Toksyczny pył z 11 września 2001 roku nadal zabija
Atak z 11 września 2001 roku pochłonął życie nie tylko tych osób, które w chwili tragedii znajdowały się w budynku. Dziesięć lat po tym wydarzeniu, wielu osób nie ma wśród nas, bądź cierpią na wiele dolegliwości, w wyniku oddziaływania toksycznego pyłu unoszącego się nad Strefą Zero.
Próbki pyłu, powstałego w wyniku tragicznej katastrofy lotniczej z 11 września 2001 roku, pobrane zostały kilkakrotnie zarówno z miejsca tragedii jak i z wielu innych lokalizacji w Nowym Jorku. Analiza makroskopowa i mikroskopowa, a także chemiczne metody oceny składu pyłu dały niepokojące wyniki. Pewnym było, że substancje, które pojawiły się w wyniku tragedii, były toksyczne. Nikt nie sądził jednak, że w tak znacznym wysokim stopniu.
Ponad 50 % składu pyłu to materiał, który niegdyś tworzył konstrukcję wież WTC. 40 % to szkło, a także substancje włókniste. Niemal 10% stanowi celuloza, pochodząca najpewniej ze zniszczonych biur. Tylko 0,8% składu pyłu to azbest, ołów, rtęć, kadm ta ilość wystarcza jednak, by odpady stanowiły śmiertelne zagrożenie. Odnaleziono także śladowe, ale niebezpieczne, ilości dioksyn oraz wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych polycyclic aromatic hydrocarbons, PAHs, których źródłem były pożary trwające w miejscu katastrofy przez niemal trzy miesiące.
Azbest oraz metale ciężkie tworzące pył, a także związki organiczne dioksyna, PAHs są substancjami kancerogennymi. Jako mutageny, wnikają do organizmów żywych i wywołują mutację w obrębie kwasów nukleinowych, a to, w konsekwencji, może prowadzić do zmian w komórkach i przyczynić się do rozwoju nowotworu, a następnie zachorowania na raka.
Cząstki, które tworzą pył, to przede wszystkim molekuły o średnicy większej niż 53 mikrony (1 mikron = 0,000001m). Wnikając do elementów układu oddechowego, blokują jego wyższe partie. Pył tworzą także molekuły o mniejszej średnicy - im mniejsza cząstka, tym głębiej penetruje kanaliki płucne. W rezultacie, toksyny zalegają w miąższu segmentów płucnych, blokując dopływ tlenu do pęcherzyków płucnych. Płuca wielu osób, które były narażone na kontakt z pyłem unoszącym się nad WTC, są dosłownie „zaklejone” odpadami. Ceną za ratowanie ludzi i pomoc w sprzątaniu miejsca tragedii było zdrowie, a niekiedy nawet życie wielu osób.
Manuel Checo, dziś w wieku 44 lat, jest jedną z ofiar toksycznego nowojorskiego pyłu. Aż do 2001 roku był dozorcą w jednym z apartamentów w NYC. Nie zarabiał wiele. 12 września odebrał telefon z intratną propozycją pracy. Bez zastanowienia dołączył do szeregu robotników, którzy pracowali w miejscu katastrofy, pomagając w usuwaniu odpadów. W ciągu pięciu lat od katastrofy, niemal stracił głos i do dziś odczuwa poważne trudności w oddychaniu. Lekarze określają to jako World Trade Center cough kaszel World Trade Center. Checo jest zmuszony brać leki, które jedynie koją ból, niestety nie leczą. Z powodu choroby i znacznego pogorszenia stanu strun głosowych, niechętnie wychodzi z domu. Gdy chce się komunikować, z trudem szepcze. Coraz częściej chętnie używa kartki i długopisu, gdy chce coś przekazać. Przestał korzystać z telefonu komórkowego, czuje, że w jego przypadku, to urządzenie jest zbędne, bo i tak nie może rozmawiać.
Inny przypadek to James Zadroga, funkcjonariusz wydziału detektywistycznego nowojorskiej policji NYPD New York City Police Department. Gdy w wieku trzydziestu lat przystąpił do prac związanych z ratowaniem ludzi po ataku z 11 września był zdrowym, pełnym sił, młodym mężczyzną. Nie cierpiał na astmę, nigdy nie palił papierosów. Kilka tygodni po spędzeniu 450 godzin w Strefie Zero, zaczął skarżyć się na uporczywy kaszel i trudności w oddychaniu. Wkrótce musiał zrezygnować z porannego biegania, co z pasją robił aż do 2001 roku. Bezskuteczne leczenie trwało pięć lat. Pewnej nocy, gdy Zadroga wstał z łóżka, by podać swojej córce butelkę z mlekiem, upadł na kuchenną podłogę i po kilku minutach zmarł. Powodem zgonu była niedrożność przewodów oddechowych. Sekcja zwłok wykazała, że w płucach Amerykanina odnaleziono ogromną ilość substancji takich jak talk, celuloza, fosforan wapnia, a także wiele innych. Wkrótce okazało się oczywiste, że powodem jego śmierci było przebywanie w miejscu tragedii.
www.wlaczochrone.pl
Choroby, z którymi borykają się Manuel Checo i James Zadroga to tylko wierzchołek góry lodowej. W akcjach ratowniczych i mających na celu usunięciu odpadów po katastrofie wzięło udział łącznie około 40 tysięcy osób, wśród nich robotnicy, strażacy, funkcjonariusze policji, lekarze a także ratownicy. Ponad 18 tysięcy z nich cierpi na schorzenia, których przyczyn lekarze dopatrują się w pyle pochodzącym z upadku wież WTC. Są to wcześniej opisane trudności w oddychaniu, a także niewydolność wielu narządów wewnętrznych - nerek, serca, wątroby. Z danych New York State Department of Health wynika, że tylko do 2009 roku, udokumentowano 204 zgony wśród osób, które pracowały w miejscu ataku. Analiza patomorfologów pozwoliła stwierdzić dokładną przyczynę śmierci przynajmniej 98 osób z tej grupy. Ich ofiarę wiąże się z niebezpieczeństwem, na które zostali narażeni podczas swojej bohaterskiej pracy. Większość z nich zmarła na raka lub w wyniku innych zmian w układzie oddechowym, niektórzy z powodu ataku serca, znaczna grupa w wyniku sarkoidozy choroby układu odpornościowego, który został znacznie osłabiony poprzez kontakt z substancjami toksycznymi.
Problemy ze zdrowiem wynikające ze zgromadzonego na miejscu tragedii pyłu nie ograniczają się jednak tylko do tych, którzy znajdowali się blisko Strefy Zero. Po katastrofie pył zaczął wędrować w kierunku wschodnim a później południowo wschodnim. Wraz z powietrzem przeniósł się do innych dzielnic Nowego Jorku. W samym mieście zebrano ponad 10 tysięcy próbek, w celu oceny zasięgu rozprzestrzeniania się toksycznego pyłu. Najbardziej ucierpiały dzielnice Dolnego Manhattanu oraz pobliskiego Chinatown. Niebezpieczne związki dotarły także znacznie dalej nawet na odległość dwóch do pięciu kilometrów od miejsca katastrofy. Wiele osób do dziś trafia do lekarza z objawami typowymi dla kontaktu z pyłem.