ROZDZIAŁ I
Poranek. Borowiecki po obudzeniu się wypytuje Mateusza o nowiny i dowiaduje się, że w nocy spaliła się fabryka Goldberga (podpalenie fabryki było jedną z metod ratowania się przed bankructwem - otrzymywano wtedy odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej; warto to zapamiętać, ten motyw przewija się w powieści wielokrotnie). Później Karol rozmawia z Morycem o spaleniu się fabryki Goldberga; dołącza do nich Maks, który wspomina, że pokłócił się z ojcem. Moryc oskarża go o kłótliwość i nieumiejętność trzymania języka za zębami - Maks poprzedniego dnia powiedział głośno w towarzystwie, że fabrykanci (żydowscy?) to oszuści i złodzieje. Baum broni swojego zdania, a Welt tłumaczy mu, że wszyscy są tu po to, żeby robić interesy i każdy działa tak, jak umie; każe Maksowi siedzieć cicho i przytakiwać bogatszym. Borowiecki popiera Moryca, uspokaja obu, którzy już zaczynają się kłócić. Wszyscy trzej zaczynają dogadywać się w sprawie swojego planowanego interesu. Moryc nazywa Borowieckiego Lodzermenschem - „człowiekiem z Łodzi”, bezwzględnym człowiekiem interesu.
Po rozmowie Borowiecki wychodzi, idzie przez Łódź, rozmyśla i marzy o swojej fabryce.
ROZDZIAŁ II
Fabryka Bucholca. Borowiecki po przyjściu rozmawia chwilę z Murrayem o interesach, Murray chwali się także, że kupił meble, by urządzić na nowo mieszkanie, bo ma zamiar się oświadczyć - przyszła narzeczona opowiedziała mu, jaki chciałaby mieć wystrój domu. Borowiecki go wyśmiewa, mówiąc, że ostatnio było tak samo i nic z tego nie wyszło. Umawiają się, że Karol przyjdzie do Murraya, by obejrzeć meble.
Borowiecki chodzi po fabryce i wydaje rozkazy pracownikom. Spotyka Bucholca, który wypytuje go o różne sprawy (tu następuje dość obszerny opis fabryki i urządzeń w niej się znajdujących). Dygresja narratora - kilka informacji o Bucholcu: nie prowadzi już sam fabryki, oddał rządy zięciowi, ale nie potrafi nie przychodzić do zakładu, więc odwiedza go codziennie jak od lat.
Borowiecki odpoczywa chwilę w kantorze (biurze fabryki). Tam zauważa, że niektórzy pisarze (zwłaszcza Horn) nie przepadają za Bucholcem.
W kantorze pojawia się Michałkowa z dziećmi, prosi o odszkodowanie za śmierć męża. Szwarc stwierdza, że „cham umyślnie podłożył łeb pod koło, jemu się nie chciało pracować, a jemu się chciało okraść fabrykę”. Borowiecki rozmawia z nią, wypytuje o sytuację; kobieta mieszka na Bałutach (najbiedniejsza dzielnica, gdzie osiedlali się byli kryminaliści) z tkaczami („weberami), pochodzi spod Skierniewic, chce tam wrócić, gdy otrzyma odszkodowanie, przybyła do miasta, bo „wszyscy szli”, więc i jej mąż pojechał szukać pracy w Łodzi, a potem siłą przywiózł ją i dzieci. Borowiecki daje jej pieniądze i każe przyjść za kilka dni po odszkodowanie. Kobieta, podziękowawszy mu, odchodzi, a chwilę później Karol widzi ją rozmawiającą z Hornem. Okazuje się, że Horn polecił Michałkowej iść do adwokata i wytoczyć fabryce proces o odszkodowanie. Borowiecki go za to krytykuje, rozmawiają o współczuciu i człowieczeństwie. Horn przyznaje, że nie chce zostać w Łodzi, nie potrafi żyć jak wszyscy tutaj, jak maszyna. Borowiecki go wyśmiewa, Horn, obrażony, odchodzi.
Borowiecki, zaglądając do różnych części fabryki, wspomina swoje dawne życie. Stwierdza z żalem, że kiedyś był taki jak Horn, ale zaraz opamiętuje się, zaczyna ironizować w duchu i czuje tylko pustkę („był tym, czym był, dyrektorem drukarni Hermana Bucholca, chemikiem, człowiekiem zimnym, mądrym, obojętnym, gotowym do wszystkiego, prawdziwym Lodzermenschem”). Robotnicy pytają go, czy to prawda, że w fabryce będą zwolnienia - on potwierdza, mówiąc, że nowe maszyny nie będą potrzebowały tylu ludzi do obsługi.
ROZDZIAŁ III
Restauracja hotelu „Victoria” (pierwszego reprezentacyjnego hotelu w Łodzi). W lokalu panuje gwar, wszyscy piją i bawią się. Moryc i kilku aktorów rozmawiają i śmieją się. Moryc przekomarza się z Bum-Bumem (wtrącenie - opis Bum-Buma: kwadratowa twarz, wypukłe oczy, binokle, rzadkie włosy, pomarszczony, „figura starego rozpustnika”, chodzi na drżących nogach). Następnie zauważa Leona Cohna, zaczyna z nim rozmawiać i prosi go o finansową pomoc dla niego, Maksa i Borowieckiego przy zakładaniu fabryki. Cohn narzeka, że Borowiecki jest niepewny, bo to Polak, ale Moryc tłumaczy mu, że Karol ma zmysl do interesów, wspomina też, że to Borowiecki właśnie polecił Bucholcowi powierzenie Cohnowi agentury swoich towarów na cały Wschód. Rozmawiają o jakimś interesie, który jest do zrobienia w Białymstoku, potem o kobietach - Cohn, przywiózł dla Bum-Buma pornograficzny rysunek.
Do restauracji przychodzi Müller, szukający Borowieckiego; Moryc prosi go, by się do nich przysiadł. Wtedy zjawia się i Karol. Müller proponuje mu, by przeniósł się do jego fabryki, oferuje większe zarobki, ale Borowiecki nie zgadza się - nie zostaje też u Bucholca, bo sam zakłada fabrykę. Rozmawiają jeszcze chwilę o interesach, potem o Madzie, w końcu umawiają się na spotkanie w teatrze.
Akcja przenosi się do teatru, gdzie są obecni wszyscy przedstawiciele elity - bogaci fabrykanci różnych narodowości. Moryc poznaje ze sobą Borowieckiego i Cohna. Karol ściąga na siebie uwagę kobiet, jest przystojny, wysoki etc. Przygląda mu się zwłaszcza piękna, fiołkowooka Żydówka, siedząca w jednej z lóż - Lucy Zukerowa.
Cohn prosi Borowieckiego o rozmowę, ale ten wymawia się brakiem czasu i idzie do loży Müllerów, gdzie rozmawia (a właściwie flirtuje) z Madą, która prosi go o podanie tytułów polskich książek wartych przeczytania. Karol obiecuje sporządzić listę i odchodzi. W jednej z lóż spotyka Moryca i Horna, a także kobiety (okazuje się potem, że to kobiety z „Kolonii”). Wszyscy dyskutują ze sobą, szepczą, plotkują na temat jakiejś nowej baronowej, o Madzie i Róży etc.
W pewnym momencie Knoll zostaje wywołany z loży, wychodzą też inni przedsiębiorcy. Okazuje się, że kupcy na wielką skalę, najwięksi odbiorcy łódzcy, zbankrutowali, więc wielu fabrykantów poniesie ogromne straty. W teatrze następuje ogromne poruszenie, zwłaszcza mniejsi przedsiębiorcy wpadają w rozpacz.
Borowiecki rozmawia z Knollem, który dokądś za chwilę wyjeżdża, podobno w jakiejś sprawie, którą na do załatwienia w Petersburgu. Karol ma jednak wrażenie, że Knoll nie mówi mu wszystkiego.
Borowiecki idzie do loży Zukerowej, flirtuje z nią, zaczyna między nimi coraz bardziej iskrzyć, wreszcie odprowadza ją do powozu, do którego ona go wciąga. Jadą razem do jej domu, w którym jest tylko służba, bo mąż wyjechał. Po drodze całują się, wyznają sobie miłość etc. W domu Lucy, bardzo bogato i niegustownie urządzonym, Karol znajduje telegram adresowany do Bucholca, który zawiera informację o podwyższeniu cła na bawełnę; zaczyna myśleć o tym, jak zdobyć pieniądze, by pojechać do Petersburga i kupić jak najwięcej bawełny. W międzyczasie przychodzi do niego Lucy, która wcześniej się przygotowywała - choć Karol myśli o interesach, udaje jej się uwieść go, spędzają razem noc.
ROZDZIAŁ IV
Karol wychodzi od Lucy o 4 nad ranem. Chce najpierw jechać do Kurowskiego, z którym był umówiony w Grand-Hotelu, ale ostatecznie decyduje się na spotkanie z Morycem. We wspólnie wynajmowanym przez nich mieszkaniu znajduje jednak tylko pijanego Mateusza (który pobił się z jakimiś Niemcami w karczmie) i śpiącego Maksa.
Borowiecki jedzie do Grand-Hotelu, ale okazuje się, że Kurowskiego dziś nie było. Zaczyna więc szukać po mieście Moryca. Po drodze rozmyśla o telegramie i o Lucy; stwierdza, że już od dawna było widać jej zainteresowanie nim. Zaczyna sobie wmawiać, że ten romans to nie wynik czystego pożądania, ale że ją kocha.
ROZDZIAŁ V
Borowiecki znajduje Moryca w restauracji za synagogą, gdzie całe towarzystwo pije, śpiewa i bawi się. Karol zjada kolację i próbuje jakoś dogadać się z pijanym Morycem. Bywalcy restauracji rozmawiają o kobietach: Feluś Fiszbin stwierdza, że nie ma w Łodzi porządnych kobiet, jego towarzysz wymienia mu kolejne, które, jego zdaniem, na takie miano zasługują (m.in. Zukerową), ale Fiszbin do każdej ma jakieś uwagi.
Borowiecki pyta Cohna, czy udzieli mu pożyczki, Cohn zgadza się. Karol i Moryc wychodzą, Welt trzeźwieje na powietrzu i potem w domu, wreszcie zaczynają rozmawiać o telegramie i podwyżce ceł. Moryc stwierdza, że nie spodziewał się, iż Karol podzieli się taką tajemnicą i weźmie go do spółki, gdy sam mógł zdobyć majątek - Borowiecki tłumaczy, że to przysługa dla przyjaciół i że Welt i Maks zrobiliby to samo dla niego. Moryc próbuje go przekonać, by nie wtajemniczać Bauma, ale kiedy widzi niechętną miną Borowieckiego, odstępuje od pomysłu i mówi, że powiedzą mu, kiedy wreszcie ustalą wszystkie szczegóły, a on wstanie - bo teraz nie bardzo daje się obudzić. Ostatecznie decydują we trzech, że Moryc pojedzie kupić bawełnę, ustalają wspólny kapitał etc. Welt próbuje jeszcze ich przekonać, że nie muszą ryzykować, on odda im ich wkład finansowy, a interesem zajmie się sam za swoje pieniądze - ale oni nie chcą. Wszyscy trzej podpisują umowę, Maks i Moryc trochę się przy tym kłócą, ale dochodzą do porozumienia. Idą spać.
Później do Karola przybywają ludzie z Kurowa - Sochowie - z listem od Anki, w którym poleca ich ona opiece Borowieckiego. Sochowie żyli spokojnie, utrzymywali się z gospodarstwa, ale mieli kłótliwą sąsiadkę, która ich oskarżała o różne przestępstwa - m.in. że kradną siano z dworu; poza tym poszczuła psem gęsi Sochowej i w inny sposób jej się naprzykrzała. Wreszcie Sochowa, za namową męża, pobiła Pietrkową, za co ta się zemściła, obijając sąsiadce wieprza, aż wreszcie obie poszły do sądu - a podczas rozprawy Sochowa dowiedziała się, że jej chałupa się pali. Sochowie stracili wszystko i teraz chcą przeprowadzić się do Łodzi, a Anka obiecała im, że Borowiecki pomoże im znaleźć jakąś pracę w fabryce. Karol każe Sosze przyjść do fabryki we wtorek.
W swoim liście Anka napisała też, że przepisała wszystkie pieniądze (dwadzieścia tysięcy rubli) na nazwisko Borowieckiego i są do jego dyspozycji. Wspomina także Adama Stawskiego, który ma jakiś rewolucyjny pomysł na wynalazek i niedługo będzie w Łodzi.
Karol jedzie na obiad do Bucholca. Fabrykant mieszka w dużym domu, zwanym pałacem, bardzo smutnym i pustym, z żoną i służbą. Borowiecki rozmawia z Bucholcem, ten wyśmiewa teatr i Polaków, czym obraża Karola, ale zaraz próbuje go udobruchać. Uważa, że robotnicy to „czarna masa”, która bez jego kierownictwa nie poradziłaby sobie sama i pomarłaby z głodu. W międzyczasie pojawia się lekarz Bucholca, który próbuje leczyć chorego homeopatią i wegetarianizmem, a do Borowieckiego, na numer Bucholca, dzwoni Lucy, by znowu wyznawać kochankowi miłość i zaprosić go do siebie.
Bucholc z Borowieckim (i służący, który musi łapać w powietrzu koperty rzucane przez Bucholca:-)) segregują listy otrzymane przez fabrykanta, wśród których jest wiele próśb o pieniądze i równie wiele gróźb i wyzwisk. Bucholc ze wszystkiego się śmieje i od razu spala listy w kominku, zachowuje tylko donosy i inne informacje dotyczące fabryki. Borowiecki pyta, czemu w takim razie Bucholc daje co roku kilka tysięcy rubli na cele dobroczynne. Fabrykant odpowiada, że mu je „z gardła wydzierają”, ale tak naprawdę nie obchodzi go los mas i że skoro jemu nikt nie pomagał, to on nie będzie pomagał innym - każdy może przyjść do Łodzi i sam zbić majątek, jak on. Bardzo ostro krytykuje Polaków, nazywając ich „donkiszotami” i mówiąc, że kiedy on się dorabiał, Polacy „robili u nas rewolucję” (mowa o Wiośnie Ludów).
Potem Bucholc, Bucholcowa, doktor Hamerstein i Karol jedzą obiad, przy którym rozmawiają o homeopatii, a potem milczą.
Po krótkiej przechadzce po Łodzi (połączonej ze wspominaniem studiów w Rydze z Maksem i Morycem), Borowiecki dociera do domu Murraya. Tam poznaje Kozłowskiego. Rozmawiają o bankructwach w Łodzi, potem o muzyce. Dom Murraya okazuje się urządzony pięknie i ze smakiem.
Karol podczas oglądania domu przysiada na fotelu i zasypia. Murray prosi Kozłowskiego, żeby śpiewał miłosne piosenki.
ROZDZIAŁ VI
Moryc spaceruje po Łodzi i rozważa, jak dorobić się jak najwięcej na interesie z Maksem i Karolem. Nie ma żadnych skrupułów, mógłby nawet oszukać przyjaciół, byle odnieść korzyść. W końcu postanawia kupić dla całej trójki niezbyt wiele bawełny, „dla zamydlenia oczu”, a jak najwięcej nabywać dla samego siebie. Potrzebuje jednak do tego pieniędzy - a jest już dość mocno zadłużony. Postanawia więc poprosić o żyro brata swojej matki, Grünspana - choć ten już oszukał własnego brata, Moryc nie ma innego pomysłu.
Moryc znowu idzie przez Łódź - tu następuje opis ulicy Piotrkowskiej, która wygląda różnie w zależności od odcinka; od Gajerowskiego Rynku do Nawrot jest ulicą fabryczną, od Nawrot do Nowego Rynku - handlową, a od Nowego Rynku do Starego miasta - tandeciarsko-żydowską. Pojawia się też po raz kolejny obraz łódzkich ulic, które są bardzo zabłocone (dopiero w latach 70. XIX wieku zaczęły powstawać pierwsze chodniki, miasto było zaniedbane) i którymi płyną potoki ścieków fabrycznych (miasto nie było skanalizowane); narrator opisuje też targ, odbywający się na rynku, pełen hałasu i różnych (zwykle tandetnych) towarów, kupowanych przez robotników.
Wreszcie Moryc dociera na Drewnowską, do domu Grünspana. Tam służący (nieprzychylnie nastawiony do Żydów), prowadzi go do salonu, gdzie siedzi cała rodzina. Rozmawiają o Albercie Grosmanie, mężu Reginy, który żyrował weksle człowieka, który teraz zbankrutował. Wszyscy radzą Albertowi, żeby ogłosił upadłość, ale on chce honorowo zapłacić długi.
Moryc rozmawia z Melą, która stwierdza, że Welta podobno nie interesują żydowskie kobiety - ten odpowiada, że Grünspanówna nie ma w sobie nic żydowskiego.
Regina i Albert kłócą się - ona chce żyć wystawnie, on twierdzi, że na to trzeba pieniędzy, a ona namawia go do kombinowania i zaciągania długów.
Mela i Moryc znowu zaczynają rozmawiać, tym razem o pieniądzach. Ona zarzuca mu, że jest cynikiem, bo pochwala wszelkie metody pozwalające dojść do bogactwa. Stwierdza, że zna Alberta i nie wierzy, by miał ogłosić bankructwo i dogadywać się z wierzycielami. Moryc uważa odwrotnie. Potem próbuje wypytać Melę, kto jej się podoba, ale ona wszystkich nazywa „Żydziakami”, przez co Moryc śmieje się z niej, że wychowywała się w Warszawie i tam przywykła do Polaków, „do rozczochranych studentów, do tej deklamującej radykalii”; oskarża ją o idealizm, ale równocześnie mówi, że to odróżnia ją od innych Żydówek, które są idealistkami dla zabawy, do pewnego czasu. Wreszcie zaczyna z nią flirtować, rzucać niedwuznaczne aluzje, w końcu pyta, czy ona go nie kocha - odpowiada, że nie.
Moryc rozmyśla o małżeństwie z Melą.
ROZDZIAŁ VII
Spotkanie u Róży Mendelsohn. Wszyscy obecni straszliwie się nudzą, są zblazowani, nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Jedynie Wysocki patrzy na tę ich nudę ze zgorszeniem, zwłaszcza gdy Will Müller zaczyna na prośbę dziewcząt udawać świnię. W końcu stwierdza, że ich zachowanie to nie dekadencja (jak chcieliby pozostali), ale próżniactwo, spowodowane nadmiarem pieniędzy i czasu oraz brakiem trosk.
Tymczasem w innym pomieszczeniu Szaja Mendelsohn i śpiewacy z synagogi modlą się. Po skończonych śpiewach Róża rozmawia z ojcem. Kiedy temat schodzi na Wysockiego, Szaja stwierdza, że zatrudni go w szpitalu przy swojej fabryce. Szaja narzeka też na Borowieckiego, nazywając go „Szwabem”.
Mendelsohn myśli o swojej nienawiści do Bucholca (wtrącenie - historia Szai: zaczynał jako subiekt w nędznym kramie; potem nagle zniknął i po paru latach powrócił odmieniony, po czym zaczął prowadzić interesy); uważa, że Bucholc zabiera mu wszystko, co on powinien dostać - majątek i szacunek.
ROZDZIAŁ VIII
Horn, przeniesiony na życzenie Bucholca do jego osobistego biura, pisze list pod dyktando fabrykanta, który ciągle go popędza. W końcu Horn nie wytrzymuje i odpowiada opryskliwie.
Michałkowa ma otrzymać od fabryki 200 rubli odszkodowania.
Lucy sprowadza Borowieckiego do lasku Milscha na schadzkę. Ten, bardzo niezadowolony, jedzie, krąży po marnym, zniszczonym lasku i niecierpliwi się, aż wreszcie zjawia się Zukerowa. Tu następuje opis jej uczuć i umysłowości: pragnie romantyzmu i nietypowości, stąd miejsce, w które zaprosiła kochanka. Nie obchodzi jej, czy ma on jakieś obowiązki, najważniejsze, żeby był przy niej i że może do niego mówić i go całować. Borowiecki jest cały czas zniecierpliwiony, chce wracać do miasta, ale stara się to jakoś ukrywać.
Kiedy wreszcie się rozstają, Karol wraca do fabryki, zastaje tam kłócących się Horna i Bucholca. Horn bezczelnie odpowiada Bucholcowi, który oczywiście traktuje go jak wszystkich innych - czyli zupełnie bez szacunku. Wreszcie Horn zaczyna się pakować, a Bucholc oznajmia mu, że jest zwolniony, na co ten stwierdza, że i tak go to nie obchodzi. Fabrykant każe służącemu go wyrzucić, ale Horn grozi, że pobije i sługę, i pana, a w końcu nazywa Bucholca „szwabską mordą”, rzuca stołkiem i wychodzi. Bucholc wścieka się i wyżywa na służącym.
Borowiecki idzie na obiad do „kolonii” (kolonie były to domki budowane przez pracodawców dla pracowników, by związać ich z przedsiębiorstwem - w niektórych wydawano obiady wtedy, gdy w fabrykach były przerwy obiadowe), tworzonej przez doświadczone przez życie kobiety. Wszyscy rozmawiają przy stole o nieobecnym dotąd Hornie, Kama wtrąca, że miał dziś wypowiedzieć posadę w fabryce. Borowiecki opowiada im o tym, co widział. Wszyscy obecni pochwalają zachowanie Horna, tylko Borowiecki stwierdza, że takie zachowanie to popisywanie się.
Borowiecki dostaje depeszę od Moryca, że wszystko idzie dobrze.
Kama broni Horna przed krytyką Borowieckiego; prosi Karola, żeby był dla Horna dobry i wyrozumiały.
Wracając, Borowiecki spotyka Kozłowskiego. Ten opowiada o jakiejś spotkanej kobiecie i o tym, jak po ubraniu poznaje, z jakiej sfery kobieta pochodzi. Z opisu wynika, że ta, którą Kozłowski ocenił jako „zwykłą łódzką flądrę”, to Zukerowa.
Karol kupuje ciastka i cukierki, które każe dostarczyć do „kolonii”, z liścikiem do Kamy, w którym obiecuje, że zrobi wszystko, co będzie mógł, by pomóc Hornowi.
Podczas wędrówki po Łodzi Borowiecki natyka się ubogi pogrzeb, na który prawie nikt na ulicy nie zwracał uwagi.
Następnie spotyka jadących powozem Madę i Willa Müllerów, rozmawiają o książkach, wyjeździe Willa do Berlina, umawia się, że przyjdzie do Müllerów w niedzielę popołudniu.
Po drodze dowiaduje się też, że pali się u Alberta Grosmana.
Wreszcie Borowiecki dociera do fabryki. Tam pracuje, ale przerywa mu Trawiński, który przychodzi prosić o pożyczkę, by uratować się od bankructwa. Karol proponuje mu pomoc Bucholca, ale Trawiński nie chce pożyczać od „tego Szwaba”, bo się nim brzydzi. Borowiecki stwierdza, że nie pożyczy mu nic, bo potrzebuje pieniędzy na własną fabrykę - Trawińskiego to boli, ale okazuje zrozumienie. Karol proponuje mu jeszcze, by podpalił swoją fabrykę, ale Trawiński nie chce o tym słyszeć. Ostatecznie Borowiecki podsuwa pomysł, by udać się po pomoc jeszcze do Bauma, który lubi uczciwych przedsiębiorców.
Po wyjściu Trawińskiego Borowiecki ma wyrzuty sumienia, ale próbuje je stłumić.
W fabryce ma miejsce wypadek - jeden z pracowników ginie w trybach maszyny.
ROZDZIAŁ IX
Trawiński, zgnębiony, rozmyśla o tym, że nie potrafi żyć w Łodzi i wśród bezwzględnych fabrykantów. Spotyka Halperna, rozmawiają o sytuacji w mieście, Halpern wspomina, jak rozwijała się Łódź.
Fabryka Trawińskiego jest obok ogromnej fabryki Müllera. Sam Trawiński mieszka przy jakiejś błotnistej uliczce, daleko od centrum miasta. Jego dom jest urządzony dość bogato i bardzo artystycznie przez Ninę, która pragnie otaczać się pięknymi przedmiotami.
Nina pokazuje Trawińskiemu blat, który za ogromne pieniądze sprowadziła w prezencie dla niego z Florencji. Rozmawiają o bankructwach w mieście, ale Trawiński nie mówi żonie o tym, że sam ma problemy finansowe. Ona krytykuje tych, którzy wyłudzają odszkodowania i wyraża radość z powodu tego, że jej mąż jest uczciwy.
Trawiński idzie do starego Bauma, który przesiaduje w swojej ubogiej, „półżywej” fabryce. Prosi o pożyczkę. Baum przez dłuższą chwilę żali się na mechaniczny przemysł, stwierdza, że Trawiński, jak on sam, jest człowiekiem z innej epoki. Nie ma pieniędzy, by je pożyczyć, ale godzi się spłacić długi Trawińskiego.
Akcja przenosi się do domu Baumów. Baum bawi się z wnukami, wszyscy siedzą razem, rozmawiają etc. Jest też z nimi Józio Jaskólski. W pewnym momencie Maks zaczyna dogryzać Bercie, że jej mąż marnotrawi pieniądze. Następnie Baumów przychodzi Borowiecki i oczarowuje całą rodzinę. Później rozmawia z Maksem na osobności. Mówią o Trawińskim, naiwności Bauma, który pożycza wszystkim pieniądze i bankrutuje, bo nie chce zmienić fabryki na mechaniczną. Rozmawiają też o Ninie, przy której „wszystkie nasze łódzkie piękności to jak perkal przy czystym jedwabiu”.
ROZDZIAŁ X
Józio Jaskólski wraca do mieszkania swojej rodziny. Jaskólscy mieszkają w suterenie przesiąkniętej wilgocią, z zagrzybionymi ścianami, bardzo biednie. Matka próbuje jakoś związać koniec z końcem, Józio przynosi jej pieniądze. Antoś leży w łóżku - umiera powoli na suchoty. Tęskni za polami, cały czas mówi o wsi, planuje wakacje etc., choć co pewien czas stwierdza, że on tych wakacji nie dożyje.
Do Jaskólskich przychodzi Zośka Malinowska, przynosi Antosiowi kwiaty. Jest bardzo ożywiona, wesoła, zwłaszcza w porównaniu do mieszkańców sutereny. Mówi, że Kessler, właściciel fabryki, w której pracuje, chwalił jej urodę, ale ona nie zwraca na to uwagi, choć widać, że ją to cieszy. Zośka sprzedaje też kapy i kaftany, które robi Jaskólska (kupuje je Kessler).
Józio mówi, że Stach Wilczek proponował mu pracę, ale odmówił. Jaskólscy znają Wilczka z dawnych czasów, jest synem organisty, więc kiedyś był niższy od nich stanem.
Przychodzi Wysocki, by zbadać Antosia. W międzyczasie następuje opis Jaskólskiego - niedołęgi popadającego w alkoholizm, nie mającego zdolności do niczego. Wysocki bada Antosia, nie chce za wizytę zapłaty, obiecuje za to przysłać Antosiowi nowe książki do czytania. Po wyjściu doktora Jaskólski biegnie za nim, pyta o pracę; Wysocki karci go za porzucenie poprzedniej posady, gdzie rzekomo dyrektor nękał Jaskólskiego. Ostatecznie Wysocki pożycza Jaskólskiemu trzy ruble.
Wysocki spotyka Melę i Różę, wracające z przedstawienia. Mela jest bardzo wzruszona, ale kiedy Wysocki pyta, po co w takim razie chodzi na takie sztuki, stwierdza, że wszystko inne ją nudzi.
Idą razem do domu Róży, tam spotykają jeszcze Bernarda. Róża złości się na Bernarda, że jest pozerem, a on odpowiada, że kobiety patrzą na mężczyzn powierzchownie i potrzebują ich tylko jako zabawek, oceniając jak towar i traktując jak błaznów, mających dostarczać kobietom rozrywki.
Mela i Wysocki siedzą blisko siebie, ona jest smutna, zaczyna płakać, a on ją pociesza. Dziewczyna zaczyna czuć, że jest w doktorze zakochana i spragniona czułości. Potem chce, żeby Wysocki jechał z nią do domu, ale on się wymiguje. Zamiast tego rozmawia z Bernardem, spierają się, Bernard stwierdza, że Wysocki jest zakochany w Meli, ale doktor się sprzeciwia. W końcu Wysocki pyta, czy Bernard nie kieruje się zazdrością i czy sam nie ma wobec Grünspanówny jakichś zamiarów - ale Endelman odpowiada mu, że powoduje nim troska i żeby Wysocki „nie psuł sobie rasy”, żeniąc się z Żydówką.
Wysocki zaczyna rozmyślać nad tym, co czuje do Meli.
ROZDZIAŁ XI
Ojciec chce wydać Melę za Leopolda Landaua. Ona kocha Wysockiego, nie chce Leopolda, mówi o tym ojcu, on postanawia poczekać.
Róża i Mela postanawiają wyjechać z Szają do Włoch.
Przyjęcie u Endelmanów. Przeważają Niemcy i Żydzi, Polaków jest niewielu i tylko ci, których nie wypadało nie zaprosić. Endelmanowie są przerysowani, egzaltowani, nadmiernie zachwycają się kiepską sztuką (punktem kulminacyjnym jest odsłonięcie nowego obrazu, jaki kupili); ich mieszkanie jest przepełnione kiczowatymi rzeźbami i obrazami.
Szaja Mendelsohn jest w centrum uwagi, wszyscy traktują go jak króla, otaczają go półkolem i słuchają z uwagą.
Trawińska jest ubrana najskromniej, ale wygląda najpiękniej, najbardziej naturalnie i promiennie. Nudzi się wśród tego całego kiczu i kiepskich rozmów.
Borowiecki jest oprowadzany przez Bernarda Endelmana, który opowiada mu o wszystkich pannach, ich posagach etc. Karol rozmawia (a raczej flirtuje) chwilę z Madą. Bernard przedstawia go też Róży i Meli, które ze swej strony też obgadują mężczyzn. Borowiecki zostaje też przedstawiony „znanej piękności łódzkiej”, która przedstawia się jako przyjaciółka Lucy, która jest wtajemniczona w sprawę i zachęca do kochania Zukerowej. Karol próbuje ją podrywać i całować, ona tylko trochę się wzbrania, ale ostatecznie wychodzi, mówiąc, że opuściła dla niego chore dziecko, ale zaprasza go do siebie innego dnia.
Podczas przyjęcia występuje śpiewaczka. W tym czasie Borowiecki spotyka swoją dawną kochankę, Emmę Likiertową. Podczas rozmowy widać, że kobieta cierpi z powodu ich rozstania, ale dumnie odpycha Karola, jest chłodna i wypytuje tylko o sprawy niezwiązane z ich romansem. Na koniec stwierdza, że nie ma mu już nic do powiedzenia i że zapomniała o przeszłości.
Endelman rozpacza, że goście piją bardzo szybko świetnego szampana, jakby to było tanie wino.
Nina, Bernard i Mela rozmawiają o literaturze i sztuce (o Paulu Bourgecie, który napisał powieść Ziemia obiecana w 1895 r.).
Bernard i Mela rozmawiają o Wysockim - Bernard mówi, że ceni go jako człowieka, ale nienawidzi jako jej wielbiciela. Objaśnia także, że to oczywiste, że Wysocki kocha Melę.
Borowiecki wymyka się z przyjęcia, rozmyślając cały czas o słowach Emmy, z których wywnioskował, że ona nim pogardza i go nienawidzi.
ROZDZIAŁ XII
Michalakowa przychodzi pod drzwi mieszkania Karola, by prosić o pieniądze, których nie dostała. Borowiecki każe jej przyjść w poniedziałek a Mateuszowi przykazuje dać jej rubla.
Murray rozmawia z Maksem o swoich oświadczynach. Wybranka to Polka, ale Murray oznajmia, że może dla niej zmienić wyznanie, bo jego religią jest miłość.
Karol nadal rozpamiętuje spotkanie z Emmą. Wspomina dawne czasy, tęskni za nią, ma też wyrzuty sumienia, że przysięgał jej miłość, a skończyło się na niczym. Czuje się przerażony tym, że mimo starań nie udało mu się całkiem „utopić całej duszy w interesach”.
Idzie do Kurowskiego - przedsiębiorcy, który mieszka w podmiejskiej wsi, ale ma też mieszkanie w Łodzi, gdzie przyjmuje znajomych. Jest człowiekiem pełnym sprzeczności - katolikiem drwiącym z religii, konserwatysta wierzący w postęp wiedzy itd.