Rozmowa z Wacławem Wantuchem - artystą specjalizującym się w fotografii aktu.
Jakie są powody, że zdecydował się Pan na fotografię cyfrową - zainteresowanie, pasja czy może przypadek?
Ani to ani to. Po prostu pragmatyzm. Gdy fotografuje się akt, trzeba uszanować to, że modelka może się krępować. Najprościej wtedy od razu pokazać co robimy, co widać, a czego nie widać na zdjęciu. Poza tym, jak się pomylę ze światłami to od ręki mogę skorygować swój błąd.
Jak wygląda Pana miejsce pracy?
Trudno uwierzyć, ale to dawna pralnia na poddaszu w "industrialnym" bloku. Każdy kto tam wchodzi dziwi się, że na tak małej powierzchni mogą powstawać jakiekolwiek zdjęcia. Ostatnio zamontowałem oświetlenie błyskowe, które doskonale nadaje się do gry światłem. Wcześniej stosowałem oświetlenie ciągłe lub luminescencyjne. Jeśli zaś chodzi o sprzęt, od lat używam cyfrowych aparatów Olympusa. Początkowo była to Camedia C-3030, potem lustrzanka E-10, a ostatnio jest to Olympus E-1 System. Jestem z tego aparatu bardzo zadowolony. Próbowałem sprzętu innych renomowanych producentów, ale żaden, moim zdaniem, nie daje się porównać pod względem jakości obrazu z Olympusem. Tym bardziej, że wykonuję odbitki o wymiarach np. 30 x 40 cm, które są o wiele bardziej przeskalowane niż zaleca producent.
Jest Pan znany przede wszystkim z prac związanych z Krakowem. Dlaczego zdecydował się Pan na kobiece akty?
Myśl o tym, by zająć się aktem, zrodziła się stosunkowo niedawno. Gdy zacząłem wykorzystywać Internet, surfowałem z ciekawości również po stronach przedstawiających nagie kobiety. Nigdzie nie znalazłem zdjęć, które choć trochę miałyby coś wspólnego z takim aktem, z jakim miałem do czynienia na Akademii Sztuk Pięknych. Postanowiłem więc, że sam się tym zajmę. Chciałem gloryfikować kobietę, a nie traktować ją przedmiotowo. Od początku wiedziałem, że będę to robił z myślą o wystawie i albumie.
Czy nie wydaje się Panu, że jednym z głównych motywów powstawania "nagich" fotografii są po prostu pieniądze?
Nagość jest zdecydowanie nadużywana. Kryją się za tym niejednokrotnie bardzo określone intencje. Na ludzkim ciele można zarobić na wiele sposobów. Dlatego też jest ono fotografowane dla pieniędzy. Celowo zrezygnowałem z pobierania jakichkolwiek pieniędzy za zdjęcia aktów, jakie wykonuję. Doprowadziło mnie to nawet do problemów finansowych podczas pierwszej wystawy, bo nagle się okazało, że muszę opłacić czynsz, podatek, jakieś rachunki. Mimo to nie zmieniłem swego postanowienia. Zarówno nie płacę modelkom, jak i od nich nie przyjmuję żadnych pieniędzy. Zarabiam na czymś innym, natomiast akty są dla mnie czystą sztuką, wykonywaną z potrzeby serca, a nie kieszeni. Akt jest najstarszym tematem w historii sztuki.
W Pańskim albumie "Akt" na żadnym zdjęciu nie jest widoczna twarz Pańskich modelek.
Twarz jest generalnie domeną fotografii portretowej. Nasz zmysł wzroku jest tak skonstruowany, że w oglądanym obrazie najszybciej wyłapujemy detale. Ludzka twarz ma ich bodaj najwięcej. W dodatku, jeśli jest ona ustawiona konfrontacyjnie - przodem do oglądającego - wtedy podświadomie zastanawiamy się, czy nie znamy danej osoby. Nasza uwaga jest wtedy bardziej skupiona na twarzy niż na ciele. Unikam więc tego typu sytuacji, bo zaburza to mój zamysł artystyczny. Jeśli już w moich pracach pojawia się twarz, to jest ona wyrazem pewności siebie. Jakby chciała powiedzieć: "Jestem ładna naga i się tego nie wstydzę".
Wciąż jednak nie powiedział Pan, jaki jest Pański zamysł twórczy?
Ciało ludzkie jest wspaniałym tematem do studium światłocienia, kształtu, łuków. Trochę przewrotnie mogę powiedzieć, że to, co wyniosłem z Akademii, przeszkadza mi w patrzeniu na akt. Nie mogę wyzbyć się nawyków, jakie ukształtowały się we mnie na wydziale rzeźby. Do dziś dnia taktuję ciało w sposób bardzo formalny. Interesuje mnie przede wszystkim gra świateł na kobiecym ciele. I nie chcę swym pracom przypisywać żadnego dodatkowego znaczenia.
Obiegowo funkcjonuje zbitka słowna - akt oddaje piękno kobiecego ciała. Uważa Pan taką definicję za zbyt banalną, czy też odżegnuje się od piękna?
Każdy robi to co lubi, a dopiero potem przypisuje do tego jakieś teorie. Ja do swoich prac nie chcę dodawać żadnej filozofii. Marzy mi się, by zmieniło się nasze podejście do aktu. Jako wzorcowe traktuję zajęcia z aktu na ASP, gdy na drzwiach wisiała kartka: "akt-pukać-czekać", a na zajęciach zajmowaliśmy się studiowaniem bryły ciała. Nie akceptuję, gdy modelka próbuje zachowywać się prowokacyjnie erotycznie. Zauważyłem też, że lepiej jest nie rozmawiać z modelkami o akcie, dopóki wpierw nie pokażę, o co mi chodzi. To jest ciężka praca, w której trzeba skupienia i pewnej intymności.
Kim są osoby, które Pan uwiecznia na swoich zdjęciach i czym Pan się kieruje przy ich wyborze?
Niektóre pracują w agencji modelek, inne są tancerkami lub po prostu dziewczynami zagadniętymi na ulicy, które do mnie przyszły. Każdej robię zdjęcia. Nie wyobrażam sobie sytuacji, bym mógł odmówić. Zaś co do wyboru fotografii nie potrafię sprecyzować jasnych kryteriów. Jeden z moich nauczycieli mawiał, że na sto zdjęć aktu, 99 nadaje się do kosza. To bardzo prawdziwe zdanie. Wybór fotografii do prezentacji jest raczej kwestią jakiegoś wewnętrznego wyczucia niż jasno określonych zasad.
Czy w swej pracy używa Pan programów graficznych do obróbki zdjęć? W czym mogą być one pomocne?
Pracuję w Photoshopie. To jest po prostu ciemnia bez pluskania się w chemii, bez ton próbek, pasków naświetleń, dodatkowych kąpieli, sprawdzania właściwości odczynników chemicznych.
Rozmawiał Krzysztof Wojciechowski
Wszystkie prezentowane zdjęcia zostały wykonane kompaktowym aparatem cyfrowym Olympus E-10.
Wacław Wantuch - Urodzony w 1965 r. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, zajmuje się grafiką i fotografią artystyczną. Wydał albumy fotograficzne: Kraków (wyd. Sepia Collection, Kraków 2001), Akt (wyd. Bosz, Olszanica 2003), Kraków (wyd. Art Partner, Kraków 2003). Uczestniczył w kilkudziesięciu wystawach indywidualnych oraz w ponad 20 wystawach zbiorowych w kraju i za granicą. Fotografuje cyfrowym Olympusem E-1 System oraz analogowym aparatem Linhof 4 x 5 cala.
|