Beata Krystek
gr. 6 P(C)
Która myśl pedagogiczna najbardziej ci odpowiada i dlaczego? Janusza Korczaka, Marii Montessori czy ks. Jana Bosko?
Każda z tych trzech postaci jest postacią wybitną i niezapomnianą w swoich wspaniałych słowach, postawach i działaniach. Dla mnie jednak postać Janusza Korczaka stanowi największy autorytet. Wybierając Go, nie kierowałam się jedynie myślą pedagogiczną jaką stworzył, choć ta jest oczywiście zdumiewająca, ale przede wszystkim zwróciłam uwagę na to, jakim wspaniałym był człowiekiem. Ktoś powiedział kiedyś, że nie można być dobrym nauczycielem i wychowawcą, nie będąc przy tym dobrym człowiekiem. Dla mnie najlepszym przykładem tego stwierdzenia jest właśnie Janusz Korczak, który wybrał ideę służenia dziecku i jego sprawie i któremu idea ta przyświecała do końca swoich dni, kiedy zginął wraz z dziećmi z Domu Sierot w hitlerowskim obozie zagłady w Treblince, dokąd został wywieziony wraz ze swoimi wychowankami.
Janusz Korczak, a właściwie Henryk Goldszmit, oprócz tego, że był wspaniałym pedagogiem, był także lekarzem. Niezwykłe jest to, że żyjąc w tak ciężkich i okrutnych czasach, będąc prześladowanym i widząc to całe zło jakie przyniosły dwie straszliwe wojny, pozostał tym samym wrażliwym, uczuciowym i dobrym człowiekiem, jakim był w młodości. Okres pozytywizmu nie pozostawił Janusza Korczaka obojętnym na sprawy biednych i pokrzywdzonych. Wzrastająca wrażliwość na niedolę proletariatu, poświęcenie działalności oświatowej, podjęcie studiów lekarskich - wszystko to sprawia, że coraz bliżej przesuwa się on ku centralnemu niedługo obiektowi swoich zainteresowań - ku dziecku. Czyni to dwoma drogami: podejmując pracę wychowawczą na terenie czytelni i szkółek Towarzystwa Dobroczynności i obierając na studiach jako specjalizację - pediatrię.
Janusz Korczak całe swoje życie poświęcił dzieciom. Z największym oddaniem pracował nad polepszeniem doli najnędzniej sytuowanych warstw społecznych. Na początku kierował nim osobisty akt buntu przeciw krzywdzie, której był świadkiem podczas częstych i długich wypadów do dzielnic warszawskiej nędzy. Od wczesnej młodości J. Korczak był zawsze przeciwny niesprawiedliwościom społecznym. Dopóki nie damy chleba i dachu wszystkim ludziom i możności duchowego doskonalenia się, dopóty nie łudźmy się, byśmy zasługiwali na nazwę „społeczeństwa ludzkiego” - pisze na łamach tygodnika „Społeczeństwo”.
Tak oto o Januszu Korczaku napisał Kazimierz Koźniewski: Henryk Goldszmit stał się Januszem Korczakiem w rezultacie warunków bardzo specjalnych, zupełnie wyjątkowych. Był najbardziej szlachetnym skrzyżowaniem dwóch społeczeństw: żydowskiego, żyjącego w diasporze, i polskiego, wybijającego się na niepodległość; był rezultatem skrzyżowania romantycznego idealizmu i lekarskiej ścisłości, burżuazyjnego wychowania i socjalistycznych pasji, wreszcie skrzyżowania czynników historycznych oraz indywidualnych wartości.
W 1903 roku Janusz Korczak rozpoczyna pracę lekarską w niewielkim szpitalu dziecięcym w Warszawie. Rok później zostaje zmobilizowany na front. W 1905 roku wraca do kraju i pogłębia wiedzę lekarską za granicą. Jak sam pisze (…) miesięczny wypad do Londynu pozwolił mi zrozumieć na miejscu istotę pracy charytatywnej, duży dorobek (…). Dni wolne - zwiedzanie sierocińców, zakładów poprawczych, miejsc zamknięcia dla tak zwanych dzieci występnych (…).
Swojemu medycznemu wykształceniu wiele zawdzięcza. Przykładem tego jest piękny i bardzo dobrze znany przez wielu pedagogów cytat Janusza Korczaka: Jako lekarz stwierdzam objawy: widzę wysypkę na skórze, słyszę kaszel (…). Jako wychowawca mam również objawy: uśmiech, śmiech, rumieniec, płacz, ziewnięcie, okrzyk, westchnienie. Jak bywa kaszel suchy, wilgotny i duszny, tak bywa płacz łzami, łkaniem i prawie bez łzy. Objawy ustalam bez gniewu. (…) Niekiedy objaw pozornie drobny i bez znaczenia mówi o wielkim prawie, pozornie oderwany szczegół wiąże się u dna z ważnym zagadnieniem. Jako lekarz i jako wychowawca nie znam drobiazgów i czujnie śledzę to, co zdaje się przypadkowym i bezwartościowym. Drobny uraz rujnuje niekiedy mocne, karne a kruche funkcje ustroju.
Janusz Korczak pomagał dzieciom najbiedniejszym z biednych. Starał się zawsze w ich nad wyraz smutne i beznadziejne dzieciństwo wprowadzić trochę uśmiechu, marzenia, słońca. Chodził po domach, opowiadał baśnie, w Wigilię Bożego Narodzenia był św. Mikołajem roznoszącym podarki, pomagał także w nauce. Już na samym początku jego działalności, Janusz Korczak zadziwiał wszystkich swoim niezwykłym darem bezpośredniego, nacechowanego pełnym porozumieniem kontaktu z dziećmi i młodzieżą, kiedy podejmował uformowaną już działalność społeczną w Warszawskim Towarzystwie Dobroczynności, pracując zarówno na terenie tzw. Czytelni Bezpłatnych, jak i ucząc ubogie dzieci z młodszych klas.
Helena Babińska tak oto przypomina sobie Janusza Korczaka w swoim Pamiętniku tamtych lat: Henryk Goldszmit nie podnosząc głosu, w sposób zdumiewający panował nad tym żywiołem. Zdawało się, że każdego z tych chłopców zna dawno i wszystko o nim wie. Dialogi z tymi warszawskimi gawroszami były genialne, nie do powtórzenia. Nie przyszło mi wówczas do głowy, żeby je zapisywać. Sama byłam pod czarem tego niezwykłego pedagoga.
Janusz Korczak zaczął wyjeżdżać ze swoimi wychowankami na kolonie letnie. Przyniosły mu one także wiele nowych i ważnych doświadczeń, o których tak oto pisze w swojej skromności: Koloniom letnim zawdzięczam wiele. Tu po raz pierwszy spotkałem się z gromadą dzieci i w samodzielnej pracy poznałem abecadło praktyki wychowawczej. Bogaty w złudzenia, ubożuchny w doświadczenia, sentymentalny i młody, sądziłem, że będę mógł wiele, bo wiele pragnę. Kłopoty, które mu nieraz w procesach wychowawczych towarzyszyły, jeszcze bardziej jednak pogłębiły w nim aktywny, pełen najwyższej ciekawości stosunek do dziecięcego świata.
Janusz Korczak w 1909 roku przyjął propozycję zajęcia się dziećmi żydowskimi znajdującymi się w przytułku przy ulicy Franciszkańskiej. Obecne pomieszczenia nie nadawały się jednak na mieszkania dla dzieci - były wilgotne, zimne i ponure. Działacze z Pomocy dla Sierot organizują wielką filantropijną akcję zdobywania odpowiednich funduszy na nowy dom. Akcja kończy się powodzeniem. Towarzystwo zakupuje plac pod budowę nowego domu przy ulicy Krochmalnej 92. Janusz Korczak szybko rozpoczyna budowę. Na jesieni 1912 roku obszerny, dwupiętrowy budynek jest już gotowy, następuje przeprowadzka. Przeprowadza się również J.Korczak. Odtąd „Dom Sierot”, już do końca, staje się jego mieszkaniem. Jednocześnie od roku 1919 Janusz Korczak ma pod opieką jeszcze jeden ośrodek: „Nasz Dom” w Pruszkowie, gdzie przebywają dzieci polskie z najbiedniejszych warstw robotniczych. Start „Naszego Domu” był niesłychanie ciężki: było chłodno, dzieci były głodne i smutne, ale było tak tylko na początku. Wraz z pojawieniem się Janusza Korczaka wszystko zaczyna zmieniać swój koloryt. Wszędzie, gdzie tylko trzeba, był gotowym do działalności rzecznikiem interesów dziecka. Działalność J.Korczaka w „Domu Sierot” i „Naszym Domu” stała się szczególnie trudna i niebezpieczna w czasie wojny. Tak oto relacjonowała to Hanna Mortkowicz-Olczakowa: Stary Doktor w zamęcie cudzych potrzeb, strachów, klęsk czuje się silny, odważny, opiekuńczy, potrzebny. Wspomnienie jednego z uczniów mówi nam, jak to żartem, śmiechem i lekceważeniem niebezpieczeństwa utrzymywał pogodny nastrój w Domu Sierot. Pod hukiem lecących z nieba bomb i rozrywających się pocisków artyleryjskich biega w swym mundurze ulicami Warszawy, odbywa co dzień pod grozą śmierci dalekie marsze z Krochmalnej do śródmieścia. Podnosi z bruku zagubione, strwożone i często ranne dzieci, niesie je na punkty opiekuńcze i opatrunkowe, zdobywając dla nich po drodze obuwie i żywność. Puka do domów prywatnych i instytucji z prośbą o prowianty dla swych dzieci z Krochmalnej. Jest niespożyty w podnieceniu, w ryzykanckiej pogardzie niebezpieczeństwa.
A tak o Januszu Korczaku pisze prof. Hirszfeld: Chodziłem tam często gdyż ogarniało mię tam uczucie wyższego świata. W jednym pokoiku 12 łóżeczek dla chłopców i w jednym z tych łóżek dla dzieci sypiał dr Korczak. Na małym stoliku nocnym pisywał swoje hymny o dzieciach. Uczył je sprawiedliwości, wzajemnej życzliwości i godnej postawy (…) ale on nie chciał ratować jedynie ciała ludzkie, chciał rzeźbić dusze. I udawało mu się to nawet w tym piekle, gdyż dzieci z Domu Sierot Jego imienia były znane w dzielnicy jako uosobienie szlachetności.
Janusz Korczak stał się symbolem postawy moralnej, którą określić można terminem stworzonym przez prof. Tadeusza Kotarbińskiego - postawy „spolegliwego opiekuna”, człowieka, na którym można zawsze polegać. Nie posługiwał się gotowymi receptami, utartymi przekonaniami i rozwiązaniami. Uważał, że zastępowały one w procesie wychowawczym poważną naukę myślenia, dochodzenie własnymi siłami do określonych prawd i zasad, naukę kształtowania własnego charakteru i światopoglądu. Przytoczę cytat Janusza Korczaka, który najlepiej oddaje jego podejście do sposobu wychowania: Nie dajemy wam Boga, bo go sami odszukać musicie we własnej duszy, w samotnym wysiłku. Nie dajemy ojczyzny, bo ją odnaleźć musicie własną pracą serc i myśli. Nie dajemy miłości człowieka, bo nie ma miłości bez przebaczenia, a przebaczenie to mozół i trud, który każdy sam musi podjąć. Dajemy wam jedno, tęsknotę za lepszym życiem, którego nie ma, a które kiedyś będzie, za życiem prawdy i sprawiedliwości. Może ta tęsknota doprowadzi was do Boga, Ojczyzny i Miłości. Janusz Korczak nie wstydził się tak właśnie stawiać sprawę. Uważał, że tak jest właśnie najuczciwiej. Dlatego unikał narzucania czegokolwiek, także przekonań. Znajdował inne, ogólniejsze i delikatniejsze formy postępowania by naprowadzić dzieci na właściwą drogę. Stosował metodę sokratyczną: rolę wychowawcy sprowadzał do roli akuszera, pomagającego w narodzinach i dochodzeniu do prawd i wartości, nie zaś do roli pana i mentora, władczo narzucającego swoje zdanie.
Janusz Korczak zawsze ostrzegał aby nie generalizować, bo nie ma dzieci w ogóle, ale tylko to dziecko, tamto dziecko, inne dziecko, a w procesie wychowawczym mamy do czynienia z konkretnymi jednostkami. Zatem każde z nich wymaga indywidualnego podejścia. Następnie podkreślał, że trzeba widzieć dziecko w jego zmieniającym się rozwoju, w ciągłym procesie przemian, szukając takich sposobów oddziaływania, które będą skuteczne w danych akurat warunkach. Sposoby te nie mogą łączyć się z przymusem, ale nie mogą także stworzyć warunków dla samowoli dziecka. Proces wychowawczy, jak uważa Janusz Korczak, nie powinien mieć na celu jakichś interesów nie związanych z dobrem samego dziecka, musi być on ściśle podporządkowany jedynie idei pozytywnego rozwoju oraz zdrowia fizycznego i moralnego młodzieży. Jak sam mawia: Bez pogodnego, pełnego dziecięctwa całe życie potem jest kalekie.
Janusz Korczak kładzie nacisk na osobę dziecka. Jest ono przecież pełnym człowiekiem, choć w innej skali niż dorosły, a nie jest jedynie zadatkiem na człowieka. Dziecko nie będzie, ale już jest człowiekiem.
Pisze on także dużo o bardzo upośledzonej wówczas kondycji społecznej dzieci: Nakładamy na nie brzemię obowiązków jutrzejszego człowieka, nie dając żadnego z praw człowieka dzisiejszego. Janusz Korczak bardzo wyraźnie podkreślał, że ludzie nie dostrzegają potrzeb dziecka, gdyż są zapatrzeni na własną walkę, własną troskę, oraz że tak sobie urządziliśmy życie, aby nam dzieci najmniej przeszkadzały. Słowa te są aktualne również dziś, zwłaszcza w rodzinach, w których telewizor, komputer lub praca rodziców do późnych godzin wieczornych zastępują tak potrzebną dzieciom rozmowę i wspólną zabawę.
Janusz Korczak podkreśla również inny bardzo istotny fakt dotyczący dziecka: W dziedzinie uczuć przewyższa nas siłą przez nieurobienie hamulców. W dziedzinie intelektu co najmniej nam dorównuje, tylko brak mu doświadczenia. Dlatego też często dojrzały bywa dzieckiem, a ono dojrzałym człowiekiem. Cała reszta różnicy to, że nie zarobkuje, że będąc na utrzymaniu - zmuszone ulegać. I to właśnie my, dorośli, powinniśmy podciągać się, wspinać i dorastać do myśli, uczuć i przeżyć dzieci.
Inną ważną rzeczą, o której J.Korczak pisze, jest sposób wychowania dzieci z dala od prawdy o życiu. Fakt, że czasem jest ona brutalna, ale nadal bardzo ważna, bo dzieci muszą się z nią odpowiednio wcześnie zetknąć, aby potem mogły odważnie i pewnie iść przez życie: Szczęście, że zalecana przez teorię konsekwencja w praktyce jest niewykonalna. Bo jakże chcecie dziecko wprowadzić w życie w przeświadczeniu, że wszystko jest słuszne, sprawiedliwe, rozumnie umotywowane i niezmienne? W teorii wychowania zapominamy, że winniśmy uczyć dziecko nie tylko cenić prawdę, ale i rozpoznawać kłamstwo, nie tylko godzić się, ale i oburzać, nie tylko ulegać, ale i buntować się. Często spotykamy ludzi dojrzałych, którzy się oburzają, gdy wystarcza zlekceważyć, pogardzają, gdzie należy współczuć. Bo w dziedzinie negatywnych uczuć jesteśmy samoukami, bo ucząc się abecadła życia uczą nas tylko paru liter, a pozostałe ukrywają. Czy dziw, że błędnie czytamy?.
Dla Janusza Korczaka szczególne znaczenie w procesie wychowawczym miało samowychowanie dzieci. Jednym ze środków zmierzających do tego celu, który J. Korczak wprowadził do swoich domów nie szczędząc ogromnego trudu, była instytucja Sądu Dziecięcego. Sąd ten zmuszał młodzież do refleksji, do samokrytycyzmu, do lepszego zrozumienia siebie i swoich kolegów, do świadomego zaakceptowania i przyjęcia określonych norm współżycia. Podobne zadania spełniała Rada Samorządowa oraz Sejm Dziecięcy - dwa następne, niezwykle ważne instrumenty samorządowego wychowania dzieci, które stały się osnową całego korczakowskiego systemu wychowawczego. Instytucje te chyba najlepiej służyły nadrzędnemu procesowi samowychowania, w którym wychowawca staje się tylko pomocnikiem. Należy więc tylko według J. Korczaka stworzyć odpowiednie warunki do pracy wychowawczej w samym ośrodku, przy czym nie może się to odbywać bez dzieci czy poza dziećmi. Wówczas - jak twierdzi Janusz Korczak - nie będzie trzeba żądać od dzieci ani pojedynczych, ani zbiorowych poświęceń - dziecko samo odkryje potrzebę, piękno i słodycz altruizmu; nie trzeba będzie mówić o obowiązku wdzięczności i szacunku - dzieci same znajdą doń drogę; nie trzeba będzie moralizować - dzieci same poznają i przemyślą zawiłe zagadnienia współżycia gromady. Dla Janusza Korczaka bardzo ważne były również tablica do porozumiewania się z dziećmi, i skrzynka do listów, i gazetka, i wspólne posiedzenia z dziećmi, i przede wszystkim Sąd Koleżeński oraz ułożony przez samego J. Korczaka jego wychowawczy kodeks, do którego to sądu dzieci mogły podawać nie tylko wzajemnie siebie, ale także dorosłych, personel wychowawczy. We wstępie do Kodeksu Sądu Koleżeńskiego, wyrażającym naczelne idee tej instytucji napisał Janusz Korczak: Jeżeli ktoś zrobił coś złego, najlepiej mu przebaczyć. Jeżeli zrobił coś złego, bo nie wiedział, to już wie teraz. Jeżeli zrobił coś złego nienaumyślnie, będzie w przyszłości ostrożniejszy. Jeżeli zrobił coś złego, bo mu się trudno przyzwyczaić, będzie się starał. Jeżeli zrobił coś złego, bo go namówili, już się nie będzie słuchał. Jeżeli ktoś zrobił coś złego, najlepiej mu przebaczyć, czekać, aż się poprawi. Ale sąd musi bronić cichych, by ich nie krzywdzili zaczepni i natrętni, sąd musi bronić słabych, by im nie dokuczali silni, sąd musi bronić sumiennych i pracowitych, by im nie przeszkadzali niedbalcy i leniuchy, sąd musi dbać, by był porządek; bo nieład najbardziej krzywdzi dobrych, uczciwych i sumiennych ludzi. Sąd nie jest sprawiedliwością, ale do sprawiedliwości dążyć powinien; sąd nie jest prawdą, ale pragnie prawdy. Sędziowie mogą się mylić. Sędziowie mogą karać za czyny, które popełniają sami, powiedzieć, że złe jest to, co robią sami. Ale hańbą jest, gdy sędzia świadomie wydaje wyrok kłamliwy.
Ze słów Janusza Korczaka przebija jego ogromna chęć do dążenia zrównania przepisów prawa, regulujących postępowanie dzieci, z ich poczuciem moralności, z oczekiwaną refleksją moralną, z rozbudzoną już zdolnością do oceny czynów cudzych i do samooceny. Dla Janusza Korczaka równie ważne są inne cele: ukształtowanie odpowiedniej postawy moralno-społecznej, uczenie podstaw praworządności - norm i zasad funkcjonujących w życiu społecznym, poszukiwanie kryteriów wartościowania, nauka rozumienia tych kryteriów oraz uniezależnienie dzieci od samowoli wychowawców. Założeniom tym służył także w sposób widoczny cały system proceduralny sądu, zupełna jawność wszystkich jego poczynań i swoboda wypowiedzi, sposób wybieralności sędziów; sędziami były same dzieci, zaś wychowawca pełnił tu tylko funkcję sekretarza dysponującego głosem doradczym.
Wszyscy wychowawcy, którzy idąc śladami J. Korczaka, wprowadzili takie Sądy Koleżeńskie do własnej praktyki, doświadczyli dzięki temu niezwykłych przeżyć i rezultatów. Oto jedno z takich wspomnień, spisanych ze stenogramu Sesji Korczakowskiej Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, odbytej w 1957 roku w Warszawie: (…)kiedy wróciliśmy z wycieczki i zachowałem się nietaktownie wobec jednego z wychowanków, podał mnie na „sprawę”. Było to dla mnie ciężkim przeżyciem (…). Była we mnie nauczycielska żyłka, która mówiła mi, że nauczyciel zawsze musi mieć rację. I na to, żeby przejść od tej postawy do tej, że „ja cię przepraszam”, to była bardzo ciężka dla mnie osobiście droga, ale w tym momencie, gdy przy rozpatrywaniu „sprawy” słowa te padły i kiedy rzeczywiście ten wychowanek z wrogiej postawy stał się mym przyjacielem, wtedy byłem już wychowany do połowy. Druga połowa była w tym momencie, kiedy odczytywano w niedzielę wszystkie „sprawy” z całego tygodnia i wtedy kręciłem się na swoim miejscu, myśląc, jak to przyjmie 150 dzieci, 150 chłopców. I wtedy z 96 paragrafu Sądu Honorowego Korczaka Sąd wybrał jeden: „Sąd przyjmuje do wiadomości” - to znaczy, Sąd pokwitował moje oświadczenie, że przepraszam wychowanka… I kiedy widziałem, że 150 wychowanków (wiek 16-18 lat) przyjęło lojalnie moje oświadczenie, wówczas pomyślałem, że nic nie straciłem z autorytetu, a przeciwnie - zacząłem zyskiwać od tego momentu. Odtąd z „nauczyciela stałem się wychowawcą”.
Rada Samorządowa utworzona z powstałej początkowo Rady Sądowej, była ustawodawczym i wykonawczym przedłużeniem instytucji sądu: ustalała ona zasady normujące życie młodzieży oraz środki przeciwdziałające różnym negatywnym, najbardziej uciążliwym i powtarzającym się zjawiskom. Rada, w skład której wchodziło 10 dzieci i wychowawca - jako jej przewodniczący i sekretarz - podejmowała postanowienia dotyczące ogółu dzieci, ich określonych grup lub jednostek - obowiązujące stale albo przez pewien czas. Swoje funkcje wykonawcze realizowała natomiast za pomocą tzw. komisji problemowych. Przykładem może być np. komisja do sprawdzania czystości zeszytów i książek szkolnych. Kontroli takiej komisji podlegali wszyscy wychowankowie. Kiedy pojawił się Sejm Dziecięcy, zadania Rady skupione zostały praktycznie raczej na jej roli wykonawczej.
Sejm był najwyższym przedstawicielem samorządu dziecięcego. Zbierał się on raz w roku, grupując około 20 posłów wybieranych w powszechnym plebiscycie. Do jego zadań należało między innymi zatwierdzanie lub odrzucanie postanowień Rady Samorządowej, wyznaczanie świąt i wydarzeń w życiu zakładu czy przyznawanie pamiątkowych wyróżnień. Jego uprawnienia sięgały na koniec aż do udziału w decyzjach o przyjmowaniu i wydalaniu wychowanków.
Praktyczne, bezpośrednio widoczne znaczenie Samorządu Dziecięcego sprowadza się w systemie wychowawczym Janusza Korczaka do bardzo prostych zadań: chodzi tu o jak najlepsze regulowanie współżycia między poszczególnymi dziećmi oraz jednostkami a grupą, a także nawiązanie ich rzeczywistej współpracy z wychowawcami. Ale istotne funkcje samorządu w domach J. Korczaka należałoby ująć znacznie szerzej. Według Mariana Jakubowskiego rozpatrywać go można:
- jako instytucję rozwijającą jak najszerzej rozumianą własną i społeczną aktywność
dziecka;
- jako metodę oddziaływania pedagogicznego na jednostkę w grupie dziecięcej;
- jako jeden z czynników wiodących do opanowania zewnętrznej i wewnętrznej
postawy wychowanka, tj. stopniowego przechodzenia od wychowania do świadomego
i zorganizowanego samowychowania się dziecka;
- jako zwarty system zapewniający należytą i harmonijną organizację życia i
działalności dziecka w zakładzie wychowawczym.
Działalność samorządu ukierunkowana była na trzy zasadnicze cele: wypełnianie zadań przejściowych, konkretnych (organizowanie wycieczek, przedstawień, dbałość o czystość i estetykę pomieszczeń itp.); podejmowanie zadań stałych o charakterze podstawowym (pilnowanie porządku, wykonywania obowiązków, opieka nad własnością, organizacja pracy); realizacja zadań stałych o charakterze rozwojowym (samodoskonalenie się wychowanków, uczenie form współżycia i współdziałania, pobudzanie społecznej aktywności itp.).
Przypisanie przez Janusza Korczaka samorządowi tak ważnych funkcji nie oznacza wcale, iż absolutyzował on jego rolę w procesie wychowawczym młodzieży, rezygnując z autorytetu samych pedagogów. Obok Rady Samorządowej istniała Rada Pedagogiczna, złożona z wychowawców, odpowiedzialna za cele i wyniki pracy, kierunek wychowania, opiekę, organizację życia zakładowego i rozwój każdego dziecka. Działalność Rady Samorządowej była poza tym przedmiotem częstych analiz na posiedzeniach Rady Pedagogicznej, a w niektórych sprawach ich posiedzenia odbywały się wspólnie.
Ponadto Janusz Korczak stworzył jeszcze szeroko rozbudowany system bardziej wewnętrznych bodźców i impulsów autowychowawczych. Składały się na niego np.: „listy wczesnego wstawania” - na które dzieci wpisywały się same w wypadku wstania z łóżka przy pierwszym porannym dzwonku; „listy bójek” - bo dzieci w wyjątkowych przypadkach miały do nich prawo - mające wówczas charakter umotywowanych wyzwań” do pojedynku, co w rezultacie wprowadzając moment racjonalizacji, hamowało je; tzw. „notariat”, czyli zapisy transakcji wymiennych w dziedzinie własności osobistej, co pleniło nieuczciwość i wykorzystywanie dzieci młodszych przez starsze; listy podziękowań i przeprosin; skrzynka do listów; szafa znalezionych rzeczy; „plebiscyt życzliwości i niechęci” - w czasie którego dzieci poddawały się wzajemnie ocenie i poprzez głosowanie ustalały rodzaj „obywatelstwa” w ośrodku wychowawczym (skala kwalifikacji obywatelskich była następująca: 1. towarzysz, 2. mieszkaniec, 3. obojętny mieszkaniec, 4. uciążliwy przybysz). Mieści się tu także zainicjowana przez Janusza Korczaka akcja spisywania przez dzieci swoich wspomnień oraz dzienników - co - poprzez uzewnętrznienie ukrytych kompleksów - działało higienicznie na psychikę dzieci.
Jedną z ważniejszych zasad Janusza Korczaka było stworzenie sytuacji pozwalających na opanowanie woli. Zbudował on w swoich domach bardzo dokładny system bodźców kierujących dziecko ku temu celowi i skupiający się na realistycznej ocenie jego możliwości. Napisał kiedyś: „Jesteś porywczy - mówię chłopcu. - Dobrze, bij, byle niezbyt mocno, złość się, ale raz na dzień tylko”. Jeżeli chcecie, w tym jednym zdaniu streściłem całą metodę wychowawczą, którą się posługuję. Złą, słabą wolę oceniała cała społeczność dziecięca, ale ocenie tej poddawano i zwycięstwa woli, co bardzo motywowało dzieci do intensywnej pracy nad sobą. Obserwując różne dziecięce skłonności, Janusz Korczak spróbował np. wykorzystać dla samoopanowania młodzieży tak popularną jej chęć do zakładania się: niech się zakładają, o przezwyciężenie swoich niektórych wad i nałogów, biorąc wychowawcę za świadka i doradcę - powiadał. A oto przykład jak wspaniale działały te wszystkie metody stworzone przez Janusza Korczaka na dzieci (opisywał to Igor Newerly): Oto przebieg pewnych zdarzeń: Chłopak chciał się odzwyczaić od słowa „cholera”. W pierwszym tygodniu zastrzegł sobie tylko trzydzieści „choler”. Wygrał, bo powiedział piętnaście. Ośmielony, zaryzykował i postawił na zero. Przegrał. Zastrzega dwadzieścia. Mówił trzynaście. Zastrzega trzynaście. Mówił dziesięć. Zastrzega pięć, mówił osiem. Zastrzega osiem, mówił trzy. Zastrzega pięć. Mówił dwa. Jeszcze parę tygodni, doszedł i utrzymał się na zerze.
- Jak się odzwyczaiłem od przekleństwa „cholera”, to już od mówienia „do pioruna jasnego” łatwo mi poszło(…).
Te i wszystkie inne metody wychowawcze stworzone przez Janusza Korczaka, pokazują jak po nieschematyczne i niebanalne środki sięgał, by realizować swoje zamierzenia.
Janusz Korczak miał jeszcze jeden cel i jedno marzenie: powołanie do życia pisma, które byłoby rzeczywistym pismem dzieci. Udało mu się. Stworzył on „Mały Przegląd” - pierwsze na świecie pismo współtworzone przez dzieci i dla dzieci. Pismo będzie rozważało wszystkie sprawy uczniów i szkół - zapowiadał J. Korczak. - A redagowane będzie tak, żeby bronić dzieci. Pismo pilnować będzie, żeby się wszystko działo sprawiedliwie. Redaktorów będzie trzech. Jeden stary (łysy w okularach), żeby nie było bałaganu. Drugi - młody redaktor dla chłopców i jedna dziewczynka - redaktorka dla dziewczynek. Żeby się nikt nie wstydził i każdy mówił szczerze i głośno, jaka mu się krzywda dzieje, jakie ma zmartwienia i troski. Kto chce, może powiedzieć, kto chce, może przyjść i napisać na miejscu w samej redakcji. Charakteryzując działalność „Małego Przeglądu” Hanna Mortkowicz-Olczakowa napisała: Zespół redakcyjny nowego pisma zorganizowany był na zasadzie współpracy dziecięcej. Młodziutka redaktorka dziewczynek, kilkunastoletni referenci i reporterzy współpracowali dzielnie w montowaniu wiadomości (…). Pracownikom redakcji, nawet najmłodszym, płacono pensje, wierszówki - tak jak dorosłym. (…) Istniały takie działy jak: Z kraju. Wiadomości bieżące. Co u nas słychać. Dom. Koledzy. Z miast i miasteczek. Rozrywki umysłowe. Do tych działów od pierwszej chwili wpływało mnóstwo artykułów pisanych przez dzieci i nie mniej listów przysyłanych od redakcji. Korespondentów stałych było już w pierwszym roku dwustu, listów przychodziło od ośmiu do dziesięciu tysięcy. Z reguły ogłaszano wszystkie listy i wiele artykułów. Doktor z najwyższym szacunkiem traktował ten materiał, którego potem tyle narosło, że już nie można go było zużytkować, a nawet przejrzeć. Ale z zasady niczego w redakcji nie niszczono. Paczki zapisanych kartek z napisem „materiały” przechowywał Korczak do późniejszego zużytkowania. Jednocześnie starał się na gruncie pisma, przy wymianie zdań, wywierać i wpływ pedagogiczny. Zabawnie i dobitnie osądzał więc zbyt wybujałe ambicje literackie, tępił przesadę i frazeologię w utworach młodych autorów, doradzał sposoby postępowania. Nie dopuszczał także plagiatów, żądał samodzielnego, szczerego pisania. (…) Liczne konkursy podsycają ambicje, liczne działy klasyfikują materiał, w którym wypowiada się zarówno mały pętak siedmioletni, ledwo stawiający litery, jak zbuntowany sceptyk wieku dojrzewania, tak samo gazeciarz w podartych spodniach, jak „bananowe dziecko” miejskiej burżuazji, przekarmione słodyczami i dozorowane przez sztab opiekunek (…).
Janusz Korczak angażował się wszędzie gdzie tylko można, aby pomagać dzieciom. Stałe wykłady w Instytucie Pedagogiki Specjalnej, a następnie w Wolnej Wszechnicy, stała współpraca z czasopismami pedagogicznymi oraz przeznaczonymi dla dzieci, liczne odczyty i spotkania, ekspertyzy i konsultacje w Sądzie Okręgowym, gdzie jest biegłym w sprawach nieletnich, ustawiczna i zaciekła walka o filantropijną pomoc dla domu przy Krochmalnej, od czego uzależniony jest cały jego byt - i codzienna troska o jego wewnętrzne sprawy. A do tego niezmożona praca pisarska: w dziesięcioleciu 1920-1930 ukazuje się jego 10 książek. Najważniejsze z nich to: Dzieci ulicy; Mośki, Joski i Srule; Józki, Jaśki i Franki; Spowiedź motyla; Momenty wychowawcze; Jak kochać dziecko; O gazetce szkolnej; Król Maciuś Pierwszy; Król Maciuś na wyspie bezludnej; Bankructwo małego Dżeka; Prawo dziecka do szacunku; Prawidła życia; Pedagogika żartobliwa. A na dodatek Janusz Korczak ma jeszcze na głowie jeden ośrodek dla sierot „Nasz Dom” w Pruszkowie, gdzie przebywają dzieci polskie z najbiedniejszych warstw robotniczych.
Rola pracy w systemie wychowawczym Janusza Korczaka była doniosła, a wprowadzenie jej do procesu wychowawczego miało na uwadze różnorakie cele. Praca nie hańbi, a podnosi jednostkę do godności człowieka - mawiał J. Korczak. Chodziło mu o wyrobienie w dzieciach postawy szacunku dla ludzi pracy, a także o ukształtowanie u swych podopiecznych pewnych nawyków i umiejętności praktycznych, samodzielności i sumienności, a także sztuki współżycia w procesie pracy z innymi ludźmi - cech, których przydatność w życiu dorosłym nie podlega dyskusji. Praca w domach Janusza Korczaka opierała się na systemie dyżurów, których rodzaj dzieci wybierały sobie same na okres przynajmniej jednego miesiąca. Do ich obowiązków należało m.in. utrzymywanie czystości w domu i na podwórzu (zamiatanie, mycie podłóg, mebli itd.), pomoc w kuchni, w bibliotece, prace w introligatorni, szwalni, stolarni itp. Praca dyżurnych była oceniana i nagradzana (w formie okolicznościowych pocztówek z autografem J. Korczaka). Podejmowano również - za prace specjalne - próbę opłat pieniężnych („dyżury dochodowe”).
Chcąc wychować dobrych obywateli - pisał J. Korczak - nie mamy potrzeby tworzyć idealistów. Dom Sierot nie robi łaski opiekując się dziećmi, które nie mają rodziców, a zastępując w materialnej opiece zmarłych rodziców, nie ma prawa nie żądać od dzieci. Dlaczego nie mamy możliwie wcześnie nauczyć dziecka czym jest pieniądz, wynagrodzenie za pracę; aby czuło wartość niezależności, którą daje zarobek; aby poznało złe i dobre strony pieniądza (…) Naucz dziecko, że daje i nieszczęście i chorobę, że rozum odbiera. Niech za zarobione pieniądze naje się lodów i niech je brzuch rozboli; niech przez dziesiątkę pokłóci się z przyjacielem; niech przegra, zgubi, niech mu ukradną, niech połakomi się na dochodowy dyżur i przekona, że nie było warto; niech zapłaci za wyrządzoną szkodę. Ten piękny fragment pokazuje nam jak mądrze Janusz Korczak uczył swoje dzieci odpowiedzialności.
Obok nagród dla dobrze pracujących - wobec osób systematycznie zaniedbujących swe powinności i zobowiązania stosowane były kary: wpisywanie na listę tzw. „drobnych uchybień”, a nawet - w poważniejszych przypadkach - oddawanie sprawy do Sądu Koleżeńskiego.
System codziennych dyżurów, ujętych w precyzyjny harmonogram, służył szybszemu uspołecznieniu dzieci i uświadamiał, że każda praca jest ważna. O to walczę - mówił Janusz Korczak - aby w Domu Sierot nie było roboty delikatnej czy ordynarnej, mądrej czy głupiej, roboty dla panienek i dla zwyczajnej kobiety. Nie powinno być w Domu Sierot pracowników wyłącznie fizycznych i wyłącznie umysłowych. W tym dążeniu przywiązywał wagę również do spraw symbolicznych: uczył szacunku dla zwykłej szczotki do zamiatania, ścierki, kubła, śmietniczki. W Domu Sierot wywlekliśmy szczotkę i ścierkę ze schowka pod schodami, umieściliśmy nie tylko na widoku, ale na honorowym miejscu, przy frontowym wejściu do sypialni. I rzecz dziwna, w świetle dnia wyszlachetniało, uduchowiło się pospólstwo, mile wzrok pieści swym estetycznym wyglądem. Jeżeli stoimy na stanowisku, że dobrze wytarty stół jest równoznaczny ze starannie przepisaną stronnicą, jeśli dbamy nie o to, by praca dzieci zastępowała najemną pracę służby, ale by wychowywała je i kształciła - musimy nie byle jak, ale gruntownie ją zbadać, wypróbować, podzielić między wszystkie - i czuwać, i zmieniać. Sto dzieci - stu pracowników porządku i gospodarstwa, sto poziomów, sto stopni siły, umiejętności, temperamentów, właściwości, charakteru, woli dobrej czy obojętnej.
Postawa Janusza Korczaka jest zaprzeczeniem jakiemukolwiek konserwatyzmowi. Nigdy nie ukrywał on swoich zwątpień - więcej, właśnie wyrażając otwarcie wątpliwości wypowiadał najciekawsze uwagi na temat procesów wychowawczych. Nie dążył do stworzenia zamkniętego systemu pedagogicznego, chociaż zarys takiego systemu można odtworzyć z jego licznych pism o wychowaniu, a on sam wykazywał najwyższy stopień samowiedzy w tej dziedzinie. Uważał się jednak przede wszystkim za praktyka. Jeśli pisał na tematy, to głównie dlatego, że pragnął przekazać innym swoje przekonania, przestrzec przed różnymi złudzeniami i „prawdami” o wątpliwej wartości, chciał uczyć krytycyzmu. Miał swoją metodę, ale jej nigdy nie wyolbrzymiał. Na pamięć klęsk i błędów - pisał w związku z tym Igor Newerly - przestańmy wierzyć w cud metody! Nie prawdą jest - prostujmy to na każdym kroku - nie prawdą jest, jakoby metoda Korczakowska (…)kogokolwiek wychowała. Wychowywał sam Korczak (…), bo na talent wychowawczy składa się zawsze i wszędzie miłość, mądre spojrzenie i siła moralna.
Nie można zapominać, że w wychowaniu ważne są nie tylko wyznawane zasady, postawy teoretyczne i spójność środków działania - ważna jest również osobowość samego wychowawcy, jego osobisty przykład i wzór personalny, który on uosabia i symbolizuje. Janusz Korczak stworzył taki właśnie wzór, a jego humanistyczne wartości powinny pozostać w pamięci już na stałe.
J. Korczak zawsze przykładał dużą wagę do marzeń dziecięcych; świat bez marzeń był dla niego światem nieludzkim. Marzenie jest programem życia albo Trzeba być ostrożnym w czynach, a śmiałym i nieobliczalnym w marzeniach - mówił. W Sławie na przykład uszczegóławia ten problem na przykładach. Oto jeden z nich: Olek pragnął zostać sławnym wodzem - w rzeczywistości stał się działaczem robotniczym. Władek chciał być lekarzem pediatrą - został posługaczem szpitalnym, sumiennym i pracowitym. J. Korczak przekonywał, że nieważny jest fakt, że te marzenia spełniły się w tak szokująco niewielkim stopniu; istotny jest moralny sens tych spełnień, ten sam profil etyczny marzeń i ich urzeczywistnienia. W zakończeniu Sławy J. Korczak pisze: Dzieci, dumne miejcie zamiary, górne miejcie marzenia, i dążcie do sławy. Coś z tego zawsze wyniknie.
A tak Janusz Korczak pisze o częstym błędzie popełnianym przez rodziców i wychowawców: Jeśli chcesz być dozorcą, możesz nie robić nic. (…) Zewnętrzny ład, pozornie dobre ułożenie, tresura na pokaz - wymagają tylko twardej ręki i licznych zakazów (…) Im mizerniejszy poziom duchowy, bezbarwniejsze moralne oblicze, większa troska o własny spokój i wygodę, tym więcej zakazów i nakazów, dyktowanych pozorną troską o dobro dzieci.
Janusz Korczak nie bał się żadnej pracy. Był gotów do największych poświęceń, jeśli chodziło o dobro dzieci. Tak oto opowiada o tym Ludwik Hirszfeld: Był tam dom dla podrzutków przy ul. Dzielnej. Było to piekło na ziemi. Pomieszczenie dla kilkuset mieściło kilka tysięcy dzieci. Przy wejściu uderzał zapach kału i moczu. Niemowlęta leżały zanieczyszczone, pieluch nie było, zimą mocz zamarzał i na tym lodzie leżały zamrożone trupki. Dzieci nieco starsze siedziały po całych dniach na podłodze lub ławeczkach, kiwały się monotonnie i, jak zwierzęta, żyły od posiłku do posiłku, oczekując marnej, zbyt marnej strawy. Szalał dur plamisty, czerwonka. Lekarze nie byli złymi ludźmi, ale nie potrafili opanować niesłychanych wprost złodziejstw personelu żerującego na tej nędzy. Dr Korczak podjął się oczyszczenia tej stajni Augiasza. Przy pomocy dr Zandowej i pani Henryki Mayzlowej w kilka tygodni doprowadził ten dom śmierci do względnego porządku.
Na zakończenie swojej pracy, chciałam poświęcić jeszcze trochę miejsca na opisanie rzeczy, która najbardziej mnie wzrusza i ujmuje. Mam na myśli śmierć Janusza Korczaka wraz z dziećmi żydowskimi w hitlerowskim obozie zagłady, w Treblince.
Kiedy Janusz Korczak był już zamknięty w getcie, wiele razy proponowano mu ucieczkę i bezpieczną kryjówkę. Jeszcze niemal w ostatniej chwili, tuż przed odjazdem transportu, miał okazję ocalenia. Nie chciał jednak z niej skorzystać, bo nie mógł pozostawić swojemu losowi tych, którzy zawsze bezgranicznie mu ufali. Musiał swą powinność wypełnić do końca. Pragnął przecież im pomóc - po raz ostatni, w chwili najważniejszej i najstraszniejszej - w momencie śmierci.
Tak o Januszu Korczaku i jego heroicznym czynie pisze Irena Krzywicka: Korczak nie mógłby żyć z poczuciem, że opuścił dzieci w chwili śmierci, a przede wszystkim bez mędrkowań i przewidywań jest im potrzebny już, natychmiast, żeby im oszczędzić męki najgorszej - przedśmiertelnego przerażenia. Więc zostaje tylko po to, żeby je okłamać. Żeby do ostatniej chwili, patrząc im szczerze i ciepło w oczy, mówić, że jadą na wycieczkę, na wieś. Z niepojętą wprost zimną krwią reżyseruje ten odmarsz w zaświaty (…) wznioślejsze wydaje mi się to kłamstwo od ostatniego tchu, kłamstwo, do którego są zdolni tylko rodzice wobec umierającego dziecka. Tym kłamstwem, wbrew oczywistości, tym całkowitym zatraceniem siebie, bohaterską reżyserią śmiertelnego pochodu dźwignął się Korczak powyżej zwykłej miary ludzkiej, nadał właściwy sens swemu życiu. Wśród sławnych zgonów, jakie zna historia, ten jest jednym z najbardziej przejmujących (…) Janusz Korczak w swym sercu przeżywał mękę każdego dziecka z osobna (…). W jego władzy było dać dzieciom poczucie bezpieczeństwa i radości. Jeszcze przez kwadrans, jeszcze przez minutę… Cóż więcej może zrobić bezsilny człowiek?
A oto jak ogromne wrażenie wywarł na Nachumie Rembie, byłym sekretarzu gminy żydowskiej w Warszawie widok podążającego na śmierć Janusza Korczaka z dziećmi: Szła stłoczona masa ludzi, popędzana nahajkami. Nagle żydowski komendant Umschlagplatzu rozkazał wyprowadzić internaty. Na czele pochodu był Korczak! Nie! Tego obrazu nigdy nie zapomnę. To nie był marsz do wagonów, to był zorganizowany, niemy protest przeciwko bandytyzmowi! W przeciwieństwie do stłoczonej masy, która szła jak bydło na rzeź, rozpoczął się marsz, jakiego nigdy dotąd nie było. Wszystkie dzieci ustawione w czwórki, na czele Korczak z oczami utkwionymi w górę, trzymał dwoje dzieci za rączki, prowadził pochód (…). Nawet Służba Porządkowa stanęła na baczność i salutowała. Gdy Niemcy zobaczyli Korczaka, pytali: „Kim jest ten człowiek?”.
Stanisław Krupka, który był wójtem w Wawrze, gdzie w 1940 roku dzieci z sierocińca były na swoim ostatnim letnisku, wspomina, że kiedy zaproponował wówczas Januszowi Korczakowi ucieczkę przed zamknięciem w murach getta - ten mu odrzekł: Niestety, panie wójcie Krupka, trzeba dać pokrycie na to, co w ciągu mego życia wyznawałem i głosiłem, to jest wierność dziecku - człowiekowi. Tak, ten czyn ostatni stanowiący najwyższe kryterium godności człowieczeństwa, jego męczeńska śmierć była konsekwentną pointą wszystkiego, co uczynił wcześniej.
Ks. Twardowski stwierdził: Chociaż Janusz Korczak nie był związany z Bogiem przez chrzest, dla nas wszystkich, chrześcijan, powinien być wzorem szlachetnego człowieka.
Postać Janusza Korczaka należy dzisiaj do całego świata. Jest uosobieniem tych cech, człowieczeństwa, które zawsze i wszędzie powinny stanowić najszczytniejszy ideał moralny.
Niemiecki Związek Księgarzy uhonorował Janusza Korczaka w 1972 roku Nagrodą Pokojową. Nagroda ta została uroczyście wręczona przedstawicielom polskiego Komitetu Korczakowskiego w obecności prezydenta Republiki Federalnej Niemiec, Gustava Heinemanna, kilku ministrów oraz innych osobistości z RFN i zagranicy. W uzasadnieniu decyzji Zrzeszenia Giełdowego Niemieckiego Związku Księgarzy czytamy: Zrzeszenie przyznaje swoją Nagrodę Pokojową za rok 1972 pośmiertnie Januszowi Korczakowi. W ten sposób oddaje ono cześć człowiekowi, który równocześnie jako lekarz, wychowawca i pisarz wystąpił w obronie dziecka i jego praw. Jego dzieła, które odtwarzają i uzasadniają jego wychowawczą działalność, są odpowiedzią dla niesprawiedliwego, nieszczęśliwego i pozbawionego pokoju świata, zdolnego wszak do osiągania większej sprawiedliwości, szczęścia i pokoju. Dorosłych zachęcił do zmiany tego świata; dzieciom zawierzył i do nich zwracały się jego najbardziej pełne miłości i zarazem najodważniejsze książki. Za jego sprawą stara tęsknota do nowej harmonii pomiędzy pokoleniami oraz do pokoju pomiędzy ludźmi wszelkiej kategorii i pochodzenia wzmogła się i do dziś żywe są szanse jej urzeczywistnienia. Swoje idee nie tylko głosił słowem i pismem, lecz ich urzeczywistnienie potwierdził swoim własnym życiem: powierzonym sobie dzieciom dotrzymał wierności w obliczu śmierci.
Ciała Janusza Korczaka i jego dzieci zostały spalone. Pozostała po nich gdzieś garść popiołu i kłęby dymu, które wiatr rozniósł wkrótce po całym świecie. Wraz z tym dymem krążą jednak nad ziemią idee Korczakowskie, których - powinniśmy w to wierzyć - nic już nie zdoła zniszczyć ani pogrążyć w zapomnieniu.
Literatura:
Jaworski Marek - „Janusz Korczak”, Wydawnictwo Interpress, Warszawa 1977.
Szlązakowa Alicja - „Janusz Korczak”, Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1978.
Mortkowicz-Olczakowa Hanna - „Janusz Korczak”, Wydawnictwo „Czytelnik”, Warszawa 1978.
Wincenty Okoń - „Nowy słownik pedagogiczny”, Wydawnictwo „Żak”, Warszawa 1996.