teksty o kapuściński w dekadzie, magisterka, magisterka


Dorota Kozicka

Podróż jako czytanie świata. Ryszarda Kapuścińskiego wędrówki z Herodotem

1.
Ewolucja pisarstwa Ryszarda Kapuścińskiego od wczesnych reportaży poprzez Cesarza po Imperium i Heban odzwierciedla  nie tylko dojrzewanie pisarskiego kunsztu, ale i zmianę, jaka dokonała się w postrzeganiu przez niego roli podróżowania. Charakterystyczne dla pierwszych relacji nastawienie reporterskie: przekonanie, że dzięki naoczności i bezpośredniości przekazu przy jednoczesnym wycofaniu własnego, autorskiego „ja” możliwe jest opisanie rzeczywistości i ukazanie obiektywnej prawdy, ustępuje stopniowo doświadczeniu złożoności i wielowymiarowości świata, poszukiwaniu głębszych sensów i przekonaniu o tym, że do rozumienia dochodzi się poprzez stawianie najbardziej elementarnych pytań (przy czym równie istotne jak samo stawianie pytań jest także to, kto i w jaki sposób te pytania zadaje). W opublikowanych w 2004 roku Podróżach z Herodotem Kapuściński odsłania istotne aspekty tej przemiany: liczne podróże - od pierwszej, niespodziewanej wyprawy do Indii, poprzez pobyt w Chinach po wędrówki po Afryce - ukazane są jako kolejne, nawarstwiające się doświadczenia, dzięki którym kształtuje swoją tożsamość.

Podróże z Herodotem jawią się więc jako swoista autobiografia intelektualna. Zgodnie z wymogami tego gatunku autor opowiada w niej o tych fragmentach swojego życia, które uznaje za istotne z punktu widzenia własnego rozwoju. W tym wypadku jednak podróż przez życie aż do miejsca, z którego jest opisywana, pokazana jest jako narastające doświadczenie nie tylko rzeczywistych wędrówek, ale też  wędrówki po Dziejach - po świecie  Herodota. W tych pierwszych tożsamy z autorem narrator eksponuje własne przeżycia i emocje (np: problem z wyglądem zewnętrznym i poczucie obcości w Rzymie; próba wyrzucenia butelki po piwie na ulicach Kairu pilnie śledzonych przez nie mających zajęcia biedaków, przygoda z haszyszem, wyprawy na obrzeża dżungli w towarzystwie miejscowych dzieciaków itp. ). W drugich - skupia się raczej na poznawaniu poszczególnych wydarzeń w szerszej perspektywie namysłu nad kondycją człowieka, przeznaczeniem, historią, a także na śledzeniu tego, w jaki sposób Herodot opisuje świat.
  
W opowieści autobiograficznej dwie pierwsze podróże Kapuścińskiego (do Indii i do Chin) pełnią rolę swoistych wędrówek inicjacyjnych - bohater jako neofita staje przed ciężkimi wyzwaniami, którym musi sprostać, by zacząć rozumieć świat i swoją w nim rolę, by dorosnąć i zbudować swoją tożsamość. Następnie - w autobiograficznym porządku pokazuje Kapuściński, jak rodzi się jego decyzja o zaangażowaniu w problemy Afryki i opisuje swoje kolejne podróże po tym, przyciągającym go zarówno aurą tajemniczości, jak i nadzieją na uchwycenie jego istoty, kontynencie.

Rolę przewodnika i mistrza powierza Herodotowi jako autorowi Dziejów. Od niego zaczyna swoją opowieść ("Nim Herodot wyruszy w dalsza podróż…"), od razu sygnalizując też pozycję, z której będzie ją prowadził: "…teraz, kiedy po latach przeglądam zapiski z tych zajęć". Czasem nawet z powodu Herodota rezygnuje z autobiograficznej chronologii: "chęć pozostania jeszcze jakiś czas z Dariuszem sprawia, że łamię kolejność moich podróży i przenoszę się z Konga 1960 roku do Iranu roku 1979, to jest do kraju właśnie trwającej rewolucji islamskiej" (s. 140).

Dzieje służą Kapuścińskiemu również do krótkiej, ale bardzo celnej charakterystyki czasów młodości - fakt, że nie mogły się one ukazać w czasach, kiedy studiował historię, oraz przyczyny, dla których nie mogły być wydane, a także moment, w którym się ukazują w Polsce (rok 1955) - znakomicie oddają atmosferę, jakiej dojrzewał autor autobiografii.

Dzieło Herodota odgrywa też znacząca rolę przy podejmowaniu decyzji o zajęciu się problemami Afryki, co podkreśla Kapuściński opisując, jak niezwykle istotny wydawał mu się fakt, że również Herodota interesowała tajemnica tego kontynentu. Co więcej - swoją opowieść o pierwszym wyjeździe do Afryki poprzedza refleksjami na temat znamiennych dla Greka przekonań o wielokulturowości i zmienności nieustannie przekształcającego się świata. A późniejsze, ciągle ponawiane lektury Dziejów to zarówno chwile wytchnienia, przejścia do świata spokoju emanującego z rzeczy i ludzi już nieobecnych (ss. 75, 179), jak i poszukiwanie właściwej - historycznej, narracyjnej miary dla tego, czego jest Kapuściński świadkiem i uczestnikiem w rzeczywistości. 

2.
W opisywanych przez Kapuścińskiego kolejach własnego losu widać wyraźnie, jak zmienia się jego sposób patrzenia na świat. Otóż początkowe młodzieńcze pragnienie przekroczenia granicy własnego kraju, wyjścia „poza” przypisaną przestrzeń, przemieszczania się dokądkolwiek ("Zastanawiałem się, co się przeżywa przechodząc granicę. Co się czuje? Co myśli? Musi to być moment wielkiej emocji, poruszenia, napięcia. Po tamtej stronie - jak jest? Na pewno - inaczej. Ale co to znaczy inaczej? (..) Ale , w gruncie rzeczy największe moje pragnienie, które nie dawało mi spokoju, nęciło mnie i dręczyło, było nawet skromne , bo mianowicie chodziło mi o jedno tylko - o sam moment, sam akt, najprostszą czynność  p r z e k r o c z e n i a   g r a n i c y [ s. 13, podkreślenia autora]")   przechodzi stopniowo w wielokrotnie werbalizowaną  potrzebę wnikliwego  poznania i reporterskiego opisania innego świata,   a następnie - w pragnienie  zrozumienia  tego, co odmienne i tego, co kryje się pod powierzchnią zdarzeń: "Czego wyrazem są te pełne krzyku i krwi sceny zagłady? Jakie podskórne i niewidoczne a potężne i niepowstrzymane siły doprowadziły do nich? (…) I kto je będzie śledził? My, korespondenci i reporterzy - nie. Ledwie bowiem w miejscu wydarzeń pochowają zabitych, uprzątną wraki spalonych samochodów i zmiotą z ulic rozsypane szkło, a już spakujemy nasze torby i ruszymy dalej (…). Czy nie można przebić się przez ten stereotyp, wyjść poza ten ciąg obrazów, próbować sięgnąć w głąb? (…) Zacząłem szukać tła i sprężyn zamachu, ustalać, co się za nim kryje i co on znaczy, czyli rozmawiać, przyglądać się ludziom miejscu, a także czytać, słowem- próbować coś zrozumieć [214 -215]".

Zarówno pod wpływem życiowych doświadczeń, jak i (a może przede wszystkim) pod wpływem lektury Herodota Kapuściński zmienia swoje nastawienie wobec świata, który ma opisać, manifestacyjnie odrzuca „rolę” korespondenta i dziennikarza- reportera, by przyjąć postawę bliską postawie antropologa, historyka, pisarza. Równolegle z tym doświadczeniem intuicyjne przeczucie inności i pragnienie przebywania choć przez chwile w innej przestrzeni (wyrażone pytaniem, jak tam jest i prostą, by nie powiedzieć banalną odpowiedź - "na pewno inaczej") - przeradza się w dojmujące (aż po pokusę ucieczki) poczucie inności i w chęć przedarcia się przez zasłonę nieznanego (w którym - podczas pobytu w Indiach i w Chinach -  ma mu pomóc  intensywna nauka angielskiego i równie intensywne zdobywanie wiedzy na temat danej kultury), a następnie w przekonanie, że trzeba i można poznać i zrozumieć tę inność.

3.
Zmiana sposobu patrzenia na świat, „czytania świata” następuje równolegle ze zmianą sposobu czytania książki, którą Kapuściński otrzymuje w prezencie i zabiera ze sobą w pierwszą podróż - a są to Dzieje Herodota. Młody reporter czyta je początkowo po prostu z ciekawości, później - w Indiach i w Chinach - ta lektura staje się azylem, ucieczką przed paraliżującym poczuciem obcości, nieznajomością języka, niemożnością porozumienia i „wejścia” w obcą kulturę. Ale nie jest to jedyne doznanie Kapuścińskiego, bo w Chinach do doświadczenia niezrozumiałości i niemożności przekroczenia bariery językowej i przeniknięcia tajemnicy obcej kultury dochodzi poczucie niemożności rozpoznania jakichkolwiek innych gestów i znaków (nieprzeniknione twarze i grzecznościowy uśmiech Chińczyków).

Podczas tych pierwszych, niezwykle pouczających podróży, lektura Herodota staje się ucieczką od rzeczywistości, ucieczką z „nieznanego” „obcego” i niepokojącego świata w bezpieczny świat swojskiego języka i swojskiej kultury. Stopniowo jednak przekształca się z „ucieczki” w „ratunek” - Kapuściński zaczyna się zastanawiać, jak wędrujący po świecie Herodot radził sobie z językami (s.25) i dowiaduje się, że korzystał z języka greckiego tak jak w dzisiejszym świecie korzysta się z angielskiego, co mobilizuje go do nauki tego ostatniego. Uczy się też od Herodota przekraczania granic swojskości i obcości, a Dzieje przeradzają się w rodzaj przewodnika w wędrówce po nieznanym i pełnym chaosu, świecie. Pokazują jak patrzeć na świat….
 
Paradoksalnie, dzięki lekturze tekstu Kapuściński uczy się dostrzegać - poza językiem werbalnym - również język symboli, zachowań, obyczajów, mitów. Uczy się z chaosu wielowymiarowego i wielojęzycznego świata wydobywać to, co najistotniejsze, wyjaśniające mechanizmy wydarzeń.

4.
Ryszard Kapuściński należy do pokolenia, które bardzo ceni książki i przykłada wielką wagę do lektur, pokolenia, które zaczęło swoją edukację przed wojną, a potem doświadczyło zarówno dojmującego braku podstawowych książek (z powodu wojennych zniszczeń i powojennej cenzury),  jak i   lekturowych fascynacji w okresie popaździernikowej odwilży.

Od momentu pierwszej podróży do Indii budzi się w Kapuścińskim przekonanie o konieczności poszerzania za pomocą lektury wiedzy o miejscu, do którego przybywa. Do Chin przywozi już ze sobą kilka książek ukazujących ten kraj zarówno z perspektywy historycznej, jak i współczesnej. Niejednokrotnie przywołuje różne teksty i podkreśla jak wielką wagę ma dla niego lektura, i to zarówno przed, w trakcie, jak i po podróży: "Z każdym kolejnym tytułem odbywałem jak gdyby nowa podróż (…), przypominając sobie miejsca, w których byłem i odkrywając coraz to nowe głębie i strony, coraz to inny sens rzeczy, które zdawało mi się wcześniej, ze już znam. Tym razem były to podróże znacznie bardziej wielowymiarowe niż ta pierwotnie odbyta. A jednocześnie odkryłem, że wyprawy takie można przedłużać, powtarzać, zwielokrotniać przez lektury książek, studiowanie map, oglądanie obrazów i fotografii. Co więcej mają one pewną przewagę nad tą w rzeczywistości i realnie odbywaną , a mianowicie - w takiej podróży ikonograficznej można się w jakimś punkcie zatrzymać , spokojnie popatrzeć, cofnąć do obrazu poprzedniego itd., na co często w podróży prawdziwej nie ma czasu ani możliwości [s. 51-52]". Zwielokrotnianie wypraw poprzez czytanie książek, studiowanie map, oglądanie fotografii to jedna ze stron równoległego uprawiania dwóch wędrówek: rzeczywistej i lekturowej. Szczególnego charakteru nabiera bowiem ponawiana przez lata lektura Dziejów, pod wpływem której uczy się Kapuściński postrzegania i opisywania świata. Za sprawą Herodota świat staje się tekstem domagającym się hermeneutycznej lektury i stawia przed podróżnikiem wymagające zadania: należy nie tylko rejestrować, opisać rzeczywistość (bo jest ona zbyt różnorodna, bogata, skomplikowana, niemożliwa do uchwycenia), ale przede wszystkim zadawać pytania, doszukiwać się sensów, czytać hermeneutyczne, zakładając istnienie głębszych znaczeń pod powierzchnią zwykłych i niezwykłych wydarzeń. Znamienna dla opowieści o podróży perspektywa „tam” opisywanego z miejsca, do którego się powraca, a więc z pozycji „tu i teraz” zostaje poszerzona  o zdobytą dzięki  lekturze,  perspektywę historyczną,  dziejową, uniwersalną.

Dzięki temu i pod wpływem historiozoficznych refleksji Herodota autor Cesarza postrzega w szerokim dziejowym kontekście zarówno historyczne, jak i współczesne sobie wydarzenia - na przykład opisywaną przez Herodota wyprawę Cyrrusa porównuje do „szaleńczej wyprawy Napoleona na Moskwę”, ponieważ uznaje, iż obaj przywódcy kierują się taką samą namiętnością zdobywania i obaj ponoszą klęskę za przekroczenie greckiego prawa umiarkowania. Z drugiej strony na to, co dzieje się wokół niego, patrzy z perspektywy historycznej, czego przykładem jest pełna napięcia scena spotkania z uzbrojonymi, bezkarnymi żandarmami na ulicy Konga, w której "biorą udział nie tylko dwaj żandarmi i reporter. Uczestniczy w niej również kawał historii świata, która już dawno, wieki temu, postawiła nas przeciw sobie". U obu zbliżających się do siebie stron żywa jest bowiem pamięć murzyńskiego niewolnictwa, tak jak żywa jest obietnica "o nadejściu dnia zemsty". Znamienny dla stosowanej przez Kapuścińskiego techniki opowiadania wydaje się w tym kontekście przytoczony przez niego Herodotowy opis wyprawy Dariusza na Scytów, opatrzony następującym zdaniem wstępnym: "Na te ziemie, jak dwadzieścia cztery wieki później Napoleon, wyprawia się teraz Dariusz". Przeplatając informacje o współczesnych walkach i przewrotach wśród plemion afrykańskich z opowieścią Herodota o walkach Greków i ich sąsiadów, Kapuściński nie tyle porównuje czy definiuje, ile zbliża, nakłada na siebie te dwa światy. W porządku opowieści zacierają się granice przestrzenne i czasowe a pozostaje to, co decyduje o istocie i podobieństwie pewnych zjawisk czy postaw, niezależnie od historycznego czy geograficznego usytuowania.

Kapuściński, który - jak to celnie wskazuje tytuł - podróżuje z antycznym historykiem zarówno w wymiarze realnym (wożąc ze sobą opasły tom Dziejów), jak i w imaginacyjnym (wraz z nim wędruje po jego świecie), czyta świat dzisiejszy poprzez Herodota, a dzieło Herodota - przez współczesne doświadczenia kulturowe.

W tym kontekście nie może dziwić fakt, iż w opowieści o własnym, kształtowanym przez podróże życiu analizuje Kapuściński to, co dla niego w Dziejach najbardziej fascynujące. Interesuje go jednak nie tylko samo dzieło, ale i człowiek, który to dzieło napisał. Dlatego - z jednej strony - zastanawia się, kim był Herodot, jaki był jako dziecko; jakie krajobrazy, doświadczenia i przeżycia kształtowały jego osobowość; jak budziło się w nim zainteresowanie światem. Wyobraża go sobie jako pogodnego mężczyznę podróżującego po świecie, zapamiętującego różne opowieści; jako „człowieka otwartego, przyjaznego ludziom, urodzonego brata łatę”, uobecnia go i uznaje za swego przyjaciela, a nawet identyfikuje się z greckim podróżnikiem i jego przeżyciami. Z drugiej - analizuje Dzieje pod kątem sposobu prowadzenia narracji, zawartej w nich wizji świata i wizji dziejów, a także pod kątem wyłaniającego się z tego dzieła warsztatu pisarza. W tym celu zatrzymuje się między innymi nad wstępnym akapitem Dziejów, w którym Herodot tłumaczy, o czym i dlaczego pisze, najbardziej fascynuje go przy tym nurtujące Herodota pytanie dlaczego i idące w ślad za tym pytaniem próby wyjaśnienia mechanizmów i przyczyn poszczególnych wydarzeń. Ta autoprezentacja zestawiona z całością Dziejów pozwala Kapuścińskiemu na stworzenie wizerunku greckiego historyka jako człowieka ogarniętego pasją poznania, ciągle stawiającego pytania, ciągle ożywionego, nienasyconego; jako „dociekliwego romantyka żądnego wiedzy dla wiedzy, pilnego badacza spraw niepraktycznych i mało komu przydatnych”; a jednocześnie jako człowieka, który wyznaje „filozofię umiarkowania, skromności i zdrowego rozsądku”.

Idąc tym podwójnym tropem tworzy portret Herodota - historyka, podróżnika, reportera, antropologa. Jednak konstruowany w toku autobiograficznej narracji portret autora Dziejów nie jest tradycyjną rekonstrukcją - próbą mozolnego historycznego odtworzenia wizerunku. Kapuściński tworzy go zarówno z interpretacji odautorskich wypowiedzi i sposobu konstruowania narracji o świecie, jak i z własnych dwudziestowiecznych doświadczeń i wyobrażeń o podróżowaniu i opisywaniu świata.

To sam Kapuściński najpierw starannie przygotowuje się do podróży, a po powrocie selekcjonuje i porządkuje przywiezione materiały, ale tak właśnie wyobraża sobie autora Dziejów; to ze współczesnej polskiemu reporterowi perspektywy można mówić, że Herodot zaczyna swój wielki opis świata od błahej sprawy porywania kobiet ponieważ respektuje prawo medialnego rynku do pobudzania czytelniczej ciekawości poprzez sensacje czy dreszcz emocji czy też określić go jako „pierwszego  globalistę”.

Tworząc portret Herodota, pisze więc Kapuściński nie tylko i nie tyle  o autorze Dziejów, ile  o sobie samym -  tworzy własny autoportret

Autor Cesarza, Hebanu, Imperium mógłby przecież napisać o sobie to, co grecki historyk pisze w przywoływanym już przeze mnie powyżej wstępie do swoich Dziejów. Kapuściński więc także: "przedstawia wyniki swoich badań by ocalić od zapomnienia zarówno zwykłe losy jak i godne podziwu dzieła zwracając szczególna uwagę na wyjaśnianie dlaczego" dzieje się tak a nie inaczej. A w charakterystyce antycznego historyka nietrudno odnaleźć wizerunek samego Kapuścińskiego: "… Herodot w drodze ciężko pracuje - jest reporterem, antropologiem, etnografem, historykiem. Jest przy tym typowym człowiekiem drogi (…). Ale to jego wędrowanie nie jest sowizdrzalskim, beztroskim przemieszczaniem się z miejsca na miejsce - podróże Herodota są celowe, chce w nich poznać świat i jego mieszkańców, poznać, żeby potem opisać" (s.80).

Jako reportera znamy Kapuścińskiego od pierwszych jego książek. To właśnie tradycja tworzenia reportażu i doświadczenia korespondenta mobilizowały go do zdobywania umiejętności nawiązywania kontaktu z innymi ludźmi, a reporterska ciekawość, dociekliwość i zachłanność skłaniały do docierania do nowych miejsc.

Historykiem jest Kapuściński z wykształcenia, o czym przypomina na początku swojej autobiograficznej książki. Jako historyka fascynuje go w Dziejach zarówno historiozoficzna perspektywa, jak i jednostkowe, skupione na detalach opisy faktów, zjawisk, miejsc.

Antropologia (wraz z pomocną jej etnografią) stają się natomiast zasadniczą perspektywą dla podróżnika i pisarza, który w przekonaniu (i wykonaniu!) Kapuścińskiego powinien poprzez najprostsze pytania i spostrzeżenia poruszać fundamentalne kwestie dotyczące kondycji ludzkiej, sensu istnienia, porządku świata 1. Autor Hebanu mówi o tym wielokrotnie w różnych wywiadach, a we wstępie do tej książki pisze z właściwą sobie lakoniczną precyzją, że nie jest to książka o Afryce, lecz o „kilku ludziach stamtąd” 2. Widoczne w czytaniu Kapuścińskiego uwrażliwienie na antropologiczny wymiar dzieła Herodota, wyeksponowanie perspektywy człowieka i jego miejsca w dziejach, uniwersalne spojrzenie na człowieka z jego odwiecznymi słabościami i wielkością znajduje też odzwierciedlenie w ostatnich książkach pisarza, a autobiograficzne Podróże z Herodotem wyraźnie eksponują antropologiczne inspiracje podróży (i książek) Kapuścińskiego. Tak można też interpretować znamienną, wielokrotnie przywoływaną przez niego formułę "podróżowania jako metody zdobywania wiedzy", bo zdaniem znawców „kwintesencją takiej, kierowanej intelektualnym niepokojem podróży są wyprawy antropologów” 3. Ten antropologiczny trop wydaje mi się tym bardziej uzasadniony, że Kapuściński jak „rasowy” antropolog najpierw udaje się do jakiegoś obcego miejsca, do jakiegoś „tam”, poznaje je , bada, ale też przygląda się samemu sobie, a później wraca i opisuje swoje doświadczenia „wtedy” w sytuacji ponownej obecności „tutaj” - tworzy więc jednocześnie wizerunek kultury obcej, innej   i samowizerunek kultury własnej, w której jest głęboko zakorzeniony. Tak też, mam wrażenie, Kapuściński czyta Herodota - opatrując fragmenty jego dzieła refleksjami o człowieku i świecie i posługując się pojęciami ze słownika współczesnej antropologii kulturowej 4.

5.
Podróże z Herodotem w autobiograficznej perspektywie pokazują życie Kapuścińskiego  jako metaforycznie i dosłownie pojmowaną wędrówkę.   Z jednej strony wędrowanie Kapuścińskiego to realizacja pragnienia „bycia tam” - poznawania i przezywania świata, próba jego rozumienia - docieranie do głębszych sensów poprzez bezpośrednie doświadczenie, poprzez trudy podróży i kontakt z innymi ludźmi. Z drugiej - jego czytanie Herodota to wnikliwa hermeneutyka tekstu - lekcja przyswajania wiedzy i uczenia się sposobów, w jakie trzeba poznawać świat, by coś z niego rozumieć. Podróż daje możliwość przekraczania granic w przestrzeni, lektura Dziejów pozwala na zniesienie granic czasowych.

Dzięki prowadzonej równolegle podróży po świecie i podróży - lekturze tekstu opisującego świat, dochodzi do znakomitego połączenie teraźniejszości doświadczenia podróży i doświadczenia lektury ewokującej przeszłość, ale też ujawniającej uniwersalny wymiar poszczególnych zdarzeń. Kapuściński jest świadomy tego podwójnego wymiaru: lektura uczy go wędrować i patrzeć na świat, a wiedza i doświadczenie płynące z wędrówek pozwalają lepiej czytać. Połączenie obu „podróży” to połączenie (i przekraczanie!) wielu przestrzeni, czasów i kultur prowadzące autora do przekonania, że trzeba wychodzić poza przypisany sobie czas, by zrozumieć, że „przeszłość i teraźniejszość tworzą nieprzerwany strumień historii”, i poza własną przestrzeń - by zobaczyć , że „jest wiele światów. I że każdy jest inny”; że należy przeglądać się w innych by lepiej zrozumieć siebie, i że podróż to wielki wspaniały wysiłek „poznania wszystkiego - życia, świata, siebie” [253]. Dlatego kiedy już dotrze do miejsca , w którym urodził się Herodot i stanie w miejscowym muzeum przed przedmiotami wydobytymi z morskiego dna by popatrzeć na „ świat, który znał Herodot” napisze w poetyckim skrócie: „stoimy w ciemności, otoczeni światłem”.

A potem wyruszy w kolejną podróż. Bo przecież - jak powiada myśliciel: „Człowiek obdarzony zmysłem dziejów nie może poznawać stojąc” 5

[Skrócona wersja referatu wygłoszonego podczas sesji Dziedzictwo Odyseusza]


Przypisy

1. Ten trop myślenia o antropologii stanowi istotną część metarefleksji antropologicznej. O antropologii jako „zbiorze opowieści podróżniczych” pisał A. R. Louch. Zob. tenże Explanation and Human Action, Blackwel, Oxford 1966.  Por też  W.J. Burszta, Czytanie kultury. Pięć szkiców, Łódź 1996. Warto przypomnieć, że antropologiczną perspektywę pisarstwa Kapuścińskiego eksponują  krytycy , szczególnie w odniesieniu do Hebanu . Por. np. M. Nawrocki, Tłumacz człowieka, „Tygodnik Powszechny” 1999;  L. Szaruga, Czytanie kontynentu, „Znak” 1999, nr 3.  
2.  R. Kapuściński, Heban, Warszawa 1998, s.5. 
3.  W.J. Burszta, Czytanie kultury. Pięć szkiców, Łódź 1996  Tę intelektualna metodę podróżowania- poznawania  określa Burszta sylogizmem: myśleć to podróżować, podróżować to widzieć, stąd myśleć znaczy widzieć, obserwować osobiście.  (s.61).
4.  Dla Kapuścińskiego  Herodot jest pierwszym pisarzem, który wyznacza nowe- globalne a nie prowincjonalne - horyzonty opisywania świata „odkrywa wielokulturowa naturę świata”,  stara się poznać, zrozumieć i opisać inność,  i przekonuje, że „każda kultura wymaga akceptacji i zrozumienia”. (79, 81, 104).
Autor Podróży z Herodotem zwraca uwagę na istotne aspekty antropologicznego poznawania  świata, pisze  o tym, ze kultury różnia się przede wszystkim obyczajami (s. 81)  ale tez  uświadamia, ze inne rzeczywistości kulturowe często nie przystają  do kodu  siatki rozpoznawczej i interpretacyjnej, która ma każdy z nas, co prowadzi do mylnego odczytania i interpretacji tej rzeczywistości (s. 137)   Wyraźnie deklaruje też  swoje  przekonania:   „Człowiek nie tylko tworzy kulturę i mieszka w niej, człowiek nosi ja w sobie, człowiek     j e s t  kulturą” (s. 81; podkreślenie autora).
5.  S. Symotiuk,  Filozofia  genius loci,  Warszawa 1997, s.112.


Tekst był drukowany w numerze 6 (214) "Dekady Literackiej" z 2005 roku.

Magdalena Horodecka

Instynkt i filozofia podróżowania w twórczości Ryszarda Kapuścińskiego

Literatura polska od dawna ma szczęście do podróżujących pisarzy o reporterskim zacięciu. Elementy reportażowe można bowiem znaleźć już w takich utworach literackich poświęconych relacji z podróży jak Flis Sebastiana Klonowica, Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu Juliusza Słowackiego czy Listy z podróży do Ameryki Henryka Sienkiewicza - by wspomnieć tylko kilka, najbardziej znanych tytułów. Za pierwszy nowoczesny polski reportaż uznaje się także swoistą relację z podróży - Pielgrzymkę do Jasnej Góry Władysława Reymonta.1 Klasyką dwudziestowiecznych reportaży podróżniczych jest jak wiadomo pisarstwo Ksawerego Pruszyńskiego, Melchiora Wańkowicza i Ryszarda Kapuścińskiego. Wśród tych wędrowców światów prawdziwych, by użyć formuły Doroty Kozickiej 2, Kapuściński wyróżnia się przestrzennym rozmachem swego podróżowania. Przebywał w Indiach i Chinach, wielokrotnie przemierzał Afrykę oraz republiki byłego ZSRR (tu dotarł aż do Workuty za Kołem Polarnym), był w Iranie, Ameryce Łacińskiej, Stanach Zjednoczonych, w wielu krajach Europy Zachodniej.

Kapuściński jest więc w materii podróżowania „zawodowcem”, wybitnym praktykiem. Musimy jednak sprecyzować, w jaki sposób literaturoznawca może próbować tę praktykę opisać. Otóż wydaje się, że jednym z możliwych podejść jest potraktowanie reportera jako swoistego bohatera literackiego. Pisanie o jego doświadczeniu podróżowania nie będzie wtedy li tylko biografizmem, ponieważ należy ono do materii tekstu, a obecność reportera w strukturze reportażu jest jedną z jego cech genologicznych. Jak zauważa Jacek Maziarski w Anatomii reportażu, typowe dla tego gatunku jest intencjonalne utożsamienie narratora reportażu i tego, o kim jest mowa (reportera) z osobą autora. Swoistym warunkiem narracji reportażowej jest więc współobecność reportera w świecie przedstawionym, nie tylko jako obserwatora i pośrednika między tym światem a czytelnikiem, lecz także jako postaci w tym świecie czynnie obecnej 3.

Sformułujmy na początku główną tezę tego szkicu. Główny bohater interesującej nas prozy reportażowej, Ryszard Kapuściński, to postać „ze dwojej złożona natury”. Z jednej strony to reporter doctus, podróżnik-erudyta, świadomy celów i zadań swojego podróżowania, namyślający się nad rolą i sensem wędrowania po świecie. Równie często jego reportaże mają w sobie coś z westernu, coś z powieści łotrzykowskiej, w której główny bohater niesiony z miejsca na miejsce ciągle ryzykuje życie ogarnięty jakimś niepojętym instynktem bycia w miejscach gorących od zdarzeń, konfliktów, wojen, rewolucji. Nie sposób przedstawić w jednej odsłonie wszystkich, ani nawet głównych nurtów podróżopisarstwa Kapuścińskiego. Dlatego zdecydowałam się wybrane zjawiska skoncentrować wokół dwóch kategorii, które wydają się charakteryzować oblicza motywu podróży w twórczości polskiego reportera. Mam tu na myśli „instynkt” i „filozofię”. Zanim przejdziemy do kilku zbliżeń związanych z realizacją tych dwóch paradygmatów podróżowania w wybranych utworach Kapuścińskiego, sprecyzujmy znaczenie obu kategorii.

Można rzec, że instynkt i filozofia to pewne postawy podmiotu wobec siebie i świata zewnętrznego. Pierwsza z tych postaw jest domeną natury, reakcji i zachowań wrodzonych, popędowych, spontanicznych. Sam Kapuściński postrzega podróżowanie jako czynność instynktowną, uznając ją za wrodzoną dyspozycję natury, właściwą mniejszości ludzi:

"Większość ludzi właściwie nie jest ciekawa świata. Większość ludzi świat w ogóle nie obchodzi. (…) Podobnie jak niewielu ludzi lubi jeździć. My, ludzkość, jesteśmy gatunkiem osiadłym. (…)W młodym wieku ludzie lubią sobie jeszcze pojechać turystycznie, ale potem się żenią, mają dzieci i przestają jeździć. Jeżdżenie jest pasją, która zajmuje bardzo niewielki odsetek ludzi" 4.


Już przed wiekami Platon wskazał na związek instynktu i motoryki. Uważał on bowiem, że animalia, czyli ludzi i zwierzęta cechują dwa rodzaje postaw popędowych: pożądanie i gniewliwość. Obie namiętności mają wymiar sensomotoryczny, kinetyczny, wywołują konieczność poruszania się w przestrzeniach życiowych. Jak twierdzili starożytni filozofowie, entelechia spełnia się sensomotorycznie w sposób właściwy danemu gatunkowi poprzez instynkt 5. Do entelechii, czyli siły działającej w Kapuścińskim, z pewnością zaliczyć należy ów sensomotoryczny magnes, który przyciąga go do miejsc odległych a zarazem pulsujących zdarzeniami. W tym sensie jest to także instynkt właściwy naturze dziennikarza, a przynajmniej dziennikarza z powołania, za jakiego uznaje siebie Kapuściński 6.

Zdefiniowanie pojęcia „filozofia” wymaga zawsze opowiedzenia się za pewnym paradygmatem wypracowanym przez daną epokę lub jej wybitnych przedstawicieli. Najbliższe mojemu zamysłowi zjawiska, które w twórczości Kapuścińskiego nazwałam „filozofią podróży”, jest platońskie rozumienie filozofii jako zdobywanie mądrości poprzez poznawanie czegoś (wymóg przedmiotowości poznania). Dodajmy, że w Fajdrosie Platon wskazuje na ważną cechę filozofowania, w metaforze rydwanu definiuje filozofowanie nie jako posiadanie wiedzy, lecz jako praktykę poznawczą polegającą na nieustającym procesie poszukiwania prawdy 7. Emmanuel Levinas nawiązując do Fajdrosa podkreślał kinetyczny aspekt tego paradygmatu, pisząc w Całości i nieskończoności, że Platon kładł szczególny nacisk na „ruch duszy, która ogląda prawdę” 8. W tym kontekście niezwykle platońsko brzmi powiedzenie Kapuścińskiego: „Myślenie rodzi się w ruchu. Zmiana miejsca, ludzkich twarzy to rzeczy, które wywierają na mnie duży wpływ i skłaniają do rozmyślań” 9. Można by rzec, że Kapuściński w swym podróżowaniu przekształca instynkt, rozumiany jako „receptywność bytu”, w poznanie. Warunkiem jednak, by owa receptywność stała się poznaniem, jest według Levinasa przetworzenie zmysłowych wrażeń przez intelekt 10. Kapuściński dokonuje tych przekształceń na kilka sposobów.

Zacznijmy od ostatniej książki reportera, Podróży z Herodotem, w której pisze on retrospektywnie o początkach swego wędrowania po świecie. W opisie inicjacji podróżniczej Kapuściński wspomina pierwsze marzenia o wyprawie. Jeśli przysłuchamy się temu fragmentowi narracji, dostrzeżemy, że już w młodości towarzyszył reporterowi jakiś potężny instynkt. Obiektem pragnień i pokus była jednak nie tyle podróż, co granica, marzenie o znalezieniu się w przestrzeni jej oddziaływania 11:

"(…) w pasie przygranicznym panuje cisza. Ta tajemniczość i ta cisza przyciągały mnie, intrygowały. Kusiło mnie, żeby zobaczyć, co jest dalej, po drugiej stronie. Zastanawiałem się, co się przeżywa, przechodząc przez granicę. Co się czuje? Co myśli? Musi to być moment wielkiej emocji, poruszenia, napięcia. Po tamtej stronie - jak jest? Na pewno - inaczej. Ale co znaczy to - inaczej? Jaki ma wygląd? Do czego jest podobne? A może jest niepodobne do niczego, co znam, a tym samym niepojęte, niewyobrażalne? Ale, w gruncie rzeczy, największe moje pragnienie, które nie dawało mi spokoju, nęciło mnie i dręczyło, było nawet skromne, bo mianowicie chodziło mi o jedno tylko - o sam moment, sam akt, najprostszą czynność p r z e k r o c z e n i a g r a n i c y . Przekroczyć i zaraz wrócić, to by mi, myślałem, zupełnie wystarczyło, zaspokoiło mój niewytłumaczalny właściwie, a jakże ostry głód psychologiczny" 12.


Przytaczam tak obszerny fragment, bo jest z wielu względów znamienny. Po pierwsze stanowi on samokrytyczną próbę rekonstrukcji samego siebie sprzed lat, ukazuje więc z pewnym dystansem młodzieńcze wyrywanie się do świata, do tej jego części, która jest nieznana i zakazana. Podróż była w czasach komunizmu drzewem, z którego można by zerwać niebezpieczne owoce poznania, dlatego uczyniono ją dobrem limitowanym, a tym samym silnie pożądanym, aktywizującym namiętność. Widać to w ciągach synonimicznych - „kusiło mnie”, „nie dawało spokoju”, „nęciło mnie i dręczyło”, które obrazują pragnienie podróży jako obiekt nałogowego niemal pożądania. Jego niezaspokojenie najsilniej akcentuje finalne określenie: „głód psychologiczny”. Instynkt ma tu więc wymiar psychosomatyczny, jest głodem, który dręczy świadomość, wyobraźnię, uczucia. Ale jest to dręczenie twórcze, można by nawet rzec - dręczenie filozoficzne. Rodzi bowiem postawę zdziwienia i zaciekawienia, którą już greccy myśliciele uważali za warunek filozofowania. W dialogu Teajtet Platon wypowiada znane słowa: „To stan bardzo znamienny dla filozofa: dziwić się. Nie ma innego początku filozofii, jak to właśnie”13.

Zacytowany fragment z Podróży z Herodotem jest wypowiedzią podwójnie graniczną. Mówi o pragnieniu przekroczenia granicy państw, a zarazem pokazuje granicę między instynktem i filozofią podróżowania. Instynkt kategorycznie stwierdza: chcę tam być, filozof zaś zastanawia się: jak tam jest. Można więc rzec, że odmienna jest retoryka instynktu i filozofii. Pierwszym rządzi składnia rozkazu i stwierdzenia, drugim - poetyka interrogacji. Filozoficzna postawa wobec podróżowania rodzi się, jak się zdaje, właśnie w momencie tej narracyjnej zmiany, w punkcie, w którym pojawia się pytanie. U Kapuścińskiego przybrało ono najbardziej podstawową, fundamentalną dla każdej podróży formułę: „Po tamtej stronie - jak jest?”. Dalej zaś pada banalna z pozoru odpowiedź: „Na pewno inaczej”. Odkrycie inności, czy raczej jej przeczuwanie jest jednak kluczowym problemem, z którym musi zmierzyć się podróżnik. Reakcja na tę inność stanie się miarą dojrzałości jego podróżowania. Młody reporter (o ile można wierzyć Kapuścińskiemu i jego rekonstrukcji siebie sprzed 50 lat) wykazuje już na początku swej drogi twórczej intuicyjną ciekawość inności. Znać to po serii pytań: „Ale co znaczy to - inaczej? Jaki ma wygląd? Do czego jest podobne?”. Mamy tu właściwie jakąś próbę epistemologii podróży jako wejścia w inność bytu, inność świata, jako pozostawienie swojskości, na rzecz zmierzenia się z obcością, którą Kapuściński nazywa jednak konsekwentnie nie obcością, lecz innością. Obcość ma bowiem konotacje negatywne, a inność zaciekawia, skłania do refleksji nad tym co oznacza (pytanie o definicję), jak wygląda (pytanie o formę) i do czego jest podobna (pytanie o sposób poznania).

Umiejętność formułowania takich pytań stoi na granicy między podróżniczym zewem a jego racjonalnym ukierunkowaniem. Pytanie pozostaje jednak chyba punktem wyjściowym, decydującym o możliwości powodzenia podróżniczej przygody. Można by rzec, że pytanie ocala przed postawą turysty i włóczęgi. Turysta bowiem, jak pisze Zygmunt Bauman w Etyce ponowoczesnej, podróżuje dla rozrywki, jego celem jest doznawanie wciąż nowych przeżyć, zaś włóczęga nie wie po co i dokąd wędruje, jego przemieszczanie się w przestrzeni jest epizodyczne, nie potrafi nadać mu sensu, znaczenia, celowości 14. Postawy podróżnika trzeba się jednak nauczyć, bo podróż - jak szybko zauważy młody Kapuściński - jest sztuką w znaczeniu techne. To umiejętność, którą się wypracowuje i wywalcza.

Kapuściński był świadom swego nieprzygotowania intelektualnego do pierwszej podróży zagranicznej, którą mu wyznaczyła redakcja „Sztandaru Młodych”. W drodze do Indii towarzyszyło mu jednak także nieprzygotowanie emocjonalne. Kapuściński jedzie spełnić swoje pragnienie - zinterioryzowany fantazmat granicy, wierząc, że swój głód zaspokoi w momencie jej przekroczenia, a potem będzie mógł natychmiast wracać. I rzeczywiście - zagubiony w świecie odmiennej kultury, a nade wszystko - zupełnie bezradny językowo, reporter chce niemal od razu po przyjeździe - wracać do Polski. Złapany, jak to określi „w pułapkę języka, osaczony przez język”, tęskni za „kokonem swojskości” 15. Narodziny wybitnego reportera, które się w tym momencie dokonały, zawdzięczamy Batoremu, Hemingwayowi i Herodotowi. Batory był to statek pasażerski, którym Kapuściński miał wracać do Polski, statek ów utknął jednak na skutek konfliktów francusko-angielskich w Kanale Sueskim. Kapuściński musiał więc zostać w Indiach i czekać. Postanawia uczyć się angielskiego. I tu pomógł mu właśnie Hemingway. Na ulicy w Delhi kupił Komu bije dzwon w angielskiej wersji językowej z zamiarem szlifowania języka [okazało się szybko, że jest w stanie czytać tylko dialogi, bo w rozbudowanym opisie na pierwszej stronie zrozumiał jedynie słowo „brown”]. Wśród tych anegdotycznych wspomnień znajdziemy jednak sygnały pewnej wewnętrznej zmiany, która się w Kapuścińskim dokonuje. Zrozumiał coś, czego wcześniej nie ogarniał marzeniem, instynktem, pokusą dotknięcia granicy - zdał sobie sprawę, że inność, to nade wszystko wkroczenie w nową, nieznaną semiotykę, w świat obcego języka, odmiennych symboli, zachowań, obyczajów. Przeżył jakieś filozoficzne olśnienie - dostrzega, że pierwsze zderzenie cywilizacji dokonuje się właśnie w płaszczyźnie znaków i znaczeń.

Obserwacje, które poczynił wtedy w Indiach, przypominają myśl Ludwika Wittgensteina o związku języka i myślenia. W Traktacie logiczno-filozoficznym posłużył się on iście podróżniczą metaforą: „Granice mego języka oznaczają granice mego świata” 16. Podróż rozumiana jako przekraczanie granic staje się więc zjawiskiem lingwistycznym. Zanurzenie w innym języku wyrywa nas ze świata, który znamy i rozumiemy, świata, który Wittgenstein nazywa mikrokosmosem. Autor Traktatu podkreśla bowiem, że świat języka, który rozumie podmiot, jest jego światem, co zdaje się oznaczać przynależność do jego tożsamości. Widać to w wielokrotnym stosowaniu przez filozofa zaimków „mój”, „swój”, często wyróżnionych kursywą. W Traktacie pisze na przykład: „To, że świat jest moim światem, uwidacznia się w tym, że granice języka (jedynego języka, jaki rozumiem) oznaczają granice mego świata. (…) Sam jestem swoim światem. (Mikrokosmosem)” 17. Podróż jest więc porwaniem nas w makrokosmos, czy raczej makro-chaos, bo wkraczamy w świat obcego języka, którego nie możemy zrozumieć, a tym samym - uczynić własnym. Podobne zjawisko opisuje Kapuściński, mówiąc o relacji między nazywaniem i istnieniem:

"(…) zauważyłem związek między nazywaniem i istnieniem, bo stwierdzałem po powrocie do hotelu, że widziałem na mieście tylko to, co umiałem nazwać, że na przykład pamiętałem napotkaną akację, lecz już nie drzewo, które stało obok niej, ale którego nazwy nie znałem" 18.


Bariera języka, która pojawia się w czasie podróży, jest więc zarazem pierwszym intelektualnym wyzwaniem, jak i największym chyba zagrożeniem. Zadaniem podróżującego staje się złamanie szyfru innej kultury, włamanie się do jej kodów. Kodów, nie kodu, bo każda kultura, a nade wszystko kultura kolonialna to system kodów. Kapuściński szybko zdaje sobie sprawę, że winien nauczyć się nie tylko angielskiego, ale nade wszystko hindu, bengali, gudżarati, telugu, urdu, tamil, pendżabi … No właśnie - w tym miejscu nowonarodzona świadomość prawdziwego podróżnika mogłaby szybko doprowadzić go do frustracji. I zresztą jest taki moment, kiedy Kapuściński z zapałem wkuwający kilkadziesiąt słówek angielskich na dzień, z pękającą od wysiłku głową chłodzoną zmoczonym ręcznikiem, zdaje sobie sprawę z szaleństwa, jakim jest podróżowanie z zamiarem poznania innej kultury. O tym reporterskim impasie mówi:

"Potem pojechałem jeszcze do Madrasu i Bangalore, do Bombaju i Chandigaru. W miarę podróży nabierałem przeświadczenia o deprymującej beznadziei tego, co robię, o niemożności poznania i zrozumienia kraju, w którym jestem. Indie są takie wielkie! Jak opisać coś, co jak mi się wydawało, nie ma granic, nie ma końca?" 19


Zauważmy, że niemożność poznania jest tu równoległa z jakimś narracyjnym bezwładem, który mógł sparaliżować pióro na resztę życia. Być może w tym momencie decydowało się, czy Kapuściński będzie autorem kolejnych Buszów po polsku, czy też nauczy się pisać o temacie niepoznawalnym i bezkresnym, jakim jest Ziemia, planeta ludzi. Co sprawiło, że Kapuściński - mimo tej nagle, niemal epifanicznie uświadomionej beznadziejności poznawania - poważył się podjąć wyzwanie. Kapuściński odpowiada: Dzieje Herodota.

Wymieńmy najważniejsze cechy Dziejów, które tak zafascynowały reportera. Po pierwsze było to przekonanie o wielkiej wartości historiografii, która jest zarazem skarbcem pamięci o ludziach i ich dokonaniach jak i wysiłkiem zrozumienia świata. Kapuściński kilkakrotnie cytuje i rozważa poszczególne elementy pierwszych zdań Dziejów:

"Herodot z Halikarnasu przedstawia tu wyniki swych badań, żeby ani dzieje ludzkości z biegiem czasu nie zatarły się w pamięci, ani wielkie i podziwu godne dzieła, jakich bądź Grecy, bądź barbarzyńcy dokonali, nie przebywły bez echa, między innymi szczególnie wyjaśniając, dlaczego oni ze sobą walczyli" 20.


Kapuścińskiemu, historykowi z wykształcenia, staje się ów historyczny paradygmat bardzo bliski. Pisanie historii wrzenia świata będzie ważnym elementem jego misji, celem wielu podróży. Jednocześnie uczy się od Herodota warsztatu. Jego główne elementy to: pracowitość, wytrwałość i interdyscyplinarne zacięcie w badaniu świata, opisywanie zjawisk, ale unikanie ich oceniania i wartościowania, szacunek do obcej kultury, wreszcie - postawa rozumiejąca, szukająca przyczyn, pytająca „dlaczego oni ze sobą walczyli”.

Mimo tej lekcji odebranej w młodości od Herodota, w Kapuścińskim wielokrotnie jeszcze będzie zwyciężał instynkt. To, co zadziwia, to często jego niemal szaleńczy rys, jakaś dzikość, może ambicja, która pcha reportera ku wyjazdom samobójczym, wisielczym, w których ocalenie staje się zupełnie nieoczekiwanym rozwiązaniem akcji. Ma to naturalnie swój ogromny potencjał narracyjny, tworzy napięcie, suspense, za który Kapuściński jest tak lubiany. Z psychologicznego punktu widzenia, Kapuścińskim zdaje się czasem rządzić Tanatos, instynkt śmierci. Wiele przykładów znajdziemy w reportażu z Angoli, Jeszcze dzień życia. Reporter najpierw zostaje w Luandzie, mimo że wszyscy Portugalczycy uciekają z miasta, przerażeni wizją czarnej rewolucji i wojną domową. Potem, gdy już nawet psy opuściły Luandę, postanawia wyjechać na front. Stamtąd pisze o żołnierzach, którzy ze strachu strzelają na oślep, on jednak krzyczy do nich, jakby będąc poza ich przerażeniem: „Nie mierz w górę (…), mierz przed siebie, w te palmy, oni tam są” 21. Wreszcie kilkakrotnie w pogoni za informacją z samego jądra wojny jedzie przez kraj usiany posterunkami, wiedząc, że na każdym z nich może zostać rozstrzelany. Czytelnik ma cały czas świadomość, że w czasie kolejnych przepraw rzeczywiście jakimś cudem Kapuściński dostaje od losu „jeszcze dzień życia”. Reporter próbuje racjonalizować swoje szaleństwo przekonaniem, iż jest ono nieodzowną częścią zawodu dziennikarza. Pisze: „uważam, że nie powinienem pisać o ludziach, z którymi nie przeżyłem chociaż trochę tego, co oni przeżywają” 22. Kapuściński jest tu jak zwykle skromny. „Chociaż trochę” - to zbyt mało, by opisać totalność jego zaangażowania, jego skłonność do wsiąkania w świat, do wystawiania się na pastwę zdarzeń, do działania wbrew rozsądkowi czy raczej - do zawieszania praw rozumu. Paradoksalnie jednak Kapuściński zachowuje się przemyślnie w groźnych sytuacjach, w które się pakuje. Z Tanatosem ciągle zmaga się w nim instynkt samozachowawczy. Bo celem tych szalonych podróży nie jest dać się zabić, lecz wystawić się na sytuacje zagrożenia życia, by przywieść do kraju ciekawy materiał oraz świadomość, że było się w centrum zdarzeń. Narracyjne opisy tego szaleństwa brzmią jednak czasem niemal komicznie. Na przykład, kiedy Kapuściński pisze z Luanady w depeszy do Polski:

„ZALATWCIE ZEBY WSTRZYMALI EWENTUALNE WYJAZDY DO LUANDY, CHYBA ZE KTOS MA PLANY SAMOBOJCZE OK ??? SCISKAM RYSIEK” 23


Zupełnie innym, można by rzec biegunowo odmiennym rysem podróżopisarstwa Kapuścińskiego, jest obecny w nim żywioł intertekstualności. Różna jest intensywność jego obecności w tekstach, reporter w wielu wywiadach podkreśla jednak ważność tego komponentu swego pisarstwa. Hanna Dziechcińska pisała w pracy O staropolskich dziennikach podróży 24, że w tekstach tych istniał filtr pomiędzy podróżującym opisującym swe wrażenia i oglądaną przezeń rzeczywistością. Ten filtr tworzyły reguły opisu podróży skonwencjonalizowane w tradycji. Podobny filtr, dodajmy, filtr wielowarstwowy, palimpsestowy, istnieje między Kapuścińskim i doświadczanym, a potem opisywanym przezeń światem. Ten filtr nie jest jednak wpisywaniem się w tradycję gatunku podróży, lecz raczej potrzebą umysłu poszukującego jakiejś pełni poznania, którego nie daje mu jednostkowe, własne doświadczenie. Dlatego reporter wpisuje w swe teksty własne doświadczenia lekturowe, które pomagają mu jakby przez różne szkła powiększające spojrzeć na nieznany świat, wyłuszczyć z niego to, co ważne, szybciej uchwycić jego istotę.

Można odnieść wrażenie, że im większe reporterskie i pisarskie doświadczenie autora Cesarza, tym intensywniejsze jego poszukiwania lekturowe. Tak jakby coraz bardziej bał się spontanicznego, instynktownego podróżowania, a zarazem coraz bardziej rozsmakowywał w podróżowaniu intelektualnym, w zaciszu gabinetu lub biblioteki. Kapuściński czyta coraz więcej, z roku na rok, z podróży na podróż czuje się jakby, paradoksalnie coraz słabiej przygotowany, bogactwo świata rodzi w nim wielką intelektualną pokorę. Lektura staje się pierwszą i ostatnią fazą podróży, etapem wyostrzania wzroku i wyczulania słuchu na zjawiska, które już inni uznali za ważne dla danego regionu. Rozległość tych lektur ujawnia się zwłaszcza w Imperium, które staje się swoistym reportażem naukowym, opatrzonym interdyscyplinarną bibliografią z zakresu literatury rosyjskiej, historii, historii sztuki czy filozofii.

W pewnym sensie opozycyjny w stosunku do Imperium jest wzorzec podróżowania wpisany w Heban. Tu jakby ponownie bierze górę instynkt oraz empatia i jej filozoficzne wcielenie, które za Levinasem można by nazwać intuicją intelektualną 25. Heban stanowi też exemplum teleologii podróżowania reportera, której istotą jest poczucie misji, odpowiedzialności za świat i drugiego człowieka, bez względu na to, pod jaką szerokością geograficzną przyszło mu się urodzić. Czym jednak jest ta podróżnicza misja reportera? Wydaje się, że to nade wszystko rodzaj etycznego zobowiązania, które każe człowiekowi przekraczać siebie i myśleć o innych, zwłaszcza tych pokrzywdzonych przez historię. Kapuściński uważa bowiem, że cała ludzkość to wielka rodzina człowiecza. Z takiej koncepcji ludzkości wynikają zaś powinności podobne do tych, które stwarza więź pokrewieństwa. Bo wszyscy ludzie są „naszymi braćmi i siostrami” 26 mówi Kapuściński. Jeśli o każdym człowieku myślimy jako o bracie lub siostrze, wykluczone jest trwanie w postawie niewiedzy o losach mieszkańców innych kontynentów oraz obojętności na ich krzywdę. Reporter, żyjąc na granicy europejskiego i nie-europejskiego świata, jest wciąż bombardowany przez rażące kontrasty, wywołujące zarówno poczucie jakiejś tajemniczej niesprawiedliwości, a z drugiej - zobowiązania moralnego. Jako przykład opisuje szok po powrocie z podróży, w czasie której widział obozy dla uchodźców na granicy Sudanu i Etiopii. Tysiące ludzi umierało, ponieważ dostawali tylko trzy litry wody, która musiała starczyć na mycie, gotowanie, pranie i picie. Dzienną dawkę jedzenia stanowiło pół kilograma kukurydzy. Następnego dnia Kapuściński wraca do Europy. Ląduje w Rzymie i wieczorem wychodzi na spacer po Piazza Navona. Widzi tłum ludzi jedzących w restauracjach, cieszących się życiem, muzyką. Silnie odczuwa dysonans, jaki rodzi takie skondensowane w czasie dotknięcie cywilizacji nędzy i dobrobytu: „We mnie tkwiło to, co zobaczyłem przed moim odlotem (...) Życie w dwóch tak odmiennych światach stwarza, jak sądzę, moralne zobowiązanie do tego, by o tym mówić” 27.

Ważnym elementem afrykańskiej misji reportera jest mówienie o tragicznym balaście kolonializmu, który wciąż ciąży na Afryce. Podróżopisarstwo Kapuścińskiego wpisuje się tu w ważny nurt współczesnej humanistyki zwany postkolonializmem 28. Reportaże Kapuścińskiego są tak cenione na Zachodzie między innymi za wnikliwą refleksję etyczną i społeczną związaną z problemami rasizmu i dekolonizacji. W Hebanie Kapuściński wielokrotnie ukazuje echa kolonializmu - na przykład stereotyp Białego, z którym sam musi się zmagać czy też afrykańskie poczucie niższości. O tym, że problem stereotypu Białego wciąż istnieje, przekonuje się Kapuściński wielokrotnie. Dowiaduje się na przykład, że matki w Afryce straszą niegrzeczne dzieci białym ludożercą. Znacznie gorsze jest jednak bardzo osobiste doświadczenie samego reportera, które przejmująco opisuje w rozdziale Ja, Biały:

Odżył we mnie problem koloru skóry. Jestem Biały. W Polsce, w Europie, nigdy się nad tym nie zastanawiałem, nie przychodziło mi to do głowy. Tutaj w Afryce stawało się to wyznacznikiem najważniejszym, a dla prostych ludzi - jedynym. Biały. Biały, czyli kolonialista, grabieżca, okupant. Podbiłem Afrykę (...) wyciąłem w pień plemię tego, który akurat stoi przede mną (...). Nie umiałem rozwiązać we własnym sumieniu problemu winy" 29.


Kapuściński próbuje odkupić lub może przemóc w sobie to odczuwane przez niego dziedzictwo winy swoją postawą i swoim pisaniem, i ta kolejność jest tu znacząca. Wielu bowiem mówi i pisze o problemach dekolonizacji, niewielu jednak, tak jak Kapuściński, próbuje własnym stylem relacji z Innym znosić bariery i uprzedzenia. Polski reporter jest wyjątkowy w swej determinacji poszukiwania bezpośredniego kontaktu z ludźmi, który jego zdaniem najskuteczniej przełamuje strach i niechęć. Najważniejszy jest tu zdaniem reportera uśmiech, język niewerbalny, który sygnalizuje przyjacielski stosunek.

Najbardziej niezwykła wydaje się jednak zdolność reportera do bycia nie tylko świadkiem czy obserwatorem afrykańskich kultur, ale także ich uczestnikiem. Kapuściński bez słowa sprzeciwu bierze udział w przeróżnych obyczajach oraz empatycznie wnika w mentalność Afrykańczyków. W praktyce wiąże się to z uczestniczeniem w dziwnych z punktu widzenia kultury europejskiej zwyczajach. Powitanie Afrykańczyków musi być okraszone kaskadą śmiechu - inaczej sygnalizowałoby wrogość, więc Kapuściński uczy się tak śmiać i witać. Utożsamienie z Innym jest chyba najdalej posunięte w próbie wniknięcia w mentalność mieszkańców Afryki. Znakiem i sygnałem tej empatii jest język - używanie formy pierwszej osoby liczby mnogiej lub mowy pozornie zależnej. Kiedy reporter opisuje swój atak malarii mózgowej - czyni to w taki sposób, by wniknąć w sposób myślenia Afrykańczyka o tej dziesiątkującej kontynent chorobie:

"Pierwszym sygnałem nadciągającego ataku malarii jest wewnętrzny niepokój (...) coś się z nami stało, coś niedobrego. Jeżeli wierzymy w duchy - wiemy co: to wszedł w nas zły duch, ktoś rzucił na nas czary. Ten duch obezwładnił nas i przygwoździł" 30.


Postawa chorego reportera, który o swojej chorobie myśli i pisze kategoriami obcej kultury, ma w sobie coś z przeżycia ciała Innego jako alter ego 31. Kapuściński konsekwentnie stara się utożsamić z badaną kulturą, widzieć świat jej oczami nie tylko poprzez bycie z Innym, ale także poprzez swoiste bycie w ciele Innego. Podobną postawę i idącą w ślad za nią formułę narracji spotykamy także w opisie wiary w moc czarowników:

"Jeżeli umarł ktoś bliski, spłonął dom, padła krowa, wiję się z bólu albo leżę bezwładny, powalony atakiem malarii, wiem, co się stało: ktoś rzucił na mnie czary" 32.


Kapuściński przez cały rozdział Czarne kryształy nocy, z którego pochodzi cytowany fragment, nie wychodzi z tej roli „bycia Afrykańczykiem”. Zauważmy, że czyni to nawet w dziedzinie czarów, obcej umysłowości europejskiej, bo związanej z odmienną koncepcją antropologiczną, w której dominuje magiczny, irracjonalny sposób rozumienia świata. Reporter nigdy nie uzna go za gorszy, głupszy, prymitywny. Zawsze, wiedziony ciekawością i empatią - będzie się starał go zrozumieć lub chociażby współ-odczuć. Wydaje się, że zwłaszcza w ostatniej dekadzie twórczości, Kapuściński swój niewątpliwy dar pełnego szacunku obcowania z innymi kulturami wspiera refleksją zaczerpniętą z kręgu filozofii dialogu. Wyczuwa się w Hebanie obecność myśli Levinasa, Bubera czy Tischnera, mimo że explicite powołuje się na nich reporter nie w swej twórczości reportażowej, lecz w artykułach i wywiadach 33. Można by rzec za Buberem, że relacja „ja-ty” 34 jest kluczowa w epistemologii Kapuścińskiego, prawda o świecie, której nieustannie poszukuje reporter, ma dla niego zawsze ów relacyjny wymiar, a zasada dialogiczności staje się główną zasadą jego podróżowania.

Podróż nie jest jedyną bliską Kapuścińskiemu formułą istnienia i poznawania. To jeden z niewielu pisarzy, który łączy w sobie skrajne bieguny, niemal sprzeczne porządki istnienia. Potrafi być podróżnikiem, przedzierać się przez dżunglę lub pustynię, a także zamknąć się w swoim mieszkaniu, wyłączyć telefony i żyć w dżungli książek, na pustyni pisania. Figurą przeciwstawną podróży zdaje się być w jego twórczości cela, metafora zamknięcia fizycznego. „Cela” to zarówno przestrzeń skupienia, odgraniczenia od dystraktujących świadomość bodźców zewnętrznych, a zarazem przestrzeń swojska, bezpieczna. Potrzeba przebywania w celi pojawia się jednak w późnej twórczości Kapuścińskiego, dopiero 56- letni reporter notuje w Lapidariach:

"Cella continuata ducescit - cela, którą opuszczamy rzadko, staje się miła. Żyjąc, jakąś część energii przekazujemy otoczeniu - ludziom, ale także i rzeczom, oswajamy je, kształtujemy. W końcu owo otoczenie staje się częścią nas, naszym dodatkowym wymiarem (…). [pracownie - M.H.] To twierdze, w których jesteśmy bezpieczni i które opuszczamy bez entuzjazmu" 35.


W świetle tego fragmentu mniej zaskakująca staje się odpowiedź reportera na pytanie pewnego Amerykanina, jak się czuje, kiedy wyjeżdża. „Okropnie! Wyjeżdżając zawsze coś tracę, w każdym wyjeździe jest bezpowrotność” 36. Dlaczego bezpowrotność? Słowo brzmi jakby wyjęte z wiersza Norwida. Nie chodzi przecież o jakąś barierę fizycznego powrotu do miejsca, skąd zaczynało się podróż, lecz raczej o niemożność powrotu do warunków, sytuacji i związanych z nimi znaczeń, które się w momencie wyjazdu pozostawia. Owa niemożność powrotu do rzeczywistości świata sprzed podróży może się wiązać albo z zachwianiem homeostazy tego układu spowodowanym właśnie podróżą, albo z niemożnością utrzymania tej samej homeostazy „domowego” świata po powrocie. Moje ja, a więc też przestrzeń, w której funkcjonuję to przed i po podróży już inne światy znaczeń. Podróż jest więc zdaniem się na bezpowrotność, bo zabiera nam świat sprzed podróży i siebie sprzed wyjazdu. Czy jest to więc doświadczenie w ostatecznym bilansie egzystencji budujące czy niszczące, więcej nam daje czy odbiera? Jakakolwiek byłaby odpowiedź, owa cela winna być dla podróżnika miejscem kontynuowania wyprawy, jej punktem docelowym, wymiarem, bez którego podróżowanie traci sens. Cela staje się wtedy przestrzenią interioryzowania podróży, przemieniania bodźców zewnętrznych w materię przemyśleń, a więc w materię nowej, wzbogaconej poznaniem innych światów tożsamości.

"Podróż przecież nie zaczyna się w momencie, kiedy ruszamy w drogę, i nie kończy, kiedy dotarliśmy do mety. W rzeczywistości zaczyna się dużo wcześniej i praktycznie nie kończy się nigdy, bo taśma pamięci kręci się w nas dalej, mimo że fizycznie dawno już nie ruszamy się z miejsca. Wszak istnieje coś takiego, jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej" 37.



Przypisy

1. K. Wolny, Kształtowanie się reportażu i jego systematyka, w:
Reportaż. Wybór tekstów z teorii gatunku, Rzeszów 1992, s.125-126.
2. D.
Kozicka, Wędrowcy światów prawdziwych. Dwudziestowieczne relacje z
podróży
, Kraków 2003.
3. J. Maziarski, Anatomia reportażu, Kraków 1966,
s. 163.
4. Wykłady i spotkania towarzyszące pobytowi Ryszarda Kapuścińskiego w
Gdańsku
, w: Nadanie Ryszardowi Kapuścińskiemu tytułu doktora honoris
causa Uniwersytetu Gdańskiego
, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego,
2004, s. 89-90.
5. A. Anzenbacher, Animalność, w tegoż: Wprowadzenie do
filozofii
, Kraków 1992, s. 146-148.
6. Por. R. Kapuściński, Autoportret
reportera
, wybór K. Strączek, Kraków 2003, s. 20.
7. Platon, Fajdros,
przeł. W. Witwicki, Wydawnictwo Antyk, Kęty, 2002. Por. także:
Paradygmat ontologiczny, w: Filozofia. Podstawowe pytania, pod red. E.
Martensa i H. Schnädelbacha, przeł. K. Krzemieniowa, Warszawa 1995, s.
66-79.
8. E. Levinas, Całość i nieskończoność. Esej o zewnętrzności,
przeł. M. Kowalska, Warszawa 1998, s. 60.
9. R. Kapuściński, Autoportret
, s. 29.
10. E. Levinas, op.cit., s. 60-61.
11. Szerzej o figurze
granicy w pisarstwie Ryszarda Kapuścińskiego pisze Beata Nowacka w
rozdziale Figura granicy - motywy, stereotypy, symbole, w tejże:
Magiczne dziennikarstwo. Ryszard Kapuściński w oczach krytyków,
Katowice 2004.
12. R. Kapuściński, Podróże z Herodotem, Kraków 2004, s. 13.
13. Platon, Teajtet, przeł. W. Witwicki, Warszawa 1936, s. 39.
14. Z. Bauman, Włóczęga i turysta: typy ponowoczesne, w: Etyka
ponowoczesna
, Warszawa 1996, s. 326-333.
15. R. Kapuściński, Podróże …,
s. 24.
16. L. Wittgenstein, Tractatus logico-philosophicus, przeł. B.
Wolniewicz, Biblioteka klasyków filozofii, Warszawa 2000, s. 64.
17.
Ibidem.
18. R. Kapuściński, Podróże …, s. 26.
19. Ibidem, s. 39.
20. Ibidem, s. 75.
21. R. Kapuściński, Jeszcze dzień życia, Warszawa 1976, s. 36.
22. Ibidem, s. 62.
23. Ibidem.
24. H. Dziechcińska, O staropolskich
dziennikach podróży
, Warszawa 1991, s. 43.
25. E. Levinas, op.cit. s. 61.
26. R. Kapuściński, Autoportret reportera, s. 24.
27. Ibidem, s. 23.

28.
Por. na przykład Postcolonial literary studies, ed. N. Lazarus,
Cambridge University Press, 2004.
29. R. Kapuściński, Heban, Warszawa
2003, s. 45.
30. Ibidem, s. 60.
31. Por. E. Levinas, op.cit, s. 64.
32. Ibidem., s.
198.

33. Por. na przykład R. Kapuściński, Inny w globalnej wiosce (tekst
wykładu wygłoszonego w 2003 r. w Krakowie), w: „Znak” 2004, nr 1, s.
30-36. oraz R. Kapuściński, Spotkanie z Innym - jako wyzwanie XXI wieku
(wykład wygłoszony 1 X 2004 r. z okazji przyznania tytułu doktora
honoris causa UJ) , Kraków 2004.
34. M. Buber, Ja i Ty. Wybór pism
filozoficz
nych, przeł. J. Doktór, Warszawa 1992. Warto zaznaczyć, że
Kapuściński eksponuje w swej twórczości międzyludzki aspekt relacji
„ja-ty”, podczas gdy dla Bubera owym „Ty” jest Bóg, obecny zarówno w

„ja”, jak i drugim człowieku. Jak pisze Buber, to właśnie w owym
„wiecznym Ty” przecinają się linie relacji międzyludzkich. Kapuściński
nie akcentuje jednak tego religijnego, transcendentnego wymiaru, który
dla dialogików stanowił centrum relacji z Innym.
35. Lapidaria, Warszawa 2003, s. 136-137.
36. Ibidem, s. 177.
37. R. Kapuściński, Podróże …, s. 79-80.


Tekst był drukowany w numerze 6 (214) "Dekady Literackiej" z 2005 roku.

RYSZARD KRYNICKI

Ostatni, który tak patrzy w gwiazdy

Rozmawiała Dorota Kozicka

Zapamiętane z rozmowy, która odbyła się w majowe późne popołudnie w domu poety na krakowskim Podgórzu.

Zaczęliśmy od pytania, czy to Tadeusz Peiper, który urodził się nieopodal, w jakiś sposób „patronował” wyborowi tego domu i czy poeta, który nie mógł znaleźć swego miejsca i z dużymi nadziejami przeprowadzał się z Poznania właśnie do Krakowa, czuje się w końcu zakorzeniony.

Okazuje się jednak, że momencie wyboru domu Krynicki nie wiedział, że właśnie w pobliżu urodził się Peiper, a kiedy sobie to uświadomił, potraktował to jako ważny znak „obecności” poety, który tak mocno zaważył na jego młodzieńczej twórczości. Kraków dał mu też poczucie pewnego „osadzenia”, swojskości, ale „kompleks niezadomowienia” pozostał, bo ma on dużo głębszy charakter. Wiąże się z jednej strony z samą kondycją artysty-poety, któremu zawsze towarzyszy poczucie wyobcowania, z drugiej - z przeżyciami z dzieciństwa. Pierwsze, znaczące, mimo iż pozornie nie pamiętane dwa lata życia przeżył Krynicki z rodzicami w obozie pracy w Niemczech, a później dorastał w miejscu, w którym w powojennej zawierusze spotkali się ludzie, którzy podobnie jak jego rodzice, zostali zmuszeni do opuszczenia rodzinnych stron, oderwani od naturalnego środowiska i tradycji. O tych przeżyciach poeta mówi niewiele, podkreślając jedynie fakt, że w tej sytuacji egzystencjalnej jedynym miejscem „zakorzenienia” stał się dla niego język.



W ostatnim tomie, zatytułowanym Kamień, szron dają się słyszeć - po raz pierwszy tak wyraźne, choć oczywiście ściszone i przefiltrowane przez poetyką wizję - echa dzieciństwa, strachu, samotności. Poeta wraca do przeszłości a obok wierszy przypominających zmarłych poetów i przyjaciół pojawiają się tu również krótkie prozy - fragmenty przygotowywanej, lecz zaniechanej już ksiązki, nie tyle wspomnieniowej, co „przywołującej” jego własną przeszłość - zarówno to, co w niej wydaje mu się dziś najważniejsze, jak i to, czego nie można wypowiedzieć. O tych krótkich prozach mówi poeta jako o próbie „wyrwania się” z poetyckiej konieczności milczenia, próbie poszukiwania odpowiedniego języka dla oddania tego, co z dzisiejszej perspektywy o tamtych doświadczeniach da się powiedzieć. Przywołuje przy tym niemieckie pojęcie Dichtung, określające utwór literacki bez rozróżnienia na poezję i prozę, a także podkreśla, że takie rozumienie literatury jest mu najbliższe i że taką właśnie literaturę sam próbuje tworzyć.



Język niemiecki jest dziś bardzo bliski Krynickiemu, mimo iż nauczył się go stosunkowo późno, pod wpływem fascynacji poezją Rilkego, czytanego jeszcze w przekładzie Stefana Napierskiego. Choć dziś Krynicki tłumaczy wiele, w tym przede wszystkim swoich ulubionych poetów: Paula Celana i Nelly Sachs, traktując tę działalność na równi z własną poetycką twórczością (i z pewnością dlatego tłumaczy tylko te wiersze, które sam chciałby napisać), do tej pory jednak nie podjął się przełożenia wierszy Rilkego. Fakt ten uzasadnia między innymi niezwykłą trudnością tej poezji oraz podziwem dla tłumaczeń Mieczysława Jastruna, coraz częściej jednak myśli o własnych przekładach i planuje „zmierzyć się ” przede wszystkim z Elegiami Duinejskimi.



Pytany o drogi poetyckiego rozwoju od momentu debiutu po dzień dzisiejszy, i o rolę jaką odegrało w nim w nowofalowe doświadczenie Krynicki przyznaje, że postrzega dojrzewanie swojej twórczości jako wyraźną konsekwencję podjętych na początku poetyckich poszukiwań. Opisuje ten proces metaforycznie jako spiralne krążenie wokół najważniejszych - stawianych już w pierwszych utworach - pytań i językowych rozwiązań. Jednym z takich „okrążeń” był dla autora Niepodległych nicości epizod nowofalowy, polegający na manifestacyjnym przełamaniu milczenia wobec zakłamania ówczesnej rzeczywistości, oraz związane z nim próby stworzenia nowego poetyckiego języka. Każdy z nowofalowych poetów robił to na swój własny sposób i każdy wyciągnął z tego inne konsekwencje, wybierając własną dojrzałą drogę. Choć Krynicki przyznaje też, iż był taki krótki czas, kiedy można było mówić o wspólnym pokoleniowym języku, który wtedy zaczęto utożsamiać z publicystyką, choć to przecież nie o publicystykę chodziło. Jednakże świat, również „świat poetycki' nie zaczynał się, ani nie kończył dla niego na Nowej Fali.



W tym kontekście zawarte we wstępie do debiutanckiego tomu - nielubianego przez poetę ze względów pozapoetyckich, związanych ze sposobem wydania tego zbiorku - młodzieńcze deklaracje, że doświadczenia z trudem wydostają się nad powierzchnie języka i że on jako poeta nie może ustalić granicy zwierzenia poza którą wiersz nie powinien wykraczać (Pęd pogoni pęd ucieczki, 1968) korespondują mocno z zawartym w ostatnim tomie wyznaniem: w obcym języku mniej odczuwam bezwstyd swojego wyznania (Efekt obcości z tomu Kamień, szron, 2004 ). Od początku twórczości był to dla Krynickiego-poety jeden z najważniejszych problemów i do dziś nie udało mu się wyznaczyć tej granicy, choć ma świadomość, że należy jej wciąż poszukiwać. Za każdym razem jednak kiedy poeta zatrzymuje się na granicy tego, co powiedziane i tego, czego wypowiedzieć się nie da, najważniejsze wydaje się właśnie to, co „pomiędzy”. Jednym z istotnych sposobów poszukiwania granic wyrażalności była próba ograniczania słów, uparte dążenie do precyzji, prowadzące do swoistego poetyckiego milczenia.



Od początku też intrygował go problem języka poetyckiego, i to w wielu wymiarach: zarówno w perspektywie poetyckiej wyrażalności, jak i w perspektywie „dotykania” współczesności poprzez język ulicy, gazety, a dziś chociażby internetu. Poetyckie ślady tych zainteresowań i otwartości poety na to, co niesie językowa codzienność, widoczne są również w ostatnim zbiorze wierszy. Krynicki - uważnie posługujący się każdym słowem - nie tyle bawi się nieporadnością nowomowy, ile wydobywa jej kalekie, oparte na obcojęzycznych zapożyczeniach, oblicze.



W trakcie rozmowy wielokrotnie przywoływany był Peiper - poeta i niezwykły człowiek. Krynicki przypominał, że w czasach jego debiutu odsunięty na margines życia Peiper był w środowisku artystycznym w jakimś stopniu postacią kultową, swoistym „wyrzutem sumienia” , przypominał też swoje pierwsze wrażenia z lektury jego wierszy i nieodparte przekonanie, że obok poetyckiego kunsztu dostrzega w nich niezwykłą dobrą energię. A później przyszła wiedza o Peiperze wraz z legendą o zgubieniu przez niego rękopisu pierwszych utworów - traktowaną przez młodego Krynickiego, który też zgubił zeszyt z debiutanckimi wierszami, jako kolejne „potwierdzenie” swoistej wspólnoty. Mianował się wtedy „peiperystą” i próbował naśladować „układ rozkwitania”, a choć ten etap ma już dawno za sobą niewątpliwa fascynacja i samym Peiperem, i jego miłosnymi wierszami pozostała. Dzieło (i duch) Peipera czuwa też nad wydawniczym przedsięwzięciem poety. Prowadzone przez Krynickiego i jego żonę wydawnictwo A5 osiąga niewątpliwe sukcesy mimo niekomercyjnych publikacji. W tej dziedzinie swojej aktywności opiera się Krynicki na najlepszych wzorcach - czyli na działalności wydawniczej Zenona Przesmyckiego oraz na „Bibliotece Zwrotnicy”. Traktuje ją przy tym jako dopełnienie własnej twórczości, jako jedną z trzech - obok pisania poezji i tłumaczenia - równoległych dziedzin twórczości i przekonująco dowodzi, że wydawanie cudzych książek jest czynnością bardzo podobną do pisania wierszy. Krynicki już w młodości marzył o tym, by wydawać czasopismo literackie, a dziś sądzi, że gdyby żył wówczas w normalnym kraju, to udałby mu się i ten zamiar, i projekt wydawania bliskich mu wówczas pokoleniowo książek. Nie było to wówczas możliwe, więc tym bardziej cieszą go dzisiejsze wydawnicze dokonania, jak również i to, że wydawnictwo A 5 nie podzieliło losu podobnych przedsięwzięć, które upadły po opublikowaniu paru ambitnych książek. To, że stało się inaczej, jest zasługą wyłącznie poezji, co - zdaniem poety - oczywiście jest cudem, a przynajmniej z cudem graniczy.



Tadeusz Peiper pojawił się ponownie w przypomnieniu o okolicznościach powstania ostatniego tomu Krynickiego. Tajemnicze (choć z pozoru wytłumaczalne niefortunnym kliknięciem) zniknięcie pisanych przez ostatnie lata utworów z pamięci komputera wzbudziło w poecie dziwne poczucie, że jego wiersze krążą gdzieś nieuchwytne w wirtualnym świecie, ale też zmobilizowało go do ich odtworzenia i opublikowania. Dziś upatruje on w tym zdarzeniu jakiegoś znaku z innego świata, tajemniczej energii… choć jego zainteresowania wszechświatem, mają też bardzo racjonalny, ujawniony w ostatnim poetyckim tomiku, charakter. W nawiązaniu do tych zainteresowań, do obserwacji gwiazd i fascynacji kosmosem Krynicki przywołuje Tadeusza Micińskiego i żartobliwie mówi o sobie, że jest „ostatnim poetą Młodej Polski”, ostatnim, który tak patrzy w gwiazdy



I tak… zapadał zmrok, rozmowa urywała się i przechodziła w różne wymiary i… stało się to, co zapewne stać się musiało: na taśmie magnetofonowej zrejestrowało się tylko parę ostatnich minut z długiej rozmowy. Reszta zniknęła w wirtualnej przestrzeni, a niezbyt zdziwiony tym faktem poeta zgodził się na takie właśnie, niedoskonałe, jej odtworzenie…





wywiad był drukowany w numerze 3/4 (211/212) "Dekady Literackiej" z 2005 roku



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kapuściński O książkach, magisterka, magisterka
cytaty kapuściński w labiryncie, magisterka, magisterka
CYTATY Ten Inny R. Kapuściński, magisterka, magisterka, cytaty 2 rozdział
cytaty Kapuściński Próba portretu, magisterka, magisterka, cytaty 2 rozdział
Podróże Z Kapuścińskim, magisterka, magisterka
wywiady - R. Kapuściński czytanie i pisanie, magisterka, magisterka
Magistrala ISA 2
praca magisterska Akty kończące ogólne postępowanie administracyjne
praca-magisterska-a11406, Dokumenty(2)
praca-magisterska-a11222, Dokumenty(2)
Magistrala CAN i zamrożone ramki, Diagnostyka dokumety
24 og, Studia, Pedagogika opiekuńcza i resocjalizacyjna - st. magisterskie, Pedagogika ogólna
praca-magisterska-6811, Dokumenty(8)
Wykad 3, Dokumenty STUDIA SKANY TEXT TESTY, ADMINISTRACJA UNIWEREK WROCŁAW MAGISTER, POŚ - PRAWO OCH
praca-magisterska-a11186, Dokumenty(2)
praca-magisterska-7383, Dokumenty(2)
Metody treningowe, Mikołaj praca magisterska
praca-magisterska-a11473, Dokumenty(2)

więcej podobnych podstron