W drugiej części chcę rozwinąć temat intrygujących odkryć profesora Ernesta Muldaszewa.
Cofnijmy się jednak do czasu, w którym Muldaszew dokonał ważnego odkrycia, które doprowadziło go ostatecznie do tajemnicy Samadhi.
Ernest Muldaszew natknął się przed kilku laty na ciekawe zjawisko. Okazało się, że cornea - a więc rogówka oka o kształcie klepsydry - u wszystkich ludzi na kuli ziemskiej ma taką samą wielkość. Niezależnie, czy chodzi o niemal dwumetrowego mężczyznę, czy o dziecko - jest to jedyny organ o dokładnie tych samych wymiarach. Badania Muldaszewa na ponad tysiącu pacjentów wykazały, że cornea rośnie tylko do czwartego roku życia, a potem nie zmienia już wielkości.
Zainteresowania profesora sięgają jednak dalej. Poszukiwał mianowicie możliwości diagnozowania chorób - zarówno somatycznych, jak i psychicznych - na podstawie wyglądu części wokółocznej twarzy. Przebadał w tym celu 1500 osób, fotografując wraz z zespołem okolice oczu, w nadziei na odnalezienie na fotografiach pewnych zależności o charakterze geometrycznym.
Dzięki wsparciu programu komputerowego, wyświetlającego na ekranie zdjęcia oczu i analizującego ich geometrię, udało się osiągnąć przełomowy wynik. Zespół Muldaszewa stworzył procedurę, która - opierając się na stałych rozmiarach rogówki - tylko na podstawie wyglądu okolic oczu pozwala nie dość, że diagnozować psychiczny i fizyczny stan danej osoby, ale także zrekonstruować wygląd całej głowy - a więc formę i wielkość czaszki. Na podstawie materiału zebranego od 1500 zbadanych osób udoskonaliliśmy tę metodę. Nie osiągnęliśmy wszakże zbyt dużej dokładności, ponieważ odkryliśmy łącznie 22 cechy geometryczne, natomiast obydwa czworokąty przedstawiają tylko dwie z nich ... Ponieważ indywidualne parametry geometrii oka powiązane są z charakterystyką geometryczną rysów twarzy, a nawet niektórych innych części ciała, możliwe jest odtworzenie zewnętrznego wyglądu człowieka na podstawie układu oczu.
Średnica rogówki jest jedyną stałą wielkością ludzkiego ciała, będąc jednocześnie punktem odniesienia dla wszystkich wymiarów w geometrycznym wykresie układu wzrokowego.
Można wyobrazić sobie liczne możliwości praktycznego wykorzystania geometrii oka:
1. identyfikowanie osób,
2. rekonstrukcja wyglądu zewnętrznego człowieka,
3. określanie charakterystyki mentalnej,
4. obiektywna analiza uczuć i doznań psychicznych,
5. diagnoza schorzeń psychicznych i somatycznych,
6. określanie narodowości,
7. studia nad pochodzeniem ludzkości.
Opierając się na takich podstawach, Muldaszew wraz z zespołem poszukiwali dalej. Udało im się ustalić narodowość względnie rasę osób, których oczy sfotografowali. W swojej książce profesor opisał szczegółowo, w jaki sposób studiował i analizował różne rasy ludzkie, aby - posługując się odkryciami z zakresu geometrii oka - wyjaśnić pochodzenie ludzkości.
Doktor Muldaszew i jego pracownicy przebadali wszystkie 35 znanych ras (wg klasyfikacji A. Jarcho) i doszli do następujących wniosków: Nasze prace, dotyczące geometrii oka wykazały ostatecznie - obok kilku innych hipotez - że ludzkość rozwinęła się ze wspólnego pnia, z genów praprzodków. Źródła należy poszukiwać w Tybecie.
Muldaszew powziął więc w wyniku swoich badań przekonanie, że korzenie ludzkości znajdują się w Tybecie. Bazując na tej teorii skoncentrował uwagę na obszarze Himalajów, gdzie dokonał kolejnego zdumiewającego odkrycia. Jeden z przyjaciół okulisty pokazał mu wykonane przez siebie zdjęcie pary oczu, których rysunek przedstawiony jest - jako tzw. wizytówka - na każdej tybetańskiej świątyni.
Jeszcze tego samego dnia Muldaszew rozpoczął analizę wizerunku. Wprowadził go do swojego komputera, zbadał pod kątem opracowanych wcześniej parametrów i stworzył następującą rekonstrukcję głowy (patrz rysunek poniżej).
Doktor Muldaszew w następując sposób opisał wyniki pierwszej analizy:
Od razu rzuca się w oczy brak nasady nosa, zawsze obecnej na zdjęciach "normalnych" par oczu. O czym może świadczyć ten brak? Wiadomo, że u współczesnego człowieka nasada nosa zasłania wewnętrzną część pola widzenia. Zewnętrzny kąt widzenia wynosi 80 do 90 stopni, ale wewnętrzny tylko 35 do 45 stopni. Dlatego człowiek dysponuje zdolnością widzenia stereoskopowego (za pomocą obu oczu jednocześnie, dzięki czemu jest w stanie ocenić trzy wymiary obiektu i odległość odniego) we wszystkich kierunkach tylko w zakresie 35-45 stopni, a nie 80-90 stopni. Ta niedoskonałość przy świetle dziennym w niczym nie przeszkadza, przy sztucznym świetle nabiera nieco znaczenia, ale dopiero przy oświetleniu o barwie czerwonej naprawdę daje się we znaki, bowiem utrudnia orientację w przestrzeni. Gdyby nie istniała przeszkoda w postaci nasady nosa, ludzie widzieliby obuocznie, w obrębie 80-90 stopni, we wszystkich kierunkach, co ułatwiałoby orientację w przestrzeni oświetlonej czerwonym światłem.
Muldaszew postawił więc sobie pytanie, czy posiadacz tej niezwykłej pary oczu żył w środowisku, w którym był wystawiony na działanie czerwonego światła? Studiował stare księgi i odnalazł u Nostradamusa wzmiankę, że mieszkańcy legendarnego lądu - Atlantydy - żyli w środowisku o czerwonej barwie: czerwone było tam niebo, drzewa miały kolor nasyconej czerwieni itd. Nostradamus wyjaśniał to zjawisko w swoich pismach tzw. przeskokiem bieguna Ziemi, na skutek którego doszło do przesunięcia osi planety i do zmiany barwy nieba. Wszystko zdawało się więc wskazywać, że malowidła na ścianach tybetańskich świątyń przedstawiają parę oczu istoty należącej do wymarłej cywilizacji - oczy Atlanta! Dr Muldaszew pisze dalej:
Po drugie - uwagę przyciąga niezwykły kształt górnej powieki wizerunków ze świątyń. Podczas gdy powieki współczesnych ludzi mają formę wyraźnego łuku, na powiekach z malowideł widać pośrodku uwypuklenie, centralnie nad źrenicą.
O czym może to świadczyć? Przede wszystkim o tym, że szczelina pomiędzy powiekami nie była całkowicie zamykana, ponieważ nie pozwalała na to wypukłość górnej powieki.
W tym wypadku oczy zachowywały zdolność widzenia poprzez boczne obszary.
Jako że brak nasady nosa pozwalał na postrzeganie stereoskopowe w całym zakresie pola widzenia, posiadacz tak niezwykle zbudowanego narządu wzroku mógł widzieć nawet przy zamkniętych oczach.
Jeszcze jedna cecha zagadkowej pary oczu wprawiła okulistę w osłupienie: Wygięte na dół i do wewnątrz kąciki oczu. Taka budowa powoduje wzmożone wydzielanie łez, co jest konieczne do utrzymania odpowiedniej wilgotności mimo szybszego wysychania przy niedomkniętej powiece.
Czym wyjaśnić niepełne zamykanie oczu i powiązane z tym stałe zachowanie orientacji wzrokowej? Doktor Muldaszew znalazł jedno tylko rozwiązanie tej zagadki: konieczność ochrony wrażliwej rogówki przy szybkim pływaniu pod wodą! U Nostradamusa naukowiec przeczytał na temat Atlantów, że potrafili oni długo przebywać pod wodą, zakładali nawet i uprawiali podwodne plantacje. Profesor tak oto wyjaśnia swoje dalsze przemyślenia:
Po trzecie, na wizerunkach z tybetańskich świątyń w miejscu nosa widnieje spiralny otwór. Cóż to takiego? Jeżeli Atlanci rzeczywiście żyli częściowo pod wodą, otwór ten mógł spełniać rolę wentyla oddechowego. Podobne otwory, służące do oddychania, występują u ssaków morskich (np. delfinów, wielorybów) i w odróżnieniu od zwykłego nosa skutecznie zapobiegają dostawaniu się wody do dróg oddechowych przy zanurzeniu pod powierzchnią.
Po czwarte: na świątynnych malowidłach, pośrodku nad oczami widoczne jest znamię o kształcie kropli, mniej więcej w tym miejscu, gdzie hinduskie kobiety robią na czole tradycyjną kropkę. Znamię to przedstawia prawdopodobnie hipotetyczne "trzecie oko".
Wiadomym jest (potwierdzają to badania embriologiczne), że niegdyś, w zamierzchłych czasach, u ludzi występowało trzecie oko. Homo sapiens posiada już tylko szczątkowy jego ślad w postaci gruczołu szyszynki, ukrytego głęboko we wnętrzu mózgu. Przyjmuje się na ogół, iż trzecie oko było organem bioenergetycznym (umożliwiającym telepatię itp.) i źródłem "nadprzyrodzonych" (dla dzisiejszego człowieka) umiejętności: zdalnego transferu myśli, wpływania na grawitację, leczenia chorób itd.
Powstaje jednak pytanie: jeżeli na ścianach świątyń rzeczywiście przedstawiono oczy Atlantów, dlaczego znajdujemy je właśnie w Tybecie? Ernest Muldaszew i jego asystenci znaleźli wytłumaczenie tego faktu. Szczegółowy opis zawarty w jego obszernej książce postaram się streścić na kilku stronach. Naukowcy zabrali ze sobą wizerunek zrekonstruowanej głowy (ryc. 13) i wyruszyli na ekspedycję w Himalaje, zaczynając od Indii, przez Nepal, aż do Tybetu. Spotykali przedstawicieli różnych klasztorów i przeżywali jedną niespodziankę za drugą. Wszyscy, którym pokazywano komputerową symulację, nie okazywali wcale zdziwienia czy niedowierzania, lecz zdawali się od razu wiedzieć, o co chodzi. Na przykład hinduski mnich, swamin Daram zapytał od razu: Czy znaleźliście jego ciało w górach? Albo w morzu? Dr Muldaszew wyjaśniał zawsze - również innym "wtajemniczonym" - że stworzył ten obraz na podstawie parametrów geometrycznych oczu namalowanych na świątynnych ścianach.
Krótko mówiąc, wszyscy mędrcy, których odwiedziła ekspedycja, wiedzieli najwyraźniej, kim jest istota z ilustracji, ale żaden nie chciał udzielić konkretnych informacji. Wszystko, co udało się ustalić profesorowi podczas tej i innych podróży, można podsumować następująco:
Wygląd stworzenia nie został zrekonstruowany bezbłędnie. Jest to istota nie należąca do naszej cywilizacji, lecz jednej z poprzednich. Zanim na Ziemi wydarzył się kataklizm, znany - chociażby z Biblii - jako potop, istniały już wysoko rozwinięte kultury - Atlantów, przed nimi Lemurian, a wcześniej jeszcze inne. Atlanci, Lemurianie, a także nieliczni ludzie posiadają (względnie posiadali) zdolność przechodzenia w stan świadomości zwany samadhi, który polega na wyhamowaniu do zera procesów życiowych w organizmie i konserwowaniu w ten sposób ciała.
Starszy opiekun jaskini samadhi wyjawił także, że w jaskini znajdują się istoty z wydłużoną ku tyłowi czaszką. Takie fenomeny odnotowywano nie tylko w Tybecie. Głowa na zdjęciu po lewej - to egipska królowa Nefretete, czaszkę po prawej stronie znaleziono w Boliwii, a więc w Ameryce Południowej. Czy to przypadek? Poniżej ryt naścienny (zwróćcie także uwagę na kształt głowy dziecka po lewej stronie).
Doktor Muldaszew zebrał podczas swoich podróży sporo informacji na temat poprzednich cywilizacji (podobno były aż 22). Cywilizacje te osiągnęły bardzo wysoki poziom techniczny, zostały jednak zniszczone albo przez kosmiczne katastrofy albo wskutek autodestrukcji. Te same katastrofy (uderzenie meteorytu, zlodowacenie itp.) zmieniły również klimat na naszej planecie, zatem wygląd kolejnych generacji humanoidów zmieniał się, gdyż musieli dopasować się do zmodyfikowanych warunków.
Niewiele wiadomo na temat cywilizacji przedatlantydzkich. Nieco danych zawierają publikacje Rudolfa Steinera i Heleny Blavatzky. Istniał podobno ląd zwany Hyperborea, położony w miejscu dzisiejszego bieguna południowego. W zamierzchłych czasach gęsto zaludniona była Grenlandia. Tam, gdzie dziś rozciągają się wyspy Japonii, znajdowało się tzw. Imperium MU, natomiast Lemuria leżała gdzieś na Oceanie Spokojnym. Przyjmując, że Ziemia poruszała się wówczas po innej orbicie, czego rezultatem była również odmienna od obecnej siła grawitacji, można wysunąć przy puszczenie, że istoty zamieszkujące naszą planetę wyglądały inaczej od dzisiejszych ludzi - były większe i miały być może odmienną od naszej charakterystykę fizyczno-psychiczną. Żyły w tym samym czasie co dinozaury, na co wskazują różne znaleziska archeologiczne.
Zdaniem Muldaszewa pierwsi Lemurianie byli ogromnego wzrostu (do 20 metrów), mieli cztery ręce i dwie twarze, przy czym tylna posiadała w pełni rozwinięte trzecie oko. Późniejsze generacje upodobniły się już bardziej do Atlantów - dwie ręce, jedno oblicze, trzecie oko ukryte we wnętrzu czaszki. Potomkowie Lemurian, nazwani przez Muldaszewa Lemuro-Atlantami, osiągnęli bardzo wysoki poziom rozwoju technicznego, podejmowali loty kosmiczne i żyli w zgodnym sąsiedztwie z Lemurianami.
Jeśli chodzi o opis wyglądu Lemurian, podchodzę do niego sceptycznie, zwłaszcza w kwestii ich rzekomych czterech ramion i dwóch twarzy. Dr Muldaszew, podając te informacje, powołuje się na doniesienia Heleny Blavatzky.
Konkretniejsze dane posiadamy na temat Atlantydy. Ten wielki kontynent-wyspa stopniowo pogrążał się w oceanie. Ze względu na położenie tego lądu i panujący tam klimat - bardzo ciepły i wilgotny - tamtejsza flora wyraźnie różniła się od znanej nam. Wiele gatunków rosło pod wodą, a sami Atlanci wykształcili cechy pozwalające na egzystencję zarówno na lądzie, jak i pod wodą (błony pomiędzy palcami i wspomniane już wcześniej szczegóły budowy oczu i nosa). Niebo miało wówczas czerwonawe zabarwienie, zaś Atlanci skonstruowali niezwykłe maszyny latające, które dziś nazwalibyśmy latającymi talerzami - pojazdy poruszane pewnego rodzaju napędem antygrawitacyjnym.
Mieszkańcy tego kontynentu dysponowali "ukierunkowaną energią mentalną" (zdolność telekinezy), która umożliwiała im manipulowanie przedmiotami za pomocą siły myśli, podobnie jak Uri Geller i dzieci-media, które spotkałem na Hawajach, potrafią zdeformować przedmioty na odległość lub unieść je w powietrze. Atlanci używali tej mocy do wznoszenia budowli. Piramidy w Gizie to prawdopodobnie ostatnie wielkie pomniki Atlantydy.
Niezwykła potęga Atlantów i znajomość praw natury bywała jednak wykorzystywana również w destrukcyjny sposób. Poprzez krzyżówki genetyczne wyhodowano zmutowane istoty, część ludności cierpiała pod uciskiem. Wreszcie doszło do katastrofy - olbrzymi potop dotknął większą część kuli ziemskiej. Fala zmiotła z powierzchni ziemi miasta Atlantów, a główna część kontynentu pogrążyła się w odmętach.
W literaturze przedmiotu znaleźć można najróżniejsze próby wytłumaczenia przyczyn katastrofy: uderzenie ciała niebieskiego, eksperymenty z bronią jądrową, ingerencja istot pozaziemskich albo powtarzające się co 13 tysięcy lat przesunięcie biegunów ziemskich. Spekulacjom nie ma końca. W każdym razie niektórzy mieszkańcy Atlantydy przeżyli i osiedlili się na innych lądach, gdzie przez tysiąclecia dostosowywali się do nowych warunków, m.in. zmieniał się ich wygląd. Inni z kolei weszli w stan samadhi : do dziś przebywają we własnym ciele. Wielu Atlantów schroniło się w najwyższych górach naszej planety, gdzie nie dotarła fala powodziowa. Rozmówcy profesora wyjaśniali mu, że część z nich ukryła się w jaskiniach Himalajów, inni zaś pod piramidami w egipskiej Gizie.
Sam słyszałem o podobnych historiach w Karpatach (mówi Jan van Helsing), jednak najbardziej znane pochodzą z Andów. W Andach znajduje się system tuneli; podczas moich podróży na Jukatan, do Meksyku i Belize spotkałem osoby, które potwierdzały, że niektóre z tych podziemnych miast wciąż są zamieszkane. W 1999 roku pojechałem do Peru i Boliwii, w 2001 roku razem ze Stefanem Erdmannem do Brazylii, a w 2002 roku do Chile, przy czym wszystkie te podróże służyły poszukiwaniom informacji o systemach podziemnych tuneli. Zarówno w Peru, jak i w Brazylii uzyskaliśmy całkowite potwierdzenie naszych teorii.
Inni Atlanci żyją obecnie w głębinach oceanu i doskonale przystosowali się do wodnego środowiska.
Ernest Muldaszew usłyszał też od tybetańskich mędrców o tak zwanych prorokach świata, czyli ludziach żyjących od tysięcy lat, którzy co parę stuleci "budzą się" ze stanu samadhi, aby przekazać światu swą wiedzę, a następnie na powrót "zasypiają". Pod koniec stulecia zniknę z Europy i udam się w Himalaje. Muszę wypocząć, odnowić siły ale po kilku dziesięcioleciach znowu dam o sobie znać - dokładnie za 85 lat ponownie skupi się na mnie uwaga ludzi.
To słowa tajemniczego człowieka Hrabiego Saint Germaina, który widywany był wielokrotnie na przestrzeni wieków na całym świecie. Prawdopodobnie on również korzystał z korzyści wynikających z Samadhi.
Prześledźmy jednak dalej informacje zebrane przez Muldaszewa. Mamy więc do czynienia z istotami, które co kilka wieków wychodzą z samadhi i pojawiają się wśród nas. Podobnie uczy historia na temat kolejnych wcieleń Buddy. Pierwszy Budda nazywał się Tonpa Shenrab, objawił się przed 18013 laty w Tybecie, w kraju zwanym Shambhala i przekazywał ludziom duchowe przykazania. Jego śladami podążały kolejne wcielenia Buddy. Z głoszonych przez niego nauk dowiadujemy się, że na Ziemi pojawi się 1002 proroków. Ilu z nich już nawiedziło naszą planetę, nie wiadomo, natomiast Buddę po raz ostatni widziano przed 2044 laty. W relacjach z tamtych czasów zwraca uwagę opis jego niezwykłego wyglądu, 32 cechy, które odróżniały go od "normalnych" ludzi. Najważniejsze z nich to:
• błony między palcami dłoni i stóp (prawdopodobnie służyły do pływania),
• brak podbicia na stopach,
• ramiona sięgały aż do kolan,
• męski organ płciowy ukryty w fałdach skóry, niewidoczny na zewnątrz,
• złote zabarwienie skóry,
• białe loki ze srebrnym połyskiem,
• na głowie okrągła wypukłość,
• długi język, którym dosięgał uszu i nasady włosów,
• 40 zębów bez przestrzeni między zębowych
Taki opis, o ile odpowiada prawdzie, wskazuje, że Budda albo należał do jednej z prehistorycznych cywilizacji (Atlantów lub Lemurian), albo też był przybyszem z innej planety.
Skąd takie wnioski?
Spójrzmy na ciało przedstawione na fotografiach z klatek filmu poniżej.
Zdjęcia te przedstawiają rzekomo kosmitę, który zginął w katastrofie pozaziemskiego statku kosmicznego w 1948 roku w Roswell, w stanie Nowy Meksyk. Od razu zwróciło moją uwagę, że męskie narządy płciowe zakryte są fałdem skórnym, przez co zwłoki wyglądają na pierwszy rzut oka na kobiece. Taka sama cecha pojawia się w opisie wyglądu Buddy. Głowa z niewielkimi uszami i dużymi oczami przypomina zaś bardzo Atlanta z ilustracji.
Postawmy kilka zasadniczych pytań. Do czego mógłby służyć genetyczny rezerwuar? Odpowiedź na te pytania jest dla prof. Muldaszewa jasna: cielesna forma kształtowała się długo w procesie ewolucji, dostosowując się do zewnętrznych warunków panujących w otoczeniu. Dusza potrzebuje przecież ciała, by uczestniczyć w "grze życia" w materialnym świecie. Dlatego sensowniejsze wydaje się przechowanie ciała niż stworzenie go od nowa. A poza tym każda komórka zawiera przecież w sobie wspomnienia przeszłości.
Tak więc samadhi jest swego rodzaju szalupą ratunkową dla ludzkości, bowiem w tym stanie przez stulecia można przechowywać powłoki cielesne i w razie potrzeby odtworzyć cywilizację. Wiele cywilizacji uległo już zagładzie i za każdym razem ludzie budzący się ze stanu samadhi tworzyli zalążek "nowej ludzkości". Również nasza obecna kultura znajduje się tuż przed szczytowym momentem swojego rozwoju, który zbiegnie się w czasie z "oczyszczeniem", jak zgodnie twierdzą proroctwa z różnych okresów dziejów i wszelkich części świata. Wszystkie te przepowiednie podają też, że dzieje Ziemi rozpoczną się od nowa, donosząc także - co ciekawe - o technologiach przyszłości, lotach kosmicznych i kontakcie z istotami zamieszkującymi wnętrze globu.
Opracowanie: Jarosław Konopczyński
Źródła: www.wikipedia.org, www.logonia.org, Jan van Helsing - "Ręce Precz od tej książki"