Maria Luisa di Pietro
CHROŃMY ŻYCIE BEZBRONNE O TZW. «PIGUŁCE NASTĘPNEGO DNIA»
W n. 13 encykliki Evangelium vitae Jan Paweł II zwraca uwagę na wspólne korzenie antykoncepcji i aborcji, stwierdzając, iż są one «niczym owoce jednej rośliny». Podkreśla przy tym, że związek między nimi występuje nie tylko na płaszczyźnie kulturowej, ale także technicznej: «ścisła więź łącząca na płaszczyźnie mentalności praktykę antykoncepcji z przerywaniem ciąży staje się coraz bardziej oczywista, czego wysoce niepokojącym dowodem jest produkcja środków chemicznych, wkładek wewnątrzmacicznych oraz szczepionek, które są równie łatwo dostępne jak środki antykoncepcyjne, ale w rzeczywistości doprowadzają do przerwania ciąży w najwcześniejszych stadiach rozwoju życia nowej istoty ludzkiej» (Evangelium vitae, 13).
Jak ścisły jest w istocie ten związek, pokazuje bardzo wyraźnie niedawna debata na temat tzw. «pigułki następnego dnia», mająca odpowiedzieć na pytanie: czy jest to środek poronny, czy antykoncepcyjny?
Odpowiedzi na to pytanie, rozpowszechniane przez prasę, były rozbieżne: «środki te nie powodują poronienia, ale zapobiegają zagnieżdżeniu komórki jajowej»; «'pigułka następnego dnia' może mieć działanie antykoncepcyjne lub poronne»; «'pigułka następnego dnia' jest środkiem poronnym». Niewątpliwie taka różnorodność opinii musi wywoływać zamęt: nasuwa się pytanie, jak to jest możliwe, że istnieją tak rozbieżne zdania o fakcie, który powinien przecież poddawać się weryfikacji empirycznej?
Nazwą «pigułka następnego dnia» określa się całą serię preparatów sporządzanych na bazie estrogenów, estroprogesteronidów i progesteronidów, podawanych kobiecie nie później niż 72 godziny (stąd nazwa) po stosunku płciowym, który mógł doprowadzić do zapłodnienia. Estrogeny, estroprogesteronidy i progesteronidy to syntetyczne hormony, które podaje się kobietom jako środki antykoncepcyjne lub poronne.
«Pigułka następnego dnia» jest też jedną z metod tak zwanej «antykoncepcji interwencyjnej» czy inaczej «intercepcji», która jako alternatywę dla wymienionych wyżej hormonów przewiduje też podawanie danazolu lub założenie spirali.
Mechanizm działania «antykoncepcji interwencyjnej», a tym samym także «pigułki następnego dnia» ma zatem charakter aborcyjny: w 80% przypadków przy podawaniu estroprogesteronidów i progesteronidów, a w 100% przy zastosowaniu estrogenów, danazolu lub spirali uniemożliwione zostaje zagnieżdżenie się embrionu w błonie śluzowej macicy na skutek zakłócenia jej fizjologicznego rozwoju, a ponadto może zostać zablokowana aktywność ciałka żółtego, które wytwarza progesteron — hormon o fundamentalnym znaczeniu dla dalszego przebiegu ciąży.
Nie można wykluczyć, że jeśli estroprogesteronid lub progesteronid zostanie podany przed owulacją, może zapobiec uwolnieniu komórki jajowej, będzie więc miał działanie w ścisłym sensie antykoncepcyjne; dzieje się tak maksymalnie w 20% przypadków.
Na jakiej podstawie zatem twierdzi się, że «pigułka następnego dnia» — i cała «antykoncepcja interwencyjna» — nie ma charakteru poronnego lub że zapobiega jedynie zagnieżdżeniu?
W rzeczywistości, kto twierdzi, że «pigułka następnego dnia» nie jest środkiem poronnym, a tylko uniemożliwia zagnieżdżenie, nie zauważa, że sam potwierdza jej charakter poronny w momencie, gdy mówi o jej działaniu przeciwzagnieżdżeniowym: skoro mechanizm ten może znaleźć zastosowanie dopiero po zapłodnieniu i skoro blokuje dalszy rozwój embrionu, to można tu mówić tylko o aborcji.
Potwierdza to fakt, że zwolennicy pigułki, aby zaprzeczyć jej działaniu poronnemu, musieli zmienić definicję ciąży, kwestionując uznane od lat pewniki naukowe, które kazały ją zawsze określać jako czas między zapłodnieniem a porodem: zaczęli mianowicie głosić, że ciąża rozpoczyna się jakoby dopiero po zagnieżdżeniu się embrionu w ściance macicy, co następuje w okresie od szóstego do czternastego dnia. Metoda, która nie dopuszcza do zagnieżdżenia, nie przerywałaby zatem ciąży, a więc nie miałaby charakteru aborcji!
Niektórym oczywiście trudno jest przyjąć tę zmienioną definicję ciąży, aby zatem nie posuwać się zbyt daleko, mówią jedynie o podobieństwie między działaniem przeciwzagnieżdżeniowym a poronnym: jest jednak oczywiste, że ta manipulacja semantyczna ma ściśle określone cele. W ten sposób — czytamy w «The New England Journal of Medicine» — «można tak manipulować opinią publiczną, aby zgodziła się na 'antykoncepcję interwencyjną'. Zmiana definicji antykoncepcji, tak aby obejmowała także zapobieganie zagnieżdżeniu, to za mało, by zmienić fakt, że praktyka ta pozostaje dla niektórych problematyczna» (NEJM, 1993, 328/5, s. 354-355).
Zwolennikom tezy, że działanie uniemożliwiające zagnieżdżenie nie jest aborcją, zaprzecza także sam E. Beaulieu, któremu — jako twórcy RU486, znanej również pod nazwą «pigułka aborcyjna» — nie można przecież zarzucić, że głosi opinie podyktowane przez poglądy religijne: «przerwanie ciąży po zapłodnieniu można uważać za formę aborcji» (Il punto su RU486, «Journal of American Medical Association», wyd. włoskie, 1990, 2, s. 12). Produkt o działaniu przeciwzagnieżdżeniowym jest zatem środkiem poronnym.
Inni znów, choć uznają, że «pigułka następnego dnia» jest środkiem poronnym, zwracają uwagę na fakt, że nawet w 20% przypadków może ona też być środkiem antykoncepcyjnym: jest to możliwe tylko wówczas, jeśli zostanie przyjęta przed wydaleniem komórki jajowej z jajnika. Czyż jednak jest prawdopodobne, że kobieta, która z jakichś powodów sięga po «pigułkę następnego dnia», wie dokładnie, w jakiej fazie cyklu się znajduje, tak aby móc przewidzieć, czy środek będzie miał działanie poronne, czy antykoncepcyjne? Trzeba by wykonać USG, aby określić fazę rozwoju pęcherzyka jajowego, i zbadać poziom hormonów, aby wyznaczyć moment owulacji: to jednak nie mieści się w intencjach ani w zakresie realnych możliwości zwolenników stosowania «pigułki następnego dnia».
Co więcej, chociaż istnieje możliwość, że kobieta przyjmująca «pigułkę następnego dnia» nie jest w ciąży lub że działanie poronne nie nastąpi, kobieta, która o nią prosi, i lekarz, który ją przepisuje lub podaje, świadomie akceptują ryzyko wywołania aborcji. Można wręcz przewidywać, że w przypadku ciąży zdecydowaliby się na aborcję.
Innymi słowy, mają do czynienia z życiem (lub też — ale tego nie mogą ustalić — z możliwością zaistnienia życia), którego nie chcą przyjąć, i dlatego w 80-100% przypadków są gotowi podjąć ryzyko zgładzenia go.
W niedawnej debacie o «pigułce następnego dnia» i szerzej o «antykoncepcji interwencyjnej» starano się skupić uwagę na jednym tylko wymiarze problemu, który w naszych czasach boleśnie dotyka wielu ludzi: na przemocy wobec kobiet w czasach wojny. Zauważmy jednak, że kampanie propagandowe na rzecz «pigułki następnego dnia» prowadzone są nie tylko na terenach objętych działaniami wojennymi i zwracają się nie tylko do kobiet, które zaznały przemocy.
Przyglądając się lepiej wydarzeniom ostatnich lat, możemy dostrzec pewne fakty, które są może mało znane, ponieważ nie budzą tak głębokich emocji jak przemoc seksualna, i stały się już — rzec można — częścią codzienności, z którą zdążyliśmy się oswoić.
Wystarczy pomyśleć, że oprócz ponawianych często postulatów, aby wszystkie środki «antykoncepcji interwencyjnej» były rozprowadzane przez apteki bez przepisu lekarza oraz by były powszechnie dostępne we wszystkich ośrodkach pomocy medycznej dla kobiet, zwłaszcza niepełnoletnich, istnieją też plany interwencji, które przewidują ciągłą i systematyczną wysyłkę środków «antykoncepcji interwencyjnej» zarówno do krajów rozwijających się, jak i do rejonów, gdzie gromadzą się uchodźcy.
Organizacje planowania urodzeń mają bowiem «zwyczaj» wysyłać «zestawy» takich środków nie tylko do regionów dotkniętych wojną — co można by odebrać jako wyraz troski o zgwałcone kobiety, choć zarazem także jako brak zainteresowania poczętym dzieckiem — ale nieustannie kierują je także na tereny, gdzie nie potrafią zapobiec aktom przemocy i mają nadzieję rozwiązać problem w ten sposób. Jako przykład można podać przygotowane w 1996 r. plany dotyczące regionu «Wielkich Jezior» w środkowej Afryce: przeznaczono wówczas 500 tys. dolarów na rozdawnictwo środków ochrony zdrowia reprodukcyjnego. «Pakiet» działań interwencyjnych obejmował: planowanie rodziny, zapobieganie tzw. unsafe abortion (aborcji w warunkach zagrażających zdrowiu), «antykoncepcję interwencyjną» dla kobiet, które padły ofiarą przemocy seksualnej albo miały stosunki seksualne «nie chronione» lub nie planowane.
Istnieją zatem ośrodki, które wmawiając kobietom, że dokonują wolnego wyboru, w rzeczywistości przemocą lub podstępem pozbawiają je swobody decydowania o sobie i tym samym działają przeciw ludzkiemu życiu, przeciw godności kobiety i przeciw prawom człowieka.
Czyż bowiem szanuje kobietę ten, kto każe jej wierzyć, że przyjmując «pigułkę następnego dnia» nie spowoduje śmierci własnego dziecka? Czy nie jest to raczej próba zaprowadzenia nowego rodzaju niewolnictwa wykorzystującego ignorancję innych, która jednak wynika nie z tego, że nie są oni zdolni do poznania prawdy, ale że celowo ukryto przed nimi prawdę? Czy szanuje się prawo młodej kobiety do oświaty, do poznania samej siebie, do zdobycia umiejętności obrony swoich praw, jeżeli całą pomoc sprowadza się do zalecenia i podania «pigułki następnego dnia»?
Kobieta ma prawo do oświaty — bo także w tym przypadku wiedza jest jedyną formą profilaktyki. Aby zaś zapobiec rozpowszechnianiu się «antykoncepcji interwencyjnej», trzeba koniecznie dopomóc kobiecie — a także mężczyźnie — w dostrzeżeniu wartości każdego nowego życia powołanego do istnienia, w ponownym odkryciu prawdziwego znaczenia i wartości płciowości, w zrozumieniu sensu odpowiedzialnego ojcostwa i macierzyństwa. Trzeba iść tą drogą, a nie drogą propagandy i dystrybucji środków antykoncepcyjnych.
Nie można bowiem zwalczać aborcji antykoncepcją. Nie można dlatego, że próby zapobieżenia ciąży przez antykoncepcję mechaniczną lub hormonalną (nie jest zresztą wykluczone, że ta ostatnia ma także działanie poronne) w wypadku niepowodzenia stworzą konieczność dokonania aborcji.
Innym adresatem kampanii rozpowszechniania «pigułki następnego dnia» jest — jak już powiedzieliśmy — kobieta, która padła ofiarą przemocy seksualnej.
Można na ten temat przeczytać, że poczęcie jest w takim przypadku skutkiem aktu przemocy, który był przejawem największego okrucieństwa, zła i niegodziwości (jeśli słowa te mogą w pełni wyrazić brutalność i nieludzkość tego aktu), jakich może zaznać kobieta. Twierdzi się zatem, że niezgoda na usunięcie tak poczętego życia to wyraz bezduszności.
Powiedzmy od razu, że już sama idea zgładzenia życia — choćby dopiero co poczętego — jest sama w sobie wyrazem wielkiej bezduszności. Z kolei spróbujmy odpowiedzieć na dwa pytania.
Pytanie pierwsze: czy uważają się za ludzi wrażliwych na dramat wojny i przemocy ci, którzy w obliczu niedostatku najważniejszych dóbr (dachu nad głową, żywności, wody, odzieży, wsparcia psychicznego, tożsamości) troszczą się jedynie o dostarczenie «zestawów pierwszej potrzeby» do ochrony zdrowia reprodukcyjnego (zawierających «pigułki następnego dnia», progestynidy w zastrzykach itp.)? Albo też ci, którzy sądzą, że można wyleczyć uraz, jaki wywołała w kobiecie doznana przemoc, usuwając «skutek» tej przemocy? Pytanie drugie: czy życie ludzkie może mieć różną wartość w zależności od tego, w jakich okolicznościach zostało poczęte?
Jest faktem stwierdzonym, że ślady przemocy nie zostaną nigdy wymazane z pamięci kobiety, bo czyż kobieta może zapomnieć, że ktoś potraktował ją jak przedmiot, że znęcał się nad nią z okrucieństwem, jakiego nie spotyka się nawet u zwierząt? Tego wspomnienia nie zdoła jednak wymazać także aborcja. Kto proponuje takie rozwiązanie, kto je narzuca lub się go domaga, dodaje przemoc do przemocy nie tylko wobec samej kobiety, ale zwłaszcza wobec dziecka, którego życie zasługuje na szacunek tak samo jak życie każdego innego człowieka poczętego.
Pisze Jan Paweł II w n. 58 encykliki Evangelium vitae, że «tym, kto zostaje zabity, jest istota ludzka u progu życia, a więc istota najbardziej niewinna, jaką w ogóle można sobie wyobrazić: nie sposób uznać jej za napastnika, a tym bardziej za napastnika niesprawiedliwego! Jest ona słaba i bezbronna do tego stopnia, że jest pozbawiona nawet tej znikomej obrony, jaką stanowi dla nowo narodzonego dziecka jego błagalne kwilenie i płacz. Jest całkowicie powierzona trosce i opiece tej, która nosi ją w łonie» (Evangelium vitae, 58). Zamiar zgładzenia tego życia jest zatem kolejnym aktem przemocy.
Kobiecie może być niezwykle trudno zaakceptować dziecko, które rozwija się w jej łonie, ale jest też dzieckiem kogoś, kto potraktował ją nieludzko: trzeba jej zatem pomóc, wesprzeć ją, otoczyć opieką ją i jej dziecko. Kobieta w takiej sytuacji potrzebuje ciepła i życzliwości, a nie pudełka pigułek!
Gdy dziecko się narodzi, kobieta będzie mogła zdecydować, czy je zatrzymać, czy też pozostawić je innym, aby się mogli nim zaopiekować. Wówczas jednak zachowa bardzo ważną świadomość: że nie dała się zarazić szaleństwem zniszczenia i śmierci, które miało w jednej chwili podeptać jej godność jako kobiety, zburzyć jej świat, jej aspiracje i nadzieje. Rzeczywiste współczucie kobiecie w takich sytuacjach wyraża się przez konkretną pomoc, która ma chronić ją jako osobę oraz życie jej dziecka.
Maria Luisa di Pietro Instytut Bioetyki Katolickiego Uniwersytetu «Sacro Cuore» w Rzymie
Copyright © by L'Osservatore Romano (11/99) and Polish Bishops Conference