Jezus jedyną drogą do Ojca
2007-04-11- Hymn Ciszy. Medytacje o Ojcu, SCJ, Kraków 2000.
Oblicze Boga
W tej medytacji dajemy się prowadzić za rękę ewangeliście Janowi. Jego symbolem jest orzeł i sami doświadczymy, że w kontemplacji Ojca "niczym na orlich skrzydłach" uniesie on nas na wysokości, o jakich dotąd nie śniliśmy.
Również tym razem wchodzimy w temat medytacji, zaczynając od jednego z symboli Boga w Piśmie świętym - oblicza. Wystarczy przypomnieć takie wyrażenia, jak "Boże oblicze", "Twoje oblicze", "Światło Twego oblicza", a całe mnóstwo tekstów biblijnych ciśnie się nam do głowy. W Starym Testamencie, zwłaszcza w Psalmach, ilekroć nasila się natchnienie, a w modlącym bardziej natarczywe staje się pragnienie zjednoczenia z Bogiem, wówczas niezawodnie pojawia się symbol oblicza:"Szukam, o Panie, Twojego oblicza" (por. Ps 27,8).
Oblicze jest najbardziej duchową częścią ciała ludzkiego, miejscem, w którym w najbardziej wyraźny sposób objawia się wnętrze osoby wraz z jej uczuciami. W tym przypadku termin ten jednak nie oznacza oblicza fizycznego. Izrael dobrze zdaje sobie sprawę, że nie wolno mu czynić żadnych tego rodzaju wyobrażeń swego Boga. Oznacza więc żywą obecność JHWH, która wprowadza poczucie bezpieczeństwa, światło, szczęśliwość. Oblicze jest spojrzeniem Boga, który niczym słońce udziela swego światła: "Niech Bóg się zmiłuje nad nami... niech zajaśnieje dla nas jego oblicze"(Ps 67,2).
W wersecie Psalmu, który mówi: "Ja zaś w sprawiedliwości ujrzę Twe oblicze, powstając ze snu nasycę się Twoją obecnością" (por. Ps 17,15), wyraźnie widać, że oblicze oznacza obecność. Samo określenie "osoba" (persona) pochodzi w języku greckim od słowa "oblicze" (prosopon).
1. Bóg Ojciec stał się widzialny
Znamy odpowiedź, jakiej Bóg udzielił Mojżeszowi, który prosił Go, by mógł zobaczyć Jego chwałę: "Nie będziesz mógł oglądać mojego oblicza, gdyż żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu" (Wj 33,20). Wielką nowiną Ewangelii jest, że pragnienie to zostało w końcu spełnione, przekraczając wszelkie oczekiwania. Bóg nie "ukrywa" już swego oblicza. Mówi Jezus: Filipie (...) kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: "Pokaż nam Ojca?" Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? (J 14,9-10).
Bóg się objawił... zakrywając się. Innymi słowy, uczynił to w jedyny możliwy do zniesienia przez stworzenia sposób. Zasłoną jest ciało Chrystusa. Nawet to objawienie nie jest ostateczne i nie zaspokaja całkowicie. Zostaje miejsce na dalsze objawienie, "twarzą w twarz" (por. 1 Kor 13,12), które wszakże nie dokonuje się w tym życiu, lecz w przyszłym, kiedy my także, podobnie jak aniołowie, będziemy mogli zobaczyć "twarz Ojca" (por. Mt 18,10).
Nie ma bardziej wymownego słowa, od którego moglibyśmy rozpocząć ten odcinek drogi, jaki mamy przebyć z Janem. Pozwala nam ono natychmiast uchwycić, jaki krok powinniśmy uczynić, aby lepiej poznać Ojca. U Synoptyków Ojciec jest Kimś, kto widzi w ukryciu, kto policzył nawet włosy na naszej głowie, kto słucha i przebacza - jednym słowem, kto troszczy się o nas. Jednak Jego mieszkanie jest jeszcze "w niebie":
"Ojcze nasz, któryś jest w niebie ... ", "Ojciec wasz niebieski". Choćby nasza więź z Nim była bardzo silna, to jednak dokonuje się na pewną odległość.
Nowość u Jana polega na tym, że Ojciec nie jest już wyłącznie w niebie. On stoi przed uczniami, mogą Go "zobaczyć", oddać Mu cześć lub znieważyć osobiście. W Jezusie Ojciec stał się widzialnym. Takie stwierdzenie musiało przyprawiać o zawrót głowy żydowskiego słuchacza i fakt ten mógłby usprawiedliwić jego niedowiarstwo, gdyby - o czym często Jezus przypomina - nie było żadnych potwierdzających znaków (dzieła, które Ojciec polecił mi "wykonać").
W Starym Testamencie znajdujemy stwierdzenia negujące możliwość zobaczenia oblicza Boga. Zazwyczaj mówi się, że kto zobaczy Boga, musi umrzeć. Niemniej stwierdza się również, iż niektórzy, jak na przykład Mojżesz czy Eliasz, widzieli Go, a jednak nie umarli. Na początku swej Ewangelii Jan krótko oznajmia: "Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył" (J 1,18). Nie zamierza w ten sposób przeciwstawiać się Pismu, lecz chce jedynie stwierdzić, że po raz pierwszy istnieje teraz silne poczucie "widzenia" Boga.
Także Paweł podziela to stwierdzenie Jana. Dla niego również "jasność poznania chwały Bożej lśni na obliczu Chrystusa" (por. 2 Kor 4,6); On jest "obrazem Boga niewidzialnego" (Kol 1,15). List do Hebrajczyków powie, że Syn jest "odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty" (Hbr 1,3). Święty Ireneusz zamknie tę ideę w jednym ze swych brzemiennych stwierdzeń: "Syn jest wszystkim, co można zobaczyć z Ojca", albo - jak by to można bardziej swobodnie przełożyć - "Syn jest widzialnym obliczem Ojca niewidzialnego".
Jan skłania nas do postąpienia o krok w poznaniu Ojca. Ma on związek z rolą Jezusa Chrystusa, jedynej "drogi" do Ojca. Samo słowo "Ojciec" nabiera nowego, nieznanego dotąd znaczenia. Na początku stwierdziłem, że kluczem do zrozumienia ewangelicznego objawienia Ojca jest rozróżnienie między Bogiem "Ojcem wszystkich ludzi" a Bogiem "Ojcem Jego Syna, Jezusa Chrystusa". Podczas gdy u Synoptyków przeważa to pierwsze znaczenie, u Jana wyraźnie góruje drugie. Słowa, których przedmiotem jest relacja "Ojciec - Syn" zajmują znaczną część czwartej Ewangelii, aż po ostatnie stwierdzenie: "Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego" (J 20,17), gdzie obydwa te znaczenia zostały świadomie zestawione i rozgraniczone.
Relacja Ojciec - Syn stanowi pełną blasku istotę Bożej tajemnicy, która swym światłem oślepiła ewangelistę Jana i sprawiła, że z niej właśnie uczynił bijące serce swojej Ewangelii. Być może jest to jeden z motywów, o ile nie zasadniczy, czyniący go "uczniem, którego Jezus miłował". Jako pierwszy zrozumiał on tajemnicę Mistrza, Jego głęboką tożsamość, choć oczywiście jeszcze nie tak jasno, jak w późniejszym czasie, gdy będzie pisał swą Ewangelię. Chodzi naprawdę o nowe, bezprecedensowe objawienie o Bogu. Bóg nie jest tym czy tamtym, a oprócz tego również Ojcem. On jest zawsze, wyłącznie, całkowicie Ojcem. On z istoty swej jest Ojcem. Pisze pewien teolog:
"Żaden człowiek nie zasługuje na miano ojca w takim stopniu, jak Bóg Jezusa Chrystusa, w którym ojcostwo utożsamia się z samym Jego bytemˇ Człowiek nigdy nie może być ojcem w tak absolutnym sensie, nie może być wyłącznie ojcem i całkowicie ojcem. Ojciec ludzki sam jest czyimś synem, natomiast Bóg jest Ojcem niezrodzonym, początkiem bez początku. Ojciec, będąc synem innego ludzkiego ojca, pozostaje w relacjach w linii bocznej: ma braci, siostry, bliźniego, a nade wszystko małżonkę, która dzieli z nim rolę bycia początkiem. Ponadto nie rodzi całym swoim bytem, całym swoim życiem. Dlatego może zrodzić większą ilość dzieci za pomocą kolejnych aktów. Może zajmować się wieloma sprawami, które w żaden sposób nie dotyczą jego ojcostwa. Istnieje bowiem sam w sobie, zanim stanie się ojcem i mógłby ojcem w ogóle nie być. Człowiek staje się ojcem, Bóg jest Ojcem, jest ze swej istoty Ojcem. Taki Ojciec nie ma sobie podobnych, Jego ojcostwo jest niezgłębioną tajemnicą" (F. X. Durrwell, Il Padre, Roma 1995, ss.29-30)
Nigdy nie istniał taki czas, w którym Ojciec nie byłby Ojcemˇ Dlatego w Credo nie powinno się oddzielać początkowego zdania "Wierzę w Boga" od następującego po nim stwierdzenia, jakby się chciało wyznać wiarę w jedynego Boga, który z kolei dzieli się na "Ojca wszechmogącego", "Syna Jednorodzonego" i "Ducha Świętego". "Wierzę w Boga Ojca wszechmogącego" jest jednym stwierdzeniem. Na początku nie ma jakiejś bezosobowej natury Bożej. Jest Ojciec, który rodzi Syna w Duchu Świętym.
Zatrzymując się zasadniczo na świadectwie Synoptyków, teologia liberalna ubiegłego stulecia upatrywała "istotę chrześcijaństwa" w objawieniu Boga jako dobrego Ojca, ojca wszystkich, czyli jednym słowem, w przekazanej ludziom przez Jezusa świadomości Bożego ojcostwa. Straciła z oczu właśnie "istotę rzeczy", czyli ojcostwo Boga, które się realizuje w odwiecznym zrodzeniu Syna. Nie brała pod uwagę boskości Chrystusa, a przez to również tajemnicy Trójcy.
2. Jezus - jedyną drogą do Ojca?
Dziś nauczanie Janowe rzuca nam światło na inny aspekt relacji między Chrystusem a Ojcem. Jezus mówi: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie" (J 14,6). Czy w aktualnym kontekście dialogu między różnymi religiami trzeba i czy można nadal mówić o Chrystusie jako jedynej drodze prowadzącej do Ojca? Czy nie należałoby raczej widzieć Chrystusa jako jedną z dróg, wprawdzie uprzywilejowaną, ale nie jedyną, zostawiając miejsce również innym pośrednikom oraz innym drogom religijnym prowadzącym do jednego wspólnego Boga? Jest to poważny i subtelny problem, w którym z jednej strony trzeba ocalić wielkie dobro, jakim jest dialog między religiami, ale z drugiej strony nie wolno zdradzić naszych Pism w tak żywotnym i wyraźnym punkcie. Nie można go pomijać, kiedy mówi się lub pisze o Ojcu, ponieważ "Bóg Ojciec", choć nazywany różnymi imionami, jest rzeczywistością ostateczną, w której schodzą się w pewnym sensie wszystkie wielkie religie monoteistyczne, to znaczy chrześcijaństwo, judaizm i islam.
Co do jednego wszyscy wierzący są bowiem absolutnie zgodni - w rzeczywistości może być tylko jeden Bóg. "Czyż nie mamy wszyscy jednego Ojca? Czyż nie stworzył nas jeden Bóg?" (MI 2,10). Horyzont, który tutaj ograniczony jest jeszcze do Izraela, w Nowym Testamencie rozszerza się na całą ludzkość: "Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich" (Ef 4,6; por. Dz 17,28). Bóg przypomina trochę wysoki szczyt znajdujący się na granicy między różnymi narodami. Z jednej strony nazywa się go w taki sposób, z drugiej w inny (na przykład Cervino we Włoszech i Matterhom w Szwajcarii). Niektórzy zdobywają go jedną ścieżką, drudzy inną. Ale szczyt pozostaje ten sam. My chrześcijanie wierzymy, że Chrystus jest jedyną drogą, która prowadzi na szczyt, ale jesteśmy również przekonani, że ktoś może przebyć tę drogę, nie wiedząc o tym, albo nie uświadamiając sobie, jak ta droga się nazywa. Takie właśnie pryncypium skłoniło papieża do zorganizowania spotkania różnych religii w Asyżu w 1986 roku. Modlitwy wszystkich ludzi, chociaż formułowane w odmienny sposób, płyną w tym samym kierunku, podobnie jak linie proste, które wprawdzie "schodzą się dopiero w nieskończoności", ale jednak się schodzą.
Dziś problem ten dotyka nas z bliska, ponieważ inne religie nie są już rzeczywistością odległą, występującą na innych kontynentach. Z racji charakterystycznej dla współczesnego świata dużej mobilności i migracji religie nie są już jak dawniej zaszeregowane geograficznie. Stawiamy sobie zatem dwa pytania: Co Kościół katolicki myśli na temat innych religii? Czy możliwy jest dialog i współpraca pomiędzy chrześcijanami a wyznawcami innych religii?
Co do pierwszego punktu, w myśli chrześcijańskiej dokonała się wyraźna ewolucja, której sprzyjały również współczesne osiągnięcia na polu tolerancji i wolności religijnej. Zmiana myślenia znalazła swój wyraz na II Soborze Watykańskim w dokumencie Nostra aetate. Różne religie świata zostały tam poddane analizie z punktu widzenia swych stron pozytywnych, w porządku od większej do mniejszej zbieżności z chrześcijaństwem, zawsze jednak z wielkim szacunkiem.
Niegdyś chrześcijanie byli przekonani, że "poza Kościołem nie ma zbawienia" i że tylko ochrzczeni mogą się zbawić. Dziś nie jesteśmy już tak kategoryczni. Uważamy, że Jezus Chrystus jest zwyczajną drogą do zbawienia, Jego śmierć odkupieńcza obiektywnie zadośćuczyniła za grzechy wszystkich i pojednała całą ludzkość z Bogiem. Niemniej jednak jesteśmy także przekonani, że łaska Chrystusa działa również poza zwyczajnymi kanałami, jakimi są chrzest i włączenie się w Kościół. Ci, którzy nie znając Ewangelii, żyją zgodnie ze swym sumieniem oraz według zdrowych zasad własnej religii i pomagają bliźniemu, mogą niekiedy być bardziej zjednoczeni z Chrystusem niż wielu chrześcijan w ogóle nie żyjących wymogami swego chrztu.
Bóg posługuje się właśnie tymi "zalążkami prawdy" oraz świętymi obrzędami obecnymi w innych religiach, by ich wyznawcom udzielić dobrodziejstw odkupienia dokonanego przez Chrystusa i doprowadzić ich do zbawienia. Na tym polu założyciele innych religii odegrali i nadal odgrywają we właściwych sobie religiach analogiczną rolę do tej, jaką spełniał Mojżesz i Prawo w Starym Testamencie są prekursorami Chrystusa, w pewnym sensie przygotowują Mu drogi, podobnie jak to czynił Jan Chrzciciel.
Możemy więc stwierdzić, że istnieje zbawienie poza Kościołem, chociaż nie jest ono niezależne od Kościoła. W "Bogu tylko znany" sposób - jak mówi tekst soborowy. Duch Święty tchnie również poza widzialnymi granicami Kościoła. Bóg "pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni" (por. 1 Tm 2,4), a jest On wystarczająco mądry i wszechmocny, by zrealizować swe zamiary. Wiemy to z całą pewnością i dzięki temu zachowujemy dziś pogodę ducha i optymizm, gdy myślimy o tych, którzy żyją poza horyzontem chrześcijańskim.
A teraz drugie pytanie. Czy w tych warunkach możliwy jest dialog z innymi religiami? Jak możemy pogodzić nasze chrześcijańskie przekonania z koniecznym dziś pluralizmem religijnym oraz ze świętymi zasadami tolerancji i szacunku dla przekonań innych? Moim zdaniem pluralizm nie polega na utrzymywaniu, iż wszystkie religie są na równi dobre i prawdziwe. Byłby to raczej relatywizm religijny, który niszczy u korzeni wszelką religię, czyniąc z niej fakt subiektywny i osobisty ("prawdziwe i dobre jest to, co tobie odpowiada"). Polega on raczej na przyznaniu każdemu prawa do uważania własnej religii za prawdziwą i definitywną. Wszystkie wierzenia powinny cieszyć się wolnością w proponowaniu ludziom z poszanowaniem praw poszczególnych krajów - własnego przesłania, pozostawiając każdemu wolność decydowania, czy ma je przyjąć, czy też nie.
Nie należy zatem rezygnować z własnej pewności wiary, lecz raczej z nietolerancyjnych metod jej wyznawania i propagowania, które wyrządziły wiele szkód. W przeszłości również my chrześcijanie popełnialiśmy błędy w tej dziedzinie, zwłaszcza w stosunku do Żydów. Dzisiaj z łatwością uznajemy, że nie była to obrona Ewangelii, lecz jej zdrada. Ewangelia głosi bowiem coś innego: powszechne braterstwo, miłość nawet nieprzyjaciół. Według Ewangelii najwyższym ideałem jest oddanie życia za wiarę, a nie zabijanie niewiernych.
Czy to już wszystko, co różne religie mogą zrobić, to znaczy nie walczyć ze sobą i zrezygnować z wszelkiej "świętej wojny"? Nie, istnieje szerokie pole, na którym religie mogą pozytywnie współpracować dla dobra ludzkości. Przede wszystkim przez kultywowanie żywego poczucia Boga, modlitwy i tajemnicy w świecie, który coraz bardziej grzęźnie w materializmie i narażony jest na duchowe zaduszenie; ponadto przez rozwiązywanie napięć etnicznych oraz wspólny wysiłek dla pokoju, dla zachowania stworzenia, dla bardziej sprawiedliwego podziału między narodami bogactw i zasobów ziemi.
Kiedy mówimy o różnych religiach, musimy podkreślać raczej to, co łączy, aniżeli to, co dzieli. Gdy chodzi o Boga Ojca, trzy wielkie religie monoteistyczne są zgodne co do wiary w Boga "łagodnego i miłosiernego". Przepiękne przejawy tej wiary znajdują się nie tylko w Ewangelii, lecz także w judaizmie i w Koranie. Jest też miejsce na to, by jedni uczyli się od drugich. Konfrontacja i dialog z członkami innych religii bardzo często pomagają nam lepiej uchwycić wskazania naszej własnej wiary, jak również nasz brak spójności z niąˇ Ubogacają dziedzictwo religijne każdego. Przez swój ideał życia bez przemocy Gandhi bardzo wiele nauczył również nas chrześcijan. Wcześniej niż my zrozumiał on ten ważny element Ewangelii i nadał mu właściwą wagę.
Tenże Gandhi miał kiedyś powiedzieć, że wprawdzie pociąga go Jezus Chrystus, ale chrześcijanie budzą w nim lęk. Nie jest on jedynym, który miał takie odczucie i niestety nie możemy nie przyznać im racji. Konfrontacja z innymi religiami skłania nas w końcu do bycia bardziej pokornymi, mniej zarozumiałymi. A jest to tak ważny owoc, że powinniśmy błogosławić Boga za to, że żyjemy w czasach, kiedy taka konfrontacja stała się nie tylko możliwa, ale wręcz konieczna.
3. Gdzie możemy spotkać Ojca dzisiaj
Wróćmy teraz do centralnego tematu tej medytacji, aby wyprowadzić z niej jakiś wniosek praktyczny. Jezus powiedział: "Kto mnie widzi, widzi i Ojca". Czy ten przywilej "widzenia" oblicza Ojca odzwierciedlonego w Synu zastrzeżony był tylko dla nielicznych, którzy mieli szczęście przebywać fizycznie z Jezusem w czasie Jego życia, czy też rozciąga się na innych? Jest to pytanie, na które teraz chcielibyśmy dać odpowiedź.
Kiedy w Starym Testamencie jest mowa o kontemplowaniu oblicza Boga, chodzi o konkretne miejsce, w którym może się to wydarzyć, a mianowicie o świątynię. W czasie wygnania to właśnie oddalenie od świątyni czyni jeszcze bardziej palącym pragnienie ujrzenia oblicza Bożego. Wtedy to zostają zapisane słowa Psalmu 42: "Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego: kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?". Dla pobożnego Izraelity udanie się na pielgrzymkę do świątyni równało się ze "stanięciem" przed Bogiem. Dlatego jego dusza wzdycha i pragnie przedsionków Pańskich. Chciałaby być wróblem albo jaskółką, aby móc uwić gniazdo "przy ołtarzach Pańskich" (por. Ps 84). Wszystko to jest prawdą również dla nas dzisiaj.
Tyle tylko, że świątynią, w której oglądamy oblicze Boga i możemy "stanąć" przed Nim, nie jest już świątynia jerozolimska, ani - ściśle mówiąc - żadna inna świątynia. Jest nią zmartwychwstałe i uwielbione ciało Chrystusa. To On jest nową świątynią, zburzoną przez ludzi i w trzy dni odbudowaną przez Boga. "Mówił o świątyni swego ciała" - wyjaśnia Jan (J 2,21).
Gdzie i jak możemy zatem zetknąć się dziś z tym "ciałem", wejść w nie, albo wręcz wprowadzić je do naszego wnętrza? Odpowiedź jest jedna: Eucharystia! "Bierzcie, jedzcie, to jest Ciało moje". "Chleb, który łamiemy, czyż nie jest udziałem w Ciele Chrystusa?" (1 Kor 10,16).
Eucharystia jako środek zbliżenia się do Ojca - jest to jeszcze zupełnie nie odkryty aspekt. Jeśli prawdą jest, że Ojciec ofiaruje nam Eucharystię C"Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba" - J 6,32), to prawdą jest także, że Eucharystia daje nam Ojca. "Kto mnie zobaczył, zobaczył i Ojca" znaczy też: "Kto mnie przyjmuje, przyjmuje także i Ojca". Trzeba mieć się na baczności, by nie czynić sobie w umyśle obrazów i wyobrażeń tej prawdy, by jej nie zbanalizować, lecz raczej utrzymać na poziomie czystego przedmiotu wiary.
Zwracając się do Ojca, Jezus mówi: "Ja w nich, a Ty we Mnie" (J 17,23). Ponieważ Ojciec jest w Jezusie, a Jezus w nas przez komunię z Jego Ciałem, to wskutek tego również Ojciec jest w nas! Przyjąwszy Komunię, możemy uczynić naszymi słowa Chrystusa i powtórzyć je we własnej osobie: " a jestem w Ojcu, a Ojciec we mnie". Oczywiście nie z natury - jak Ojciec jest w Jezusie - lecz przez łaskę. W przeciwieństwie do książek w Eucharystii znajdujemy nie tylko idee czy prawdy o Ojcu, lecz samego Ojca!
Teologicznym dowodem tego jest fakt, że Ojciec i Syn (oraz oczywiście Duch Święty) stanowią jedną i niepodzielną Boską naturę, są "jedno" (J 10,30). Pisze święty Hilary z Poitiers: "Chrystus jest w Ojcu z natury swej boskości, my zaś jesteśmy w Chrystusie dzięki Jego narodzinom w ludzkim ciele, a On jest w nas dzięki komunii sakramentalnej. W ten sposób również my dochodzimy do jedności z Ojcem. Rzeczywiście bowiem Chrystus jest w Ojcu z racji tej samej natury, ponieważ został przez Niego zrodzony. Lecz w pewnym sensie my także, przez Chrystusa, jesteśmy w Ojcu z racji tej samej natury. On żyje dzięki Ojcu, my zaś żyjemy dzięki Jego człowieczeństwu". W komunii eucharystycznej znajdują swe najbardziej namacalne wypełnienie słowa Chrystusa: "Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać" (J 14, 23).
Eucharystia pozwala nam nie tylko przyjąć Ojca, lecz także ofiarować się Ojcu. Jest to idealny środek i okazja, by z naszego życia uczynić ofiarę Jemu przyjemną. Jezus ofiaruje w niej samego siebie na wdzięczną wonność Ojcu (por. Ef 5,2) i w tej ofierze jednoczy ze sobą całe swe ciało. Chrystus nie może wręcz całkowicie ofiarować się Ojcu, ani też Jego ofiara nie może być uznana za "kompletną", dopóki jest choćby jeden członek Jego ciała, który nie chce ofiarować się razem z Nim. Jest to śmiała myśl, ale zaczerpnięta została wprost od Orygenesa:
Jego dzieło jest niedoskonałe, dopóki ja jestem niedoskonały. Dopóki wszystko we mnie nie będzie poddane Ojcu, również Chrystus nie może powiedzieć, że jest poddany Ojcu (por. 1 Kor 15,28). Nie chodzi o to, że czegoś brakuje Jego poddaniu się Ojcu, lecz dzieje się tak z mojej przyczyny, ponieważ we mnie Jego dzieło nie jest jeszcze kompletne. My bowiem, zostało napisane, "wszyscy razem tworzymy jedno ciało w Chrystusie, a każdy z osobna jesteśmy nawzajem dla siebie członkami" (Rz 12,5).
On nie chce ofiarować się bez swego Ciała. Dopiero kiedy całe Jego ciało zostanie z Nim złączone i Jemu poddane, będzie mógł ostatecznie przekazać Ojcu królestwo.
Zjednoczyć się z Jezusem w Eucharystii znaczy zjednoczyć się z Kimś, kto "żyje dla Ojca" i stale jest w drodze "ku Ojcu"; znaczy także zostać w ten sposób włączonym w ten sam ruch. Jak strumień, który z przyległej doliny wpada do rzeki i od tej pory musi już płynąć wraz z jej nurtem ku morzu.
Liturgia łacińska w szczególny sposób uwypukla obecność Ojca w czasie Mszy. Kanon jest przedłużeniem dialogu, który Kościół podejmuje z Ojcem. Zaczyna się słowami: "Zaprawdę święty jesteś Ojcze ... ", a kończy się zaś: "Tobie, Boże Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego, wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków". Sama konsekracja przybiera formę opowiadania, które Kościół przedstawia Ojcu. Opisuje w nim, czego Chrystus dokonał w czasie ostatniej wieczerzy:"Wziął chleb, dzięki składając. .. ". Lecz mamy tu do czynienia z czymś więcej niż z opowiadaniem. jest to przypominanie: "Pamiętaj, Boże Ojcze ... ". Pewien wybitny egzegeta w ten sposób wyjaśnia polecenie, jakie Jezus daje apostołom po ustanowieniu Eucharystii: "To czyńcie, aby Ojciec pamiętał o mnie" (J. Jeremias). Kościół przypomina Ojcu o Jezusie, aby w swej miłości Ojciec pamiętał także o nas, przebaczył nam i udzielił nam wszelkich darów.
Idea, że w Eucharystii obecny jest również Ojciec wraz z Duchem Świętym, znajduje się u podstaw słynnej ikony Trójcy Świętej Rublowa. jest to ikona "Trójcy", lecz także "Eucharystii". Trzy Osoby Boskie rozmieszczone są wokół ołtarza. Spoczywa na nim puchar, we wnętrzu którego można dostrzec kształt baranka. Każdy z trzech aniołów posiada w swoich szatach jakiś błękitny element, symbol Boskiej natury, która wspólna jest wszystkim Trzem. Wszyscy jednak różnią się od siebie dodatkami innych kolorów, co podkreśla odrębność Osób. Stojący po prawej stronie Duch Święty ma płaszcz zielony, symbol życia, ponieważ jest On "Duchem Ożywicielem". W środku stoi Syn, Jezus Chrystus. Okrywa Go brązowa tunika - symbol człowieczeństwa, które na siebie przyjął. Po lewej stronie znajduje się Ojciec owinięty płaszczem o przezroczystych kolorach, jakby obleczony światłem dla zaznaczenia, że mieszka On w niedostępnej światłości.
Ikona ta ma uczyć, że cała Trójca zaprasza nas do uczty eucharystycznej i daje się nam w niej. Pusta przestrzeń z przodu ikony zarezerwowana jest dla każdego z nas. Wszyscy zostaliśmy zaproszeni, by wejść do tego mistycznego kręgu, by mieć udział w tym bezmiernym pokoju i doskonałej jedności, jakie biją z ich oblicza. Kontemplując przez dłuższy czas i z nabożnością te oblicza, daje się niemal usłyszeć cichy głos mówiący: "Bądźcie jedno, jak my stanowimy jedno".
Skoro nie można iść do Ojca inaczej, jak tylko przez jego Syna Jezusa Chrystusa, to w tym życiu można do Niego dotrzeć jedynie przez Eucharystię.
Przełożył: Krzysztof Stopa
1