Bajka o królewnie Julitce i smoku Hilarym
Gdzieś pomiędzy Lasem Bajkowego Świtu a Morzem Magicznej Zieleni było królestwo, którym rządził król Wiktoriusz. Król ożenił się w późnym wieku, bo dopiero wtedy podczas wizyty w zamorskich krajach ujrzał księżniczkę, z którą pragnął spędzić resztę swego życia. Kalatea - bo tak na imię miała zamorska piękność, niejednemu możnemu młodzieńcowi złamała serce, a wieść o jej urodzie i roztropności rozeszła się po całym świecie. Ale kiedy Wiktoriusz poprosił ją o rękę, z radością i natychmiast zgodziła się. Po raz pierwszy bowiem spotkała władcę, który z taką sympatią i szacunkiem wyrażał się o swoich poddanych, z takim zachwytem umiał podziwiać zachód słońca na wybrzeżu Morza Magicznej Zieleni i który wszystkie stworzenia traktował tak, jakby na równi z ludźmi.
Po hucznym weselisku król Wiktoriusz zabrał Królową Kalateę do swego królestwa. Ale o wiele chłodniejszy i bardziej surowy klimat, niż w zamorskich krainach sprawił, że królowa rozchorowała się i żaden medyk nie potrafił jej wyleczyć. Kiedy zaś na dodatek po roku urodziła córeczkę - śliczną, czarnooką księżniczkę - straciła resztkę sił i zmarła.
Król i całe królestwo pogrążyło się w niezmierzonej rozpaczy. Nawet słońce przestało się pojawiać na niebie, kiedy wierni poddani na czele ze swym królem opłakiwali nieodżałowaną królową. Ale pozostała jeszcze księżniczka, dla której król musiał otrząsnąć się z rozpaczy i zadbać o jej wychowanie. Postanowił, że córeczka otrzyma imię Julita, a na jej chrzest zaprosił wszystkich władców sąsiednich królestw i wszystkich mędrcach, o jakich słyszał, albo czytał w mądrych księgach. Podczas tej pięknej, chociaż bardzo skromnej uroczystości księżniczka otrzymała od zaproszonych gości wiele wspaniałych podarunków.
Jednak najbardziej zaciekawił wszystkich dar wielkiego mędrca z Krainy Purpurowych Wzgórz. Był on starannie zapakowany i chociaż wydawał się nieduży, widać było, że sporo waży, a przy tym mędrzec trzymał go z niesłychaną uwagą i delikatnością.
Mędrzec skłonił się przed królem i powiedział:
Najjaśniejszy Panie, oto mój dar dla księżniczki Julitki. Proszę, opiekuj się nim bardzo troskliwie, pozwól też księżniczce, aby zajmowała się nim jak najwięcej, kiedy będzie już większą dziewczynką. To niezmiernie ważne, bowiem dzięki niemu księżniczka dokona najwłaściwszego wyboru swego męża.
Król nie krył swej wielkiej ciekawości:
A czy możesz mi powiedzieć, drogi mędrcze, co to właściwie jest?
To jajo smoka złotołuskiego. Taki smok to niesłychana rzadkość, a poza tym staje się najlepszym i najwierniejszym przyjacielem człowieka. Trzeba go tylko dobrze wychować.
Król Wiktoriusz, który jak już wiecie, był wielkim przyjacielem wszystkich stworzeń z radością, ale i z pewną obawą przyjął prezent, bo smoki nigdy nie miały dobrej reputacji - nawet dawno, dawno temu, kiedy nie znano jeszcze Smoka Wawelskiego.
Smocze jajo przekazano pod opiekę królewskiego stajennego, który zajął się nim najlepiej jak tylko mógł. Wkrótce wykluł się z niego mały, żółtawy smoczek, który z każdym dniem stawał się większy i bardziej poteżny.
I tak oto rosła nasza królewna Julitka, otoczona ze wszech stron miłością ojca - króla, dworzan, służby i wszystkich poddanych i rósł smok złotołuski, którego księżniczka nazwała Hilary. Z chwilą, kiedy Julitka nauczyła się chodzić każdą wolną chwilę spędzała w towarzystwie Hilarego. Razem spacerowali po królewskich ogrodach, a kiedy tak szli obok siebie to był rzeczywiście zadziwiający widok - mała dziewczynka i kilkumetrowe smoczysko. Kiedy bawili się w berka Hilary tak tupał łapami, że wszyscy dworzanie myśleli, że to trzęsienie ziemi, a kwitnące róże gubiły swoje płatki. Tylko zabawa chowanego nigdy im nie wychodziła - chyba, że chowała się Julitka. Nie było bowiem takiego miejsca, w którym mógłby się schować i pozostać niezauważony potężny Hilary.
Król musiał wybudować specjalne pomieszczenie dla smoka, bo nie mieścił się w żadnej stajni, czy innym budynku zamkowym, a na dodatek zatrudnił trzech kuchcików, którzy gotowali tylko i wyłącznie dla Hilarego, bo biedny nadworny kucharz już nie nadążał.
Czas mijał bardzo szybko i w końcu z małej, słodkiej Julitki wyrosła piękna, smukła i zgrabna księżniczka. Zgodnie z obyczajami królewskimi należało rozejrzeć się za odpowiednim kandydatem na jej męża. Król Wiktoriusz wprawdzie nie był wcale skory do wydania jedynaczki za mąż, ale jak obowiązek, to obowiązek. Po dłuższej naradzie z ukochaną córeczką wysłał w świat swych heroldów z ogłoszeniem następującej treści:
„Wszyscy młodzieńcy - szlachetni, mądrzy i urodziwi są zaproszeni na królewski zamek - za tydzień o wschodzie słońca, aby ubiegać się o rękę najpiękniejszej i najroztropniejszej księżniczki Julitki.”
Po tygodniu w wrót zamku stawiły się rzesz rycerzy, książąt, nawet rzemieślników, aby spróbować swego szczęścia, albo chociaż popatrzeć na cudną królewnę.
Zmagania o rękę księżniczki miały się odbyć na zamkowym dziedzińcu. Kiedy wszystko było już gotowe na trybunę wyszedł król Wiktoriusz w towarzystwie swej jedynaczki i ogłosił:
Moja córka ma tylko jedno życzenie. Jej mąż musi umieć sobie poradzić z postacią, którą za chwilę ujrzy na dziedzińcu. Życzę powodzenia, szlachetni młodzieńcy.
W tym momencie na dziedziniec wyszedł Hilary. Był nieco zmieszany widokiem tak wielu ludzi, a jeszcze bardziej się zdenerwował, kiedy część kandydatów do ręki księżniczki w popłochu i z wrzaskiem uciekała z zamku. Jeszcze inni wydobyli miecze i chcieli rzucić się na smoka, pokonać go i tym samym zdobyć rękę Julitki. Księżniczka krzyknęła przerażona i chciała biec na pomoc swemu przyjacielowi, ale Wiktoriusz ją powstrzymał:
Nie martw się, córeczko, Hilary sam sobie z nimi poradzi.
Zdziwiony taką arogancją i brakiem szacunku smok otworzył paszczę i zionął ogniem tak, że najbardziej waleczni uciekali, gdzie pieprz rośnie. Wkrótce na dziedzińcu nie pozostał ani jeden kandydat na męża.
Julitka wzruszyła tylko ramionami:
I bardzo dobrze. Żaden z nich nie zasługiwał na to, by zostać moim mężem i przyjacielem Hilarego.
Wkrótce poszukiwania męża dla księżniczki zeszły na drugi plan. Hilary rozchorował się. Nie wiadomo było, czy się przejadł, czy może była to jakaś smocza infekcja. Dość, że leżał, nie chciał nic jeść, nie cieszył się z odwiedzin Julitki i w ogóle sprawiał wrażenie, jakby było mu wszystko jedno, co się dookoła niego dzieje. Księżniczka rozpaczała i odchodziła od zmysłów.
Tatku, kochany! - błagała ze łzami w oczach - Zrób coś, sprowadź medyków, niech wyleczą mojego smoczusia!
Ale chociaż nadworni lekarze próbowali najrozmaitszych medykamentów, stan zdrowia Hilarego nie poprawił się ani odrobinę.
Król posłał więc znowu w świat swoich heroldów z wieścią:
„ Jeśli ktoś wie, jak uleczyć chorego smoka, niech natychmiast da znać. Czeka na niego pół mojego królestwa i ręka mej jedynaczki Julitki.”
Minęło kilka dni, w czasie których księżniczka drżała o życie swego ulubieńca, aż wreszcie zjawił się pewien młodzieniec z ofertą pomocy.
Muszę tylko obejrzeć chorego.- powiedział.
Dokładnie osłuchał i opukał zmizerniałego Hilarego, potem wyjął z kieszeni jakieś purpurowe zielsko, roztarł je w ręku, wsypał do naczynia z wodą i podsunął Hilaremu pod pysk. Smok zrobił jeden łyk i otworzył szeroko oczy, potem drugi łyk i machnął ogonem, a kiedy wypił trzeci łyk zerwał się na równe łapy i zaczął tańczyć w miejscu, aż ziemia się trzęsła, a z jabłoni królewskich opadały niedojrzałe jabłka.
Księżniczka klasnęła w ręce i rozpłakała się ze szczęścia. Nie miała słów, aby wyrazić tajemniczemu młodzieńcowi swoją wdzięczność.
Smocze ziele pomoże każdemu smokowi, na każdą dolegliwość - skromnie odparł chłopak.
Król Wiktoriusz nie mógł się nadziwić, skąd ten młody człowiek tyle wie o smokach. Po dłuższej rozmowie okazało się jednak, że jest on synem mędrca z Krainy Purpurowych Wzgórz, który to przed laty podarował księżniczce jajo złotołuskiego smoka - obecnego Hilarego.
Wraz z mym ojcem hodujemy różne smoki, są one naszymi towarzyszami, przyjaciółmi i wiernymi druhami. - przyznał Marko - bo tak nazywał się syn owego mędrca.
Król Wiktoriusz wyprawił młodym najpiękniejsze weselisko, o którym długo jeszcze opowiadano w sąsiednich królestwach. Po pięciodniowej zabawie Marko zabrał swą świeżo upieczoną małżonkę do swego kraju. Oczywiście razem z nią zabrał także nieodłącznego jej towarzysza - Hilarego.
Będziesz miał tam towarzystwo do zabaw, a może i ty znajdziesz sobie towarzyszkę życia - mówił Marko do smoka, który obdarzył go niemal tak wielką sympatią, jak ukochaną Julitkę.
Wszystkim, zaś, którzy dziwili się, że można przyjaźnić się ze smokami powtarzał:
Nie ma złych smoków, są tylko smoki źle wychowane. Jeśli ktoś obdarzy smoka miłością, czułością i troską, zyska przyjaciela na całe życia.
Królewna Julitka wraz ze swym mężem kiedy tylko mogli odwiedzali króla Wiktoriusza. I chociaż dzieliła ich od siebie niemała odległość, nie mieli z tym żadnych kłopotów - odbywali swe podróże na grzbietach smoków.
Elżbieta Janikowska