ęłęóEgzystencjalizm to współczesny kierunek filozoficzny zajmujący się określeniem roli jednostki w świecie. Egzystencjaliści głosili, że jednostka ma wolny wybór i jest bezwzględnie odpowiedzialna za własne czyny, co stwarza poczucie lęku i prowadzi do poczucia niepewności bytu.
Najsłynniejszymi przedstawicielami tego gatunku byli: Albert Camus, Martin Heidegger oraz Jean Paul Sartre.
Reprezentanci tego kierunku filozoficznego głosili zainteresowanie ludzką egzystencją. W myśl tej filozofii, człowiek to istota wolna, z czego wynika pesymizm egzystencjalny, ponieważ każdy z nas zdany jest na samego siebie, nie znajduje oparcia i obronny w innych. Człowiek żyje cały czas w poczuciu zagrożenia i lęku przed śmiercią. Ważnym zagadnieniem, które interesowało egzystencjalistów to cel i sens życia jednostki. Jeden z przedstawicieli egzystencjalistów, Albert Camus, twierdził, że świadomość śmierci jest konieczna do poprawnego zrozumienia bytu ludzkiego. Każdy człowiek powinien mieć świadomość własnej śmierci oraz świadomość życia, w którym przez cały czas dokonujemy wyborów dających poczucie porzucenia w świecie.
„Egzystencjalizm jest humanizmem”, są to słowa Sartrea, uważał on, że egzystencjaliści za punkt widzenia przyjmują samego człowieka. Człowiek żyje dla siebie samego, sam siebie tworzy. Według Sartrea ludzie czują się obco w świecie pozbawionym sensu, co sprawia poczucie rozpaczy, nudy, obrzydzenia i absurdu. Człowieka ogarnia trwoga, gdy zda sobie sprawę, że kiedyś umrze i jest to nieuchronne. Życie człowieka powinno mieć określony sens, który sam powinien nadać swoje egzystencji. Ludzie sami decydują o tym, co i w jaki sposób postrzegają. Dokonując wyborów, biorą pod uwagę własne wartości, którymi kierują się w życiu to co jest naprawdę ważne. Haideeger uważał, że egzystencja ludzka miała być tylko punktem wyjścia. Głównym zagadnieniem egzystencjalizmu miał być ogólny byt, a nie tylko jednostkowe istnienie ludzkie. Uważał on, że naczelnym uczuciem towarzyszącym człowiekowi życiu jest trwoga.
Według egzystencjalistów, jeżeli nie ma istoty rzeczy, to nic nie przesądza losu jednostki. Uznali, że człowiek nie został przez nikogo stworzony według żadnej idei, nic z góry nie przesądza o jego własnościach. Egzystencjaliści zawężali zresztą znaczenie wyrazu „egzystencja” do egzystencji ludzkiej. Istnienie ludzkie i pozaludzkie jest faktem pierwotnym. Człowiek nie ma wpływu na to, że się urodził, ale może swoje istnienie uznać albo potępić. Byt ludzki nie jest izolowany, ale zespolony ze światem i innymi ludźmi. Człowiek także poznaje świat - cechą ludzkiego istnienia jest także świadomość cudzego bytu. Świat otaczający człowieka składa się też z „rzeczy”, których byt jest inny, nieświadomy siebie. Troska, trwoga i śmierć. To, że człowiek nie istnieje sam, lecz w świecie oznacza przede wszystkim, że jest nieustannie zagrożony w swoim istnieniu. Świat idzie swoim torem, nie bacząc na człowieka. Właściwością człowieka jest kruchość. Trzeba ciągle temu przeciwdziałać, bronić swojego istnienia. Życie to ustawiczne troskanie się, a troska jest cechą egzystencji ludzkiej. Gorzki nastrój troski i trwogi przenika filozofię egzystencjalną. Cechą istnienia jest także trwoga. Jest ona naturalnym stosunkiem człowieka do istnienia, jest trwogą nie tylko przed niebezpieczeństwem, lecz przed samym istnieniem. Jest to przede wszystkim trwoga przed śmiercią, nierozerwalnie związaną z istnieniem. Co się zaczęło, musi się skończyć, a według egzystencjalistów śmierć to nie przejście do innego świata, lecz nieodwołalny koniec. Istnienia innych ludzi mają wpływ na istnienie człowieka. Społeczeństwo przekształca jego istnienie, które przez to przestaje być naturalne. Innym czynnikiem przekształcającym istnienie człowieka jest mowa. Posługuje się on mową, aby wyrazić istnienie, ale wyrażając przekształca je i fałszuje. Człowiek sprawia, że słowa stają się bytami przerastającymi naturalne istnienie. Prawdziwe i nieprawdziwe istnienie. Człowiek przyzwyczaja się do swego otoczenia i codzienność staje się naturalną postacią jego egzystencji. Wszystko wydaje mu się zwykłe, więc włącza wciąż nowe rzeczy do swojego otoczenia, z nich wszystkich robi codzienność i sam zanika w niej. Tylko niezwykły bieg zdarzeń może spowodować wytrącenia z tej codzienności. Dopiero wtedy zrozumie swoje istnienie, tylko ten, kto widzi obcość bytu. W porównaniu z nim wszystko inne, co uważane jest za byt, jest tylko abstrakcją, wymysłem ludzkim. Istnienie otoczone jest przez nicość, dlatego słusznym stosunkiem człowieka do istnienia jest trwoga. Ludzkie istnienie powstało z nicości i niedługo zapadnie w nicość. Jest przesycone nicością, zdążaniem do śmierci. Dlatego też filozofia egzystencjalna jest nazywana „filozofią nicości”. Opuszczenie i wolność. Skoro istnienie otoczone jest przez nicość, człowiek nie ma się, na czym oprzeć, gdzie szukać wskazówki, liczyć na czyjąś pomoc.
Sens istnienia człowieka może tkwić tylko w samym istnieniu, bo poza nim nie ma nic. Człowiek nie może wyrwać się z jego rzeczywistości, bo poza nią nic nie ma, ale nie może też poddawać się jej, ponieważ jest wolny. Egzystencjaliści stwierdzili, że skoro człowiek nie ma stałych cech i nie będzie tym, czym sam siebie zrobi, to zawsze może być czymś więcej niż jest.
W twórczości Camusa dostrzegamy ewolucję poglądów od pesymistycznych, mających źródło w filozofii egzystencjalizmu, w kierunku humanistycznej wiary, że człowiek może się przeciwstawić złu, jeśli prawdziwie zaangażuje się w sprawy ludzkie. W „Dżumie” pisarz wyraził przekonanie, że sprawdzianem społeczeństwa są czasy „niesprawiedliwości i gwałtu”, ale, że tylko w takich czasach, gdy trwa zaraza, „można się nauczyć (…), że w ludziach więcej rzeczy zasługuje na podziw, niż pogardę”.
„Jest rzeczą równie rozsądną ukazać jakiś rodzaj uwięzienia przez inny, jak ukazać coś, co istnieje rzeczywiście, przez coś innego, co nie istnieje.” Taką myślą Daniela Defoe opatrzył Albert Camus swoją powieść. Autorowi, który pisząc „Dżumę” miał za sobą wiele przemyśleń, wdała się odpowiednim mottem do nowego dzieła. Komentatorzy nazywają „Dżumę” powieścią-parabolą, przypowieścią o losach ludzkich.
Camusa jest przykładem pisarza filozofującego, to znaczy wkraczającego w swych utworach w problematykę filozoficzną. Szczególnie ważny wpływ wywarła na niego filozofia egzystencjalna, sprowadzająca się do rozważania roli jednostki w świecie, do badania istnienia człowieka, postrzeganego przede wszystkim jako konieczność dokonywania bezustannych wyborów. Każdy człowiek jest wolny, ale jednak również osamotniony, sam musi dokonywać ważnych wyborów. Każdy musi być gotowy na poniesienie konsekwencji wyboru, na każdym człowieku spoczywa więc ogromna odpowiedzialność. W literaturze egzystencjaliści kładli nacisk na ideę zaangażowania, rozumieją ją jako stosunek pisarza do problemów moralnych, społecznych i politycznych, istniejących w otaczającej rzeczywistości. I tak właśnie w „Dżumie” Alberta Camusa, gdzie zainteresowanie autora skupia się przede wszystkim na etycznym wymiarze ludzkiej egzystencji. Powieść Camusa stanowi zbiór pytań o charakterze egzystencjalnym, zaś odpowiedzi na nie powinny pomóc każdemu czytelnikowi określić, kim jest, jaki jest i przede wszystkim, jaki jest sens i cel jego życia.
Powieść powstała w okresie, kiedy pamiętano koszmar cierpienia i zagrożenia w absurdalnym świecie opanowanym przez zbrodnię ludobójstwa.
„Dżuma” to wspaniała powieść o ludziach silnych i mądrych, mających poczucie dobrze spełnionego obowiązku, choć w obliczu ogromu ofiar nie przeżywają wielkiej radości. Końcowe słowa powieści to przestroga, aby ludzka czujność i solidarność zawsze była w pogotowiu, bo „bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie zanika (…) i że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla innych nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście.”
Egzystencjonaliści uważali, że istnienie ludzkie jest kruche, niepewne, niezrozumiałe, zagrożone zniszczeniem oraz skazane na śmierć. Sens życiu nadaje człowiek, który jest pozostawiony samemu sobie i dąży do śmierci.
W powieści Camusa absurdem jest dżuma. W ludzkiej egzystencji dominuje więc zło i zagrożenie (takie spojrzenie na świat jest charakterystyczne dla egzystencjalizmu).
Camusa przekonany o sile moralnej swoich bohaterów postuluje jednak ideę czynnego zaangażowania człowieka, gdyż uważa, że bierne przyglądanie się epidemii oznaczałoby zgodę na nią (tymi poglądami Camus odbiegał od egzystencjalizmu). Główny bohater „Dżumy” jest odbierany jako egzystencjalista, chociaż pojęcie to w książce nie zostało użyte. W opracowaniach i komentarzach twórczość Camusa jest kojarzona z tym nurtem myślowym, tymczasem on sam pod koniec II wojny powiedział: „Nie jestem zbyt wielkim entuzjastą zanadto już sławnej filozofii egzystencjalistycznej i - szczerze mówiąc - uważam, iż jej konkluzje są fałszywe”. Ale reprezentuje ona wielką przygodę ludzkiej myśli.
Twórczość Edwarda Stachury można określić mianem pisania o życiu. W wielu utworach bez trudu odnajdujemy motywy autobiograficzne. Stachura do momentu załamania psychicznego w połowie lat 70-tych był określany jako piewca życia, uważający naszą egzystencję za wędrówkę, kochający świat i naturę. Na potwierdzenie tego przytoczę fragment słynnej piosenki Edwarda Stachury: „Wędrówką życie jest człowieka. Idzie wciąż. Dokąd stąd (...) Śmierć go czeka. To nic, to nic. Póki sił będę biegł, będę szedł nie dam się, dopóki starczy sił”. Utwór ten jest afirmacją życia, wiarą w siłę przezwyciężenia śmierci, próbą odsunięcia od siebie nastrojów egzystencjalnych. Jednak można i również zauważyć pewien subtelny smutek w zdaniu: „dopóki starczy sił”, poeta przewiduje, że kiedyś w końcu trzeba będzie poddać się i oddać zwycięstwo śmierci, która jest koniecznym elementem ludzkiej egzystencji. Wielokrotnie próbujemy odsunąć od siebie nieuchronne widmo śmierci, udajemy sami przed sobą, że to nas nie dotyczy. Staramy się za wszelką cenę uciec przed nią, naiwnie wierzymy w to, że będziemy żyć wiecznie. Nastrój egzystencjalny można odnaleźć w dwóch słynnych powieściach Edwarda Stachury, chodzi mianowicie o „Całą jaskrawość” oraz „Siekierezadę, czyli Zimę Leśnych Ludzi”. Okolicznościami, które skłoniły Stachurę do napisania tych powieści były jego własne przeżycia- praca przy wyrębie lasu oraz pomoc w oczyszczaniu stawu. Praca w obydwu utworach jawi się jako próba ucieczki. Ciężki wysiłek fizyczny jest swego rodzaju odciążeniem od pracy umysłowej, która bardzo często bywa trudem. Postacie wykreowane w obydwu powieściach są porte parole autora, czyli wyrazicielami jego poglądów i filozofii życiowej. „Całą jaskrawość” i „Siekierezadę” można określić mianem powieści medytacyjnych- bohaterom upływa czas na zastanawianiu się nad sensem egzystencji.
Teraz przedstawię po kolei utwory pod względem filozofii egzystencjalnej. „Cała jaskrawość” to powieść, w której bohaterowie traktują życie jako przygodę, są entuzjastami życia i pracy. Szczęście daje im przebywanie na łonie natury, jak również kontakt z prostymi ludźmi, chcą poznać życie do głębi, oprócz blasków, nasza egzystencja składa się również i z cieni, które są ważnym elementem życia. Bohaterów( Edmunda i Witka) cechuje też i wrażliwość, i empatia. Także i ich praca jest swego rodzaju metaforą - wydobywanie mułu oznacza odkrywanie własnego ja, do samego dna, to symbol pracy nad sobą, zdobywanie głębszych doświadczeń. Tak jak w filozofii egzystencjalnej życie w ujęciu Stachury jawi się jako byt. Powieść „Cała jaskrawość” daje też i pewną receptę na życie. Warto żyć tak, jakby każdy kolejny dzień był ostatni, mieć w sobie swego rodzaju zachłanność na życie, gdyż każda chwila jest wyjątkowa. Te poglądy silnie kojarzą się ze słynną maksymą Kartezjusza, a mianowicie Carpe Diem, czyli Chwytaj dzień. Człowiek powinien zamiast ciągłego narzekania, cieszyć się życiem i celebrować zwykłe, codzienne czynności.
Druga powieść Edwarda Stachury „Siekierezada” nie jest już taką afirmacją życia jak „Cała jaskrawość”. Główny bohater, Janek, który pod wpływem impulsu wyjeżdża z miasta i najmuje się do wyrębu lasu. W utworze tym występuje wszechobecność śmierci, bohater odczuwa jej bliskość, to ciągłe wadzenie się ze śmiercią. Radość życia zakłócają sprawy ostateczne, bohater wykonuje wszystkie czynności z prawdziwym natchnieniem, jednak ani przez moment nie opuszcza go poczucie śmierci. To ciągła walka, przejawiająca się napięciem wewnętrznym. Janek Peresada jest samotnikiem, to kolejne podobieństwo do filozofii egzystencjalnej. Samotność ma dwa aspekty: z jednej strony- powoduje pewnego rodzaju wyobcowanie, poczucie niezrozumienia przez innych, samotność w tłumie, a z drugiej strony- pozwala wniknąć w głąb własnej psychiki, zastanowić się nad wyborem swojego życia, nadaniem mu sensu. Bohater próbuje nawiązać kontakt i rozmowę z Bogiem, jednak jego starania okazują się bezskuteczne. To także podkreśla samotność człowieka, który w wielu trudnych sytuacjach życiowych pragnąłby jakiejś podpowiedzi, pomocy boskiej opatrzności. Przez całą powieść przewija się mgła lub dym, oznaczające osaczenie człowieka w świecie, które prowadzi do niepewności, a w wielu przypadkach także i do zwątpienia. Być może mgła oznacza także ukrycie jasnych stron egzystencji, pozytywnych wartości, zasłania wszelkie promyki życia. Co w konsekwencji doprowadza bohatera do zwątpienia, powolnego zanurzenia się w ciemności, które doprowadza do przewagi negatywnych stron życia. Podkreśla to dramatyzm ludzkiej egzystencji, w pewnym momencie bardzo trudno jest przezwyciężyć czeluści ciemności. Życie jest trudem i mozołem, i nicością. Główny bohater tęskni także za swoją ukochaną, którą poetycko nazywa Gałązką Jabłoni. Jest dla niego uosobieniem kobiecego ideału, symbolem kobiety, dla której warto żyć i umierać. Może Gałązka Jabłoni nie jest materialną kobietą, tylko wyobrażeniem bohatera, tęsknotą za idealną miłością, pragnieniem odnalezienia prawdziwego uczucia.
Jak widać Edwardowi Stachurze nieobce były nastroje egzystencjalne, jak Heidegger podkreślał istotę bytu. Bohaterowie jego powieści są odrębnymi jednostkami, oceniają świat według subiektywnych przeżyć. Niekiedy dochodzi do tego poczucie samotności i alienacji. Bohaterowie często snują rozważania filozoficzne, zastanawiają się nad sensem życia, zdają sobie sprawę z tego, że w życiu oprócz blasków są także i ciemne strony. Bohaterów cechuje autentyczność, uwielbiają wolność. Nie są przywiązani do dóbr materialnych, nie zamartwiają się kwestiami gromadzenia bogactwa, główną wartością, która im przyświeca jest właśnie wolność. Życie w zgodzie z naturą, wieczne wędrowanie, brak stałego miejsca zamieszkania. Oprócz motywów egzystencjalnych powieści Stachury są dla współczesnych czytelników apotezą wolności, przypomnieniem tego, że sfera duchowa człowieka jest ważniejsza od bezmyślnej pogoni za dobrami materialnymi, tak niestety charakterystycznej dla naszych czasów. Chyba każdy marzy o tym, by wędrować i przebywać na łonie natury, rozmawiać ze sobą i zastanowić się nad tym, co jest dla nas ważne, wsłuchać się w głos własnego ja.
Powieść Stanisława Lema „Solaria” niewątpliwie napisana jest niezwykle plastyczny, przyciągający jak magnes językim. Lem przenosi nas w czasie i przestrzeni na planetę Solaris, gdzie wschody i zachody słońca płoną intensywną, nasyconą, wszechobecną czerwienią.
„Solaris” to nie tylko fantastyka, przede wszystkim jest to książka filozoficzna, książka, która otwiera w ludzkim umyśle jeszcze jedne drzwi, ukryte gdzieś w bocznym korytarzu, na wyższym piętrze, zazwyczaj, a może zawsze, zamknięte, za nimi bowiem rozpościera się to, czego nie jesteśmy zdolni ogarnąć rozumem, logiką, jasno określonymi zasadami, o czym nie chcemy na co dzień myśleć, bo przeszkadzałoby nam to w twardym stąpaniu po ziemi.
Bohaterem rozważań Lema jest nie tyle obca planeta, co człowiek wobec kosmosu, wobec Boga, wobec własnej przeszłości, wspomnień i obsesji, wobec krętych ścieżek własnych myśli. Gdziekolwiek pojawił się człowiek, zawsze ingerował w zastaną przez siebie rzeczywistość, tak było przy odkrywaniu nowych lądów, nowych kontynentów czy przy wdrażaniu nowych produkcji technologicznych. Liczył się cel, środki do niego prowadzące, i skutki, jakie to dążenie pociągało za sobą, nie były już tak ważne. Podobnie jest na planecie Solaris. Człowiek chce ją zbadać dogłębnie, żeby nie pozostało ani jedno pytanie „dlaczego?”. Uczestnicy wyprawy robią zdjęcie rentgenowskie „plazmy”, która otacza Solaris, żeby poznać jej strukturę i właściwości, ale niezbadany „twór” odbija promienie i prześwietla ludzkie mózgi, wydobywając z zakamarków ludzkiego umysłu to, co najbardziej skryte, obsesyjne, za czym najbardziej tęsknimy, to, co stale jest w umyśle obecne, a co zostaje zmaterializowane. Dla każdego okazało się to czymś innym; osobistą obsesją, kimś, kto wraca do nas z przeszłości, o której myśleliśmy, że jest już zamkniętym rozdziałem. Człowiek chciał podbić kolejną planetę, a tu okazało się, że nie zna do końca nawet własnego umysłu. Zastana na Solaris rzeczywistość, nieznana, przerosła ludzi. Ktoś znalazł sposób rozwiązania irracjonalnej sytuacji, typowy zresztą dla rodzaju ludzkiego to, co inne, niezrozumiałe, to, co nie daje się nam podporządkować najlepiej zniszczyć, pozbyć się tego, ale dla głównego bohatera jest to decyzja nieludzka. Argument, że ów wybór jest ponad moralnością, ma go przekonać do zrobienia czegoś, co budzi w nim wyrzuty sumienia, udrękę moralnej rozterki. Lem uświadamia nam, że normalny człowiek bez względu na miejsce, w którym jest i czas w którym żyje, najistotniejsze dla siebie sprawy będzie rozpatrywał przez pryzmat własnej wrażliwości, uczuć, przeżyć. Jednak zarówno uczucia, jak i chłodna logika w sytuacji ekstremalnej zawodzą. I w tym wszystkim w ludzkiej próżności, w odrzucaniu granic poznania i podboju Kosmosu, w odrzucaniu moralności, kiedy jest niewygodna, swoje miejsce ma Bóg, który nie jest być może tak doskonały, jak sądzimy, ale ułomny, podobnie jak człowiek, i może dlatego nie do końca udał mu się ten świat, tak jak nasze małe światy są niedoskonałe. Ten daleki od ideału Bóg jest jednak prawdziwy, bliski człowiekowi i może tylko On jest w stanie nadać sens bezpowrotnemu przemijaniu, samotnemu oczekiwaniu Kelvina na Harey.
Kolejnym bohaterem podejmującym problemy filozofii egzystencjalnej był Marek Hłasko, prozaik, autor opowiadań, recenzji, felietonów, listów. Był indywidualistą i buntownikiem. Miał odmienny od innych pisarzy sposób patrzenia na świat i ludzi. Inaczej interpretował rzeczywistość, podważał stare kanony, wychodził poza utarte schematy i konwencje, zmieniał sposób ukazywania rzeczywistości. Celem jego było ukazanie życia takim nie takim, jakim ono powinno być, ale takim jakie jest, a więc jego szarości, nędze, zakłamania, gorzkiej i brutalnej prawdy i codziennej przyjemności prostych ludzi. Wyznawał zasadę: pisać tak jak się żyje. Bohaterowie jego opowiadań pochodzą często z marginesu społecznego, buntują się przeciwko szarej, biednej ciężkiej rzeczywistości. Pisarz wierzył w bunt jako najwyższą wartość młodości. Podejmował on często tematy związane z egzystencją ludzką, co widać w powieść” Drugie zabicie psa”. Opowiada ona o męskiej przyjaźni. Główni bohaterowie, Jakub i Robert są wtrąceni w otchłań, próbują zabezpieczyć swoją egzystencję. Los ciągle zmusza ich do nakładania „masek”. W codziennym życiu nie zdradzają oni swojej prawdziwej tożsamości. Motyw miłości, który pojawia się w powieści jest nie możliwy do zrealizowania, ponieważ jest to tylko aktorstwo, sposób na życie Jakuba i Roberta. Marek Hłosko w swoim utworze ukazuje, że życie codzienne nie różni się od teatru, w którym był zafascynowany Robert. Ludzie w trakcie trwania w swojej egzystencji odgrywają wiele różnych ról. Przez cały czas zdani są na samych siebie, lęk przed skutkami podejmowanych przez nich decyzji sprawa, że przez cały czas wykorzystują różną tożsamość, nie chcąc pokazać własnego oblicza.
Kolejnym twórcą, dla którego życie i twórczość stanowią jedno jest Rafał Wojaczek. Jego poezja jest jednym z najbardziej szczerych zapisów, pamiętnik rozpaczy. Utwory Wojaczka przesycone są brutalizmem, znaczna część liryków zainspirowana została przez dwie sytuacje egzystencjalne, a mianowicie miłość i śmierć. Miłość jest traktowana jako próba przezwyciężenia śmierci, która jawi się jako forma kontaktu z życiem, jak również granica między codziennością a światem pragnień. Poznanie własnej natury i siebie
(zarówno w występku jak i w ekstazie) taki jest przedmiot poezji i credo artystyczne Wojaczka. Poetę fascynował człowiek od strony fizjologicznej, wiersze Wojaczka mogą po dziś dzień szokować niektórych czytelników. Dla wrocławskiego Rimbauta nie istnieją tematy tabu. Sfera seksualna, najintymniejsze przeżycia zostają dokładnie opisane, często akt cielesny jest jakby walką, np. w wierszu „Nigdy zgoda”: „Ty jesteś mężczyzną. Znam smak Twego nasienia. Bo kiedy z Ciebie piję życie. Nie wiem czy to jest miłość. Ja się mszczę...”
Zdaniem Karpowicza poezja Wojaczka: zakłada sobie laboratoryjną redukcję miłości do elementów pierwszych, by uzyskać ich wyrazistość i byt poza psychiczny, materialny. On wyposażony niezwykłą wrażliwość etyczną, postanawia zadać śmierć dotychczasowemu modelowi miłości. Prowadzi zawzięcie redukcję do funkcji. Wraca do pierwotności. Do mitycznej prokreacji. Liryka Wojaczka obraca się w kręgu fizjologicznego i biologicznego wymiaru ludzkiej egzystencji. W najmniej oczekiwanym momencie pojawia się delikatność i czułość. Pojawia się wtedy potrzeba istnienia „ty” lirycznego (odbiorcy uczuć, a właściwie odbiorczymi), która byłaby w stanie je przyjąć. W jednym z moich, ulubionych utworów, tak bardzo nietypowym w przypadku pobieżnej znajomości wierszy Wojaczka pojawiają się piękne słowa: „Mówię do ciebie tak cicho jakbym świecił. I kwitną gwiazdy na łące mej krwi...”. To piękny erotyk ukazujący Wojaczka z wrażliwej strony jego osobowości. Drugą wszechobecną muzą poety była śmierć. Pojawia się ona już w pierwszym tomiku poezji (Inna bajka). Jest to śmierć ostatecznie potwierdzająca sens istnienia poety, którą często (chciałoby się powiedzieć za często pojawia się w wierszach). Wojaczek przywołuje śmierć w utworze „Koniec świata” szczegółowo planuje swoje samobójstwo, podaje różne okoliczności, pory roku. Jednego poeta jest pewny- chce umrzeć przed 30 urodzinami. Wojaczek ma do siebie stosunek autoironiczny, nazywa się jako: dwudziestoiluśtamletni skończony alkoholik, ma świadomość swojego nałogu, przegrania życia. Sens egzystencji, zdaniem Rafała Wojaczka, to śmierć z własnej woli. Najpierw trzeba żyć szybko, mocno i zachłannie, wśród ryzyka i niespodzianek, bez żadnych hamulców, ekstremalnie. Swoje życie Wojaczek traktował jako poligon doświadczalny, ryzykował swoim zdrowiem, cały czas prowokując śmierć, która miała być w założeniu poety najpodlejszego gatunku w opozycji do heroicznych postaw wobec śmierci, utrwalonych w literaturze. Wojaczek uważał, że w śmierci nie ma nic pięknego. Autor „Nieskończonej krucjaty” cały czas przygotowywał się do śmierci, oczekiwał jej. Także w licznych korespondencjach pojawiają się takie akcenty. W ostatnim liście skierowanym do Bogusława Kierca pisał: „noszę tę swoją nieobecność- spoconą, koszmarną, wyczekuję na taką chwilę zgody- równowagi”. W wierszu, „Że lampa, że krąg światła, padają ciekawe słowa, a mianowicie: śmierć jest za murem wzniesionym z dwuwierszy, poeta zdaje sobie sprawę z bliskości śmierci. Dla Wojaczka poezja była życiem. Pisanie o sobie i o swoim warsztacie poetyckim jest. Dla autora „Sezonu” poezja była dokumentem życia, a egzystencja pożywką poezji - modus viviendin polega na uporczywym dążeniu do kresu ostatecznego. Przychodzi taka chwila, w której przestaje się liczyć zarówno to, co było, jak i to, co może nadejść. Poezja Rafała Wojaczka jest autobiograficzna, pisze on o sobie i o własnym warsztacie artystycznym w związku z tym jest to twórczość autotematyczna. Dla podmiotu jego poezji życie było wartością samą a sobie. Otwarte na wszystko i swobodne, zawierające zarówno porywy intelektualnego wzlotu, jak i banalność zdarzeń i czynności. Wojaczek zniwelował granicę między życiem a twórczością, sam mówił: „Poetą się jest. Zaś bywa się skrybą, grafomanem”. To zdanie to polemika za stwierdzeniem Norwida, że poetą się bywa. Dla Wojaczka liczy się egzystencja przeżyta intensywnie, poeta często przekraczał wszelkie normy obyczajowe, skłócony ze społeczeństwem. Wojaczek starał się docierać do prawdy, nawet, jeśli była ona bolesna, przedstawiał często szarość PRL- owskiej rzeczywistości, smutków topionych w alkoholu, wszelkich prześladowań (oficer śledczy i gumowa pałka), jak w znanym wierszu „Ojczyzna”. Klimat egzystencjalny, przepełniony smutkiem i alienacją pojawia się w większości utworów, Wojaczek łamie wszelkie normy, jest kontestatorem rzeczywistości, w której przyszło i mu żyć. Czuje się samotny, znikąd nie i otrzymuje wsparcia, zapewne przyczyniły się zaburzenia psychiczne, brak harmonii z własnym ja. Cierpiał na schizofrenię: W śmiertelnej potrzebie, nie wiedząc, gdzie się zwrócić wymyśliłem Wojaczka i to jest mój wspólnik. Autor „Innej bajki” budził spore kontrowersje, dla jednych był wybawcą mającym odkupić pokolenie z wynaturzeń cywilizacji, dla innych- skończonym alkoholikiem i grafomanem. Po śmierci Wojaczek stał się legendą i do dziś nadal fascynuje odbiorców jego poezji, choć zapewne przyczynia się do tego kontrowersyjna biografia. O Wojaczku został w 1999 roku nakręcony film w reżyserii Lecha Majewskiego. Odtwórcą głównej roli był Krzysztof Siwczyk, który brawurowe wcielił się w postać poety. Dodam, że Siwczyk jest laureatem konkursu im. Wojaczka. Film oddaje znakomicie klimat lat 70, a przede wszystkim przybliża postać poety, jego skomplikowane relacje z otoczeniem, związek z Małą, pogrążanie się w nałogu alkoholowym, wizyty u psychiatry i niestety powolne dążenie ku autodestrukcji. Oczywiście w filmie nie brakuje również elementów humorystycznych, np. recytacje w -barze czy też występ zespołu o tajemniczej nazwie Sekret.
Wojaczek to nieprzystosowany buntownik, który wyrażał w twórczości smutki egzystencjalne, samotny, dążący do samozagłady. W twórczości poety, którego było to śmierć, a nie miłość jest największą kochanką, przyzywana wielokrotnie w wierszach. Także i twórczość Haliny Poświatowskiej nie należy do optymistycznej. Poetka od najmłodszych lat chorowała na nieuleczalną wadę serca, żyła z piętnem śmierci, zdawała sobie sprawę z tego, że los podarował jej niewiele czasu, starała się brać z życia jak najwięcej. Utwory Poświatowskiej to głos człowieka, który wyrywa się z objęć śmierci, a gdy mija zagrożenie stara się żyć normalnie, realizuje plany i marzenia. Poświatowska, pomimo choroby żyła intensywnie, nie oszczędzała się w ogóle. Miała świadomość bliskości śmierci, sama pisała: „Jeśli nie będę umierać kilka razy na dobę, czym wypełnię czas”. Poetka nie miała możliwości zaplanowania przyszłości, wiedziała, że jej czas jest ograniczony. Życie Poświatowskiej było teraźniejszością, którą pragnęła zatrzymać w wierszach. Każdy nowy dzień był dla niej darem, stąd właśnie intensywność życia. Człowiek, który nie ma nad sobą piętna śmierci często nie potrafi cieszyć się życiem, nie docenia tego, co ma. To dość paradoksalny wniosek, dlaczego dopiero, gdy ciężko zachorujemy, uczymy się korzystać z życia. Twórczości poetki głównym pojęciem jest czas. Zarówno w sensie epistemologicznym, jak i egzystencjalnym. Ubywanie metafizyczne jest równoznaczne z ubywaniem fizjologicznym. Niektóre utwory są nawet nawiązaniem do baudelaire`owskiej metaforyki, np. w wierszu „Protest”. Dużym ciosem dla Poświatowskiej była śmierć jej męża (również chorego na serce). Poetka skomentowała to w następujący sposób: „Ta śmierć dotknęła mnie bardziej nią wszystkie, które przeżyłam dotąd. To ciało tak mi znajome, że nieledwie zdawało się być kawałkiem mojego ciała, miała przysypać teraz ziemia. Odchodził ode mnie zostawiając bardziej samotną niż wtedy, kiedy nie było go jeszcze”. Słowa te świadczą o przywiązaniu i miłości poetki do męża. W ciągłym obcowaniu ze śmiercią nawiedzały poetkę również myśli samobójcze, pierwszy raz w sanatorium, chciała umrzeć z kochankiem niczym legendarna Izolda. Może także i nie oszczędzanie się, pomimo ciężkiej choroby, było poszukiwaniem śmierci? Druga myśl nawiedziła poetkę w Stanach, gdy widziała umieranie młodych osób. Poświatowska wiedziała, że jej ciało nie nadąża za jej marzeniami i planami, wszystko musiała okupować cierpieniem. Życie było dla poetki niczym narkotyk. Zresztą taki właśnie tytuł („Jak narkotyk”) nosi film Barbary Sas, oparty na motywach biografii Poświatowskiej. U poetki to szukanie śmierci, zastawianie pułapek na chore serce, wskazuje na pewne powinowactwa ze skłonnościami samobójczymi Sylvii Plath, Wojaczka i Stachury (wcześniej przeze mnie scharakteryzowanych). Wyrok jest nieodwołalny, pozostaje tylko czekanie. Wszyscy czekamy na śmierć. Jednak uświadomienie sobie życia jako nieustannego umierania, jako bytu ku śmierci, na planie własnej egzystencji jako nieubłagany koniec na ogól odbywa się powoli, człowiek ma czas na oswojenie się ze śmiercią, choć wolimy oddalać od siebie tę myśl. Jeśli wyrok zapada za wcześnie- wtedy jest to upiorne odliczanie pozostałego czasu. Listy Poświatowskiej pisane ze Stanów charakteryzują się rozpaczą, wątpi w sens walki na krawędzi życia. Pomiędzy atakami bólu jest tylko radość chwili, że nie zaznaje się cierpienia. Poświatowska silnie odczuwała marność świata, była pod względem religijnym- obojętna. Jej niepokojów egzystencjalnych nie znieczulała transcendencja. Religia nie była dla niej oparciem. Oswajała śmierć w duchu egzystencjalnym. Heideggerowski byt ku śmierci pojawia się często u Poświatowskiej. W utworze Argument pro egzystencjalizm poetki wynika, że świadomości, że człowiek jest tylko formą białka obdarzoną świadomością - centralny punkt poezji Poświatowskiej. Życie jest przypadkowe i epizodyczne, to dramatyzm człowieka, brak nadziei na życie wieczne- odrzucenie Boga. Poświatowska skarżyła się w liście do matki: „Życie nie ma sensu - żyć można dotąd, dokąd nie jest się dokładnie człowiekiem”, dokąd Poświatowska nie jest skłonna do spekulacji, nie ma miejsca na abstrakcyjne marzenia, pozostaje tylko radość krótkich chwil. Ma świadomość przegranej w ostatecznej rozgrywce ze śmiercią. W zakończeniu utworu „Śmierć” poetka pisze, że dla cierpiących jest wybawieniem. Wiedziała, że operacja w Stanach jest tylko prolongatą życia, odłożeniem nieubłaganego wyroku na później. W rozmowach ze śmiercią toczonych często przez poetkę pojawiają się tony tak czułe jakby przyzywała kochanka: „Przyjdź dobra śmierci rozrzutna jak noc sierpniowa bądź ciepła dotknij mnie lekko”. Poświatowska potrafiła jednak zagospodarować każdy dzień odebrany śmierci: radością, miłością, poezją. Splot miłości i śmierci jest u Poświatowskiej nierozerwalny. Przemijanie świata, smutek nietrwałości, epizodyczność, umieranie. Utwory uginają się od nadmiaru tych tematów.
10