Literki wracają do zerówek
Marek Kozubal , Paulina Głaczkowska 20-10-2009, ostatnia aktualizacja 20-10-2009 22:26
Chcemy, by sześciolatki w zerówkach też uczyły się pisać i czytać - apelują rodzice. Nikt tego nie zabrania - odpowiada ministerstwo. Dyrektorzy szkół są zdezorientowani.
autor zdjęcia: Seweryn Sołtys
źródło: Fotorzepa
autor zdjęcia: Rafał Guz
źródło: Fotorzepa
Grzegorz Żurawski, Rzecznik resortu edukacji
Jeszcze rok temu córkę interesowały cyferki i literki. Teraz w zerówce uwstecznia się - mówi matka Karoliny, która chodzi do zerówki w szkole na Targówku. - Uczy się malować, wycinać i lepić, co już umiała dwa lata temu - dodaje pani Monika, która chce przenieść córkę do innej placówki.
- We wrześniu nauczycielka z zerówki zapewniała nas, że nadal będzie rozwijać u dzieci umiejętność czytania i pisania. Ale widzę, że z tych obietnic niewiele zostało, a szkoła poszła po linii najmniejszego oporu. Ze ścian usunęła nawet plansze z literami i cyframi - skarży się ojciec sześciolatki ze szkoły na Mokotowie.
Skąd to zamieszanie w zerówkach? Jeszcze w sierpniu urzędnicy straszyli rodziców, że sześciolatki, które nie pójdą do pierwszej klasy, lecz zostaną w zerówkach, nie nauczą się pisać i czytać. Teraz ministerstwo twierdzi, że nigdy nauki nie zabraniało. Pod warunkiem, że nauczyciele będą realizowali nową podstawę programową (zaczęła obowiązywać od września).
Problem w tym, że szkoły zaczęły interpretować przepisy po swojemu. Dlatego część sześciolatków uczy się tego, co ich pięcioletni koledzy, inne idą do przodu.
Uparci rodzice
Rodzice przyznają, że zaczęli naciskać na nauczycieli. - Na początku roku wychowawczyni kategorycznie stwierdziła, że dzieci nie będą uczyć się pisać i czytać - wspomina pani Iza z Wawra. - Po półtora miesiąca uznała jednak, że sześciolatki dobrze radzą sobie z omawianym materiałem i po konsultacjach stanęło na tym, że kupiliśmy zeszyty do ćwiczeń kaligrafii i liczenia. Wkrótce nasze maluchy mają zacząć normalną naukę - opowiada mama.
Na forach internetowych rodzice dzielą się też radami jak rozmawiać z nauczycielami. I proponują drogi okrężne, np. zapisanie malucha na kurs języka: „Uczą nie tylko angielskiego, ale także pisać po polsku”.
Nie będziemy hamować
Wczoraj sprawdziliśmy, czy pedagodzy decydują się wyjść poza ministerialną podstawę programową i uczyć dzieci czytać, pisać i liczyć. Większość rozmówców przyznała, że niebawem tak zrobi.
Do zerówki w Niepublicznej Szkole Podstawowej Fundacji Rodzice Dzieciom na Ochocie chodzi 12 dzieci. - Obserwujemy, jak się rozwijają, w zajęciach uczestniczy też psycholog - opowiada Jolanta Garbarska, dyrektorka szkoły. - Niebawem zdecydujemy, czy będziemy uczyli dzieci. Za zgodą rodziców dostosujemy program do indywidualnych możliwości maluchów. Nie można przecież hamować ich rozwoju.
Podobną decyzję podejmie dyrekcja publicznej Szkoły Podstawowej nr 255 na Pradze, gdzie do trzech zerówek chodzi 57 dzieci. - Przychodzą do mnie rodzice i proszą o wprowadzenie elementów czytania i pisania - nie ukrywa dyrektorka Małgorzata Wiaderna.
- Decyzję podejmę po konsultacjach z nauczycielami i rodzicami. Zajęcia będą prowadzone w formie zabawowej. Jestem przekonana, że nikt głowy nam nie urwie - dodaje dyrektor praskiej szkoły.
- To, co w tej chwili się dzieje, jest efektem zawirowania w reformie edukacji - uważa Andrzej Wyrozembski, naczelnik Wydziału Oświaty dzielnicy Śródmieście.
- Jestem przekonany, że żaden nauczyciel nie chce uwsteczniać dzieci. Jest za to w stanie dostosować program do ich możliwości. Musi tylko chcieć.
Naczelnik Wyrozembski radzi, aby rodzice zdolnych sześciolatków rozmawiali na ten temat z nauczycielami. - To jedyna droga. Na nauczycielach zmian programowych nie da się wymusić, ale można ich do tego przekonać - dodaje naczelnik.
Co na to kuratorium? Rzecznik Andrzej Kulmatycki odpowiedział enigmatycznym e-mailem: „Przedszkole powinno wspomagać dzieci w rozwijaniu uzdolnień oraz kształtowaniu czynności potrzebnych im w dalszej edukacji, w tym zgodnie z podstawą programową - gotowości do nauki czytania i pisania.”
Grzegorz Żurawski, Rzecznik resortu edukacji:
Nie ma niczego nagannego w tym, że sześciolatki w oddziałach przedszkolnych uczą się pisać czy czytać. Nikt tego nie zabrania. Pod warunkiem, że dzieci realizują jednocześnie nową podstawę programową. I z tego dyrektorzy będą przez kuratorium rozliczani. Nie może być bowiem tak, że dziecko, które kończy przedszkole zna litery i potrafi liczyć, ale nie umie skupić się przez kilkanaście minut albo nie ma przygotowanej ręki do trzymania długopisu.
Mądre pokierowanie sześciolatkiem zależy w dużej mierze od nauczyciela. To on na bieżąco śledzi, jak dziecko się rozwija, w jakim stopniu jest gotowe do nauki. Jest w stanie stwierdzić, jak wypada na tle swoich rówieśników w grupie. Tej wiedzy nie mają rodzice. Dlatego nauczyciele nie powinni ulegać ich namowom i ślepo wprowadzać naukę pisania i czytania dla wszystkich.
Poza tym jeśli rodzice uważają, że ich dziecko jest gotowe do nauki typowo szkolnego materiału, to powinni pomyśleć o posłaniu go do pierwszej klasy. Wprawdzie rok szkolny zaczął się blisko dwa miesiące temu, ale część szkół nadal jest gotowa przyjąć dzieci.
Życie Warszawy