Co przyniosła nam rewolucja seksualna?
Niecodzienne spotkania odbyły się pod koniec maja w Warszawie i Krakowie. Ich gościem był Mathias von Gersdorff - szef działającej w Niemczech akcji "Dzieci w niebezpieczeństwie". W Polsce promował swoją (przetłumaczoną niedawno na język polski ) książkę pod wiele mówiącym tytułem "Rewolucja seksualna zagraża dzieciom".Mathias von Gersdorff od lat zajmuje się walką z pornografią, deprawacją i demoralizacją dzieci i młodzieży. W swojej niewielkiej książeczce próbuje ostrzec przed tym, co niesie ze sobą zapoczątkowana w 1968 roku tzw. rewolucja seksualna. Wydawałoby się, że coś, co miało miejsce czterdzieści lat temu, jest dawno zamkniętą kartą historii. Ale nie. Rok 1968 zapoczątkował zmiany, które przez lata się nawarstwiały i dzisiaj są wyjątkowo niebezpieczne. Wówczas pojawiły się nowe poglądy na życie, na skalę masową wprowadzono środki antykoncepcyjne, co siłą rzeczy przyczyniło się do skrajnej liberalizacji czegoś, co wcześniej było powszechnie przyjętą normą - moralności katolickiej.Idea zwolenników rewolucji seksualnej jest prosta: skoro dorosłym udało się wyswobodzić z norm dotyczących sfery seksualnej, to teraz emancypacja seksualna powinna objąć również dzieci. Normy zniewalają człowieka, więc trzeba przed nimi chronić młodzież, by mogła żyć swobodnie i szczęśliwie. Najważniejszym narzędziem prowadzącym do tego celu miało być liberalne wychowanie seksualne w szkole. I takie wychowanie praktykowane jest od lat siedemdziesiątych. Były także plany, by to "wyzwolenie seksualne" dotyczyło również dzieci przedszkolnych.Efekty? Związki pozamałżeńskie, wzrost liczby przeprowadzanych aborcji, akceptacja dla związków homoseksualnych, rozpowszechnianie pornografii to tylko niektóre z nich. Niestety statystyki pokazują, że te problemy stale się pogłębiają. Kryzys rodziny nie przyszedł jak grom z jasnego nieba, lecz jest przede wszystkim konsekwencją kryzysu moralnego, zapoczątkowanego w latach sześćdziesiątych.Mocno eksponowany w ostatnim czasie stał się homoseksualizm. W Niemczech politycy wręcz domagają się, aby w ramach nauki w szkole mówić o homoseksualizmie więcej i bez uprzedzeń, czyli bez wskazania, że jest to złe. Środowiska homoseksualne zmierzają do zamazania różnic między płciami, które wg nich winny zejść na dalszy plan. Taka zmiana perspektywy musi się dodatkowo wiązać z rehabilitacją kategorii orientacji seksualnej oraz kategorii dwóch płci. Bo według nich cechy płci to nic innego jak tylko wytwory kulturowe, a tradycyjne ich traktowanie jest przejawem fundamentalizmu i totalitaryzmu, które chcą postrzegać świat tylko w jego biegunowościach, co w konsekwencji prowadzi do moralnego podziału na to co dobre i to co złe.Niepokoić powinien również fakt, że dzieci w coraz młodszym wieku są konfrontowane ze sferą seksualną, pornografią i wszystkim, co ma z nią związek. W takim kontekście ostra krytyka pedofilii staje się coraz trudniejsza. A celem pedofilii jest nie tylko osiągnięcie złagodzenia ustaw karnych, ale również akceptowano coraz bardziej obniżany wiek dzieci, będących obiektami takich praktyk. Ta granica akceptowanego zewnętrznie wieku jest bardzo płynna, w każdym kraju jest indywidualna, ale waha się aktualnie w granicach 16-18 lat. Ale jeżeli dziewczynka w wieku 10 lat dzięki Internetowi wchodzi w kontakt z twardą pornografią i dzieci w takim wieku stają się regularnymi konsumentami pornografii, a dodatkowo społeczeństwo w coraz większym stopniu akceptuje tę sytuację, to utrzymanie względnie wysokiego wieku nieletnich będzie coraz trudniejsze. I właściwie jedyną skuteczną metodą, żeby stawiać bariery i ograniczać pedofilię, jest podejmowanie walki na kilku frontach. Może zacząć od wprowadzania zakazu pornografii w Internecie?
Justyna Krzyżówek
Rewolucja jest zmęczona
esteśmy dziećmi pokolenia '68 - czy tego chcemy, czy nie. I nie chodzi tu bynajmniej o polski Marzec, lecz o maj 1968 r. Konsekwencją ówczesnego młodzieżowego buntu były potężne przemiany obyczajowe i przewrót w hierarchii wartości współczesnego świata.
Wtedy zrodził się tzw. dzisiejszy świat wartości, a przynajmniej ta jego wersja, która nam się zewsząd narzuca przez kulturę masową i media. Definiując dzisiaj własną tożsamość, musimy się wobec niej określać.
W lipcowo-sierpniowym numerze „Więzi” analizujemy dziedzictwo rewolucji seksualnej, która była i jest jedną z najistotniejszych konsekwencji maja '68. Hasło na okładce brzmi „Rewolucja seksualna po czterdziestce”. Jedna z osób zaproszonych do ankiety zrozumiała nawet, że chodzi nam o seks czterdziestolatków. Chodziło jednak o bilans rewolucji seksualnej po 40 latach od maja 1968 r.
Nie da się tych przemian podsumować chłodnym okiem, całkowicie bezstronnie. Dlatego ów bilans rozpisany został na wiele głosów. Występują w „Więzi” obok siebie m.in. feministka Agnieszka Graff, psychoterapeuta Wojciech Eichelberger, seksuolog Zbigniew Izdebski oraz liderzy katolickich ruchów rodzinnych Jerzy Grzybowski ze Spotkań Małżeńskich czy Mariola i Piotr Wołochowiczowie z Misji Służby Rodzinie i znani katoliccy publicyści.
Charakterystyczne są zwłaszcza różnice w traktowaniu teologii ciała zainicjowanej przez Jana Pawła II. Katolicy zgodnie przekonani są, że jest to przesłanie o wielkim znaczeniu nie tylko dla Kościoła, ale całej kultury (Aneta Gawkowska pisze nawet w tym duchu o „jeszcze seksowniejszej rewolucji”). Za to żaden z autorów niekatolickich nawet o teologii ciała nie wspomina...
Przystępując do tego tematu, jako redakcja postawiliśmy tezę, że rewolucja seksualna jest zmęczona, że wyczerpała już swoją dynamikę, że obok niej pojawiły się inne czynniki kształtujące dzisiejsze postawy wobec erotyki. Dyskusja przy redakcyjnym stole w ciekawy sposób weryfikuje tę hipotezę. Psychoterapeutka Anna Dodziuk, publicyści Piotr Bratkowski i Dariusz Karłowicz oraz teolog o. Ksawery Knotz na zmianę różnią się między sobą i zgadzają w opisie współczesnego stosunku do erotyki.
Czasem - w trosce o tworzenie nowego pozytywnego spojrzenia na ludzką seksualność - katolicy uciekają od refleksji nad niebezpieczeństwami, które w tej dziedzinie się pojawiają. Nie można jednak tego pominąć, bo zła (wszech)obecność seksu w naszej kulturze też wpływa na ludzkie postawy. W „Więzi” zajmujemy się tą stroną problemu na przykładzie pornografii. Jej dzisiejsze przerażające oblicze opisuje Tomasz Ponikło. Przerażające - zarówno w sensie treści, jak i banalnie prostej dostępności. Przeciętny użytkownik internetu nawet nie zdaje sobie sprawy, co mogą bez trudu znaleźć w sieci jego dzieci w ciągu dosłownie kilkunastu sekund.
Rewolucja seksualna kierowała się przeciwko moralności chrześcijańskiej. A co ma dziś na ten temat do powiedzenia myśl chrześcijańska? Czy nowa, sakramentalna wizja ludzkiej cielesności może stać się interesującą alternatywą także dla osieroconych dzieci rewolucji? Czy teologia ciała to po prostu „chrześcijańska tantra”? Czy dla katolika seks szczęśliwy równa się seks święty? O tym wszystkim też piszemy w lipcowo-sierpniowej „Więzi”.
Tygodnik Powszechny.Autor jest redaktorem naczelnym miesięcznika „Więź”.
Co nam dała rewolucja seksualna?
Czy utyskiwania na jej zgubne skutki jednych oraz gloryfikowanie jej przez drugich w ogóle ma sens? Bilans rewolucji seksualnej "po czterdziestce" (czyli po czterdziestu latach) robi wakacyjna "Więź", rozpisując go na wiele głosów. Niektóre brzmią intrygująco.
Bartłomiej Dobroczyński, psycholog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, twierdzi na przykład, że rewolucji seksualnej w Polsce w ogóle nie było. Skąd ta teza? Primo, brakuje nowego pozytywnego wartościowania seksu: „Nadal, w Polsce szczególnie, wulgarne określenie prostytutki jest jednym z najcięższych przekleństw, jeśli zaś chcemy kogoś upokorzyć i poniżyć, to używamy obelg i wyzwisk odnoszących się do różnych aspektów seksualności. Nadal seksualność jest dość powszechnie postrzegana jako swoista i niebezpieczna gra, w której chce się kogoś zdobyć, posiąść, uwieść, oszukać... Tak było w czasach biblijnych, tak było w czasach Choderlos de Laclos i markiza de Sade'a, tak jest i dzisiaj - gdzie tu rewolucja?”.
Secundo, nieustanne batalie ideologiczne o antykoncepcję i edukację seksualną - zamiast swobodnego dostępu do nich. Naszą mentalność w kwestiach seksu Dobroczyński określa jako „neochłopską”: „Tak jak dawniej niepohamowana ciekawość sfery erotycznej (mająca wyraźnie represyjny charakter) prowadziła w efekcie do tego, że wywlekało się »jawnogrzesznicę « z chaty po to, by ją kamienować czy wywozić oblepioną smołą i pieprzem, tak samo dzisiaj wywleka się na światło dzienne tajniki życia płciowego innych, szczególnie »włodarzy « tego świata”.
Rewolucja obrosła w stereotypy. Z jednym z nich - że rewolucja '68 to flagowy produkt feministek - polemizuje Agnieszka Graff, amerykanistka, publicystka feministyczna: „Ruchy kontrkulturowe lat sześćdziesiątych były nie tylko zdominowane przez mężczyzn i retorykę buntu »synów « przeciwko »ojcom «, ale także głęboko mizoginiczne”. Dzisiaj jest tylko gorzej: „Zarówno seks, jak i prawa kobiet traktowane są u nas z mieszaniną brutalności, obrzydzenia i zażenowania, które uniemożliwiają namysł. Zbiorowy wysiłek w tej sferze skupia się nie na zwalczaniu przemocy, nie na pomocy ofiarom życiowych katastrof czy własnych błędów, lecz na piętnowaniu tego, co odbiega od normy. Polską mentalność w tej sferze świetnie oddaje homofobiczne hasło „rób to w domu po kryjomu”. Psychoterapeuta ks. Jacek Prusak od piętnowania - także samej rewolucji - jest daleki. „Nowoczesna fascynacja seksem ma charakter kompulsywny. Za taki stan rzeczy nie obwiniałbym jednak tylko »rewolucji seksualnej «” - pisze.
I zauważa, że choć do dziś nie udało się przezwyciężyć dychotomii między religią a erosem, to nie stworzyła go przecież rewolucja seksualna 1968 r. będąca jedynie wynaturzoną reakcją na to rozdarcie. „Kościół jednak też czeka »rewolucja seksualna «” - puentuje jezuita.
Katarzyna Wiśniewska