Przesłuchania i domysły, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety, Przesłuchania i domysły


Przesłuchania i domysły

Myślisz, że szczęście zna niejeden ból, niejedną twarz
Że kiedy rani cię, to po to, abyś wiedział, że
Dziesięć przykazań to szczyt twych marzeń, granica sił
Więcej nie potrafi zdobyć już nikt
[Bajm, Dziesięć przykazań]


Był późny wieczór. Draco Malfoy wrócił właśnie do domu po męczącym dniu pracy. Całe ministerstwo aż huczało od plotek na temat śmierci Alastora Moody'ego. Nierzadko były one tak absurdalne, że Draco się zastanawiał kto wymyśla takie głupoty. W związku z całym zamieszaniem wyszedł z biura najwcześniej jak się dało. Papierkową robotę odwalił w pobliskiej zacisznej kawiarni, a spotkania z ludźmi również miał umówione w miejscach publicznych. Mimo tego, że w pracy spędził zaledwie dwie godziny to i tak wrócił późno, a w dodatku dosłownie ledwo trzymał się na nogach.
Gdy wszedł do domu czekał na niego stos poczty, ale nie miał siły by ją przyglądać. Rzucił koperty na stolik w salonie i poszedł zaparzyć herbatę. Gdy z powrotem wrócił do salonu i usiadł na miękkim fotelu, wzdychając z zadowoleniem, jego spojrzenie przyciągnęła jedna z kopert leżących na stoliku. Koperta z pieczątką Ministerstwa Magii.
`Dziwne' - pomyślał.
Nigdy nie zostawiano mu służbowej poczty w domu - zawsze znajdował ją następnego dnia na swoim biurku.
Przeciągnął się na fotelu i sięgnął po kopertę. Rozerwał ją i przebiegł pobieżnie treść listu, aby sprawdzić czy jest on na tyle ważny by zaprzątać sobie nim głowę mimo późnej pory i ogarniającego go zmęczenia, czy też odłożyć na następny dzień. Można posunąć się do stwierdzenia, że to co przeczytał dosłownie go sparaliżowało.

Szanowny Panie Malfoy,
Uprzejmie informuję, że przesłuchanie pana osoby w związku z zabójstwem pana Alastora Moody'ego odbędzie się nazajutrz o godzinie dziesiątej w gabinecie numer osiem na drugim piętrze.
Z poważaniem,
Hermiona Granger

Patrzył osłupiały, nie tyle na treść listu, co na podpis znajdujący się pod nim. Oczywiście, zaniepokoiło go to, że będą go przesłuchiwać, mimo że się tego spodziewał. Nie wiedział jednak, że tą sprawą zajmuje się ona. Tak, nikt inny. Właśnie ona.
Odłożył list z powrotem na przeszklony stolik i zamknął oczy.
Nie martwił się już o to, że nie będzie mógł zasnąć. Myślał tylko o tym, że już za kilka godzin będzie siedział jakieś półtora metra od niej. Będzie zmuszony na nią patrzeć, rozmawiać z nią, a raczej odpowiadać na stawiane przez nią pytania i zarzuty. Będzie niemalże widział piegi na jej nosie, będzie czuć jej zapach...
Miał takie niejasne wrażenie, że następny dzień będzie wyjątkowo męczący.

***

Hermiona spokojnie piła drugą kawę. Drugą, bo rano jedna nie była w stanie postawić jej na nogi. Miała za sobą pół nieprzespanej nocy. Dręczyły ją koszmarne sny z Draco Malfoyem w roli głównej. Gdy wstała wyobrażała sobie najgorsze rzeczy: że potraktuje ją lekceważąco jak jakąś głupiutką gąskę, że w ogóle nie przyjdzie na przesłuchanie, dając jej do zrozumienia, że ma ją za nic...
Teraz, gdy siedziała z parującym kubkiem w dłoni, takie myśli wydały się jej niedorzeczne. Owszem, Malfoy mógł ją potraktować niepoważnie i się nie stawić, ale wtedy zostałby wezwany na przesłuchanie dyscyplinarne, które odbywa się w obecności co najmniej trzech Aurorów, i na którym grubo musiałby się tłumaczyć ze swojego nieodpowiedzialnego zachowania. Dlatego była niemal pewna, że przyjdzie. Spóźni się, żeby pokazać kto jest górą, ale przyjdzie...
Skrzywiła się nieznacznie. Będzie musiała z nim spędzić, sam na sam, pewną ilość czasu i wcale jej się to nie podobało, zwłaszcza że wiedziała, iż młody, ambitny i pewny siebie arystokrata potraktuje ją protekcjonalnie.

Równo o dziesiątej omal nie przeżyła szoku. Draco Malfoy przyszedł punktualnie i kulturalnie się przywitał. Była tak zaskoczona, że przez chwilę nie wiedziała co ma zrobić. Ale zaczęła odzyskiwać panowanie nad sobą w ciągu kilku sekund.
- Dzień dobry, proszę usiąść - powiedziała, starając się ze wszystkich sił, aby głos jej nie zadrżał.
Mężczyzna posłusznie spełnił jej prośbę i usiadł naprzeciwko, wbijając w nią spojrzenie pełne wyczekiwania i ciekawości.
- Chciałabym zadać panu kilka pytań w związku z przedwczesną i tragiczną śmiercią Alastora Moody'ego - oznajmiła cicho, przygotowując czysty pergamin i specjalne zaczarowane pióro do spisywania zeznań. - Nie będę ukrywać, że po wczorajszym przesłuchaniu pana Ronalda Weasleya, stał się pan podejrzanym. Oczywiście nikt pana nie oskarża, ale od dziś będzie pan pod ścisłą obserwacją Aurorów Ministerstwa Magii - w miarę jak mówiła, uspokajała się wewnętrznie, zwłaszcza, że patrzyła wszędzie, tylko nie w oczy przesłuchiwanego. To był błąd z jej strony, ale nie miała siły aby się przemóc. Nie wiedziała czy wytrzyma wzrok pełen wyższości i pogardy. Starała się ignorować fakt, że on cały czas uważnie się jej przygląda i skupiła się całkowicie na zadawaniu rzeczowych, zwięzłych pytań.
- Pan Ronald Weasley zeznał, że Alastor Moody miał się spotkać z panem w dniu swojej śmierci o godzinie dziesiątej wieczorem... Gdzie miało się odbyć to spotkanie? - podniosła na chwilę wzrok, ale zaraz go odwróciła. Sardoniczny uśmiech Malfoya był zbyt wymowny.
- Pan Ronald Weasley mógłby łaskawie zająć się sobą... Ale tak miałem się spotkać z Szalonookim w Ministerstwie Magii na piątym piętrze, tam gdzie pracuję - ku wielkiej uldze Hermiony, głos Dracona nie ociekał jadem i ironią.
- Czy doszło do tego spotkania? - spytała cicho, obserwując jak pióro skrobie po pergaminie zapisując pytania i odpowiedzi.
- Doskonale pani wie, że nie doszło, panno Granger - podkreślił ironicznie ostatnie dwa słowa i obserwował, ze złośliwą satysfakcją, delikatny rumieniec na jej policzkach. - A nie doszło, bo jak każdy w Ministerstwie Magii wie, Alastor Moody odwalił kitę zmierzając na spotkanie ze mną...
- Prosiłabym o używanie języka na poziomie, panie Malfoy i ograniczenie się do odpowiedzi na moje pytania - Hermiona postarała się, aby jej głos brzmiał chłodno i nawet rzuciła Draconowi pełne dezaprobaty, śmiałe spojrzenie. Malfoy nie dał po sobie poznać, że zrobiło to na nim jakiekolwiek wrażenie, ale zdziwił się, że pani detektyw potrafi być tak profesjonalna.
Kobieta wstała i podeszła do okna, obserwując magicznie wykreowaną słoneczną pogodę, roztaczającą swoje uroki nad równie iluzyjnym parkiem pełnym akacji. Cały czas czuła na sobie wzrok Dracona Malfoya i nie mogła się pozbyć wrażenia, że mężczyzna obserwuje ją z pełną pogardy wyższością.
Młody arystokrata rzeczywiście przyglądał się Hermionie. Nie patrzył na nią jednak z pogardą. Jego wzrok pełen był ciekawości i tęsknoty; kiedy jednak ona odważyła się spojrzeć na niego, wtedy przybierał chłodny, pełen wzgardy wyraz twarzy, albo bardzo zjadliwie się uśmiechał. Czuł do siebie niechęć za takie postępowanie, zwłaszcza gdy widział w oczach kobiety tępy ból, który tak bardzo starała się ukryć. Nie potrafił jednak inaczej postępować.
- Czy wyszedł pan wcześniej z ministerstwa, aby spotkać się Alastorem Moodym? - zapytała po chwili milczenia.
Mogłaby przysiąc , że usłyszała zniecierpliwione prychnięcie.
- Oczywiście, że nie. Czekałem na niego w umówionym miejscu, a ponieważ spóźniał się ponad pół godziny, postanowiłem iść do domu i nie marnować czasu.
- Rozumiem. Czy ktoś jeszcze był w Ministerstwie Magii gdy pan wychodził i czy ktoś może potwierdzić pana wyjście o tak późnej porze, panie Malfoy? - tym razem spojrzała na niego z zaciekawieniem. Wyglądał na lekko skonsternowanego. Jakoś wcześniej nie przyszło mu do głowy, że przecież wyszedł jako ostatni.
- Na piątym piętrze nie było nikogo już od siódmej, a kiedy wychodziłem z Ministerstwa Magii, wychodziłem jako ostatni. Więc nikt nie może potwierdzić, że siedziałem tu jak kołek prawie do jedenastej w nocy, panno Granger... Nawet pani wyszła wcześniej - nie mógł sobie darować przytyku do jej pracoholizmu. Uśmiechnął się ironicznie, gdy zobaczył, że znowu się rumieni. Hermiona jednak bardzo szybko doszła do siebie, a jej wzrok był niemal lodowaty gdy ponownie spojrzała na przesłuchiwanego.
- To nie jest powód do radości, panie Malfoy - oznajmiła sucho. - Nikt nie może tego potwierdzić, co stawia pana w pierwszym rzędzie podejrzanych... Szczerze powiedziawszy, zajmuje pan nawet zaszczytne miejsce głównego podejrzanego. W ciągu doby otrzyma pan stosowne pismo ministerialne, dotyczące kolejnego przesłuchania i tego jak powinien pan zachowywać się w związku z zaistniałą sytuacją. Chyba nie muszę dodawać, że nie może pan opuścić granic kraju, prawda?
- Nie, nie musi pani, panno Granger. Wszystko jest dla mnie jasne jak słońce. Czy mogę już opuścić ten... uroczy gabinet?
- Nie mam więcej pytań. Może pan odejść, panie Malfoy - puściła mimo uszu sarkastyczny ton mężczyzny. - Dziękuje za przybycie i do widzenia.
- Do widzenia, panno Granger - odrzekł równie obojętnie jak ona i bardzo cicho opuścił nowe biuro Hermiony.

***

Kiedy tylko drzwi zamknęły się za Draconem Hermiona opadła na fotel i ukryła twarz w dłoniach. Cała się trzęsła. W najgorszych przypuszczeniach, nie sądziła, że zachowanie zimnego profesjonalizmu będzie ją aż tyle kosztowało. To było coś okropnego, prawdziwy koszmar.
Najchętniej rzuciłaby to wszystko Ponurakowi na budę, ale niestety obowiązek to obowiązek. Wiedziała, że jeszcze nie raz znajdzie się w podobnej sytuacji i nikt nie będzie mógł jej pomóc, nikt za nią nie upora się z przeszłością i zranionymi uczuciami.
Sama musi pokonać własny strach i niedorzeczne pragnienia i nie podda się, nie tym razem…

***

Być może pannę Granger pocieszyłby fakt, iż nie tylko ona przez cały czas trwania przesłuchania musiała trzymać nerwy na wodzy. Draco Malfoy znajdował się w takim samym, jeśli nawet nie w gorszym stanie. Tylko dzięki opanowaniu i zimnej krwi, z której słynęło większość wychowanków Slytherinu, nie dał poznać, co tak naprawdę myśli o tym wszystkim. A myślał dużo.
Jego ślizgońska intuicja podpowiadała mu, że coś było nie tak. Śmierć Szalonookiego musiała mieć jakieś drugie dno. Tu nie chodziło tylko o to by pozbyć się upierdliwego starucha, ale o coś więcej.
Młody Malfoy odnosił wrażenie jakby wokół niego ktoś zaplątał misterną pajęczą sieć, a on przy każdym ruchu coraz bardziej się plączę i znikąd nie ma ratunku. I pewnie nie będzie, szczególnie teraz, gdy dzięki temu gnomiemu zadkowi - Weasleyowi - wysunął się na prowadzenie i stał się głównym podejrzanym, o czym urocza pani detektyw zdążyła go poinformować.
No właśnie…
Urocza pani detektyw. Nie kto inny jak sama panna Wiem-To-Wszystko-Granger. Jego… Nie, już nie jego, już dawno nie jego.
- Na stado nie chędożonych centaurów, o czym ja myślę! - mruknął sam do siebie i skierował się do gablotki z alkoholem. - Zamiast zastanawiać się jak wyjść cało z tej sytuacji, to zastanawiam się nad związkiem z tą głupią Gryfonką. Ojciec miał racje, chwilami zachowywał się jak mugol.
Dalsze rozmyślania przerwał mu sowi nalot; w końcu wszystko, co dotyczyło i dotyczy Malfoyów wzbudza zawsze dużo uwagi i tym razem nie mogło być inaczej. Prasa, która tylko z sobie znanych źródeł wiedziała, kto stoi na czele podejrzanych, chciała jak najszybciej przeprowadzić wywiad z Draco Malfoyem. A to bynajmniej nie pomagało w śledztwie. Nikomu.

***

Około godziny trzeciej po południu, kiedy większość osób udawała się na lunch Hermiona dostawała amoku. Miała wrażenie jakby układała puzzle, w których ani jeden fragment do siebie nie pasuje. Pomimo kilkugodzinnego ślęczenia nad aktami niczego nie potrafiła zrozumieć, a co więcej wszystko stawało się coraz bardziej zagmatwane.
Ze złością chwyciła torebkę i skierowała się w kierunku windy. Trzy piętra wyżej wsiadł do niej nie kto inny jak ten pieprzony Draco Malfoy. Zaklęła w duchu. Żadne z nich nie miało ochoty na jakąkolwiek pogawędkę i tylko patrzyli, każdy w swój kawałek ściany. Nie ujechali jednak daleko, gdy winda zatrzymała się i do środka wszedł Ron Weasley.
`A ten co robił w Departamencie Gier i Sportów?' - pomyślał Malfoy. Ron pracował na piątym, czyli tym samym, piętrze co on. Tyle że w innym wydziale. Na szczęście, bo panowie, delikatnie mówiąc, za sobą nie przepadali. Podczas gdy arystokrata urzędował w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów, Ronald Weasley udzielał się w Biurze Brytyjskiego Przedstawicielstwa Konfederacji Czarodziejów. Na widok dwójki pozostałych pasażerów rudzielec uśmiechnął się złośliwie i, niby od niechcenia, zagadnął.
- Cóż za miła niespodzianka... Jesteście pewni, że mogę z wami jechać? Może chcecie, omówić coś ważnego. Ale na twoim miejscu uważałbym Herm, w końcu możesz być następną przypadkową ofiarą.
- Ron, jeśli chcesz wnieść coś do śledztwa to zapraszam do siebie, a jeśli nie to proszę byś się zamknął, gdyż takie niejasne insynuacje mogą zaszkodzić… temu kto je snuje - chłodno zripostowała kobieta. - I z łaski swojej nie mów do mnie Herm, nie jesteś nikim dla mnie bliskim i sobie tego nie życzę - dodała i jadowitą satysfakcją zauważyła, że mężczyzna się zaczerwienił.
Draco uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Musiał w duchu przyznać, że Hermiona doskonale sobie radzi z docinkami Weasleya. Poza tym niekłamaną radość sprawiła mu konsternacja rudzielca.
Drzwi zasunęły się z głośnym chrobotem.
- Ach, ty wolisz bliskie kontakty z tchórzofretkami - odciął się Ron.
Hermiona pobladła z wściekłości, ale zacisnęła zęby i nic nie odrzekła.
Malfoy spokojnie nacisnął ogromny przycisk stop i popatrzył wymownie na drugiego mężczyznę.
- Posłuchaj, Weasley - wycedził przez zęby, modląc się aby nie trzasnąć delikwenta po twarzy i nie pogorszyć jeszcze bardziej swojej, i tak już nieciekawej sytuacji.
Hermiona wzdrygnęła się gdy usłyszała pełen nienawiści szept Malfoya.
- Posłuchaj mnie uważnie, bo drugi raz tego nie powtórzę - zimne oczy Dracona cięły spojrzeniem jak obosieczny miecz i Ron poczuł się bardzo nieswojo. - Jeśli jeszcze raz usłyszę niewybredny epitet pod moim adresem z twojej niewyparzonej gęby, a tak cię urządzę, że pożałujesz. Mam nadzieję, że to jest dla ciebie jasne...
- W twojej sytuacji nie radziłbym nikomu grozić - Weasley postarał się aby jego głos zabrzmiał równie chłodno jak głos jego „kolegi.”
Draco jedynie sardonicznie się uśmiechnął i wyciągnął różdżkę.
- Chcesz o tym porozmawiać? - spytał niemal kurtuazyjnie. Poczuł jak wzbiera w nim gniew.
- Pogrążaj się dalej, ja popatrzę Malfoy. Myślałem, że Ślizgoni mają więcej rozu...
- Obydwaj. W tej. Chwili. Przestańcie. - Hermiona nie wytrzymała psychicznego napięcia. Chciała jak najszybciej wyjść na świeże powietrze. Poczuła się chora, zupełnie jak osoba cierpiąca na klaustrofobię i traciła powoli całą zimną krew, którą zazwyczaj udawało jej się zachować. Musiała głęboko odetchnąć, bo poczuła że robi się jej słabo.
Ku jej uldze Ron zamilkł, a Draco wbił w nią drwiące i zarazem zaciekawione spojrzenie.
- A ty, Malfoy, - dodała patrząc uporczywie na drzwi windy - uruchom natychmiast to cholerstwo i schowaj różdżkę, albo trafisz do Azkabanu szybciej, niż zdążysz pomyśleć Crucio... - wiedziała, że nie powinna mówić w ten sposób, ale jej nerwy był na granicy wytrzymałości. Rzuciła arystokracie przelotne spojrzenie. Twarz mężczyzny mocno pobladła i przez chwilę wydawało się jej, że zauważyła w jego oczach niedowierzanie i ogromny zawód zmieszany z bólem, ale tylko przez chwilę. Wzrok Malfoya zdawał się ciąć powietrze jak mugolski laser najwyższej jakości.
- Doskonale rozumiem, co ma pani na myśli, pani detektyw - wyszeptał ze zjadliwą ironią. Spokojnie schował różdżkę i ponownie uruchomił windę.
Ron Weasley nic nie powiedział. Był za bardzo zaskoczony słowami Hermiony i tym, że Draco Malfoy tak po prostu posłuchał tego, co powiedziała kobieta.
W windzie zapadła nienaturalna, dzwoniąca w uszach cisza.
Kilka chwil później Hermiona niemal wybiegła na zewnątrz i z ulgą zaczerpnęła haust świeżego powietrza. Po szybkim doprowadzeniu się do w miarę normalnego stanu ruszyła przed siebie. Na spacer. I kawę.

Draco Malfoy nie miał jednak tyle szczęścia. Wychodząc z Ministerstwa został zaatakowany przez kilku natrętnych dziennikarzy pokroju Rity Skeeter. Najpierw nie wiedział co zrobić. Chciał tylko w spokoju pójść na kawę i odpocząć od nerwowej atmosfery Ministerstwa. Postanowił ich zignorować. Przybierając ironiczny wyraz twarzy minął ich spokojnym krokiem nie zwracając uwagi na krzyki.
`Jak pan myśli, kto zabił Alastora Moody'ego? Czy przyzna się pan do zabójstwa? Czemu przebywa pan na wolności? Jak pan to skomentuje? `Bla, bla, bla' - przedrzeźniał ich w duchu, nie odpowiadając na pytania. Idiotyczne pytania. Jeden był wyjątkowo natarczywy. Szedł za nim przez dwie przecznice. Draco starał się to zignorować, ale w pewnym momencie zatrzymał się i skierował w stronę dziennikarza.
- Jak pan skomentuje całe zajście i postawienie pana jako głównego podejrzanego? - zapytał szybko mężczyzna, rzucając okiem na samo notujące pióro.
- Nie skomentuję - warknął Malfoy.
- A może powie pan, czemu wyszedł pan z Ministerstwa razem z panną Granger, która prowadzi sprawę zabójstwa Alastora Moody'ego? Co pana z nią łączy?
- Nic. Mnie. Z nią. Nie. Łączy - warknął ponownie, robiąc długie przerwy pomiędzy kolejnymi wyrazami. Był coraz bardziej wściekły.
- Kilka lat temu również pana nic z nią nie łączyło? - zapytał chytrze. - Ze sprawdzonego źródła wiem, że miał pan z nią mały romansik - usta mężczyzny rozciągnęły się w obleśnym, pełnym samozadowolenia uśmieszku.
Nie wytrzymał. Nawet nie wiedział kiedy jego dłoń zacisnęła się w pięść i wylądowała na twarzy wścibskiego dziennikarza. Mógłby przysiąc, że nie wie jak to się stało. Dziennikarz stał jak sparaliżowany przyciskając dłonie do twarzy po której powoli spływały ciemne strużki krwi.
Draco odwrócił się mechanicznie i ruszył przed siebie. Dopiero po odejściu kilku metrów syknął z bólu i potrząsnął bolącą ręką. Wiedział, że w tym momencie tylko jedna rzecz może poprawić mu nastrój. Odrobinę poprawić.

Mały dzwoneczek zadzwonił cicho, co było reakcją na otwierające się drzwi do przytulnej kawiarni. Draco lubił tam bywać. Było to nie tylko miejsce w którym podawano najlepszą kawę w całej Anglii, ale też w którym wspaniale się odpoczywało. Cicha, relaksująca muzyka, dyskrecja, wygodne, miękkie kanapy i fotele. Miła właścicielka, madame Zelda, była rozmowna, ale nie narzucała się. Zawsze zamieniał z nią kilka słów. Usiadł przy stolików głębi pomieszczenia i zamówił kawę z cynamonem i tort czekoladowy. Gdy pojawiła się przed nim filiżanka próbował ją podnieść, lecz dłonie mu drżały a bolący nadgarstek dawał o sobie znać.
Wiedział, że postąpił idiotycznie. Impulsywnie. Zachował się jak dzieciak i miał świadomość, że będzie musiał ponieść konsekwencje tego szczeniackiego odruchu. Pogrążył się. Dowiódł, że rzeczywiście byłby zdolny kogoś zabić, skoro złamał nos facetowi który pytał go o jego romanse...
`Gówno prawda. On pytał nie o byle romanse tylko o Granger'.
Malfoy był ciekawy skąd czczy dziennikarzyna wiedział o ich związku, który trwał kilka lat wcześniej. Był niemal pewny, że owym informatorem był nikt inny jak rudy pawian. Łasica Weasley.
`Zabiję tego skur*wiela' - pomyślał, starając się jednocześnie opanować. Spojrzał przelotnie w stronę okna i dopiero wtedy zobaczył osóbkę która tam siedziała. `Granger... Oczywiście...'
Przemknęło mu przez myśl, że powinien ją poinformować o tym, co zaszło, żeby nie dostała zawału gdy zobaczy jutrzejsze gazety. Po chwili pomysł wydał mu się absurdalny. Od wielu lat nie rozmawiał z nią normalnie. Poza tym był przekonany, że na niego nawrzeszczy za jego głupotę. Wcale się jej nie dziwił. Sam chętnie by na siebie nawrzeszczał, gdyby nie podejrzenie, że zostałby natychmiast zaprowadzony do św. Mungo...
Wstał jednak i powoli, dosyć niepewnym krokiem ruszył w stronę okna. Nie pytając siadł na fotel naprzeciwko Hermiony, która zdziwiona podniosła wzrok.
- Pobiłem dziennikarza - powiedział cicho, wpatrując się w obrus.
- Co mu jest? - spytała, a jej głos był zimny niczym lód.
- Nic... Raptem złamany nos - Draco spuścił wzrok i wzruszył ramionami. Świadomość, że postąpił jak nieopierzony, wyrywny szczeniak sprawiała, że miał ochotę zacząć walić głową o blat stolika.
- Kiedy ty w końcu dorośniesz, Malfoy? - spytała przez zaciśnięte zęby. - Kiedy zaczniesz się w końcu zachowywać stosownie do swojego wieku?! Czy ty nie rozumiesz, że świadomie się pogrążasz?! Wszystkie poszlaki prowadzą do ciebie, jesteś głównym podejrzanym, a ty rzucasz się na obcego faceta, który zadaje ci rutynowe pytania, wykonując swoją pracę?!
- On... On pytał o ciebie. O nas - im głośniej ona krzyczała tym ciszej mówił on. Jego głos zniżył się do szeptu, a on sam dalej nie podnosił wzroku.
Na chwilę i ona zamilkła, zastanawiając się co powiedzieć.
`Nas? Jakich nas? Nas chyba nigdy nie było' - pomyślała. Spuściła wzrok, ale złość zrobiła swoje.
- Jakich nas, Malfoy? Z tego powodu pobiłeś dziennikarza?! Czy ty kiedykolwiek przestaniesz zachowywać się jak dziecko?!
- A czy ty kiedykolwiek przestaniesz być taką zimną suką? - powiedział cicho i wstał.
Obrzucił ją smutnym, zmęczonym spojrzeniem i wyszedł, powstrzymując się od trzaśnięcia drzwiami. Wygłupił się. Stanowczo. Nie wiedział po co się przysiadł. Chyba szukał pocieszenia, potrzebował rady. Sam nie miał pojęcia czy naprawdę oczekiwał tego od dziewczyny, którą kilka lat wcześniej potraktował tak podle, jak tylko się dało. Przecież spodziewał się, że na niego nawrzeszczy, więc czemu zachował się właśnie tak, a nie inaczej? Nie wiedział. Nie znalazł innego wytłumaczenia, oprócz tego, że go poniosło. Znowu.
Ironią losu było to, że w głowie Hermiony kłębiły się podobne myśli. Miała nieodparte wrażenie, że rzeczywiście zachowała się jak zimna suka, a nawet jak idiotka. On pewnie potrzebował rady i wsparcia, a ona zamiast mu pomóc zaczęła krzyczeć. Usprawiedliwiało ją jedynie to, że i ona już nie mogła już poradzić sobie z ilością długo tłumionych emocji. Po jego wyjściu rozkleiła się, ponieważ dotarło do niej, że mogłaby znaleźć w nim przyjaciela... Mogłaby, gdyby tylko urodziła się kim innym i ich kontakty potoczyłyby się inaczej. Ta myśl postawiła ją na nogi. Zapłaciła i wyszła.

* * *

Kolejnego poranka ani Draco Malfoy, ani Hermiona Granger nie mogli zaliczyć do udanych. Oboje obudzili się z silnym bólem głowy. Kacem, mówiąc dosadniej. No i czekały na nich stosy gazet, zawierającej gorące ploteczki o romansie pani detektyw z podejrzanym (cóż z tego, że sprzed kilku lat?), stronniczości w dochodzeniu (ale chyba redaktorzy nie mieli na myśli żalu i urazy owej pani detektyw do owego podejrzanego) i oczywiście zamachu na życie dziennikarza, przez nadpobudliwego i agresywnego Dracona Malfoya (oprócz `zamachu na życie', w gruncie, rzeczy prawda).
Najbardziej zadowolony z siebie, życia i świata był Ronald Weasley, który z mściwym uśmiechem i satysfakcją przeglądał poranną prasę.

Dotarcie do pracy nie było proste dla żadnego z pracowników Ministerstwa. Wszędzie kłębili się dziennikarze, wypytujących wszystkich o Draco Malfoya i panią detektyw. Oczywiście wszyscy zbywali ich milczeniem, ale ci i tak się nie poddawali i nieugięci dalej siedzieli pod ministerstwem. Może z braku lepszego zajęcia?
Hermiona odetchnęła z ulgą, gdy dotarła już do swojego biura. Tego dnia było to niewątpliwie trudne. Jeszcze trudniejsze było dotarcie tam w pozytywnym stanie psychicznym. Miała wrażenie , że wszyscy współpracownicy dziwnie jej się przypatrują. Widziała te spojrzenia i dwuznaczne uśmieszki. Gdy humor powoli zaczął jej się poprawiać drzwi otworzyły się z hukiem, Stał w nich jej przełożony - Splinwood, a jego mina nie wróżyła nic dobrego...
- Granger, czy chcesz mi o czymś powiedzieć? - spytał ponurym tonem.
- O czym? - zapytała inteligentnie Hermiona.
- O czymś, o czym powinienem był wiedzieć dawno temu - wrzasnął rzucając na jej biurko dwie gazety. Nagłówek jednej z nich brzmiał „Malfoy i Granger, czyli romans pani detektyw z oskarżonym”, a drugiej „Syn Śmierciożercy atakuje dziennikarza”. Prychnęła pod nosem, wyklinając te nic niewarte szmatławce.
- To bzdury.
- Czyli co? Zaprzeczasz że coś cię łączy, albo... łączyło z Draco Malfoyem? - spytał, a ona zawahała się.
- Nie do końca... - zaczęła. - Ale to było dawno, kilka lat temu w szkole. Przecież to nie ma żadnego powiązania ze spra...
- I tu się mylisz, Granger! Niestety ma to związek ze sprawą, którą prowadzisz. I to nawet duży. Chyba to zauważyłaś?! Czemu na Merlina nie powiedziałaś mi o tym wcześniej?!
- Wyleciało mi z głowy - mruknęła.
- Ach tak? Wyleciało ci z głowy? W takim razie lepiej, żeby ci nie wyleciało, że masz być o osiemnastej pod salą konferencyjną, gdzie odbędzie się spotkanie na temat prowadzonej przez ciebie sprawy.
Sekundę później pozostało po nim tylko echo zatrzaśniętych drzwi. `O cholera' - pomyślała.

***

Sala konferencyjna Aurorów i wszystkich czarodziejów zatrudnionych w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, nie mieściła się na drugim piętrze, ale żeby było zabawniej (jak pomyślała Hermiona) znajdowała się na piętrze piątym - na obszarze zajmowanym przez Międzynarodowy Urząd Prawa Czarodziejów - czyli tam gdzie raczył pracować 'ten cholerny Malfoy'.
Przyczyna była prosta i nie był nią, tak jak zakładała znękana panna Granger, wredny i ślepy pech, który ją prześladował, ale to, że konferencje najczęściej dotyczyły rozstrzygnięć kwestii międzynarodowych. Rzadko zdarzało się aby Departament, w którym pracowała, potrzebował sali konferencyjnej dla siebie. Bywało tak to tylko w wyjątkowych okolicznościach. Z niewiadomych przyczyn, Hermiony wcale to nie pocieszało. Już sobie wyobrażała te pełne zaciekawienia, ironii, a może nawet współczucia, spojrzenia Aurorów, którzy wezmą udział w spotkaniu.
Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że w windzie nie czyha na nią ani Smok ani Łasica; była tam za to łagodnie uśmiechnięta Tonks w towarzystwie Shacklebolta, który spojrzał przyjaźnie na Hermionę i oznajmił:
- Te hieny prasowe są nie do wytrzymania, ale się nie przejmuj, Herm. Olewaj to, inaczej nie dadzą ci spokoju.
- Cieszę się, że Malfoy rąbnął Tryspoona w nos... Nie cierpię tego dziennikarzyny - mściwie oznajmiła Tonks.
Roodolph Tryspoon napisał, na samym początku swojej „obiecującej” kariery, artykuł na temat społecznej szkodliwości wilkołaków. Dlatego niechęć Nymphadory do `dziennikarzyny' była absolutnie zrozumiała. Granger pozwoliła sobie na blady uśmiech; skro wezmą w tej maskaradzie udział Tonks i Kingsley, to może nie będzie tak źle.
Kiedy tylko znaleźli się w środku wszystkie spojrzenia Aurorów skupiły się na Hermionie. Zupełnie tak jakby ja oceniali, poddawali jakiemuś niezrozumiałemu testowi jej kompetencje. Kobieta czuła się jak na cenzurowanym. Miała wrażenie jakby wszyscy obecni w sali wydali na nią wyrok - WINNA. Niepewnie usiadła na krześle i powoli zaczęła mówić o śledztwie. Po kilku pierwszych zdaniach Dolores Fley, koleżanka po fachu przerwała jej.
- Przecież doskonale wiesz, że to nas teraz nie interesuje.
- W takim razie, co jeśli nie śledztwo was...
- Panno Granger, pani doskonale wie co. Chcemy znać prawdę, czy jest pani w jakikolwiek sposób związana z Draco Malfoyem?
- Tak, jestem... - przez salę przeszedł szmer zaciekawienia.
- Prowadzę śledztwo w której on jest głównym podejrzanym i to jest jedyna rzecz która nas w tej chwili łączy.
- Jak sama pani raczyła powiedzieć, teraz - Splinwood nie raczył być miły. Czuł, że sprawa właśnie `dostaje po dupie' tylko dlatego, że nie wiedział, o byłym, domniemanym romansie podejrzanego i prowadzącej śledztwo, wcześniej. Był wściekły na dziennikarzy i doskonale zdawał sobie sprawę, że jak zwykle przeginają, ale obowiązkiem Hermiony, w chwili gdy tylko dowiedziała się kto jest głównym podejrzanym, było go powiadomić o tym, że coś ją kiedyś z nim łączył, nawet jeśli był to jeden, niewinny i nic nie znaczący pocałunek. Prasa potrafiła wygrzebać i rozdmuchać każdy szczegół, który mógł dodać życiu pikanterii, a to nie ułatwiało pracy; jedynie mogło skomplikować ją do granic możliwości.
- Nigdy nie mieliśmy romansu - Hermiona starała się mówić bardzo spokojnie. - Łączył nas niewinny flirt na siódmym roku Hogwartu; nic poważnego. Bardzo krótki i nic nie znaczący flirt - ostatnie słowa powiedziała z naciskiem i Tonks rzuciła jej współczujące spojrzenie; już ona wiedziała jak mało znaczący...
Inna zaś sprawą był fakt, że dziennikarze mieli tendencje do podkreślania i wyolbrzymiania wszystkiego, co Tonks uważała za okrutne, ale przecież nic nie mogła na to poradzić.
'Jak dorwę kretyna, który opowiedział o tym palantowi Terryspoonowi to nie ręczę za siebie' - pomyślała ze złością, posyłając Hermionie pocieszający uśmiech.
- Mimo wszystko...
- Mimo wszystko ja potrafię oddzielić życie prywatne od pracy, ale jeśli ktoś z państwa ma z tym kłopoty, to powinien zastanowić się, czy praca na stanowisku Aurora jest na pewno tym co powinien robić. - w głosie Hermiony dał się słyszeć zimny profesjonalizm. - A teraz może przeszlibyśmy do omówienia tego, co jest naprawdę istotne dla dobra śledztwa, a przestańmy się zajmować brukowymi plotkami i to autorstwa osoby, której poziom jest jeszcze gorszy niż Rity Skeeter.
Hermiona zacisnęła zęby i wbiła spojrzenie w przeciwległą ścianę. Kilku Aurorów, w tym Tonks i Kingsley, popatrzyło na nią z jawną aprobatą . Jednak wzrok większości zebranych epatował zaciekawieniem, albo leciutką drwiną.
- Doskonale wiesz, że nie powinnaś tego zatajać - Aaron mówił już spokojniej - i czy chcesz, czy nie czeka cię ze mną, wcześniej czy później, poważna rozmowa. A teraz, rzeczywiście, przejdźmy do rzeczy najbardziej istotnej; a więc jak zamknąć japę dziennikarzom, bo nie zamierzam odsuwać panny Granger od tego śledztwa; jest zbyt dobra... A te, żądne sensacji, hieny nie dadzą nam normalnie pracować.
- Proponuję - odezwała się nad wyraz poważnie Nymphadora Andromeda Tonks - żeby traktować każdego natrętnego paparazzi, tak jak potraktował Tryspoona Przewodniczący Do Spraw Komisji Ujednolicania Międzynarodowego Prawa Czarodziejów - Draco Malfoy. Szybko i skutecznie...
Shacklebolt uśmiechnął się pod nosem i udał, że pokasłuje. Nie przepadał za młodym i oziębłym w obyciu arystokratą, ale to, co Draco zrobił Rudolphowi, bardzo mu się podobało, chociaż w duchu stwierdził, że raczej nie pomagało Malfoyowi w związku z zaistniałymi okolicznościami. - No może nie bądźmy tacy radykalni, - powiedział Aaron - w końcu nie chcemy sami siebie aresztować za pobicia.
Ta żartobliwa uwaga rozluźniła sytuacje i reszta zebrania przebiegała już w spokojnej, chociaż dalekiej od sielanki, atmosferze.
Na spotkaniu podjęto kilka decyzji, które z niewyjaśnionych powodów, nie przypadły Hermionie do gustu.
Na samym początku ustalono, iż należy zwołać konferencje prasową, i to na następny dzień - sobotę, która ma dotyczyć tylko i wyłącznie śledztwa (tak przynajmniej zakładano). Natomiast w poniedziałek, Draco Malfoy miał zostać raz jeszcze przesłuchany. W przesłuchaniu mieli uczestniczyć Splinwood, Kingsley, Tonks a także Hermiona Granger; w końcu to ona prowadziła sprawę.
`Trzeba będzie dostawić jeszcze jedno krzesło, bo są tylko trzy' - pomyślała bez głębszego sensu Hermiona i westchnęła przeciągle. Piątek zapowiadał się bardzo ciekawie, aż za bardzo. To było niesamowite, ale marzyła, żeby już był poniedziałek. O wiele bardziej wolała przesłuchiwać Malfoya, zwłaszcza w tak miłym towarzystwie, niż odpowiadać na wścibskie pytania dziennikarzy.
- Dasz sobie radę - usłyszała ciepły szept i uniosła głowę znad owalnego stołu. Nad nią stała łagodnie uśmiechnięta Tonks i Hermiona pomyślała, że nie musi być tak fatalnie jak sobie wyobraża.
- Albo ich pobiję - mruknęła ironicznie.
- Oj, Miona, daj sobie na wstrzymanie... A swoja drogą, nigdy nie myślałam, że Malfoy kiedykolwiek zachowa się jak Gryfon.
- ? - Spojrzenie panny Granger mówiło wyraźnie, że nie rozumie o co chodzi jej rozmówczyni.
- No przecież to my zawsze najpierw działamy, a później myślimy... Prawdziwy Ślizgon jakoś inaczej załatwiłby tego dziennikarza.
- Mów za siebie. Ja zawsze najpierw myślę - Hermiona wykrzywiła wargi w pełnym drwiny uśmiechu. - Tylko nie zawsze wymyślę coś mądrego.
- Tak, ale mówiłaś mi, że Tiara chciała cię wysłać do Ravenclawu, Herm...
Granger wzruszyła ramionami.
- Chyba skończyłaś już pracę na dziś? A może znowu masz zamiar siedzieć tu do późna? Daj spokój, jutro jest sobota - ostatnie zdanie dodała szybko, gdy Hermiona otworzyła usta, aby oznajmić, ze ma nawal roboty.
- Tak, jest sobota i konferencja prasowa. Fantastycznie!
- Dlatego chcę, żebyś poszła ze mną na kieliszeczek dobrego wina do fajnej, mugolskiej restauracji Czerwony Smok. Co ty na to? - Tonks wpatrywała się w swoją przyjaciółkę z wyczekiwaniem. - Odprężysz się, odpoczniesz, nie daj się prosić...
- Tonks, ale ja...
- Prossssssssszę - Nymphadora Tonks wlepiła swe duże oczęta w Hermionę i przybrała minę spaniela któremu ktoś nadepnął na łapę.
- Rozumiem, że oprócz mnie będzie jeszcze Remus.
- Niestety nie, musi załatwić kilka spraw.
- Ach tak, czyli bierzesz mnie tylko po to by się nie nudzić...
- To ty powiedziałaś. Jak chcesz weźmiemy Kingsleya.
Hermiona wstała i popatrzył w oczy swojej współlokatorki i przyjaciółki. Kingsley nie był złym pomysłem. Był nawet pomysłem bardzo dobrym. Przystojny, czarnoskóry czterdziestolatek, który zawsze tryskał dobrym humorem. Hermiona uwielbiała jego towarzystwo oraz czasem rubaszne, ale zawsze pełne ciepła, dowcipy. Ponadto Shacklebolt był człowiekiem taktownym, spokojnym i mądrym.
- Wiesz co, Tonks? Jestem za - powiedziała i szczerze się uśmiechnęła.

***

Ronald Weasley w zamyśleniu wyglądał przez okno przytulnej i niedrogiej mugolskiej restauracji. Czerwony Smok miał swój własny niepowtarzalny klimat i dlatego przychodziło tu wielu czarodziejów. Czasami nawet zaglądał tu fanatyk czystej krwi Draco Malfoy.
Jego myśli kręciły się wokół jednego tematu. Co teraz robi Hermiona Granger? Zależało mu na niej. Dalej mu zależało, nawet bardziej niż sądził. Wiedział, że swym "perseyowskim" zachowaniem tylko ja zniechęca, ale szlag go trafiał gdy wdział jak na nią patrzył ten dupek Malfoy. Nie mógł zrozumieć, jak taka kobieta jak Hermiona mogła czuć coś do tego śmierciojada. I to wtedy kiedy on ją tak kocha. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że do miłości nie można się zmusić, ale szlag czuł złość, gdy o tym wszystkim myślał Ten chędożony przez skrzata Śmierciożerca zasługiwał tylko na Azkaban, i gdyby to zależało od niego, już dawno by tam trafił.
- O, hej Ron - usłyszał nagle znajomy i ciepły kobiecy głos. - Siedzisz sam? - Tonks bezceremonialnie dosiadła się do rudowłosego mężczyzny.
Weasley uśmiechnął się krzywo. Młoda czarownica, mimo swojego talentu do ciapowatości, była powszechnie lubiana i jemu sympatia do Nymphadory także się udzieliła. Jej po prostu nie dało się nie lubić.
- Możemy dotrzymać ci towarzystwa, prawda? - Ron zauważył ze zdziwieniem, że z Tonks przyszły jeszcze dwie osoby.
- Witam - wysoki i krzepki murzyn podał mu dłoń na przywitanie.
- Cześć Kingsley - Weasley uśmiechnął się do mężczyzny.
- Cześć Ron - Hermiona patrzyła na rudzielca nieprzychylnie. Nadal była na niego zła za to jak zachował się na przesłuchaniu i za insynuacje, które robił w windzie. Gdyby wiedziała, że to Ron udzielił informacji Tryspoonowi o tym, że łączył ją kiedyś flirt z Draconem, zapewne zrobiłaby Ronowi to samo, co Malfoy zrobił dziennikarzowi.
- Jasne, nie ma sprawy, siadajcie.
Przez chwilę przy stoliku panował harmider, ale już po chwili każdy siedział na swoim miejscu i rozkoszował się napitkiem.
- Ronaldzie wu - Tonks popatrzyła na rudzielca niczym sędzia na skazanego - możesz mi łaskawie wyjaśnić, co się z tobą ostatnio dzieje? Już nawet twoi bracia mówią, że zachowujesz się niczym gorsza wersja Percy'ego.
- To aż tak widać?
Hermiona parsknęła jedynie i rzuciła mu pełne dezaprobaty spojrzenie
- Nie, w ogóle - ciągnęła niezrażona Tonks. - Powiesz do diabła co się z tobą dzieje? Jesteśmy, na Merlina, twoimi przyjaciółmi, a nie Dementorami , walczącymi o pierwszeństwo wyciągnięcia cię na randkę!
- Dementor.. W życiu zdarzają się gorsze rzeczy niż napalony Dementor.
- No Roniasty, powiedz cioci Tonks, co się dzieje?
- Sprawy sercowe, ciociu Tonks.
- Nie no, czyżby najmłodszy z Weasleyów zakochał się bez wzajemności? Która to czarownica nie chce twego rudziutkiego serduszka.
- Mugolka, ciociu, mugolka.
Przy ostatnich słowach jego wzrok zatrzymał się na Hermionie. Z oczu dziewczyny wyczytał nutki zainteresowania i postanowił kontynuować.
- Byliśmy razem ponad cztery miesiące i było nam całkiem dobrze... Ale to jakoś się rozpadło - zaobserwował, że Hermiona zmarszczyła brwi; w jej oczach można było dostrzec kryształki współczucia.
Panna Granger nie była osobą naiwną, ale miała dobre serce. Naprawdę dobre i czyste serce, a to czyniło ją podatną na manipulację innych. Potrafiła współczuć prawdziwie po ludzku i nie umiała przejść obojętnie obok cudzego cierpienia. Ronald Weasley o tym wiedział i postanowił trochę ubarwić swoją historię.
- Skończyło się kilka tygodni temu - to jeszcze była prawda. - Rzuciła mnie dla innego... Jakiś mugolski bankier z kupą kasy, wielkim mercedesem i kontem w Szwajcarii - Ron wiedział jak modulować głos i jak mówić, żeby wyglądać na człowieka, który cierpi, ale nie chce absorbować swoimi problemami innych. - Ale co ja będę smęcił ci Tonks; mało to masz na głowie innych spraw? - machnął ręką i uśmiechnął się przepraszająco. Sam Alan Rickman byłby pod wrażeniem jego aktorskiego talentu. Hermiona poczuła gdzieś na dnie serca skruchę.
- Ej, Ron. Jesteś wśród życzliwych sobie ludzi - Kingsley uśmiechnął się promiennie. - Wyrzuć to z siebie; zobaczysz lepiej się poczujesz... Martini dla wszystkich - zwrócił się do młodej, czarnowłosej kelnerki, która przyszła wysłuchać zamówienia. - Ja stawiam - dodał szybko, gdy Hermiona otworzyła usta aby zaprotestować.
Kelnerka odeszła obdarzając Shacklebolta bardzo życzliwym spojrzeniem.
- Spodobałeś się jej... - Tonks puściła oko przyjacielowi.
- Daruj sobie, Ton, co? A ty, Ronaldzie, wyrzuć z siebie żale i posmakuj błogosławionego stanu katharsis... Ciocia Tonks czeka - dodał z bardzo złośliwym, ślizgońskim uśmiechem, chociaż za czasów szkolnych był Krukonem.
Nymphadora Andromeda Tonks spiorunowała Kingsleya wzrokiem i zwróciła swoje modre oczy na Rona.
- No, jak będzie, Roniasty, stary duchu?
- Odeszła do niego i nie oszczędziła mi miłej informacji, że przerwała ciążę... To by było na tyle... - Ron mówił do Tonks, ale rzucił kilka zaciekawionych i uważnych spojrzeń w stronę Hermiony. Wyglądała na zatroskaną. Leciutko się zarumieniła i przygryzła dolną wargę.
`O rany!' - pomyślała. - `A ja byłam dla niego opryskliwa...'
Weasley powstrzymał się od triumfalnego uśmiechu, gdy ujrzał pełną skruchy minę Hermiony. To była prawda, że Selen od niego odeszła, owszem. Odeszła, ponieważ Ron pokłócił się z nią i powiedział jej parę bardzo przykrych słów, oraz kazał jej przerwać ciążę, bo nie stać go na `utrzymywanie jej bachora.' Pamiętał dokładnie co wtedy odpowiedziała: `Och, możesz być pewny, że usunę tego bękarta i oszczędzę światu twojego potomstwa, Ron!' i pamiętał, że w jej oczach były łzy a ton głosu kobiety ociekał ironią i był pełen goryczy.
- Ojej! - Tonks popatrzyła na rudzielca ze współczuciem. - Przykro mi.
- Już się prawie pozbierałem - rudowłosy uśmiechnął się do Nymphadory.
- I masz rację! - Kingsley posłał mu przyjazny uśmiech. - Zapewne niejedna wartościowa kobieta patrzy na ciebie łaskawie... - rzucił Hermionie spojrzenie pełne wyrzutu, a ona zacisnęła usta w wąską kreskę. Wiedziała, że Shacklebolt nie rozumie jej podejścia do przyjaciela z lat szkolnych. Nie mógł pojąć tego, że Hermiona jest obojętna wobec starań Rona.
Ale niestety, Granger nie mogła traktować rudzielca inaczej jak kumpla. Po prostu nie potrafiła. No i był jeszcze ten cholerny Malfoy... Ale Shacklebolt o tym nie wiedział i tak miało pozostać.
Tylko, że teraz Hermiona odczuwała coś na kształt winy wobec Rona. Po tym, co powiedział było jej wstyd za obojętność i burkliwość. Czuła się źle z myślą, że na przesłuchaniu potraktowała go z lodowatym profesjonalizmem i niemal wrogością.
Już zapomniała, że to Ron pierwszy zachował się wobec niej nietaktownie.
Tak, młoda, orzechowooka kobieta miała zdecydowanie za dobre serce i była zbyt uczciwa by los mógł oszczędzić jej cierpienia z powodu nieuczciwości i niewrażliwości innych ludzi.
Tonks spiorunowała Kingsleya wzrokiem i życzliwie uśmiechnęła się do Hermiony. Panna Granger lubiła ten uśmiech; urocza, roztrzepana i kochana Tonks potrafiła w nim zawrzeć całą swoją sympatię i przyjaźń, które żywiła do swojej współlokatorki. Hermiona popatrzyła na przyjaciółkę z wdzięcznością.
Kelnerka, której czarnoskóry czarodziej „wpadł w oko” przyniosła trzy kieliszki Martini i odeszła obsłużyć kolejny stolik.
Tonks wykorzystała moment i zgrabnie zmieniła temat rozmowy. Bardzo chciała powiedzieć o tym, co myśli na temat zbliżającej się konferencji prasowej, ale nie chciała psuć Hermionie, i tak nadwątlonego, humoru. Dlatego podjęła dyskusję na temat mugolskich wynalazków. Ostatnio bardzo zainteresowało ją kino domowe.
Granger z ulgą przyjęła zmianę podmiotu konwersacji, zwłaszcza, że wiedziała o mugolskiej technice bardzo dużo i mogła zacząć mówić, zamiast ciągle myśleć nad nieprzyjemnymi sprawami, wśród których na prowadzenie wysunęła się, nadchodząca nieubłaganie, czarodziejska konferencja prasowa.

***

Hermiona bała się, że tej nocy będzie śniła koszmary, zwłaszcza że wino wcale nie zdążyło uderzyć jej do głowy i w chwili udawania się na spoczynek, jej umysł był pobudzony i pracował na najwyższych obrotach.
- Za bardzo przejmujesz się tą konferencją - oznajmiła krytycznie Tonks zaglądając do pokoju Hermiony. - Wrzuć na luz, a będzie ci łatwiej.
Starsza czarownica poprawiła turkusowy muślinowy szlafroczek i uśmiechnęła się zadziornie.
- Ta jasne - mruknęła Hermiona niechętnie.
- Jasne, jasne. Będę z tobą i ciałem i duchem. Patrz mi w oczy i nie pękaj.
- Ciekawe jak mam ci patrzeć w oczy, skoro będziesz siedziała obok mnie - Granger łypnęła nieprzychylnie na Nymphadora, poprawiła zieloną górę od pidżamy i wsunęła się pod bordową kołderkę.
- Oj, przecież wiesz o co mi chodzi, siostro - Tonks podeszła do przyjaciółki i pocałowała ją w policzek na dobranoc.
- Wiem, wiem, śpij dobrze. Wystarczy, ze mnie będą dręczyć koszmary.
- Nawet tak nie myśl - starsza z kobiet zrobiła minę z serii `ja mówię poważnie' i udała się do siebie. Okazało się, że Tonks miała rację, bo Hermiony, aż do rana, nie zaniepokoił żaden koszmarny sen.

***

Sala na której miała się odbyć konferencja prasowa, była tą samą Salą Konferencyjną, w której odbyło się, dzień wcześniej, spotkanie Aurorów.
Teraz siedziało tam mnóstwo dziennikarzy, którzy chcieli zadać jak najwięcej pytań na temat rzekomego romansu łączącego głównego podejrzanego i prowadzącą sprawę zabójstwa Moody'ego.
To znaczy oczywiście chcieli zdobyć jak najwięcej informacji dotyczących śledztwa i ewentualnych podejrzeń.
Na sali poza dziennikarzami i Hermioną, którą, w ramach wyjątku, Tonks zmusiła do zrobienia delikatnego makijażu, znajdowali się jej przełożony Splinwood, właśnie Nymphadora i Kingsley.
Granger z dezaprobatą przyglądała się Tryspoonowi, który ostentacyjnie eksponował swój złamany i zaklejony mugolskim plastrem nos.
- A to malowany goblin - syknęła do jej ucha Tonks. - Sukinsyn obchodzi się z tym przetraconym kinolem, jakby był co najmniej jakimś bohaterem wojennym... I tak jakby nie można było załatwić tego jednym operacyjno-korygującym zaklęciem medycznym. Szczwana bestyja.
Granger tylko westchnęła żałośnie.
- Mam nadzieję, że Malfoy przetrąci mu ten wścibski nochal jeszcze raz - dodała mściwie przez zaciśnięte i fałszywie uśmiechnięte usta.
Kingsley odchrząknął, a Aaron Splinwood nakazał surowym wzrokiem powagę i wygłosił krótkie oświadczenie, mające na celu uświadomienie dziennikarzom, że, zważywszy na profesjonalizm i skrupulatność swojej podwładnej - Hermiony Granger, nie zamierza odsuwać jej od sprawy, ale planuje w najbliższy poniedziałek powtórne przesłuchanie wstępne, podejrzanego Dracona Angelusa Malfoya, w szerszym gronie Aurorów. Prosił także o skupienie się przedstawicieli czarodziejskiej prasy i radia na temacie najważniejszym, czyli na tym jak przebiega śledztwo. Zaznaczył też, że zostaną udzielone tylko takie informacje, które mogą być przekazane opinii publicznej bez szkody dla prowadzonej, przez aurorską śledczą, sprawy.
Po tej krótkiej przemowie mężczyzna oddał głos Hermionie. Dziewczyna jeszcze dobrze nie ustawiła sobie magicznego mikrofonu gdy spadł na nią grad pytań.
- Czy to prawda, że miała pani romans z Draco Malfoyem?
- Czy to prawda, że zaczęliście sypiać już w piątej klasie, a wasz związek trwa do tej pory?
- Krążą pogłoski, że jednocześnie sypiała pani z ojcem i synem, czy może pani coś powiedzieć na ten temat?
- Podobno zerwaliście, bo Malfoy używał przemocy, czy według pani jest on zdolny do...
- Według mnie jesteście bandą kretynów! - Hermiona nie potrafiła dłużej słuchać tych bzdur i wybuchła. - Podobno miałam odpowiadać na pytania dotyczące śledztwa, a nie relacjonować własne życie uczuciowe! Jeśli nie potraficie zadawać normalnych pytań to nie zamierzam z wami rozmawiać...
Wzburzona kobieta gwałtownie wybiegła z sali, na której zaległa całkowita cisza. Wszyscy stali w bezruchu, zszokowani wybuchem kobiety. Pierwszy ocknął się Splinwood, podchodząc do najbliższego mikrofonu.
- Prosiłbym wszystkich o zadawanie pytań na temat śledztwa, a nie życia osobistego panny Granger, ponieważ to nie ono jest tematem przewodnim konferencji. Za pięć minut zaczniemy ponownie - odsunął się od mikrofonu i dał znak Tonks, by przyprowadziła Hermionę z powrotem.
Rzeczywiście, po niespełna pięciu minutach wróciły obie. Z pozoru Hermiona była spokojna i opanowana, ale spostrzegawczy obserwator dostrzegłby fakt, że jej dłonie zaciśnięte są w pięści, a paznokcie wbijają się do krwi w jasną skórę. Kobieta podeszła do mikrofonu i po głębokim oddechu poprosiła o pytania dotyczące śledztwa w sprawie zabójstwa Alastora Moody'ego.
- Czy Draco Malfoy jest jednocześnie głównym i jedynym podejrzanym? - zapytał przystojny mężczyzna w eleganckim garniturze.
- Jest głównym podejrzanym, ale nie jedynym. Mamy inne poszlaki i podejrzenia, które musimy gruntownie sprawdzić. Gdyby pan Malfoy był jedynym podejrzanym zapewne nie przebywałby na wolności.
- Może pani wymienić nazwiska innych podejrzanych? - naciskał mężczyzna.
- Niestety nie. Jest to informacja poufna, nie przeznaczona dla osób postronnych.
- A więc nie ma żadnej pewności, że to Draco Malfoy zabił Alastora Moody'ego? - spytała dziennikarka z Proroka, z wyraźnym powątpiewaniem w głosie.
- Pan Malfoy ma alibi, którego nikt nie może potwierdzić, czyli możnaby powiedzieć, że żadnego alibi nie ma. Nie ma więc zarówno pewności, że jest niewinny jak i że zamordował Alastora.
- Czy może pani zdradzić, kto był waszym informatorem odnośnie podejrzeń co do osoby Dracona Malfoya?
- Niestety nie. Jest to informacja tajna.
- Jak się pani ustosunkuje do ostatniego wyczynu pana Malfoya? Czy nie upewnia on, że Draco Malfoy jest zdolny do popełnienia zbrodni? - zapytał mężczyzna stojący obok Tryspoona, zapewne kolega z gazety.
- Pytanie to nie dotyczy prowadzonego przeze mnie śledztwa, jednak powiem, że pan Malfoy zachował się nieodpowiedzialnie i powinien uważać na tego typu wybryki. To, że poczuł się urażony i uznał, że dziennikarz wkracza bez potrzeby na teren jego życia prywatnego, nie usprawiedliwia impulsywnej reakcji podejrzanego.
- Kiedy zamierzacie podać konkretniejsze fakty? Znaczy się ilość i nazwiska podejrzanych, nowe informacje. No i kiedy zaczną się oficjalne przesłuchania, które będzie mogła obserwować magiczna prasa?
- Niestety nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Cały czas pojawiają się nowe poszlaki, lecz nie mogę powiedzieć, kiedy będzie można powiedzieć coś konkretnego. Śledztwo jest w toku, będziemy państwa informować na bieżąco - rzuciła okiem na Splinwooda, który dawał jej znaki by już kończyła. - Dziękuję za przybycie. Wyślemy państwu informację, kiedy odbędzie się następna konferencja. Do widzenia.
Nie zauważyła, że zanim jeszcze skończyła mówić, że zanim dziennikarze zdążyli chociażby odwrócić się w stronę wyjścia, ktoś cicho się wymknął się, a drzwi skrzypnęły nieznacznie. Draco Malfoy wszedł do swojego gabinetu i oparł się plecami o aromatyczne drewno. Dopiero wtedy pozwolił uśmiechowi, by ten wypełznął na jego usta. Może jednak panna G. nie była taką zimną suką?

* * *

Panna G. chwilowo nie byłaby w stanie być zimną suką, nawet gdyby bardzo by tego chciała. Opierała się o szklaną ściankę prysznicowej kabiny. Zwinięta w kłębek drżała z zimna i jednocześnie jej ciałem wstrząsał szloch. Oplotła ramionami podkulone nogi, lecz zimna woda spływająca z włosów potęgowało uczucie przeraźliwego zimna. Odreagowywała stres z całego dnia. Stres trawił ją od wewnątrz, zjadał po kawałku. Tłumiona przez wiele godzin złość znalazła w końcu ujście w postaci łez. Drgnęła przestraszona, gdy ktoś zapukał do drzwi łazienki.
- Herm? Wszystko w porządku? - zapytała Tonks.
- Tak... Tak. Wszystko okej - odpowiedziała odruchowo przecierając policzki. - Zaraz wychodzę, zasiedziałam się.
Postanowiła nieco odpocząć następnego dnia. Wiedziała, że najbardziej przydałby się jej dłuższy urlop, na który jednak nie mogła sobie pozwolić. Wypoczynek musiała ograniczyć do jednego dnia, po którym i tak będzie jeszcze bardziej zmęczona niż wcześniej...

* * *

W poniedziałek wyszła z domu wyjątkowo wcześnie. Postanowiła pójść na spacer, a dokładniej spacerem do pracy. Kiedy zjawiła się w ministerstwie, było jeszcze prawie zupełnie puste. Gdzieniegdzie pojawiali się ludzie, tak senni, że nie zauważali co się dzieje dookoła nich. Hermiona poszła bezpośrednio do windy. Gdy dotarła do swojego biura, usiadła na krześle i wpatrywała się we własne dłonie, zaciśnięte kurczowo na trzęsących się kolanach. Wiedziała, że musi się uspokoić. Wiedziała również, że na dzisiejszym przesłuchaniu zostanie poddana pod uwagę jej profesjonalność. Że będzie bacznie obserwowana. Że jej przełożony będzie oceniać każdy jej ruch, doszukując się podtekstów, śladów braku opanowania i kierowania się emocjami, na co nie mogła sobie pozwolić. Nie mogła sobie pozwolić na żaden fałszywy gest.
Przesłuchanie miało się odbyć o godzinie jedenastej. Hermiona, w pełni spokojna i opanowana, była gotowa już pół godziny przed czasem. Siedziała przy długim stole, służącym do przesłuchań i przeglądała po raz kolejny przygotowane przez siebie materiały. Zeznania Malfoya, własne notatki zawierające uwagi i spostrzeżenia, dokumenty z sekcji zwłok denata, konkretne fakty oddzielone od domysłów i podejrzeń. Wszystko w czterech egzemplarzach. Krótko, treściwie i przejrzyście.
Z pozostałej trójki pierwsza przyszła Tonks. Ograniczyła się do dodającego otuchy uśmiechu i usiadła obok Hermiony. Gdy na trzy minuty przed dziesiątą do gabinetu zapukał Draco Malfoy, komisja aurorska była już w komplecie, w pełni usatysfakcjonowana czasem przybycia podejrzanego, który świadczył o poważnym podejściu do sprawy.
- Witamy, panie Malfoy, proszę zająć miejsce - powiedziała Hermiona pod czujnym okiem Splinwooda. - Chcielibyśmy ponownie zadać panu kilka pytań. Czy mógłby pan opowiedzieć gdzie, po co, o której godzinie i w jakich okolicznościach miał się pan spotkać z Alastorem Moody'm.?
- Jak już mówiłem, że to Moody chciał się ze mną spotkać. Nie wiem w jakim celu. Miał przyjść około dwudziestej drugiej. Piętnaście minut przed dwudziestą trzecią byłem już pewny, że nie przyjdzie, więc dokończyłem jeszcze papierkową robotę i wyszedłem z Ministerstwa.
- Czy ktoś może potwierdzić pańską wersję? - zapytała tłumiąc ciche westchnienie, bo było to pytanie retoryczne.
- Niestety nie - powiedział twardym głosem, a Hermiona nie mogła się pozbyć wrażenia, że mężczyzna coś ukrywa. - O tak późnej porze ministerstwo jest już puste.
- W takim razie czemu pan jeszcze w nim był? - wtrącił się Splinwood.
Malfoy spojrzał na niego jakby był wyjątkowo paskudnym trollem.
- Ponieważ po pierwsze miałem dużo pracy, a po drugie nie miałem lepszego zajęcia i niezbyt spieszyło mi się do domu - młody mężczyzna cedził każde słowo i miał zdegustowaną minę. - Po trzecie, zaś, byłem w związku z nawałem pracy umówiony na spotkanie w ministerstwie z Alastorem Moodym.
- Nie chce pan dodać niczego do swoich poprzednich zeznań, panie Malfoy? - spytała Hermiona, przerywając niemiłą wymianę zdań.
- Nie - uciął Dracon, unikając jej wzroku.
- Czy nadal utrzymuje pan, że jest pan niewinny? - upewniła się.
- Tak.
- Ale nie może pan tego w żaden sposób potwierdzić, jeśli dobrze rozumiem? - ponownie wtrącił się Splinwood, a Draco potwierdził skinieniem głowy. - W takim razie jest pan nadal głównym podejrzanym, panie Malfoy i nie wydaje mi się, żeby miało się to w najbliższym czasie zmienić - cedził słowa Splinwood. - Wybacz Hermiono, dokończ przesłuchanie sama, ważniejsze sprawy wzywają. Kingsley, Tonks, idziemy.
Tonks rzuciła Hermionie współczujące spojrzenie i bezradnie wzruszyła ramionami. Nie mogła zostać.
- Proszę nie zwracać uwagi na Splinwooda, panie Malfoy - powiedziała grzecznościowo. - Jest dosyć... nerwowy.
Na chwilę zapadła cisza.
- Myślę, że nie ma czego kończyć - oznajmiła Hermiona po wyjściu Tonks i Aarona. - Powtórzyłeś już wszystko to, co powiedziałeś poprzednim razem
- Wiesz, że tego nie zrobiłem, prawda? - spytał, patrząc na nią przenikliwie i nieco błagalnie. Nie odpowiedziała. - Przecież wiesz, że nie byłbym zdolny kogoś zabić. Ani, że nie jestem tak głupi by zabijać kogoś, kogo wyklinałem kilka miesięcy wcześniej. Wiesz, prawda?
- Nie wiem. Naprawdę. Przecież ja cię wcale tak naprawdę nie znam... Chyba, że od tej złej strony.
- Słuchaj, gdybym był zdolny kogoś zabić, byłbym wiernym sługą czerwonookiego szaleńca, nieprawdaż? W końcu takie było moje przeznaczenie! - podniósł głos do krzyku, a kobieta odruchowo skuliła się na krześle. - To właśnie tym miałem być! Śmierciojadem! - krzyczał, w złości podwinął rękaw koszuli, ukazując czarny znak na przedramieniu.
Hermiona siedziała zszokowana. Zasłoniła usta dłonią, a oczy patrzyły z przerażeniem na jego ramię.
- I jestem, bo stamtąd nie można się wypisać, ale nie jestem wierny tym chorym ideom - usłyszała gorycz w jego głosie.
- Powiedz mi, - powiedział po chwili już spokojniej, zaglądając jej w oczy - czy to, że nie mogłem być lojalnym Śmierciożercą nie jest najlepszym dowodem na to, że nie potrafiłbym zabić człowieka? No powiedz coś.
Przez chwilę jeszcze nie mogła się otrząsnąć, uwierzyć w to, co przed chwilą zobaczyła i usłyszała. Nie mogła uwierzyć, że się przed nią otworzył. Chociaż trochę.
- Draco, ja nie wiem, czy jesteś lojalny - powiedziała błagalnie. - I to czy ja ci uwierzę, czy nie, nie ma tu żadnego znaczenia. Znajdź kogoś, kto cię widział, kogoś kto mógłby potwierdzić, że wyszedłeś z Ministerstwa Magii dopiero o dwudziestej trzeciej. Jeżeli taki ktoś w ogóle istnieje.
- Jest taki ktoś - powiedział cicho, zamyślony. - Ale on nie może tego potwierdzić. Nie ma takiej możliwości - wiedział, że nie powinien tego mówić, ale wiedział też że ona pracuje dla Zakonu i rozpaczliwie pragnął dać jej do zrozumienia, że jest niewinny i ze nie może trafić do więzienia. Nie tylko ze względu na dobro sprawy. Draco bał się Azkabanu jak ognia, bo znał więzienie z opowieści ojca.
- Jak to nie może? Poproś go, musi to zrobić - Granger była stanowcza i wyglądała na wzburzoną.
- Pracujesz dla Zakonu?- spojrzał na nią badawczo stalowoszarymi oczami.
Hermiona otworzyła szeroko oczy. Pracowała. Ale skąd on o tym wiedział? Skąd, u diaska, W OGÓLE, wiedział o Zakonie?! To mogło oznaczać tylko jedno. Przełknęła ślinę i oblizała spierzchnięte usta.
- Tak - wyszeptała.
- Więc wiesz co mam na myśli - powiedział tak cicho, że ledwie go usłyszała. - Muszę już iść. Do zobaczenia.
Po kilku sekundach został po nim już tylko delikatny zapach drogiej wody po goleniu i echo zamkniętych drzwi. Po raz kolejny zostawił ją pełną sprzeczności, niepewności. Znowu nie mogła ogarnąć układanki, którą musiała rozwikłać. To wszystko było tak skomplikowane, tak zagmatwane i niejasne. Nie mogła sobie poradzić z natłokiem informacji, których nie była zdolna przetrawić.
Potarła skronie. Powoli zaczynała ją boleć głowa. Tyle pytań krążyło po jej głowie. Czyżby Draco pracował dla Zakonu? Dlaczego nie pozostał lojalnym Śmierciożercą, mimo, że miał Mroczny Znak? Dlaczego mu zaufano, mimo tego „tatuażu”? A może w jakiś niezrozumiały dla niej sposób dowiedział się o Zakonie i chciał mu zaszkodzić wykańczając Moody'ego? Może grał przed nią nawróconego wyznawcę Voldemorta. Było rzeczą praktycznie niemożliwą, aby dowiedział się o istnieniu Zakonu; jeżeli wiedział to musiał pracować dla Dumbledore'a. Ale, w takim razie dlaczego, do cholery, inni członkowie Zakonu Feniksa nic o tym nie wiedzieli?
Tyle pytań, a żadnych odpowiedzi...
- Cholera - szepnęła i potarła nerwowo skroń.
Czyżby był `tajnym agentem', jak to mówią mugole? Cennym szpiegiem, o którym nikt nie może nic wiedzieć? Jeżeli tak, to Dumbledore i tak nic jej nie powie. Musi sama sobie radzić z ciążącą na niej świadomością, że być może Malfoy jest cennym nabytkiem Zakonu, który mogą teraz stracić... Albo wiernym oddanym Śmierciożercą na tyle bezczelnym, żeby ją w to wszystko wciągać. Wiedziała, że dużo bardziej prawdopodobna jest ta pierwsza wersja, ale to wcale nie poprawiało jej samopoczucia, bo musiała sobie z tą wiedzą poradzić i nie mogła zrobić absolutnie nic z bardzo prostej przyczyny. Zakon Feniksa był tajną organizacją.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Podejrzany numer jeden, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety, Podejrzany numer
Pani Detektyw, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety, Pani detektyw
Prolog, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety
Veritaserum, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety
Trujace sekrety, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trujące sekrety
Ojciec chrzestny [Yaoi-chan], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Ojciec chrzestny
Nawet Strach Mnie Opuścił [Enahma], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Trylogia smutku Enahm
Diabeł‚ w twojej duszy, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Diabeł, w twojej duszy
Wigilia w Norze, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Arthur Weasley i jego kompatibilna twórc
Przyjęcie przypadkowo zbieżne w czasie z pewnym świętem - Arien Halfelven, Nie wiem o czym, zakładam
Schowek [Enahma], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Schowek
Wyzwanie [Cybele], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Wyzwanie
Nietoperze(1), Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Nietoperze
Bracia W rozrabiają [thingrodiel], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Bracia W rozrabiają
Przedświt - dobranocka dla Elinki [Bastet], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Przedświt
Ostatni krok, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Ostatni krok
03 Pogrzeb i stypa, Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Romans dygresyjny - Arthur Weasley
Sześć zmysłów - dobranocka dla Aevenien [Bastet], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Sześć z
Eliksir Zapomnienia (wersja pełna) [Thingrodiel], Nie wiem o czym, zakładam, że fanficki HP, Eliksir

więcej podobnych podstron