4880


0x01 graphic

TĘCZOWY MOST

Ta część nieba nazywana jest Tęczowym Mostem.

Kiedy odchodzi zwierzę, które było szczególnie bliskie komuś, kto pozostał po tej stronie, udaje się na Tęczowy Most. Są tam łąki i wzgórza, na których wszyscy nasi mali przyjaciele mogą bawić się i biegać razem. Mają tam dostatek jedzenia, wody i słońca; jest im ciepło i przytulnie. Wszystkie zwierzęta, które były chore i stare powracają w czasy młodości i zdrowia; te które były ranne lub okaleczone są znów całe i silne, takie, jakimi je pamiętamy marząc o czasach i dniach, które przeminęły. Zwierzęta są szczęśliwe i zadowolone, z jednym małym wyjątkiem: każde z nich tęskni do tej jedynej, wyjątkowej osoby, która pozostała po tamtej stronie.

Biegają i bawią się razem, lecz przychodzi taki dzień, gdy jedno z nich nagle zatrzymuje się i spogląda w dal. Jego lśniące oczy są skupione, jego spragnione ciało drży. Nagle opuszcza grupę, pędząc ponad zieloną trawą, a jego nogi poruszają się wciąż prędzej i prędzej.

To ty zostałeś dostrzeżony, a kiedy ty i twój najlepszy przyjaciel wreszcie się spotykacie, obejmujecie się w radosnym połączeniu, by nigdy już się nie rozłączyć. Deszcz szczęśliwych pocałunków pada na twoją twarz, twoje ręce znów pieszczą ukochany łeb; patrzysz znów w ufne oczy swego przyjaciela, który na tak długo opuścił twe życie, ale nigdy nie opuścił twego serca.

A potem przekraczacie Tęczowy Most - już razem...

http://www.teczowy-most.pl/index.html

To tylko pies, tak mówisz ,tylko pies...
a ja ci powiem ,że pies to często jest więcej niż człowiek
on nie ma duszy, mówisz...popatrz jeszcze raz.
Psia dusza większa jest od psa i kiedy się uśmiechasz do niej ona się huśta na ogonie, a kiedy się pożegnać trzeba i psu czas iść do psiego nieba
to niedaleko pies wyrusza przecież przy tobie jest psie niebo z tobą zostanie jego dusza...

B. Borzymowska

Z łapami do nieba

Renata Krzyszkowska

Gdy odchodzą, cierpimy jak po stracie kogoś najbliższego. Często nawet wstydzimy się przyznać, jak głęboka więź nas łączyła. Po śmierci bliskiej osoby pociechę przynosi obietnica zmartwychwstania i ponowne spotkanie. A jak jest ze zwierzętami? Czy ich życie kończy się z ostatnim tchnieniem? Czy spotkamy je ponownie w lepszym świecie?

Pytanie to zadawał sobie nie tylko kochający zwierzęta święty Franciszek z Asyżu, którego święto obchodzimy 4 października, ale chyba każdy, kto zaprzyjaźnił się z jakimś czworonogiem. Odpowiedzi na nie szukają zwłaszcza ludzie, dla których domowe zwierzęta, jak psy i koty, to często najwierniejsi towarzysze.

Ojciec Leon Knabit w swej książce "Czy zwierzęta mają duszę" stwierdza, że nie słyszał o świętym, który nie lubiłby zwierząt, wręcz przeciwnie. Im człowiek jest bliżej Pana Boga, tym łatwiej zaprzyjaźnia się z nimi. Jego zdaniem święci miłośnicy zwierząt niosą w sobie znamiona raju, zapowiedź obiecanej przez proroka Izajasza harmonii stworzenia. "Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał. Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie, młode ich razem będą legały. Lew też jak wół będzie jadł słomę. Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii. Zła czynić nie będą ani zgubnie działać po całej świętej mej górze, bo kraj się napełni znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze" (Iz 11, 6-9).

Kochaj i rób co chcesz

Zwierzęta towarzyszą człowiekowi od początku historii świata. Gdy Bóg stwarzał pierwszych ludzi, oceany i lądy tętniły już życiem. Stwórca przeznaczył nas do panowania nad całą Ziemią, w tym także nad jej fauną i florą. Ludzie są osobnym dziełem Boga. Jako jedyni w świecie widzialnym zostaliśmy stworzeni nie tylko na chwałę Stwórcy, ale również na jego obraz i podobieństwo. Zwierzętom nie uczynił tego zaszczytu. Tym różnimy się od nich i w tym je przewyższamy. Chociaż Bóg dał nam zdolność kochania nie tylko Jego i naszych bliźnich, ale całego świata, wielu ludzi obawia się, że akcentowanie miłości do zwierząt może przynieść ujmę ich miłości do Stwórcy. Jakby zapominali, że miłość może ogarniać wszystko. Wielu ludzi, myśląc o losie zwierząt po śmierci obawia się, że wyrażanie nadziei, iż spotka się z nimi w upragnionym niebie, ujmuje coś ich pobożności. Niepokoi się, że Bóg może mieć nam za złe, iż obdarzyliśmy uczuciem i oddaliśmy część swego serca temu, co oprócz nas stworzył. Włoski ksiądz Valentino Salvoldi, pisarz i dziennikarz, napisał: "Kochać to powiedzieć drugiej osobie: Ty nie umrzesz". Chociaż zwierzę nie jest osobą, ale skoro staje się dla nas kimś bardzo bliskim, naturalnym wydaje się nasza dociekliwość, o to, co stanie się z nim po śmierci. Czy możemy powiedzieć z całą pewnością, że w niebie jest miejsce tylko dla ludzi? Wielu chrześcijan wyraża nadzieję, że spotkają tam także bliskie swemu sercu zwierzęta. Jeśli tak jest, to możemy przypuszczać, że świadomość nieba i szczęście z bezpośredniego obcowania z Bogiem będzie u zwierząt uboższe niż u ludzi, bo i na ziemi ich kontakt z Bogiem jest uboższy. Zwierzęta przecież się nie modlą i nie przyjmują sakramentów świętych. Ale czy stanowiłoby to jakąś przeszkodę w obcowaniu zwierząt z Bogiem w niebie? Franciszkanin ojciec Stanisław Jaromi twierdzi, że nie możemy Stwórcy "wiązać rąk", bo tylko On określa, co jest wieczne, a co przemijające.
Umrzeć za swoje owce

Trudno sobie wyobrazić, by stosunek Boga do zwierząt był suchy i beznamiętny. Jezus docenia ich rolę choćby poprzez częste odwoływanie się do ich życia w przypowieściach np. o dobrym pasterzu i owcach, lub gdy nawołuje:. "Oto Ja posyłam was jak owce między wilki, bądźcie tedy roztropni jak węże i niewinni jak gołębice" (Mt 10,16). Bóg troszczy się o zwierzęta i żywi je. Jako ich Stwórca na pewno kocha je bardziej niż my. Może również bardziej niż my się do nich przywiązuje. Z miłości do Boga wypływa prawdziwa miłość do wszystkiego, co On stworzył. Miłość do zwierząt oczywiście nie może przysłaniać miłości do ludzi. Nie należy zapominać, że według szacunków w Polsce żyje nawet kilka milionów zwierząt domowych, w bardzo wielu przypadkach rozpieszczanych i kochanych, podczas gdy w placówkach opiekuńczo-wychowawczych żyje blisko 20 tys. dzieci, które nie mają do kogo powiedzieć "mamo" i "tato". Niestety ci, których najbardziej oburzają te statystyki, najczęściej sami nigdy nie adoptowali dziecka ani nie pokochali żadnego zwierzęcia. Prawdziwa miłość do Boga "rozlewa się" na ludzi, a z nich na cały świat, w tym też na zwierzęta. Bez tej kolejności miłość do zwierząt może być tylko ckliwym dziwactwem wypełniającym pustkę w duszy.

Zamerdać na Pana Boga

- Święty Franciszek rozwinął genialną, a zarazem dziecinnie prostą ideę powszechnego braterstwa. Przez długie lata pobytu w odosobnieniu, na łonie przyrody, wśród zwierząt doświadczał bliskość Boga będąc w harmonii z przyrodą. W swojej prostoduszności czuł, że gdy się modli i wielbi Boga, uczestniczą w tym także otaczające go zwierzęta. Zostały przecież stworzone na chwałę Boga. Czy należy zatem przypuszczać, że w przyszłym życiu nie będą już mogły chwalić swą obecnością Pana? - zastanawia się ojciec Stanisław Jaromi.

Niebo nie tylko dla ludzi

"Miłośnikom zwierząt trudno wyobrazić sobie wieczne szczęście bez ich pociech. Rozumiem to bardzo dobrze. Niektórzy miłośnicy zwierząt uważają nawet, że należałoby zastanowić się nad możliwością różnych form życia wiecznego - innych dla ludzi i innych dla zwierząt. Nie wiem. Kiedy ktoś mówi, że niemożliwe, by u Pana Boga nie siedział na kolanach rudy kocur, odpowiadam, że nie bardzo wiem, jak w tym świecie duchowym wyglądają kolana Pana Boga. Bóg nawet przed nami, ludźmi, nie odsłania tajemnicy życia wiecznego. Uważam, że powinniśmy się bronić przed zbytnią ciekawością w tej kwestii i zaufać Bogu. Są oczywiście pytania. Bo trudno uwierzyć, że Bóg, Dawca życia, stwarza życie na jakiś czas. A potem ma się to życie unicestwić? Nie wierzę też, że te umęczone koty, bezdomne psy, bite konie nie będą miały nagrody. Ale to są pobożne życzenia. Najlepszym wyrazem naszej miłości do zwierząt nie jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o plany Pana Boga, lecz zatroszczenie się o to, byśmy mieli szacunek do naszych mniejszych braci i przestrzegali ich praw. A rzeczywistość na pewno okaże się dużo bogatsza, niż możemy sobie to wyobrazić. Bo u Boga wszystko jest możliwe?.

o. Leon Knabit OSB, "Czy zwierzęta mają duszę?", Wydawnictwo Nemrod, Kraków 2005

Ks. prof. Wojciech Bołoz, dyrektor Instytutu Ekologii i Bioetyki Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

- W teologii rzadko stawiana jest kwestia zwierząt i ich obecności przy nas po śmierci. Pismo Święte nie daje na ten temat jednoznacznej odpowiedzi. Jak mówi Biblia, po Paruzji, czyli po ponownym przyjściu Jezusa, będzie nowe niebo i nowa ziemia. Jeżeli człowiek ma uobecniać w tym nowym świecie swoje odnowione wartości, to chyba nie może w nim zabraknąć relacji do świata przyrody w tym i do zwierząt. Poza tym trudno wyobrazić sobie nową ziemię bez zwierząt, bez śpiewu ptaków czy innych odgłosów przyrody. Według Listu do Rzymian (Rz 8,19), całe stworzenie z upragnieniem oczekuje, że podobnie jak ludzie zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia. Są więc przesłanki, by sądzić, że owe odnowienie na końcu świata nie będzie dotyczyło tylko człowieka, ale i całego stworzenia, w tym także zwierząt.

Ks. prof. Tomasz Węcławski

- Jeżeli zwierzęta pozostają w rzeczywistości, w której ludzie po śmierci spotykają się z Bogiem, to dlatego, że należą do ludzkiego życia. Jeżeli coś należy do naszego życia, to ma być uratowane razem z naszym życiem. Nawet mały, nieznany żadnemu człowiekowi owad sprzed miliona lat także w pewien sposób należy do naszego życia, ponieważ należy do całego świata biologicznego, w którym istniejemy. Zatem w pewnym sensie wszystkie zwierzęta należą do naszego życia, ale nie wszystkie tak samo. Z niektórymi zwierzętami jesteśmy w bardziej bezpośredniej relacji, z której zdajemy sobie sprawę, a z innymi ta relacja jest całkiem przez nas nieuświadamiana. Ale jak będziemy mogli przeżywać obecność zwierząt w świecie zbawionym, tego nikt z nas nie jest w stanie powiedzieć, bo dopóki żyjemy w doczesnym świecie, jest to poza naszą wyobraźnią.

Renata Krzyszkowska

http://pies.onet.pl/4226,26,0,smierc_czworonoznego_przyjaciela,artykul.html

Śmierć czworonożnego przyjaciela

Fragment [z:] Dorota Sumińska, "Trudne tematy"

Czy chcemy, czy nie, musimy przyznać, że często śmierć jest wybawieniem, dobrą wróżką, która zdejmuje cierpienie i ból. Każdy, kto się urodzi, musi umrzeć - prawda i oczywistość - a jednak prawie każdy z nas ucieka od tej myśli jak najdalej, nie biorąc pod uwagę i tej oczywistości, że jego pies czy kot też nie jest wieczny.

Na swoje szczęście nasze zwierzęta nie myślą o śmierci ani się jej nie boją. Oczywiście, że każdy zdrowy psychicznie osobnik, bez względu na gatunek, kieruje się instynktem samozachowawczym, inaczej zginąłby, a z nim wszystkie ziemskie gatunki.

Instynktowne ratowanie życia jednak nie ma nic wspólnego z lękiem przed śmiercią - ratowanie życia to nie strach przed nieuniknionym końcem, lecz chęć trwania, chęć życia. Uciekając przed pożarem, nie myślimy przecież o strachu przed śmiercią. Po prostu - boimy się ognia, nie chcemy spłonąć.

Przerażać może śmierć, która przychodzi za wcześnie, nagle, niespodziewanie dla nikogo. Jednak śmierć zjawiająca się na koniec życia przeżytego aż do starości - nie tylko nie powinna przerażać, ale i nie powinna dziwić.

Żyjemy w czasach, gdy każdy „powinien” być młody (a przy okazji - piękny i zdrowy), a starość traktowana jest jako coś wręcz wstydliwego. To, że sami staramy się udawać młodszych niż jesteśmy, to nasza sprawa, ale dlaczego nie pozwalamy się normalnie zestarzeć naszym psom i kotom?

Bardzo często spotykam się z pytaniem: dlaczego on (pies) ma kłopoty z porannym rozprostowaniem kości?”. „Bo jest stary” - odpowiadam. „Jak to - stary, ma dopiero ... lat. Proszę coś zrobić, żeby mógł jak dawniej biegać z piłką”.

Po co?

Przecież nawet Pele, król futbolu, już nie biega za piłką. I co, źle mu teraz bez tego? Nie, już się wybiegał. W „swoim” czasie. A teraz „swój” czas ma Ronaldinho.

Na wszystko jest w życiu „swój” czas - na bieganie z piłką, na szalone harce, na dorosłość, na starość i na śmierć.

Cudownie, jeśli zdążymy przeżyć wszystko. Wspaniale, jeśli możemy towarzyszyć naszemu psu w każdym z etapów jego życia z odejściem z tego świata włącznie.

Nie zawsze jednak, wręcz coraz rzadziej (to chyba znak czasu, w którym żyjemy) jest tak, że wszystko dzieje się zgodnie z naturalnym zegarem biologicznym. W przypadku zwierząt nieuleczalne choroby, tragiczne wypadki często stawiają nas wobec najtrudniejszego z wyborów - decyzji o życiu lub śmierci.

Eutanazja - słowo tabu, słowo budzące dreszcz emocji.

Boimy się... nie wiemy... nie jesteśmy pewni racji... mamy niepewny pogląd w tej dziedzinie, gdy chodzi o nas - o ludzi. Kiedy zaś chodzi o nasze zwierzęta, teoretycznie powinno być nam łatwiej ważyć sprawy i podejmować decyzje.

Teoretycznie.

Bo przecież w przypadku zwierząt także chowamy się do mysiej dziury, gdy przychodzi decydować o „ciągu dalszym”. Coraz rzadziej jest tak, że zwierzę odchodzi w „swoim” czasie - czyli ze starości.

Coraz częściej stajemy w obliczu nieuleczalnej choroby zwierzęcia. I dylematu - czy i kiedy mamy powiedzieć: dość, nie będziesz dłużej cierpiał.
Myślę, że bardzo trudno ocenić rozmiar czyjegoś cierpienia. Każdy ma trochę inny próg bólu, trudno znaleźć miarę dla cierpienia psychicznego, np. z powodu unieruchomienia (paraliż, itp.). Człowiek z reguły umie przekazać drugiemu, jak można mu pomóc. Chore zwierzę najczęściej chowa się i unika kontaktu - w przypadku psów jest to cecha atawistyczna, która chorym dzikim zwierzętom często ratuje życie (chory jest słaby i mógłby paść ofiarą drapieżcy).

Kiedy opiekun pyta mnie: „...kiedy mam ulżyć jego cierpieniu? ...skąd będę wiedział, że on już nie chce żyć?”, odpowiadam, że nikt inny tylko kochający właściciel psa czy kota jest w stanie najlepiej ocenić to, czy życie jego podopiecznego przestało dawać jakąkolwiek radość. I to jest ten moment, w którym mamy moralny obowiązek podjąć decyzję o jego zakończeniu.

Jestem zdania, że nieuleczalnie chory nie powinien cierpieć wcale. W przypadku ludzi nie zawsze jest to możliwe, zwierzęta

są w lepszej sytuacji dlatego, że można dawać im bez ograniczeń większość leków kojących ból, a gdy nie da się sprawić, aby nie cierpiały - poddać eutanazji. Proszę zapamiętać, że zwierzę nie ma takich potrzeb jak my, nie czeka, aż dziecko zda maturę, czy ktoś z rodziny wróci z podróży.

Zwierzę żyje tu i teraz, a nikt inny tylko my zgotowaliśmy mu to „tu i teraz”. I właśnie my musimy zapewnić mu komfort nie tylko życia, ale i godnej śmierci. Zaznaczam, że eutanazja w przypadku naszych czworonożnych przyjaciół dopuszczalna jest tylko z powodu nieuleczalnych chorób niosących wyłącznie cierpienie, a nie z powodu starości czy kalectwa, przy którym tak naprawdę można się jeszcze cieszyć życiem.

Jak to zrobić, aby zwierzę i jego opiekun nie czuli się jak „kat i ofiara”? Użyłam tego określenia nie bez powodu. Często słyszę: „...nie zniosę tego! ...ja mam wydać wyrok?”. Jaki wyrok? Nie jesteś i nie będziesz katem. Możesz być dobrą wróżką zdejmującą ból.

Czego nie zniesiesz? Widoku ukochanego psa, który wreszcie może spokojnie zasnąć? PAMIĘTAJ!!! ON ZAŚNIE SPOKOJNIE TYLKO W TWOICH RAMIONACH. On nie boi się śmierci, on boi się zostać sam, bez ciebie.

Nikt, kto kocha życie, nie może obojętnie podejść do śmierci. Ja kocham życie. Poddałam eutanazji wielu cierpiących braci mniejszych, łącznie z własnymi chorymi psami. Pamiętajcie, że zwierzę nie wie, jaki dostaje zastrzyk - jeśli wy będziecie zachowywać się spokojnie, ono potraktuje całą sytuację jak zwykłą wizytę u lekarza. Nie rozpaczajcie przy psie, płakać można i trzeba wtedy, gdy podopieczny znajdzie się w „psim raju”, a taki jest na pewno. Wtedy można wypłakać nie tylko żal z powodu śmierci zwierzęcia, ale wszystko to, co jeszcze do wypłakania było. I każdy to zrozumie. Powinniśmy być wdzięczni naszym zwierzętom i za tę chwilę, kiedy wolno nam płakać do woli, nie narażając się na śmieszność.

Na koniec chcę opowiedzieć o śmierci mojej pacjentki, suczki o imieniu Bryła.

Z tak mądrym i dobrym podejściem do tej trudnej sytuacji spotkałam się tylko raz w życiu. Bryłka była chorą psią staruszką i przyszedł moment, kiedy już nie było dla niej żadnej nadziei. Rodzina Bryłki (małżeństwo z dziesięcioletnim synem) i ja znaliśmy się od lat, Bryła dość często składała mi wizyty. Postanowienie o zakończeniu cierpień suczki podjęliśmy razem. Przyszli wszyscy, spokojni, poważni. Położyli Bryłę na stole, przytulili się i tak trwali, póki ona nie zasnęła. Potem płakaliśmy wszyscy razem. Dziś mają inną Bryłę i jestem spokojna o jej los.

Życzę wszystkim Czytelnikom, aby ich zwierzęta, gdy przyjdzie ten czas, odchodziły własną śmiercią. Ze starości.

A jeśli zdarzy się inaczej - życzę Wam szczególnej mądrości przy pożegnaniu z naszym bratem mniejszym.

Dorota Sumińska

http://pies.onet.pl/4226,26,0,smierc_czworonoznego_przyjaciela,2,artykul.html



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
4880
04 PEŁNIENIE SŁUŻBY W KONWOJACH I POMIESZCZENIACH DLA OSÓB ZATRZYMANYCHid 4880
4880
praca-licencjacka-b7-4880, Dokumenty(8)
4880
4880
4880
4880
4880
4880
4880

więcej podobnych podstron