do Weasleyów we wtorek rano. Pewnie więc wcześniej nie dostanę od ciebie wieści. Cieszę się, że ich zobaczę, ale będzie mi brakować twoich listów.

Okropne.

Miło było dostawać od ciebie wiadomości tego lata. Wciąż mi przykro z powodu twojego domu. Przykro mi z powodu wszystkich okropnych rzeczy, które się wydarzyły, i nic na to nie poradzę. Ale przyjemnie będzie znów cię zobaczyć po powrocie. Tęsknię za tobą.

Harry



Nabrał głęboko powietrza. Musi to zrobić. Doprawdy, beznadziejne.

I list poszedł. Z wyraźnie ponurym uczuciem Harry obserwował, jak Acheron odlatuje, świadom, że nie zobaczy dużej brązowej sowy przez jakiś czas. Hedwiga wydała klekocący odgłos zasmucenia, gdy zamknął ją w klatce.

Cztery tygodnie do Hogwartu.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
7, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
3, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
7, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
5, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana
2, Harry Potter, Seria Herbaciana, Telanu - tłu. Clio - Seria Herbaciana

więcej podobnych podstron