B A J K I Z R A M Ą :
( Nr 6 z 8 )
- Z Ł O T A R Y B K A
-Aaaach! - ziewnęła znad pierzyny zaspana Balbinicha, tęga i leniwa żona biednego rybaka Mateusza.
-Aaaach! - ziewnęła ponownie, tym razem z taką siłą, że aż zadrżała w posadach skromniutka, rybacka chatka, a obrazek ze ślubnym zdjęciem przekrzywił się na ścianie.
-Która godzina?
-Już południe. - odparł rybak, stojąc w otwartych drzwiach z siecią przewieszoną przez ramię.
-Co?! Południe?! - Balbinicha siadła na łóżku, przecierając zaspane oczy. -A ty jeszcze nie ruszyłeś na połów?! W chacie bieda aż piszczy, a ty się lenisz!
-Ja się lenię?! A kto się wyleguje pod pierzyną?! Wypłynąłem już przed świtem! Silny wiatr dzisiaj na morzu!
-I oczywiście nie złowiłeś nawet jednego marnego śledzia...! Ty niezdaro!!!
-Przy takim wietrze trudno złowić cokolwiek! Nie masz pojęcia o rybackim fachu...
-Jazda nad morze i nie wracaj mi bez ryby...!!!
-A ty może byś tak posprzątała w chałupie, ogarnęła izbę...? Kurzu tu pełno, sprzęty się po podłodze walają...
-Nie mam czasu! Muszę śpiewać, ćwiczyć głos, rozwijać swój talent... Sam sobie sprzątaj, ofermo... i mnie uwagi nie zwracaj! No już... idź, bo zacznę śpiewać!
Chwycił Mateusz wiosło, co stało oparte o chałupę i ruszył nad morze. Rybak poważnie potraktował tę groźbę. Balbinicha w kółko śpiewała tę samą arię z opery „Zaczarowany śledź”. Dobrze, że mieszkali na pustkowiu, bo żaden sąsiad by tego długo nie wytrzymał.
Gdy Mateusz dochodził do pierwszej wydmy, Balbinicha wydzierała się już na całe gardło, przekonana, że śpiewa sopranem:
NA DNIE MORZA LEŻY SIEĆ,
A W TEJ SIECI SIEDZI ŚLEDŹ.
WIELKI ŚLEDŹ ZACZAROWANY,
BO TO ŚLEDŹ MARYNOWANY!
LALLALALI... LALLALALI...
JAK MÓJ GŁOS CUDO-OOOO-WNIE BRZMI...!
Rybak szybko zatkał sobie uszy kulkami chleba, które nosił w kieszeniach swojej podszytej wiatrem, rybackiej kufajki i mocniej wcisnął na głowę swój zniszczony rybacki kapelusz. Niebawem dotarł nad morze, które tak bardzo kochał. Urodził się nad nim i wychował. Morze było jego życiem. Nie wyobrażał sobie, że mógłby być kimś innym, niż rybakiem, tak jak jego ojciec... i dziad!
Może szumiało głośno. Wiał porywisty wiatr, fale jedna po drugiej obmywały piasek na plaży, po którym biegała na swych żółtych nóżkach mewa Śmieszka - wierna i jedyna przyjaciółka rybaka Mateusza. Podbiegła do niego, kiedy akurat spychał łódź na fale.
-Mateuszu, Mateuszu! - zawołała piskliwym głosikiem. -Trochę więcej animuszu! Hi, hi, hi, hi...!
-Cześć, Śmieszko! -pozdrowił ją rybak, napierając ramieniem na burtę łodzi.
-Coś taki markotny? - zagadnęła.
-Ach, Balbinicha się wścieka, bo nic jeszcze nie złowiłem.
-Twojej żonie to chyba słoń na ucho nadepnął... hi, hi, hi, hi!
-A widziałaś tu kiedyś słoncia?
-Nie, ale słyszałam, jak śpiewa twoja żona... hi, hi, hi, hi! ... Wstrząsające przeżycie... hi, hi, hi, hi! Ja i wszystkie mewy z plaży myślałyśmy, że to osioł tak ryczy... hi, hi, hi, hi!
-Osioł?! Przy niej to słowik! I nie dokuczaj mi, proszę, nie mam dzisiaj humoru. Balbinicha jeszcze z łóżka nie wstała.
-A co ona w ogóle robi przez cały dzień? -dopytywała się Śmieszka, biegając drobnymi kroczkami dookoła rybaka.
-Śpi, śpiewa i gdera... - westchnął rybak.
-A kiedy już to zrobi, to co robi? Hi, hi, hi, hi...
-Gdera, śpiewa i śpi.
-To chyba na nic nie ma czasu, co? Hi, hi, hi, hi...
-No, nie ma, nie ma... Zwłaszcza, kiedy śpi...
-Płyniesz ze mną? - zapytał wrzucając sieć do łodzi.
-Jasne! Jak zwykle!
Rybak podniósł kotwicę i odepchnął wiosłem łódź od brzegu. Śmieszka biegała po krawędzi burty szczebiocąc bez przerwy. Robiła tak zawsze, kiedy rybak wypływał w morze. Czasem siadała mu na ramieniu i nim rozpoczął połów, zrywała się do lotu krążąc w pobliżu, wskazywała rybakowi miejsce, gdzie powinien zarzucić sieci. Swoim bystrym mewim wzrokiem z łatwością wypatrywała ławice ryb pod powierzchnią fal, wołając przy tym:
-Rzuć tu, rzuć tam...!
Tak było i tym razem. Rybak zarzucił sieć po raz pierwszy - wróciła pusta.
-Szybciej wyciągaj sieć! - krzyczała Śmieszka, krążąc nad jego głową. -Rzuć teraz tam... o, tam - z prawej burty!
Rybak po raz drugi zarzucił sieć, ale ta znowu wróciła pusta.
-Znów się spóźniłeś! Ławica makreli zdążyła odpłynąć! ... O, tu... coś widzę, coś widzę...!
Mewa zatrzymała się w powietrzu trzepocąc skrzydełkami.
-Rzucaj szybko... szybko, szybko!!! Mateuszu, Mateuszu, trochę więcej animuszu… hi, hi, hi, hi…
Rybak zamachnął się z całej siły. Tym razem sieć trafiła dokładnie w to miejsce, które wskazała mewa… Ale ściągając sieć, wyczuł, że niewielki to połów, bo sieć nie stawiała oporu. Rzeczywiście… kiedy już ją wciągnął do łodzi, ujrzał tylko jedną rybkę, ale za to jaką…? Złotą…!
Nigdy w życiu nie widział złotej rybki! Do tego cudownej, bo odezwała się ludzkim głosem:
-Wypuść mnie, dobry rybaku, a spełnię każde twe życzenie.
-Ach, co mi po tobie, rybeńko…! Jesteś taka śliczna, wracaj do morza…
-Jeżeli czegoś zapragniesz, zawołaj mnie, a na pewno się zjawię.
-Ja tam niewiele potrzebuję, moja słodziutka, płyń z Bogiem…
I wpuścił ją do wody… Rybka dwa razy machnęła ogonkiem na pożegnanie i zniknęła w morskich odmętach.
-Ach, ty masz złote serce, Mateuszu! - zaszczebiotała mewa, siadając mu na ramieniu. -Ale mogłeś poprosić choćby o nowe ubranie, zamiast tych łachmanów… hi, hi, hi, hi… Będziemy musieli złowić dwa halibuty, żebyś miał w czym chodzić, bo na buty cię nie stać…
-Nie gderaj jak Balbinicha! - skarcił ją rybak.
-Ja nie gderam, tylko mi ciebie żal… A swojej żonie o złotej rybce nic nie mów, bo będzie ci kołki ciosać na głowie… Że ty jeszcze od tego nie wyłysiałeś… hi, hi, hi, hi…
Rybak powrócił do chaty. A że był prawdomówny, opowiedział żonie o złotej rybce. A ta zaczęła się dopiero pieklić:
-Ty durniu! Ty ofermo! - wrzeszczała. -Taką okazję przegapić?! Jutro z samego rana pójdziesz nad morze i poprosisz złota rybkę o nowe koryto z nowym domem, ogrodem i huśtawką!
Rankiem, gdy ledwo słonce wzeszło, rybak zjawił się nad morzem i zawołał:
-Rybeńko złota, wypłyń, proszę…!
Morze się pieni, wiatr fale goni,
Wnet złota rybka wypływa z toni.
Skacze po falach, wesoło pluska,
Mieni się w słońcu jej złota łuska…
-Czego pragniesz, rybaku? - zapytała rybka.
-Ja tam niczego nie pragnę, moja rybeńko złota, ale mojej zachciało się nowego koryta z nowym domem, ogródkiem i huśtawką…
-Tobie winnam ocalenie,
chętnie spełnię twe życzenie!
Zanim zniknę w oceanie,
o co prosisz, niech się stanie!
Powrócił rybak do domu. Patrzy… a na miejscu nędznej chatki stoi domek okazały, murowany, z ganeczkiem, przy ganku nowe koryto, a na huśtawce w ogrodzie jego Balbinicha huśta się, aż jej kiecka furkocze.
-Masz, co chciałaś! Jesteś teraz zadowolona?! - spytał rybak.
-Co tam taki domek?! Idź mi zaraz do tej ryby i powiedz jej, że Balbinicha chce być królową… i mieszkać w pałacu - i to dużym! Z dworem… i służbą…! Jazda! No już…! Na co czekasz…?!!!
Powrócił rybak na brzeg morza. Westchnął, ale… co miał zrobić..? Zawołał złota rybkę:
-Rybeńko złota, bardzo cię proszę, przybądź na moje wezwanie.
Morze się pieni, wiatr fale goni,
Wnet złota rybka wypływa z toni.
Skacze po falach, wesoło pluska,
Mieni się w słońcu jej złota łuska…
-Czego pragniesz, rybaku? - zapytała.
-Ja tam niczego nie pragnę, moja rybko złota, ale moja Balbinicha ma życzenie być królową…, mieć pałac z dworem i służbą…
-Tobie winnam ocalenie,
chętnie spełnię twe życzenie!
Zanim zniknę w oceanie,
o co prosisz, niech się stanie!
A co do życzeń, miło by było,
Żeby choć jedno twoim z nich było…
Zanim pochłoną mnie morskie tonie,
Dobry rybaku, powiedz swej żonie:
Gdy jej życzenie będzie niemądre,
Neptun - bóg morza - zmieni ją w flądrę!
Wraca rybak i już z daleka widzi w miejscu, gdzie jeszcze niedawno stała chatka, pałac ogromny, kryty złotą blachą, wysokim murem otoczony… Podszedł do pałacu, w bramę zakołatał. Wyjrzał dowódca straży w mundurze gwardyjskim.
-Czego chcesz, włóczęgo…?!!! - zapytał z pogardą w głosie.
-Przyszedłem do domu - do mojej żony, Balbinichy…
-Ha, ha, ha, ha…! - zaśmiał się tubalnie dowódca straży. - …do swego domu… ha, ha, ha, ha…! Do swojej żony, patrzcie go! Jak ty się wyrażasz o naszej królowej?!!! Zabrać go doprowadzić przed tron!!!
Pochwyciła straż rybaka i zawlokła do sali tronowej. A tam… tłum dworaków w najwytworniejszych strojach stał w dwóch szpanerach. Za chwilę odezwały się fanfary, a marszałek dworu zawołał:
-Jej Wysokość, Balbinicha Pierwsza Wspaniała…!
Gruba Balbinicha w koronie na głowie i w sukni czerwonej, złotem haftowanej, schodziła po schodach, a dworacy kłaniali jej się w pas. Rybaka przyprowadzono przed jej oblicze.
-Jestem ja ci teraz królową Balbinichą Pierwszą Wspaniałą! Zdejmij czapkę i klęknij przed moim majestatem! Rozkazuję ci iść do złotej rybki i przekazać jej moją wolę: chcę być teraz cesarzową w oceanie, siedzieć na tronie z pereł, a złota rybka ma mi usługiwać!
-Balbinicho!… Przepraszam… Wasza Wysokość… Tego życzenia rybka nie spełni! Kazała mi przekazać te słowa:
Jeśli życzenie będzie niemądre,
Neptun - bóg morza - zmieni cię w flądrę!
-Cooo?!!! - wrzasnęła rozwścieczona. -Fora mi ze dwora! Straże…!!! Wyrzucić tego bezczelnego nędzarza z pałacu!!! Obraził mój królewski majestat!!!
Straże skwapliwie wykonały jej rozkaz i wyrzuciły rybaka za bramę.
Powrócił rybak na brzeg morza. Był bardzo przygnębiony. Przysiadł na burcie swojej łodzi i ukrył twarz w dłoniach. Rozmyślał tak nad swoim głosem, gdy nagle odezwał się znajomy głosik mewy Śmieszki:
-Mateuszu, Mateuszu! Trochę więcej animuszu… Coś taki markotny…? Głowa do góry, przyjacielu!
-Ach, łatwo ci powiedzieć… - westchnął rybak.
-Widzę, że Balbinicha coś nowego wymyśliła… och, przepraszam… Jej Wysokość Balbinicha Pierwsza Wspaniała… hi, hi, hi…! No, mów, mów! Mnie możesz powiedzieć…
I rybak powiedział swojej jedynej przyjaciółce, czego żąda tym razem jego zachłanna żona.
-Całkiem jej się w głowie poprzewracało… - zakończył.
-W pustej głowie to się wszystko może przewrócić... - zauważyła złośliwie Śmieszka. -Ja cię nie rozumiem! Jak mogłeś tyle lat wytrzymać z taką podłą kobietą, która tobą pomiata i ma cię za nic?!
-Śmieszko, spójrz mi w oczy i powiedz…
Śmieszka skoczyła mu na ramię i przekrzywiając główkę, zajrzała mu w oczy.
-No, słucham…
-Spójrz mi w oczy i powiedz, czy ja jestem naprawdę taki głupi, jak ludzie mówią?
-Nie…! Nie jesteś głupi, Mateuszu! Ty jesteś po prostu dobry. Byłoby wspaniale, gdyby wszyscy ludzie byli tak dobrzy jak ty… ale teraz weź się w garść - zobacz, jak ty wyglądasz: nie golisz się już od tygodnia, zmizerniałeś… a jeszcze niedawno byłeś najprzystojniejszym rybakiem w całej okolicy! Wszystkie panny za tobą szalały!
-I z jedną najpiękniejszą byłem nawet zaręczony… Ach, jak ja ją kochałem…Ale zakochał się w niej również syn Południowego Wiatru i chyba ją porwał, bo nigdy więcej jej nie widziałem.
-A jak miała na imię?
-Agnieszka.
-I co? I co? I nie próbowałeś jej szukać?
-Szukałem, szukałem…! Kawał świata zszedłem, żeby ją znaleźć, ale nie znalazłem. Cały czas o niej myślę.
-Ciągle wierzysz, że ją odnajdziesz? - spytała mewa wyraźnie wzruszona opowieścią rybaka.
-Tak, gdzieś w głębi serca mam nadal taką nadzieję…
-Może ją odnajdziesz, ale najpierw musisz powiedzieć złotej rybce o trzecim życzeniu Balbinichy.
-Sam nie wiem, jak to zrobić, moja droga. - zafrasował się rybak.
-Nie martw się, nie martw się, będę blisko ciebie. W razie czego możesz na mnie liczyć… A teraz wezwij złotą rybkę…
Rybak wszedł do wody i zawołał:
-Rybeńko złota, proszę cię bardzo, przybądź na moje wezwanie!
Morze się pieni, wiatr fale goni,
Wnet złota rybka wypływa z toni.
Skacze po falach, wesoło pluska,
Mieni się w słońcu jej złota łuska…
-Czego tym razem pragniesz, rybaku? - zapytała.
-Ja tam niczego nie pragnę, moja rybko złota, ale mojej żonie zachciało się…Hm, nie wiem, jak to powiedzieć…
-To może ja powiem… - wtrąciła się mewa Śmieszka. -Bo jemu jest głupio i wstydzi się za swoją małżonkę. Balbinicha chce teraz być w morzu cesarzową, siedzieć na tronie z pereł i żąda, żebyś ty, złota rybko, jej usługiwała…
Ale rybka nic nie powiedziała, spojrzała tylko jakoś tak żałośnie na rybaka, a ten spuścił głowę zmieszany, bo było mu wstyd za swoją żonę. Morze zaszumiało groźnie, pociemniały fale, rybka plusnęła w słońcu ostatni raz złotą łuską i zniknęła w głębinach.
-Ach, chyba się rybka zdenerwowała…i to nawet bardzo, Mateuszu. - powiedziała Śmieszka.
-Widzisz? Przez to głupie życzenie twojej żony mamy teraz sztorm na morzu…! Gdy twoja żona zostanie cesarzową mórz, to ja się wyprowadzam nad Ocean Spokojny!
Rybak, noga za nogą, ruszył w powrotną drogę do pałacu. Ale po pałacu nie było ani śladu, tylko wśród pustkowia stała, jak dawniej, na swoim miejscu zrujnowana rybacka chatka, a przed nią stare, rozwalone koryto. Na ławce przed chałupiną, gdzie zwykła siadać jego żona, leżała teraz duża flądra.
-Gdzieś ty był, ofermo?!!! - wrzasnęła flądra na rybaka głosem Balbinichy.
-To przez ciebie żeśmy wszystko stracili! Zabieraj mnie stąd szybko do morza, bo to powietrze…
- krztusiła się Balbinicha. -… mi szkodzi!
Rybakowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Wziął ja na ręce i aż jęknął z wysiłku, bo przecież była to tęga, ogromniasta flądra - prawdziwy okaz fauny morskiej, która w dodatku przez cały czas nie przestawała gderać.
Na ugiętych nogach, ostatkiem sił doniósł rybak flądrę na brzeg morza i wpuścił do wody. Kiedy tak stał po kolana w morzu, usłyszał nagle za sobą znajomy głosik:
-Mateuszu, Mateuszu, trochę więcej animuszu…
Odwrócił się i ujrzał na plaży piękną złotowłosą dziewczynę w długiej, białej sukni i w żółtych bucikach.
-Mateuszu… Mateuszu, to ja - mewa Śmieszka!
Rybak nie mógł oczom uwierzyć. Wyszedł z morza i stał dłuższą chwilę, bo rozpoznał w niej swoją… ukochaną sprzed lat!
-To ty, Agnieszko? Skąd się tu wzięłaś?
-Syn Południowego Wiatru zamienił mnie w mewę-śmieszkę, bo odrzuciłam jego oświadczyny. Byłam przecież zaręczona z tobą, mój najdroższy! Żyłam tutaj, bo chciałam być bliżej ciebie, Mateuszu, skoro nie mogliśmy być razem… A teraz odzyskałam moją dawną postać.
Gdy tak rybak stał wpatrzony w swoją ukochaną, powtarzał „Ja chyba śnię…”, Agnieszka śmiejąc się, powiedziała:
-Mateuszu, Mateuszu, trochę więcej animuszu…
Dopiero wtedy porwał ją w ramiona, przytulił mocno i pocałował.
-Już nikt mi ciebie nie odbierze!
A potem wzięli ślub i zamieszkali w nowym domku z ogródkiem, blisko plaży…
Pewnie domyślacie się, skąd wziął się ten domek…
Tak, tak… Tak, to był prezent ślubny od złotej rybki…
Złota rybkę każdy może
złowić w życia oceanie,
Lecz ze szczęściem bywa gorzej,
gdy się nie zasłuży na nie.
Szczęście trzeba uszanować,
Bo spakuje swe walizki.
Mówiąc „szczęście”, myślę o was,
Zatem szczęścia życzę wszystkim…
Opracował:
na podstawie bajki na płycie CD,
dołączonej do margaryny RAMA
Płyta Nr 6/8
P. P. Z.
http://chomikuj.pl/petrus-paulus