O żabkach w czerwonych czapkach /H. Bechlerowa/
Mieszkały dwie żabki w Zielonej Dolinie: Rechotka i Zielona Łapka. Zielona Łapka rozglądała się złotymi oczami wokoło, patrzyła na zieloną trawę, na zielonkawą wodę, na swój zielony płaszczyk.
- Brzydki jest ten mój płaszczyk! Nie chcę takiego!
- Brzydki? Dlaczego? - dziwiła się Rechotka.
- Popatrz: zielona trawa, zielony tatarak, zielona woda. I mój płaszczyk zielony. I twój! I nazywam się Zielona Łapka! I wszystko takie zielone… Ach, jak nudno!
- A biedronki mają czerwone sukienki… I czarne kropki na sukienkach… - mówiła Rechotka. - Może zaprosimy biedronki? Będzie nam wesoło!
Zielona Łapka klasnęła z uciechy. - Już wiem! Wywiesimy takie zaproszenie:
Kto ma kolor czerwony,
jest dziś pięknie proszony.
Niech przyjdzie, niech przyleci,
kto ma czerwony berecik,
czerwony płaszczyk, czerwony krawat -
będzie wesoła zabawa!
Zapraszają z ukłonem -
wszystkie żabki zielone.
To zaproszenie wywiesiły żabki na starej wierzbie. Nie upłynęła godzina - przyleciała pliszka. Przeczytała, machnęła ogonkiem.
- To nie dla mnie! Nie mam czerwonej czapeczki!
Przyleciały wróble, przeczytały, poskakały tu i tam.
- To nie dla nas! Nie nosimy czerwonych kapeluszy!
Przyleciały dwa dzięcioły. Czytały, wodziły dziobami po literach, potem przejrzały się w wodzie.
- Mamy czerwone czapeczki z piórek. To nas zapraszają. Przyjedziemy na bal!
Przyczłapała pod wierzbę duża, stara żaba. Długo czytała, co żabki napisały. Pokiwała głową.
- Po co wam goście? - Jak to: po co? - oburzyły się żabki! - Będzie wesoło!
- Oj, żeby z tego jakiej biedy nie było! - gderała stara żaba.
Ale żabki nie słuchały jej narzekania. Nie miały czasu. Bo oto usłyszały:
- Puk, puk, puk!
To pierwsi goście: dzięcioły. Zapukały w drzewo, tak jak goście pukają do drzwi.
- Witajcie, witajcie! - wołały żabki.
Dzięcioły w ukłonie nisko schyliły głowy. A żabki mogły wtedy dobrze zobaczyć ich ładne bereciki
z czerwonych piórek.
- Jak się macie, biedroneczki! - witały żabki nowych gości.
- O, i maczki idą!
A za makami! Jakież piękne kapelusze!
To z głębi lasu przyszły muchomory. Takich kapeluszy żabki nigdy nie widziały! Wielkie czerwone, kropki białe na nich i plamki srebrzyste.
Żabki przyglądały się gościom, szeroko otwierały duże, okrągłe oczka. I patrzyły na swoje zielone płaszczyki, i wzdychały…
- Taki makowy kołnierzyk mieć!
- Sukieneczki biedronek piękniejsze!...
- A czapeczki dzięciołów?
- Nie. Kapelusze muchomorów najpiękniejsze! Ach, oddałabym dziesięć zielonych płaszczyków za jeden taki kapelusz! Trzeba teraz częstować gości.
Podają żabki sok z kwiatów i rosę z łąki w konwaliowych kubeczkach.
- Pijcie, biedronki! - prosi Zielona Łapka.
- Może jeszcze drugi kubeczek rosy? - pyta Rechotka.
I podaje kubek biedronce, ale patrzy na jej piękną sukienkę. A tu kubek się przechyla i sok - kap, kap… na trawę.
Potem zagrała świerszczowa orkiestra. Zaczęły się tańce. Oj, niejedna żabka zapomniała, w którą stronę kręci się kółeczko, kiedy trzeba przytupnąć, kiedy klasnąć w łapki!
Świerszczykowe skrzypki zagrały właśnie cieniutko, zabuczały bąki…
A tu - blisko za wierzbą… Co to?
- Kle, kle, kle!
- Bocian! - krzyknęły żabki przerażone. - Kto go tu prosił?
Bociek zaśmiał się, pokiwał dziobem. A moje czerwone pończochy? Napisałyście przecież wyraźnie:
Kto ma kolor czerwony, jest dziś pięknie proszony.
Chcę wesoło potańcować na waszej zabawie.
Ale żabki nie przywitały gościa w czerwonych pończochach. Uciekły. Tylko tu i tam w trawie świeciły ich złote oczka.
Wrócił bociek na swoją łąkę zły i zagniewany. A żabki? O, prędko zapomniały o strachu.
Naradzały się z biedronkami - szyły kołnierzyki, sukieneczki w kropki, przymierzały kapelusze muchomorów.
Minęła godzina, może dwie.
Jak wesoło zrobiło się teraz w Zielonej Dolnie! Wśród zielonej trawy skaczą żabki! Ale jakie wystrojone! Co chwila przeglądają się w stawie, ta poprawia kołnierzyk, tamta obciąga nowy, czerwony płaszczyk.
A stara, mądra żaba popatrzyła na wystrojone żabki i pokiwała głową.
- Oj, żeby z tego tylko jakiej biedy nie było!...
Ale żabki nawet nie spojrzały na nią.
Nie widziały boćka stojącego na gnieździe. Patrzył z wysoka na Zieloną Dolinę.
- Coś czerwonego tam po łące skacze! - dziwi się i przekrzywia głowę.
- Co to może być?
Sfrunął z gniazda, stanął z daleka.
- O! Tu kapelusze same spacerują, tam capki skaczą!...
Podszedł bliżej pod samą wierzbę.
- To żabki! Ależ się wystroiły! Kle, kle, kle! - roześmiał się bociek.
- W sam raz dla mnie!
Żabki nic nie słyszały.
- Patrzeć już nie mogę na zielony kolor!
- Nigdy już nie zdejmę tego czerwonego kapelusza!
- Ani ja czerwonej sukienki! - wykrzykiwały głośno.
A bociek coraz bliżej! Nie spieszy się, tylko wolno podnosi wysoko to jedną, to drugą nogę w czerwonych pończochach.
Nigdy nie był jeszcze wesoły! Podśpiewując sobie bocianim głosem:
- Nigdy nie skryjesz się, żabko, w zielu. Widzę przecież twój kapelusz!
Dopiero teraz zobaczyły go żabki! Dopiero teraz usłyszały jego głos!
Jedna - myk! Ukryła się w trawie, w zielonych liściach. Na próżno! Bociek dobrze je widzi i śpiewa swoje
- Nie uciekniesz! Tam, w zieleni twój berecik się czerwieni!
Hop! - skoczyła zielona żabka w zielony tatarak. Bociek już jest przy niej:
- Żabko, wszędzie cię zobaczę. Masz czapeczkę niby maczek!
Mądra, stara żaba ukryta pod wielkim zielonym liściem zdążyła krzyknąć przerażona:
- Zrzućcie prędko te czerwone stroje!
Pospadały w trawę porzucane w pośpiechu kapelusze, tu frunęła sukienka, tam potoczyła się czapka.
A żabki w swoich starych zielonych płaszczykach - hop! pod zielony liść, w zieloną trawę, w zieloną wodę.
Bociek patrzy to jednym okiem, to drugim. Już nie podśpiewuje. Dotknął dziobem czerwonego kapelusza w trawie. A kapelusz nie ucieka!
- Gdzie podziały się żabki? - rozglądał się zdumiony.
Nie widzi, że pod liściem ukryła się jedna - w płaszczyku zielonym jak liść. W trawie siedzi druga - zielona jak trawa. W wodzie trzecia - w płaszczyku zielonym jak woda. I wszystkie takie zielone, zielone…
Spuścił bociek długi dziób! Ach, jaki był zły! Już nie odnajdzie tak łatwo zielonych żabek w zielonej trawie, w zielonej wodzie, wśród zielonych liści…
S. Michałkow „Bocian i żaba”
Żaba: Re, re, kum, kum re, re, kum, kum jestem sobie żaba wodna. Mam zieloną, gładką i wilgotną skórę.
Bocian: Kle, kle a ja bocian biały, jestem pokryty piórami.
Narrator: Posprzeczała się żaba z bocianem.
Żaba:, Kto z nas jest piękniejszy?
Bocian: Ja - powiedział bocian. Spójrz, jakie mam piękne nogi!
Żaba: Ale ja mam cztery i moje tylne kończyny są skoczne i pływne. Mogę sobie skakać na lądzie i pływać w wodzie. A ty masz tylko dwie nogi - sprzeciwiła się żaba.
Bocian: Tak ja mam tylko dwie, ale moje są dłuższe i czerwone. Mogę na nich chodzić po lądzie i brodzić w wodzie.
Żaba: A ja umiem kumkać, a ty nie.
Bocian: A ja fruwam, a ty tylko skaczesz.
Żaba: Fruwasz, ale nurkować nie możesz.
Bocian: A ja mam czerwony dziób.
Żaba: Też mi coś - dziób. Ja mam długi język, który wyciągam i zdobywam nim pożywienie. Na co ci ten dziób bocianie?
Bocian: Na to - rozzłościł się bocian i połknął żabę, chociaż ona nie jest jego ulubionym pożywieniem. Odtąd bociany połykają żaby, żeby się z nimi nie kłócić.
„Pierwsze śniadanie w gnieździe bocianim” M.Kownacka
Dzieci jadły na śniadanie mannę albo kluseczki na mleku i chleb z marmoladą.
Serwetki chroniły ubranie przed brzydkimi plamami -ale różnie się zdarzao...
Serwetka się przekręciła Jurkowi... łyżka się przechyliła i manna - kap...kap... na sweterek...
Sabinie manna na sukienkę całym potokiem popłynęła...
Tak było w jadalni u dzieci.
A na stodole bociany miały gniazdo.
Tam dopiero był ład i porządek!
Stare bociany co rano leciały na łąki, na bagna, na pola i polowały na pasikoniki, chrząszcze,
a czasami udało im się schwytać mysz, żabę, a nawet kreta...
Bocian nie zjadał wcale tych smakołyków, tylko wszystko odkładał do swojego „wola” pod szyją jak do torby.
-A dlaczego?
-bo w gnieździe czekały już na śniadanie bocianięta... Kiedy wole bociana było pełne -wtedy chwytał on jeszcze do dzioba pęk suchej trawy i z całym tym bagażem leciał do gniazda.
Cztery głodne bocianki ze spuszczonymi dziobami ustawiały się na czarnych nogach w kółeczko
i piszczały, poruszając skrzydłami.
Tak one proszą o śniadanie.
Kiedy nadleciała mama albo tata, bocianki zaczynały klekotać na powitanie...
A stary bocian najpierw pięknie, równiutko rozesłał przyniesiony pęczek siana i na ten świeży obrusik -wyłożył pożywienie.
Bocianków nie trzeba karmić. Same od razu ślicznie potrafią jeść na tym obrusie z siana -czysto, zdrowo. I nigdy niczego nie zaplamią.
„Boćki i żaby” B.S.Kossuth
Przyleciały boćki
zza dalekich mórz,
klekotały głośni:
-Wróciliśmy już!
Kle kle kle!
Kle kle kle!
A na stawie w trawie
padł na żabki strach.
-Boćki przyleciały!
Och, och, ach, ach!
Kum, kum, kum!
Kum, kum, kum!
Lecą z szumem
na łąki po łup.
Jakie długie nogi!
Jaki ostry dziób!
Kle kle kle!
Kle kle kle!
Żabki przestraszone
hyc! Do wody -hyc!
Boćki chodzą, brodzą...
Nie znalazły nic!
Kum, kum, kum!
Kum, kum, kum!
Kle kle kle!
Kle kle kle!
BOCIEK
Muzyka: M. Kaczurbina
Kle - kle boćku kle - kle.
Witaj nam bocianie.
Łąka ci szykuje, łąka ci szykuje
żabki na śniadanie. 2x
Kle - kle boćku kle - kle.
Usiądź na stodole.
Chłopcy ci zrobili, chłopcy ci zrobili
gniazdo w starym kole. 2x
Kle - kle boćku kle - kle.
Witamy cię radzi.
Gdy zza morza wracasz, gdy zza morza wracasz
wiosnę nam sprowadzasz. 2x
WIOSNA
Wiosna w błękitnej sukience
bierze krokusy na ręce.
Wykąpie je w rosie świeżej
i w nowe płatki ubierze.
ref. Wiosna buja w obłokach.
Wiosna płynie wysoko.
Wiosna chodzi po drzewach.
Wiosna piosenki śpiewa.
Nocą się skrada z kotami.
Chodzi własnymi drogami.
A teraz śpi już na sośnie.
I nie wie, że sosna rośnie.
ref. Wiosna buja w obłokach.
Wiosna płynie wysoko.
Wiosna chodzi po drzewach.
Wiosna piosenki śpiewa.
KWIATOWA WRÓŻKA
Co to za ogrodnik posiał kwiatów tyle:
tulipany i kaczeńce, bratki i żonkile.
Spytaj więc bociana i spytaj skowronka:
kto te kwiaty kolorowe posadził na łąkach?
A może to wróżka, co wszystko czaruje.
drzewa, łąki i ogrody kwiatami maluje.
Refren: To wiosna, to wiosna,
zielona wiosna,
razem z deszczem,
ciepłym deszczem
kwiaty nam przyniosła.
POWITALNY KONCERT
Muzyka: A. Szaliński Słowa: Cz. Janczarski
Wiosna, wiosna dziś na łące.
Powitalny będzie koncert.
Świerszcz ma skrzypce,
skrzat bębenek
nutkach pięknych sto piosenek.
Już nastroił świerszczyk skrzypki.
Naraz wiatr przyleciał szybki.
Chwycił nutki,
uniósł w górę,
poszybował aż pod chmurę!
PIOSENKA „ KROPKI BIEDRONKI”
1. Po zielonych łąkach
Po kwiatowych łąkach .
Z łodyżki na listek ,
wędruje biedronka
Spotkała ślimaka
i małego żuka.
Gdzie idziesz biedronko?
Czego tutaj szukasz?
2. A biedronka płacze.
Łapką łzy ociera .
Pogubiłam w trawie kropki .
Co ja zrobię teraz?
MOTYL - Nie martw się biedronko.
Słonko mocno grzeje.
Wietrzyk lekko wieje .
Wzorki , kropki ma motylek.
Pożyczy ci jedną na chwilę.
NARRATOR- Motylek daje kropkę biedronce.
WIERSZ „ BIEDRONECZKA”
Biedroneczka mała malutkie miała stopki,
czerwoną sukienkę, na niej czarne kropki.
Biedroneczka miła tutaj do nas przyleciała .
Bardzo razem z nami tańczyć , śpiewać chciała.
„PIOSENKA Z OGONKIEM „
1. Wiewiórka, lisek i zając
futrzane ogonki mają.
Ref. Tylko biedronka nie ma ogonka .
Nie ma ogonka biedronka.
2. Koguty, bociany i wrony
pierzaste mają ogony .
Ref. Tylko biedronka nie ma ogonka
Nie ma ogonka biedronka.
3. Wieloryb, krokodyl i ryba
z pomocą ogonka pływa
Ref . Tylko biedronka nie ma ogonka
Nie ma ogonka biedronka
WIERSZ „ NA ŁĄCE OWADY”
Na łące owady
pilnie pracują .
Dzielnie zadania
swe wykonują .
Oczyszczają łąkę
ze szkodników wielu.
Nie wolno ich niszczyć
drogi przyjacielu.
Na łące bezpiecznie
wszyscy tu żyjemy .
Niech tak pozostanie ,
bardzo tego chcemy.
Tu świeże powietrze,
nieskażona gleba.
Niczego nam więcej
do życia nie trzeba.
PIOSENKA „ BIEDRONECZKI SĄ W KROPECZKI”
1. Uskarżał się mały muchomor
pod brzózką się tuląc do mamy
dlaczego , choć piękny rzekomo
czerwony kapelusz ma w plamy.
Ref: Biedroneczki są w kropeczki
i to chwalą sobie .
U motylka kropek kilka
służy ku ozdobie .
Drobne cętki, storczyk giętki ,
Liliowe tulipłatki.
I ty grzybku też masz łatki
I śliczny kapelusik.
Niech cię wcale , niech nie smuci
ten drobny , biały żółcik.
2. Marysia błękitne ma oczy
i w bródce dołeczek uroczy.
Lecz w sercu ma smutku po brzegi
bo nosek Marysi jest w piegi.
Ref: Biedroneczki są w kropeczki
i to chwalą sobie.
U motylka kropek kilka
służy ku ozdobie .
Drobne cętki , storczyk giętki ,
liliowe tulipłatki .
Więc na kropki widać moda
i trzeba dojść do wniosku ,
że w tym właśnie jest uroda ,
gdy piegi są na nosku.
Kropki biedronki
Biedronka siedem kropek miała:
pierwszą od chmurki dostała,
drugą od słonka złotego,
trzecią od wiatru dużego,
czwartą od deszczu kropelki,
piątą od ziemi karmicielki,
szóstą od dziadka co przechodził drogą,
siódmą...już nie wiem od kogo.
Wszystkie siedem nosiła w komplecie
Żeby szczęście dawały dzieciom !
BAJKA O TYM, KTO WYMYŚLIŁ KOLORY.
Było to dawno, dawno temu. Tak dawno, że mało kto pamięta te czasy. Teraz tylko woda niebo i ziemia wspominają stare dzieje. Na świecie rządził Czarodziej Mrok. Co się dało malował na czarno. Czasem tylko, gdy był w dobrym humorze rozjaśnił coś na szaro. Na przykład czapeczki krasnoludkom. Był przekonany, że krasnoludki docenią jego dobre chęci i będą mu wdzięczne. Jakże się mylił. Przecież każdy wie, że krasnale poza tym, że pomagają innym, cenią sobie dobry humor. Lubią śmiać się i śpiewać.
Któregoś dnia krasnal Muchomorek - bo tak się nazywał - zaprosił do siebie dwóch najbliższych przyjaciół: Promyczka i Zapominajkę.
- Coś trzeba zrobić - powiedział. - Ktoś musi znaleźć sposób, aby było weselej. Na pewno gdzieś mieszka inny czarodziej, który potrafi to sprawić.
- To musi być ktoś miły, pogodny i przyjazny - dodał Promyczek.
- Tak. - potwierdził Zapominajek. - Ktoś o gorącym sercu. Ale kto? Nikogo takiego nie znamy. Gdzie go szukać? I czy ktoś taki jest? I dlaczego mamy to robić? I co ja przed chwilą mówiłem?
- Oj, Zapominajku! Mówiłeś o bardzo ważnych sprawach. Jesteś roztargniony i senny. Wszystko przez to, że jest ciemno i każdemu - a tobie przede wszystkim - chce się spać. Zebraliśmy się po to, aby temu zaradzić. - wyjaśnił Muchomorek, po czym podrapał się po brodzie i stwierdził: - Chyba mam pomysł!
- Jaki? Jaki? - jednocześnie spytali Promyczek z Zapominajkiem.
No i oczywiście chwycili się za uszy, przekrzykując się wzajemnie:
- Moje szczęście! Moje szczęście!
- No właśnie - skoro już chodzi o szczęście - to musi być coś, co temu sprzyja. Jeśli jest Czarodziej Mrok, który daje nam czerń, to musi być Czarodziej, który da nam coś, co czernią nie jest. Trzeba napisać do niego list. Zacznijmy tak:
„Jaśnie Panie Czarodzieju.
Wiemy, że jesteś, choć Cię tu nie ma.
Ale chcemy żebyś był.
Zapraszamy do siebie. Ugościmy Cię bardzo serdecznie!”
I dalej podpisy: Muchomorkiem, Promyczek i Zapominajek. List został wysłany, a krasnale czekały długo na odpowiedź, która brzmiała tak:
„Dziękuje za zaproszenie. Zjawię się jutro o poranku. Tymczasem życzę dobrej nocy i kolorowych snów”
Podpisu nie było
- Kolorowych snów? - razem wykrzyknęli Zapominajek z Promyczkiem i znów chwycili się za uszy by dodać:
- Moje szczęście! Moje szczęście!
- Co to znaczy „kolorowy”? - zadumał się Muchomorek. - Może jutro wszystko się wyjaśni - po czym ziewnął i trójka krasnali poszła spać.
Muchomorkowi przyśnił się grzyb o przepięknym czerwonym kapeluszu, do którego się wprowadził i wszyscy z podziwem przychodzili oglądać jego nowy domek.
Zapominajkowi kwiatuszek o drobnych niebieskich płatkach i takim zapachu, że cały czas kręciło mu się w nosie.
Ale najdziwniejszy sen miał Promyczek. Przyśnił mu się jaśniutki i ciepły strumyczek światła, który muskał mu czoło, uszy a w końcu nos. Muskał, muskał, aż Promyczek nie wytrzymał. Otworzył oczy i… A psik! kichnął tak głośno jak jeszcze nigdy.
- A psik! - zawtórował mu Zapominajek.
- Moje szczęście! Moje szczęście! - krzyknęli, ale już nie złapali się za uszy, bo nie byli pewni, czy to co widzą to sen czy jawa.
Wokół siebie zobaczyli zieloną trawę, fioletowe fiołki, żółte motylki, rude wiewiórki skaczące wśród gałęzi o pomarańczowych i brązowych liściach. A w górze błękitne niebo, białe obłoczki spośród których wychylał się Czarodziej
- Obudź się Muchomorku, mamy gościa - Zapominajek poszarpał Krasnala przez kubraczek
- Jaki miałem piękny sen! - przeciągnął się Muchomorek i przetarł oczy, Przetarł raz, przetarł drugi i już chciał przetrzeć trzeci, kiedy w końcu zrozumiał.
Cała trójka Krasnali zrozumiała, co się stało. Czy wy też? Czy potraficie powiedzieć, jak ma na imię Czarodziej? Dlaczego krasnal Promyczek strumyczkowi światła swoje imię? Dlaczego Muchomorek mieszka teraz w Muchomorku? I jestem bardzo ciekawa czy odgadniecie, dlaczego Zapominajek od tamtego czasu kazał do siebie mówić Niezapominajku. Zanim bajka dobiegnie końca dodam ostatnie pytanie: Kto wymyślił kolory?
Maria Lorek
KOTKA TRAJKOTKA I KOLORY
Wiosną kotki kryją się
w wierzbowych kotkach
Tam też skryła się
Trajkotka.
Latem wygrzewając się
na płotach.
Lubię słońce
- tyle ciepła i złota
Jesienią zwłaszcza koty rude
nie opuszczają swych podwórek.
Dumne są, gdy futerko się mieni
rudymi barwami jesieni.
Zimą koty wolą siedzieć w domu.
Nie chcą nawet na śnieg narzekać.
Pewnie się domyślasz, czemu?
Bo biały to kolor mleka!
W KOLORKOWIE
W pewnej dziwniej krainie o nazwie Kolorkowo mieszkało troje przyjaciół: Czerwony, Żółty i Niebieski. Czerwony mieszkał w czerwonym domku, spał w czerwonym łóżeczku i jadł przy czerwonym stoliku siedząc na czerwonym krzesełku. Na śniadanie jadł pyszne czerwone pomidory, na obiadek smaczny barszcz czerwony, a na kolację czerwoną paprykę.
Żółty mieszkał w domku koloru żółtego. Spał żółtym łóżeczku. Jadł przy żółtym stoliku siedząc na żółtym krzesełku. Na śniadanko uwielbiał jeść jajecznicę z żółtek, na obiad jadł makaron, a na kolację podjadał sobie żółty serek.
Niebieski od dawna mieszkał na skraju lasu, gdzie miał swój niebieski domek, z niebieskim łóżeczkiem, stolikiem i krzesełkiem. Codziennie wcześnie rano ubierał swoje ulubione niebieskie jeansy, zakładał niebieski sweterek i wyruszał w głąb lasu w poszukiwaniu niebieskich jagód.
Przyjaciele bardzo lubili spędzać ze sobą czas. Razem chodzili na plac zabaw, gdzie stały niebieskie karuzele, czerwone huśtawki i żółte piaskownice. Wyjeżdżali również nad małe niebieskie jeziorko, gdzie zabierali czerwony kocyk i żółty koszyczek z kolorowymi smakołykami.
Jednak pewnego razu wszystkie trzy kolorki znudziły się swoim towarzystwem i postanowiły poszukać nowych przyjaciół.
- Chciałbym poznać nowego kolegę - powiedział Czerwony.
- Ja także - odrzekł Niebieski.
- I ja również - dodał Żółty.
Wszystkie trzy kolory nie wiedziały jednak jak mają znaleźć nowych przyjaciół gdyż w Kolorkowie od dawna mieszkali tylko oni trzej.
- Poszukajmy w lesie - powiedział Czerwony.
- Albo nad jeziorem - dodał Niebieski.
- Ja proponuję wyruszyć gdzieś dalej - odparł Żółty
- Ale nie możemy opuszczać naszego Kolorkowa - odpowiedział Czerwony.
- Przecież wiecie, że poza naszą krainą jest szaro i smutno, a u nas jest wesoło i kolorowo - wyjaśnił Niebieski.
- Wiecie co?! Mam pomysł - odrzekł uradowany Niebieski.
- Wiem jak wyczarować nowego przyjaciela. Ty Czerwony, musisz mocno chwycić Żółtego za rączki, zamknąć oczka i pomyśleć o tym jak ma wyglądać nasz nowy kolega.
Idąc za radą Niebieskiego, Czerwony i Żółty mocno chwycili się za rączki. Wtedy tuż obok nich pojawił się ktoś zupełnie nowy.
- Dzień dobry. Jestem Pomarańczowy - przedstawił się głośno.
- Dzień dobry - odrzekli zgodnie trzej przyjaciele.
- Słuchajcie. Myślę, że jeden kolega nam nie wystarczy - dodał po chwili Czerwony.
- A może teraz Ty Żółty chwycisz niebieskiego za rączkę, zamkniecie oczy o pomyślicie o nowym przyjacielu? Ciekawy jestem jak on będzie wyglądał? - kontynuował Czerwony.
- Fantastyczny pomysł - wykrzyknęli wszyscy razem.
Żółty szybko objął Niebieskiego i razem pomyśleli o nowym koledze. W tej samej chwili , tuż obok nich pojawił się Zielony.
- Witam. Jestem Zielony - przedstawił się nowy mieszkaniec Kolorkowa.
- Witamy Cię w naszej kolorowej krainie - przywitały go serdecznie pozostałe kolory.
Od tego czasu w Kolorkowie mieszkało już pięcioro przyjaciół: Żółty, Czerwony, Niebieski i dwa nowe kolory: Pomarańczowy i Zielony. W Kolorkowie zrobiło się jeszcze bardziej wesoło, bo wszyscy żyli ze sobą w wielkiej przyjaźni.
Justyna Giza
JAK TEN CZAS SZYBKO LECI!
Jak ten czas szybko leci
- luty, marzec, kwiecień,
maj, czerwiec - kwitną akacje…
Kochani, za chwile wakacje!
Tyle cennych skarbów mamy,
więc kolejno:
czytamy, piszemy, liczymy,
malujemy, na fletach gramy,
lubimy się, przyjaźnimy…
My się w życiu nie zgubimy!
Tyle pięknych chwil przed nami
- tańce, śpiewy i wycieczki:
w góry, nad morze, w pola,
na leśne ścieżki…
Przed rozstaniem zaśpiewamy,
podumamy - siedząc w kole.
A we wrześniu się spotkamy.
Bądźcie zdrowi! Pa!
Wasze „Słońce na stole”
Jadwiga Jałowiec
CZTERY MOTYLKI -Wiera Bodalska
Na zielonej pachnącej łące pod lasem fruwały wesoło cztery motylki.
Jeden był biały jak kwiatek rumianku.
Drugi - żółty jak kwiatek dziewanny
Trzeci błękitny jak kwiatuszek cykorii.
A czwarty?
Czwarty bbył jeszcze inny. Miał szarobrązowe skrzydełka niby kora topoli rosnącej opd lasem.
Dobrze było motylkom na łące. Fruwały z kwiatka na kwiatek i spijały słodki, wonny sok.
Wtem od strony lasu, łopocząc skrzydłami, nadleciała niby czarna chmura - wrona.
Głodna była. Z daleka dojrzała motylki i wielką miała na nie ochotę. Ale motylki także spostrzegły grożące im niebezpieczeństwo.
Przez chwilę kręciły się bezradnie, trzepotały skrzydełkami
- Gdzie by tu się skryć?
A na łące pełno kwiatów…
Przysiadł więc biały motylek na rumianku - ani go widać.
Wtulił się żółty w kwiatuszek dziewanny - jakby jeszcze jeden płatek przyrósł.
Przycupnął błękitny na kwiatuszku cykorii, co nad rowem rosła - i zniknął.
A ten czwarty, szarobrązowy, długo fruwał nad łąką. Przerażony był bardzo, bo wrona była tuż… tuż! Przysiadł więc prędziutko na pniu topoli, przytulił się do szarobrązowej kory i już go nie ma.
Przyleciała wrona nad łąkę. Rozgląda się.
Co się stało? Gdzie podziały się cztery motylki? Przecież fruwały tu przed chwilką.
Pokręciła zdumiona głową, zakrakała ze złości i, jak niepyszna, odleciała do lasu.
Motylki zerwały się po chwili z gościnnych kwiatków i znów beztrosko fruwały nad pachnącą łąką.
Ach, ale wrona? Była bardzo zdziwiona.
A minę miała taką - O!...
TRZY FARBY PIOTRUSIA
Było ich trzy: czerwona, niebieska i żółta. Każda leżała w osobnej porcelanowej miseczce.
„Farby”! - ucieszył się Piotruś i zaraz zabrał się do malowania obrazka.
Narysował domek i dwa drzewka po obu stronach. Nabrał czerwonej farby na pędzelek i pomalował nią dach domku. Potem opłukał pędzelek w wodzie i umoczył go w farbie niebieskiej. Przesunął nim kilka razy ponad domkiem.
„Moje niebo jest niebieskie jak prawdziwe - pomyślał - teraz trzeba pomalować drzewa i trawę”.
Ba, ale jak zrobić trawę, kiedy nie ma zielonej farby?
Piotruś pomyślał chwilę
„Już wiem, zrobię jesień, bo w jesieni trawa jest żółta i liście na drzewach też…”
Machnął pędzlem z takim rozmachem, że zajechał aż na brzeg nieba błękitniejącego za drzewem. Niebieska farba na drzewie był jeszcze mokra i połączyła się z żółtą.
Piotruś chciał ratować zamazujący się obrazek, gdy zobaczył, że z obaczył, że z pomieszanych farb żółtej i niebieskiej zrobiła się - zielona!
- Mam zieloną farbę! - ucieszył się - Już teraz mogę namalować trawę i listki na drzewie! A żółtą?... Żółtą pomaluje słońce i dmuchawce kwitnące na trawie!
Z zapałem mieszał obie farby, gdy nowa myśl przyszła mu do głowy:
„A gdyby tak połączyć czerwoną z niebieską albo żółtą?”
Za chwilę na obrazku kwitły już ciemnoliliowe fiołki, a drzewa wychylały się zza pomarańczowego płotka.
Potem Piotruś przekonał się jeszcze, że kiedy się weźmie trochę więcej wody, to farby są bledsze i można tą samą niebieską malować i niebo, i chabry, i niezapominajki. A znowu czerwona, jak ją dobrze z wodą rozmiesza, zastąpi różową i można nią pomalować policzki dziewczynki stojącej przed domem.
Nie spodziewał się Piotruś, że jego trzy farby dadzą mu tyle różnych kolorów.
Hanna Zdzitowiecka
STRAŻ POŻARNA
Bije dzwon na alarm,
już spieszą strażacy,
Czasem w nocy, ze snu,
czasem w dzień - od pracy.
Spieszą na ratunek:
tam płonie zagroda!
Gra trąbka - a czerwień
lśni na samochodach.
Pierwsi są na miejscu,
choćby szmat drogi był,
pryska woda z węża,
syczy żar i ogień.
Gaśnie groźny pożar,
dym ku niebu gnie się.
Dzielna straż pożarna
ludziom pomoc niesie
Czesław Janczarski
DLA MAMUSI
Zebrał Jaś
kwiatów garść
na zielonej łące,
kaczeńce, Złocieńce
trzyma w każdej rączce.
- Matuniu,
matulu!
wyjrzyj na próg chaty,
to ci dam
co, co mam -
buziaka i kwiaty.
Krystyna Artyniewicz
OBRAZEK DLA MAMY
Mamo,
namalowałem Ci obrazek
zupełnie sama.
Na tym obrazku jesteśmy razem:
ja, twoja córka,
ty, moja mama.
A twój synek, mój brat,
podaje ci kwiat.
Jesteś pięknie ubrana,
uśmiechnięta i ładna
(rysowałam cię przecież
od rana!)
Tylko mi tu nie wyszło,
że ty, mamo,
jesteś bardzo a bardzo
kochana!
Hanna Łochocka
WIOSENNE KANAPKI
Na miseczkach pani ułożyła nowalijki.
- Co my tutaj mamy, rzodkiewka, pomidor, zielony ogórek. Jak myślicie, czym jeszcze możemy ozdobić nasze kanapki?
- Szczypiorkiem i rzeżuchą, którą sami posialiśmy! - zawołał Paweł.
- Oczywiście wspaniały pomysł. Przyniosłam główkę zielonej sałaty, każdy ułoży listek na swojej kanapce.
Dzieci umyły ręce, założyły fartuszki i zabrały się do pracy.
Pani kroiła w plasterki ogórek, rzodkiewki, każdy w dowolny sposób układał je na swojej kanapce. Ćwiartki pomidora oraz drobno posiekany szczypiorek i rzeżucha stanowiły doskonałą ozdobę.
- Moja wygląda jak łódeczka! - zawołał Krzysio.
- A moja jak uśmiechnięta buzia, proszę spojrzeć - Ania zachwycała się swoją kanapką.
- Nasze kanapki są nie tylko pięknie wykonane, ale są bardzo smaczne i zdrowe.
Dzieci ułożyły kanapki na półmisku, zebrały puste miseczki, posprzątały na stolikach. Na kolorowej serwetce przed każdym stał talerzyk. Z ochotą zabrały się do jedzenia.
- Jak pięknie na naszych stolikach.
- Oto niespodzianka od pani wiosny - na środku stolików pani postanowiła wazoniki z kwiatami.
Wszystkie kanapki zostały zjedzone.
- Szkoda, że się skończyły - szemrały dzieci.
- Zrobi podobne w domu razem z mamą - odezwał się Piotruś, połykając ostatni kawałek.
- Świetny pomysł, mama na pewno bardzo się ucieszy.
B. Forma
ŻYWA WODA
Pewnego dnia wielki nieszczęście spadło na dom biednej kobiety, w którym mieszkała wraz z najmłodszym synem. Oto nagła choroba powaliła ją z nóg i ustąpić nie chciała. Nie pomagały zioła ani inne leki. Nie pomogła znana zielarka, sprowadzona z głębi lasu, która potrafiła przyrządzać tajemnicze wywary z różnych roślin. Coraz większy był smutek siedzącego przy matce syna.
- Tylko żywa woda może pomóc twojej matce. Ona nie tylko zdrowie, ale i życie potrafi przywrócić. - powiedziała zielarka.
- Ale gdzie tej żywej wody szukać? - spytał zrozpaczony syn.
- Oj, daleko, daleko! - odpowiedziała zielarka. - za trzema borami i trzema rzekami, na szczycie Sobotniej Góry, u stóp mówiącego drzewa.
- Pójdę choćby za siedem rzek i żywą wodę przyniosę!
- Wielu poszło - rzekła zielarka - ale żaden nie wrócił. Sto strachów strzeże do niej dostępu, sto pokus broni do niej drogi. I biada temu, kto się zlęknie! W kamień zostanie zaklęty i na stoku góry na wieki zostanie!
- Nie ulęknę się tych niebezpieczeństw! Pójdę, nie powstrzyma mnie żadna siła! Wrócę z cudowną wodą! Uratuje matce zdrowie! - odpowiedział syn.
Jak postanowił, tak zrobił. Wziął węzełek z jedzeniem, kij podróżny w dłoni ścisnął i za trzecią rzekę i trzeci bór wyruszył.
Przebył trzy rzeki i trzy bory i przed Sobotnią Górą stanął. Stroma to była góra, lasem gęstym porosła, w którym czaiło się pełno żmij i jadowitych wężów. Nic jednak nie mogło odstraszyć chłopca, który pragnął uratować matce zdrowie i życie. Szedł przed siebie. Piął się coraz wyżej, nie zważając na dziwne głosy, które go chciały zwieść z drogi.
- Dlaczego przez ten gąszcz się przedzierasz, skoro obok droga prostsza i wygodniejsza? - wołał ktoś za nim - Poczekaj! Razem pójdziemy. Bezpieczną ścieżkę ci wskażę.
- Dobrze pamiętam, co mi zielarka powiedziała: biada temu, kto zejdzie z obranej drogi - powtarzał sobie syn.
A potem przyszły strachy. A to chłopiec ujadanie wilka za sobą słyszy, a to smok wielogłowy paszczę przed nim otwiera.
- Nie boję się! Idę przywrócić matce zdrowie i życie, więc nic mi się stać nie może!
I szedł dalej, a strachy stojące na jego drodze rozpraszały się jak mgła, bo synowska miłość była od nich silniejsza.
- Muszę myśleć tylko o mojej kochanej matce. Jedną mam ją na świecie! Szczyt Sobotniej Góry był coraz bliżej i wreszcie chłopiec tam dotarł. Zobaczył wszystko to, co zielarka mówiła: źródło żywej wody, mówiące drzewo i zaczarowanego sokoła. I kamienie na stokach góry w ziemię wrośnięte, w które zamieniali się ci, którzy mieli za mało odwagi. Sokół na widok chłopca zerwał się, poszybował w górę i po krótkim czasie wrócił z złotym dzbanem w dziobie. A wtedy mówiące drzewo tak przemówiło:
- Weź ten dzban i napełnij go żywą wodą. Potem ułam jedną z moich gałązek i umocz ją w wodzie z cudownego źródła. Gdy to uczynisz, wracaj do domu. Po drodze skrapiaj żywą wodą kamienie, które na stoku góry napotkasz. One długo na to czekały.
Chłopiec zrobił tak, jak mówiące drzewo nakazało. Dzban żywą wodą napełnił, podziękował drzew, wodzie i sokołowi i wyruszył w powrotną drogę. Przy każdym napotkanym kamieniu przystawał, żywą wodą go skrapiał, a wtedy kamień przybierał ludzką postać.
I tak wrócił chłopiec do swojej wioski, do chaty, gdzie leżała chora matka. Skropił ją natychmiast wodą z zaczarowanego źródła i matka zdrowa wstała z łóżka. I znów szczęście zagościło w małej chatce.
M. Orłoń, J. Tyszkiewicz
UWAGA CZERWONE ŚWIATŁO
Czy to duże miasto,
wioska czy osada
kto uważnie chodzi
ten pod nic nie wpada!
Kolorowe światła
obok skrzyżowania:
jedno iść pozwala
drugie iść zabrania.
Bądźmy uważni!
Bądźmy ostrożni!
Przejście przez ulicę
nie jest trudną sprawą.
Najpierw spójrzmy w lewo
potem spójrzmy w prawo.
Jeśli nic nie jedzie
można iść bezpiecznie.
Ten drogowy przepis
trzeba znać koniecznie!
Bądźmy uważni!
Bądźmy ostrożni!
Ten czerwony sygnał
Przejść nam nie pozwala
gdy czerwonym okiem
patrzy na nas z dala.
A zielony sygnał
Oko ma zielone,
mówi: Bardzo proszę
przejść na drugą stronę.
Bądźmy uważni!
Bądźmy ostrożni!
M. Terlikowska
KURCZĄTKO
Kurczątko
Z jajeczka się urodziło…
Główkę najpierw wychyliło,
Na dwie nóżki
Wyskoczyło…
Czarne oczko otworzyło,
Dziobek mały rozchyliło,
Że jest głodne zakwiliło.
W. Szumanówna
NAD ZIELONĄ ŁĄKĘ
Nad zieloną łąkę
lecą dwa motyle.
Oj, bardzo się cieszą,
że tu kwiatów tyle.
Kolorowe kwiaty
cztery zobaczyły.
Nabrały powietrza,
do czterech liczyły:
- Jeden, dwa, trzy, cztery.*
Ale pięknych kwiatów
jest więcej na łące.
Liczyły do sześciu
kwiatuszki pachnące
- Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć.*
Poleciały dalej
na skraj cudnej łąki.
A tu owy dywan
ścielą kwiatów pąki.
Radosne motyle
buzie otworzyły.
Powietrze wciągnęły,
do ośmiu liczyły:
- Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem.*
Teraz razem z dziećmi
będą kwiaty liczyć.
Liczyć do dziesięciu.
Będą wspólnie ćwiczyć:
- Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć, dziesięć.*
Ewa Małgorzata Skorek
W miejscach oznaczonych gwiazdką (*) dzieci, powtarzając za prowadzącym, liczą kwiatki. Za każdym razem cicho nabierają powietrza ustami i starają się liczyć na jednym wydechu.
ŻABKI
Po zielonej łące
żabki sobie skaczą
i głośno kumkają,
gdy boćka zobaczą:
- Kum, kum // kum, kum / kum, kum // kum, kum.*
Leci bociek, leci -
na łące panika,
żabki uciekają,
każda w wodzie znika:
- Kum, kum // kum, kum / kum, kum // kum, kum.*
Bociek już odleciał,
zaświeciło słońce,
żabki wyszły z wody,
bawią się na łące:
- Kum, kum // kum, kum / kum, kum // kum, kum.*
Skaczą i śpiewają,
i tańczą radośnie,
kumkają o boćku
i o pięknej wiośnie:
- Kum, kum // kum, kum / kum, kum // kum, kum.*
Ewa Małgorzata Skorek
* W miejscach oznaczonych gwiazdką (*) dzieci, powtarzając za prowadzącym, naśladują kumkanie żab - na jednym wydechu dwukrotnie wypowiadają: Kum, Kum…
Pojedynczą kreską (/) oznaczono pauzę na nabranie powietrza ustami, a podwójną kreską (//) - pauzę, podczas której należy na chwilę wstrzymać oddech.
Zagadki o ptakach:
Powrócił do nas
z dalekiej strony,
ma długie nogi
i dziób czerwony.
bocian
Zbudowałam gniazdko
w stajni przy płocie
uciekajcie muszki
bo was w locie złapię.
Jaskółka
Misterna robota
choć z szarego błota.
jaskółcze gniazdko
Często w lesie ją usłyszysz,
czasami w zegarze.
W lesie, gdy chcesz, wróżbę powie,
w zegarze - czas wskaże.
kukułka
Szary wdzięczny ptak,
wraca do nas
na pierwszy wiosenny znak.
szpak