Pamiętnik z powstania warszawskiego
Tekst jest poprzedzony mottem:
„Historia przyszła do mnie, a nie ja do niej. I przeszła się po nas fest .” |
Relacja rozpoczyna się 1 sierpnia 1944 roku, od pierwszego dnia powstania. Narrator, Miron przedstawia wygląd ulic i stan pogody tego dnia. Zaznacza, że tekst jest napisany z perspektywy czasu. Często wybiega w przeszłość, powraca do wydarzeń z września 1939 roku.
Poproszony przez matkę o przyniesienie chleba od kuzynki Teika, udaje się na ulicę Staszica. Po drodze obserwuje zamieszanie na ulicy, dowiaduje się, że zabito dwóch Niemców. Idzie ze Staszkiem do koleżanki z tajnego ruchu, Ireny P. usłyszawszy odgłosy strzelaniny, zdecydował o pozostaniu u Ireny na noc.
W deszczu mija drugi dzień powstania. Miron pomaga w tworzeniu barykad z płyt betonowych dostarczonych przez tramwajarzy.
Miron przeplata relacje wydarzeniami z frontu.
W mieście na każdej ulicy czuwa brygada ochotników. Wszędzie słychać wystrzał bomb z nadlatujących samolotów.
Matka przybywa do Ireny, w poszukiwaniu Mirona. W bramie na Chłodnej wetknięto polską flagę, Niemcy zareagowali natychmiastowym ostrzelaniem. W błyskawicznym tempie rozeszła się wiadomość, że hitlerowcy wysadzili wachtę na rogu Walców. Zniszczono pięć kamienic. Ludzie uciekają na Wolę, a następnego dnia z powrotem z niej uciekają przed Ukraińcami, którzy mordują i palą n stosach. Chłodna zostaje ocalona. Pan Hanneberg podcina i zrzuca linie tramwajowe, żeby czołgi nie mogły przejechać. Z relacji Mirona wiemy, że jego dwaj synowie zginęli w powstaniu.
Krakowskie Przedmieście zostało zniszczone. Niemcy użyli Polaków jako żywych tarcz, pchając ich tuż przed czołgami. Wiedzieli, że rodacy nie będą do siebie strzelać. W ten sposób Niemcy wdzierali się w głąb Warszawy.
Miron postanawia wrócić do domu. Zastał tam dawną sublokatorkę, Żydówkę nazywaną Babu Stefu. Jest to bardzo odważna kobieta, bardzo dobrze mówiąca po niemiecku, potrafiła jeździć tramwajami „Nur für Deutsche”. Obecnie legitymuje się nazwiskiem nieżyjącej Zosi Romanowskiej. Handluje agrafkami i czeską biżuterią. W czasie nagonki na Żydów, została aresztowana przez Niemców, kiedy ktoś jej podrzucił czarną opaskę w tramwaju. (Została wraz z innymi odbita przez powstańców).
Trwa nalot, ludzie uciekają do schronów, płaczą, modlą się, potykają o ciała zabitych. Zbombardowano szkołę na Lesznie, podczas tego ataku zginął syn pani Górskiej. Oprócz bomb spadają małe bombki zapalające, które trzeba przysypywać ziemią.
Miron wraz z matką i Stefą uciekają do ciotki Józki na ulicę Ogrodową 49.
Bombardowanie się nasila, wszyscy uciekają do piwnic. Wieść niesie, że 5 i 6 sierpnia zamordowano kilkadziesiąt tysięcy Polaków. Ciała zabitych i rannych palono razem z tymi „niby-zabitymi”, wrzucano ich na wspólne stosy.
„Ze szpitala Świętego Stanisława (…) rozstrzeliwali i wyrzucali żywcem chorych przez okna na dziedziniec. Tam podpalali jak szło. Żywych czy nie. Zagrzebywali na miejscu” . |
Warszawa była opanowana przez żywioł walki, niektórzy wychodzili ze schronów, by przenieść rannych do szpitala.
Miron zaproponował Irenie, by udali się na Starówkę do Swena (przyjaciela Mirona). Po wielu trudach udaje się Jaźce, Heńce i narratorowi dotrzeć do celu, niemniej okazało się, że Swen wraz z matką, narzeczoną i ciotką znajdują się w schronie.
Życie warszawiaków przenosi się pod ziemię. Zorganizowali tam sobie nową rzeczywistość. Zgromadzili żywność, mieli wodę na wypadek pożaru, prowizoryczne legowiska miejsce, gdzie załatwiali potrzeby fizjologiczne. Stworzyli sobie nowy świat, miejsce bezpieczne, do którego nie docierały bomby.
7 września przepłynięcie Wisły było niemożliwe. Narrator żałuje, że nie było go w Warszawie 25 wrzesnia 1939 roku, podczas tzw. 12- godzinnego bombardowania miasta.
Miron wspomina stare budowle, zabytkowe kościoły, bramy a wszystko to za sprawą sióstr Sakramentek, które do 13 sierpnia codziennie wydawały obiady.
Z godziny na godzinę sytuacja była coraz trudniejsza, Polacy tracili kolejne ważne budowle strategiczne. Zaczęło brakować wody, ponieważ bomba trafiła w rury wodociągowe. Walczono o utrzymanie elektrowni na Powiślu i magazynów żywności na Stawkach. Mimo wysiłku, tracono kolejne dzielnice Warszawy.
Cała informacja przechodziła tunelami, tam też Swen zaangażował się w prowadzenie wspólnych modlitw. To on wraz z autorem pamiętnika napisali następującą litanię:
„Od bomb i samolotów - wybaw nas, Panie, / Od czołgów i goliatów - wybaw nas, Panie, /Od pocisków i granatów - wybaw nas, Panie, /Od miotaczy min - wybaw nas, Panie” . |
Niemcy wprowadzili nową broń „V”, coraz więcej ludzi nie powracało po akcji do schronów, brakowało amunicji i żywności. Niemcy pozwalali pozornie zdobyć warszawiakom czołgi, a kiedy prowadzili je ulicami Warszawy, okazywało się, że były one wyłożone materiałami wybuchowymi, które eksplodowały zabijając wielu ludzi.
Kończyły się zapasy żywności, jedna z kobiet poprosiła o przyniesienie mąki z jej mieszkania. Miron wraz ze Swenem, narażając własne życie przynieśli kobiecie mąkę.
Warszawa płonęła, Niemcy zdobywali kolejne dzielnice. Autor naśladuje odgłosy bomb, świsty i wybuchy: „ wh…sz…wh rzsz..wh…sz” .
15 sierpnia w uroczystość Matki Boskiej Królowej Polski i cudu nad Wisła w 1920 roku, ludzie modlą się w podziemnym kościele o kolejny cud. Mszę kończy pieśń „Boże coś Polskę…”.
Miron udaje się do ciotki Olimpii na ulicę Bielańską 16, próbuje się czegoś dowiedzieć o swojej matce, niestety bezskutecznie, ale za to zostaje poczęstowany gęstym krupnikiem.
17 września, w dzień św. Jacka i św. Mirona, narrator udaje się do Kościoła św. Jacka, tam w gazetce znajduje informację o zbombardowaniu Kościoła Św. Krzyża i Katedry.
Głód staje się coraz bardziej dotkliwy, w skutek głodu z miasta znikają koty i psy.
Narrator opisuje sposoby przemieszczania się podziemnymi tunelami.
W Warszawie jest 55 tysięcy powstańców, którzy często zatrudniają do różnych prac cywilów. Miron opisuje przenoszenie barykad i innych niezbędnych materiałów.
Do schronu przybywają znajomi, Luśka Romanowska z Mareczkiem i jej matką. Wymieniają informacje na temat wydarzeń, mających miejsce w poszczególnych dzielnicach.
Wszyscy przenoszą się do większego schronu. Po wędrówkach postanowili pozostać w Izbie Rzemieślniczej przy ulicy Miodowej. Korzystano z wody wyciekającej z rury, obmywano rany rannych mężczyzn. Z tuneli wynoszono ciała kolejnych umarłych.
1 września matka Swena uświadomiła chłopcom, że nie ma już pożywienia. Ze schronu wyniesiono ciało nieżyjącej kobiety, po wojnie przyznali się sobie, że planowali, w celach zarobkowych, zdjąć nieżyjącej kobiecie obrączkę.
Sanitariusz Henio, zaproponował narratorowi i Swenowi, by pomogli mu w przetransportowaniu rannego kanałami. Dla nich była to możliwość przemieszczenia się, tym bardziej, ze Krakowskie Przedmieście było już zajęte. Przejście trwało 5 godzin. Po wyjściu z kanału rannym zaopiekowały się sanitariuszki.
Miron, Zbyszek i Swen udali się na ulicę Chmielną, do ojca Mirona. Tu ludzie przebywali w mieszkaniach nie w piwnicach. Miron spotkał tu Halinę, z którą próbował się skontaktować od miesiąca. Miron podjął decyzję o czynnym uczestnictwie w powstaniu. Niestety niechętnie przyjmowano nowych ochotników, ponieważ brakowało broni.
Kochanka ojca Mirona, dbała o kaloryczną żywność dla najbliższego otoczenia. Jedzono makaron ze smalcem, popijano to sokiem owocowym. Zenek (ojciec Mirona) zaprowadził syna do drukarni gazetek.
Śródmieście zostało częściowo zbombardowane. W kinie „Apollo” wyświetlano film dokumentalny z walk w kościele Świętego Krzyża. Zenek opowiedział o chłopcu, który rzucając butelki z benzyną, sam poniósł śmierć.
3 września, Miron odczytał zgromadzonym fragment swojego poematu i dramatu o tematyce powstańczej.
Ojciec zajął się wyrabianiem fałszywych, niemieckich dokumentów. Problemem było zdobycie oryginalnych pieczątek. Po akcji zdobywania poczty głównej, ojciec zorganizował wyprawę 20 osób po cukier. Powiśle upadło.
Zaczęły się problemy zdrowotne: biegunki, wymioty. Brak wody, rozkładające się zwłoki zabitych wzmagały zagrożenie epidemii. Naloty wciąż się nasilały, po wodę trzeba było chodzić aż na ulicę Chmielną. Organizowano prowizoryczne latryny, w jednej z nich Miron spotkał znanego poetę, Wojciecha Bąka.
Z 6 na 7 września, trzeba było się znowu przenieść, tym razem na ulicę Nowogrodzką, do Miecia, kolegi Ojca. Stamtąd przyszedł czas na przeprowadzkę do kamienicy na ulicę Wilczą, gdzie mieszkali Jadwiga i Stanisław Woj.
Swen przeniósł się na ulicę Żurawią do Danki, która pracowała jako łącznik dla AK, nadawała komunikaty szyfrowe przez radio.
W mieszkaniu na Wilczej mieszkańcy przeżyli ostatnią niedzielę, którą dało się odróżnić od pozostałych dni tygodnia. Tej niedzieli miała również miejsce ostatnia spowiedź powszechna.
Narrator opowiada o spalonych domach, o tym jak Swena przysypał walący się budynek i jak został odkopany przez powstańców .
Z 9 na 10 nastąpiły pierwsze naloty Rosjan na niemieckie dzielnice. Niemcy zostali zepchnięci przez samoloty w kierunku Wisły, ustąpili z Pragi. 18 września Amerykanie zrzucili na spadochronach broń, bandaże i książki, niestety wiatr przeniósł podarunki na stronę niemiecką. Po utracie Pragi, Niemcy nasilili ataki, padł Marymont.
Miron pisze o wszechogarniającej śmierci o ludziach, którzy w tej niezwyczajnej sytuacji potrafili życzyć śmierci swoim najbliższym.
Miron opowiada o losach znajomych, którzy po wojnie rozpoczęli nowe życie.
Ojciec początkowo wyjechał do Gdańska, wkrótce jednak powrócił, by wziąć ślub z Walą. Jego siostry: Nanka i Sabina nadal utrzymują kontakt z matką Mirona.
Plagą warszawiaków stały się wszy, coraz bardziej brakowało jedzenia, przynoszono zboże z młyna i mielono młynkami do kawy, pieniądze nie przedstawiały żadnej wartości. Ludzie popadali w obłęd.
2 października 1944 roku ogłoszono kapitulację. Do 9 października trzeba było opuścić miasto. Zdolni do pracy powstańcy mieli być wywiezieni do pracy w Rzeszy. Ludzie zaczęli opuszczać kryjówki, w piwnicy zakopano dokumenty, aparat fotograficzny i zapiski pamiętnikowe Mirona. Po powrocie do Warszawy zostały odkopane. Wszyscy zmierzali w kierunku ulicy Marszałkowskiej, gdzie Niemcy dokonywali selekcji ludności na zdatnych i niezdatnych do pracy. Silniejsi byli wywożeni do ciężkich robót, słabsi do obozów koncentracyjnych. Z Warszawy wychodziła wielka fala ludzi.
Miron wraz ze swoimi najbliższymi zostali przewiezieni do tymczasowego obozu w Pruszkowie. Narratorowi podróż do Pruszkowa bardzo się dłużyła, przypominała mu pielgrzymkę ludzi na Zaduszki. Poza obozem pieniądze miały wartość, Halina i Zocha kupiły od kobiety z poza obozu masło.
6 października rodzina Mirona została poddana selekcji. Niemiec skierował Stachę do Guberni, ale ona wolał nie rozstawać się z córką. Zaryglowano pasażerów w świńskich wagonach i wywieziono do Łambinowic, na Dolnym Śląsku.
Byli tam jeńcy od 1939 roku. Francuzi byli bardzo zadbani, pożyczali nowoprzybyłym żyletek, o powstaniu dowiedzieli się już 1 sierpnia. Kontrola wszy i mycie kobiet odbywało się w obecności Ukraińców. Kolejny transport składał się głównie z powstańców.
Rosjanie urządzali nieszpory, śpiewając starocerkiewne pieśni, zaś Polacy organizowali wieczory kulturalne.
Nastąpiła selekcja ludności. Miron wraz z ojcem wybrali Opole, zaś Halina uparła się na Wiedeń. Do Warszawy Miron powrócił w lutym 1945 roku.
Tekst „Pamiętnika z powstania warszawskiego” został uzupełniony o dodatek dopisany przez autora w 1978 roku. Dotyczy on dalszych losów bohaterów. Mama Mirona i ciotka Józka zostały wywiezione na roboty na Śląsk. Matka przeniosła się do Garwolina, wyszła ponownie za mąż i owdowiała. Ojciec zamieszkał na Targówku. Stefa wyjechała do Ameryki. Halina i Zocha zamieszkały w Gdańsku. Stacha umarła. Oddział Teika wycofał się, wyrwali deski z pokładu i rzucali się do Wisły. Niemcy wielu zabili, ale Teik ocalał. Sabina po pochowaniu Naniki i Michała żyje w starej kamienicy na Chmielnej.
Geneza
„Pamiętnik z powstania warszawskiego” stanowi relacje ze zdarzeń, które miały miejsce między 1 sierpnia a 9 października 1944 roku. Autorem jest sam Białoszewski, który w tym czasie przebywał w Warszawie. Dialogi, wypowiedzi bohaterów nie są prawdziwe, służą raczej oddaniu samej atmosfery zagrożenia, ucieczki, poszukiwania pożywienia i ratowania rannych, mają oddać klimat tych dramatycznych chwil.
"Pamiętnik..." powstał w końcu lat 60., a więc pisany był z dość dużego dystansu czasowego wobec ukazywanych wydarzeń. Musiały one zatem tkwić w nim bardzo głęboko, skoro po prawie ćwierćwieczu autor pamięta o najdrobniejszych nawet szczegółach.
Autor stara się, by jego wypowiedzi były wiarygodne, zaznacza informacje, które są pewne oraz informuje czytelnika, kiedy informacje nie zostały sprawdzone.
Mimo upływu lat, pamiętnik sprawia wrażenie świeżego i autentycznego.
Pisarz uważał, że literatura powinna być tworzona tak, aby nadawała się do czytania na głos:
„Wpadłem na pomysł mówienia do magnetofonu, a przyjaciele z Żoliborza mi przepisali. „Pamiętnik” był najpierw pisany, ale potem to pisanie dyktowałem na magnetofon, żeby ktoś mógł to przepisać na maszynie. Więc przechodził cały prze ucho ”. |
1