Anselm Grün OSB - Książka o tęsknocie, religia, Anselm Grun


Anselm Grun

Książka o tęsknocie

Ogień w duszy świata nigdy nie gaśnie, ale się wzmaga - dlatego świat nigdy nie ziębnie i nie kostnieje. Jego cele nigdy się nie zmniejszają, lecz stale ogromnieją i w ten sposób powstaje przestrzeń dla nadziei i marzeń. Trze­ba szukać bezpieczeństwa. Nie można jednak pozostać przy tym, co udało się osiągnąć. „Tęsknota jest początkiem wszystkiego". To ona uwalnia od cy­nizmu rezygnacji oraz prowadzi ku niezmierzonym przestrzeniom serca. To ona pozwala oddychać duszy. Anselm Griin przekonuje, że nie wolno zniszczyć marzeń, wręcz przeciwnie warto posłuchać tego wewnętrznego głosu, który jest źródłem wielkiej siły duchowej i wskazuje drogę do praw­dziwego szczęścia.

PRZEDMOWA

Anton Lichtenauer

Tęsknota nigdy nie jest bardziej nieujarzmiona niż w okresie młodości. Pierwsza miłość, wielkie przyjaźnie - i już niebo stoi przed nami otworem. Wszystko wydaje się możliwe - nie w przyszłości, lecz w tym momencie. Życie jest fantastyczne i zaczyna się zaraz za horyzontem. Nigdzie indziej tylko tam.

A co potem? Tennessee Wiliams uczynił z trasy tramwaju, jeżdżą­cego ciągle na tym samym odcinku, swoisty symbol życia: „A Streetcar Named Desire" („Tramwaj zwany pożądaniem"). „Stacja końcowa - tęsknota" - to niemiecki tytuł tego utworu opowiadającego o życiu, które utknęło w szynach niepowodzeń. Trasa przesiadki nosi nazwę „Cementery" i prowadzi na cmentarz. Sztuka opowiada o ludziach, którzy w wirze pragnień, pożądań, tęsknot i popędów niszczą wreszcie samych siebie. Główne przesłanie utworu to „Śmierć, której przeciwień­stwem jest tęsknota".

Banalności sprzeciwiają się zarówno młodzieńcza tęsknota, jak i zwątpienie dorosłych. „Boską naturę ma kochający i szyder­ca, wszelka rozpacz i tęsknota oraz ci, co żyją nadzieją". Gotfryd Benns Satz wyraża tę samą myśl, którą Tennessee Wiliams zawarł w swojej sztuce. Rozpacz i nadzieja, cynizm i tęsknota są sobie bliskie, chcą bowiem wykroczyć daleko poza ramy tego, co jest nam dane. Przekraczają granice tęsknoty w sposób, który interesuje Anzelma Griina.

Tęsknota pojawia się wszędzie. Słupy oklejone plakatami w naszych miastach bądź oślepiające reklamy w tygodnikach lustro­wanych obiecują: kup szczęście za pieniądze! Tutaj i teraz, nie czeka­jąc - za gotówkę. Nie kupujemy przy tym samochodu, lecz witalność i przewagę. Karta kredytowa rządzi naszymi marzeniami, umowa z bankiem jest samorealizacją, polisa ubezpieczeniowa - bezpieczeń­stwem. Papierosy są symbolem nieskrępowanej wolności lub kultywowanego stylu, w zależności od marki, zaś darowane w prezencie diamenty stanowią obietnice nieprzemijającej miłości.

Tęsknota wzmaga chęć kupna oraz oszukuje rozsądek i serce. Jedynym pewnikiem jest to, że można mieć wszystko oraz że to, co można mieć, jest wszystkim. Na tym polega zwykłe oszustwo ubez­pieczeniowe. Wir pożądania nie daje nam spokoju, krąży coraz szyb­ciej, popędzany pragnieniem coraz większego posiadania.

Tęsknota ma dwa oblicza: spełnia się lub gnębi i wyniszcza. Może ogrzewać duszę albo ją wypalać. W przeszłości marzenie o urzeczywistnieniu raju na ziemi stale wyzwalało niszczącą siłę, która wszystko demolowała.

Zarówno ludzie odczuwający niedosyt, jak i ci, którzy doświad­czyli kiedyś upajającego szczęścia, znają smak tęsknoty. Alpiniści, którzy po wspinaczce na szczyt schodzą do doliny, marzą o zdoby­ciu kolejnego szczytu i mówią: „Tak naprawę nigdy nie jest się na górze". Tęsknota pojawia się tam, gdzie zaczyna się pustka. Tęsknota jest również obietnicą bez pokrycia bądź atrakcyjnym marzeniem. Tęsknota dąży do spełnienia i nadaje życiu sens, cel, znaczenie, blask. Tak samo jak miłość.

Miłość i tęsknota są z sobą zespolone. Również miłość wykra­cza poza granice, nałożone na nasze ego. Według mitologii greckiej Eros był demonem, istotą pośrednią między bogami a ludźmi. Jego matką była Penia, czyli bieda, zaś jego ojcem bóg Poroś. Eros nale­żał do dwu światów i pośredniczył między bogami a ludźmi. Zda­wał sobie sprawę, że ludzie mają potrzeby, że są ubodzy i pragną miłości. Eros podtrzymywał ich tęsknotę za miłością. Tęsknota jest snem o tym, aby znieść wszystko, co nas ogranicza. Dzięki Erosowi żywe jest pragnienie szczęścia, które nigdy nie ustaje: „Każde pra­gnienie chce żyć wiecznie". Tęsknota żyje nadzieją, że w nieujarzmionym zgiełku życia usłyszymy w końcu decydujące słowa, które dają pociechę i poczucie bezpieczeństwa. Żyje ona nadzieją prze­życia spełnienia w ciągłym codziennym pośpiechu; doświadczenia chwili, w której przestaje istnieć czas. Chce ona we wszystkich pra­gnieniach znaleźć miłość, która dotyczy mnie. Griin uważa, że jeśli zaufamy tej tęsknocie, wówczas wprowadzi nas ona na właściwe tory życia.

Anzelm Griin zdaje sobie oczywiście sprawę z podwójnego obli­cza tęsknoty, lecz mimo to twierdzi, że jest ona naszą najważniejszą siłą duchową. Pokazuje nam bowiem drogę prowadzącą do prawdzi­wego szczęścia.

Świat pozbawiony tęsknoty byłby czymś w rodzaju koszmaru - gdyby życie było tylko „ostatnią okazją" do tego, aby napchać kie­szenie lub przechować wszystko w zamrażarce własnego ego. Anzelm Griin inaczej wyobraża sobie szczęście: jest to ogień duszy, którego nie wolno nam ugasić, lecz który trzeba wzniecać, aby świat się nie oziębił lub nie skostniał. Należy stawiać sobie dalekosiężne cele i w ten sposób pozostawiać miejsce na nadzieję i marzenia. Nale­ży otwierać na oścież serca, gdyż we własnej tęsknocie znajdujemy prawdziwą ojczyznę, trzeba szukać przystani, lecz nie zadowalać się tym, co już udało się osiągnąć. Anzelm Griin radzi: Nie pozwól znisz­czyć swoich marzeń, szukaj miejsc, w których będziesz mógł istnieć i stawać się tym, kim jesteś. Zyj w odpowiednich warunkach. Zejdź z torów przyzwyczajeń i wejdź na właściwą ścieżkę. Zbadaj dobrze swoją tęsknotę i utrzymuj ją przy życiu.

Nic innego nie nazywamy duchowością. Anthony de Mello, do którego Anzelm Griin chętnie się odwołuje, powiedział kiedyś: „Aby odnieść sukces w przygodzie, zwanej duchowością, należy czerpać z życia tak dużo, jak to tylko możliwe. Wielu ludzi zadowala się taki­mi błahostkami jak bogactwo, sława, wygoda i prestiż społeczny". Są to cele o wiele za małe w porównaniu z tym, co naprawdę leży w naszych możliwościach.

Tak więc, czy tęsknota jest stacją końcową? Nie - tęsknota jest początkiem wszelkiej sztuki życia. Co więcej: tęsknota jest począt­kiem wszystkiego.

I JĘZYK DUSZY

EMOCJA PEŁNA SIŁY

Niemieckiego słowa „tęsknota" (Sehensucht) nie da się prze­tłumaczyć na inne języki. Również słowo greckie, z którego wywodzi się termin niemiecki, nie posiada tej pełni znaczeniowej, która istnieje w języku niemieckim. Greckie słowo epithymta ozna­cza właściwie pragnienie. Wywodzi się ono od słowa thymós, odno­szącego się do zjawisk ze sfery emocjonalnej. Thymós oznaczało pierwotnie powietrze, burzę, to, co poruszane i poruszające, siły życiowe. Pierwotnie więc greckie słowo odnosiło się do podniecenia, gwałtownego pragnienia wynikającego z ludzkiej witalności. Używa go nawet św. Łukasz, kiedy mówi o Jezusie: „Epithymia epethymesa - gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami" (Łk 22,15). Jezus ma na myśli nie tylko tęsknotę ducha, lecz całej osoby; tęsknotę pełną mocy i poruszeń serca. Filozofia grecka często nadawała temu słowu odcień negatywny, odnosząc je do pożądania cielesnego, będącego w sprzeczności z duchem. Również w Biblii słowo to jest najczęściej
używane w negatywnym kontekście jako coś grzesznego, przeciwne­ go Bogu.

Łacińskie słowo desiderium oznaczało pierwotnie „pragnienie, pożądanie" i miało z pewnością wiele wspólnego ze słowem sidus - „gwiazda". Pisarze łacińscy mówią o ogniu tęsknoty lub o palącej tęsknocie za czymś, czego nie posiadamy. Gwiazdy możemy tylko oglądać, lecz nie jesteśmy w stanie ich dosięgnąć.

Filozofia stoicka często utożsamiała pożądanie z desiderium carnis, czyli pożądaniem cielesnym. Jednak u św. Augustyna słowo to odzyskuje znowu swoje pierwotne znaczenie odnoszące się do tęsknoty w szerszym aspekcie. Św. Augustyn mówi, że każde ludzkie pragnienie i pożądanie wykracza ostatecznie poza granice tego świa­ta. Św. Tomasz z Akwinu uchwycił to wyobrażenie św. Augustyna i stworzył doktrynę o desiderium naturale. Człowiek posiada wrodzo­ną tęsknotę za oglądaniem Boga, za zjednoczeniem się z Nim i może zrealizować swoje człowieczeństwo tylko wówczas, kiedy połączy się z Bogiem.

Niemieckie słowo „tęsknota" podpowiada nam jeszcze coś innego. Składa się ono z dwóch wyrazów: „ścięgno" i „nałóg". Przy­pomina to ścięgno człowieka gotującego się do skoku lub napiętą cięciwę łuku, zanim zostanie wypuszczona strzała. Tęsknota wiąże się więc z wewnętrznym stanem napięcia. Człowiek czeka z całą energią na skok, aby dosięgnąć tego, do czego zmierza jego tęsknota lub na strzał, który trafia do celu.

Według Dudena (redaktora słownika języka niemieckiego) słowo „tęsknić" jest używane tylko na obszarach niemieckojęzycz­nych. Duden nie łączy tego słowa z „cięciwą", lecz ze słowem „senen - martwić się, pragnąć miłości". Brzmi w nim bolesna nuta, przypo­minająca niespełnioną miłość. Zakochany tęskni za ukochaną, aby się upewnić co do jej miłości. Tęsknota może sprawiać też ból. Zako­chany kieruje całą swoją uwagę na kochanego człowieka i czeka, aby ten odwzajemnił jego miłość. Ma wrażenie, że umarłby, gdyby jego miłość była daremna.

Słowo „nałóg" nie wywodzi się od „szukać", lecz od „być scho­rowanym, chorym". Nałóg oznacza więc chorobliwe pragnienie bądź uzależnienie. Tęsknota zaś nie jest uzależnieniem od takiego produk­tu jak alkohol bądź narkotyki, czy też od prestiżu bądź sławy. Tęsk­nota jest skierowana na coś zupełnie innego: na ojczyznę, poczucie bezpieczeństwa, szczęście, miłość, piękno, spełnienie. Zmierza ona do doskonałości. Ale podobnie jak człowiek czuje się czasami chory z miłości, tak samo jego tęsknota za wiecznością staje się tak silna, że nie znajduje on już upodobania w codzienności i wówczas czuje się chory z tęsknoty.

Połączenie tych dwóch członów spowodowało, że w ostatnim stuleciu słowo „tęsknota" było wykpiwane. Kojarzono z nim bowiem coś chorobliwego. Ludzie oddają się tęsknocie za tym, co nie może się spełnić, zamiast stawiać czoła konkretnym wyzwaniom życiowym.

Okres romantyzmu cechowała pełnia tęsknoty. Eichendorff i Novalis są głosicielami romantycznej tęsknoty. Dla nich i dla epoki, w której żyli, tęsknota była uczuciem całkowicie pozytywnym, war­tościowym i autentycznym. Jednak po tym, jak sfałszowano jej obraz, przedstawiając ją jako ucieczkę od rzeczywistości, przez długi czas unikano używania tego słowa. Znikło ono ze słownika pozytywnych emocji. Dopiero w naszej epoce odzyskało swe pierwotne znaczenie.

Człowiek czuje, że jego życie bez tęsknoty byłoby nudne i stra­ciłoby napięcie, otwartość na tajemnicę, głębię i żywotność. Żyjemy bowiem w ciągłym napięciu pomiędzy siłami, które tkwią w „cięci­wie" i chorobliwej ociężałości nałogu. Człowiek staje się chory, jeśli ożywiony jest tylko jeden biegun - spokój lub napięcie. Człowiek, który szuka jedynie spokoju, łatwo zatapia się w wygodnictwie. Ten zaś, kto koncentruje się tylko na swojej cięciwie, na swoich własnych siłach, podejmuje nadmierny wysiłek i wówczas cięciwa pęka. Ten, kto się uzależnia, traci wolność.

Wysiłek napięcia musi skończyć się napiętą, a jednocześnie pełną spokoju postawą tęsknoty. Nałóg zaś musi się przekształcić w dynamikę i siłę tęsknoty. Tylko wówczas można go wyleczyć.

Prawdopodobnie wiele dających się dziś zaobserwować nało­gów jest wyrazem wypartych tęsknot. Dlatego najwyższy czas stawić czoła własnej tęsknocie, co jest oznaką poczucia rzeczywistości. Tylko wówczas, kiedy staniemy z nią twarzą w twarz, uznamy ją i pozwolimy, aby stała się częścią naszego życia, wyzwolimy się od nałogów, które nas opanowały.

Tęsknota nie trzyma nas na uwięzi, lecz otwiera nasze serca i pozwala swobodnie oddychać. Nadaje naszemu życiu jego ludzką godność.

II

JACY JESTEŚMY.

JAKIMI BYĆ MOŻEMY

CYGAN W FOTELU

Anthony de Mello chętnie przytacza historie, wyjaśniające tajem­nice naszej rzeczywistości. Jesteśmy zamknięci w klatce wła­snych przyzwyczajeń, niczym niedźwiedź krążący w jedną i w drugą stronę po sześciometrowym wybiegu. Gdy po kilku latach usunie­my pręty, niedźwiedź nadal będzie się poruszał w obrębie owych sześciu metrów, tak jakby wciąż pozostawał w klatce. Dla niego klatka nadal tam jest. Jego tęsknota obumarła wskutek długich lat niewoli.

W innych krótkich opowiadaniach de Mello podejmuje rów­nież temat tęsknoty. Ukazuje, jak mała może się ona czasami stać po niekończącym się oczekiwaniu:

„Po trzydziestu latach wspólnego oglądania telewizji mąż zwra­ca się do swojej żony:

'Zróbmy dziś wieczorem coś naprawdę ekscytującego!'

Przed jej oczyma natychmiast pojawiają się wizje nocy spędzo­nej w mieście.

'Fantastycznie!', mówi ona. 'Co będziemy robić?'

'Moglibyśmy się zamienić fotelami'".

Dla mężczyzny cała tęsknota za czymś ekscytującym wyrażała się w zamianie foteli. Rzecz jasna nie znał on większych tęsknot, żadnych dalekosiężnych pragnień. Trzydzieści lat oglądania telewizji sprawiło, że jego tęsknoty stały się tak niewymagające, iż mimowol­nie budzi to w nas śmiech.

Lecz czy tak nie jest? Do jak małej miary wielu ludzi zreduko­wało dziś swoje tęsknoty!

Śmieszność wynika z napięcia pomiędzy ideałami a rzeczywi­stością. Jej iskry sypią się gęsto, kiedy świat - taki, jaki mógłby być, zderza się z rzeczywistością - taką, jaka ona jest.

Kolejną historię - również z życia wziętą - de Mello zatytułował „Cygan":

„W małym pogranicznym miasteczku już od 50 lat w tym samym domu żyje pewien stary człowiek. Pewnego dnia, ku zdumieniu osób ze swego otoczenia, przeprowadza się do sąsiedniego budynku. Repor­terzy lokalnej gazety pojawiają się u niego, aby zapytać o powód prze­prowadzki. Ten, zadowolony, odpowiada im z uśmiechem: 'Widocznie mam w sobie coś z cygana'".

Komentarze wydają się zbyteczne. To po prostu „siedzi" w czło­wieku. W ten sposób de Mello celnie opisuje nasze tęsknoty, małe i skurczone wskutek naszego samozadowolenia.

Czynimy siebie mniejszymi niż jesteśmy.

O wiele mniejszymi.

UTRACONA GWIAZDA

Utracona gwiazda" autorstwa Ernsta Wiecherta była po woj­nie bardzo popularną historią. Książka opowiada o młodym niemieckim żołnierzu, powracającym do domu z niewoli rosyjskiej, szczęśliwym, że w końcu znalazł się u siebie. Jednak po kilku tygo­dniach mężczyzna stwierdza, że tak naprawdę nie czuje się tu jak we własnym domu. Rozmawia o tym ze swoją babcią i wspólnie uznają, że w ich mieszkaniu zgasła gwiazda. Pod ich dachem nie mieszka już żadna tajemnica. Żyje się bardzo powierzchownie. Żołnierz snuje plany, buduje, poprawia, troszczy się o to, aby wszystko jakoś funk­cjonowało, podejmuje różne zadania, a tym samym ogranicza swoje życie. Tymczasem to, co właściwe, przepadło. Życie nie posiada już żadnego kierunku ani głębi. Zgasła bowiem gwiazda tęsknoty.

Tam, gdzie z naszych serc spadnie gwiazda tęsknoty, nie poczu­jemy się jak u siebie w domu. Można być u siebie tylko tam, gdzie mieszka tajemnica. I nie chodzi tutaj o jakiś odległy cel, o skoncen­trowanie się na czymś obcym bądź na osiągnięciu, do którego dąży­my i które sprawi, że zdobędziemy znaczenie w oczach innych ludzi. W nas samych jest takie miejsce, w którym mieszka tajemnica. Jest to cisza, miejsce wolne od głośnych myśli, determinujących naszą osobę, wolne od oczekiwań i pragnień ludzi z naszego otoczenia. Jest ono wolne od dręczących wyrzutów, jakie sobie czynimy, od deprecjonowania bądź obwiniania siebie. W tym miejscu, w którym mieszka sam Bóg, jesteśmy wolni od władzy człowieka. Tu nikt nie może nas zranić, tu jesteśmy cali i zdrowi, tu jesteśmy sobą. Tam, gdzie mieszka tajemnica, możemy czuć się jak u siebie w domu.

Człowiek, pozostający w zgodzie z sobą, wszędzie doświadcza ojczyzny. Wokół jego osoby ojczyzna tworzy się sama. Kiedy w ciszy spotykamy siebie, własne problemy, braki, niezrealizowane oczeki­wania czy kompleksy, musimy się jakoś od nich uwolnić. Nikt nie jest w stanie znieść konfrontacji jedynie z samym sobą. Dlatego jest zrozumiałe, że niektórzy uciekają przed prawdą o sobie. Jednak jeśli wiem, że pośród tych wypartych treści i zranień mieszka we mnie sam Bóg, wówczas mogę wszystko znieść i odkrywam w sobie takie miejsce, w którym poczuję się jak u siebie, ponieważ żyje we mnie tajemnica.

Wtedy też mogę brać miarę z nieba.

ŻABA W STUDNI

Pewne mongolskie przysłowie mówi: „Żaba. żyjąca w studni ocenia rozmiar nieba według krawędzi studni". Mongołowie to naród zakochany w bezkresach stepów. Z historii znana jest ich ruchliwość i pragnienie swobody. Te cechy do dziś charakteryzują plemiona koczownicze. Powyższe przysłowie ukazuje wyraźnie ich mądrość wobec panoszącej się duchowej ciasnoty.

Czasami jesteśmy podobni do żaby, która ocenia rozmiar nieba po brzegach studni. Dostrzegamy jedynie to, co znajduje się na pierwszym planie. Żaba pływa w wodzie i tylko od czasu do czasu spogląda w górę. Podobnie i my pływamy pośród wielu zadań naszej codzienności. Od czasu do czasu podnosimy wzrok i spoglądamy w niebo, lecz nie dostrzegamy jego bezkresu. Tylko ci, którzy noszą w sobie tęsknotę za nieskończonością, potrafią dostrzegać bezkres nieba. I w tym leży paradoks: tylko ludzie spoglądający w głąb własnego wnętrza potrafią właściwie patrzeć na zewnątrz, tylko ci, którzy noszą w sobie tęsknotę za światem, wykraczającym poza widzialną rzeczywistość, mają wyczucie tego świata. Dla nich nie jest on wszystkim. Tęsknota koryguje to, co dostrzegają, i w ten sposób wszystko nabiera właściwiej miary

SMAK ŻYCIA

Niektórzy żyją tak rutynowo, że z trudnością przychodzi im uwierzyć, że żyją po raz pierwszy". Polski pisarz, Stanisław Jerzy Lec, jeden z najbardziej ciętych krytyków naszych czasów, starał się w ten sposób coś unaocznić. Lec nie ma tutaj na myśli reinkarnacji, lecz wrażenie, jakie czynią na nim w codziennym życiu pewnego rodzaju ludzie. Dla nich żadna rzecz nie posiada posmaku tajemnicy bądź uroku niepowtarzalności. Są młodzi, potem znajdują się w kwiecie wieku, dojrzewają i starzeją się. Zawsze jednak żyją tak, jakby doświadczyli tego już tysiące razy. Nie mają wyczucia „nowości" i niepowtarzalności tego, co przynosi ze sobą następny dzień i co kryje w sobie każda faza życia. Zachowują się tak, jakby już wszystko wiedzieli, a tak naprawdę nie wiedzą niczego. Słowo „wiedza" pochodzi od vidi (widziałem). Ludzie, o których pisze Lec, nie dostrzegają niczego. Wegetują niczym ślepcy. Ich życie upływa jak w teatrze kukiełkowym. Nie żyją własnym życiem, lecz są ożywiani. Są sterowani z zewnątrz i bez cienia fantazji wykonują wciąż te same ruchy. Nie mają żadnych marzeń, które tchnęłyby życie w ich egzy­stencję.

Tymczasem chodzi właśnie o to, żebyśmy uświadomili sobie swoją niepowtarzalność, przerwali powtarzającą się rutynę i postrze­gali życie jako coś jedynego w swoim rodzaju. Abyśmy czuli, co ono oznacza: „Oddycham, więc jestem. Jestem tutaj. Odczuwam smak życia każdego dnia na nowo. Żaden dzień nie jest podobny do dru­giego".

Każdy człowiek jest jedyny i niepowtarzalny. Bóg ma swój wła­sny obraz każdego człowieka, obraz, który staje się rzeczywistością wyłącznie poprzez tego właśnie człowieka. Naszym zadaniem jest uczynić widocznym ten pierwotny obraz przez swoje życie.

NUDA I NIEPOKÓJ

Podczas wykładu na temat psychologii pierwszych mnichów, kiedy wyjaśniałem, co rozumieli pod pojęciem acedii - którą można przetłumaczyć jako nudę lub przesyt - jedna z kobiet stwierdziła, że moje słowa mogłoby się dokładnie odnosić do jej męża. Opisała mi jego zachowanie. Kiedy jest mgliście, trudno z nim wytrzymać. Cho­dzi po pokoju tam i z powrotem. Kiedy ona jest w kuchni, on czyta gazetę, lecz nie jest w stanie długo tego wytrzymać. Wstaje, znowu siada, popychany przez ciągły niepokój. Lecz w ostateczności nie robi niczego. Kiedy ona go prosi, aby naprawił klamkę w domu, to już jest dla niego o wiele za dużo. Ciągle ma w stosunku do niej jakieś życze­nia i dekoncentruje ją w pracy. Klnie na pogodę, na Kościół, polity­ków, radę gminy i na sąsiadów. Wszyscy są przeciwko niemu i on ma wstręt do wszystkich i wszystkiego, ale sam nie wie, czego chce. Ma wszystkiego dość i jest rozdrażniony.

Niemieckie słowo „rozdrażniać" oznacza w języku potocznym: „powodować nudę" i wywodzi się od starszego rdzenia, oznaczające­go „zmęczyć, być uciążliwym". Człowiek, który się nudzi, jest ciągle zmęczony i wszystko przychodzi mu z trudem.

To, co patriarchowie nazywają acedią, jest czymś więcej niż samą nudą. Jest to brak chęci, ociężałość, niezadowolenie, przesyt, niezdolność do życia chwilą. Acedia to skutek frustracji z powodu pożądania; mieszanka smutku i urazy. Według Ewagriusza jest to najbardziej niebezpieczny demon, który nie tylko prowadzi walkę w poszczególnych częściach duszy, lecz w całości ją paraliżuje.

Ewagriusz, grecki mnich, którego można nazwać psychologiem wśród pierwszych mnichów, nazywa acedię demonem czasu obiado­wego, pojawia się on bowiem w południe. O godzinie 15-tej poda­wany jest obiad. W czasie największego upału, przed obiadem, życie jest szczególnie uciążliwe. Mnich odczuwa głód i nie może go znieść, dlatego ciągle wypatruje, czy nie nadeszła już pora obiadowa.

Demon czasu obiadowego jest również symbolem kryzysu życia dojrzałego. W tym okresie wielu ludzi stwierdza, że nie mogą już ze sobą wytrzymać. Czują się wewnętrznie rozdarci i niespokojni. W tym rozdarciu nie mogą wytrzymać ani ze sobą, ani z innymi. Z jednej strony tęsknią za człowiekiem, aby nie czuć samotności, lecz kiedy już ktoś się pojawi, zaczyna im działać na nerwy. Wówczas stwierdzają, że miłość między ludźmi nie istnieje, że nie ma nikogo, kto miałby dla nich czas.

Dla pierwszych mnichów radzenie sobie z emocjami i namiętno­ściami było głównym tematem życia duchowego. Smutne doświad­czenie nudy, ołowiane poczucie przesytu, ciężar ograniczenia się do własnej osoby jest niczym w porównaniu z tym, co pojawia się w cza­sach współczesnych. Należy jednak do pokus, z którymi istota ludzka musi się zmagać aż do dziś.

DĄSY

W rozmowach ludzie ciągle skarżą się, że czują się samotni, że nie mają nikogo, kto by ich przytulił, z kim mogliby porozmawiać o swoich sprawach. W tych skargach słyszę pragnienie bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Próbuję wówczas poruszać temat tęsknoty i pytam, co sobie obiecują po bliskości drugiego człowieka. Wówczas słyszę słowa: „Chciałbym/chciałabym mieć kogoś, kto po prostu byłby przy mnie, kto by ze mną wytrzymywał, służył mi pomocą, jeśliby mi się nie wiodło, kto by mnie rozumiał, nie oceniał, kogo nie musiałbym/musiałabym się bać. Tęsknię za kimś, kto by mnie czule głaskał, komu mógłbym/mogłabym swobodnie powiedzieć, co się ze mną dzieje". Najczęściej pytam tych ludzi: „A sam/sama potrafisz być blisko siebie, być czuły/czuła dla siebie, brać siebie takim, jaki/jaka jesteś, nie oceniając się ani nie potępiając? Potrafisz dać poczucie bezpieczeństwa małemu zranionemu dziecku, które w tobie siedzi?" Wtedy odkrywam, że ludzie oczekują od innych tego, co najpierw mogliby dać sami sobie. Im bardziej człowiek nie potrafi być blisko siebie, tym większa jest w nim tęsknota za bliskością i poczuciem bezpieczeństwa. Człowiek nie potrafi sam zaspokoić tej tęsknoty, lecz potrzebuje drugiego człowieka, który pomógłby mu poczuć się bezpiecznie. Człowiek potrzebuje zbawczej i pełnej miłości bliskości Boga, dzięki której czuje się pewnie. Jednak jeśli oczekuje tej opiekuńczej bliskości tylko i wyłącznie ze strony innych ludzi i Boga, nie doświadczy jej nigdy.

Człowiek musi się nauczyć podstawowej rzeczy: należy być blisko siebie, wytrzymywać ze sobą i czule się ze sobą obchodzić, aby cieszyć się bliskością i poczuciem bezpieczeństwa, których doświadczamy ze strony innych ludzi i Boga. Tęsknota za bezpieczeństwem nie powinna czynić nas biernymi, przeciwnie - ma nas wprawiać w ruch, abyśmy zbliżali się do samych siebie i otwierali na ludzi z naszego otoczenia. Jeśli się do nich zbliżymy, wówczas doświad­czymy ich bliskości. Jeśli zaś czujemy się pozostawieni samym sobie i siedzimy nadąsani w kąciku samotności, wtedy nikt nie znajdzie się blisko nas.

0x08 graphic
NIEZAWINIONE NIESZCZĘŚCIE

Austriacki pisarz Peter Handke napisał w młodości książkę pod tytułem: „Niezawinione nieszczęście", będącą wzruszającą relacją o życiu jego matki. Dorastała ona na wsi, wychowywano ją w środowisku katolickim. Po latach nieudanego małżeństwa w wieku 51 lat targnęła się na swe życie - przedawkowała tabletki nasenne. Cienka książka całkiem rzeczowo, a mimo to w sposób bardzo poruszający opisuje życie kobiety, która straciła iluzje, stłumiła małe i duże nadzieje i popadła w depresję, bo nie potrafiła spoglądać w przyszłość. Środowisko jej egzystencji było zdeterminowane przez sztywność i szarzyznę: „Nie bezczynność, lecz praca była słodka. Niejednemu nie pozostawało nic innego, na nic innego nie zważano. Ciekawość nie była cechą charakteru, lecz kobiecą czy też babską przywarą". Zabrakło miejsca na marzenia, życie było tylko szarą i beznadziejną codziennością, do wszystkiego należało się przyzwy­czaić. Ludzie byli pozbawieni fantazji, niechętni do walki z monoto­nią. Nawet dzieciom wybijano z głowy marzenia. Syn wspomina, że wypowiadanie życzeń poważnie i na głos ośmieszało dzieci. Nawet święta Bożego Narodzenia nie wnosiły niczego nowego: „Na Boże Narodzenie pakowaliśmy do paczek to, co tak czy inaczej było nie­zbędne, zaskakiwaliśmy się nawzajem tym, co konieczne, a więc bielizną, pończochami, chusteczkami i mówiliśmy, że właśnie to chcieliśmy dostać". Syn tak podsumowuje opis życia matki w świecie pozbawionego marzeń pragmatyzmu: „Rzadko bez pragnień, a jednak w jakiś sposób szczęśliwa, najczęściej bez pragnień i trochę nieszczę­śliwa". W retrospekcji syn podziwia swoją matkę za konsekwencję, za to, że potrafiła po prostu „wyrwać się" z tego jałowego życia.

W swoim opisie Peter Handke nie tylko analizuje charakter matki, lecz również niewypowiedziane uczucia wielu ludzi. Znane niemieckie wyrażenie „nieszczęśliwy bez winy" oznacza, że jeśli czło­wiek potrafi zaakceptować siebie takim, jaki jest oraz swoją sytuację życiową, to wówczas może być spełniony warunek wewnętrznego szczęścia. Szczęśliwy będzie czuł się tylko ten człowiek, który zaak­ceptuje swoje wewnętrzne bogactwo, bogactwo duchowe.

Człowiek, który nie posiada żadnych pragnień, ponieważ nie wierzy, że coś się zmieni w jego życiu, staje się duchowo zatwardziały. Wskutek poczucia beznadziejności jedni stają się cyniczni, inni znów popadają w depresję. Tak jednych, jak i drugich nazywamy nie­szczęśliwymi bez winy. Nie znajdują oni wewnętrznego spokoju, są niezadowoleni oraz nie potrafią uciec w świat marzeń o spełnionym życiu. Gubią gdzieś po drodze marzenia, nie mają niczego, przy czym mogliby czuć, że żyją. Ich życie staje się puste. Odczuwają jedynie monotonię i trud. Ludzie ci nie posiadają niczego, co mogliby prze­ciwstawić pustce świata obowiązków i rutyny. Nie mają możliwości stworzenia sobie innej rzeczywistości, przestrzeni własnych fantazji. Nie dysponują nawet iluzjami, aby uciec od ciasnoty swej rzeczywi­stości. Pozbawieni są wręcz tęsknoty za innym światem, a ich życie zamienia się w niezawinione nieszczęście.

GŁĘBSZY POWÓD

Socjologowie regularnie przeprowadzają badania opinii publicznej, pytając ludzi o ich pragnienia, o ich skryte tęsknoty. Tęsknota nie jest niczym stałym, lecz w swojej różnorodności czymś konkretnym. Ankiety są obiektywną dokumentacją tego, w jaki sposób w ostatnich latach - obok innych emocjonalnych form wyrazu i potrzeb - zmie­nił się charakter tęsknot. Są one zależne od aktualnego ducha epoki i w zależności od sytuacji społeczno-politycznej mają inną postać bądź kierunek. W czasach apokaliptycznego zagrożenia wojną ludzie tęsknią za pokojem. Siedząc akty terrorystyczne w telewizji, tęsknimy za bezpieczeństwem i ochroną. W czasach zanikającej tożsamości ludzie mocniej odczuwają pragnienia posiadania ojczyzny i poczucia bezpieczeństwa. Brak orientacji w pluralistycznym społeczeństwie rodzi tęsknotę za klarownością i prostotą. Nawet fundamentalizm jest wyrazem tęsknoty za bezpieczeństwem i stałością, głęboko zako­rzenionych w ludzkiej duszy. I na odwrót, ludzie, żyjący w krajach, w których panuje dyktatura, tęsknią za wolnością, swobodą porusza­nia się i przestrzenią.

Pewien amerykański dziennikarz opowiada, że w Stanach Zjed­noczonych wielu ludzi poświęca bardzo dużo czasu i energii na bada­nie swego drzewa genealogicznego. Również i w naszym kraju coraz liczniejsza staje się grupa takich badaczy-amatorów.

Rzecz jasna ludzie ci pragną odkryć swoje korzenie, aby upew­nić się co do własnej tożsamości i w ten sposób uniknąć niezakorzenienia w historii. Odkrywają bowiem, że to za mało troszczyć się tylko o uznanie i akceptację, gdyż człowiek nie może żyć tylko tym. I dlatego tęsknią za czymś głębszym.

Im więcej form tęsknoty, tym bardziej różnorodnie jawią się one w kulturze, w warunkach społecznych lub życiowych. Jedno zja­wisko jest dla nich wspólne, mianowicie to, że tęsknota zmierza do czegoś, co znajduje się „za" doświadczaną rzeczywistością.

KRAJ PIECZONYCH GOŁĄBKÓW

Ktoś kiedyś trafnie powiedział, że reklama budzi w ludziach , potrzebę posiadania rzeczy, o których istnieniu przedtem nawet nie marzyli. Chodzi o to, że niektóre produkty „naładowane" są pewnymi emocjami bądź obietnicami. W tym wypadku bezwstydnie wykorzystywane są nasze tęsknoty, a przede wszystkim oddziałuje się na wspólne wszystkim ludziom pragnienie szczęścia. Odnosimy wrażenie, że możemy je sobie kupić. Trik polega na tym, że reklama obiecuje nam szybkie szczęście. Możemy je nabyć wraz z zakupami, tutaj i zaraz. Tęsknota jest więc kapitalizowana. Zamiast przekształ­cać pragnienie w tęsknotę, dzieje się odwrotnie, ponieważ celem reklamy jest wytworzenie w nas nałogu kupowania, a więc duchowe­go stanu, w którym ludzie przez ciągłe wydawanie pieniędzy i gro­madzenie produktów próbują nabyć szczęście. Rzuca się w oczy fakt, że reklama często przemawia językiem religijnym, obiecując ludziom raj na ziemi, ukazując aktorkę filmową, jadącą jakimś samochodem i ustylizowaną na „boginię" bądź też wmawiając, że zakup nowego odtwarzacza płyt CD zapewni „niebiańską" rozkosz dla ucha.

Ten język obrazów przemawia do archetypicznych tęsknot czło­wieka. Pracownicy branży reklamowej wiedzą dobrze, że ci, którzy dotykają tęsknoty zakorzenionej głęboko w podświadomości, potrafią ludzi skusić do kupna wszystkiego i zyskują władzę nad ich duszami.

Jedynym lekiem na to jest świadoma analiza własnych tęsknot i zapytanie siebie, która z nich jest największa i jak można ją spełnić. Jeśli nie uświadomimy sobie tęsknot, staniemy się łatwym obiektem manipulacji. Jeśli zaś reklama dociera do człowieka świadomego własnych tęsknot, nie odnosi zamierzonego skutku, gdyż człowiek ten przejrzał jej manipulację i zakłamanie. Ostatecznie reklama skie­rowana jest na infantylne tęsknoty za krajem pieczonych gołąbków, tęsknoty ludzi wierzących w to, że łatwo i szybko spełnią się ich wszystkie pragnienia.

Pascal Bruckner uważa, że infantylizm jest typowy dla naszych czasów. Człowiek infantylny uważa, że wszystko jest możliwe oraz że społeczeństwo funkcjonuje po to, aby zaspokajać jego dziecinne zachcianki. Tęsknota za krajem pieczonych gołąbków cechuje się niedojrzałością. Tęsknota dojrzałego człowieka wykracza poza ten świat i zmierza ku wyższej rzeczywistości, która ostatecznie potrafi tę tęsknotę zaspokoić.

NIEUGASZONE PRAGNIENIE

Alkoholizm, pracoholizm, zazdrość, narkomania, nałóg robienia zakupów, obżarstwo, odchudzanie się, erotomania, chciwość, hazard... Tę listę można by ciągnąć w nieskończoność. Co się za tym kryje? Gdy gruntownie badamy nasze nałogi, wówczas stwierdzamy, że nałóg ma wiele wspólnego z tęsknotą. Potrzebujemy absolutu i chcemy go zatrzymać. Szukamy szczęścia i popadamy w przymus. Kiedy mój dobry humor jest skutkiem picia alkoholu, to czy o to cho­dzi? Czy osiągnąłem już wszystko i na zawsze? Trzeba się dokładnie zastanowić nad nałogami: gdy nabywam coraz więcej nowych rzeczy i rzucam się w wir zakupów, to czy naprawdę jestem zadowolony z tego, co kupię? Czy kiedykolwiek będę miał dosyć? Ostatecznie i na zawsze? Gdy nie mogę rozstać się z własnym biurkiem, to do czego naprawdę dążę? Co zmusza mnie do ciągłej pracy? Nawet kiedy w nienasyconej żądzy zgromadzę wszystko, co się da, nawet kiedy po raz setny zmienię partnera lub partnerkę, to pośród tego mnóstwa pozostaje wewnętrzna pustynia i tęsknota staje się coraz większa. Dążenia nie da się zaspokoić poprzez niekończące się powtórki. Czy to jest to? Czy może tęsknię za czymś więcej? Czy nie tęsknię za całkiem inną rzeczywistością? Moje wielkie plany ciągle spełzają na niczym. Żadna rzecz, żaden sukces, żaden drogi człowiek nie są w stanie uciszyć naszego wewnętrznego niepokoju. „Spiritus contra spiritum" - „Ducha za spirytus", mówi psycholog głębi C. G. Jung. Tylko otwarcie się na sprawy duchowe może pokonać uzależnienie. C. G. Jung tak pisze o pewnym pacjencie: „Jego skłonność do alko­holu odpowiada na niższym stopniu duchowemu pragnieniu całości, a w języku średniowiecznym: zjednoczeniu z Bogiem".

Pewna kobieta, alkoholiczka, tak napisała o swojej tęsknocie, którą bezskutecznie usiłowała zaspokoić alkoholem: „Jak daleko się­gam pamięcią wstecz do swojego dzieciństwa, ciągle poszukiwałam czegoś, czego nie byłam w stanie nazwać. Szukałam czegoś, czym chciałam być, co zapewniłoby mi dobre samopoczucie, abym była w domu kimś, kto do niego należy. Gdybym to znalazła, nie byłabym dłużej samotna. Wiedziałabym, jak to jest być kochaną i akcepto­waną i ze swojej strony też mogłabym dać komuś miłość. Byłabym szczęśliwa, spełniona, pozostawałabym w spokoju z sobą, z życiem i ze światem. Byłabym wolna, swobodna, otwarta i przepełniona radością". Jej poszukiwania miały wymiar duchowy, lecz kobieta zbyt szybko utopiła swoją tęsknotę w alkoholu. Po wyleczeniu odkryła, że jej swobodnie krążąca tęsknota była jedynie głębokim pragnieniem całości. Człowiek pokona własne nałogi tylko wówczas, gdy będzie potrafił przekształcić je w tęsknotę.

MAŁE UCIECZKI

Nic, tylko uciec!" - to jedna z bardziej rozpowszechnionych dziś postaw. Amerykański pisarz Thornton Wilder tra­fia w sedno swoim powiedzonkiem: „Ciągle mówi się o ludziach, włamujących się do domów, lecz coraz więcej jest na świecie ludzi, którzy chcieliby się z nich wydostać". Dotyczy to oczywiście ducho­wego nastroju wielu osób, cierpiących dzisiaj z powodu ograniczeń codziennego życia. Ludzie są opanowani panicznym uczuciem: „Nic, tylko uciec!" Chcą się wyrwać z zaskorupiałych warunków, z nieuda­nych małżeństw. Tęsknią za tym, by uciec od licznych obowiązków, które nie maleją, lecz przeciwnie, jest ich coraz więcej i nakładają się na nich niczym ciężar. Należy to potraktować całkiem poważnie: są matki wychowujące dzieci i nie mogące wziąć wolnego dnia, aby zaspokoić swoje potrzeby, są córki, które opiekują się chorymi mat­kami bez słów uznania ze strony ludzi, jest adwokat, który postana­wia mniej pracować, a którego okoliczności wtłaczają coraz bardziej w system wielkich wymagań. Wszyscy oni tęsknią za tym, aby uciec od odpowiedzialności - nawet jeśli im się to nie udaje.

Co jednak z ludźmi, mającymi tęsknoty, z którymi nie potra­fią żyć? Czy tęsknota, której nie można spełnić, nie jest frustrująca? Można to też interpretować w następujący sposób: tęsknota nie wypierana, lecz akceptowana, w pewien sposób człowieka odciąża. Można ją postrzegać jako rzetelny wyraz jego samopoczucia: w tęsk­nocie pobrzmiewa nadzieja, że kiedyś będzie można się z tego wyrwać, i rozwija się przynajmniej fantazja, co do tego, w jaki sposób zaryzyko­wać małe próby ucieczki.

TĘSKNOTA ZA DALEKIM ŚWIATEM

Tęsknota za ojczyzną i poczuciem bezpieczeństwa jest głęboko ii- zakorzenioną emocją. Istnieje jednak również zupełnie inne uczucie, koncentrujące się na tym, co nowe, na przygodzie. Liczni podróżujący, wyjeżdżający co roku do dalekich krajów, w gruncie rzeczy pędzeni są przez głęboką tęsknotę za dalekim światem. Ta tęsknota to pogoń za przeżyciem czegoś nowego. Pragną się wyrwać z kieratu przyzwyczajeń. W dalekich krajach chcą poznać auten­tyczne życie w jego pierwotnej postaci. Wyruszają w drogę, jadąc zatłoczonymi autostradami oraz lecąc samolotami i szukają raju w dalekich, egzotycznych krajach.

Pewien mądry człowiek stwierdził: tęsknota za dalekim świa­tem i tęsknota za ojczyzną mają z sobą wiele wspólnego: „Tęsknoty za dalekim światem nie zaspokoimy, wchodząc na statek; często nie jest ona niczym innym jak tylko tęsknotą za ojczyzną - za czymś nieznanym lub jeszcze nie odkrytym w nas" (John Cheever). Wielu ludzi szuka daleko ojczyzny, którą stracili tam, gdzie mieszkają. W ostateczności jednak podróżują w swoim kierunku. W oddali szukają tego, co w rzeczywistości jest blisko: tajemnicy swego serca, miejsca w duszy, w którym mogliby czuć się tak, jak w domu.

PRÓBY UCIECZKI

W czasie letnich miesięcy rozgłośnie radiowe podają, że podczas weekendów można się spodziewać regularnych, kilometro­wych korków na drogach. Czasami osiągają one długość 60 kilome­trów. Wszyscy chcieliby wówczas uciec od codzienności i wypocząć na terenach położonych bardziej na południe.

Za czym tęsknią ludzie, którzy co roku korzystają z usług turystycznych? Czy chodzi tylko o wypoczynek od codzienności? Czy ludzie pragną uciec przed chłodem i zażywać łagodnego połu­dniowego słońca? A może w innym kraju chcą poczuć się inaczej niż w ciasnym świecie własnej codzienności? Są to głęboko zakorzenione tęsknoty, skłaniające ludzi do podróżowania.

Ernst Bloch mówi o ochocie podróżowania, która utrzymuje człowieka przy życiu i wciąż na nowo go pobudza: „Ochota do podróżowania pomaga na nowo pożądać". Opowiadają o tym wiel­kie epopeje wpisane w historię ludzkości. Podróże Jazona i Odyseusza są częścią naszej kultury. Nawet w epoce romantyzmu kultywowano tęsknotę ze odległymi miejscami, wędrówkami i podróżami, co zyskało wymiar ponadczasowy w wierszach i powieściach. Lecz dziś ta tęsknota zmieniła się, ponieważ dzięki środkom masowego prze­kazu mamy dostęp do wiadomości z całego świata oraz dlatego, iż w czasach masowej turystyki nie istnieją już cele, których nie można by osiągnąć. Wielu turystów podróżuje w typowych turystycznych fortecach, w których stykają się z własnym światem: z rodzimym piwem, tradycjami żywieniowymi i znanym rozkładem programów telewizyjnych. Nawet kiedy zajadą za daleko, nie potrafią przyzwy­czaić się do tego, co obce i nieznane. Nie szukają bowiem inności, lecz tego, co znane. Nawet w wypadku egzotycznego „urlopu z przy­godą" tylko ją symulują.

Inni natomiast zawsze wyruszają w drogę, pędzeni tęsknotą za dalekim światem, odczuwają pierwotną, romantyczną ludzką tęskno tę za czymś nowym i nieznanym. Czują, że w tej nieznanej obczyźnie może się w nich narodzić coś nowego, że doświadczą siebie w nowy sposób. Jest to tęsknota za przezwyciężeniem przyzwyczajeń, za przemianą w nową postać, za złapaniem oddechu i nowymi możli­wościami.

Co jednak robią ci wszyscy podróżni, gdy podczas urlopu ich tęsknota za poczuciem czegoś nowego nie zostanie zaspokojona? Co wtedy, gdy para małżeńska ciągle się kłóci, ponieważ obie strony mają różne oczekiwania co do urlopu? Gdy w hotelu nie ma tego, co oferował prospekt?

Spotykam się z dwiema reakcjami: jedni, pełni rozczarowania i urazy, wracają do swojej codzienności, nie zażywszy wypoczyn­ku. Próby ucieczki przed smutnym światem codziennego życia nie powiodły się. Dlatego szukają dalej niezawinionej krzywdy w jałowej powszedniości. Inni znów próbują odmalować w najpiękniejszych barwach chwile urlopu, pokazują przyjaciołom zdjęcia lub filmy z wakacji, chcąc, aby podziwiali ich za to, co przeżyli lub na co się odważyli. Nie chcą dać po sobie poznać, że urlop był przeciętny i przedstawiają wszystko jako coś niepowtarzalnego i nadzwyczaj­nego. Opowiadają słuchaczom o fascynujących przeżyciach, które nigdy nie miały miejsca, i nie zawsze im się to udaje.

Do rozczarowań dochodzi również wtedy, gdy ludzie zamykają się w świecie swoich wyobrażeń. Spotkałem żołnierzy, stacjonujących w Bośni, którzy chcieli w domach opowiedzieć żonom i przyjaciołom o swoich przygodach, lecz nikogo to nie interesowało. Pewna stu­dentka, która przez rok przebywała w Peru, pracując z ramienia opie­ki społecznej z upośledzonymi dziećmi, ma gorzkie doświadczenia, nikogo bowiem nie interesowały jej częstokroć bolesne przeżycia.

W świecie, w którym nikt nie chce być zdeterminowany ani stawiać czoła wyzwaniom, choćby pochodziły one od innych ludzi, w świecie, w którym ludzi interesuje tylko to, jaka jest pogoda lub co nowego korzystnie udało się kupić, wzrasta chęć doświadczania czegoś nowego bądź innego. Rośnie samotność i nuda. W takim wypadku nigdy nie dosięgniemy celu, jakim jest nasza tęsknota.

TĘSKNOTY DZIECI

Tęsknota za dzieciństwem nie powinna być postrzegana tylko w kontekście negatywnym. „Syndrom silnych osobowości polega na tym, że nie pozwalają sobie na tęsknoty małego dziecka, które w nich mieszka" - konstatuje kanadyjska publicystka Liza Bourbeau. Jej słowa potwierdza psychologia i zwykłe doświadczenie życiowe. Silne osobowości, czyli ludzie, którzy na zewnątrz sprawia­ją wrażenie pewnych siebie, którzy zasłużyli się w gospodarce lub w polityce, w rzeczywistości nie zawsze są najbardziej dojrzałymi ludźmi na świecie. Dość często nie pozwalali sobie na tęsknoty małe­go dziecka, które w nich tkwiło. Obiektywnie patrząc, są silni, doj­rzali, inteligentni i zrównoważeni, lecz tak naprawdę ukrywają swoje słabości. Ich problem polega na tym, że wraz z tęsknotą wyparli z duszy małe dziecko. Z tego względu brak im tego, co pierwotne, brak im kreatywności, życia, delikatności i zrozumienia obecnego w nich autentycznego obrazu Boga, o którym przypominało tkwiące w nich dziecko. Dla tych ludzi tęsknota jest czymś dziecinnym, czymś, czego dorosły człowiek musi się wyzbyć. Ta postawa czyni ich jednak twardymi i nieprzystępnymi. Oznaki ich choroby przypominają trąd. Inni ludzie nie chcą długo przebywać w pobliżu takich osobników. Promieniuje bowiem od nich siła, która odrzuca i odpycha. Człowiek nie czuje się dobrze w ich towarzystwie.

INFANTYLNY CZY DOJRZAŁY?

Ludzie pytani, za czym tęsknią, często odpowiadają: za ojczyzną, JL_/ za bezpieczeństwem, za miłością, czułością, pokojem, harmonią, czystością, klarownością oraz za zdrowym światem dzieciństwa. W tych wszystkich pragnieniach nie przejawia się nic innego jak tylko tęsknota za rajem. Według psychoanalityka Zygmunta Freuda tęsknota za rajem jest tylko formą infantylnej regresji, tzn. pragnie­niem znalezienia się w łonie matki. Psychoanaliza wychodzi z zało­żenia, że człowiek jest w stanie dojrzeć tylko wtedy, gdy wyzwoli swoje tęsknoty. To jednak nie może być prawdą.

Oczywiście istnieją dziecięce marzenia i nie należy mylić raju z krainą szczęśliwości, w której zatroszczono się o wszystko. Jednak tego rodzaju postawa, którą Freud przyjmuje za kryterium dojrzałości, dla mnie osobiście jest mało atrakcyjna. Czy rzeczywiście dojrzałym jest tylko człowiek, który żyje bez nadziei i tęsknot oraz sprawia wrażenie zadowolonego z życia takiego, jakie ono jest? Czy nie istnieje niebo? Czy wszystko jest tylko projekcją? Takim ludziom ciężko żyć, ich egzystencja nabie­ra smaku rezygnacji.

Oczywiście istnieją też tęsknoty, w które człowiek ucieka przed rzeczywistością. Lecz - według mnie - tęsknota utrzymuje go przy życiu. To, czy jest ona ożywiająca, czy może negatywna, odczuwa się poprzez jej oddziaływanie na poszczególnych ludzi i społeczeństwo.

Dwoistą naturę tej postawy daje się zauważyć nie tylko w przy­padku poszczególnych osób, lecz również w społeczeństwie. Socjolog Elisabeth Noelle-Neumann, zajmująca się badaniem opinii społecz­nej, powiedziała raz: „Tęsknota za bezpieczeństwem jest ciągłym niebezpieczeństwem dla demokracji". Mówiąc to, miała na myśli tęsknotę za infantylnym bezpieczeństwem, którego ludzie oczekują od państwa, jako wielkiego superego. Państwo demokratyczne nie jest jednak w stanie zapewnić bezpieczeństwa. Obywatele wymagają od niego zbyt wiele, kierując w jego stronę swoją tęsknotę za bezpieczeństwem. Jeśliby jednak wyrzekli się tęsknoty za ojczyzną, wówczas klimat społeczny uległby ochłodzeniu i stał się nieludzki.

W naturze człowieka leży tęsknota za ojczyzną. Nawet nie­strudzone i niespokojne pokolenie, które dzięki Internetowi potrafi w ciągu 90 sekund okrążyć cały świat, „poszukuje sensu życia, ostoi i bezpieczeństwa" - twierdzi badacz zajmujący się sposobami spę­dzania wolnego czasu, Horst Opaschowski. Jego zdaniem, ciągle chodzi o zdolność rozróżniania uczuć, z których składa się nasze życie oraz niedojrzałych, infantylnych i niebezpiecznych marzeń.

PRZESZŁOŚĆ I TĘSKNOTA ZA OJCZYZNĄ

Pisarz Arnold Stadler wydał powieść, o której powiedział, iż jest „pisana na bazie tęsknoty będącej niczym smycz dla psa". Książka nosi również tytuł „Tęsknota". W rzeczywistości tęsknota nie ma w sobie niczego celowo zaplanowanego, lecz oscyluje między przeszłością a przyszłością. Stadler opowiada o dzieciństwie, przypomina o poszukiwaniach wieku dojrzewania, o pierwszych doświadczeniach erotycznych i o „pierwszym razie", lecz tak właściwie ciągle mówi o czarodziejskim utraconym czasie i możliwościach, które już nie zaistnieją. „Moją tęsknotą była wówczas przyszłość, tak jak teraz

moją tęsknotą za domem jest przeszłość". Autor uświadamia sobie i opisuje straty, jakie niosły ze sobą czas i rzekomy postęp. To uczucie osiąga szczyt w stwierdzeniu, że zginęło gdzieś wiele słów i wartości.

Przedstawiana przez niego historia zrodziła się, jak sam stwierdza, „w czasach, w których nadzieja odłączyła się od zabawy, pragnienie od zdrowia, człowiek od użytkownika, tęsknota od sprawności, byt od pięknego mieszkania - lecz nie w moim przypadku". Autor pozostaje wierny sobie i swojej tęsknocie, swojemu „pragnieniu, żeby to, co miałem i widziałem, nie było wszystkim".

Dziś w społeczeństwie konsumpcyjnym dostępne jest niemal wszystko. Naturalne prawo do zaspokajania wszystkich ludzkich pragnień to element naszej gospodarki. Jednak nawet w naszym konsumpcyjnym społeczeństwie, jak mówi Stadler, tęsknoty nie da się wyprzeć. Sferą, do którego się dziś przeniosła, są ogłoszenia towarzyskie. Przepełnia je tęsknota za miłością, uznaniem i szacunkiem. Autor powieści dostrzega tęsknotę za miłością i poczuciem bezpieczeństwa w przesadnym i śmiesznym wychwalaniu samego siebie - „w potrzebie szacunku ze wszystkich stron, w pogoni za całym pakietem tego, co globalne". Arnold Stadler nie przedstawia swoich postaci w lepszym świetle, lecz z ich śmiesznymi i smutnymi cechami. Ponieważ zaś studiował teologię, powiedział raz, że nawet będąc pisarzem, zachowuje się jak teolog, gdyż miłosiernie obchodzi się z bohaterami swoich powieści.

Człowiek miłosierny nie potępia. Nie musi też upiększać tęsk­not. Ani tych zawieruszonych gdzieś po drodze, ani tych błędnie rozumianych.

W POSZUKIWANIU OJCZYZNY

Gdzie znajdujemy ojczyznę? I kiedy jej szukamy? Doświadczenie pokazuje, że uczucia patriotyczne stają się najbardziej inten­sywne wówczas, kiedy żyjemy z dala od swego rodzinnego kraju. „Kiedy zaczynamy myśleć o ojczyźnie, duchowo już jesteśmy bardzo daleko" - powiedział reżyser filmowy Edgar Reitz, który nakręcił słynny serial o Hunsriick (znanym zwłaszcza jako miejscowość wypo­czynkowa w pobliżu Koblencji) - o kraju i ludziach, których „mały światek" opuścił jako młody człowiek, aby przenieść się do wielkiego miasta. W tej filmowej epopei ojczyzna została zobrazowana jako miejsce, skąd człowiek pochodzi, które pozostawił za sobą, a do któ­rego zawsze chętnie wraca. Film Reitza był próbą ratowania honoru pojęcia ojczyzny, słowa, które przez długi czas miało posmak krwi i ziemi.

Według Herberta Grónemeyera, piosenkarza muzyki pop, ojczy­zna nie jest określonym miejscem geograficznym. W jednej ze swoich piosenek śpiewa: „Ojczyzna to nie miejsce, ojczyzna to uczucie". Ojczyzna to uczucie całkowitej akceptacji, przebywania w domu, wypoczynku, bycia takim, jakim się jest.

„Ojczyzna to ludzie, których rozumiemy i którzy nas rozumie­ją" - powiedział szwajcarski pisarz Max Frisch. Ojczyzna jest tam, gdzie znajduję ludzi, których rozumiem i przez których czuję się rozumiany.

Ojczyzna ma zawsze wiele wspólnego z przeżyciami z dzieciń­stwa. Wówczas człowiek nie musiał niczego dokonywać, zawsze był mile widziany. Wielu ludzi tęskni za ojczyzną - taką, jakiej doświad­czyli w dzieciństwie. Kiedy jednak odwiedzają miasto swego dzie­ciństwa, zaraz zauważają, że to nie jest już ich ojczyzna. Nawet dom rodzinny nie ma dla nich posmaku ojczyzny.

„Możemy poczuć się jak w domu tylko tam, gdzie mieszka tajemnica". Tylko wówczas, gdy dotknę tajemnicy z mojego dzieciństwa, poczuję się jak u siebie. Tajemnicze jest pierwotnie to, co stanowi część domu, co jest człowiekowi znane. Dom potrzebuje tajemnicy nie tylko dobrze znanej, lecz także otaczającej mnie jak coś, czego nie potrafię nazwać, co jednak prowadzi mnie do miejsca znanego mojej duszy, w którym ta dusza porusza się ze swobodą.

Ojczyzna jest jednak nie tylko miejscem, w którym spędziliśmy dzieciństwo, lecz kieruje nas ku przyszłości, ku ojczyźnie oczekują­cej nas. Tak naprawdę ważne jest to, co św. Paweł pisze w Liście do Filipian „Nasza ojczyzna jest w niebie" (Flp 3,20). To przekonanie przepełnia całe życie. Pisarz Henryk Jung-Stilling dostrzega ścisły związek między ojczyzną, z której się wywodzimy i ojczyzną, do której zmierzamy: „Najpiękniejsze są dwie sprawy: ojczyzna, z której pochodzimy i ojczyzna, do której wędrujemy". Dla tych, którzy utra­cili tęsknotę, Hermann Hesse znajduje pociechę w ojczyźnie: „Nawet źródło marzeń wyschło. Ufaj jednak! Na końcu twej drogi będzie ojczyzna". Tęsknota za ojczyzną nie kieruje się wstecz, lecz utrzymuje nas przy życiu na naszej drodze. Często prowadzi nas ona ku obcym, nieznanym krajom, gdzie musimy się sprawdzić. Na obczyźnie tęskni­my za ojczyzną. Wiemy, że nie zawsze możemy tam być, gdyż w prze­ciwnym razie stalibyśmy się piecuchami, którym brakuje przestrzeni życiowej. Tylko ludzie mający odwagę wyjechać za granicę, potrafią odczuć, co znaczy utracić ojczyznę, i tęsknią za nią. Lecz ich zadanie polega na tym, aby budować ojczyznę na obczyźnie, tworzyć prze­strzeń, w której można poczuć się jak u siebie w domu. Tam, gdzie jest miłość, jest i ojczyzna.

NIEZADOWOLENIE I NIEPOKÓJ

Zły nastrój to wyraz głębokiego niezadowolenia z siebie oraz swego życia. Prowadzi do ciągłego niepokoju i rozterki. Czło­wiek nie załatwia wtedy żadnych spraw, lecz chodzi bez celu i nawet nie widzi drogi, którą kroczy. Po prostu bezrefleksyjnie pędzi gdzieś przed siebie. Zarówno jego duch, jak i ciało są niestabilne. Nie ma żadnego celu, nie potrafi się zatrzymać, nie znajduje sobie miejsca. Jest to stan wewnętrznej niestabilności. Człowiek nie znajduje grun­tu, na którym mógłby wypocząć. Odczuwa chorobliwy niepokój, będący częstokroć objawem depresji.

Niestabilność duszy objawia się w ciągłym gadaniu i ciekawości. Paplanina jest śmiercią rozmowy. W wielu programach typu talk-show spotykamy się wyłącznie z paplaniną. Ludzie dużo mówią, lecz nie wywiązuje się żadna rozmowa, ponieważ nikt nikogo nie słucha, ciągle zmienia się temat, jedni nie koncentrują uwagi na drugich. Rozmowa krąży wokół spraw nieistotnych. Psycholog Wucherer-Huldenfeld nazy­wa tę tendencję „głęboko sięgającym upadkiem rozmowy". Człowiek „stwierdza, że jego wnętrze jest puste, tępe i nieme; nie ma nic ważnego do powiedzenia i ukrywa ten stan poprzez coraz głośniejszą paplaninę, dającą pozory wszechwiedzy oraz rozległych zainteresowań".

Martin Heidegger w swojej słynnej książce „Byt i czas" z roku 1927 w trafny sposób opisał istotę ciekawości. Określa ją jako „spe­cyficzne nieprzebywanie przy drugim człowieku", jako „roztargnione niezatrzymywanie się". Ciekawość szuka „nowinek tylko po to, aby od nich przejść do innych. Nie chodzi o zrozumienie ani o poznanie prawdy", lecz o to, by przeskakiwać z jednego tematu na drugi. Tak naprawdę wszystko jest obojętne, takiego człowieka nic faktycznie nie obchodzi. W języku niemieckim słowo „ciekawość" jest pokrewne do słowa „żądza" - człowiek jest spragniony tego, co nowe, i w ten sposób unika prawdy o sobie.

MĘKI TANTALA

Człowiek zbuntowany"- taki tytuł nosi książka francuskiego filozofa egzystencjalisty i pisarza Alberta Camusa, który opisuje w niej dziwny rodzaj cierpienia spotykanego u wielu osób. Polega ono na tym, że ludzie nie posiadają świata na własność. Camus nazywa ich „szczególnymi obywatelami świata, banitami w swojej własnej ojczyźnie. Poza pięknymi momentami pełni, każda rzeczywistość jest według nich niedoskonała. Ich działania gubią się w innych, powracają nieoczekiwanie, aby ich podnieść i przypływają niczym wody Tantala do nieznanego jeszcze ujścia. Prawdziwą tęsk­notą jest znajomość ujścia, zapanowanie nad biegiem nurtu i wzięcie we własne ręce swego życia i losu". Człowiek chciałby doświadczać w pełni piękna tego świata. Chciałby schwycić obiema rękami jego skarby, lecz gdy tylko po nie sięga, czuje, że świat się przed nim cofa. Camus opiera swą opowieść na greckim micie o Tantalu. Ten mitolo­giczny bohater stał w potoku świeżej wody. Gdy się pochylał, by się jej napić, woda cofała się przed nim. Nad jego głową rosły smaczne owoce, które niemal dotykały jego twarzy, jednak gdy tylko sięgał po nie, owoce umykały i ręce Tantala pozostawały puste.

Wielu ludzi w ten właśnie sposób postrzega świat. Chcą rozko­szować się pragnieniem życia. Jednak gdy tylko po nie sięgają, życie wymyka im się z rąk. Człowiek tęskni za tym, aby zapanować nad nurtem potoku, aby pić z niego, kiedy tylko zechce, aby zaspokoić swoje najgłębsze pragnienia. Tęskni za tym, aby wziąć życie w swoje ręce. Jednak tej tęsknoty - jak twierdzi Camus - nigdy nie da się zaspokoić. Spełni się ona na chwilę jedynie w ulotnym momencie śmierci: „Wtedy wszystko się dokona. Aby ponownie znaleźć się na świecie, trzeba na zawsze zrezygnować z życia". To, co Albert Camus, filozof-ateista, ukazuje jako prawdę, powiedział Jezus przed dwoma tysiącami lat. Lecz Jezus nie karmi nas obietnicami, że nasze tęsknoty spełnią się wówczas, gdy umrzemy. Dla Jezusa już teraz umarliśmy dla świata. Kto w Niego wierzy, już teraz „przeszedł ze śmierci do życia" (J 5,24). Jeśli zrezygnujemy z utożsamiania się ze światem, to znaczy, jeśli umrzemy dla świata, wówczas już teraz będziemy w stanie przeczuć pełnię, za którą tęsknimy, chociaż nie możemy jej zatrzymać. Istnieje ona tylko przez chwilę, w której zapominamy o sobie i zdajemy się całkowicie na to, co jest w nas. To zdawanie się bez żadnych ubocznych zamiarów Jezus nazywa „umieraniem".

Tylko ci, którzy ćwiczą się w umieraniu, doświadczają ciągle takich momentów, w których już teraz spełniają się ich tęsknoty, lecz nie są one ostatecznie zaspokojone. To tymczasowe spełnienie budzi w nas raczej pragnienie ostateczności, która nadejdzie, kiedy na zawsze oddamy ducha Bogu i nie będziemy już koncentrować się na sobie.

ZAPOMNIANE PRAGNIENIA

Nie tylko wraz ze zmieniającymi się warunkami politycznymi i społecznymi, ale również wraz z kolejnymi latami zmieniają się nasze tęsknoty. Ernest Bloch, który jako jeden z nielicznych zaj­mował się tym tematem, zbadał tęsknoty starych ludzi i tak je opisał: „Ostatnie życzenie kroczy przez wszystkie inne pragnienia wieku. Jest to jedno z życzeń budzących częste zastrzeżenia: pragnienie spokoju". Przeważnie tak naprawdę nie chodzi o spokój wewnętrz­ny, o bycie w harmonii ze sobą, za czym tak bardzo ludzie tęsknią, lecz o spokój rozumiany jako wygoda. Starzy ludzie nie chcą, by im przeszkadzano, dlatego nie mają odwagi podejmować nowych wyzwań. Dotyczy to rzeczy małych i wielkich. Ludzie starsi nie chcą nocować w obcym łóżku, potrzebują bowiem tego, co jest im znane. Zrezygnowali z pragnień, pielęgnowanych w młodości. Wówczas nie spełniły się, lecz teraz mogliby niektóre z nich ziścić. Jednak, jak mówi Bloch: „Głód pragnień nieco zszarzał". Jeśli się zapomniało o głodzie pragnień, wówczas trzeba się cieszyć tym, co mamy. Jednak często nie jesteśmy zadowoleni z rzeczy, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić. Dostosowujemy się do tego, co stare, z czego jesteśmy niezadowoleni, zamiast podejmować nowe wyzwania. Ale mogłoby być jeszcze gorzej. Niezadowoleni starsi ludzie stają się jeszcze bar­dziej ponurzy, gdy są zmuszeni uporać się z tym, co nowe.

Są jednak mądrzy staruszkowie, których tęsknoty zmieniły swój charakter. Tęsknią oni za ciszą, za spokojem ducha, dzięki któremu są otwarci na tajemnicę życia. C. G. Jung napisał raz do jednego z peten­tów, pragnącego koniecznie z nim rozmawiać, że jego potrzeba wyga­dania się znikła z dnia na dzień: „Rozmowy często stają się dla mnie męką i potrzebuję wówczas kilkudniowego milczenia, aby odpocząć od pustki słów. Zamierzam się zaszyć i spoglądam wstecz tylko wów­czas, kiedy nie da się inaczej. Mój odjazd już sam w sobie jest wielką przygodą, lecz nie jest niczym, o czym chciałoby się wyczerpująco mówić". Z tych słów wynika, że C. G. Jung nie odrzuca rozmowy ze strachu przed tym, co nowe, lecz dlatego, iż tęskni za czymś innym, za tajemnicą życia, która właśnie w tej chwili - gdy zbliża się śmierć - pojawia się na nowo. Tęskni za tym, aby poprzez milczenie otwo­rzyć się na Boga, który ugasi jego najgłębsze tęsknoty.

MIĘDZY CHCIWOŚCIĄ A WOLNOŚCIĄ

Dla wielu ludzi pieniądze kojarzą się z tęsknotą za wolnością, za możliwością dysponowania różnymi rzeczami, posiadania wpływów. Pieniądz wydaje się być najbardziej efektywnym środkiem do osiągnięcia tych celów. Ci, którzy mają pieniądze, mogą sobie na wiele pozwolić, są „kimś". Wielu ludzi pragnie tego samego. Chciwość - a więc koncentrowanie się na tym środku - jest wariantem tego nałogowego pragnienia. Ludzie goniący tylko za pieniędzmi i żyjący jedynie dla swojego bogactwa w ostateczności tracą wolność i izolują się - za fasadą swojego majątku. Jest takie powiedzenie: pieniądz jest metalem - przewodnikiem, który jednak również dobrze izoluje.

Bywa, że ludzie mylą środek z celem. Przysłowie mówi: „Pieniądz jest dobrym sługą i złym panem". Wystarczająco często pieniądz staje się panem człowieka. Dlatego należy zadawać sobie pytanie: Czy pieniądze naprawdę otwierają różnorodne możliwości życiowe, czy dają wolność - czy też może prowadzą do uzależnienia i niewoli? Mądrością życia jest przekonanie, iż pieniądz niekoniecznie czyni człowieka szczęśliwym. Badania wykazały, że ludzie z krajów biednych z reguły czują się bardziej szczęśliwi niż ludzie z krajów bogatych. Ankiety przeprowadzane w Niemczech przez długi czas pokazują, że wprawdzie w ostatnich dziesięcioleciach standard życiowy znacznie wzrósł, lecz nie można tego samego powiedzieć o zadowoleniu obywateli. Ostatecznie otwarta pozostaje kwestia, czy uważamy pieniądze za środek do zdobycia czegoś innego i w jaki sposób się z nimi obchodzimy.

Jako cellerar, tzn. zarządca i odpowiedzialny za sprawy ekonomiczne opactwa benedyktyńskiego, codziennie mam do czynienia z pieniędzmi. Jestem zmuszony rozwijać fantazję i kreatywność w obchodzeniu się z pieniędzmi - przynajmniej po to, aby je najpierw mieć, a następnie użyć ich w dobrych celach. Często bowiem zdarza­ło się, że brakowało mi środków, aby finansować projekty, uważane przeze mnie za ważne. Rozwijanie fantazji oznacza w związku z tym, według mnie, po pierwsze zysk poprzez produkcję, która uwzględnia dzisiejsze potrzeby, a po drugie korzystanie z instrumentów współ­czesnej gospodarki pieniężnej, a więc zarabianie pieniędzy dzięki myśleniu.

Najważniejszym zadaniem pieniędzy jest służenie człowiekowi. Nie zarabiam ich po to, by się wzbogacić. Pieniądze mają służyć czło­wiekowi - a nie odwrotnie. W niektórych firmach ludzie poddawani są presji, aby przynosili jak największy zysk. Moim zdaniem jest to perwersja. Ludzie, którzy umieją z fantazją obchodzić się z pieniędz­mi, potrafią przeczekać okres wyrzeczeń w firmie, bez natychmiasto­wego zwalniania połowy pracowników i ponownego zatrudniania ich w przypadku lepszej koniunktury.

Nie wolno mi dać się zdeterminować pieniądzom, nie mogę stać się chciwy. Bardziej istotna jest wolność duchowa. Pieniądz może również rozwijać własną dynamikę, której skutkiem jest to, że czło­wiek jest zmuszony zarabiać coraz więcej. Mówiąc o wolności, mam na myśli w pierwszym rzędzie wolność wewnętrzną: mam pieniądze, ale nie myślę ciągle o nich. Potrafię je zostawić samym sobie. Mogę je również stracić, lecz nie pozwolę, by determinowały mojego ducha. Dla mnie osobiście ważnym kryterium jest to, czy podczas modlitew­nej medytacji myślę o pieniądzach. Jeśli tak, wówczas zdaję sobie spra­wę, że muszę nabrać do nich dystansu. Św. Benedykt żąda od zarządcy przede wszystkim właściwego umiaru. Zarządca nie może być skąpy ani rozrzutny. To znaczy, że nie wolno mi robić wszystkiego, co mogę. Muszę sobie stawiać pewne granice, jeśli chodzi o pieniądze. Gdybym chciał mieć ich coraz więcej, wówczas straciłbym w pewnym momen­cie właściwy umiar, a tym samym wolność. Ta zasada dotyczy rzecz jasna nie tylko zarządcy.

NIE CZUJĘ SIĘ USATYSFAKCJONOWANY

"I can't get no satisfaction, I can't get no satisfaction, / 'Cause I try

. and I try and I try and I try and I try I can't get no / When Pm drivin' in my car, and the man come on the radio / He's tellin' me morę and morę about some useless information / Supposed to fire my imagi-nation..."

Tak zaczyna się słynny na całym świecie przebój grupy rockowej „The Rolling Stones". Był on wyrazem nieposkromionej i niestrudzo­nej tęsknoty za życiem, ba - żądzy autentyczności i spełnienia. Grupa „The Rolling Stones" nie uchodzi za pobożną, lecz w tej piosence wyraża coś bardzo istotnego.

Piosenka dotknęła obecnego w milionach ludzi przeświadcze­nia, iż nic nie jest w stanie nas naprawdę zaspokoić: ani obietnice, ani pogoń za sukcesem, stosunkami, pieniędzmi czy poklaskiem. Wszyst­ko to można docenić i cieszyć się z tego, ale nie da się z tego żyć, nie zaspokaja to naszych tęsknot. Ci, którzy uważają, że można żyć z sukcesów i poklasku i tylko tego szukają, staną się chciwi i utracą swoją wewnętrzną wolność.

Basista „The Rolling Stones", Bili Wyman, teraz już ponad 66--letni starszy pan, wyznał niedawno jednemu z niemieckich reporte­rów, że bycie gwiazdą muzyki rockowej wcale nie jest takie wspaniałe, jak to sobie wielu wyobraża: „Nigdy cię nie ma w domu, żyjesz jak złota rybka w swoim akwarium, pijesz za dużo alkoholu i bierzesz za dużo narkotyków. To niszczy twoją duszę".

Dusza potrzebuje czegoś innego, nałóg bowiem nie daje szczę­ścia, lecz staje się niszczącym uzależnieniem. Nawet słynny piosen­karz, owacyjnie przyjmowany przez publiczność, kiedy siedzi sam w pokoju hotelowym, czuje się samotnie i nędznie. Zdaje sobie wów­czas sprawę z tego, że nie da się żyć samym sukcesem.

Wszyscy musimy mieć coś innego, co nie przebrzmi jak oklaski. Każdy z nas potrzebuje bogactwa duszy: spokoju ducha, poczucia własnej godności oraz absolutnej wolności i bezpieczeństwa. Nie w oddali, tam, dokąd pędzisz, nie w świetle reflektorów, za czym nie­jeden tęskni, lecz w tobie samym jest to, czego w skrytości pragniesz: autentyczność, bezpieczeństwo, miłość, wolność, godność, życie, prawda, jasność i światło.

W USTAWICZNYM ROZDARCIU

Nie chcę wcale osiągnąć swoich celów, zaspokajając tęsknoty. Uważam, że to cudowne tęsknić za czymś, czego nigdy nie dostanę. Tęsknota bowiem umiera na progu spełnienia". Słowa te wypowiedział Udo Jiirgens w wywiadzie dla „Siiddeutsche Zeitung". Jiirgens ma 70 lat. Jest gwiazdą muzyki rockowej. Sprzedał 70 milio­nów płyt i należy do najpopularniejszych piosenkarzy. Skomponował ponad 600 piosenek, których tematem często była miłość i emocje.

Jego słowa brzmią zadziwiająco. Niektórzy skarżą się, że tęsk­nota ich zabije, jeśli jej nie zaspokoją. Udo Jiirgens natomiast uważa, że człowieka może uszczęśliwić właśnie niespełnienie tęsknot. Tęsk­noty popychają nas do dalszych poszukiwań, do ciągłego wyruszania w drogę. Utrzymują nas przy życiu, otwierają nasze serca, są źró­dłem kreatywności. Rzecz jasna tęsknota za czymś, czego nie można dostać, była źródłem, z którego popularny kompozytor i piosenkarz czerpał natchnienie przy komponowaniu i wykonywaniu swoich piosenek. Być może była to ta sama tęsknota, która dosięga tak wielu ludzi i przemawia do nich.

„Moja dusza jest rozdarta", powiedział reporterowi w rozmo­wie, odsyłając do skomponowanej przez siebie piosenki. Wyraża w niej to, jak żyje i jak postrzega swą egzystencję:

„W ciągłym rozdarciu pomiędzy tęsknotą i sumieniem

-Tutaj, co czuję - tam, co wiem -

W niebezpieczeństwie, że siebie zranię, na własnych biegunach.

- Tu jest zbyt zimno, a tam za gorąco".

Rozdarcie między wiedzą a uczuciem trzyma człowieka przy życiu, lecz może go również rozerwać i rozbić o jego własne bieguny. Sztuka życia polega z pewnością na znalezieniu właściwych proporcji między rozumem a tęsknotą.

Człowiek potrzebuje zarówno wiedzy, jak i tęsknoty. Kto żyje samą tęsknotą, może się nią sparzyć. Kto zaś żyje wyłącznie wiedzą, dla tego wszystko stanie się zimne.

Potrzebujemy tęsknoty, aby do zimnego świata naszej wiedzy napłynęło ciepło.

BRUD I CZYSTOŚĆ

Już po własnym ciele można zauważyć, jak bardzo dotykają nas głębokie doświadczenia. Gdy zmęczeni i spoceni wracamy do domu, tęsknimy za orzeźwiającą kąpielą, po której poczujemy się oczyszczeni nie tylko z brudu fizycznego, lecz również, a może przede wszystkim, z duchowych nieczystości, nagromadzonych w nas w wyniku całodziennych konfliktów. Uczucie fizycznej świeżości budzi w nas tęsknotę za prawdziwą czystością. Jest ono wielkie i wykracza poza doświadczenie cielesne. Nie na darmo mówi się w negatywnym sensie o „brudnej kąpieli". Wspomina się o bagnie publicznym i moralnym.

Właśnie w czasach, w których codziennie można czytać o skandalach, a ludzie są wstrząśnięci fałszerstwami finansowymi i olbrzymią korupcją, tęsknimy za integracją i czystością. Mamy głębokie i pewne przekonanie, że powinniśmy żyć inaczej. Tęsknimy za ludźmi o przejrzystej i czystej naturze, którzy spełniają swoje obowiązki z czystego przekonania, bez ubocznych zamiarów, nie wykazując chęci do nielegalnego zwiększania swych dochodów. Mówi się, że brud jest zaraźliwy. Bardzo szybko jesteśmy wciągani w otaczające nas z zewnątrz bagno. Zarażamy się emocjami innych ludzi, co widać w małych i codziennych sprawach. Gdy tylko ktoś narzeka na sąsiada lub współpracownika, skargom tym towarzyszą nasze nieczyste emocje i cudze

zgorzknienie zaraz miesza się z naszym własnym. Skutek? Czujemy

się brudni. Często dopiero z opóźnieniem zauważamy, jak nam z tym

ciężko. Emocje innych i nasze własne nakładają się na nas niczym warstwa kurzu.

W takich sytuacjach tęsknimy za duchową i zewnętrzną czystością. Pierwsi mnisi mówili o czystości serca, która była dla nich celem. Znali tęsknotę za czystą miłością, nienasiąkniętą żądzą posiadania, za czystą i niewyrachowaną dobrocią, za uprzejmością, która nie jest sztuczna. Człowiek czystego serca postrzega drugiego człowieka takim, jakim on jest, nie przerzucając na niego własnych słabości.

Bierze sprawy takimi, jakie są, nie mieszając w nie swoich ubocznych zamiarów. Biblia mówi: „Dla czystego wszystko jest czyste" (Tt 1,15). Tęsknimy za czystym sercem, które poznaje, że każdy człowiek pra­gnie dobra. Czystość serca promieniuje dookoła - oczyszcza również ludzi z naszego otoczenia.

KIEDY WOLNOŚĆ STAJE SIĘ WIĘZAMI

Anthony de Mello, psycholog i pisarz zajmujący się duchowością, .mówi, że tęsknota może stać się więzami: „Nawet tęsknota za wolnością jest rodzajem więzów. Nikt nie jest naprawdę wolny, kiedy troszczy się o swoją wolność. Wolni są tylko ludzie zadowoleni z życia".

Ciągle chodzi o to, aby zachować właściwą miarę. Gdy myśli człowieka ustawicznie krążą wokół tęsknoty za wolnością, wówczas tęsknota staje się zmartwieniem. Kiedy człowiek troszczy się o swoją wolność, wówczas nie jest wolny. Staje się wolny tylko wtedy, gdy akceptuje samego siebie. Ważne jest, abym pojednał się ze sobą i przyjął siebie takiego, jakim jestem.

Prawdziwa tęsknota prowadzi do pojednania - również ze swoją kruchością i ograniczeniami. Natomiast ograniczająca i wiążąca tęsknota przekracza moją obecną rzeczywistość, ba, nie akceptuje jej. Jest zadowolona dopiero wówczas, gdy tęsknota zostanie zaspokojona. Tym samym nie dostrzegam, że akurat w danej chwili mam już wszystko, pod warunkiem, że jestem pojednany ze sobą i z Bogiem.

Tęsknota, którą mnisi mają na myśli, nie unika doświadczenia jedności, lecz daje mu wewnętrzne napięcie. Utrzymuje jedność i chroni ją przed przemianą w jednolitość, w której wszystko się rozmywa.

III DOTYKAĆ TAJNIKÓW DUSZY

NAJSZCZERSZA CECHA

Filozof Ernst Bloch powiedział w jednym z wywiadów w 90. rocznicę swoich urodzin: „W życiu doszedłem do wniosku, że tęsknota jest jedyną szczerą cechą człowieka". I miał rację. Człowiek potrafi bowiem zakłamać wszystko. Każdą cnotę możemy nosić tylko na pokaz i zacho­wywać się obłudnie. Do wszystkiego może zakraść się nieszczerość i fałsz. Miłość bywa nieszczera, uprzejmość tylko wyuczona, pomoc innym wypływa czasem z motywów egoistycznych. Powinniśmy naj­pierw szczerze przeanalizować nasze postawy: sprawiedliwość bywa surowa, nasza życzliwość wobec kogoś może się wiązać z roszczeniami majątkowymi, a pomoc bywa interesowna. Tylko jednej rzeczy nie da się udawać: tęsknoty, człowiek bowiem nie potrafi nią manipulować. Człowiek to jego tęsknoty. Tęsknota jest naprawdę najszczerszą cechą ludzkiego charakteru, bo po prostu istnieje. Porusza nasze serca, czy tego chcemy, czy nie. Gdy człowiek tęskni, dotyka swego wnętrza. Można wprawdzie skierować tęsknotę na cele doraźne, takie jak na przykład wygrana w totolotka lub zwycięstwo mojej drużyny piłkar­skiej. Ale nawet w takiej tęsknocie brzmi pragnienie czegoś więcej, uda­nego życia, szczęścia. Według św. Augustyna, w każdej tęsknocie żywe jest pragnienie doskonałości, Absolutu. Jest ona jednocześnie szczerym przyznaniem się, że człowiek, taki, jaki jest, nie dotarł jeszcze do celu, że świat ciągle się rozwija, że to, co właściwe, znajduje się przed nami.

Tęsknota to nie tylko najszczersze uczucie. Może ona być też pomocna w wypracowaniu szczerego stosunku do własnego życia. Często spotykam ludzi, którzy odmalowują w najpiękniejszych barwach wszystko, co czynią. Opowiadając o urlopie, twierdzą, że spędzili go fantastycznie. Uczęszczając na kurs, mówią, że było to ich największe życiowe doświadczenie. Czasami podejrzewam, że ludzie ci muszą wszystko malować w takich różowych barwach, aby ukryć swoje rozczarowanie. Tak naprawdę bowiem ich życie jest całkiem przeciętne. Podczas urlopu mieli wiele nieporozumień z partnerem, lecz dla opinii publicznej należy zmyślić jakąś niezwykłą opowieść. Człowiek musi udowadniać samemu sobie, że wszystko, co robi, jest właściwe. Lecz za zewnętrzną fasadą sprawy mają się całkiem inaczej. Tęsknota pozwala człowiekowi szczerze popatrzyć na życie. Nie musi on przesadzać, udowadniać innym, jak wielkie są jego doświadcze­nia i jak ogromne robi postępy na swej drodze duchowej. Człowiek akceptuje siebie takim, jakim jest. Akceptuje, że jest przeciętny, lecz ciągle poszukujący, odnoszący sukcesy i porażki, wrażliwy i grubo­skórny, żyjący życiem duchowym i jednocześnie powierzchowny. Człowiekowi wolno patrzeć na życie takie, jakim ono jest. Tęsknota bowiem wykracza poza to życie. Tęskniąc, nikim nie manipuluję. Tęsknota po prostu istnieje. A tam, gdzie ona jest, jest też prawdziwe życie. Tylko wówczas, gdy stawiam czoła własnej tęsknocie, jestem na tropie życia i odkrywam swą żywotność. Będąc zaś na tropie coraz większej żywotności, pokonuję własną ograniczoność.

POD POWIERZCHNIĄ

Najczęściej oceniamy ludzi po ich osiągnięciach. Pytamy, jak wysoko zaszli w karierze zawodowej, jak wiele wiedzy sobie przyswoili oraz ile zdołali zgromadzić majątku. Jednak jest to tylko powierzchowność człowieka. Arabski pisarz Khalil Gibran propo­nuje inną perspektywę: „Chcąc zrozumieć serce i rozum drugiego człowieka, nie patrzę na to, co osiągnął, lecz za czym tęskni". Khalil Gibran posiada intuicyjną jasność, jedynie bowiem poprzez spojrze­nie na tęsknoty człowieka możemy naprawdę zrozumieć jego serce i rozum. Ponieważ zaś tęsknota pozwala zajrzeć w ludzkie serce, zyskujemy jego bezpośredni obraz. Majątek często zniekształca serce. Ludzie, którzy wspięli się po szczeblach kariery, zwykle ukrywają przed nami tajniki duszy. W swych działaniach stawiają na racjonal­ność, w stosunku do innych na pewność siebie, zaś w odniesieniu do rzeczywistości preferują zasadę obiektywizmu. Nie możemy poznać, co tak naprawdę dzieje się w ich sercach. Wiadomo jednak, że jeśli człowiek tęskni tylko za pieniędzmi, jego serce staje się coraz bardziej niespokojne i niezadowolone; jeśli pragnie sukcesów, jego serce staje się oziębłe. Jeśli zaś ktoś tęskni za autentycznością, miłością, sprawie­dliwością i dobrocią, jego serce żyje.

To wszystko jest zrozumiałe. Dziwi nas jednak, że Khalil Gibran idzie dalej, mówiąc, że jesteśmy w stanie zrozumieć umysł człowieka dopiero wówczas, gdy patrzymy na jego tęsknoty. Z zasady towarzyszy nam przekonanie, że rozum i tęsknota to dwa przeciwstawne pojęcia. Jednak według pisarza, z jakości rozumu można wywnioskować to, za czym się tęskni. Człowiek nastawiony tylko na szybkie zaspokaja­nie swych potrzeb i krótkotrwały zysk, ma ograniczony umysł. Może mieć nawet wysoki iloraz inteligencji, lecz niedojrzały rozum. Praw­dziwie rozumny jest ten, kto kieruje swoją uwagę na wartości, które tęsknota jest w stanie rzeczywiście spełnić. W ostateczności nasze tęsknoty mogą zostać zaspokojone tylko przez wartości wykraczające poza ramy tego świata. Człowiek pragnący miłości, tęskni nie tylko za kimś konkretnym, kto go będzie kochał i którego on pokocha. W tęsknocie za miłością tkwi już bowiem przeczucie nieskończonej Miłości, będącej czymś więcej niż kochaniem i byciem kochanym. Jest to tęsknota za tym, by być miłością. Kto jest miłością, ma udział w rzeczywistości absolutnej. Podobnie ma się sprawa z pięknem. Kto pragnie piękna, tak naprawdę tęskni za tym, by obserwując piękno, zapomnieć o sobie, mieć udział w pięknie absolutnym i samemu być pięknym. Dotyczy to wszelkich wartości, sprawiedliwości, prawdy, dobroci, miłosierdzia i mądrości. Wszystkie te postawy są otwarte na rzeczywistość nieskończoną i prowadzą nas do niej, wykraczając poza nasze ograniczenia. Człowiek tęskniący za większą rzeczywistością, jest naprawdę mądry, a jego umysł przenika rzeczy pierwszorzędne i w ten sposób dopiero słusznie ocenia całą rzeczywistość.

CZY TO NAPRAWDĘ TWOJA WŁASNOŚĆ?

Nie ten jest ubogi, kto ma mało pragnień, lecz ten, kto pragnie coraz więcej i więcej". Kiedy niedawno doszło do załamania kursów na giełdzie, jeden z ekspertów starał się tym starym chińskim przysłowiem pocieszyć w telewizji swoich widzów, którym nagle skurczyły się konta. Ten pogląd filozofa pochodzącego z innej kultury, wypowiedziany ponad 2000 lat temu, ma wiele wspólnego z dzisiejszą rzeczywistością, gdyż wywodzi się ze znajomości ludz­kiego serca. Dziś również ludzie tęsknią za posiadaniem majątku i sądzą, że kiedy już zgromadzą wystarczająco dużo pieniędzy, znajdą w końcu spokój. Majątek roztacza wokół niepowtarzalny urok. Jeśli tylko człowiek posiada to, czego pragnął, często po krótkim czasie nie potrafi się tym cieszyć, gdyż staje się to dla niego codziennością. I dlatego pragnie coraz więcej i więcej. To, co posiada, utraciło dla niego urok.

W przeciwieństwie do majątku tęsknota nie jest czymś konkret­nym. A jednak: „Naszą własnością jest to, za czym tęsknimy. To, co posiadamy, już utraciliśmy". Słowa te wypowiedział Alfred Harnack. Nie sposób odmówić mu słuszności, bo to, czego pragniemy, jest w naszych sercach, należy do nas i nikt nie może nam tego zabrać.

Żaden chciwiec ani powódź, ani ogień nie mogą zniszczyć tego, za czym tęsknię.

Jest to ukryte w moim sercu.

Jest to moją prawdziwą, rzeczywistą własnością.

PARADOKS

W języku niemieckim tęsknota kojarzy się z nałogiem, chorobą i bólem. Wilhelm Raabe postrzega ją inaczej: „Serce człowieka jest najszczęśliwsze wówczas, kiedy tęskni naprawdę".

Właśnie wtedy, gdy za czymś tęskni?

Jakie doświadczenie może przemawiać przez pisarza głoszącego tę prawdę?

Naturalnie człowiek, który tęskni, nie jest szczęśliwy w tym samym sensie, co ten, kto doświadcza spełnienia. Nie posiada on wszystkiego, czego potrzebuje do życia. Nie potrafi być zadowolony.

A jednak człowiek tęskniący posiada wszystko, czego potrzebu­je. Nawet najbiedniejszy tęskni za czymś, co sprawia, że jego dusza jest zadowolona. W tęsknocie człowiek wykracza poza moment, który może go zadowolić lub raczej rozczarować.

To rzeczywiście prawda: człowiek tęskniący staje się coraz bar­dziej niezależny od codziennych wydarzeń. Tęsknota nie ginie nieza­leżnie od tego, czy dzień był udany, czy nie, czy oczekiwani goście przybyli z wizytą, czy nie oraz czy spotkania były udane, czy bolesne.

Tęsknota ma udział w paradoksie miłości. Człowiek zakocha­ny czuje się chory z miłości, a jednocześnie nie wyobraża sobie, że można być bardziej szczęśliwym. Tęskniąc za ukochanym, czuję słodycz miłości. W ten sposób tęsknota jest wyrazem doświadczania szczęścia, które się do nas zbliża i nas oczekuje.

Oczekiwane szczęście przebywa w nas, w naszej tęsknocie. Nie można go zniszczyć właśnie dlatego, że go jeszcze nie ma, że stanie się naszym udziałem w całej pełni dopiero wtedy, gdy spotkamy się z Bogiem.

Ojcowie Kościoła mówią w tym wypadku o niezniszczalnej radości, której nie może nam zabrać ani choroba, ani nieszczęście.

W tęsknocie żyje coś z niezniszczalnej radości, obecnej w nas nieustannie.

BŁOGOSŁAWIONY FUNDAMENT DUSZY

Niektórzy uważają, że zadaniem psychologii jest trzymanie ludzi z dala od ich tęsknot i wprowadzenie ich w świat realny. Tera­peuta Klaus Renn proponuje inne rozwiązanie. W tęsknocie dostrze­ga drogę prowadzącą do pełni życia: „Jeśli w trakcie codziennych czynności w określony sposób idziesz za głosem tęsknoty, to podą­żasz tropem pełni swojego życia. Wiąże się TO ze źródłem twych sił. W głębokim, osobistym procesie rodzą się w tobie nowe wyobrażenia i obrazy twojej osoby, które są zbawiennym źródłem energii. Dusza tęskni po prostu za radością, wesołością, ochotą do..., prawdziwym smutkiem z powodu..., prawdziwym gniewem na... oraz za istotnym, głębokim sensem życia... A poza tym wszystkim czeka na ciebie w głębi radość - błogosławiony fundament duszy".

Jeśli tak, jak Klaus Renn, rozumiemy tęsknotę jako drogę pro­wadzącą do błogosławionego fundamentu duszy, wówczas oznaczać to będzie ucieczkę od rzeczywistości. Droga ta nie prowadzi bowiem do codzienności, lecz w poprzek niej. Świadomie akceptując codzien­ne czynności, odkrywamy tęsknotę, osadzoną za wszystkimi naszymi słowami, myślami i czynnościami. Uwalnia nas ona od koncentracji uwagi na rzeczach pierwszoplanowych i pozwala patrzeć głębiej we własną duszę. Poprzez tęsknotę dotykamy wewnętrznego źródła sił. Tęsknota prowadzi nas do naszej własnej głębi, do „fundamentu duszy" - jak powiedzieliby mistycy - gdzie napotykamy pragnienie radości i prawdziwych uczuć. Dusza tęskni za tym, co pierwotne, autentyczne, niespętane konwencjami i nie zniekształcone przez nasze i cudze oczekiwania.

W rzeczywistości jest to droga terapeutyczna, prowadząca do źródeł sił, tryskających na dnie naszej duszy. Najgłębszym źródłem, z którego czerpiemy, jest znajdująca się na dnie duszy radość. Stano wi ona błogosławiony fundament, oczekujący nas w naszej najskryt­szej głębi.

Nawet człowiek ogarnięty depresją może odczuwać tę tęsknotę i wybrać ją na swojego przewodnika. Nie powinniśmy przechodzić obojętnie obok własnej depresji, lecz nie wolno nam się w niej pogrą­żać. To właśnie nasz smutek wywołuje tęsknotę, która nas prowadzi w smutku ku owemu fundamentowi, gdzie oczekują nas: radość, pokój, miłość, żywotność i wolność.

Każde uczucie, gruntownie przez nas zbadane, styka nas z tęsk­notą za błogosławionym fundamentem. Każda emocja, świadomie zaakceptowana, wprawia nas w ruch. Gdy już pozwolimy się poru­szyć emocjom, docieramy do własnego gruntu, gdzie jesteśmy sobą, zjednoczeni z naszą istotą, z Bogiem, błogosławionym Fundamentem wszystkich radości.

NIE PRZECIĄŻAĆ

Uciekanie przed rzeczywistością życia i błądzenie w nierealnym świecie pragnień nie jest żadnym wyjściem. Tęsknota może nam pomóc zaakceptować własną rzeczywistość i jej nie wypierać. Kiedy odczuwamy tęsknotę za tym, co znajduje się poza wymiarem tego świata, za miejscem, leżącym poza granicami tego świata, wówczas możemy się pogodzić z często banalną rzeczywistością własnego życia, nie zmuszając się do zabarwiania jej ideologią ani mówienia o niej w pięknych słowach. Nie jesteśmy wówczas przynajmniej rozczarowani, kiedy drogi nam człowiek nie jest w stanie zaspokoić naszej tęsknoty za absolutną miłością. Nie przeciążamy swojego part­nera oczekiwaniami, jakich człowiek nie może spełnić. Ciągle spoty­kam się z tym, że ludzie oczekują od kochanej osoby, że ich wyleczy, zbawi, wyzwoli i nada ostateczny sens ich życiu. Są to oczekiwania, których żaden człowiek nie potrafi spełnić.

Tęsknota relatywizuje nasze oczekiwania w stosunku do innych, rozwija w nas umiejętność ludzkiego obchodzenia się z sobą i akcep­tacji drugiego człowieka takim, jaki jest. Nie jesteśmy wówczas zmu­szeni do robienia z niego absolutu i mylenia go z Bogiem, któremu nigdy nie dorówna.

IDENTYFIKACJA Z OBRAZEM SAMEGO SIEBIE

Podczas uroczystości osiemdziesiątej rocznicy urodzin Karla Rahnera w jego rodzinnej miejscowości, we Freiburgu, po zło­żeniu mu wszystkich oznak czci, jubilat wygłosił mowę dziękczynną, w której zacytował słowa duńskiego filozofa religii Sórena Kierkegarda: „Ten, kim jestem, z tęsknotą pozdrawia tego, kim mógłbym być". W słowach tego wielkiego teologa brzmi smutek, a przede wszystkim skromność. Wywarły one wielkie wrażenie na słuchaczach: człowiek osiemdziesięcioletni, mający za sobą niestrudzone życie, które przy­niosło obfite owoce, potrafił wyznać, że nie jest jeszcze tym, kim chciałby być, pokazując tym samym swoją wewnętrzną wielkość.

Wszyscy chyba doświadczamy rozdźwięku. Mamy własny obraz kogoś, kim pragnęlibyśmy być. I tęsknimy za tym, by ten obraz urzeczywistnić. Chcielibyśmy być spokojni, uprzejmi, opanowani, zdyscyplinowani, aktywni, wolni, otwarci i pełni miłości. Jednak z bólem stwierdzamy, że jesteśmy przeciętni, rozrywani między miło­ścią i nienawiścią, dyscypliną i brakiem zdyscyplinowania, uprzejmo­ścią i zrzędzeniem, aktywnością i ospałością. Chyba przez całe życie tęsknimy za tym, aby dorastać, dojrzewać, być ludźmi coraz bardziej zadowolonymi, zrównoważonymi i kochającymi.

Słowa Kierkegarda można wypowiadać z rezygnacją, lecz wów­czas tęsknota mogłaby się przekształcić we współczucie w stosunku do siebie, w którym moglibyśmy się utopić dlatego, że nigdy nie zdołamy być tacy, jakimi chcielibyśmy być. Tęsknota tego rodzaju nie przyniosłaby nam żadnych korzyści, byłaby ucieczką przed dokład­nym przyjrzeniem się prawdzie o sobie.

Słowa duńskiego filozofa poszukującego Boga można też rozu­mieć inaczej. Jeśli człowiek tęskni za tym, by być kimś, kim mógłby być, dosięga postaci widzianej oczyma duszy. Słowo tęsknota wywo­dzi się w języku niemieckim od cięciwy, która się rozciąga i napina, co otwiera nową perspektywę: tęsknota uczy człowieka, jak się duchowo rozwijać, aby stopniowo zrastał się z tym obrazem, jaki sobie i o sobie stworzył. Naturalnie człowiek musi ciągle weryfikować swój obraz, aby odpowiadał on jego istocie i nie był tylko iluzją, z pomocą której chce się uciec od własnej rzeczywistości.

ROZCZAROWANIA CZYNIĄ NAS CZUJNYMI

Rozczarowania są częścią naszego życia. Rozczarowuje nas własna rodzina, praca, rozczarowujemy samych siebie. Stworzyliśmy iluzje odnoszące się do nas i do innych ludzi. Zwiedliśmy samych siebie. Przyznanie się do tego jest bolesne. Wiele osób unika tej przykrej prawdy, lecz istnieje niebezpieczeństwo, że będą ciągle uciekać przed prawdą o sobie i nigdy nie zaznają spokoju. Jeśli stawimy czoła naszym tęsknotom, pogodzimy się z tym, że praca nie spełnia naszych oczekiwań. Będziemy w zgodzie ze sobą, z własnymi błędami i słabościami. Nie musimy przecież być samowystarczalnymi. Nasza tęsknota wybiega dalej. Najwspanialsza praca nie jest w stanie jej spełnić. Tęsknota relatywizuje wszystko, co czynimy. Uwalnia nas od zagorzałej pogoni za sukcesem i uznaniem oraz od presji, jaką zwykle wywieramy sami na sobie. Często spotykam się z ludźmi, którzy nie są sobą, lecz zajmują się innymi i tym, czego ci od nich oczekują. Myślą, że muszą spełnić wszystkie oczekiwania i dlatego wywierają presję na sobie. Tęsknota konfrontuje nas z naszą istotą. Gdy ją odczuwam, dotykam swego serca. Inni ludzie nie mają wówczas nade mną żadnej władzy. Dlatego tęsknota chroni mnie przed rezygnacją, odczuwaną zwykle wobec życiowych rozczarowań, które z kolei budzą moją tęsknotę.

Podczas wielu rozmów jasna stała się dla mnie jeszcze jedna kwestia: prawdziwa tęsknota pomaga człowiekowi lepiej sobie radzić z życiowymi rozczarowaniami. Tęsknota za tym, co prawdziwe, oraz za poznaniem tajemnicy życia rozniecana jest zarówno przez spełnienie, jak i rozczarowanie. Kiedy rozmawiam z przyjacielem, budzi się we mnie jednocześnie pragnienie całkowitego zrozumienia i zjednoczenia. Tęsknota pomaga mi przeżywać rozmowę w pełni i dać się jej porwać. Podczas wspaniałego urlopu tęsknię za absolutną wolnością i aktywnością. Tęsknota nie niszczy tego czasu, lecz pozwala mi doświadczać go w jego prawdziwym wymiarze i atrakcyjności. Nie obawiam się, że po urlopie znów wpadnę w dołek, ponieważ tęskno­ta, którą wzbudził urlop, pozostaje we mnie żywa i zobowiązująca. Tęsknota nie jest wrogiem spełnienia, lecz dopiero umożliwia mi doświadczanie pełni miłości, bezpieczeństwa, spotkania i szczęścia. Ponieważ zaś to, czego doświadczam, nie jest wszystkim, lecz dopiero zmierza do prawdziwej doskonałości, mogę cieszyć się tym, co mam - wolnością i spokojem ducha.

Nie muszę kurczowo trzymać na uwięzi pięknych chwil.

Mogę wyzwolić przeżycia.

Dotknęły one mojej istoty i wzbudziły tęsknotę.

Pozostaną w mojej pamięci.

GDY WSZYSTKIEGO JEST ZA DUŻO

Ciągle spotykam ludzi, którzy skarżą się na swoich bliźnich. A to mąż lub żona wykazuje za mało zrozumienia, a to koleżanka z pracy działa na nerwy lub rozczarowują mnie sąsiedzi, ponieważ są tacy przeciętni i banalni. Znam ludzi żyjących w społeczeństwie, któ­rzy gorzko się skarżą, że ich wspólnota ma ciasne horyzonty. Wszyst­ko, w co inwestują, aby wzajemne relacje stały się bardziej znośne, chybia celu. Dlatego są sfrustrowani i zgorzkniali.

Oczywiście powinniśmy popracować nad tworzeniem klimatu pełnego zrozumienia i życzliwości. Jednak czasami docieramy po prostu do granic swych możliwości. Problem polega wówczas na tym, czy poranię się o nie, czy też może dzięki nim umocnię swoje tęsknoty. Powinienem pogodzić się z ograniczeniami bez odczuwania rezygnacji, wiedząc, że utrzymują mnie przy życiu i pozwalają lepiej poznać moje tęsknoty, a tym samym zbliżają mnie do Boga.

Czasami człowiek może być rozczarowany swoją pracą, która jest nudna lub niszczy całą jego energię. Jest jałowa i bezsensowna, zaś człowiek czuje się stworzony do czegoś zupełnie innego. W takiej sytuacji mamy alternatywę: albo będziemy się żalić, że inni niszczą nasze szczęście, że sytuacja zawodowa uniemożliwia nam osiągnięcie spokoju ducha, albo świadomie zaakceptujemy rozczarowanie, pobu­dza ono bowiem tęsknotę za tym, by stawić mu czoła. Wówczas można spokojnie przyjrzeć się swojemu życiu, uwolnić się od własnych ocze­kiwań i pozbyć się obaw, że nasze oczekiwania nie zostaną spełnione. I niezależnie od tego, co się nam przytrafi, będziemy odczuwać nasze tęsknoty, będące częścią nas, naszą własnością, uwalniające nas od cia­snoty, do której często jesteśmy spychani przez codzienne konflikty. Tęsknoty uskrzydlają nasze dusze i nie pozwalają codziennym tarciom i rozczarowaniom na skrępowanie ich.

ŻYĆ CHWILĄ

Dietrich Bonhoeffer, działacz ruchu oporu i teolog, przebywając w więzieniu w Tegel, wiele rozmyślał o sensie życia i tajem­nicy człowieczeństwa. Musiał stawić czoła nagiej prawdzie o życiu, kiedy stracił wszystko - pracę, wolność i narzeczoną. Te wydarzenia doprowadziły go do wyrobienia sobie nowych poglądów, które do dziś są wyzwaniem i zarazem żyzną glebą dla teologii. W swoich zapiskach, opublikowanych pod tytułem „Opór i poddanie się", zanotował: „Ale czy w odróżnieniu od człowieka nieprzygotowane­go, istota mężczyzny nie polega na tym, że punkt ciężkości jego życia zawsze jest tam, gdzie się akurat znajduje, że tęsknota za spełnieniem jego pragnień nie jest w stanie go od nich odwieść, ażeby całkowicie był tym, kim jest?"

Dietrich Bonhoeffer rozmyśla o istocie człowieka i stwierdza, że zdaje się on na obecną chwilę z jej wyzwaniami. Tęsknoty nie powstrzymują go od brania udziału w tym, co nadejdzie, a więc nie odrywają go od jego codziennych działań. Przeciwnie - pozwalają mu żyć chwilą i być sobą oraz obstawać przy prawdzie i swej istocie.

Bonhoeffer z pewnością zna inną tęsknotę, która powstrzymuje człowieka od tego, czego w danym momencie się od niego żąda: jest to tęsknota za ucieczką od rzeczywistości. Byłoby to chorobliwe i infantylne, gdybyśmy chcieli uciekać od rzeczywistości, zamiast aktywnie ją kształtować. Zdrowa tęsknota prowadzi człowieka do miejsca, w którym akurat się znajduje i skłania do zajęcia się spra­wami, które uważa on za pilne i konieczne. W tęsknocie człowiek wykracza poza świat i daną chwilę, lecz nie po to, by wszystko zosta­wić za sobą, ale aby wychodząc z tej ważniejszej perspektywy, kształ­tować świat i ponosić za niego odpowiedzialność.

HARMONIA I NAPIĘCIE

Każdy z nas zna uczucie tęsknoty za harmonią. Konflikty są dla człowieka ciężarem. Niejeden nie może wytrzymać w atmosferze kłótni i waśni. Ludzie, którzy w dzieciństwie ciągle byli świadkami sporów między rodzicami, jako dorośli nie znoszą jakiejkolwiek kłótni, natychmiast bowiem przypominają sobie traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa. Boją się, że stracą grunt pod nogami. Dla takich ludzi konflikty są groźne. Aby jakoś przeżyć, jako dzieci zamykali się przed konfliktami i do tej pory żyją według tego wzorca. Sprawą zrozumiała jest ich tęsknota za harmonią, która pozwala im przeżyć. Jednak jeśli tacy ludzie, poranieni duchowo, nie pogodzą się z przykrymi wspomnieniami z czasu dzieciństwa, nieuchronnie będą wdawać się w groźne dla życia konflikty. Nie powinni jednak nadużywać swojej tęsknoty za unikaniem konfliktów. Tak, jak każda postawa, również tęsknota za harmonią zawiera w sobie element rozdźwięku. Może ona być bodźcem do tworzenia wokół siebie atmosfery zrozumienia i harmonii, ale może też prowadzić do unikania konfliktów i lekceważenia wszelkich problemów. W tym ostatnim przypadku rodzi się jedynie pozór harmonii.

Ludzie poszukujący harmonii powinni spożytkować tęsknotę za nią do pracy nad właściwym rozwiązywaniem konfliktów. Wówczas tęsknota stanie się błogosławieństwem nie tylko dla nich, ale i dla ich otoczenia.

Tęsknota za harmonią jest więc zjawiskiem ambiwalentnym. Może prowadzić do chęci ucieczki przed rzeczywistością, lecz może też stać się motorem napędowym, aby przyprowadzić do jednego stołu ludzi zwaśnionych, aby otwarcie rozmawiać o problemach i szukać sposobu na to, by osoby o różnych poglądach potrafiły otwarcie i szczerze odnosić się do siebie, nie ukrywając przeciwieństw.

Tęsknota za harmonią nie może jednak spowodować, że ludzie przestaną dostrzegać przeciwieństwa we własnej duszy. Wszyscy bowiem odczuwamy przeciwieństwo miłości i egoizmu, tęsknoty za ciszą i chęci pokazania się na zewnątrz, introwertyzmu i ekstrawertyzmu, szacunku wobec własnych uczuć i lekceważenia ciała, smutku i radości, zaufania i strachu, samotności i poczucia wspólnoty. Często są one tak silne, że niszczą człowieka. Mogą jednak również zrodzić doświadczenie wart­kiego życia. Bez napięcia nie istnieje bowiem żadna forma egzystencji. Problem polega na tym, aby przedwcześnie nie rozładować napięcia ani nie poświęcić tęsknoty za harmonią, lecz sprawić, by stała się owocna. Szukaj więc napięcia, które pozwoli płynąć w tobie życiu i miłości, aby od ciebie wzięło początek błogosławieństwo dla ludzi z twego otoczenia.

ZACIĄGNIĘTY HAMULEC RĘCZNY

Anthony de Mello, z wykształcenia psycholog i znawca duszy ludzkiej, dostrzega w tęsknocie pewne niebezpieczeństwo. Można bowiem tak silnie utożsamić się z tęsknotą, że człowiek będzie unikał życia, przygotowanego dla niego przez Boga. Zdrowa tęskno­ta pozwala człowiekowi zaakceptować własne życie, nawet z jego banalnością i przeciętnością. Istnieje jednak jeszcze inny rodzaj tęsk­noty, która nigdy nie jest zadowolona i ciągle pragnie więcej i więcej. De Mello powiedział na jej temat: „Wielu ludzi uważa, że gdyby nie odczuwali tęsknot, byliby niczym kawałek drewna. W rzeczywisto­ści jednak utraciliby jedynie wewnętrzne napięcie. Uwolnijcie się od swego strachu, że zawiedziecie, od konieczności odniesienia sukcesu, a wkrótce będziecie sobą - odprężycie się. Nie będziecie już jeździć z zaciągniętym hamulcem ręcznym".

Tęsknota, o której mówi de Mello, nie odwodzi człowieka od momentu, w którym dokonuje się to, co decydujące. Zamiast żyć teraźniejszością, niektórzy ludzie tęsknią za przyszłością i szukają w niej życia dla siebie. Jeśli jednak człowiek nie znajdzie w danym momencie tego, co jest treścią życia, nie znajdzie też tego w przyszłości.

MĄDROŚĆ TAGORESA

Moje oczy widziały wiele, lecz nie są zmęczone. Moje uszy wiele słyszały, lecz żądają jeszcze więcej". Słowa te pocho­dzą z ust Tagoresa, indyjskiego filozofa i pisarza, który wiele podróżo­wał, lecz podróże nie zmęczyły jego oczu, podziwiających piękno tego świata. Tagores z pewnością zachował pamięć o pięknie i tajemnicach natury. We wszystkim, co widział, dostrzegał piękno Stwórcy. Zaś z twarzy ludzi wyczytał ich doświadczenia i tęsknoty. We wspaniałych budowlach i kulturze odkrywał tajemnicę ludzkiego serca. Oczy czło­wieka, który potrafi patrzeć w ten sposób, że staje się jednością z tym, co widzi, który zapomina wówczas o sobie i widzi rzeczy niewidzial­ne, nigdy się nie męczą.

Czasami zatykamy uszy, aby nie słyszeć hałasu rozlegającego się dookoła nas albo mamy dość, kiedy ludzie opowiadają nam o swoich problemach. Nie chcemy niczego słyszeć. Tagores wiele się nasłuchał podczas swoich podróży. Słuchał ludzi, których spotykał na swej dro­dze i nigdy nie miał dość. Chciał usłyszeć jeszcze więcej. Czyżby był tylko ciekawy? Nie sądzę.

Są ludzie, którzy ciągle mogliby słuchać o skandalach, lecz takie słuchanie nie jest dobre. Ich uszy wywabiają z nas takie rzeczy, o jakich nie chcielibyśmy mówić. Tagores słuchał inaczej: w słuchaniu koncen­trował się na rzeczach nie do końca wypowiedzianych, na tym, co brzmi między wierszami w ludzkim głosie, na tęsknocie, jaką zdradza­ły ich słowa.

Kto potrafi tak słuchać, pragnie jeszcze więcej.

Słyszy tajemnicę życia.

Jest ona tak długa, że nigdy się nie skończy.

ZACHWYCIĆ SIĘ PIĘKNEM

Tęsknota pozwala kwitnąć wszystkim sprawom". Jakie doświadczenie kryje się za tymi słowami francuskiego pisa­rza Marcela Prousta? Człowiekowi tęskniącemu za miłością, o miło­ści przypomina róża, którą przyniósł ukochany. I już ta róża kwitnie dla człowieka inaczej. Potężne, rzucające się w oczy drzewo, budzi w nim tęsknotę za stałością, trwałością, zaufaniem do siebie samego i siłą. Tęsknota pozwala patrzeć na drzewo innymi oczyma.

Niedawno spędzałem urlop w Toskanii. Siedziałem na jakimś wzgórzu i spoglądałem na rozciągający się krajobraz. Nie mogłem się napatrzeć. Nie spoglądałem na góry bądź wioski. Po prostu siedzia­łem i patrzyłem. Czułem, że widok dobrze mi robi. Otaczająca mnie cisza napełniała moje serce. Poprzez patrzenie i słuchanie dotknąłem swojej tęsknoty za pięknem, pokojem, ojczyzną, bezkresem i byciem częścią świata.

Odczułem różnicę, że kiedy spoglądałem na krajobraz oczyma, które chciały wiedzieć, gdzie leży dana góra czy miasto, wówczas mia­łem ochotę się podnieść, gdyż zaspokoiłem swoją ciekawość, lecz kra­jobraz byłby wtedy dla mnie jak martwy. Gdy jednak dałem się zarazić jego pięknem i bezkresem, nabrał on w moich oczach nowej jakości. Zaczął kwitnąć, ja zaś odczuwałem ciszę, spełnienie i bezkres. Spogląda­nie na krajobraz sprawiało mi radość, dawało poczucie spokoju i szczę­ścia. Wsłuchiwałem się w ciszę, w której brzmiało to, czego nie słychać. Patrzyłem i patrzyłem, i nie mogłem się napatrzeć. Nie spoglądałem na poszczególne rzeczy, lecz na bezkres, na piękno, na to, co uspokajało, na tajemniczego czarodzieja, który wyłonił się z tego krajobrazu.

Wyobrażam sobie, że podobne doświadczenia kryją się za sło­wami Marcela Prousta. Gdy spoglądał on na świat oczyma tęsknoty, świat ten zaczynał kwitnąć pod jego powiekami.

OGIEŃ DUSZY

Henri Nouwen, holenderski teolog, czuł się duchowo spokrew­niony ze swoim rodakiem Vincentem van Goghiem. Czuł w sobie coś z rozdarcia tego wielkiego artysty, lecz jednocześnie pocią­gał go ogień zawarty w jego obrazach. Malarz ten wyraźnie bowiem powiedział o swoich dziełach: „Nie wolno pozwolić, aby zgasł ogień duszy, przeciwnie - trzeba go podsycać".

Vincent van Gogh był namiętnym poszukiwaczem Boga. Czuł się głęboko związany z ludźmi biednymi i zepchniętymi na margines. Marzył o tym, aby „wyrażać nadzieję poprzez gwiazdy, a tęsknotę duszy poprzez piękny zachód słońca". Nigdy nie pozwolił zgasnąć ogniowi, płonącemu w jego duszy, lecz wciąż na nowo go podsycał, nawet kiedy prowadziło go to na skraj zwątpienia. Za jego życia nikt nie chciał usiąść przy tym „piecu", aby się przy nim ogrzać. Za życia tego wielkie­go artysty jego bratu Theo udało się sprzedać jeden jedyny obraz. A dziś - jak uważa Henri Nouwen - wielu ludzi poświęca swój czas na ogląda­nie jego obrazów, ponieważ intuicyjnie czują w nich ogień, napełniający ciepłem ich zimne serca. I w ludziach tych znowu zaczyna płonąć żar, który zgasł w nich podczas ciągłej życiowej gonitwy.

Ogień, płonący w sercu van Gogha za jego życia, żarzy się nadal na jego obrazach. Tryskająca z nich „iskra" bierz swój początek w ludzkim cieple i żarze serca artysty. Człowiek noszący w sobie ogień jest w stanie rozpalić go w innych.

Kto dziś patrzy uważnie na obrazy van Gogha, bezpośrednio styka się z tęsknotą za miłością, za ową siłą, która była dla namięt­nego artysty bodźcem do malowania i pozwalała innym ludziom poprzez jego obrazy mieć udział w płonącym w nim ogniu.

CZARODZIEJSKIE SŁOWA

Śpi pieśń w rzeczach wszystkich,

Te zaś marzą wciąż i wciąż.

I świat cały rośnie pieśnią,

Czarodziejskie słowo w krąg".

Powyższa pieśń autorstwa Josepha von Eichendorffa stała się melodią rozpoznawczą epoki romantyzmu. Wykracza ona jednak poza czasy swego powstania i wiąże się nie tylko z poezją. Każdy, kto chce coś wyrazić przez wiersze, każdy pisarz, odczuwa tęsknotę za znalezieniem odpowiednich słów, które niczym klucz otwierają drzwi do tajemnic świata. Osobiście odczuwam ją podczas pisania. Cierpię, kiedy słowa nie są trafne, nie oddają tego, co mam w sercu i co chciałbym wyrazić. Pisanie jest walką o słowa, które poruszają serce człowieka i otwierają je na to, za czym w głębi tęskni. Można by pomyśleć, że poeta i pisarz powiedzieli już wszystko, co chcie­li. I ja również już dawno przekazałem, co jest w moim umyśle. Po co więc dalej pisać? Pisanie jest dążeniem do spotkania tajemnicy wszechrzeczy. Eichendorff wyraża swoją tęsknotę za znalezieniem właściwych słów w niedościgniony sposób. Uważa on, że właściwe słowa pozwalają światu śpiewać, we wszystkim bowiem jest uśpiona pieśń. Jest to pieśń tęsknoty za prawdziwym pięknem wszechrzeczy, za przenikającą wszystko miłością, za życiem, które płynie w stwo­rzeniu i ożywia mnie. Gdy znajdę czarodziejskie słowa, słowa klu­czowe, wówczas świat zaczyna śpiewać, rozbrzmiewając prawdziwą pieśnią pochwalną na cześć Tego, który stworzył ten świat i żyje we wszystkim, co istnieje. We wszystkim, co widzimy, tkwi ukryty Bóg. A więc każda walka o właściwe słowa odkrywa to, co zakryte przed naszymi oczyma, objawia to, co niewidoczne i wyraża to, co niewy­powiedziane.

Nawet jeśli wielu poetów zdołało otworzyć nam oczy na tajem­nicę wszechrzeczy, to i tak w każdej epoce potrzebni są nowi poeci, którzy obsypują nas czarodziejskimi słowami, abyśmy otwarli się na nieskończoną i nie dającą się zgłębić tajemnicę, obecną we wszyst­kim, co istnieje.

NIEBEZPIECZNE MARZENIA

Chyba wszyscy mieliśmy w dzieciństwie pragnienia dotyczące życia. Wielu dorosłych odrzuca marzenia z dzieciństwa i dostosowuje się do rzeczywistości. Lecz często ich życie jest wówczas tępe i puste. Ludzie ci funkcjonują, ale nie żyją. Marzenia są częścią życia. Bez marzeń, wykraczających poza czynności codziennego życia, tracimy żywotność i fantazję.

Marcel Proust powiedział: „Kiedy mała dawka marzeń staje się niebezpieczna, to lekiem na to nie może być ograniczenie marzeń, przeciwnie - powinniśmy marzyć więcej, ba, cały czas". Autor książki „W poszukiwaniu straconego czasu", jednej z największych powieści o wspomnieniach i tęsknocie, mówiąc o niebezpiecznych marzeniach, nie ma na myśli marzeń nocnych, którym jesteśmy poddani, lecz snute przez nas marzenia dzienne. Pisarz przyznaje, że marzenia są niebezpieczne. Destabilizują istniejące stosunki. Dlatego od dawien dawna tyrani nienawidzili ich, im większa bowiem tyrania, tym bardziej ludzie marzą o wolności i dzięki marzeniom czują się wolni. Tyran może decydować o zewnętrznej sytuacji ludzi, lecz nie ma wpływu na ich dusze, które w marzeniach o bezkresie i wolności tworzą przestrzeń dla siebie. W marzeniach uwidacznia się, że nasze dusze nie pozwalają zamknąć się w klatce: ani w klatce tyrana, ani w klatce codziennych obowiązków.

Marcel Proust daje nam radę, która wydaje się być paradoksalna. Radzi, byśmy marzyli przez cały czas. Czy nie brzmi to nierealnie? Czy nie jest to ucieczka w świat pozorów? Francuski powieściopisarz z pewnością nie ma na myśli tego, abyśmy uciekali w świat ułudy i w ten sposób unikali wyzwań, stawianych nam przez codzienne życie. Chodzi mu raczej o to, aby poprzez marzenia walczyć z tyranią tego, co się narzuca, i odebrać władzę powierzchownej aktywności. Istnieje coś więcej niż praca i zwykłe wegetowanie. Istnieje świat fantazji, w którym dotykamy możliwości własnych dusz oraz duchowego skarbu, jaki dał nam Bóg. Człowiek, który poprzez marzenia odkryje skarb duszy, potrafi się zająć banalny­mi czynnościami w ciągu dnia, samemu nie stając się banalnym. C. G. Jung, psycholog głębi i znawca ludzkiej duszy, powiedział raz, że ludzie chorują dziś z powodu banalności życia. Czują się tylko pracobiorcami lub pracodawcami, płatnikami podatków lub ren­cistami. Są niczym innym, jak tym, co mówią o nich statystyki. To powoduje, że dusza staje się chora.

W marzeniach natomiast może ona złapać oddech, może się przeciągnąć i rozwinąć skrzydła, co z kolei uzdrawia ciasne i ograniczone ciało, w którym żyje.

MARZENIA SĄ WAŻNE

Marzenia to najlepszy dowód na to, że nie siedzimy tak mocno we własnej skórze, jakby się mogło wydawać". Te słowa poety Friedricha Hebbela mówią o czymś, czego doświadcza­my każdej nocy. Nocne marzenia prowadzą nas do innego świata. Pokazują nam, że nasze życie jest bardziej kolorowe, niż przekonuje nas o tym codzienność. W marzeniach nie obowiązują prawa natu­ry. W nich zwierzęta przemieniają się w ludzi, siła dążenia przestaje działać i latamy. Nawet mężczyźni zachodzą w ciążę, a stare kobiety rodzą dzieci.

Marzenie uświadamia nie tylko to, co się dzieje z człowiekiem. Często ukazuje też kroki, jakie powinien on podjąć oraz tkwiące w nim możliwości. Człowiek marzący o dziecku wie, że chce się w nim narodzić coś nowego, że pragnie wejść w kontakt ze swoim prawdziwym ja.

W marzeniach świat staje się szerszy, w nich człowiek zanurza się w Boskim fundamencie, spogląda poza świat i zaczyna rozumieć jego tajemnice.

Istnieją jednak nie tylko marzenia nocne. Każdy człowiek ma swoje pragnienia dotyczące życia. Być może w dzieciństwie marzył o udanym życiu, o tym, że zmieni świat. Takie marzenia nie są wcale banialukami. Wielu dorosłych odrzuca marzenia o życiu i żyje codzien­nością. Lecz ich życie staje się przez to puste i powierzchowne.

Tylko od człowieka, który oddaje się marzeniom w odniesieniu do swego życia, może wypływać siła zdolna zmienić świat. Tylko człowiek mający marzenia może ten świat nieco poruszyć.

Człowiek to coś więcej niż kawałek mięsa, otoczonego skórą.

W człowieku żyją marzenia, które otwierają serca na oścież i mogą poruszyć świat.

PRAWDZIWE ŻYCIE

Wielu ludzi poszukuje kogoś, kto by im poradził, jaką drogą i w jaki sposób mają iść. Szukają przewodników duchowych, którzy mogliby im w tym pomóc. Nawet poeta może być towarzy­szem w ich drodze. Herman Hesse, uważany przez wielu czytelników za takiego przewodnika duchowego, sprzeciwia się podobnym ocze­kiwaniom: „Zadaniem poety nie jest wskazywanie dróg, lecz przede wszystkim wzbudzanie tęsknoty".

Podobny pogląd reprezentuje Paul Celan, żądając, aby poeta wypowiadał to, co niewyrażalne. Kryje się za tym relatywnie wyso­kie pojmowanie sztuki. Poeta, nazywając rzeczy nie dające się nazwać oraz ukazując niewidzialne, otwiera ludzkie serca na daleki horyzont nieskończoności. Według mnie najlepiej uwidacznia się to w powie­ści Hermana Hesse „Narcyz i Złotousty". Autor opisuje w niej tęsknotę Złotoustego za matką. Tęsknota jest dla niego bodźcem do poszukiwania ciągle nowych stosunków z kobietami. Dzieje się tak do momentu, kiedy - zmęczony tym - przybywa do klasztoru swego przyjaciela Narcyza. Tu podejmuje się wyrzeźbienia figury Madonny, wkładając w to dzieło swoją tęsknotę za utraconą matką.

Kiedy po raz pierwszy przeczytałem tę książkę, zrodziła się w moim sercu tęsknota za bezpieczeństwem, większa niż narzucają­ce się przede wszystkim pragnienie akceptacji ze strony drogich mi ludzi.

Również w czasie lektury „Wilka stepowego" doświadczyłem uczucia tęsknoty. Wprawdzie po przeczytaniu tej książki nie wiedzia­łem, co konkretnie miałbym zmienić w swoim życiu, lecz moje serce otwarło się na oścież i wszystko miało tam wolny wstęp. Me serce tęskniło za prawdziwym życiem, za ekstazą, za spokojem, za lekko­ścią muzyki Mozarta.

ZWIASTUNY I PRZECZUCIA

Pragnienia człowieka zawsze mówią coś o jego duszy. Są pragnie­nia życia w kraju szczęśliwości, które ukazują, że człowiek chciał­by wrócić do łona matki. Są również pragnienia całkiem konkretne, na przykład potrzeba przyjaźni, urlopu sprzyjającego wypoczynko­wi, zjedzenia dobrego obiadu czy lepszej atmosfery w pracy. Jeden człowiek pragnie wspiąć się na jakąś górę, inny szuka odprężenia w wodzie. Wszystkie pragnienia wyrywają nas ze stanu pasywności. Dzięki nim dotykamy własnych zdolności. Człowiek zadowolony z istniejącego stanu rzeczy nigdy nie odkryje swoich zdolności. Pra­gnienia pobudzają nasze talenty. Wyprowadzają nas poza wytyczone przez nas samych granice i ukazują, do czego jesteśmy zdolni. „Pra­gnienia są przeczuciem naszych zdolności, zwiastunem tego, czego moglibyśmy dokonać" (Johan Wolfgang Goethe).

PRAGNIENIA, KTÓRE TRWAJĄ

Istnieją pragnienia, które się spełniają. Gdy pragnę dostać na uro­dziny jakiś prezent, przypuszczalnie go otrzymam. Rainer Maria Rilke, zaliczany do poetów ludzkich sił duchowych, bardzo dużo rozmyślał o pragnieniach. W jednym ze swoich najpiękniejszych tekstów napisał:

„Pragnień nie można zaniechać.

Przypuszczam, że się nie spełnią,

lecz są pragnienia,

które trwają niezmiernie długo,

całe życie,

choć ich spełnienia

nigdy się nie doczekamy".

Pragnienia, które Rainer Maria Rilke ma na myśli, są większe od naszych codziennych, okazyjnych życzeń. Żaden prezent nie jest w stanie ich zaspokoić. Są to pragnienia wypływające z naszej tęsk­noty, wykraczające poza ten świat.

Niemieckie słowo oznaczające „pragnienie, życzenie", należy do rodziny wyrazu „wygrać" i w staroniemieckim języku literackim znaczyło: „dojść do czegoś, stworzyć, wygrać lub zdobyć dzięki wytężonej pracy albo w walce". Germanie byli z pewnością prze­konani, że człowiek jest w stanie sam spełnić swojego pragnienia, lecz wymaga to wysiłku lub walki. Korzenie indogermańskie, słu­żące temu słowu za podstawę, naprowadzają na jeszcze inny ślad: „krążyć wokół, dotykać, szukać lub dążyć do czegoś". Pierwotnie chodziło tu o poszukiwanie pożywienia. Jednak dla Germanów widocznie był to symbol poszukiwań duchowych. Należy ciągle wyruszać w drogę i szukać dalej. Nigdy człowiek nie znajdzie poży­wienia na całe życie. Dlatego musi ciągle szukać. Żaden prezent nie spełni wszystkich naszych pragnień, żaden sukces nie zadowoli nas ostatecznie.

Rainer Maria Rilke wzywa nas, abyśmy nie rezygnowali z pra­gnień. Chodzi mu przy tym o napięcie, które charakteryzuje nie spełnione, jak również nie dające się spełnić pragnienie, pragnienia bowiem utrzymują nas przy życiu.

Są wprawdzie ludzie, którzy są szczęśliwi, nie mając pragnień. Lecz istnieje niebezpieczeństwo, że zbyt szybko zadowolą się tym, co już zdołali osiągnąć.

Pragnienia, których spełnienia nie można wcale oczekiwać, wykraczają poza to, co najważniejsze. Zmierzają do prawdziwego szczęścia, którego nie doświadczymy w tym życiu, lecz dopiero w wieczności.

NIEMOŻLIWE STAJE SIĘ MOŻLIWYM

Poeci i humoryści postrzegają świat inaczej. Ukazują prawdę poprzez paradoks: „Spoglądasz na rzeczy i pytasz: dlaczego? Ja natomiast patrzę na rzeczy, które nie istnieją, i pytam: dlaczego nie?" W tych słowach wybitnego satyryka i znawcy ludzkiej natury Georga Bernarda Shawa uwidacznia się siła fantazji. Shaw poddaje rzeczywi­stość twórczej sile marzeń, ba, nawet utopii.

To już dużo, że nie bierzemy rzeczy takich, jakimi są, lecz pyta­my o to, dlaczego takie są. Zadawanie pytań pozwala nam lepiej te zjawiska rozumieć. Jednak Shaw jest poetą i widzi rzeczy, które nigdy nie istniały. W jego twórczości nie znajduje odbicia tylko rzeczywi­stość taka, jaka jest, lecz tworzy on raczej swój własny świat. Kiedy krytycy poddają ten świat w wątpliwość, poeta stawia pytanie zwrot­ne: A dlaczego nie? Dlaczego ma istnieć tylko ten świat, który widzi­my? Dlaczego nasze fantazje nie mają się urzeczywistnić? Dlaczego nasza tęsknota nie może być taka sama, jak nasz gniew i smutek? Człowiek potrafiący widzieć rzeczy, których nie ma w rzeczywistości, zmienia oblicze świata. Fantazja wyczarowująca rzeczy niemożliwe, przygotowuje drogę, na której niemożliwe staje się możliwym. Rze­czy wymyślone nie są zwykłym urojeniem. W obrazach, jakie tworzy nasz umysł, przeczuwamy świat, który wprawdzie nie istnieje, lecz może się urzeczywistnić. Powstające w nas obrazy są prawdziwe, nawet jeśli pozostają nieuchwytne. Obrazy zmieniają świat.

BLIŻEJ TEGO, CO NIEWIDZIALNE

W romantycznej poezji Friedricha von Hardenberga wszędzie możemy się natknąć na błękitny kwiat, który czyni widzialnymi rzeczy niewidzialne i symbolicznie wyraża to, czego nie można wyrazić. Poezja przekazuje to, co Novalis ubrał w następujące zdanie: „Jesteśmy bardziej bliscy rzeczom niewidzialnym, niż związani z widzialnymi". Za tymi słowami kryło się istotne doświadczenie egzystencjalne. Od śmierci narzeczonej młody Novalis czuł się bardziej związany z rzeczami niewidzialnymi, niż z widzialnymi. Poeta wędrował jako obcy po świecie, lecz na swej drodze doświadczał ciągle nieopisanej radości, kiedy objawiały mu się rzeczy niewidzialne i kiedy przed jego oczyma otwierało się niebo. Swój tragiczny los interpretuje on jako „profesję prowadzącą ku niewidzialnemu światu".

Ukochana poety nosiła imię Zofia. Stała się ona dla niego źródłem mądrości i mostem łączącym go z zaświatami, które były dla niego prawdziwą rzeczywistością. Jego wiersze porywają nas do tamtego świata, budząc tęsknotę za Bożą miłością, której tutaj nigdzie i nigdy nie doświadczymy. Wędrówki poety po świecie cechowało przeświadczenie: „Dokąd zdążasz człowieku? - Zawsze. do domu".

PRZEMIANA

Tęsknota to początek wszelkich przemian. Przemiana jest jednak czymś zupełnie innym niż zmiana. Zmiana to coś przeznaczone­go dla aktywisty, dla człowieka, który pracuje, coś planuje, zaś prze­miany się nie wykonuje, dokonuje się bowiem sama. Przemiana nie panuje nad rzeczami, nie chce wykrywać wad bądź na siłę ich unikać. Przemiana nie dokonuje się w hałasie, lecz z rozwagą i w ciszy, to bowiem, co rośnie, nie czyni hałasu.

Gdy człowiek ze spokojem akceptuje rzeczywistość i niczego nie wypiera, wówczas mogą dziać się cuda, o których opowiada wiele baśni. Wtedy bez naszego wkładu doświadczamy czegoś zbawien­nego, wyzwalającego, czegoś innego: żaba przemienia się w księcia, a Kopciuszek w księżniczkę, biedny młody człowiek w ciągu jednej nocy zdobywa niezmierzone bogactwa, niepozorna dziewczyna staje się cudownie piękną królową, a pocałunek księcia budzi ze snu Śpią­cą Królewnę, dając jej nowe życie i szczęście.

Baśnie nie dają recepty na życie. Niewykluczone są drogi okręż­ne i bezdroża. Nie ma żadnego programu czy mistrzowskiego planu. Nie możemy nic zrobić. Działa przez nas ktoś inny. Przemiana doko­nuje się poprzez spotkanie i miłość. Przemienia nas życzliwe spoj­rzenie drugiego człowieka. Napotykając miłość, stajemy się nowymi ludźmi. Drugi człowiek może wydobyć z nas miłość, która przedtem cicho w nas płynęła. Miłość budzi siłę odkrywania tajemnic o sobie.

Również w Biblii pełno jest podobnych historii: morze przemie­nia się w stały ląd, z twardej skały wypływa nagle woda, kamień staje się źródłem nowego życia, pustynia znienacka zakwita, krzew ciernio­wy staje się miejscem Bożej obecności, a człowiek w swej marności - odbiciem Boskiego majestatu. To nie my dokonujemy tych cudów, lecz Bóg. My musimy tylko iść śladami naszej tęsknoty, która prowadzi ku Niemu i oddaje nas w Jego ręce. Człowiek wyruszający w drogę ucisza swoje tęsknoty i doświadcza błogosławieństwa.

ZAPACH RZECZY

Każda rzecz ma swój własny zapach. Wąchając ją, przypominamy sobie o czymś, co niegdyś głęboko nas poruszyło. Węch jest zmy­słem mocno związanym z emocjami. Sam ciągle tego doświadczam: wąchając siano, myślę o urlopie, gdy czuję zapach mirry, przychodzą mi na myśl obchodzone w dzieciństwie święta Bożego Narodzenia i Trzech Króli. Czuję wówczas tajemnicę Boga, której doświadczałem w kościołach na górze Atos, przepełnionych zapachem mirry.

Już samo słowo „tęsknota" ma coś wspólnego z zapachem, mgiełką, powietrzem czy rosą. Greckie słowo oznaczające tęsknotę - epithymia - zawiera rdzeń thymós - „dym, zapach, wiatr". Nawet z doświadczenia wiemy, że tęsknota i zapach są częścią jednej całości. Człowiek, wchłaniając jakiś zapach, na przykład perfumy kobiety, w której jest zakochany, zaczyna odczuwać tęsknotę za tą kobietą lub za miłością, jaką do niej czuł. Jednak ani miłość, ani zapach nie są uchwytne. Rzeczy widoczne, których można dotknąć, ukazują nam coś, czego nie da się uchwycić. To doświadczenie zmysłowe otwiera serce człowieka i wyprowadza go poza konkretność.

Dym ognia wznosi się wysoko ku niebu. Patrząc na niego, przeczuwam bezkres i nieskończoność. Wówczas rodzi się we mnie tęsknota. Nawet autorzy biblijni znają to uczucie. Psalmista na przy­kład modli się: „Niech moja modlitwa będzie stale przed Tobą jak kadzidło" (Ps 141, 2). Dym kadzidła, wznoszący się ku niebu, jest niczym modlitwa, pociągająca mnie ku górze, ku Bogu. Dym staje się symbolem tęsknoty, prowadzącej mnie poza świat.

Krystian Morgenstern pisze: „Zapach rzeczy jest tęsknotą, którą one wzbudzają". Naturalnie nie mówi on tutaj o tęsknocie za Bogiem, lecz za rzeczami. Co więc ma na myśli? Zapach róży budzi w człowie­ku tęsknotę za różą. Lecz nie jest to tęsknota za jej posiadaniem, trzy­maniem w rękach czy niszczeniem, lecz za tym, co róża symbolizuje. Jest to tęsknota za pięknem, za miłością, czystością i doskonałością.

Tęsknota za rzeczą, której zapach akurat wąchamy, nie oznacza, że chcemy tę rzecz posiadać, lecz przeczuwamy, jakie obietnice się w niej kryją. Wszystko, co oferuje nam natura, jest symbolem ducha. Nie bez powodu Jezus mówił o swej istocie używając symboliki rzeczy: „Ja jestem krzewem winnym. Jestem bramą, chlebem życia, drogą, źró­dłem". Zapach rzeczy budzi w nas tęsknotę za tym, co objawia się nam we wszystkich rzeczach jako symbolach doskonałości i prawdziwego życia.

OTWARTE NIEBO

Mały Książę z cudownej opowieści Antoine de Saint-Exupery'ego nie tylko podziwia, lecz również kocha gwiazdy, one bowiem przypominają mu różę, którą kocha. Róża mieszka na planecie Księcia. Wprawdzie z Ziemi Książę nie może jej dojrzeć, lecz przypominają mu o niej gwiazdy, dlatego są dla niego piękne: „Gwiazdy są piękne, ponieważ przypominają o kwiatku, którego się nie widzi". Przypominając różę, mają udział w jej pięknie.

Od dawna gwiazdy pomagają ludziom odkrywać ich tęsknoty. Jako 10-letni chłopiec mieszkałem w internacie. Nasz kierownik opowiadał nam czasem o swej niewoli w Afryce. Należał do poko­lenia, które podczas wojny zebrało ważne doświadczenia. Kiedy więźniowie siedzieli w obozie i opowiadali o ojczyźnie, on śpiewał im pieśń: „Ojczyzno, twe gwiazdy", która doprowadzała zatwar­działych żołnierzy do łez. Gwiazdy przypominały o tym, że zawsze i wszędzie na tym świecie jesteśmy u siebie. Gwiazdy, które dostrze­gali na afrykańskim niebie, widziały też ich żony, dzieci i przyjaciele. Świeciły one również nad daleką ojczyzną, dlatego spojrzenie na nie przypominało o utraconym kraju. Niektórzy mogą uważać tę melo­dię za sentymentalną, lecz kiedy ów mężczyzna śpiewał nam - dzie­ciom - tę pieśń, też odczuwaliśmy ból i pragnienie, związane z myślą o dalekiej, a jednak bliskiej sercu ojczyźnie.

Tęskniąc za krajem i mając poczucie utraty ojczyzny, wyobra­żamy sobie pozytywne miejsce, w którym czujemy się rozumiani, do którego należymy; miejsce, w którym chętnie przebywaliśmy, dokąd pragniemy wrócić, za którym tęsknimy, w którym nadal chcemy żyć. Ojczyzna rozbrzmiewa w emocjonalnym patosie melodii, w słowach, próbujących pokonać rozłąkę z nią. Przeszłość i wytęskniona przy­szłość łączą się i stają jednością.

Romantycy mówili o „niebieskim kwiecie". Dla poety Novalisa błękitny kwiat jest ucieleśnieniem miłości, tęsknoty i opromienienia.

Błękit to kolor nieba i symbol wieczności. Błękit nieba, rozpościerającego się nad nami, przypomina o wieczności, oplatającej śmiertelne życie. Czasami niebo spowijają ciemne chmury. Pragniemy wówczas, aby się nad nami otwarło. Ta tęsknota mówi też o charakterze naszego życia. O obranym przez nas kierunku jako o celu wielkiej tęsknoty za domem, za prawdziwym miejscem, do którego zostaniemy ostatecznie przyjęci. Otwarte niebo kieruje nasze spojrzenie na przerastającą nas rzeczywistość, którą od dzieciństwa kojarzymy z niebem jako miejscem Bożej transcendencji. Gwiazdy wskazują nam błękitny kwiat naszej tęsknoty. Świecą na ciemnym niebie, dzięki czemu nabiera ono szczególnego blasku. Czujemy wówczas obecność Tego, który napełnia nasze życie swoim Boskim blaskiem.

STOLIK, KTÓRY NIGDY NIE JEST PUSTY

Ludzie siadają przy stole, aby coś zjeść i nacieszyć się wspólnotą. Po jedzeniu stół jest sprzątany. Czasami rozmowy toczą się dalej. Jednak w którymś momencie wstajemy od stołu i idziemy do pracy. Poeta Novalis mówi o „stole tęsknoty, który nigdy nie jest pusty". Nie porównuje tęsknoty do głodu, jak to czyni wielu ludzi, lecz do dania, którym możemy się pożywić. Tęsknota bowiem żywi nas i wzmacnia na drodze życia. Łączy tak, jak posiłek tworzy wspólnotę. Człowiek, który poprzez rozmowę dotyka tęsknoty drugiego człowieka, czuje się z nim w głębi serca związany. Tęsknota drugiego człowieka przypomina mu o własnej i otwiera jego serce. Wspólnota przy stole tęsknoty nie ma w sobie nic zniewalającego, lecz jest wyzwalająca. Otwiera niebo i poszerza horyzonty. W tęsknocie odczuwam drugiego człowieka, doświadczam jego bliskości bardziej niż w przypadku zgodności przekonań politycznych. Tęsknota zbliża mnie do serca drugiego człowieka. Odczuwając jego tęsknotę, odczuwam i przeczuwam otaczającą go tajemnicę. Tajemnica z kolei tworzy ojczyznę, dom, w którym żyje się we wspólnocie. Stół tęsknoty staje się domem tęsknoty, w którym mieszkamy i możemy się czuć, jak u siebie.

POKARM DLA DUSZY

Arthur Schnitzler powiedział: „To tęsknota, a nie spełnienie jej, żywi nasze dusze". Austriacki pisarz, wrażliwy psycholog i krytyczny obserwator „stanów duszy" społeczeństwa, nie tylko wie, co żywi nasze ciała, lecz zna również duchowe potrzeby człowieka. Naturalnie ten bywalec eleganckich towarzystw był człowiekiem ceniącym świąteczne posiłki i uczciwe życie, lecz wiedział też, że w żadnym przypadku to nie wystarczy. Dobre posiłki sycą, dają ciału siłę, zdrowie i przyjemność. Dusza jednak potrzebuje czegoś innego. Jezus mówi, że nie powinniśmy żyć tylko chlebem, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Boga (por. Mt 4,4). Zbawienne słowo może żywić duszę, a według Arthura Schnitzlera podobnie jest z tęsknotą.

Z duszą kojarzy się nam bezkres, wolność, żywotność i duchowość. Dusza pragnie oddychać. Tęsknota zaś jest niczym oddech duszy. Wykracza poza ciasnotę tego świata i dociera do swej natury. Oczywiście dla duszy ważne jest doświadczanie spełnienia. Dusza potrzebuje miejsca, w którym może wypocząć, doświadczać zjednoczenia ze wszystkim, co istnieje. Dusza jednak wykracza poza spełnienie. To właśnie tęsknota niesie ją dalej, gdyż jedność, jaką czasami odczuwa, nie jest trwała, lecz wciąż na nowo znika. Dusza doświadcza całkowitego zjednoczenia z Bogiem dopiero w chwili śmierci. Dopóki żyje na świecie, potrzebuje tęsknoty, która jest jej siłą napędową i motywuje do postępów na drodze duchowej. Tęsknota jest niczym chleb z nieba, który posila i wzmacnia duszę na drodze ziemskich upokorzeń, prowadzących ku niebu.

Przeżycia podobne do tych, które opisuje Arthur Schnitzler, ma też chyba Erich Maria Remarąue, kiedy mówi: „Spełnienie jest wrogiem tęsknoty". Człowiek tęskni za spełnieniem, lecz kiedy czuje się już spełniony, tęsknota usypia, a wraz z nią i dusza. Kiedy jednak nie chcemy zatrzymać spełnienia, lecz po prostu się nim cieszyć, wówczas budzi się w nas nowa tęsknota. W tym sensie spełnienie nie zawsze jest wrogiem tęsknoty. Chodzi bowiem o sposób, w jaki traktujemy spełnienie: czy wycofujemy się zadowoleni z istniejącego stanu rze­czy, czy też może pozwalamy poprowadzić się na nowe drogi.

NIESKOŃCZONY OBSZAR MORZA

Kto chce stworzyć wielkie dzieło, musi mieć duży talent organizacyjny. Jednak potrzebuje nie tylko tego i nie w pierwszym rzędzie. Poeta i lotnik, Antoine de Saint-Exupery mówi nawet, że najistotniejsze jest to, co wykracza poza konkretne dzieło: „Jeśli chcesz zbudować statek, nie zwołuj ludzi, aby ci przynieśli drzewo, przygotowali narzędzia, nie przydzielaj zadań i pracy, lecz wzbudź w nich tęsknotę za dalekim, bezkresnym morzem".

Brzmi to paradoksalnie, bo po człowieku, marzącym o dalekich morzach i noszącym w sobie tę tęsknotę, nie można się spodziewać, że będzie ciężko pracował. A jednak w słowach tego francuskiego pisarza zawarta jest głęboka prawda. Człowiek, który wie, czym jest statek, zbuduje okręt podobny do wielu innych, wykona plan budowy i będzie go dokładnie realizował. Jednak tylko człowiek żyjący tęsknotą za dalekimi morzami wie, czym statek może być. Tęsknota ukazuje mu okręt, który pozwoli mu spełnić marzenia. Tylko statek budowany na bazie tęsknoty oddycha bezkresem morza.

Wszyscy chyba zdają sobie sprawę z tego, że artysta potrzebuje tęsknoty, aby twórczo pracować, dzieło sztuki bowiem wykracza poza wytyczone cele. Artysta może oddać się swojej fantazji i kreatywności. Statek natomiast służy określonym celom, musi być funkcjonalny i płynąć, zachowując przy tym czujność wobec zagrożeń, jakie pojawiają się na morzu. A jednak Saint-Exupery uważa, że nawet przedmioty, z których korzystamy w życiu codziennym, potrzebują tęsknoty. Wielu wynalazców, przed zabraniem się do dzieła, słuchało najpierw swojej tęsknoty. Wielcy ludzie zdawali sobie sprawę, za czym tęsknią inni, a potem tworzyli coś, co przynajmniej przemawiało do ich tęsknoty, choć jej nie zaspokajało.

Należałoby w tym miejscu wziąć pod uwagę reklamy telewizyjne, żeby stwierdzić, iż wykorzystują one nasze tęsknoty. Proszek do prania usuwa cały brud, perfumy pachną uwodzicielsko, a samochód

pozwala upajać się wolnością. Przemysł twierdzi, że jest w stanie zaspokoić nasze pragnienia, lecz w imię własnych interesów musi poruszać ludzkie tęsknoty. Dopiero wówczas będzie mógł tak reklamować swoje produkty, że dotkną one serca człowieka.

KU NOWEJ WOLNOŚCI

Człowiek wrażliwy nie cierpi z takiego czy innego powodu, lecz z samotności, nic na świecie bowiem nie jest w stanie zaspokoić jego tęsknoty". Słowa te wypowiedział Jean-Paul Sartre, człowiek często radykalny w kwestiach polityki, który przez całe życie zabierał głos w bardzo konkretnych sprawach, namiętnie piętnował wykroczenia przeciwko prawom człowieka i głośno protestował przeciwko bezprawiu. Według tego francuskiego filozofa i pisarza związanego z egzystencjalizmem największe cierpienie nie polega na krzywdach i rozczarowaniach, niesionych przez życie. Dla niego człowiek jest z natury istotą cierpiącą, ponieważ nic na świecie nie jest w stanie zaspokoić jego tęsknoty.

Niemożność zaspokojenia tęsknoty jest częścią istoty człowieka i niejako podstawą jego egzystencji. We wszystkim, co powoduje nasze cierpienia - w braku miłości, niezrozumieniu, samotności, odrzuceniu, inwektywach i krzywdach, doznawanych od tych, od których oczekiwaliśmy troski i bezpieczeństwa - we wszystkim wyraża się podstawowe cierpienie, polegające na tym, że nasza tęsknota za miłością, poczuciem wspólnoty, akceptacją, byciem mile widzianym, zdrowiem i witalnością, nie może być zaspokojona.

Poglądy Jeana-Paula Sartre'a są, moim zdaniem, nacechowane czymś innym, a mianowicie tym, że każde cierpienie przypomina mi o tym, że świat nie jest w stanie zaspokoić mojej tęsknoty.

Jeśli człowiek w ten sposób postrzega swoje cierpienie, stanie się ono bardziej znośne. Przestanie się on koncentrować na współczuciu sobie i lamentowaniu nad sobą. Według mnie, cierpienie relatywizuje się, nabiera nowego znaczenia, pod warunkiem, że człowiek pozwala się prowadzić poza świat ku Bogu, który jako jedyny może zaspokoić jego tęsknotę.

Każde cierpienie przypomina mi o mojej tęsknocie.

Tęsknota przemienia moje cierpienie, to zaś otwiera moje życie na nową wolność.

JĘZYK PRZEMIANY

Bengt Holmqvist, szwedzki krytyk literacki i najbliższy przyjaciel Nelly Sachs, napisał przedmowę do dzieła żydowskiej poetki i laureatki Nagrody Nobla i zatytułował swój tekst „Język tęsknoty". Tęsknota jest według niego kluczem do zrozumienia wspomnianej poezji; pojęciem, które pojawia się w wielu wierszach autorki. To słowo zyskało swoje prawdziwe znaczenie w mistyce. Tacy mistycy jak Jakub Bóhme są przekonani, że we wszystkich istotach żyje głęboka tęsknota za tym, aby zjednoczyć się z Bogiem. Romantyzm był epoką tęsknoty. Jednak w ostatnim stuleciu pojęcie tęsknoty straciło swoje głębsze, właściwe znaczenie, a zyskało negatywny posmak odwrócenia się od rzeczywistości i ucieczki od niej. Od tej pory poeci unikali tego słowa. Jednak Nelly Sachs miała odwagę nadal mówić o tęsknocie. Tak zwraca się do anioła proszących:

„Błogosław piach,

pozwól mu rozumieć język tęsknoty,

z niej będzie powstawać niczym z ręki dziecka to, co nowe,

ciągle nowe!"

Język tęsknoty to język przemiany. Nelly Sachs dostrzega we wszystkich dziełach tęsknotę za czymś nowym i autentycznym, za tym, co pierwotne. Nawet piasek jest w stanie zrozumieć język tęsknoty, nawet bowiem z niego Bóg może stworzyć coś nowego, swój świat, taki, jaki sobie wyobraża.

Według Nelly Sachs przedmioty codziennego użytku, takie jak kuchenka gazowa czy kołyska, są „odpadami tęsknoty". Nawet w nich zawiera się tęsknota za tym, co naprawdę mamy na myśli. Kuchenka wyraża tęsknotę za ciepłem, ojczyzną i wspólnotą. Kołyska, w której kołyszemy dziecko, każe myśleć o poczuciu bezpieczeństwa, płynącym od matki. W tym przypadku nie mamy na myśli ruchu wstecz bądź ucieczki w przeszłość, przeciwnie - kołyska przypomina o tęsknocie za tym, aby tutaj i teraz czuć się bezpiecznie w Bogu i w pełni doświad­czyć kiedyś tego, czego nieświadomie pragnęliśmy w dzieciństwie, a mianowicie, aby być kochanym bez zastrzeżeń, czuć się bezpiecznym i móc się kołysać w lekkości bytu.

NAJCIEMNIEJSZA Z NOCY

W rozmowach na temat tęsknoty często pojawia się zarzut, że tęsknota ma w sobie coś chorobliwego, że skłania do myśli o śmierci, że jest ucieczką od rzeczywistości. Z pewnością jest to usprawiedliwiony zarzut. Istnieje bowiem chorobliwa tęsknota za śmiercią. Człowiek, któremu życie nie przynosi tego, czego on ocze­kuje, tęskni za śmiercią albo ucieka w inny świat, nie potrafiąc znieść
rzeczywistości. Nawet jeśli ktoś nazwie to uczucie romantyczną tęsknotą, to taka postawa nie zmieni jego życia. Pozostanie ono cha­otyczne i niejasne. Kiedy tęsknota stanie się ucieczką od rzeczywistości, wówczas rozchorujemy się. Najważniejszym kryterium zdrowej tęsknoty jest to, aby brała początek w rzeczywistości i umożliwiała człowiekowi przetrwanie jej z większą dawką duchowej wolności i spokoju.

Musimy jednak spojrzeć prawdzie w oczy. Statystyki wykazują, że w Europie Zachodniej wśród osób w wieku od 15 do 20 lat samo­bójstwo jest drugą z kolei przyczyną śmierci. Zatrważająca liczba młodych ludzi odczuwa pragnienie zerwania z życiem. Osobiście myślę zwłaszcza o młodych, którzy nie mogą odnaleźć sensu istnie­nia, poddają się iluzjom oraz idealizacjom. Przyczyna takich postaw tkwi w tym, że oczekiwanie na szczęście wśród ludzi z tej grupy wie­kowej jest szczególnie duże oraz że nie potrafią oni zaakceptować rzeczywistości takiej, jaką ona jest. Obecnie wszyscy dążymy do tego, aby być „najlepszym" i robić wszystko „najlepiej".

Co można zrobić z młodymi, nad którymi wisi groźba samo­bójstwa? Należy doprowadzić do tego, aby ludzie, żyjący często tylko swym intelektem, zasmakowali prawdziwego życia i zaczęli czuć, oddychać, widzieć, słuchać, poruszać się... Nie ma jak praca w ogródku i ustalony harmonogram dnia! To jest sposób! Jeśli zaś pragnienie śmierci opiera się na duchowym zwątpieniu, należy takie­mu człowiekowi pokazać inną drogę, uświadomić mu, że Bóg jest Miłością i chce każdemu pomóc. Nawet pośród najczarniejszej nocy, nocy tęsknoty za śmiercią, może zaświecić światło.

Oczywiście pozostaje jeszcze rzeczywistość nocy metafizycz­nej, misterium zła oraz tęsknota za wyjaśnieniem niejasnych pytań, na 'które nie potrafi udzielić odpowiedzi żadna psychologia. Ciosy, godzące w nas lub zadawane innym, nie wyjaśniają wszystkiego: Dlaczego ludzie się nawzajem nienawidzą? Dlaczego jest tyle prze­mocy i zniszczenia? Dlaczego istnieje niesprawiedliwość i nędza?... Możemy tylko stwierdzić, że zło istnieje, i obserwować, jak niektórzy sobie z nim radzą. „Corruptio optimi pessima". - Najgorszą korup­cją jest korupcja najlepszych. To samo mówi Biblia o Lucyferze: był aniołem światłości - dopóki żył z Bogiem, lecz jak tylko się od Niego odwrócił, stał się aniołem ciemności. Pozostaje nam więc tęsknota za zbawieniem.

ZAPALENIE ŚWIATŁA

Dziś wiele osób doświadcza duchowej nocy. Jest ona jednak tylko częścią rzeczywistości. Widzę to u ludzi, przychodzących na moje wykłady i seminaria. Niektórzy mają problemy dotyczące rela­cji z otoczeniem, inni są chorzy fizycznie lub psychicznie; inni znowu boją się i czują się tak bardzo napiętnowani przez wrogi im świat, że nie potrafią znaleźć sobie miejsca. Osobiście nie wierzę w całkowitą noc. W nas wszystkich kryje się tęsknota, dążenie do światła. To, że ci ludzie jakoś funkcjonują, bierze się stąd, że mają jeszcze słabą nadzie­ję, nawet jeśli obawiają się, że zupełnie ogarną ich ciemności.

Wydaje mi się, że obecnie wielu ludzi szczególnie silnie odczuwa tęsknotę za oświeceniem, a tym samym za żywotnością, uwolnieniem od strachu i stawieniem czoła rzeczywistości. Wielu uporczywie szuka światła, nawet o tym nie wiedząc. Podczas wykładów bądź rozmów czuję się szczęśliwy, widząc, że z czasem twarze ludzi rozjaśniają się. Z praktyki terapeutycznej oraz doświadczeń w kierownictwie ducho­wym wiem, że człowiek cierpiący na depresję zaczyna zdrowieć, kiedy tylko napotyka na swej drodze światło.

Człowiek, zapalający światło i pojmujący sens swego życia, zostaje pozbawiony strachu, przepędza iluzje i tym samym ubogaca swe życie. W tym kontekście logiczne jest to, że w czasach pierwszych chrześcijan chrzest nazywano „oświeceniem". Człowiek oświecony jest człowiekiem żywym. Symbolika chrześcijańska nie na darmo mówi o świetle wiary. Również wieczorna pieśń mnichów odwołuje się do tego symbolu: podczas śpiewania komplety zapalane są świece, abyśmy nie zostali pochłonięci przez ciemności nocy.

W CIEMNOŚCIACH NASZEJ DUSZY

W powieści Hólderlina pt. „Hyperion" bohater pisze do swojego przyjaciela Bellarmina list o głębokim przeżyciu, które najprawdopodobniej przytrafiło się samemu autorowi: było to deprymujące doświadczenie nocne: „Jest martwota, zapomnienie wszelkiego bytu, kiedy czujemy się tak, jakbyśmy wszystko stracili; noc duszy, podczas której nie zaświecą nam gwiazdy ani nic innego".

Każdy człowiek doświadczył w życiu ciemności. Noc, którą ma na myśli Hólderlin, w dosłownym sensie oznacza zaciemnienie i jest spotkaniem z przeczuciem zagłady, atrofią wartości, depresją, rozpaczą i samotnością. Tęsknimy za światłem w sytuacjach, w których nie widzimy żadnego wyjścia. Doświadczenie nocy w negatywnym sensie pozostaje, lecz to nie wszystko.

Rozróżniam noc i cień. Cienie, dręczące człowieka, i ciemne strony, które widzimy w nas i z powodu których cierpimy, to nie wszystko. Cienie są częścią ludzkiej natury, nad którą człowiek nie potrafi zapanować i z którą musi się pogodzić. Nie powinniśmy nawet wypierać się nienawiści, należącej do ciemnych stron człowieka, ponieważ opiera się to na niszczeniu. Nienawiść można też postrzegać jako cień miłości. Nie będzie miała mocy niszczycielskiej, jeśli nauczymy się ją kontrolować i rozumieć. Nasze cienie znajdują usprawiedliwienie, dlatego niebezpiecznie jest oddzielać je od nas.

Ze swoimi cieniami można się pojednać. Dzieje się to wtedy, gdy rozpoznajemy, że ich byt jest usprawiedliwiony, że same w sobie nie są złe. Jeśli człowiek chce bezpośrednio z nimi walczyć, podejmuje ryzyko nadmiernego wysiłku, siły bowiem, biorące udział w walce, są mocniejsze od niego. Musimy włączyć cienie do naszego życia, poskromić je, rozmawiać z nimi: Jak długo cień przebywa ze mną? Dlaczego? Należy sobie wówczas zawsze mówić, że nawet z ciemnymi stronami, zawiścią i surowością jestem pod opieką Boga.

POGOŃ CZY REZYGNACJA?

Ludzie często są sfrustrowani, kiedy stwierdzają, że ich najgłębsze tęsknoty nie zanikają. Ludzie ci żenią się lub wychodzą za mąż, lecz marzą o nowym partnerze. Przeprowadzają się do jakiejś pięknej miejscowości, a wkrótce marzą o tym, by być gdzie indziej. Kochają swe dzieci, lecz myślą o tym, że z idealnymi dziećmi, o których niegdyś marzyli, byliby bliżej związani. Mają pieniądze, odnieśli sukces zawodowy, zbudowali dom, zdobyli wszystko, o czym marzyli, lecz im to nie wystarcza, aby poskromić swoje tęsknoty, które nieustannie noszą w sercu".

Powyższe doświadczenia Thomasa Moore'a, mnicha, terapeuty i docenta, brzmią dziwnie znajomo. Tęsknota za miłością popycha nas do ślubu z ukochanym człowiekiem. Jednak już po jakimś czasie zauważamy, że małżeństwo nie jest w stanie zaspokoić naszych pragnień. Wówczas tęsknimy za bardziej fascynującą kobietą bądź za bardziej witalnym mężczyzną. Jednak ci też nie byliby w stanie ukoić naszej tęsknoty.

Możemy albo się poddać, albo pogodzić się z tym, że życie nie daje tego, czego pragniemy. Inaczej będziemy wciąż szukać nowych partnerów. Jest jednak możliwość poradzenia sobie z tym dylematem. Polega ona na tym, aby do Boga skierować swoją tęsknotę, jaką budzi w nas miłość.

Thomas Moore dostrzega ścisły związek naszej seksualności z tęsknotą: „Nasze głębokie ludzkie pragnienia seksualne mogą zostać spełnione, kiedy odkryjemy, że ukochany, którego poszukujemy, ma Boską naturę i nie można go znaleźć". Tęsknota i seksualność nie są przeciwieństwami. Tęsknota nie jest namiastką seksualności, lecz nadaje jej dopiero głębię i sprawia, że traktujemy seksualność w ten sposób, żeby ukazywała nam prawdziwą tajemnicę życia, czyli wymiar Boży. Thomas Moore posuwa się do tego, że nazywa łóżko klęcznikiem do spania, „miejscem fizycznej modlitwy, inspirowanej przez tęsknotę i przepojonej radością. Żaden ołtarz nie jest bardziej święty". Moore ma na myśli to, że tylko wtedy, gdy nasza seksual­ność zdobędzie cechy świętości, nie rozczaruje nas, lecz utrzyma przy życiu na drodze prowadzącej do Boga.

JEDNOŚĆ I PROSTOTA

Podstawowa tęsknota człowieka dotyczy jedności i zjednocze­nia. Zespolenie w akcie seksualnym jest rodzajem zjedno­czenia, którego dzisiejszy człowiek doświadcza najintensywniej i za którym tęskni. Wówczas udaje mu się czasami zapomnieć o sobie i całkowicie zjednoczyć się z ukochanym człowiekiem. Verena Kast, psycholog, uważa, że tęsknota za zespoleniem z drugą osobą jest tęsknotą za własną integracją, za pierwotną całością. Tęsknotę za jednością i zjednoczeniem opisał grecki filozof Platon w poruszają­cym obrazie, micie o człowieku - kuli. Człowiek był pierwotnie kulą, okrągłą całością. Po tym, jak kula rozpadła się na połowy, człowiek tęskni za pierwotnym kształtem.

Innym obrazem jest przypowieść o jaskini. Dusza pochodzi z boskiej sfery, a została wygnana na ziemię do jaskini ciała. Widzi tylko cienie, które światło rzuca na ścianę jaskini, i tęskni, by znaleźć się z powrotem w ojczyźnie, gdzie może być sobą, nie będąc upośle­dzona przez ciało. Filozofowie greccy ciągle zajmowali się tematem tęsknoty za jednością i rozwijali go - „To Hen".

Tęsknota za jednością i zjednoczeniem została podjęta przez chrześcijańską mistykę jedności, a wcześniej zajmowali się nią greccy ojcowie Kościoła: Grzegorz z Nyssy i Dionizy Areopagita. Mistyk dąży do zjednoczenia z Bogiem. Kto pozostaje w jedności z Bogiem, ten jest zjednoczony także ze sobą i z całym stworzeniem. Jest pogodzony z własnym życiem, ze wszystkim, co istnieje. W takich momentach jego tęsknota doznaje zaspokojenia. Jednak to przeżycie trwa tylko chwilę, a potem człowiek cierpi z powodu swego rozdar­cia, izolacji i samotności. A tęsknota znowu odżywa.

RAJ

Nienawidzę samotności, jak Adam, tęskniący i błądzący samot­nie po ziemskim raju". Słowa te pochodzą z ust Giocondy Belli, poetki wywodzącej się z Ameryki Łacińskiej. Uważa ona Adama za człowieka samotnego. Bóg stworzył go i osadził w raju, lecz to mu nie wystarczało. Czuł się samotny. Bóg współczuł mu i z jego żebra ulepił Ewę. Adam zyskał w niej towarzyszkę: „Ta dopiero jest kością z mojej kości i ciałem z mego ciała!" (Rdz 2,23). Adam nazwał wszyst­kie stworzenia po imieniu i panował nad nimi. Jednak wszelka władza i piękno świata nie wystarczały mu. Odczuwał głęboką tęsknotę za dopełnieniem. Mężczyzna tęskni za kobietą, gdyż bez niej czuje się niekompletny.

Gioconda Belli z pewnością zna ten rodzaj samotności. Na zewnątrz człowiek może nic nie okazywać, lecz bez przyjaciela lub przyjaciółki błądzi po świecie samotnie i pełen tęsknoty. Tęsknota za kobietą jest czasami tak silna, że człowiek uważa siebie za błądzącego samotnika. Można robić, co się chce. Ani sukcesy, ani majątek nie mogą mierzyć się ze spełnieniem, jakiego mężczyzna doświadcza dzię­ki kobiecie, a kobieta dzięki mężczyźnie. Jednak gdy tylko tęsknota zostanie zaspokojona, oboje stwierdzają, że miłość budzi nowe tęsk­noty, których drugi człowiek nigdy nie będzie w stanie zaspokoić.

Nocą, kiedy wracam z wykładów do domu, włączam czasami radio, aby nie zasnąć i szukam stacji z muzyką klasyczną, która o tej porze najczęściej nie jest emitowana. Nie pozostaje mi wówczas nic innego, jak słuchanie przebojów, rozbrzmiewających w większości stacji. Piosenkarze śpiewają najczęściej o miłości, lecz jednocześnie o bólu, jaki zadaje miłość, o nieugaszonej tęsknocie za absolutną miłością i poczuciem bezpieczeństwa, za zespoleniem z drugim czło­wiekiem bez obaw, że się zostanie porzuconym. Artyści zdają sobie sprawę, że tęsknota za miłością jest tęsknotą w człowieku najsilniej­szą. Adam sądził, że dzięki Ewie jego życie naprawdę stanie się rajem.

Ale już wkrótce oboje zostali stamtąd wygnani. Poznali, że ich egzy­stencja będzie ciężka oraz że są tylko prochem i w proch się obrócą (Rdz 3,19). A tęsknota żyje nadal.

SKRĘCA MNIE I PALI

Kto zna tęsknotę, ten zrozumie,

Jak cierpię biedna!

Wokoło radość ludzi w tłumie,

Smutna ja jedna...

Oczyma się przez błękit łamię

I łzy mnie pieką;

Ach, ten, kto kocha mię i zna mię

Jakże daleko!

Piersi me płoną, we krwi szumie

Gnę się bezwiedna -

Kto zna tęsknotę, ten zrozumie,

Jak cierpię biedna".

Powyższy wiersz należy do najbardziej znanych tekstów literatury niemieckiej. Goethe porusza w nim temat tęsknoty człowieka, cierpiącego z powodu rozstania z kimś, kogo kocha. Człowiek ten spogląda co chwila ku niebu, aż z tego patrzenia zaczyna mu się kręcić w głowie i palić go we wnętrzu. Goethe opisując stan takiego człowieka, szuka poczucia wspólnoty z czytelnikiem.

„Kto zna tęsknotę, ten zrozumie, jak cierpię biedna!" Oczywiście, odczuwanie tęsknoty jest warunkiem zrozumienia zakochanych, którzy zostali rozłączeni, którzy kochają nieodwzajemnioną miłością i często napotykają w niej na nieporozumienia, kwestionujące miłość.

Goethe nie mówi nic o tym, że każdy musi mieć takie same prze­życia, aby zrozumieć zakochanego oraz jego cierpienia. Wystarcza tęsknota. Dzięki niej człowiek wie, czym jest miłość i zna cierpienia tych, którzy czują się osamotnieni w miłości oraz są pełni zwątpienia, czy ich miłość zostanie odwzajemniona.

Tęsknota zbliża mnie do cierpiącego człowieka.

Kiedy ją odczuwam, cierpię z powodu rozdarcia pomiędzy pra­gnieniem a spełnieniem.

Dzięki tęsknocie rozumiem wszystkich ludzi, cierpiących z powo­du niezaspokojonych tęsknot, co jest nieuchronnie związane z każdą miłością.

NIESKOŃCZONA PEŁNIA MIŁOŚCI

Młody poeta Friedrich von Hardenberg nadał sobie pseudonim Novalis (ktoś, kto orze pługiem nową ziemię). Twórczość tego wcześnie zmarłego poety romantycznego i wynalazcy „błękitnego kwiatka" lśni niepowtarzalnym blaskiem. W wieku 25 lat poeta stracił narzeczoną i odizolował się od świata, tęskniąc za tym, aby podążyć śladami ukochanej. Jego poezję cechuje tęsknota za innym światem.

Novalis zaprasza swoich czytelników do stołu tęsknoty. Przy nim doświadczają oni niekończącej się pełni miłości, która nadaje naszemu życiu jego prawdziwy blask. Kto skosztował tej miłości, pozostawia za sobą pracę, majątek i zasiada do stołu tęsknoty.

Kto czyta wiersze i fragmenty poematów tego autora, zajmuje miejsce przy stole tęsknoty, aby mieć udział w jego pragnieniu miłości, która nas oczarowuje i prowadzi do królestwa niekończącego się szczęścia.

Tęsknota za taką miłością brzmi w wielu tekstach Novalisa. O baśniach mówi on w następujący sposób: „Wszystkie baśnie są tylko marzeniami o naszym ojczyźnianym świecie, który jest wszędzie i nigdzie". Świat ojczyźniany to świat miłości. W każdej ludzkiej miłości świeci miłość Boża. Ojczyzna zaś jest tylko tam, gdzie Boża miłość jaśnieje w miłości ludzkiej.

Czytając baśnie marzymy o tym ojczyźnianym świecie, który jest wszędzie i nigdzie. Jest tam, gdzie my jesteśmy. Nasze życie staje się ojczyzną, kiedy czytamy baśnie, lecz jednocześnie nigdzie nie ma dla nas ojczyzny, nie możemy jej zatrzymać, gdyż wymyka się nam z rąk.

Novalis był nie tylko poetą, lecz również filozofem, rozmyślającym na wiele tematów. „Filozofia jest prawdziwą tęsknotą za domem, pragnieniem, aby wszędzie czuć się, jak w domu", mówi poeta. Podobnie, jak poezja, filozofia jest również pełna tęsknoty za ojczyzną. Novalis nazywa ją pragnieniem, aby wszędzie czuć się, jak w domu.

Kiedy człowiek rozmyśla o świecie i odkrywa w myślach rzeczy istotne, wówczas wszędzie czuje się, jak w domu.

Ojczyzna powstaje tam, gdzie w myślach rodzi się tajemnica, tylko bowiem tam, gdzie mieszka tajemnica, można czuć się, jak u siebie

GŁÓD MIŁOŚCI

Goethe dostrzega związek między miłością a tęsknotą. Wiersz, w którym możemy dostrzec jego zainteresowania poezją islam­ską, zatytułował „Święta tęsknota":

„Tylko mędrcom mówcie o tem,

Bo tłum wzgardzi w zaślepieniu:

Żywych sławić chcę tęsknotę

Za spaleniem się w płomieniu.

Wśród miłosnych nocy chłodu,

Stwarzający i stworzony

Czujesz nagle serce z lodu

W cichej świecy krąg wpatrzony.

Już cię więcej noc nie skrywa

Pośród mroków swoich cienia,

Znów przymierze cię porywa

Wznioślejszego zaślubienia.

Niczym tobie wszelka przestrzeń,

Lecisz - i znów w pętach tylu,

Aż spragniony światła, wreszcie

Tutaj, spalasz się, motylu.

Póki tego nie posiądziesz:

Zgiń i znowu się przemieni!

Tylko smutnym gościem będziesz

Na tej ciemnej ziemi".

Goethe mówi o miłości erotycznej, o akcie zespolenia ciele­snego. Jednak nawet w tej miłości istnieje dążenie do czegoś wyż­szego, jakieś nowe pragnienie. Człowiek, jednoczący się w miłości z ukochanym/ukochaną, czuje się jak motyl, tęskniący za niekończą­cym się bezkresem oraz za światłem, z którym chciałby stać się jedno­ścią. Głód miłości sprawia, że rzuca się w ten płomień, aby zjednoczyć się z nim i ze wszechświatem.

Już u św. Teresy z Avila motyl był symbolem mistycznego wymiaru człowieka oraz tęsknoty za zjednoczeniem z Bogiem. Zjednoczenie dokonuje się jedynie poprzez pokonanie własnego ja. Święta tęsknota, o której mówi Goethe, jest tęsknotą za Bogiem. Poeta chętnie pisze o „wznoszeniu się". Człowiek wznosi swe oczy ku górze, ku niebu, skąd spodziewa się pomocy. W jednej z rozmów Goethe traktuje to spojrzenie na przedmiot tęsknoty jako charakte­rystyczną cechę człowieka:

„Człowiek, którego świat pociąga tysiącami zjawisk, wznosi jednak badawczy i tęskny wzrok ku niebu, rozpościerającemu się nad nim w niezmierzonym bezkresie, ponieważ wyraźnie i głęboko czuje, że jest obywatelem owego duchowego Królestwa, w które nie możemy przestać wierzyć".

Goethe poważnie traktuje przywiązanie człowieka do rzeczy ziemskich. Jednocześnie uważa, że człowiek jest „wyposażony" w odwieczną tęsknotę za tym, aby wznosić tęskny wzrok ku niebu. Człowiek jest nie tylko mieszkańcem tej ziemi, lecz także obywatelem wiecznego Królestwa. I tylko wtedy, gdy zaakceptuje te dwie rzeczywi­stości, będzie mógł stać się prawdziwym człowiekiem.

Goethe traktuje oba bieguny jako niepodzielne. Potrzebujemy dziś jego spojrzenia, które ogarnia całego człowieka.

Tylko bowiem wtedy, gdy patrzymy na człowieka jako na całość, na jego ziemskość i przynależność do drugiego świata, jesteśmy w stanie właściwie go ocenić.

MIŁOSC W NASZYCH SERCACH

Każdy człowiek tęskni za tym, by kochać i być kochanym. Ciągle spotykam ludzi, skarżących się, że nikt ich nie kocha, że nie mają nikogo, kto by ich przytulił. Tęsknią za człowiekiem, który by ich delikatnie głaskał, przez którego czuliby się kochani i dla którego byliby najważniejszą osobą na świecie. Gdy ta tęsknota trafi w pustkę, ludzie ci często zaczynają współczuć samym sobie.

W takiej sytuacji słowa francuskiego poety Antoine de Saint--Exupery'ego, zawarte w jednym z jego listów, mogą brzmieć zaskakująco: „Mówiłem ci już, że tęsknota za miłością jest miłością".

Czy tęsknota za miłością może już być miłością? Zdanie to brzmi pocieszająco, kiedy dokładnie zbadamy zawartą w nim prawdę. Tęsknota za miłością pokazuje, że człowiek jest zdolny do miłości, a więc ma ją już w swej istocie. W tęsknocie doświadczam miłości, za którą tęsknię. Nawet jeśli nie mogę odczuwać miłości, to jestem w stanie odczuwać tęsknotę. Kładąc rękę na sercu, mogę odczuć w nim tęsknotę za wyłaniającą się z niego miłością.

Peter Schnellenbaum w swoich książkach wskazywał na ścisły związek między tęsknotą i miłością. Nie ma miłości bez tęsknoty i tęsknoty bez miłości. Człowiek łączy tęsknotę i miłość z tym samym miejscem na ciele, „a mianowicie pośrodku piersi, na wysokości serca, tam, gdzie ludzie cierpiący z powodu miłości i tęsknoty przyciskają dłonie". Ten gest upewnia nas, że w naszych sercach płynie miłość, za którą tęsknimy.

Właśnie napięcie wypływające z tęsknoty czyni miłość wartościową i wypełnia ją niezbadaną głębią. Kiedy szczęście płynące z miłości i niewypowiedziane cierpienia wywołane tęsknotą ściśle się łączą, wówczas jest to znak, że miłość wykracza poza swoje ramy. Dzięki niej tęsknimy ciągle za miłością absolutną i bezwarunkową, której nikt na ziemi dać nam nie może.

NAMIĘTNOŚĆ

Filozof Georg Wilhelm Friedrich Hegel pisze tak: „Żadne wielkie dzieło nie dokonało się bez udziału namiętności ani żadne nie dokona się bez jej udziału". Psycholog Philip Lersch nazywa namięt­ności silnymi dążeniami, które wykraczają poza człowieka. Te silne dążenia, popychające człowieka do jakichś działań, to połączenie tęsknot z namiętnościami. Zarówno jedne, jak i drugie, stanowią dużą siłę motywującą, która może być wykorzystana pozytywnie lub negatywnie.

Pierwsi mnisi uważali namiętności za naładowane uczuciowo myśli, popędy i siły, całkowicie absorbujące człowieka. Stąd decydują­ce jest dla życia duchowego właściwe obchodzenie się z namiętnościa­mi, korzystanie z nich na drodze prowadzącej do Boga, dostrzeganie tęsknoty w pożądaniu i pozytywne jej wykorzystywanie.

Sferę pożądliwości determinują trzy główne popędy: jedzenie, seksualność i pragnienie posiadania. Człowiek potrzebuje ich do życia, lecz mogą one też nad nim zapanować. Wówczas jedzenie zamienia się w obżarstwo, seksualność w rozpustę, a pragnienie posiadania w chciwość. W żadnym wypadku nie wolno jednak tracić z oczu wymiaru duchowego tych popędów: poprzez jedzenie wyraża się przecież nasze pragnienie zjednoczenia z Bogiem, w seksualno­ści tkwi tęsknota za przeżyciem ekstazy (celem drogi duchowej jest zjednoczenie się z Bogiem poprzez ekstazę miłości), a posiadanie jest tęsknotą za spokojem, którego możemy prawdziwie doświadczyć tylko w Bogu.

ŚWIĘTY SPOKÓJ

Wczasach gorączkowego pośpiechu ludzie tęsknią za spokojem. Chcieliby w końcu uciec przed cudzymi pretensjami, które ich rozrywają, odpocząć i nie dać się już determinować pośpiechowi życia codziennego. Niektórzy uważają, że spokój jest przeciwień­stwem tęsknoty, bo kiedy jestem spokojny, odczuwam zadowolenie z siebie i przestaję tęsknić za ojczyzną, bezpieczeństwem, miłością i byciem kochanym. Poeta romantyczny Friedrich Schlegel uważa jednak, że spokój i tęsknota tworzą jedną całość. W swej powieści o Lucyndzie każe on bohaterce zapytać swego przyjaciela: „Juliuszu, dlaczego będąc tak spokojną, odczuwam głęboką tęsknotę?" Juliusz odpowiada jej: „Tylko w tęsknocie znajdujemy spokój". „Tak, spo­koju doświadczamy wtedy, gdy nic nie zakłóca naszego umysłu, gdy tęsknimy i szukamy, gdy umysł nie znajduje niczego wyższego niż własna tęsknota". Dlatego umysł znajdzie spokój nie wtedy, kiedy o niczym nie myśli lub niczego nie pragnie, lecz kiedy za czymś tęsk­ni. Brzmi to paradoksalnie: umysł tęskniąc, tzn. dążąc do tego, co go przerasta, doświadcza spokoju. Friedrich Schlegel mówi o świętym spokoju, spokoju, który sięga świętości. Juliusz znajduje ów spokój jedynie w tęsknocie. Lucynda zaś odpowiada mu: „A ja w tym pięk­nym spokoju odczuwam ową świętą tęsknotę".

WĘDROWANIE I TRWANIE

To jest mój bój:

Unoszę się codziennie poświęcony tęsknocie.

Wtedy mocno i szeroko, tysiącznymi korzeniami

Wrastam w życie

I przez cierpienie dojrzewam

Daleko poza czas".

Rainer Maria Rilke rysuje przed nami osobliwy obraz ludz­kiego życia: Naszym przeznaczeniem jest żyć pełnią tęsknoty, ba - jesteśmy wręcz poświęceni tęsknocie. Jest ona czymś świętym. Tak, jak poświęcamy się Bogu, tak samo jesteśmy poświęceni tęsknocie. W niej dotyka nas sam Stwórca. Jednak to poświęcenie, ta świętość osiągana poprzez tęsknotę sprawia, że bujamy w obłokach, nie potra­fimy na niczym się skupić i ciągle idziemy naprzód.

To jeden biegun naszego życia.

Drugi polega na tym, aby zapuścić w świecie korzenie. Powinni­śmy się zakorzenić w życiu, wedrzeć się głęboko w jego grunt. Jednak drzewo, wyrastające z tych korzeni, wykracza poza ten czas.

Według Rilkego, pieśń pozwala dojrzeć naszemu drzewu i uświa­damia nam, że nie znajdziemy tutaj ostatecznego oparcia. Drzewo naszego życia wykracza poza nasz czas i sięga wieczności. Człowiek zaś jest zmuszony żyć w napięciu pomiędzy tęsknotą, popychającą nas do ciągłej wędrówki, oraz dążeniem do zakorzenienia.

Paradoks naszego życia polega na tym, że korzenie, które zapuszczamy na tym świecie, wynosimy poza niego. Podobnie jak drzewo, zapuszczające swe korzenie głęboko w ziemię i wysuwające swą koronę coraz wyżej i wyżej w kierunku nieba, tak samo czło­wiek zakorzenia się głęboko w swoim życiu, aby wrastać w Boży świat.

Wędrowanie i trwanie są wyrazem naszej tęsknoty i cierpienia, jakich doświadczamy na tym świecie, który nigdy nie zaspokoi naszej tęsknoty.

ZACHOWAJ SERCE WĘDROWCY

Bycie w drodze to jeden z podstawowych obrazów ludzkiego życia: jesteśmy wędrowcami, którzy podczas wędrówki ciągle się zmieniają i nie mogą się zatrzymać. Często jednak chcielibyśmy zapomnieć o losie wędrowcy i urządzić się na tym świecie. Budu­jemy dom i wierzymy, że jesteśmy u siebie. Lecz żadne schronienie nie jest w stanie dać nam prawdziwego poczucia bezpieczeństwa. Zawsze pozostanie tylko domem na określony czas. Nawet wtedy, gdy przebywamy ciągle w jednym miejscu, pozostajemy wędrowca­mi. Pierwsi mnisi wędrowali przez całe życie, co było wyrazem tego, iż nasza egzystencja jest ciągłą wędrówką do Boga. Sw. Benedykt obstawał natomiast przy stabilitas, czyli pozostawaniu w tym samym miejscu, lecz poważnie traktował też myśl o wędrówce duchowej. Jego współbracia uważali milczenie za wędrówkę poza ten świat. Peregrinatio est tacere, mówili: „Wędrówka jest milczeniem". Zda­wali sobie sprawę z tego, że człowiek ustaje na drodze duchowej, kiedy traci serce wędrowcy. Aby pozostać ludźmi, potrzebujemy serca wędrowcy nawet wtedy, gdy mieszkamy ciągle w tym samym miejscu, w tej samej rodzinie bądź kiedy pracujemy w tej samej fir­mie. Milczenie stale umożliwia nam wychodzenie z otaczającego nas zewsząd zgiełku.

„Zachowaj serce wędrowcy. Chroń swoją tęsknotę", radzi nam Gizela Dreher-Richels.

Aby serce wędrowcy było w nas żywe, musimy chronić swoją tęsknotę. Jak to czynić? Czy tęsknota nie jest nam dana wraz z isto­tą naszego człowieczeństwa? Naturalnie Gizela Dreher-Richels ma na myśli to, że nasza tęsknota jest w niebezpieczeństwie. Można ją łatwo ugasić, jeśli za bardzo będziemy chcieli zakorzenić się na tym świecie oraz gdy zaczniemy za bardzo zajmować się sprawami dla nas pierwszoplanowymi. W jaki sposób możemy chronić tęsknotę? Gizela Dreher-Richels daje nam trzy rady:

„Zostaw piękno, jeśli cię zatrzymuje.

Nie śpij zbyt długo w bezpiecznych ścianach.

Zagnieżdżaj się tylko tak, jak ptak wędrowny tęskniący za inny­mi krajami".

Tęsknota zmienia wszystko, co nas trzyma na tym świecie. Czło­wiek może się zatrzymywać na swej drodze, aby cieszyć się pięknem świata. Nie wolno mu jednak utracić przy tym tęsknoty. Piękno, którego doświadczamy, wskazuje na absolutne i nie dające się prze­ścignąć piękno Boga. Musimy dalej wędrować i szukać piękna, które nas opromienia.

W bezpiecznych ścianach śpi ten, kto uważa, że może się przed wszystkim uchronić i nic złego mu się nie przydarzy. Zapada on w sen i wypiera zagrożenia ze strony innych ludzi. Nie chce dostrze­gać niebezpieczeństw i zasypia w obliczu śmierci. Człowiekowi wolno spać podczas drogi tylko po to, by wypocząć. Tęsknota pojawia się wówczas także w snach, które otwierają serce i posyłają nas od nowa w drogę.

Człowiek jest wędrownym ptakiem. Nasze gniazdo dane jest nam tylko na określony czas, ciągle bowiem zmierzamy ku innemu światu.

Jezus starał się unaocznić to swoim uczniom poprzez przypo­wieść: „Lisy mają nory i ptaki powietrzne - gniazda, lecz Syn Czło­wieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć" (Łk 9,58). Kto chce iść za Jezusem, musi sobie uświadomić, że na świecie nie ma stałego miejsca, żadnego gniazda i żadnej jaskini, dokąd mógłby się na zawsze schronić. Jest bowiem w drodze, zanim znajdzie swoją wieczną ojczyznę.

Nie jesteśmy gniazdownikami, lecz ptakami wędrownymi, które „tęsknią za innym krajem", wyglądają go i ku niemu zmierzają.

DOPÓKI SERCE SIĘ NIE USPOKOI

Według św. Augustyna, wielkiego myśliciela wczesnego chrześcijaństwa, tęsknota jest podstawą egzystencji człowieka. Święty uważa, że każda forma śmiertelności i tymczasowości wymaga nieskończoności, ostateczności i wieczności. Bóg sam wyposażył nasze serca w tęsknotę za wieczną wspólnotą z Nim. Czy tego chcemy, czy nie, we wszystkim, czego namiętnie szukamy, tęsknimy ostatecznie za Bogiem. Ani uparte dążenie do zdobycia bogactwa, ani samo bogactwo nie zaspokoi naszej tęsknoty. W poszukiwaniu bogactwa tkwi pragnienie spokoju. Straszny jest fakt, że pieniądze zniewalają człowieka i jeszcze bardziej pogrążają go w niepokoju. Dążenie do sukcesów kryje w sobie tęsknotę za tym, by coś sobą prezentować. Jednocześnie człowiek zdaje sobie sprawę, że żaden sukces nie jest w stanie zaspokoić jego tęsknoty. Dopiero w Bogu poznamy swoją prawdziwą wartość. Każdy człowiek w gruncie rzeczy tęskni za tym, by kochać i być kochanym. Wystarczy tylko przeczytać gazetę, aby stwierdzić, jak wiele naszych tęsknot pozostaje niezaspokojonych lub kończy się samotnością i rozpaczą. A jednak w każdej małej miłości, nawet w miłości erotycznej, tkwi tęsknota za absolutną miłością.

Wszyscy znamy słynne słowa św. Augustyna: „Niespokojne jest serce moje, o Boże, zanim nie spocznie w Tobie". Człowiek jest pełen niezaspokojonej tęsknoty za absolutną ojczyzną, nieograniczonym bezpieczeństwem bądź utraconym rajem. Nawet jeśli ludzkie pragnienia obiektywnie skierowane są na inne cele, to ich ostatecznym kresem jest zawsze wieczność. Również ludzie, którzy samych siebie nie uważają za pobożnych bądź wierzących, odczuwają tęsknotę za czymś więcej, za czymś całkowicie innym, za tym, co samo w sobie wystarczy. Kiedy zastanowimy się dogłębnie nad swoimi pragnieniami i tęsknotami, to ostatecznie zawsze natrafimy na tęsknotę za Bogiem. Św. Augustyn szukał przez całe życie: najpierw w relacji z kobietą, potem w filozofii, w nauce, w sukcesach i w przyjaźni. Dopiero na koniec musiał przyznać, że ostatecznym celem jego poszukiwań był Bóg. Dopiero wtedy, gdy Go znalazł, jego serce odzyskało spokój i powiedział wówczas o sobie: „Nie wierzę, że mogę znaleźć coś, za czym bym tęsknił tak, jak za Bogiem".

ŻYC ZAMIAST WEGETOWAĆ

Pierwszym krokiem na drodze wyrwania się z nałogu jest dojście do przekonania, że za nałogiem kryje się pragnienie, aby prze­mienić nałóg w tęsknotę. Wymaga to dużej dyscypliny. Właśnie dla­tego, że tęsknota uczy nas akceptować rzeczywistość taką, jaka jest, wymaga dyscypliny. Pochodzi ona od słowa discipulus - „uczeń". Na rzeczywistość życia człowieka składa się fakt, że przez całe życie się uczy. Nałóg jest przedłużeniem stanu rozpieszczenia, przebywania w łonie matki. Dyscyplina wprowadza człowieka w życie. Uczy go brać je we własne ręce i tworzyć jasne zasady.

Dyscyplina oznacza po łacinie naukę, lekcje, ale również kar­ność, porządek i właściwy sposób podchodzenia do jakiejś sprawy. Niektórzy uważają, że słowo to pochodzi od discere - uczyć się, lecz najprawdopodobniej chodzi o rdzeń capere - brać. Dis - cipere oznacza „rozczłonkować w celu zrozumienia". Biorę coś do ręki, rozczłonko-wuję, dzielę, aby zobaczyć, co jest w środku. Dyscyplina nie jest czymś pasywnym, czemu się poddaję, lecz czymś aktywnym. Biorę w swe ręce życie, patrzę na nie i zastanawiam się, w jaki sposób je podzielić, abym umiał naprawdę samodzielnie żyć, zamiast wegetować.

Przez długie dziesięciolecia zaniedbywano dyscyplinę, ponieważ zarówno ona, jak i porządek, były traktowane z przesadą. Ludzie uważali, że bez dyscypliny można się obejść, lecz zdradzili tym samym starą wiedzę o życiu. Jedna z sentencji mnichów brzmi: „Kto walczy bez metody, walczy na próżno". Aby robić postępy na drodze nauki i dorastania, człowiek potrzebuje jasnych metod. Psycholog John Bradshaw uważa, że dyscyplina jest sztuką zmniejszania cierpienia życia. Bez dyscypliny człowiek cierpi ze swojego powodu oraz z powo­du duchowego i zewnętrznego zamętu. Hildegarda z Bingen sądzi, że zadaniem dyscypliny jest to, żeby człowiek radował się zawsze i wszędzie. Dzięki dyscyplinie uczymy się, jak brać życie w swoje ręce i kształtować je.

Grecy mówią o ascezie. Asceza to ćwiczenie, trening. Sportowiec trenuje, aby osiągnąć cel, filozof wyrabia w sobie wolność ducha. Samo poznanie własnej tęsknoty kryjącej się za nałogiem nie wystarcza. Nałogu nie da się przekształcić bez udziału ascezy. Asceza nie jest zwykłym umartwieniem, lecz świadomym ćwiczeniem się w wolności duchowej, której częścią jest również rezygnacja. Bez niej, jak mówią psychologowie, dziecko nie będzie silną indywidualnością. Człowiek, który natychmiast zaspokaja swoje potrzeby, nigdy nie dorośnie. Musi on usunąć swoje wady, a wówczas rozwiną się jego zdolności. Asceza daje człowiekowi poczucie, że nie jest ofiarą wychowania, lecz może sam kształtować swoje życie. Dzięki ascezie chce się żyć, kształtować siebie i doskonalić swoje zdolności. Bez ochoty do życia nie można pokonać nałogu. Tylko ten, kto poprzez ascezę uczy się odsuwać w czasie potrzebę, potrafi się naprawdę cieszyć. Asceza zwiększa naszą radość, podczas gdy nałóg przeszkadza nam w jej osiągnięciu.

ZBYT ŁATWO?

Tęsknota za jednością wyraża się dzisiaj także w pragnieniu prostoty. Życie wielu ludzi skomplikowało się. Dlatego tęsknią oni za życiem prostym. Nie jest to tylko idea, którą głosili romantycy. Nawet dziś tęsknota za prostotą życia przemawia do wielu. Uprosz­czenie egzystencji stało się obecnie sloganem. Werner Tiki Kiisten-macher, pastor ewangelicki, z wyobrażeniem „prostego życia" łączy ideał „życia szczęśliwego". Jego książka pt. „Simplify your life" stała się bestsellerem. Autor radzi czytelnikom, aby uprościli swój byt, roz­wikłali problemy, usunęli z mieszkania stare graty, zredukowali pręd­kość życia i odkryli, że prostota jest stworzona właśnie dla nich. Jest to bardzo korzystne i może człowieka naprawdę odciążyć, kiedy zrzu­ci on balast i zacznie poszukiwać tego, co w życiu naprawdę istotne.

Ta podstawowa tęsknota za prostotą może jednak przybierać groźne formy. Ludzie tęsknią za prostymi odpowiedziami, ponie­waż świat staje się coraz bardziej skomplikowany, a odpowiedzi na trudne pytania naszych czasów są coraz różnorodniejsze. Człowiek poszukuje guru, którzy udzielają na zadane pytania prostych odpo­wiedzi, a świat objaśniają za pomocą kilku podstawowych myśli. Tęsknota za prostotą uwodzi nawet ludzi pozornie wykształconych. Nierzadko zdarza się, że zdradzają oni swój rozsądek i w dodatku sprzedają zasady. Narodowy socjalizm w Trzeciej Rzeszy pchnął w szeregi Hitlera wielu intelektualistów. Również ideologia marksi­stowska pociągnęła inteligentnych ludzi swymi prostymi modelami wyjaśniania problemów świata. Dziś tęsknota za prostą interpretacją rzeczywistości prowadzi wielu w szpony sekt. Mechanizm wygląda zawsze tak samo: rezygnacja z własnego myślenia, odpowiedzial­ność przejmowana jest przez inną instancję, zaś wolności szuka się w powierzonych zadaniach.

Człowiek posiada podstawowe pragnienie swobodnego myśle­nia, lecz naturalnie wielu ludzi nie wie, co począć z tą wolnością i tęskni z powrotem za prostotą. Jednak proste odpowiedzi zawężają nasze myślenie i zabierają wolność. Ostatnio rozmawiałem z młodym człowiekiem, należącym do sekty, powołującej się na naukę Jezusa. Przysłała go do mnie jego matka, bo nie mogła dać sobie z nim rady. Kiedy dyskutowaliśmy wspólnie o fragmentach z Biblii, zauważyłem, że moje wyjaśnienia nie docierały do niego. Ostatecznie jako teolog lepiej znałem Biblię niż on. Chłopak miał na wszystko gotowe i bar­dzo proste odpowiedzi. Wówczas powiedziałem do niego: „Możesz sobie myśleć, co chcesz. Masz prawo. Nie zamierzam cię nawracać. Ale jednego nie jesteś w stanie pojąć: jeśli człowiek nie ma kontroli nad swoimi myślami, to według mnie jest to najgorsze kalectwo, które z pewnością nie ma nic wspólnego z Duchem Jezusa. Jezus nie kopiował tak po prostu myśli innych, lecz korzystał ze swojego umy­słu i spoglądał na świat własnymi oczyma".

Karl Rahner powiedział kiedyś, że ociężałość umysłowa nie jest darem Ducha Świętego. Oczywiście każdy człowiek tęskni za kla­rownymi wyjaśnieniami i nieskomplikowanymi rozwiązaniami, lecz w przypadku tęsknoty za prostymi odpowiedziami istnieje niebezpie­czeństwo, że człowiek zrezygnuje z własnego myślenia, ponieważ jest to dla niego zbyt duży wysiłek, aby zastanawiać się nad złożonością rzeczywistości. Jednocześnie jest to rezygnacja z własnej wolności. Kto rezygnuje z myślenia, nie jest w zgodzie z sobą i ze światem. Przeciwnie: będzie nad nim wisieć niebezpieczeństwo, że stanie się jednostką, którą łatwo manipulować.

PRZYWIĄZ SWÓJ WOZ DO GWIAZDY!

Człowiek pchający wóz musi uważać na drogę, inaczej wóz może się wywrócić. Pchając wóz przed sobą, spoglądamy na dół, aby widzieć, czy na drodze nie leżą jakieś przeszkody. Leonardo da Vinci daje nam inną radę: „Przywiąż swój wóz do gwiazd!" Oznacza to, że należy przywiązać do gwiazdy wszystko, co robimy w ciągu dnia. Ten wielki i genialny artysta epoki renesansu jest przekonany, że musimy orientować się w gwiazdach, a nie na ziemi. W przeciwnym razie - jak uważa - oślepniemy. Leonardo też przywiązał swój wóz do gwiazdy, dzięki czemu mógł spoglądać poza ciasny horyzont swoich czasów. Da Vinci był nie tylko genialnym malarzem, którego obraz „Ostatnia Wieczerza" już za jego życia uchodził za cudowne dzieło. Jego nowa zdolność postrzegania rzeczywistości sprawiła, że poczynił genialne odkrycia. Studiował wszystkie dziedziny: anatomię, botanikę, zoolo­gię, geologię, hydrologię, aerologię, optykę i mechanikę. Gwiazda, do której przywiązał swój „wóz", wyprowadziła go poza to, co było wówczas znane i ogólnie przyjęte i zrobiła z niego pioniera nowocze­snych badań przyrodniczych.

Gdy podobnie jak Leonardo przywiążemy nasz wóz do gwiazdy, unikniemy banalności i przeciętności w codziennym życiu. Wpraw­dzie musimy pchać wóz przed siebie, aby dowieźć nasz ciężar tam, gdzie będziemy mogli go rozładować. Lecz kiedy podczas wykony­wania codziennych czynności wpatrujemy się uporczywie w ziemię, wówczas nasze życie staje się apatyczne. Musimy żyć na świecie z ser­cem, które wyprowadza nas poza ten świat. Tylko wówczas praca nie będzie frustrująca. Możliwe zaś, że kto wyciągnie wóz z błota, będzie rozczarowany, kiedy po krótkim czasie pojawią się nowe przeszkody.

Kto jednak przywiąże swój wóz do gwiazdy, będzie wymijał przeszkody i nie zatrzyma się przy nich. Jego cel znajduje się bowiem poza granicą pozorności i banalności. Dlatego może on spokojnie i swobodnie pchać swój wóz dalej. Jego serce, przywiązane do gwiaz­dy, traci cechy powszedniego otępienia, nabiera lekkości i wznosi się ponad codzienne przeszkody, wiedząc, że na pewno świeci dla niego gwiazda, która wskazuje mu inny horyzont, inny świat.

Tęsknota nie jest ucieczką od codziennego życia, lecz pozwala nam zaakceptować jego przeciętność i banalność. Naszej tęsknoty nie musi bez reszty zaspokajać ani nasz zawód, ani rodzina, ani współ­małżonek czy przyjaciele. Przeciwnie - to wszystko może budzić naszą tęsknotę za spełnieniem, którego życie na ziemi nigdy nam nie zaoferuje. Lecz ponieważ nie szukamy tutaj spełnienia, nie jesteśmy rozczarowani, kiedy doświadczamy kruchości ludzkich relacji bądź własnej działalności. Po prostu idziemy dalej. Rozkoszujemy się tym, co przeżywamy, zaś droga prowadzi nas przez spełnienia i rozcza­rowania ku miejscu, w którym będziemy wiecznie rozkoszować się bezkresną pełnią.

IV WIĘKSZY NIŻ NASZE SERCE

SKOK W DAL

Przed około 30 laty przeprowadziłem po raz pierwszy trening wrażliwości, dzięki któremu poznałem swoje uczucia, a nawet wyparte oraz niezaspokojone potrzeby z okresu dzieciństwa. Ten trening wywołał u mnie kryzys. Przeżywałem głębokie rozczarowanie i miałem poczucie, że źle pokierowałem swym życiem. Jednak jakiś czas później, kiedy podczas urlopu siedziałem samotnie nas jeziorem i spoglądałem na fale, poczułem nagle, że napełnia mnie głęboki spokój. Naraz byłem w stanie pogodzić się ze wszystkimi niezaspokojonymi potrzebami i powiedzieć sobie: „Jak to dobrze, że nie zdążyłeś się nasycić. Dlatego teraz jesteś ożywiony, masz jasny umysł i jesteś otwarty na Boga. Być może gdybyś się nasycił, nabyłbyś mieszczańskich nawyków i wegetowałbyś w stanie połowicznego zadowolenia. Lecz nie odkryłbyś nigdy swojego prawdziwego powołania".

Dziś uważam, że moim powołaniem jest ożywianie drzemiącej w sercu tęsknoty, aby być otwartym na Boga i dzięki temu także na ludzi. Jest to bowiem tęsknota, która otwiera serce również na bliźnich. Szerokie serce ma miejsce dla innych. Nie potępia, gdyż doświadczyło i zaakceptowało życie bez iluzji i z rozczarowaniami, lecz nie ścieśniło się. Wykorzystało rozczarowania jako szansę, aby odskoczyć dalej. Istnieje wiele sposobów na pogodzenie się z doznanymi krzywdami. Człowiek może się pojednać ze swymi ranami, jeśli potraktuje je jako czynniki rozniecające tęsknotę. Rany pozostaną ranami i zawsze będą boleć. Jednak człowiek nie będzie się zagłębiał we współczucie sobie, lecz powie: „Krzywda boli, lecz w owym bólu dotykam mojej tęsknoty za prawdziwym uzdrowieniem, za ostatecznym zbawieniem i całością". Człowiek uwalnia się wówczas od presji, aby w ten sposób rozpamiętywać doznane krzywdy, żeby się już nie pojawiały. Krzywdy mogą nadal odzywać się w człowieku, gdyż przypominają mu o tęsknocie i o sercu, w którym ona żyje, a które właśnie dzięki niej jest otwarte, pełne życia i miłości.

Człowiek, szczerze stawiający czoła sytuacji, w jakiej się znalazł, będzie wzmacniał swoją tęsknotę jako siłę do wyjścia z ciasnoty. Jest to nic innego jak duchowość.

Według mnie, duchowość polega na podążaniu śladami własne­go życia, zaufaniu tęsknocie, zbadaniu jej i pozwoleniu, aby prowa­dziła człowieka ku bezkresom, wolności, miłości i życiu.

RELIGIJNY TUŁACZ

Goście, przychodzący do naszego klasztoru, aby z nami żyć, czę­sto opowiadają mi, że stracili swoją religijną ojczyznę. Nie czują się dobrze w swojej parafii. Niektórzy z nich wystąpili z Kościoła, ponieważ nie znajdowali w nim domu, lecz pozostała w nich tęsknota za religijną ojczyzną. Tęsknią za ludźmi, kroczącymi drogą duchową i mogącymi ich wspierać na ich własnej drodze. Tęsknią za liturgią,! dzięki której poczuliby się jak u siebie w domu, która przemówiłaby do nich i poruszyłaby ich serca, dzięki której mogliby być takimi jakimi są naprawdę, ze swoimi wadami i zaletami. Często bowiem doświadczali czegoś zupełnie innego: czuli, że są potępiani. Moralizujący ton kazań wywoływał przeświadczenie, że tacy, jacy są, nie są dobrzy. Odnosili wrażenie, że będą w Kościele mile widziani dopiero wtedy, gdy zmienią swoje postępowanie. Dlatego ich poszukiwanie religijnej ojczyzny jest skierowane na miejsce w duszy, w którym dotykają swojej duchowej tęsknoty i gdzie czują, że poważnie traktu­je się ich wiarę i wątpliwości oraz akceptuje ich rozterki i walkę.

Pragnienie religijnej ojczyzny odnajduję w wielu ludziach. Nie polega ono na tęsknocie za wiarą dziecka lub za zdrowym, religijnym światem z czasów dzieciństwa. Jest to raczej tęsknota wybiegająca naprzód, tęsknota za tym, aby otworzyć serce na oścież, na tajemnicę Boga. Jest to tęsknota za tym, aby Bóg poruszył wnętrze, aby prze­mówił do jego duchowych przeczuć w taki sposób, w jaki odprawia­na jest liturgia oraz w jaki powinno się mówić o Bogu i o człowieku. Często boli mnie fakt, że dla wielu ludzi Kościół przestał być religijną ojczyzną. Uważam, że moim zadaniem jest poprzez wykłady i książki otworzyć dla nich świat, w którym poczują się jak u siebie i w którym odkryją tajemnicę, pozwalającą im być „w domu".

DROGA DO WIELKIEGO SERCA

Wiele osób odczuwa dziś głębokie pragnienie zdrowej ducho­wości, która nie zawiera elementów pesymizmu, zagrożenia czy moralizatorstwa. Ludzie tęsknią za postawą pełną optymizmu i filantropii, postawą, akceptującą człowieka tam, gdzie się akurat znalazł. Konkretnie chodzi o to, że wielu ludzi jest dziś rozdartych wewnętrznie, wielu źle obchodzi się z obawami i depresją, poszuku­jąc siły, która prowadziłaby ich dalej, wiary, która by ich wspierała oraz miejsca, w którym ich obawa i niepewność nie miałyby władzy. Najmniej zaś potrzebują niebezpiecznych dla nich słów potępienia. Ciągle spotykam się z tym, że ludzie potępiają samych siebie. Uwa­żają bowiem, że muszą dojrzeć lub stać się pobożniejsi. Jednak nie potrzebują moralizowania, lecz życzliwości. Potrzebują doświadczeń i miejsc, które uświadomią im: to wychodzi na dobre mej duszy i sercu, tu znajduję pokarm dla swych najgłębszych i najprawdziw­szych pragnień. Mogę dalej iść drogą prowadzącą ku wolności.

Duchowość zawsze wiedzie ku bezkresom i wolności. Strach, poczucie ciasnoty, żądanie autorytetów w prawdach wiary czy nieja­sność w sprawowaniu władzy - to objawy braku duchowości. Ducho­wość to doświadczenie. Prowadzi nas ona ku przeżywaniu duchowej wolności, ku poznaniu, że wprawdzie żyjemy na tym świecie, lecz nie jesteśmy stąd, że nikt nie ma nad nami władzy, ponieważ nosimy w sobie cząstkę Boga. Jest to droga mistagogii, polegająca na tym, aby wprowadzać współczesnego człowieka, tęskniącego za duchowym doświadczeniem, na drogę poznawania niewyobrażalnego Boga i aby w ten sposób pomagać mu odzyskać jego właściwą godność. Czło­wiek bowiem staje się prawdziwie człowiekiem, kiedy płynie w nim Boże życie. Poznanie tej tajemnicy prowadzi do zrozumienia istoty własnego życia.

Ważne jest przy tym, aby człowiek wiedział, że może być taki, jaki jest naprawdę oraz aby miał odwagę zapytać się: „Jak obchodzę się z moimi słabościami? Jak pogodzić się z własnym życiem?" Duże znaczenie ma pomoc kierownika duchowego, sprowadzającego na drogę, na której człowiek spotyka siebie i wykracza poza własną isto­tę. Jest to droga prowadząca do wolności i życia. Sw. Benedykt j Nursji powiedział: „Droga duchowości prowadzi ku otwarciu serc", gdyż nie ciasne, lecz szerokie serce, jest oznaką prawdziwej duchowości.

SZEROKIE - NAWET W CIASNOCIE

Pewna stara historia opowiada o mnichu, którego nagle ogar­nia tęsknota za tym, aby zobaczyć daleki świat. Prosi więc o trzy miesiące urlopu, aby pójść do wielkich miast. Chce uciec z ciasnych murów klasztoru, od ciasnoty swej wspólnoty zakonnej, w której roztrząsane są ciągle te same problemy. Przez trzy miesiące ma nadzieję zobaczyć, co się dzieje na świecie. Po powrocie współ­bracia pełni ciekawości przypadają do niego i pytają: „No i co tam widziałeś?"

Towarzysze mnicha odczuwali tę samą tęsknotę, co on. Mnich odważył się złamać porządek klasztorny, zaś oni chcieli mieć udział w jego przeżyciach. Poprzez słuchanie pragnęli odczuć bezkres świata.

Odpowiedź brata brzmiała: „Widziałem wiele rzeczy, których nie potrzebowałem widzieć".

Mnich, mający odwagę wyrwać się ze wspólnoty klasztornej, będąc w świecie poznał, że nic nie jest w stanie zaspokoić jego tęsk­noty. Po zaspokojeniu pragnienia pojawiło się w nim coś innego, a mianowicie tęsknota za poznaniem tego, co prawdziwe i istotne.

Czasami człowiek musi spełnić swoje życzenie, aby stwierdzić, że jego spełnienie nie zaspokoi jego najgłębszej tęsknoty.

Są ludzie, którzy przez całe życie marzą o innym świecie, lecz nie mają odwagi uczynić ani jednego kroku w kierunku urzeczy­wistnienia swojego marzenia. Całą energię poświęcają na marzenia o innym świcie. Czasami spełnienie tego marzenia ma sens, bo dopie­ro wówczas człowiek może stwierdzić, czy jest ono realne, czy nie. Jeżeli człowiek zaspokoi swoje najgłębsze pragnienie, wówczas może stwierdzić, że na dłużej go to nie zadowala. Możliwe że człowiekowi uda się zaspokoić wszystkie swoje potrzeby, lecz tęsknota i tak pozo­stanie. Tego samego doświadczył mnich z opowiadania. Zaspokoił swoje pragnienie zobaczenia świata, jednak jego tęsknota za tym, co prawdziwe, dla czego chciałby żyć, nie została zaspokojona. Przeciwnie - spotęgowała się jeszcze bardziej i pomogła mu powrócić do ciasnoty klasztoru. Mnich poznał, że bezkres świata niekoniecznie rozszerza horyzonty. Jeśli serce otwarło się dzięki tęsknocie, to nawet w ciasnocie klasztoru może zachować swoją wielkość.

BLASK NIESKOŃCZONOŚCI

Irlandzki poeta John O'Donohue wypowiedział imponujące słowa na temat transcendentnej siły naszej duszy: „Najpiękniejsze, co posiadamy, to nasza tęsknota; ta wewnętrzna siła ma duchową naturę oraz posiada wspaniałą głębię i mądrość". Zdaniem 0'Donohuego, tęsknota uświęca człowieka i nadaje mu godność. Uświęca go, tzn. wyrywa go z terroru świata i daje mu coś świętego i nienaruszalnego. Według filozofii greckiej jedynie to, co święte, jest w stanie uświęcać. Jeśli jest to prawdą, to człowiek, wypierający swoją tęsknotę, staje się chory. Właśnie tęsknota jest człowiekowi potrzebna do uzdrowienia. Jednak irlandzki poeta zdaje sobie sprawę, że stawiamy tęsknocie zbyt wysokie wymagania, kiedy kierujemy ją w stronę tego, co Boże, tego, co jest poza naszym zasięgiem. Pierwiastek Boży jest również w nas samych. Mistycy mówią, że mieszka w nas Chrystus. Gdy człowiek wysila swoją tęsknotę i kieruje ją w nieokreśloną dal, przeciąża własną duszę. Istnieje wówczas niebezpieczeństwo, że tęsknota nie dotrze do celu i wygaśnie, stanie się cyniczna i pusta. Tęsknota potrzebuje celu, który jest w nas i jednocześnie ponad nami. Celem tym jest Bóg, który mieszka w nas, a zarazem nas przerasta oraz wprowadza w prawdziwą tajemnicę naszego bytu. Jest to ruch w dwóch kierunkach, a jednocześnie jedna rzeczywistość - tęsknota za miłością dąży do konkretnego doświadczenia miłości przez człowieka, lecz w tej konkretnej miłości tkwi jednocześnie tęsknota za większą miłością, obejmującą wszystkich i wszystko.

Człowiek spotyka w ludzkiej miłości Miłość, która wszystko przerasta, lecz się w niej nie rodzi. Miłość ludzka oczarowuje nas, lecz jest krucha i ograniczona. Mimo to tli się w niej cząstka nieskończonej Miłości, za którą człowiek szczęśliwy lub rozczarowany do ludzkiej miłości tak czy inaczej tęskni.

NIE ODRYWAJ SIĘ OD ŚWIATA

Jednym z najwybitniejszych filozofów wszechczasów był Mikołaj z Kuzy. Zasłynął jako odważny myśliciel, o którym śmiało można powiedzieć, że dał początek nowej epoce, a jako filozof - nowoczesnej myśli. Był również mistykiem; zgromadził pisma trzech mistyków, potępionych przez Kościół: Szkota Eriugeny, Mistrza Eckharta oraz Ramona Llulla. Potępienie ich tłumaczył „słabym spojrzeniem" oraz „brakiem zrozumienia". Zaufał swojej tęsknocie, co doprowadziło go do tego, że dzięki analizie wszelkich pojęć i wyobrażeń poznał tajemnicę nieskończoności Boga. Mikołaj pozwalał kierować sobą swojej tęsknocie, dzięki czemu pozostawił daleko w tyle ograniczone wyobrażenia swoich czasów. Ułożył krótką modlitwę: „Ty, o Boże, jesteś nieskończonością, za którą tęsknię w każdej tęsknocie".

Ten wielki umysł szukał w uczonej niewiedzy (docta ignorantia) czegoś, co wykracza poza nasze wyobrażenia - największego Abso­lutu, w którym jednoczą się wszystkie przeciwieństwa {coincidentia oppositorum). Tęsknota popychała go do zjednoczenia się z niepo­jętym i nieskończonym Bogiem, pozostawienia za sobą wszelkiej wiedzy, aby „w ciemnościach niewiedzy" wyjść poza własny umysł i dojść do zjednoczenia z ukrytym i nieznanym Bogiem. Dopiero wówczas - jak uważa Mikołaj - człowiek może być sobą. W zjedno­czeniu z Bogiem jednoczy się z własnymi przeciwieństwami. Ukryty Bóg, z którym się zjednoczył, kieruje do niego słowa: „Bądź sobą, a Ja będę twój".

Zaufanie do własnej tęsknoty otworzyło pobożnego kardynała Mikołaja z Kuzy na nowe postrzeganie świata i jego różnorodności. Dotyczy to także innych religii i kultur.

Mikołaj przekroczył granice swojego pochodzenia i czasu poprzez studiowanie Koranu i doszukiwanie się jego podobieństw do Biblii. Tym samym otworzył nowe horyzonty dialogu, które owocują do dziś. W niespokojnych czasach, kiedy Turcy przygotowywali się do zdobycia Konstantynopola i napierali na Europę, nie poszukiwał tego, co dzieli, co wrogie, lecz tego, co łączy.

Ta otwartość i rozległość spojrzenia dotyczy też postrzegania przez niego natury. Mikołaj z Kuzy połączył przekazaną wiedzę z wynikami badań matematycznych i przyrodniczych oraz z własny­mi obserwacjami astronomicznymi. Zwalczał pogląd, że wszechświat ma układ geocentryczny i jako pierwszy na Zachodzie ogłosił, że Ziemia nie jest tarczą i nie stanowi nieruchomego centrum wszech­świata, lecz obraca się wokół słońca. Jego naukę o bezkresie wszech­świata przejęli Kopernik, Kepler i Giordano Bruno.

Mikołaj z Kuzy ukazuje nam, że tęsknota nie jest wyobcowana ze świata, lecz otwiera serca na większą rzeczywistość, na nieskoń­czonego Boga. Poszerza także umysł, który wykracza poza ciasny punkt widzenia, jednoczy różnorodność i tworzy jedność oraz uznaje wielkość jedynego Boga, wyrażającą się w różnorodnych formach Jego dzieł.

W poglądach i działalności tego chrześcijanina, uczonego i wizjonera uwidacznia się coś, czego powinniśmy się uczyć na każdym kroku. Nie musimy się godzić z istniejącym światem, gdyż tęsknota pobudza nas do tego, aby produktywnie podchodzić do wyzwań, otwierać drzwi, przekraczać granice i wchodzić na większą przestrzeń.

TO, CO NIEPOJĘTE

Karl Rahner, teolog, który zrobił na mnie duże wrażenie, uważa, że człowiek jest istotą zdaną na Boga. Twierdzi, że „człowiek jest w swej najgłębszej istocie tęsknotą i potrzebą". Przy poznawaniu każdej rzeczy człowiek sięga poza to, co jest, przekracza daleki horyzont Boga. "W każdym spotkaniu przeczuwa coś, co jest jego prawdziwym ja, dzięki czemu poznaje siebie. Według Karla Rahnera, człowieka nie można pojąć bez Boga, we wszystkich dokonaniach bowiem, w wolności, miłości, poznaniu i śmierci człowiek wykracza poza siebie i wchodzi we własną tajemniczą rzeczywistość. Zdaniem tego teologa człowiek jest w swej najgłębszej istocie tęsknotą i potrzebą. Potrzebuje Boga, aby całkowicie stać się człowiekiem i tęskni za Tym, bez którego nie potrafi zrozumieć swojego człowieczeństwa.

Karl Rahner przepełniony był tęsknotą za niepojętym Bogiem. Ubolewał nad ciasnotą poglądów Kościoła. Cierpiał też ze swojego powodu, ponieważ we wszystkich staraniach o zrozumienie teologii rozbijał się o przełożenie na ludzki język niepojętej tajemnicy tak, aby była ona zrozumiała dla ludzi.

Przed 30 laty napisałem pracę doktorską na temat dogmatyki Karla Rahnera, przeczytawszy wszystkie pisma, które zdążył do tego czasu napisać. Raz złożyłem mu wizytę i przez całe popołudnie dyskutowaliśmy na temat jego teologii. Byłem poruszony prostotą i szczerością tego wielkiego poszukiwacza Boga. Odniosłem wrażenie, że jego teologia jest czymś więcej niż tylko naukowym opracowaniem nowego instrumentarium pojęciowego. Jest ona raczej próbą nadania wyrazu tęsknocie za niepojętym Bogiem. Cierpienia z powodu własnych niedoskonałości oraz poczucie niezrozumienia i samotności były dla niego powodem, aby tym usilniej poszukiwać Boga, który właśnie w opuszczeniu i samotności krzyża objawił swoją niepojętą miłość. Teolog ciągle mówił, że chodzi o to, aby zagłębić się w tajemnicę nieskończonej miłości Boga, skapitulować przed często niepojętym Stwórcą i całkowicie Mu się powierzyć. To była jego naj­większa tęsknota i potrafię to zrozumieć. Przy wszelkich wysiłkach, aby właściwie pisać o Bogu i człowieku, ciągle odczuwam swoją nie­moc. I podobnie jak Karl Rahner tęsknię za tym, aby poznać Boga, o którym nie umiem pisać i zjednoczyć się z Nim w miłości.

WZNIECANIE PŁOMIENIA

Musimy wzniecać płomień, choćby nas to drogo kosztowa­ło. Za wszelką cenę musimy odnawiać w sobie tęsknotę i nadzieję na wielkie przyjście". To wezwanie kieruje do swoich czy­telników francuski jezuita i badacz przyrody Teilhard de Chardin. Z tych słów możemy odczytać, jaka pasja stała się jego motorem napędowym: był wypełniony namiętną miłością do materii i jedno­cześnie do Boga. Chciał doświadczyć w sercu świata Jego obecność. Nie przeciwstawiał się badanej rzeczywistości jako faktowi obiektyw­nemu. Według tego paleontologa o światowej sławie, materia jest wypełniona Duchem Bożym oraz Jego miłością. Ewolucja rozwija się coraz bardziej w kierunku amortyzacji, tzn. przepojenia świata miło­ścią Jezusa Chrystusa. W Nim ucieleśniła się miłość Boga, która chce przemienić świat od podstaw.

Teilhard wzywa nas, abyśmy wzniecili w sobie płomień tęsk­noty. W jego przypadku tęsknota sprawiła, że wraz ze wszystkimi poszukującymi namiętnie badał tajemnice świata i wszędzie odkry­wał obecność Boga. Miłość do świata i jego pojmowanie ewolucji pozwoliły mu na nowo zrozumieć biblijną nowinę o ponownym przyjściu Chrystusa na ziemię przy końcu świata. Według niego . wszelki rozwój zmierza do punktu Omega, czyli do transcendentne­go centrum świata.

Tęsknota była dla Teilharda bodźcem, lecz nie była rodzajem ucieczki od świata. Przeciwnie - coraz głębiej wprowadzała go w serce materii. Dla wielu ludzi, którzy odwrócili się od chrześci­jaństwa, stał się on iskrą nadziei, potrafił im bowiem pokazać, że ich poszukiwania nie muszą oznaczać ucieczki od rzeczywistości, lecz przeciwnie - kryją w sobie nową miłość do świata, namiętną miłość do materii, w którą wcielił się Bóg poprzez swego Syna, aby coraz bardziej zjednoczyć ją ze sobą.

NIE REZERWOWAĆ DLA SIEBIE

Religia biblijna żyje tęsknotą. Max Horkheimer, twórca „teorii kry­tycznej" oraz Szkoły Frankfurckiej, dostrzega w swoich żydow­skich korzeniach, których zawsze był świadomy, powód, aby jako filozof bronić teologii. Uważa on, że teologia nie jest nauką o Bogu, lecz „tęsknotą za tym, aby morderca nie mógł triumfować nad niewin­ną ofiarą". Według niego religia ma do spełnienia istotną rolę. „Uświa­damia człowiekowi, że jest istotą śmiertelną, że musi cierpieć i umrzeć; lecz że ponad cierpieniem i śmiercią jest tęsknota, aby ten ziemski byt nie był absolutnym i ostatnim". Horkheimer mówi o tęsknocie za czymś innym. Człowiek nie potrafi sobie wyobrazić Boga. Jako Żyd, Horkheimer przestrzega starotestamentowego nakazu, aby nie tworzyć obrazu Boga, „gdyż Boga nie można przedstawić, jednak to, co nie daje się przedstawić, jest obiektem naszej tęsknoty". Zadaniem religii jest podtrzymywanie tęsknoty za tym, co inne. Tęsknota wymaga konkret­nych form wyrazu. Człowiek, który uczestniczy w liturgii odprawianej w kościele czy w synagodze i przestrzega przykazań Bożych, podtrzy­muje swoją tęsknotę za czymś innym. Dlatego Horkheimer jest scep­tyczny, kiedy religia za bardzo dostosowuje się do wzorców świeckich. „Nie można sekularyzować religii, jeśli nie chcemy z niej rezygnować". Religia wymaga dużej przestrzeni, podtrzymuje bowiem w społeczeń­stwie tęsknotę za czymś zupełnie innym. Pragnienie czegoś całkowicie innego nie jest ucieczką od rzeczywistości. Horkheimer uważa, że jest „tęsknotą za doskonałą sprawiedliwością. Tej jednak nigdy nie da się urzeczywistnić w zeświecczonym społeczeństwie". Religia jako tęskno­ta za doskonałą sprawiedliwością jest więc czymś w rodzaju bodźca, aby ją głosić w świecie, krytykując jednocześnie każdą próbę urzeczy­wistniania absolutnej sprawiedliwości na ziemi.

Według Horkheimera, nie ma miłości bez tęsknoty. Tęsknota podtrzymuje miłość przy życiu. „Miłość opiera się na tęsknocie za ukochaną osobą. Nie jest wolna od czynnika płci. Im większa tęsknota za zespoleniem się z ukochanym człowiekiem, tym większa miłość". Takie pojmowanie miłości przez teologa skłania go do obrony spornej encykliki papieża Pawła VI potępiającej antykoncepcję. Tym samym ten wybitny filozof całkowicie zraził do siebie swoich zwolenników z czasów studiów. Jednak jako filozof krytyczny uważa, że jego zada­niem jest „uświadomienie ludziom, iż za ten 'postęp' muszą zapłacić przyspieszeniem utraty tęsknoty, a tym samym śmiercią miłości". Jest przekonany, że bez tęsknoty „miłość traci swoją podstawę".

Zadaniem religii jest podtrzymywanie tęsknoty za czymś całko­wicie innym, co pociąga za sobą skutki społeczne oraz ma wpływ na życie osobiste. Religia, wyglądająca czasami tak staromodnie, nie może się całkowicie dostosować do ducha czasu, gdyż wówczas straciłaby swoją funkcję krytyczną. Religia nie może udawać, że wie, kim jest Bóg. Powinna raczej poświadczać niewidzialność i niepojętość Boga w świecie i przemawiać do ludzkich tęsknot. Horkheimer wypowia­da się przeciwko zeświecczaniu tęsknoty za czymś całkowicie innym bądź tęsknoty za wiecznością, gdyż oznaczałoby to kres religii.

Powyższe rozmyślania są sformułowaniem tego, co mówią wybit­ni myśliciele chrześcijańscy w odniesieniu do tęsknoty: jest ona czymś, czym świat nie może rozporządzać. Społeczeństwo nie może jej zare­zerwować dla siebie, gdyż wychodzi ona poza ramy świata. Tęsknota musi pozostać transcendentna i wykraczać poza ten świat. Musi mieć ojczyznę w sferze całkowicie innej. Lecz właśnie dlatego, że człowie­kowi towarzyszy tęsknota za doskonałą miłością, doskonałą sprawie­dliwością, absolutną ojczyzną, może on żyć w świecie i nie dać się jej zdeterminować, zachować krytyczny dystans do rzeczywistości, pracu­jąc nad poprawą stosunków społecznych i gospodarczych. Tęsknota za czymś zupełnie innym jest rodzajem bodźca, aby zdemaskować ideolo­gie polityczne oraz obowiązujące idee. Równocześnie jest bodźcem do spoglądania poza istniejący stan społeczeństwa i kształtowania świata w bardziej ludzki sposób. Tęsknota potrzebuje izolacji, aby mieć dość siły do oddziaływania na rzeczywistość. Musi odsunąć się od świata i ciągle uświadamiać sobie własną działalność na polu religii, liturgii, rytuałów i wypełniania przykazań. Tylko wówczas będzie w stanie otworzyć świat na to, czego nie da się przedstawić, na utopię, na „jeszcze nie", o którym ciągle pisał inny żydowski filozof, Ernest Bloch.

MODLITWA TĘSKNOTY

Człowiek nie może doświadczyć Boga bezpośrednio, lecz dzięki tęsknocie odczuwa Go sercem. Według tradycji chrześcijańskiej droga duchowa polega na tym, że stykamy się na niej z własną tęsk­notą. Sw. Augustyn mówi, że tęsknota jest niczym kotwica, rzucona przez Boga w naszą duszę, z którą On sam „zakotwiczył się".

Dziś wielu ludzi cierpi, gdyż nie potrafi się już modlić. Nie wie­rzą w to, że Bóg wysłuchuje ich modlitw. Kiedy opowiadają mi o swo­ich wątpliwościach w skuteczność modlitwy, wówczas nie próbuję im udowodnić, że Bóg często im już pomagał oraz rezygnuję z wyjaśnień teologicznych dotyczących reakcji Boga na modlitwy ludzi, gdyż to w niczym nie pomoże. Zamiast tego radzę im, aby na razie zaniechali modlitwy i posiedzieli w ciszy, położyli rękę na sercu i poczuli, jak potęguje się ich tęsknota. To samo w sobie jest już modlitwą.

Tęsknota to prawdziwa modlitwa, w niej dusza ludzka zbliża się do Boga. Modlitwa nie jest błaganiem ani dziękczynieniem, lecz sięganiem do Boga, tęsknotą za Tym, który napełnia moje serce swoją miłością i Świętym Duchem. Gdy doświadczam w tęsknocie zbawczej i pełnej miłości bliskości Boga, spełnia się to wszystko, o co proszę w modlitwie błagalnej. Wówczas uwalniam się od negatywnego wpły­wu człowieka, który mnie zranił, odczuwam pokój i wewnętrzną jedność. Strach nie ma już nade mną władzy. Tęsknota prowadzi mnie do Boga i wypełnia całą moją istotę, jednoczy mnie z Jezusem tak, że doświadczam w Nim pokoju, zbawienia, wolności i miłości. Taki jest sens każdej modlitwy.

ODWIECZNE MARZENIE

Dusza nigdy nie może zostać odizolowana. Od wieków marzy o intymności i przynależności. Kiedy człowiek zostaje odtrącony lub wykluczony, doświadcza głębokiego zranienia". Słowa te wypowiedział irlandzki poeta John 0'Donohue. Socjologowie potwierdzają, że pragnienie przynależności jest typową i podstawo­wą potrzebą dzisiejszej młodzieży. Dla ludzi młodych ogromne zna­czenie ma fakt identyfikowania się z jakąś grupą, w przeciwnym razie czują się wykluczeni, odizolowani i bezwartościowi. John O'Donohue uważa, że tego rodzaju tęsknota jest typowa nie tylko dla współ­czesnej młodzieży, lecz jest zakorzeniona głęboko w człowieku, ba - tworzy właściwy rdzeń jego natury, nawet jeśli często czuje się on wyizolowany i samotny.

To obezwładniające i wszechobecne pragnienie przynależności stanowi istotę ludzkiej duszy. Człowiek bowiem, zanim przyszedł na świat, był częścią Absolutu: „Człowiek pochodzi skądś, gdzie był znany, akceptowany i bezpieczny. Nasza tęsknota żąda poznania wszelkich możliwości, kryjących się w królestwie ziemskim naszych serc. Nasze tęsknoty są Bożymi tęsknotami w ludzkim wydaniu". John 0'Donohue powołuje się tutaj oczywiście na greckiego filozofa Platona. Ten ostatni uważał, że dusza początkowo spoczywała w Bogu, zanim oblekła się w ciało podczas narodzin człowieka. Te idee Platona przejęli filozofowie chrześcijańscy, odnosząc je do wyobrażeń religijnych. Każdy człowiek jest słowem Bożym. Właściwym Słowem Bożym, Logosem, jest Jezus Chrystus. Lecz w pewien sposób możemy również powiedzieć o sobie, że Bóg w każdym z nas wypowiada niepowtarzalne słowo. To Słowo, które kiedyś było u Boga, staje się ciałem, lecz tęskni za Tym, który je wypowiedział, z którego ust wyszło. Nasza dusza czuje, że pierwotnie należała do Boga i u Niego miała swój dom.

Marzenie o przynależności jest wyrazem naszej duszy i jej tęsk­noty za domem, za bezpieczeństwem, którego doświadczała u Boga.

Biblia przedstawia to obrazowo w historii o raju. Człowiek przebywał w raju, w ogrodzie Boga. Znał Go, czuł się całkowicie bezpieczny i przez Niego kochany. Obojętne, w jaki sposób chcemy wyjaśnić ową pierwotną przynależność człowieka do Boga - czy za pomocą opowieści o raju, czy wyobrażenia o preegzystencji duszy, czy może za pomocą obrazu Słowa, które Bóg wypowiada w człowieku - w każ­dym razie owa tęsknota za intymnością i przynależnością jest częścią istoty człowieka. Równocześnie ta praludzka tęsknota jest tęsknotą Bożą. Nasza tęsknota ma w sobie pierwiastek Boży: „Jest tęsknotą Bożą w ludzkim wydaniu". Tęsknota to ślad pozostawiony przez Boga w naszej duszy. Ilekroć człowiek odczuwa tęsknotę, czuje w sobie iskrę Bożą, już przez samą tęsknotę jest w Bogu i przy Bogu.

WIĘCEJ NIŻ WSZYSTKO

Musi istnieć coś więcej niż wszystko" - tak brzmiał pierwotny tytuł jednej z książek dla dzieci. Dorothee Sólle tak zatytułowała swą książkę o doświadczaniu Boga. Dostrzegamy tu związek z pewną obowiązującą dziś prawidłowością, szczególnie rzucającą się w oczy. W naszym społeczeństwie zbytku nierzadko spotykamy ludzi, którzy pozornie mają wszystko, a jednak nie są zadowoleni. W człowieku tkwi pierwotna tęsknota za tym, aby mieć jeszcze więcej niż to, co się nam rzuca w oczy, co możemy sobie kupić, czym nas obdarowują przyjaciele. Tęsknota wykracza poza to wszystko i dotyczy tego, co absolutne i doskonałe, a w ostateczności zmierza do Boga. Ta pierwotna tęsknota żywa była w gnostycyzmie, szeroko rozpowszechnionym w pierwszych wiekach po Chrystusie. Gnostycyzm przysparzał kłopotów pierwotnemu Kościołowi, ponieważ przemawiał do ludzi szukających drogi duchowej. Wyrażał tęsknotę za oświeceniem, zjednoczeniem z Bogiem, za poszerzeniem świadomości i prawdziwą wolnością. Nasze czasy są podobne do tamtych. Dziś mówimy o ezoteryce, o New Age, o tęsknocie za zrozumieniem najgłębszych tajemnic świata, o całkowicie nowej epoce, w której nadal będziemy iść naprzód, żyć w pokoju ze sobą i światem, otwartym na to, co Boskie.

Możemy poddawać krytyce odpowiedzi, udzielane przez ezoterykę na pytania o tęsknotę człowieka. Jednak tęsknoty, którą ezoteryka czyni tak atrakcyjną dla wielu ludzi, nie można poddawać w wątpliwości. Tęsknota jest autentyczna i wymaga odpowiedzi. W pierwszym wieku naszej ery św. Jan w swojej Ewangelii podjął próbę udzielenia odpowiedzi na pytanie o tęsknotę poznania. Poważnie potraktował głęboką duchowość, wyrażającą się w gnostycyzmie i w swoim orędziu o Jezusie doprowadził ją do jej właściwego celu. Bóg objawił się w Chrystusie. W Nim rodzi się prawdziwe światło, w Nim doświadczamy oświecenia. On jest prawdziwym Życiem, za którym tęsknimy. On jest Prawdą, która ściąga welon zasłaniający wszystko. On otwiera nam oczy na to, co właściwe, co znajduje się za pozorami i prowadzi do zjednoczenia z Bogiem, który jest ostatecz­nym celem wszystkich naszych tęsknot.

NAJGŁĘBSZE TAJNIKI MOJEGO DOMU

Podstawowe pytanie brzmi: w jaki sposób możemy dotknąć naszej tęsknoty?

Jednym ze sposobów jest obserwowanie życia i odkrywanie wszędzie tęsknoty, tkwiącej w naszych żądzach, nałogach, namiętno­ściach, potrzebach, życzeniach i nadziejach. Wszystko, co przeżywa­my, nad czym rozmyślamy, co badamy, to jedna z możliwości.

Drugi sposób ma charakter duchowy i jest modlitwą. Św. Augu­styn uważa, że zadaniem modlitwy jest pobudzanie naszej tęsknoty. Odmawiając „Ojcze nasz" i wypowiadając słowa: „Przyjdź króle­stwo Twoje", nie musimy - jak mówi Augustyn - błagać Boga, aby w końcu zesłał swoje królestwo, lecz pobudzamy w sobie tęsknotę za Nim. Dla św. Augustyna psalmy są pieśniami tęsknoty. Gdy je śpiewamy, rośnie w nas tęsknota za prawdziwą ojczyzną w Bogu. Św. Augustyn porównuje śpiewanie psalmów ze śpiewem wędrowców. W czasach, kiedy żył święty, wędrowano nocą, aby uniknąć zagroże­nia ze strony zbójców. Lecz w ciemnościach, w sercach wędrowców, pojawiał się strach. Aby go przepędzić, śpiewali pieśni patriotyczne. Tak samo i my tu, na obczyźnie, śpiewamy pieśni miłości naszej ojczyzny, aby pokonać strach przed ciemnościami i wzbudzić tęsk­notę za Bogiem.

Najwyższą formą modlitwy jest według św. Augustyna śpiew; na ten temat stworzył nawet własną teologię. „Cantare amantis est - śpiewanie jest sprawą miłujących". Tylko ten, kto kocha, potra­fi śpiewać. Śpiew prowadzi człowieka w głąb duszy, do „Intimum domus meae - do tajników mojego domu". Nawet ten, kto przysłu­chuje się melodii skrzypiec czy wiolonczeli, może poprzez muzykę dotrzeć do takiego miejsca w duszy, w którym będzie czuł się dobrze, jak u siebie w domu. Kto znalazł w duszy takie miejsce, gdzie czuje się swojsko, nie będzie już odczuwał tęsknoty, która szuka ojczyzny lub raju poza sobą. Taki człowiek przeżywa coś, co wykracza poza ten świat i pozwala mu mieszkać w jego kolebce.

Kiedy człowiek w modlitwie dotyka własnej tęsknoty, może poko­nać swoją niewolę. Niektórzy pobożni chrześcijanie modlą się do Boga, aby ich uwolnił od nałogów. Wykorzystują Go do tego, aby im pomagał iść dalej drogą możliwie najmniej bolesną i trwają w swej pasywności. Bóg ma być dla nich matką, rozwiązującą wszystkie problemy. W ten sposób nigdy nie uwolnią się od nałogów. Pozostaną dziećmi, które oczekują, że wszystko załatwi za nie matka. Uwolnienie się od nałogu uda się tylko wówczas, gdy po pierwsze powiemy Bogu w modlitwie o swoich nałogach oraz o tkwiących w nas najgłębszych tęsknotach. Drugi krok polega na tym, aby dotknąć swej tęsknoty i pobudzić ją modlitwą. Trzeci to odkrycie poprzez modlitwę miejsca ciszy w duszy, w którym mieszka Bóg. Tam, gdzie mieszka w nas Bóg, jesteśmy sobą. Tam dotykamy naszego prawdziwego ja oraz możemy mieszkać i czuć się, jak w domu.

DOŚWIADCZENIE BRAKU

Bez tęsknoty nie ma żadnej religii, żadnej wiary ani duchowości. To z pozoru apodyktyczne stwierdzenie wynika z negatywnych doświadczeń niedostatku. Dorothee Sólle sformułowała to w nastę­pujący sposób: „Ponieważ ogólny sens życia nie jest widoczny lub nie da się go stwierdzić (choćby chodziło o pozbawione łez oczy), religijna potrzeba rodzi się wciąż w oparciu o brak pewności; wąt­pliwości i niespełnione tęsknoty towarzyszą przeżyciom religijnym. Tego bólu możemy uniknąć jedynie za cenę religijności". Według teologa Dorothee Sólle, niespełniona tęsknota jest znaczącym ele­mentem religijności. W religii człowiek łączy się z Bogiem, który nie jest ograniczony ani prawem, ani moralnym zobowiązaniem, lecz wykracza poza wszelką myśl i zrozumienie. Dlatego poprzez religię łączę się z czymś, czego nie potrafię dotknąć, co wykracza poza moje możliwości poznania i co wprowadza mnie w świat tego, co widzial­ne i dające się pojąć.

Religia zawsze ma do czynienia z brakiem doświadczenia. Człowiek uważa siebie za istotę niedoskonałą, gdyż nie jest Bogiem, nie może sobą dysponować. Jedynie jego zdrowie spoczywa w jego rękach. Nie może on jednak określić, jak długo będzie żył, nawet nie jest w stanie sam uczynić siebie szczęśliwym. Człowiek czuje się zdany na kogoś większego od siebie, na podstawę wszelkiego życia i szczęścia. Wielu ludzi uważa to za narcystyczne schorzenie, kiedy są zależni od kogoś, kim nie mogą manipulować ani rozporządzać. Kiedy jednak człowiek przyzna się sam przed sobą do tego braku, zrozumie, czego od niego wymaga religia, wiara i duchowość. Czasami może doświadczać Boga, jedności z Nim i ze sobą. Może wówczas wołać jak Teresa z Avila: „Bóg sam wystarczy". Jednak już w następnej chwili człowiek czuje się znowu rozdarty i oderwany od Boga. Odczuwa swoje braki. Wówczas pozostaje mu tylko tęsknota za przeżyciem zjednoczenia i spełnienia. Bez tęsknoty nie ma tak naprawdę przeżyć religijnych, gdyż Bóg zawsze jest Kimś innym, Kimś większym. Każde doświadczanie Boga budzi w nas tęsknotę za zjednoczeniem się z ową Tajemniczą Rzeczywistością i doświadcze­niem w niej pełni życia.

ŚLADY WIECZNOŚCI

Przed Tobą, Panie, wszelkie me pragnienie i moje wzdychanie nie jest przed Tobą ukryte", mówi psalmista (Ps 38,10). Tęsk­nota i westchnienia są dla niego jednym. Tęsknota wiąże się z bólem. Cierpienie, którego doświadcza, umacnia jego tęsknotę. W poprzed­nim wersecie modli się: „Jestem nad miarę wyczerpany i złamany, skowyczę, bo jęczy serce moje" (Ps 38,9). Cierpiąc, odczuwa pragnie­nie Boga. Jego chore ciało tęskni za tym, aby wyzdrowieć. Pragnie, by Bóg mu pomógł, by mu się objawił, by był dla niego łaskawy i miło­sierny. W swej chorobie doświadczył okrucieństwa Boga, który trafia w niego strzałami choroby. Najgłębszą tęsknotą psalmisty jest to, aby Bóg się nad nim zlitował i podniósł go na duchu.

Dla św. Augustyna ten werset stał się okazją do zastanawia­nia się nad powiązaniami między modlitwą a tęsknotą i poznania w tęsknocie istoty modlitwy. Mówi o konieczności modlitwy, za którą wczesny Kościół tak bardzo tęsknił: „Istnieje inny rodzaj nieustannej modlitwy duchowej, a mianowicie tęsknota. Czyż nie tęsknisz za sza­batem (królestwem Boga), kiedy nie przestajesz się modlić? Jeśli nie chcesz przerywać modlitwy, nie przerywaj tęsknoty. Twoja nieprze­rwana tęsknota jest twoim nieprzerwanym głosem (modlitwy)".

Nie na darmo św. Augustyn, jako doktor Kościoła, przedstawia­ny jest z sercem, przeszytym strzałą. To wyobrażenie bierze początek w jego własnych słowach z „Wyznań": „Ty przeszyłeś nasze serca swoją miłością jak strzałą, która utkwiła w nich i niesie Twoje słowa". Słowo Boże, które interpretuje święty, nie jest czymś zewnętrznym, nad czym można dokonać obiektywnej refleksji. Dotknięty miłością Bożą, mówi o Nim ze zranionym sercem, nie z zimnym rozsądkiem, lecz językiem miłości. Stąd piękno jego języka, jest on bowiem odpo­wiedzią na piękno miłości Bożej. Dotyczy to też dnia dzisiejszego: tylko język religijny, który płonie nadając sens pięknu, delikatności i miłości, jest w stanie sam promieniować i docierać do człowieka.

Nowe rzeczy rodzą się tylko ze zranionego serca i tęsknoty. Gdy śpiewamy pieśni tęsknoty, rośnie w nas tęsknota za Tym, którego w nich opiewamy, który daje nam prawdziwy pokój, ojczyznę i bez­pieczeństwo.

CZEKANIE POSZERZA SERCE

Nawet coś tak powszedniego jak czekanie może dopomóc w ukształtowaniu postawy duchowej. Niemieckie słowo „cze­kać" oznacza „być na stanowisku". „Stanowisko" to miejsce wypatry­wania, wieża strażnicza. Czekanie oznacza więc wyglądanie, czy ktoś nie nadchodzi, rozglądanie się, kto się do nas zbliża. Czekanie może też oznaczać: uważanie na coś, pielęgnowanie czegoś, podobnie jak „strażnik" uważa na jakiegoś człowieka i go pilnuje. Czekanie sprawia, że wyrabia się w nas spojrzenie i zwracanie uwagi na daną chwilę, na to, co akurat przeżywamy, na ludzi, z którymi właśnie rozmawiamy. Czekanie poszerza nasze serca. Kiedy człowiek na coś czeka, czuje, że sam sobie nie wystarcza. Każdy z nas zna to uczucie, kiedy czeka na przyjaciela lub przyjaciółkę. Co minutę zerkamy na zegarek, czy cza­sami nie powinni już przybyć i z napięciem wyczekujemy chwili, kiedy przyjaciel lub przyjaciółka wysiądą z pociągu lub zadzwonią do drzwi. Jakże rozczarowani jesteśmy, kiedy zamiast przyjaciół za drzwiami stoi ktoś inny. Czekanie wzbudza w nas napięcie. Czujemy, że nie wystar­czamy samym sobie. Poprzez czekanie dosięgamy kogoś, kto porusza nasze serca, karze im szybciej bić, kto spełnia nasze tęsknoty.

Dziś wielu z nas nie potrafi czekać, czego doświadczamy w okre­sie Adwentu. Dla wielu ludzi Adwent nie jest czasem czekania, lecz okresem przed nadchodzącymi świętami Bożego Narodzenia. Niektó­rzy ciągle obchodzą te święta, zamiast oczekiwać i poprzez czekanie dosięgać sercem tajemnicy świąt. Dzieci nie mogą się doczekać, kiedy matka odmówi modlitwę przed jedzeniem, lecz muszą zaraz jeść, kiedy tylko na stole pojawią się potrawy. Nie czekają, aż czekolada zostanie umieszczona w koszu na zakupy, lecz muszą ją zjeść, zanim rodzice zapłacą w kasie supermarketu. Ludzie nie potrafią czekać ani przy kasie, ani przy okienku z biletami, lecz rozpychają się. Cho­dzi tutaj o ważną kwestię: kto nie potrafi czekać, nigdy nie będzie miał silnej osobowości. Będzie musiał natychmiast zaspokajać swoje potrzeby, lecz w końcu całkowicie się od nich uzależni. Poprzez cze­kanie stajemy się wolni duchowo. Jeśli potrafimy czekać na zaspoko­jenie naszej potrzeby, wówczas jesteśmy w stanie wytrzymać napięcie, które wywołuje w nas czekanie. Nasze serca otwierają się na oścież i zyskujemy poczucie, że życie nie jest wcale banalne. Dostrzegamy to, kiedy czekamy na coś tajemniczego, na spełnienie naszych najgłęb­szych tęsknot. Wówczas stwierdzamy, że jesteśmy czymś więcej niż tym, co możemy sobie dać.

Czekanie pokazuje nam, że to, co naprawdę liczy się w życiu, musi zostać nam podarowane. Czekanie wytwarza w człowieku zdro­we napięcie. Kto czeka, nie zabija czasu z nudów, lecz zmierza do celu. Wyraźnie widać to na przykładzie dzieci czekających na święta Bożego Narodzenia. Celem czekania są święta. Dobrze pamiętam, że jako dzieci czekaliśmy w Wigilię na Dzieciątko Jezus oraz na prezen­ty. Odczuwaliśmy wtedy niepowtarzalne napięcie. Szliśmy wieczo­rem z ojcem na spacer i widzieliśmy we wszystkich domach płonące świece. Potem na górze w sypialni musieliśmy czekać na dźwięk dzwonów. Było to tajemnicze przeżycie, kiedy ze świecami wchodzi­liśmy do ciemnego pokoju. Sytuacje z dzieciństwa zapadają głęboko w duszę. Później ciągle czujemy, że jesteśmy w domu, kiedy zosta­ną poruszone te dawne uczucia. Być może każde czekanie zawiera w sobie ślady czekania na święta Bożego Narodzenia, przeczucia, że nasze życie poprzez przybycie człowieka bądź zaistnienie jakiegoś wydarzenia stanie się jaśniejsze i lepsze.

W DRODZE JAKO PIELGRZYM

Kiedy raz jechałem do Jerozolimy autobusem wypełnionym pielgrzymami, przewodnik modlił się słowami Psalmu 122: „Uradowałem się, gdy mi powiedziano: 'Pójdziemy do domu Pań­skiego'". Odczułem wówczas, z jakimi uczuciami pobożni pielgrzymi żydowscy zbliżali się do świętego miasta Jerozolimy, aby pomodlić się tam w świątyni i doświadczyć zbawienia. Z zupełnie nowym nastawieniem przeczytałem Psalm 84: „Dusza moja pragnie i tęskni do przedsieni Pańskich. Moje serce i ciało radośnie wołają do Boga żywego". Coroczna pielgrzymka do Jerozolimy była czymś więcej niż tylko pobożnym obowiązkiem. W sercach Izraelitów płonęła głę­boka tęsknota za tym, aby w świątyni doświadczyć zbawczej i czułej bliskości Boga. Oczywiście Żydzi zdawali sobie sprawę, że wszędzie mogą wielbić Boga, lecz świątynia była szczególnym miejscem Bożej obecności. Z tym świętym miejscem wiążą się wszystkie cuda, które Święty zdziałał dla swojego ludu. Tutaj usłyszeli Jego wskazówki, śpiewali Mu pieśni pochwalne i mogli brać udział w uroczystej litur­gii. Psalmista mówi nie tylko o duszy, płonącej z tęsknoty za świąty­nią Pana. Całe ciało za Nim tęskni. Nie jest to tęsknota bolesna, lecz taka, która każe sercu i duszy krzyczeć z radości. Jest to tęsknota pełna mocy, podnosząca pielgrzyma na duchu i napełniająca go nową siłą. Zapewnia mu udział w żywym i dającym życie Bogu.

CZAS OCZEKIWANIA

Dlaczego liczne pieśni i teksty, śpiewane w czasie Adwentu, tak głęboko nas poruszają? Adwent jest czasem, w którym w rytmie roku kościelnego znajduje wyraz głębokie pragnienie tego, co jest w stanie do głębi napełnić i zaspokoić nasze serca. Ta tęsknota, wyrażająca się w pieśniach śpiewanych w owym czasie, ma zawsze wiele wspólnego z miłością.

Nasze pragnienie jest podstawowym pragnieniem, wykracza poza codzienność i banalność oraz koncentruje się na ojczyźnie i bez­pieczeństwie, na utraconym raju. Nie jest to zjawisko niezdrowe ani wyraz niedojrzałości czy regresji. Pokazuje raczej, że możemy stawić czoła walce życiowej, kiedy będziemy czuli się, jak u siebie i kiedy poznamy, że mieszka w nas Bóg jako tajemnica miłości.

Kiedy człowiek wiedząc o tym, świadomie dotyka własnej tęsk­noty, może się pogodzić z przeciętnością swego życia oraz porzucić związane z nim iluzje. Wówczas dotyka innego świata, nad którym ten nie ma żadnej władzy, co sprawia, źe bez zastrzeżeń otwiera się na innych ludzi i może cieszyć się ze spotkań i relacji, nie pragnąc ciągle więcej i więcej.

W takim rozumieniu tęsknoty tkwi ponadto siła, pozwalająca konkretnie odnieść się do utopii. Ta tęsknota kazała ludziom średnio­wiecza budować wysokie domy. Sztuka budowlana opierała się na tęsknocie, aby dać przestrzeń Bogu. Muzyka również żyje tęsknotą i otwiera okna do nieba. Każdy rodzaj sztuki jest objawieniem wiecz­ności, czegoś, czego jeszcze nie było, wyrazem tęsknoty za czymś zupełnie innym. Tęsknota ma siłę rozrywania betonu, pancerza, który zbudowaliśmy wokół siebie, aby stać się niewrażliwymi na inny świat. Tęsknota otwiera naszą ciasną rzeczywistość i horyzonty, nie zamyka się na przerażające fakty życia. Każe nam ona iść śladami nadziei; spoglądać w oczy rzeczywistości, nie wątpiąc w nią.

ZEJŚCIE NA ZIEMIĘ

Na święta Bożego Narodzenia otrzymałem od znajomego list, który nad tekstem umieścił wiersz żydowskiej poetki Hildy Domin pt. „Tęsknota":

„Tęsknota

każe przesypywać się ziemi

przez palce

każda ziemia tej ziemi

szuka gruntu dla rośliny

imieniem człowiek".

Pobrzmiewa tutaj biblijna historia o stworzeniu świata, opowiadają­ca o tym, jak Bóg ulepił człowieka z gliny. Chodzi o tęsknotę, która każe przesypywać się ziemi przez palce, aby szukać odpowiedniego gruntu dla rośliny imieniem człowiek. Naturalnie ziemia sama nie wystarczy, aby mógł z niej wyrosnąć człowiek. Potrzeba substancji niematerialnej - tęsknoty, która łączy się z ziemią i w ten sposób tworzy człowieka.

Teksty poetyckie są otwarte na wielorakie rozumienie. Znajo­my, który umieścił wiersz nad tekstem listu, odczytał go z pewnością jako opis narodzin Jezusa: Bóg poprzez narodziny Swego Syna łączy się z ziemią, staje się ciałem, następuje jego inkarnacja, Bóg zakopuje się w ziemi. W Jezusie połączyła się z ziemią Boża tęsknota.

Jesteśmy w stanie prawdziwie stać się ludźmi, kiedy zaakceptujemy to, co jest w nas ziemskie, a jednocześnie gdy dostrzeżemy Bożą tęsknotę. Ziemia i tęsknota to dwa bieguny, których człowiek potrzebuje, aby mógł stać się naprawdę człowiekiem. Bez tęsknoty ziemia pozostaje tym, czym jest, zaś bez ziemi tęsknota może łatwo przerodzić się w ucieczkę na niebiańskie polany. Jednak kiedy ziemia naszego człowieczeństwa przesypie się przez palce tęsknoty, wówczas da nam grunt, na którym możemy zakwitnąć.

KONSTELACJE

Gwiazdy symbolizują ludzką tęsknotę. Świecą nocą nad całą kulą ziem­ską. Są więc symbolami nadziei i uniwersalnej jedności. Od dawien dawna fascynowało ludzi jasne światło gwiazdy porannej i wieczornej. Najdobitniej opowiada o tym historia związana z Bożym Narodzeniem. Magowie ujrzeli gwiazdę i pozwolili się jej prowadzić. W czasach starożyt­nych cudowna konstelacja była uważana za znak nadejścia wytęsknione-go Mesjasza. W Qumran porównywano przyjście Mesjasza do wschodu gwiazdy: „Na niebie zaświeci Jego gwiazda podobna do króla".

Ojcowie Kościoła podejmują to kosmiczne doświadczenie z gwiazdą i odnoszą je do Chrystusa. Światło gwiazdy ma swój własny blask. Język miłości pozwala nam domyślać się, co się dzieje podczas świąt Bożego Narodzenia: poprzez Chrystusa na naszym nocnym niebie pojawia się gwiazda. Chrystus dzięki swej miłości wnosi światło w ciemności naszego życia. Gwiazda na niebie wskazuje nam na Ojca, który jest w niebie. Jest to obraz naszej tęsknoty za czymś całkowicie innym. To, co widzimy na niebie, jest zawsze jakąś naszą własną rzeczywistością. Mówimy o gwieź­dzie, wschodzącej na horyzoncie naszego serca, kiedy dotykamy naszej tęsknoty i czujemy, że nasze serce wykracza daleko poza codzienność i osiąga świat Boga, w którym prawdziwie jesteśmy w domu.

Angelus Silesius napisał wiersz, który w niepowtarzalny sposób ukazuje, kim jest dla nas Bóg (Chrystus) jako gwiazda poranna:

„Piękna jest zorza ranna,

piękniejsza dusza w zorzy,

gdy w ciała ją otchłani

prześwietla promień Boży".

Od dawna ludzie przenosili swe tęsknoty na gwiazdy, które z kolei zawsze ich fascynowały. Kiedy jako dzieci śpiewaliśmy pio­senkę pt. „Czy ty wiesz, ile jest gwiazd na niebie?", mieliśmy pew­ność, że Bóg zaplanował, abyśmy czuli się pod Jego niebem usłanym gwiazdami jak w domu. Takie skojarzenia mamy także podczas świąt Bożego Narodzenia, kiedy myślimy o gwieździe, zapowiadającej przyjście Jezusa, lub gdy zawieszamy gwiazdki na choince bądź na oknach. Dzięki narodzinom Chrystusa świat stał się ojczyzną ludzi. Odtąd na niebie nad każdym z nas zawsze świeci gwiazda poranna i wieczorna i pozwala nam na każdym miejscu czuć się, jak w domu. Święta zaś są zaproszeniem, abyśmy sami stali się dla innym gwiazdą, która rozświetli ich noc i da im poczucie przebywania w ojczyźnie.

Kiedy ludzie mówią o gwieździe w takim przenośnym sensie, oznacza to, że w ich ciemnościach coś zajaśniało, pojawiła się miłość. Gwiazda wzbudza w nich nadzieję, wskazuje drogę, towarzyszy im i poszerza życie. Gwiazda bożonarodzeniowa mówi nam o czymś, co dotyczy całego życia, nie tylko świąt. Ludzi od dawna fascynowało jasne światło gwiazdy porannej i wieczornej. Nie jesteśmy tylko ludźmi żyjącymi na świecie, lecz także obywatelami nieba. Świeci w nas gwiaz­da, która wskazuje nam na Tego, który zstępuje z nieba i zaspokaja naszą największą tęsknotę.

W NOCY WZRASTA TĘSKNOTA

Noc jest dla mnichów czasem świętym. W klasztorze codziennie wstajemy o godzinie 4.40! Czuwamy, gdy świat śpi, ponieważ wierzymy, że cisza nocna jest czasem doświadczania Boga. Bóg prze­mawia do nas w czasie wielkiej ciszy. W związku z głębią tego prze­życia nie ma nic dziwnego w tym, że wszystkie religie dostrzegają i podkreślają znaczenie nocy. W nocy potęguje się tęsknota. Chrze­ścijanie świętują święta Bożego Narodzenia i Wielkanocy, czcząc dwie wielkie noce, podczas których czekamy na Jezusa. Oczywiście już poganie świętowali 25 grudnia przesilenie słoneczne. Chrześcija­nie datując narodziny Chrystusa na dzień zimowego przesilenia sło­necznego, stworzyli symbol, który zapowiada dzień narodzin Jezusa. Ten symbol jest tym ważniejszy, gdyż wiemy dobrze, że wówczas uważano, iż noce zimowe są nawiedzane przez złe i straszne duchy. Nastanie dnia zapowiadało zwycięstwo nad złymi mocami.

Symbol świętej nocy ma jednak także inne donioślejsze zna­czenie: kiedy Bóg staje się człowiekiem, rodzi się światło! Fakt ten opiewa cudowna liturgia świętej nocy: w momencie wielkiej ciszy na ziemię zstępuje Słowo Boże. Także w czasie Wielkanocy ważną rolę odgrywa symbolika nocy i światła. Trzech ewangelistów synoptycz­nych mówi, że na śmierć Jezusa zareagowało wszelkie stworzenie i na trzy godziny słońce zaćmiło się. Zmartwychwstanie jest zwycięstwem światła i życia. Według św. Jana martwy Chrystus zostaje złożony do grobu (skojarzenie z nocą) i powstaje z martwych - wszystko dzieje się bardzo szybko. Św. Jan uważa, że ważne jest, by pokazać, że mar­twy Chrystus przemienia się. Tęsknota za światłem i życiem to dwie pierwotne tęsknoty ludzkości. Podczas dwóch wielkich świąt chrze­ścijańskich - Bożego Narodzenia i Wielkanocy - świętujemy spełnie­nie naszych nadziei. Boże Narodzenie oznacza zwycięstwo światła, a Wielkanoc zwycięstwo żyda. Pierwsze z nich zapowiada nadejście drugiego, oba święta są bowiem częścią jednej całości.

PODCZAS CIEMNEJ NOCY

Noc to dla ludzi czas głębokich doświadczeń. Według proroka Izajasza jest ona przestrzenią, w której rodzi się w człowieku tęsknota, tęsknota za Bogiem. „Dusza moja pożąda Ciebie w nocy, duch mój - poszukuje Cię w mym wnętrzu", modli się prorok Starego Testamentu (Iz 26,9).

Nocą budzą się w nas marzenia, w których wyraża się nasza tęsknota za innym światem, za światłem, uzdrowieniem ran, przemianą naszego życia. Ale nawet wtedy, kiedy nocą nie śpimy, pojawia się tęsknota. Kto nie może spać, tęskni nie tylko za snem. Bezsenność zmusza go raczej do zastanowienia się nad sobą. Jakie jest moje życie? Czy powinno być takie, jak teraz?

Stan czuwania budzi w nas tęsknotę za poznaniem tajemnicy życia, za podstawą naszego bytu, w której dusza może znaleźć spokój. Jeśli podczas nocnej ciszy nic nie odwraca naszej uwagi, wówczas dotykamy swej tęsknoty, wykraczającej poza codzienność, poza ten świat. Z prorokiem jest tak samo. Zdaje on sobie sprawę, że jedynie Bóg jest w stanie ukoić jego tęsknotę. Jego serce pragnie tylko Boga, dlatego prorok nie boi się nocy, nawet bezsennych, kiedy przewraca się z boku na bok. Wie, że noc uskrzydla jego tęsknotę oraz napełnia duszę i umysł pragnieniem Boga. Noc jest czasem mistycznym.

Według proroka noc symbolizuje największe nieszczęście człowieka. Noc oznacza chodzenie w ciemnościach po omacku. Izajasz wyraża strach przed otaczającymi nas ciemnościami w słowach: „Oczekiwaliśmy światła, a oto ciemność, jasnych promieni, a kroczymy w mrokach. Jak niewidomi macamy ścianę i jakby bez oczu idziemy po omacku. Potykamy się tak samo w południe, jak w nocy, w pełni sił jesteśmy jakby umarli" (Iz 59,9 n.). Jest to noc opanowująca nasze serca, noc depresji, w której nie wiemy nic więcej i w której wydaje się nam, że siedzimy w czarnej otchłani.

Podczas takiej ciemnej nocy tęsknimy za światłem. Wszystko - dusza, ciało i umysł - wypełnione są tęsknotą. My sami jesteśmy tęsknotą. I tylko ta tęsknota pozwala nam wierzyć, że znowu ujrzymy światło słoneczne.

Tylko tęsknota trzyma nas przy życiu.

NOC ZMYSŁÓW

Kiedy zacząłem czytać historie i sentencje Ojców Pustyni z okresu .wczesnego chrześcijaństwa z perspektywy psychoanalitycznej, zrozumiałem wiele pojęć z psychologii nocy. Wielu mnichów, żyją­cych na pustyni, nie mogło spać, a nawet dążyło do tego, aby nie spać, aby móc czuwać razem z Jezusem. Noc była dla nich czasem walki z demonami pustyni. Wierzyli, że mogą wnieść na ziemię świa­tło dzięki temu, że dobrowolnie udali się na pustynię i w ciemności.

Kilka apoftegmów, czyli przekazanych przez tradycję słów Ojców Pustyni, opowiada o tym, że Antoniusz, Pojmen i inni pustelnicy byli otoczeni blaskiem światła. Podczas modlitwy tak mocno oświecała ich obecność Chrystusa, że ich palce stawały się płomieniami. Noc jest także czasem snów. W snach przemawia do ludzi Bóg. W nocy pryska­ją wszystkie nasze zwykłe wyobrażenia o Bogu. Zostają one oczyszczo­ne. W takich doświadczeniach jesteśmy wezwani do tego, aby porzucić wyobrażenia o bliskości Boga, który zawsze gotów jest nas wysłuchać i którego w swym egoizmie traktujemy jak swoją własność. Posiadanie obrazu Boga może być, rzecz jasna, pomocne. Musimy jednak nauczyć się, że Jego obecność wykracza poza wszelkie wyobrażenia. Bóg jest Kimś innym, Kimś, kogo nie można przedstawić. W pewien sposób jest to doświadczenie określane w literaturze mistycznej jako „noc zmysłów". Pojęcie to oznacza, że jeśli nawet wiara nie pozwala nam na zmysłowe doświadczenie obecności Bożej, a wierzącego pozosta­wia suchego i zimnego, nie przeszkadza mu to w dalszej modlitwie, w nadziei, że doświadczenia zmysłowe powrócą. Człowiek taki mocno wierzy, że Boga można znaleźć nawet na duchowej pustyni.

PRZEZ SUCHĄ PUSTYNIĘ

Tam, gdzie tęsknota łączy się z rozpaczą, zaczyna się mistyka". Kiedy wyczytałem to zdanie w pismach pozostawionych przez Fryderyka Nietzschego, byłem niezwykle poruszony. Nietzsche był dla mnie przede wszystkim filozofem głoszącym śmierć Boga i nadejście nadczłowieka. Z początku nie wiedziałem, jak powinie­nem interpretować to zdanie. Nie wiem, czy nawet dziś właściwie je rozumiem, lecz ciągnęło mnie, aby zagłębić się w jego sens.

Nietzsche z pewnością doświadczył obu tych zjawisk. Nie był zadowolony z nauki chrześcijańskiej, kiedy usłyszał ją od swojego ojca, pastora Kościoła protestanckiego. Dla niego była to religia sła­bych, tłumiąca ludzką witalność. Tęsknił za pełnią życia, gdyż jako człowiek chory nie mógł jej doświadczyć. Cierpiał z powodu zwąt­pienia w siebie i w świat, z powodu zafałszowania religii, zwłaszcza w chrześcijaństwie. Tęsknił za siłą, witalnością, chęcią życia i wolno­ścią. Znając dziś jego wypowiedzi krytykujące religię, zdajemy sobie sprawę, że w tych słowach brzmi coś z mistycyzmu, który popychał go do dalszych poszukiwań tajemnicy życia.

Dla mnie osobiście mistyka jest drogą poznania Boga. Misty­kom nie wystarcza słuchanie o Bogu lub mówienie o Nim. Chcą Go poczuć, dotknąć, doświadczyć. Pragną się z Nim zjednoczyć w eks­tazie miłości. Ekstatyczny język Nietzschego pełen jest mistycznego polotu. Filozof chce czerpać z życia, skosztować go. Na miejscu Chrystusa stawia greckiego boga Dionizosa. Tym samym pokazu­je, że przeżywanie życia ma dla niego coś z religii. Jest ekstazą, odurzeniem miłością. Temu krytykowi chrześcijaństwa umknęło, że ojcowie Kościoła też podejmowali próby połączenia Dionizosa z Chrystusem. Z Chrystusem porównywano nawet Orfeusza, wiel­kiego śpiewaka ze świty Dionizosa. Chrystusa uważano za Bożego śpiewaka, który poruszał serca ludzi i sprawiał, że płonęły płomie­niem miłości.

Mistycy chrześcijańscy mówią rzecz jasna nie tylko o znalezie­niu Boga, o ekstazie, lecz także o suszy na pustyni i o „ciemnościach nocy", o których wspomina św. Jan od Krzyża. Nietzsche ma więc rację, mówiąc, że człowiek kroczy drogą mistyki, kiedy tęsknota łączy się z rozpaczą. Nawet gdy człowiekowi dobrze się powodzi, tęskni za Bogiem. Lecz jego tęsknota nie jest wystarczająco silna, aby skoncentrować wszystkie siły na poszukiwaniu Boga.

Dopiero zwątpienie zmusza go do całkowitego zwrócenia się ku Niemu. Dzięki zwątpieniu tęsknota dostaje skrzydeł i niesie człowie­ka prosto w ramiona Tego, u którego czuje się on bezpiecznie.

UDUCHOWIENIE I PRZEPOJENIE BÓLEM

Mistyka nie jest miłym miejscem, co uwidacznia się nie tylko w doświadczeniach starych mistyków, lecz również w świadec­twie jednej ze współcześnie żyjących poetek, Nelly Sachs. Mistyka jej tęsknoty tworzyła to miejsce w języku wciąż na nowo, w niesłycha­nych bólach rodzenia. W jednym z listów pisanych 9 stycznia 1958 r. do Paula Celana, wybitnego poety żydowskiego, poetka pozwoliła sobie na najgłębsze wyznanie wiary:

„W każdym momencie mojego życia jest i była we mnie wiara w uduchowienie i przepojenie bólem prochu, niczym w jakąś czyn­ność, którą podejmujemy. Wierzę w niewidzialne uniwersum, w któ­rym zapisujemy nasze ciemne uczynki. Czuję energię światła, która każe kamieniowi stać się muzyką, a moje ciało cierpi, ugodzone strzałą tęsknoty, trafiającą nas stale od naszych początków do śmierci i nakazującą nam szukać tam, gdzie zaczyna się niepewność. Od wła­snego narodu przejęłam mistykę chasydzką, która w ścisłym związku z każdym rodzajem mistyki wciąż na nowo w bólach porodowych musi tworzyć dla siebie swoje miejsce z dala od wszelkich dogmatów i instytucji".

Nelly Sachs jest przekonana o tym, że cały świat jest pełen tęsknoty. Uważa, że jej zadaniem jako poetki jest uduchowienie i - poprzez tęsknotę - przepełnienie bólem pyłu, tzn. świata. Mówi o świecie budzącym tęsknotę za Bogiem, która nie tylko jest bolesna, lecz przypomina światło i muzykę, przejawiającą się we wszystkim, nawet w kamieniu. To, co spotkało tę prześladowaną Żydówkę i wrażliwą poetkę, ona sama odczuwa jako cierpienie spowodowane strzałą tęsknoty. Nosi w sobie tę tęsknotę już od urodzenia. Ugodziła ją ona śmiertelnie. Liczne zgony, jakie opłakuje w swoich wierszach,
zmuszają ją, aby ten świat pokonywać dzięki tęsknocie. Na drodze
duchowej, którą podążała, z pomocą przyszła jej mistyka chasydzka.

Jej poezja, mówiąca językiem tęsknoty, jest jednocześnie wyrazem jej mistyki, która we wszystkim doszukuje się ukrytego Boga. W niego­ścinnym świecie, w okrutnej rzeczywistości ludobójstwa, jej mistyka szuka sobie miejsca - „ciągle na nowo w bólach rodzenia".

W IMADLE TĘSKNOTY

Nelly Sachs musiała uciekać przed nazistami do Szwecji. Znów znalazła się w obcym świecie języka. Aby przeżyć, musiała pisać i stworzyła nowy język tęsknoty, wzbogacany w coraz nowsze słowa. Jedna z księżniczek, która przeżyła ten mroczny czas, określiła ją jako „zwichniętą w tęsknocie". Siła tęsknoty zniekształciła jej członki, lecz jednocześnie pozwoliła jej przeżyć chłód. Przypomina to walkę Jakuba z aniołem, który zwichnął Jakubowi biodro. Według tej poetki żydowskiej Jakub został „zwichnięty ku Bogu". Tęsknota wchodzi mi w kości, zabiera mi dawną pewność, wykręca mi stawy, abym pozwolił Bogu kierować sobą tak, jak to było z Jakubem. Tęsknota sprawia, że błogosławieństwo Boga pomaga mi dotknąć własnych cieni, nie pozwalając przy tym, aby mnie opanowały. Tęsknota przemienia mnie i sprawia, że cało i zdrowo wychodzę z ciemności życia.

Nelly Sachs mówi też o tym, że człowiek jest przykręcony w „imadle tęsknoty". Tęsknota może działać jak imadło, trzyma człowieka w niewoli. Być człowiekiem oznacza być pełnym tęsknoty, lecz jednocześnie oznacza, że:

„Niebo nad tobą

Pęka

Otrzymałeś błogosławieństwo".

Kto pozwoli się nagiąć ku Bogu w imadle tęsknoty, otrzyma Jego błogosławieństwo. Wówczas „rana, która jest naszym mieszkaniem" stanie się miejscem łaski, dzięki niej doświadczymy zbawczej bliskości Boga. Jakub, „zwichnięty przez tęsknotę", jest człowiekiem zranionym przez Boga. Lecz właśnie ze swoją raną, ze zwichniętym biodrem, stał się źródłem błogosławieństwa dla wielu ludzi. Bóg, wielokrotnie zmagający się z człowiekiem, prowadzi nas poprzez tęsknotę, której nie można złamać, do miejsca łaski, gdzie doświadczamy czułej miłości Boga, gdzie otacza nas Jego laska. Gdy jesteśmy zwichnięci przez tęsk­notę, stajemy się też źródłem błogosławieństwa dla świata.

Nelly Sachs wydała tomik wierszy pod tytułem „W mieszkaniu śmierci". Język tęsknoty może się rozwijać tylko wtedy, gdy czerpie z bliskości śmierci. Tęsknota ujarzmia śmierć, nie rozbija się o nią, lecz jest znakiem nowego początku. „Wszystko zaczyna się od tęsk­noty" - mówi Michał w „Eli", misterium na temat cierpień Izraela. Każde stworzenie przepełnione jest tęsknotą. Wszystko, co jest przepełnione tęsknotą, pokonuje śmierć. Jeszcze przed narodzeniem zaczyna się życie z tęsknotą, które nie kończy się wraz ze śmiercią, lecz dopiero w niej doświadcza spełnienia. Tęsknota bowiem tworzy wszystko na nowo, dotyka Tego, który czyni wszystko nowe.

ROZDARCIE MIĘDZY TYM I TAMTYM ŚWIATEM

Każdy nieuchronnie doświadcza w swym życiu rozczarowań. Każdy zna też uczucie, kiedy pragnienia się nie spełniają, kiedy nadzieja pryska jak bańka mydlana. Doświadczenia te są częścią życia. Na końcu zaś znajduje się realistyczne przekonanie, że nie jest znowu tak źle, kiedy nie realizują się nasze tęsknoty, wychodzą one bowiem poza ten świat i spełnią się całkowicie dopiero w chwili śmierci. Nie­zależnie od tego, czy zrealizuje się nasze pragnienie udanego życia, odniesienia sukcesów, posiadania ojczyzny, bezpieczeństwa, miłości bądź przyjaźni, to jawi się nam coś, co znajduje się po drugiej strony permanentnego ziszczania się tęsknot. Mimo to pragnienia i tęsknoty są częścią życia. Austriacka pisarka Maria Ebner-Eschenbach ukazała, co kryje się za brakiem nadziei: „Nie należy żałować tych, których tęsknoty się nie spełniają, lecz tych, którzy już ich nie mają". Maria Ebner-Eschenbach jest przekonana, że kto nie odczuwa tęsknoty, nie wie, czym jest życie.

Życie bez tęsknoty staje się drętwe, traci napięcie i sens. Nie ma już niczego, do czego człowiek mógłby dążyć. Człowiek pozbawio­ny celu w życiu będzie wprawdzie szedł dalej swą drogą, lecz straci orientację. Równie dobrze mógłby stanąć w miejscu. Wszystko jest tak samo bezsensowne - to, czy idzie, czy nie, czy do czegoś dąży, czy nie, czy. przyspiesza tempo, czy nie.

Istota człowieka polega na rozpięciu duszy między tym i tamtym światem, między uszczęśliwiającymi nas i jednocześnie rozczarowują­cymi doświadczeniami na tym świecie, a tęsknotą za absolutną miło­ścią i życiem. Człowiek, który tego doświadcza, naprawdę poznaje samego siebie.

SPEŁNIENIE W WIECZNOŚCI

W swoim życiu ciągle doświadczamy ograniczeń, niepowodzeń i przemijalności. Nasze szczęście jest ulotne, miłość nieszczę­śliwa, a życie śmiertelne. A jednak: „Wszelkie pragnienie dąży do wieczności, głębokiej wieczności", powiedział Nietzsche. Tęsknota za wiecznością jest tęsknotą za trwałym szczęściem, miłością i wiecz­nym spokojem. W relacji między czasem i wiecznością wyraża się rozdarcie między Bogiem a człowiekiem, niebem i ziemią, duchem i materią. Jako istoty zawieszone między niebem a ziemią, doświad­czamy i dotykamy tego rozdarcia. Żyjemy w czasie i wierzymy w życie wieczne; w spełnienie naszych tęsknot w wieczności. Biblia mówi, że nasze nadzieje i tęsknoty nie utkną w próżni, lecz że gdy umrzemy, Bóg obdaruje nas wieczną wspaniałością, której jeszcze żadne oko nie widziało i żadne ucho nie słyszało (por. 1 Kor 2,9).

Wieczność nie oznacza długiego czasu, lecz ma swoją własną jakość. Człowiek żyjący jedynie chwilą może doświadczyć tego, że w jego dni wedrze się wieczność, a czas ustanie. Takie chwile dają posmak wiecz­ności. Mistycy i mistyczki stale wspominali o takich przeżyciach związa­nych z wiecznością, a każde prawdziwe doświadczanie Boga jest także doświadczeniem wieczności. Kiedy człowiek trwa w jedności z Bogiem, jest również zjednoczony ze wszystkim, co żyje. W takich momentach czas zlewa się z wiecznością. W jednej chwili opadają wszelkie przeci­wieństwa, dochodzi do coincidentia oppositorum, o której wspomina Mikołaj z Kuzy, dostrzegając w niej istotę Boga. Kiedy człowiek poprzez kontemplację jednoczy się z Bogiem i stapia się z Nim, czas w tym momencie ustaje. Jest to chwila czystej teraźniejszości. Teraźniejszość zbiega się z przyszłością. Człowiek nie myśli już o przeszłości i nie robi planów na przyszłość. O takim momencie często trudno powiedzieć, ile trwa. Czas przestaje płynąć, ponieważ dotknął nas sam Bóg.

Człowiek - jak mówi św. Augustyn - jest w czasie, a czas jest w nim. Cierpi z jego powodu, bo czas jest dla niego wyrazem ciągłych zmian, nie ma w nim niczego stałego, niczego, co stoi w miejscu. W obliczu ciągłych zmian wznosi się tęsknota człowieka za wiecz­nością. Św. Augustyn mówi o niej w słowach: „Jesteś mi pociechą, Panie, mój Ojcze, który jesteś wieczny. Ja jednak tkwię w czasie i nie wiem, jak on się potoczy. Moje zagmatwane myśli i całe życie ducho­we rozbijają się, a w końcu rozpłynę się w Tobie, czysty, oczyszczony w żarze Twej miłości".

W życiu wiecznym czas łączy się z wiecznością, Bóg z człowie­kiem, a ziemia z niebem. Człowiek jest zdolny do udziału w wiecz­ności, żyjąc na świecie. Żyjąc chwilą, człowiek jednoczy się ze sobą, zagląda poza zasłonę świata i czasu, ma udział w wiecznym Bogu, w wieczności. Kiedy człowiek jednoczy się z Bogiem w miłości, czas przestaje płynąć, wdziera się w niego wieczność i życie w czasie nabie­ra cech wiecznej trwałości.

Papież Grzegorz Wielki stwierdził, że św. Benedykt dostrzegł cały świat w jednym jedynym promyku słońca. Buddyści mówią w tym przypadku o oświeceniu. Człowiek, który w oświeceniu dostrzega prawdę, spogląda poza czas. Wtedy wszystko staje się dla niego jednością. Doświadczając Boga, a tym samym Praprzyczyny całego świata, człowiek dotyka bezczasowego świadka, który w nim jest, duchowego ja, nie podlegającego czasowi. Każde głębokie prze­życie jest doświadczeniem czystego ja. Człowiek czuje smak tego, co jest. To nic innego, jak czyste ja po tamtej stronie czasu. Nie jest to oddzielenie podmiotu od przedmiotu. W takich momentach urzeczy­wistnia się to, co powiedział filozof Boecjusz: „Wieczność jest dosko­nałym skarbem nieograniczonego życia, danym nam w jednej chwili, obejmującej wszystko". Jest to spełnienie naszej tęsknoty.

NADZIEJA I ŚWIATŁO

Śmierć nie jest kresem naszej tęsknoty ani murem, od którego tęsknota się odbija. Przeciwnie: podstawowa zasada naszej wiary brzmi: nie ma śmierci, w której nie byłoby już zaczątków nowego życia, nie ma krzyża, którego następstwem nie byłoby zmartwych­wstanie, nie ma ciemności, w której nie świeciłoby już światło Wielka­nocy, ani cierpienia, w którym bylibyśmy pozostawieni samym sobie. Zapowiedź śmierci i zmartwychwstania jest też jednak apelem, aby nasza ogromna tęsknota za życiem była produktywna, aby powstawać mimo wszelkich przeszkód, jakie niesie życie, mimo niesprawiedli­wych struktur czy wielkiej liczby krzyży, codziennie wznoszonych. Śmierć i zmartwychwstanie Jezusa sprawiają, że akceptujemy cier­pienia naszych czasów, umacniamy tęsknotę za kresem tych cierpień, a jednocześnie uwalniamy się od zgorzknienia i rezygnacji. Są to ozna­ki nadziei.

Według C. G. Junga pomyślność naszego życia zależy od tego, jak traktujemy cierpienie. Do życia prowadzi nie masochistyczne krą­żenie wokół cierpienia, lecz przejście przez nie. Życie to najważniejsza nowina, przekazana nam przez Jezusa, który żąda od nas, byśmy słu­żyli życiu poszczególnych ludzi, życiu wspólnoty i wszelkiego stwo­rzenia. Wszędzie tam, gdzie zakwita tęsknota za życiem, pojawia się też i życie, o czym wspomina św. Jan w swojej Ewangelii.

ZAPOMNIENIE O SOBIE

W zmysłowości, w doświadczeniu radości wszystkimi zmysłami, tkwi tęsknota za wiecznością. Również w tym przypadku wieczność nie oznacza długiego czasu. Radości nie można bowiem odczuwać przez długi czasu. Kiedy człowiek zapomni o sobie i całko­wicie zagłębi się w tym, co czyni, co czuje, kim jest, wówczas w jednej chwili doświadczy wieczności. Całkowicie żyję chwilą, jeśli zdam się na doświadczenie zmysłów, kiedy na przykład patrzę lub zamieniam się w słuch i skupiam się tylko na jednej rzeczy. Kiedy skoncentruję się jedynie na zachodzie słońca albo na słuchaniu orkiestry symfo­nicznej, wykraczam poza to, co się dzieje i - mówiąc słowami mistrza Eckharta - „wchodzę w grunt bez dna". Wieczność to chwila, którą przeżywa się bardzo głęboko. Radość jest zniesieniem czasu i prze­czuwaniem wieczności. Doświadczenie wieczności, w przeciwień­stwie do doświadczenia materii, nie jest czymś czysto duchowym. W materii doświadczamy ducha, w przestrzeni - braku przestrzeni, a w czasie - bezczasowości. Żyć całkowicie chwilą oznacza według mnie całkowicie żyć zmysłami.

Wieczności nie można doświadczyć za pomocą określonej tech­niki. Umiejętność zapominania o sobie jest darem Boga. Człowiek potrafi odczuwać wówczas ową czystą obecność, a czas przestaje płynąć. Możemy nauczyć się uwagi i życia chwilą oraz ufać w to, że sam Bóg nas tego uczy. Kiedy Bóg ingeruje, czas przestaje płynąć, a człowiek odczuwa wieczność i zaspokaja swoją tęsknotę.

POCZUCIE TRANSCENDENCJI

Wszystkie religie znają postacie aniołów, posłańców Boga, któ­rzy głoszą człowiekowi Jego zbawczą obecność. Grecy mieli uskrzydlonego posłańca bogów - Hermesa. W większości religii anio­łowie są pomocnikami i uzdrawiającymi siłami wysłanymi do czło­wieka przez Boga. Teologia chrześcijańska, w oparciu o naukę ojców Kościoła, stworzyła naukę o aniołach - jednak w nowoczesnej teologii przez długi czas zaniedbywano ich znaczenie. Według niej aniołowie byli tylko uzależnionymi od czasu obrazami Bożej bliskości wobec człowieka. Jednak od lat dwudziestych znowu o nich słychać. Ankieta przeprowadzona przed kilkoma laty przez czasopismo „Focus" wyka­zała, że prawie 80% wszystkich Niemców, wierzących w Boga, ufa w moc swoich osobistych aniołów stróżów, a więcej niż połowa ludzi powyżej 14 roku życia szuka u nich pociechy, bezpieczeństwa, pew­ności i opieki. Otwartość współczesnego człowieka na aniołów bierze się chyba stąd, że ma on poczucie transcendencji. Tęskni za tym, aby w jego często bezlitosny świat interesów wszedł jakiś inny wymiar. Tęskni za światem bezpiecznym i lekkim, pięknym i pełnym nadziei. Aniołowie symbolizują udane życie, łaskę i czułość, której pozbawio­na jest krucha ludzka miłość, oraz otwierają nad człowiekiem niebo. Dla wielu ludzi Bóg jest daleki i niezrozumiały, zaś aniołowie są kon­kretnym odbiciem Boga w świecie. Dzięki nim człowiek dotyka swej duszy oraz jej kreatywnych i uzdrawiających mocy.

Słowo „anioł" pochodzi od greckiego „dngełos", czyli „posła­niec". Sw. Augustyn mówi, że powinniśmy rzadziej zastanawiać się nad istotą aniołów, a częściej nad ich zadaniem. Aniołowie są posłańcami Boga, który posyła ich do nas, aby nam zwiastowali nowiny, chronili, pomagali w konkretnych sytuacjach, uczyli nas postaw, które sprawią, że nasze życie będzie pomyślne. Oczywiście mimo wskazówek św. Augustyna teologia zastanawiała się nad istotą aniołów. Poucza ona, że aniołowie są istotami stworzonymi oraz siłami osobowymi. W języku potocznym te abstrakcyjne pojęcia oznaczają, że obecności aniołów można doświadczyć. Są widoczni i wyczuwalni. Aniołami mogą być ludzie, wkraczający w nasze życie w odpowiednim momencie, wska­zujący na coś, co staje się dla nas błogosławieństwem, przynoszący ratunek i pomoc, kiedy nie wiemy, jak sobie radzić. Również posłańcy senni są według tradycji aniołami. We śnie przemawia do nas anioł, a my możemy widzieć sny, zapisywać je i mieć przed oczyma. Aniołowie są wewnętrznymi impulsami naszej duszy. Czasami człowiek nie wie, skąd mu się biorą spontaniczne pomysły, by iść inną drogą, a potem przekonujemy się, że ta inna droga uratowała nam życie. Tego rodzaju spontaniczne pomysły to aniołowie, zesłani przez Boga. Nawet zmarli mogą stać się aniołami, towarzyszącymi nam w życiu.

Aniołowie są siłami osobowymi, to znaczy nie osobami w tra­dycyjnym znaczeniu, nie istotami indywidualnymi, które potrafiliby­śmy jasno rozpoznać i opisać, lecz mocami i siłami, zaś ich pojawienie się nie jest urojeniem. Aniołowie działają i dotykają nas, tzn. możemy ich spotkać, a oni pomogą nam na drodze poznawania własnej osoby. Aniołowie strzegą nas i kontaktują z istotnymi sferami naszej osobo­wości. Dzięki nim dotykamy własnej duszy oraz duchowego miejsca, w którym mieszka miłość i wolność. Może do tego dojść w snach, poprzez słowa, wypowiadane przez jakiegoś człowieka w odpowied­nim momencie, a także poprzez pomysły, przez które przemawia do nas anioł.

Biblia wspomina o aniołach, przychodzących człowiekowi z pomocą w konkretnych sytuacjach, np. anioł słyszący płacz dziecka (Księga Rodzaju 16), anioł budzący i podnoszący na duchu zrezygno­wanego Eliasza (1 Księga Królewska 19), anioł otaczający ochron­nym oddechem młodzieńców stojących w płonącym piecu (Księga Daniela 3). Rafał to anioł, uzdrawiający relacje między mężczyzną a kobietą oraz między ojcem i synem (Księga Tobiasza). Archanioł Michał, którego imię znaczy: „Któż jak Bóg?", walczy, abyśmy nie znaleźli się pod władzą ziemską, lecz aby sam Bóg nas uwolnił. Gabriel jest aniołem zwiastowania, zapowiada narodziny Jezusa oraz wskazuje to, co rozbłyskuje w nas jako nowe. W Nowym Testamen­cie aniołowie pojawiają się zwłaszcza przy narodzinach i przy zmar­twychwstaniu Jezusa. Anioł zwiastuje narodziny Syna Bożego i tym samym wnosi radość w życie prostych pasterzy. Aniołowie, chwalący Boga, wskazują na lekkość bytu. Przede wszystkim w sztuce baroku na ścianach kościołów malowano anioły, aby wskazać na czynnik ludyczny w naszym życiu. Do Jezusa przystępują aniołowie w scenie kuszenia (Mt 4,11), zaś jeden anioł służy Mu pomocą, kiedy bezsil­ny i pełen obaw przebywa na Górze Oliwnej (Łk 22,43). Aniołowie oznajmiają kobietom, że Jezus zmartwychwstał oraz zanoszą Łazarza na łono Abrahama. Aniołowie zaniosą także nas w kochające ramio­na Boga.

Nie musimy wierzyć w aniołów, gdyż można ich doświadczyć. Nadają oni coś człowieczego naszej relacji do Boga. Bóg posyła anio­łów w konkretnych codziennych momentach. Nie ma takiej sytuacji, która mogłaby się obejść bez anioła, w której bylibyśmy pozostawieni na pastwę losu. Dla nas, ludzi, jest to pocieszająca wiadomość, którą poeci i malarze głoszą dziś na nowo: „Lepszy żaden świat niż świat bez aniołów" (Ilse Aichinger).

CAŁY I ZDROWY

Niemieckie słowo „święty" ma związek ze słowami „zdrowy" i „cały". Można by rzec, że człowiek święty jest uleczony, cały, zrośnięty z pierwotną postacią, ukształtowaną przez Boga, i dotyka samego rdzenia Bożego. Człowiek taki ucieleśnia to wszystko, za czym tęsknimy.

Niektóre książki o świętych wyniosły ich na tak wysoki piedestał, że wydają się nam obcy. Święci nie są ludźmi doskonałymi, lecz takimi, którzy pokazali Bogu swoje słabości i wady oraz których ciemne strony zostały oświecone przez Boga. Święci nie byli bez wad, a w niejednym przypadku nie odznaczali się całkowitym zdrowiem psychicznym. Tak, jak i my, święci cierpieli z powodu swoich wad i słabości, lecz zaak­ceptowali siebie i oddali się na służbę Bogu. Dzięki temu ich - według naszych pojęć - chore cechy osobowości stały się źródłem błogosła­wieństwa dla innych ludzi. Ich rany zamieniły się w perły, jak to było w przypadku Hildegardy z Bingen. Być może w życiu świętych godne uwagi i doniosłe jest to, że poprzez swe rany stali się otwarci na Boga i wrażliwi na potrzeby ludzi, a jednocześnie pokorni wobec siebie. Czuli, że wszystko, co promieniowało świętością, nie było ich zasługą, lecz wyłącznie dziełem Bożym. Dlatego święci są symbolem nadziei, że nasze życie będzie pomyślne i że zostaną spełnione nasze tęsknoty.

Każdy z nas ma imię. W tradycji katolickiej rodzice wyszukują dla swych dzieci imiona świętych, którzy stają się ich patronami. Kiedy medytuję nad historią świętej czy świętego, której/którego imię noszę, poznaję siebie. Odkrywam w sobie sfery, do tej pory niezauważane. Zyskuję wiarę, że posiadam więcej możliwości, niż sobie przypisywałem. Dotykam mojego prawdziwego ja. Święci są obrazami, dzięki którym lepiej poznajemy samych siebie. Dają nam odwagę, aby zaakceptować siebie bez zastrzeżeń, nie tylko z własnymi wadami, lecz także z jasnymi stronami naszej osobowości, tkwiącymi w nas zdolnościami i możliwo­ściami. Święci inspirują nas, abyśmy podążali śladami naszej tęsknoty.

KOLEC MIŁOŚCI

Wstępując do klasztoru, wybrałem na swojego patrona św. Anzelma z Canterbury, który do dziś jest mi szczególnie bli­ski. Imię Anzelm oznacza: chroniony przez bogów. Według jednego z biografów, św. Edmara, św. Anzelma uważano za jednego z najbar­dziej uprzejmych ludzi swojej epoki. Jego życie naznaczone było kon­fliktami politycznymi i niepokojem. Był biskupem, lecz większość życia spędził na wygnaniu. Za wszystkimi konfliktami, w jakie został wciągnięty, kryła się prawdziwa tęsknota jego życia: wzlot serca i rozumu ku prawdzie, ku początkowi wszelkiego życia.

Anzelm zasłużył się też dla teologii modlitewnej - dzięki niemu to sformułowanie stało się pojęciem obowiązującym. Również jego nauka nosi cechy tej głównej intencji. Słynny jest początek proslogionu: „Powstań, mierny człowiecze, zostaw na chwilę swoje sprawy! Ukryj się na moment przed głośnymi myślami! Odrzuć dążące na tobie troski i wszystko, co cię rozprasza! Poświęć swój czas Bogu i spocznij w Nim! Powiedz Mu: 'Szukam, o Panie, Twojego oblicza' (Ps 27,8). Mój Panie i Boże, naucz moje serce, jak i gdzie ma Ciebie szukać, gdzie i jak można Cię znaleźć". Słowa te ukazują, jak głęboka była tęsknota Anzelma za oglądaniem Bożego oblicza, co znalazło swój wyraz w jego teologii.

Jego słynna dewiza brzmi: „Credo ut intelligam - wierzę, abym zrozumiał". Nie wystarczało mu samo przyjęcie prawd wiary. Chciał je przeniknąć swoim rozumem i pojąć. Jednak rozum nie jest dla niego ostateczną instancją. Wiara stanowi podstawę, na której może się oprzeć rozum, ona bowiem otwiera człowiekowi oczy, aby dostrzegał rzeczywistość taką, jaka ona jest.

Postać Anzelma jest dla mnie wyzwaniem, aby żyć bardziej świadomie. Nadal fascynuje mnie, jak bardzo tęsknił za tym, by ujrzeć oblicze Boga, znaleźć Go i zrozumieć. Jego sposób myślenia napędzany był tęsknotą za znalezieniem Boga i doświadczaniem Jego obecności. Jedna z jego najpiękniejszych modlitw brzmi następują­co: „Panie, naucz mnie szukać i ukaż się szukającemu; nie potrafię bowiem Cię szukać, jeśli mnie tego nie nauczysz i nie znajdę Cię, jeśli mi się nie objawisz. Pragnę Cię szukać z tęsknotą i poprzez szukanie podsycać ją; z miłością chcę Cię odnajdować i znajdując miłować Cię jeszcze więcej".

Anzelm uważał, że tęsknota wiąże się z szukaniem. Szukanie i tęsk­nota, znajdowanie i miłość - te cztery bieguny poszukiwania Boga są według Anzelma częściami jednej całości. Gdy szukam Boga, tęsknota za Nim przybiera na sile. Miłość Boga jest siłą napędową poszukiwań i znajdowania Go. A po znalezieniu Boga popycha ona człowieka do tego, aby Go jeszcze bardziej kochać. Szukanie i znajdowanie nigdy nie ustaną. Człowiek nigdy nie znajdzie Boga w tym stopniu, aby Go wię­cej nie szukać, nawet bowiem Bóg znaleziony umyka człowiekowi na nowo. Lecz poprzez szukanie, dotykanie i pochwycenie Boga wzrasta moja miłość, pobudzająca tęsknotę. I tak człowiek od nowa zaczyna poszukiwać Boga.

Dla mnie osobiście Anzelm jest do dziś ciągłym wyzwaniem, aby nie powtarzać abstrakcyjnych sformułowań, lecz uprawiać teologię serca i zaufać tęsknocie. Anzelm motywuje mnie, aby nie pozbawiać odwagi człowieka poszukującego, lecz ukazywać mu, że nie jest osa­motniony w swej tęsknocie za głębszą miłością. Poza tym Anzelm jest dla mnie bodźcem, aby nie dać zdeterminować się szokującym wie­ściom ani nie deprymować się skargami na obecne czasy, lecz zaufać Bogu, który przemienia serce człowieka i obdarza go pokojem nawet po długo trwających konfliktach.

Przesłanie jego życia brzmi następująco: Tęsknota wykracza poza ograniczone ego oraz relatywizuje problemy, z którymi się zmagamy. Uwalnia od przymusu zatrzymywania wszystkiego, co piękne i radosne. Możemy się z tego cieszyć, ale też od tego się odizolować.

Tęsknota pozwala nam zachować spokój pośród życiowych konfliktów - Anzelm musiał znieść wystarczająco dużo sporów i znie­sławień. Tęsknota jest w stanie pogłębić to, czego nie spełniają nasze oczekiwania. Konsekwencją nie jest wówczas frustracja ani smutek, lecz wewnętrzna swoboda i ufność.

Wszystko, co toczy się nie po naszej myśli, nie jest w stanie zniszczyć miłości i uprzejmości człowieka, który ufa swej tęsknocie, lecz tylko ją pogłębi i wzmocni. Kto ufa swej tęsknocie, doświadczy spokoju i pogody ducha.

CIERPLIWE CZEKANIE

Nowy Testament rzadko wspomina o tęsknocie, lecz za to często mówi o nadziei. Tradycja chrześcijańska uważa wiarę, nadzieję i miłość za trzy cnoty Boskie, w odróżnieniu od czterech cnót kardynalnych, które grecki filozof Arystoteles uznaje za warunek pomyślnego życia: sprawiedliwość, mądrość, męstwo i umiar. Nadzieja jest cnotą duchową, a więc warunkiem, który trzeba spełnić, aby życie ludzkie „liczyło się" przed Bogiem. W języku niemieckim słowo „cnota" pochodzi od słowa „przydawać się". Tęsknota nie jest uważana za cnotę, lecz siłę obecną w człowieku, bez względu na to, czy tego chce, czy nie, i jest jego siłą napędową. Według tradycji teologicznej nadzieja jest cnotą daną od Boga, sumiennością i siłą, do której Bóg nas usprawnia. W tęsknocie tkwi pełnia aktywności. Kształtuje ona świat, wychodzi bowiem z przekonania, że Bóg zgotował dla niego jakąś przyszłość. Ufa w to, że opłaca się bronić człowieka. Jest pewna, że Bóg przygotował dla ludzi dobrą przyszłość, lecz jednocześnie wie, że nasze świeckie nadzieje spełzną na niczym, jeśli nie ma w nich śladu ufności w jakieś większe dzieła.

Nadzieja przypomina tęsknotę, jest jednak czymś innym. Nadzieję cechuje zaufanie do przyszłości, ufność, że leży ona w rękach Boga i że On zaspokoi nasze największe tęsknoty. Nadzieja zawiera w sobie cierpliwe czekanie, aż Bóg urzeczywistni wszystkie złożone nam obietnice. Tęsknota zaś po prostu jest, czy człowiek tego chce, czy nie. Na nadzieję muszę się świadomie zdecydować. Jest to cnota, którą trzeba pielęgnować. Wbrew pesymistycznej postawie, zakładającej, że świat zmierza ku zagładzie, nadzieja jest zaufaniem, że Bóg prowadzi świat i ludzi ku spełnieniu, nawet jeśli towarzyszą temu klęski ludzkich wyobrażeń. Krzyż jest tego najwyraźniejszym znakiem. Daje on też nadzieję, że nawet w zagładzie błyszczy nowe życie.

Wspólny synod biskupstw katolickich, który odbył się w Republice Federalnej Niemiec w 1972 r., wydał dokument zatytułowany „Nasza nadzieja", odznaczający się optymistyczną wizją przyszłości i przekonaniem, że Kościół odgrywa ważną rolę w odbudowie bar­dziej ludzkiego świata. Dziś niewiele zostało z tej pełnej nadziei wizji. Główny autor tego dokumentu, Johann Baptist Metz, zainspirował się w swej teologii przemyśleniami żydowskiego filozofa, Ernesta Blocha, który swoje główne dzieło zatytułował „Zasada nadziei". Według Blocha nadzieja nie jest po prostu uczuciem, lecz „utopijną funkcją", pobudzającą człowieka do tego, aby wszystko, co przeżywa na tym świecie, postrzegał jako „pozór czegoś udanego". We wszyst­kim świeci coś nowego, czego jeszcze nie było. Głównym impulsem rozumowania Blocha jest tęsknota za tym, co on sam nazywa „jeszcze nie zaistniałą, nieudaną ojczyzną". Dialog między tęsknotą filozofa - ateisty a nadzieją wiary chrześcijańskiej może jeszcze dzisiaj działać ożywczo.

MOJE NADZIEJE

Nawet jeśli nadzieja i tęsknota to nie to samo, to są one ze sobą

w jakiś sposób związane, w tęsknocie bowiem czegoś się spo­dziewamy. Intensywnie dąży ona do czegoś, czego jeszcze nie ma. Jest siłą, wykraczającą poza istniejącą rzeczywistość. Może się łączyć z zaufaniem do przyszłości i dąży do jej urzeczywistnienia.

Moja tęsknota i moja nadzieja łączą się z wiarą w zmartwych­wstanie. Oznacza to, że już teraz należy powstawać z ciemności ku światłu, wyjść z ciasnoty na otwartą przestrzeń, z martwoty do życia, z grobu do postawy wyprostowanej.

Moja tęsknota i nadzieja odnoszą się do wspólnoty, w której panuje miłość Boga, a nie liczą się profity. Nadzieja oznacza, że pod panowaniem Boga doświadczymy wolności od nadużyć władzy. Wie­rzę w to i tęsknię za tym, aby w każdym z nas pojawiło się Królestwo Boga, abyśmy stali się sobą, uwolnili się od władzy własnego super-ego. Wierzę w to i tęsknię za tym, aby to Królestwo stało się widocz­ne w nowej wspólnocie oraz w stosunkach między ludźmi i światem, w dziełach stworzenia, które odzwierciedlają piękno Jego Stwórcy.

Moja tęsknota ufa w nastanie nowej duchowości, która dotyka ludzi i pozwala im skonfrontować się z ich wewnętrznym źródłem. Pozwala czerpać z tego źródła, abyśmy pracowali nad stworzeniem nowego świata, nie poddając się rezygnacji, i szerzyli w świecie miłość Boga.

Tęsknię także za językiem, który łączy ludzi, budzi ich do życia, umożliwia nową wspólnotę, mówi o tym, co niewypowiedziane i czyni słyszalnym to, czego nie słychać. Pragnę języka, budzącego życie, podnoszącego na duchu, dodającego odwagi, oczyszczającego i czyniącego nas wolnymi.

Wierzę we wspólnotę ludzką, która daje szansę pochylonym, aby się prostowali, trędowatym, by byli akceptowani, sparaliżowanym, by chodzili, niewidomym, by widzieli, a odrętwiałym i martwym, by powstali do życia. Wierzę, że w naszym grzesznym świecie nasta­nie zbawienie i zdrowie, że uleczone i zamienione w perły zostaną wszystkie rany i że Bóg przemieni naszą historię krzywd w historię zbawienia.

Wierzę w nową ziemię i nowe niebo, w nowe stworzenie, które nastanie nie dopiero po mojej śmierci, nie na końcu świata, lecz już teraz. Wierzę w to, że Bóg za naszego życia stworzy nową rzeczywi­stość, nową wspólnotę, nową równość między ludźmi.

Wierzę, że odnajdziemy samych siebie, nasze prawdziwe ja, autentyczny i pierwotny obraz, jaki Bóg ma o każdym z nas.

Wierzę, że dzięki temu w sercach ludzkich wzbudzi się nadzieja, pojednanie, pokój i miłość.

Wierzę, że obcy sobie ludzie doświadczą miłości i zaczną nią żyć, miłości, która nie będzie sobie rościć żadnych praw do posiada­nia, która swobodnie płynie i oczarowuje ludzi, która pozostawia po sobie nowy posmak życia.

Wierzę, że miłość nie wystygnie, lecz będzie jej w nadmiarze.

Wierzę w miłość przezwyciężającą śmierć

V ZAKOŃCZENIE

NAJPIĘKNIEJSZE NA KOŃCU

Piękny wiersz, tureckiego poety Nazima Hikmeta pokazuje, że tęsknota daje nam nowe spojrzenie na to, co postrzegamy:

„Najpiękniejsze morze to takie,

którego jeszcze nie widzieliśmy.

Najpiękniejsze dziecko spoczywa jeszcze w bezpiecznej kołysce.

Najpiękniejsze dni to te,

których jeszcze nie przeżyliśmy.

A najpiękniejsze słowa, jakie chciałbym ci powiedzieć to te,

których jeszcze nie wypowiedziałem".

Dla człowieka, który postrzega rzeczywistość oczami tego tureckiego liryka, świat będzie miał zawsze w pogotowiu nowe nie­spodzianki. Taki człowiek nigdy nie będzie się nudził w fotelu. We wszystkim widzi to, czego jeszcze nie zauważył. Tęskni za tym, aby dostrzec niewidzialne, przeżyć to, czego jeszcze nie przeżył i wypo­wiedzieć to, co jeszcze nie zostało powiedziane. We wszystkim, co przeżywa, doświadcza obietnicy i objawienia tego, czego jeszcze nie było.

Osobiście nie spotkałem się z lepszym zakończeniem książki niż ostatnie słowa tego krótkiego wiersza: „A najpiękniejsze słowa, jakie chciałbym ci powiedzieć to te, których jeszcze nie wypowiedziałem". Nie zatrzymuję tego, co najpiękniejsze, bo po prostu tego nie znam. Wiem tylko, że istnieje piękno. W pisaniu i w mowie tęsknię za tym, co najpiękniejsze, za słowami, otwierającymi oczy na tajemnicę Boga, za kluczem do drzwi rzeczywistości, w której może na nowo zabły­snąć tajemnica i piękno Boga. Pisanie jest dla mnie poszukiwaniem tego, co najpiękniejsze, co sprawia, że moje i twoje życie staje się blaskiem, lecz jeszcze tego nie znalazłem. Czuję się podobnie, jak ów turecki poeta Nazim Hikmet. Dlatego piszę dalej i życzę nam wszystkim, abyśmy czytali oczyma tęsknoty, aby kiedyś zaświeciło nam w jakimś słowie to, co najpiękniejsze, co każde życie zanurza w nieopisanym pięknie Boga.

Życzę Czytelnikom i Czytelniczkom tej książki, aby doświad­czyli na sobie uskrzydlającego, wyswobadzającego, leczącego i dają­cego pokój działania tęsknoty. Życzę każdemu, aby pozwolił sobie na te myśli, aby dotknął tęsknoty w swym sercu i czuł się przez nią ożywiony, nie osłabiony, aby miał poczucie własnej godności, której nikt mu nigdy nie zabierze. Tęsknoty bowiem nic nie jest w stanie pokonać. Żyje ona nawet w przypadku największej klęski. Utrzymuje nas przy życiu, daje prawdziwą wolność i niezniszczalny spokój. Jeśli prawdą są słowa Saint-Exupery'ego, że tęsknota za miłością już jest miłością, to tęsknota wypełni nas swoją miłością, której nie mogą zniszczyć konflikty i troski codziennego życia.

1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anselm Grün OSB - Opowiadanie - Przyjazn, religia, Anselm Grun
Anselm Grün OSB - Doświadczyć Boga całym sobą, religia, Anselm Grun
Anselm Grün OSB - Granice..., religia, Anselm Grun
Anselm Grün OSB - Opowiadanie - Przyjazn, religia, Anselm Grun
Autosugestia- jak myśleć pozytywnie.(Anselm Grun OSB
Książka o tęsknocie Anselm Grün ebook
Książka o tęsknocie Anselm Grün ebook
Każdy ma swego anioła Anselm Grun
Anselm Grün OSB Eucharystia Przemiana i zjednoczenie
Anselm Grün OSB W połowie drogi
GrĂĽn Anselm OSB PoraĹĽka Nowa szansa
Grün Anselm OSB Jezus droga do Wolności

więcej podobnych podstron