08 Szalona, HistorieKatD


0x08 graphic
..!.. Szaleństwo pierwsze ..!..

Jej otępienie (...)

Pierwsze, ranne ptaki zaczęły nieśmiało odzywać się wśród konarów drzew. Kilka małych sikorek przeleciało nad leśną dróżką, która równie dobrze mogła służyć zarówno zwierzętom, jak i ludziom. Szlak prowadził na dużą polanę, rozciągającą się przed ogromnymi, szarymi skałami potężnej góry. Z jednej strony, spod śliskich od wilgoci skał wypływał czysty, krystaliczny strumień, z cichym szmerem wijąc się między drzewami, znikał w leśnych ostępach.

Niedaleko źródła, bijącego ze skał, w szarym bloku dobry obserwator mógł dostrzec cienką szczelinę. Bruzda nie wyróżniała się niczym szczególnym, sięgała jakiś dwóch metrów w górę od podłoża i była niemal idealna z podobnymi jej szczelinami wokoło. Jedynie naprawdę zdolny shinobi mógłby powiedzieć, że nie jest do zwykła rysa skalna. Szczelina bowiem opatrzona była potężnymi jutsu oraz ogromną ilością chakry.

Znający odpowiedni szereg pieczętowania, mogli otworzyć tajne przejście, które pozwalało rozstąpić się skałom przy pęknięciu. Ukazany w ten sposób korytarz w skale nie był jednak nadmiernie zachęcający. Ciemne, wilgotne ściany roiły się od pająków, które rozciągały swoje sieci ponad głowami ewentualnych przechodniów. Małe odłamki skał chrzęściły nieprzyjemnie pod nogami, sprawiając, że po plecach przechodził nieprzyjemny, zimny dreszcz.

Kiedy jednak przeszło się kilkanaście metrów wijącym się korytarzem, można było dostrzec widok zupełnie odmienny od poprzedniego. Długi, ale jasny korytarz wyłożony był ciemnymi panelami. Proste ściany wyłożone były jasnym drewnem, a brak okien rekompensowały jasne, niemal bijące naturalnym światłem lampy, poumieszczane co kilka metrów, pomiędzy zrobionymi z ciemnego drewna drzwiami. Z długiego korytarza wychodziło kilka mniejszych, a na końcu tunelu można było bez problemu dostrzec duże, szare drzwi zbudowane z czystego metalu z żelaznymi okuciami. Mimo że nigdzie nie było widać ani jednego okna, powietrze w korytarzu było świeże jak to, którym można było oddychać na polance przed skałami.

Jedne z drzwi na korytarzu otworzyły się i ze środka wyszła niewysoka, być może szesnastoletnia blondynka. Jasne włosy były nieporządnie spięte w kucyk, a szeroka bluza, którą dziewczyna narzuciła na siebie, na pewno nie była przeznaczona dla niej. Blondynka ziewnęła i przetarła zaspane, szare oczy. Podeszła do kolejnych z drzwi, na których wymalowany był na biało znak zbudowany z koła i trójkąta i zapukała do nich.

Mimo że nie usłyszała żadnej odpowiedzi, nacisnęła klamkę i weszła do środka. W pomieszczeniu było ciemno, ale dziewczyna szybko odnalazła włącznik i zaświeciła światło. Ledwie co to zrobiła, do jej uszu doszedł niezadowolony pomruk ze strony, gdzie stało duże łóżko. Czerwona pościel była nieporządnie ułożona, a w jej jedną część wtulał się białowłosy chłopak. Szarooka podeszła do łóżka i wdrapała się na nie, siadając obok mężczyzny.

-Hidan... - zamruczała, ciągnąc białowłosego za ramię. - ...obudź się.

Chłopak otworzył oczy, ukazując światu fioletowy kolor swoich tęczówek. Spojrzawszy na dziewczynę, zamruczał coś niechętnie i naciągnął pościel na głowę.

-Jeszcze jest noc, Katuś - burknął. - Idź spać...

-Hidan, jest już po ósmej - zauważyła dziewczyna.

-Jeszcze wcześnie - skwitował.

Blondynka zrobiła niezadowoloną minę i zszedłszy z łóżka, zdarła pościel z Jasnisty. Chłopak zerwał się z łóżka i usiadł na nim ze złością.

-Kat! - warknął.

Dziewczyna wypuściła tylko z ręki pościel i szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w Hidana. Chłopak po chwili zaczerwienił się i sięgnąwszy po pościel, okrył nią swoje nagie ciało.

-Nimfomanka... - syknął.

Szarooka odwróciła wzrok i czerwieniąc się, zachichotała. Jashinista tylko prychnął i rzucił w nią poduszką.

-Wynocha! - zawołał. - Jak chcesz podglądać facetów, idź do Uchihy! Albo do DeiGeja! Wynocha mi stąd!

Szarooka uchyliła się przed kolejnym puchatym pociskiem i wyszła szybko z pokoju, odprowadzana wiązanką soczystych słów od Hidana. Dziewczyna oparła się o drzwi i westchnęła ciężko. W końcu z niemiłym uczuciem ruszyła wolno korytarzem i weszła do kolejnego pokoju, nie trudząc się już tym, by zapukać w taflę drewna.

W pomieszczeniu pachniało żywicą i świeżo ściętym drewnem. Nozdrza drażnił też ostry zapach kleju do drewna i lakieru. Dziewczyna zrobiła kilka kroków, zgrabnie omijając leżące na podłodze kawałki desek, drutów i najróżniejszych narzędzi.

-Zapomniałaś zapukać - zauważył stojący przy stole chłopak.

Miał on rude włosy i brązowe, jakby przymulone oczy. Nie odwrócił się nawet do dziewczyny, nadal pracując nad swoimi marionetkami. Długi, czarny płaszcz opadał ku ziemi, a rękawy lalkarz podciągnął tak, aby nie przeszkadzały mu w pracy.

-Sasori... - zaczęła dziewczyna. - ...mogę z tobą posiedzieć?

-Nie masz kogoś innego? - zapytał niechętnie, spoglądając na nią kątem oka.

-Tobi ma misję - przyznała.

Rudowłosy westchnął i wskazał dziewczynie równo zaścielone łóżko. Blondynka usiadła na nim i podciągnąwszy kolana pod brodę, oparła na nich głowę, obejmując nogi rękoma. Jej szare oczy wpatrywały się w zwinnie pracujące nad nowym dziełem ręce lalkarza.

-Znowu jesteś... cicha - zauważył nagle lalkarz. - Gdzie się podziało to twoje wieczne napalenie na świat żyjący?

-Ja... nie wiem, Sasori - przyznała.

Lalkarz odłożył swoją pracę i podszedł do dziewczyny. Przyłożył jej ręce do czoło i dokładnie obejrzał jej źrenice. Dziewczyna nie ruszyła się nawet o krok w czasie oględzin, aż w końcu Sasori westchnął ciężko i przeczesał jej włosy palcami.

-Nie wyspałaś się - zauważył. - Znowu. To już trwa od ponad miesiąca, mała. Na dodatek niewiele jesz... kiedy ty masz w ogóle zamiar zacząć żyć jak normalny człowiek?

Szarooka spojrzała na niego pytająco, ale zaraz spuściła ponury wzrok ku podłodze. Sasori usiadł obok niej i objął ją ramieniem, a blondynka oparła głowę o jego bark.

-Kiedy wróciłaś z tej misji z Tobim... - zaczął cicho lalkarz. - ...stałaś się jakaś dziwna. Jakby wszystko przestało mieć sens, mała. Nikomu nie chcesz powiedzieć, co się stało, Tobi też nie powie. Przecież nie możesz tego w sobie dusić... nie musisz, mała.

-Sasori, ja... - zaczęła. - ...wtedy... to nic takiego, Sasori.

-Nic takiego nie sprawia, że w ciągu jednego dnia dziewczyna staje się swoim własnym cieniem - zauważył. - Nawet w twoim wieku, mała. Musiało się coś stać...

Dziewczyna tylko przymknęła oczy, nie pozwalając, by cisnące się jej do oczu łzy wypłynęły na zewnątrz.

-Przytul mnie - poprosiła cicho.

Lalkarz zerknął zdziwiony, zaraz jednak wykonał prośbę dziewczyny, wtulając ją w swoje ramiona. Blondynka uczepiła się palcami jego płaszcza i wtuliła twarz w zagłębienie nad obojczykiem rudego. Chłopak poczuł, że ramiona Szarookiej drżą nieznacznie, a zaraz po pokoju rozniósł się cichy szloch dziewczyny.

-Katuś... - wyszeptał nieco zdenerwowany. - Nie płacz mi tu, mała.

Dziewczyna jednak tylko bardziej przylgnęła do Sasori'ego, szukając u niego pociechy, zrozumienia i ukojenia. Lalkarz ucałował blondynkę w czoło i kołysząc ją w swoich ramionach, szeptał jej do ucha uspokajające słowa.

-Głupia, mała idiotka - skwitował, gdy dziewczyna uspokoiła się po jakimś czasie. - Czemu mnie tak straszysz, głuptasie?

-Przepraszam, Sasori - wyszeptała.

Lalkarz westchnął tylko i otarł z policzków dziewczyny łzy.

-Powiesz mi w końcu, co się stało? - zapytał poważnie.

Dziewczyna jednak pokręciła głową, dając znak, że nie chce mówić o tym, co stało się na misji z Tobi'm. Lalkarz zrobił niezadowoloną minę.

-No dobrze... - westchnął. - ...jesteś głodna?

Szarooka pokiwała głową, a rudowłosy chwycił jej rękę i wyprowadził ją z pokoju. Przeszli przez jasny korytarz i znaleźli się w kuchni. Lalkarz usadził dziewczynę przy stole i szybko zrobił jej coś do jedzenia. Blondynka jadła niechętnie, niemal wmuszając w siebie kolejne kęsy i łyki. Lalkarz siedział jednak przy niej z nieugiętą postawą, więc całe śniadanie, jakie przygotował dla dziewczyny, zniknęło w ciągu pół godziny.

Dziewczyna odsunęła od siebie talerz w chwili, gdy do kuchni wszedł zaspany Jashinista. Hidan przyrządził sobie coś na szybko i ziewając, usiadł przy stole.

-Nimfomanka... - rzucił jeszcze ku dziewczynie.

Blondynka tylko wzruszyła ramionami i wyszła z kuchni, a gdy Sasori chciał ją złapać i wyszedł na korytarz, w jasnym tunelu nie było już nikogo.

Tobirama Uchiha, syn założyciela najpotężniejszego niegdyś klanu z Liścia, miał złe przeczucie. Co najdziwniejsze, on rzadko kiedy miewał jakiekolwiek przeczucia, a już zwłaszcza te złe zdarzały się nie częściej niż końce świata.

Dotarłszy na polankę, która rozciągała się tuż przed wejściem do siedziby Brzasku, zorientował się, że jego co prawda rzadkie przeczucia nigdy się nie mylą. Na jednej ze skał, otaczających źródło strumienia, siedziała jego siostra. Przyszywana siostra, kobieta, która opiekowała się nim odkąd skończył cztery latka. Mogła być jego matką, ale, jak sama mówiła, los i pewien mężczyzna wybrał inaczej.

W jej postawie nie byłoby nic dziwnego, gdyby nie to, że Tobirama Uchiha nazbyt dobrze znał Katharsis Dealupus. Dziewczyna co prawda lubiła przesiadywać samotnie, obserwując otocznie, nigdy jednak nie miała w tym czasie otępiałego wzroku i co gorsza osłabionego zmysłu zagrożenia.

-Siostrzyczko... - brunet podszedł do Szarookiej.

Dziewczyna odwróciła się do niego i uśmiechnęła. Tobi jednak zdołał zauważyć, że teraz jasne i radosne oczy blondynki były jeszcze przed paroma sekundami pełne smutki i obojętności na wszystko.

-Siostrzyczko, co tu robisz? - zapytał ją, siadając obok niej na skale.

-Czekam na ciebie, Tobi - odpowiedziała. - Miałam nadzieję, że wrócisz teraz.

Brunet spiął się, jednak nie dał po sobie poznać, że jest podenerwowany odpowiedzią dziewczyny. Kat nigdy nie miała nadziei, że któryś z członków jej organizacji, Brzasku, wróci. Ona zawsze po prostu wiedziała, kiedy zjawi się odpowiednia osoba, wracająca z misji.

-Siostrzyczko, stało się coś? - zapytał ją, przechylając nieco głowę na prawą stronę.

Dziewczyna pokręciła głową, uśmiechając się ciepło.

-Nic, Tobi - odpowiedziała. - Jak było na misji?

-Dobrze, siostrzyczko - przyznał. - Wszystko poszło tak, jak miało pójść. Siostrzyczko, czy jutro moglibyśmy wyjść gdzieś razem?

-Gdzie? - zapytała zaciekawiona.

-Nie wiem, siostrzyczko - przyznał brunet, wzruszając ramionami. - Ale chciałbym gdzieś z tobą wyjść. Dawno nie spędzaliśmy razem czasu, siostrzyczko...

-Dobrze, Tobi - zgodziła się. - Pójdziemy gdzieś jutro.

-Dziękuję! - zawołał, wtulając się w blondynkę. - Kocham cię, siostrzyczko.

-Ja ciebie też, braciszku - przyznała.

Oparłszy głowę na ramieniu chłopaka przymknęła oczy, pozwalając, by znów zagościł w nich smutek i zabijająca ją od miesiąca obojętność.

Nagato Fuuma, przez większość członków Brzasku znany jako Pein, przechadzał się po swoim gabinecie. Był Liderem największej, przestępczej organizacji wśród ninja, mimo iż to dwoje innych ludzi, w oczach większość członków będącymi zwykłymi podkomendnymi rudego, trzymało tutaj władzę. Co prawda Fuuma zastanawiał się, co tak właściwie skłaniało Dealupus i Uchihę do ukrywania swojej prawdziwej tożsamości, ale tę i wiele innych, nazbyt tajemniczych dla niego spraw, pozostawił dwójce.

Tak naprawdę martwił się. Sam nie wiedział czemu, ale od niedawna, odkąd dołączyła do Brzasku na stałe Szarooka, wszyscy członkowie, a wraz z nimi i on, Nagato, stanęli murem po stronie każdego zamysłu dziewczyny. Blondynka potrafiła ich połączyć, zgromadzić w jedną całość, doskonale współpracującą grupę ludzi o ogromnych możliwościach. Ale nagle, od jakiegoś miesiąca, dziewczyna była coraz bardziej apatyczna i obojętna na wszystko. Nie brała żadnej misji, rzadko wychodziła z pokoju i nieczęsto z kimś dłużej rozmawiała. Jej otępienie przełożyło się niemal natychmiast na stosunki członków Brzasku. Część z nich znów stała się swoistymi indywiduum, ludźmi, którzy żyją, by żyć, jeśli na domiar złego tylko nie egzystują. Hidan stawała się coraz bardziej nieprzyjemny, Deidara znów zaczął nawijać o wielkich wybuchach, a Itachi milczał ponad miarę. Bez zwykłej Kat radości życia siedziba Brzasku znów zaczęła zamieniać się w grobową trumnę, ustrojoną ładnymi kwiatkami ze znaczącymi ludźmi w środku.

„I co ja mam robić?” - jęknął w myślach, opadając na krzesło.

Do gabinetu ktoś zapukał. Pein zdziwił się - było już dosyć późno, większość członków Brzasku pewnie już dawno siedziała w swoich pokojach, ani myśląc z nich wychodzić. Co prawda Lider nie wierzył, aby spali... to byłoby nazbyt prozaiczne na bandę przestępców. Hidan zapewne modlił się do swojego Jashina, zalewając podłogę własną krwią. Deidara tworzył swoją ulotną sztukę, Itachi być może jako jedyny cywilizowanie coś czytał.

-Proszę! - zawołał Pein, unosząc zmęczony wzrok.

Do gabinetu wszedł Tobi i zamknąwszy za sobą dokładnie drzwi, zdjął maskę z twarzy.

-O co chodzi? - zapytał go Lider.

-A jak myślisz? - odpowiedział pytaniem na pytanie chłopak. - Nagato, mogę cię błagać nawet na kolanach, tylko pomóż mi. Pomóż mojej siostrzyczce...

Rudy westchnął i potarł skronie rękoma.

-Kiedy ja nie wiem jak! - warknął, wstając. - Nie wiem jak!...

Był zły. Na siebie. W końcu jako jedyny posiadacz Oczu Mędrca Siedmiu Ścieżek, ninja, któremu niewielu by dorównało, nie potrafił pomóc jednej osobie. Mając tak wielki zasób wiedzy, jaką posiadał dzięki swoim technikom, nie potrafił nawet wymyślić najprawdopodobniejszego przebiegu wydarzeń, który mógłby pomóc Szarookiej. Nie potrafił zrobić nic...

-Czemu ona jest taka? - zapytał nagle. - Znasz ją lepiej niż ja... czemu teraz jest taka?

-Ja... - chłopak zaciął się. - ...myślałem nad tym.

-I? - zapytał niespokojnym głosem Pein.

-Siostrzyczka... ona miała trudną przeszłość - zauważył pokrętnie Tobi. - I na tamtej misji spotkała kogoś, kto chyba sprawił, że tak bardzo cierpiała.

-I mówisz to teraz? - Nagato spojrzał na niego niezadowolony. - Przecież to ważne.

-Kiedy siostra zabroniła mówić! - bronił się brunet.

Pein westchnął tylko ciężko. Nie zdążyli wymienić już ani jednego zdania więcej, gdy do gabinetu wpadła Kat.

-Zapisz misję... - poleciła do Peina. - Ja i Hidan w lasach Oto, misja eksterminacyjna. Wrócimy za dwa dni.

Nim Tobi lub Pein zdążyli zareagować, blondynka zatrzasnęła drzwi.

Mimo że stała samotnie na korytarzu, czuła doskonale wszystko. Dziwny ból... palący, pulsujący, kumulujący się w jej prawej dłoni. Po chwili coś, jak ognista ciecz, zaczęło rozlewać się po jej ciele wraz z krwią. Trucizna...

..!.. Szaleństwo drugie ..!..

(...) zamilkła i zamglonymi oczyma wpatrywała się w ziemię przed sobą (...)

Dziewczyna nie była jedną z tych, co to bały się ciemności. Jej towarzysz już na pierwszy rzut oka wydawał się być z takich, co to nawet śmierci się nie boją. Mimo tego, że ciemność nocy zalegała jeszcze ponad lasem, dwójka biegła szybko, chcąc jak najszybciej osiągnąć swój cel.

Nagle dziewczyna zatrzymała się. Zaraz obok niej stanął Hidan, dokładnie przeglądając się jej twarzy.

-Co jest, Katuś? - zapytał ją po chwili.

-Nic... ja... wydawało mi się tylko - przyznała. - Chodźmy...

Skoczyła naprzód, a Hidan, pełen obaw o dziewczynę, ruszył za nią. Trzymał się dość blisko niej, gotów obronić ją przed wszystkim, zarówno przed wrogiem z Oto lub ANBU, jak i przed bardziej niebezpiecznymi dla dziewczyny dziwnymi napadami smutku i obojętności.

W końcu kiedy pierwsze promienie słońca wychyliły się zza horyzontu, dziewczyna spowolniła tempo i odtąd wraz z Hidanem szła równomiernym krokiem traktem w stronę siedziby Oto. Jashinista nie wiedział właściwie, czemu kierują się właśnie tam, ale posłuchał prośby dziewczyny, gdy ta przyszła do niego, oznajmiając, że muszą ruszyć do Dźwięku. Zebrał więc swoje rzeczy w ciągu minuty i wraz z blondynką pobiegł do wioski, którą stworzył dla siebie Orochimaru.

Sam pamiętał wężowatego, jeszcze z czasów, kiedy to był on w drużynie wraz z Itachi'm. Nigdy nie sprawiał miłego wrażenia, był wręcz odpychający, jak oślizgły, wredny wąż. Uśmiechał się za każdym razem, gdy na jego drodze stanął Hidan, tak, jakby chciał od niego coś wyciągnąć. Gdy Orochmiaru odszedł po nieudanej próbie przejęcia ciała Uchihy dla siebie, Jashinista dowiedział się, na czym tak naprawdę zależało wężowatemu - chciał zdobyć dla siebie nieśmiertelność, a Hidan, jako posiadający tę cechę, był dla niego nie lada skarbem. Byłby, gdyby nie to, że Itachi skutecznie przegonił go z Brzasku.

Szarooka, jako ta, która dołączyła do organizacji jako ostatnia, nie była w stanie poznać Orochmiaru tak, jak poznała resztę jej członków. Traktowała wężowatego jednak na równi z innymi, a w świetle tego, iż odszedł on z Brzasku, był zdrajcą i największym wrogiem dziewczyny. Dealupus zbierała informacje o Orochmiaru tylko po to, by przywołać sprawiedliwość za zdradę, bowiem w Brzasku dezerterzy nie mieli nawet prawa spojrzeć w oczy reszcie członków w momencie, gdy ci zanurzą ostrze w ich piersi. Śmierć dla Orochmiaru była tylko kwestią czasu, o czym oślizgły wąż wiedział doskonale.

Brzask zbierał informacje i to samo czynił wężowaty. Jego wywiad był jednak o wiele mniej skuteczny od Zetsu, który w czasie jednodniowej misji przynosił informacje o wartości tak dużej, że gdyby Dźwięk chciał je zrównoważyć, musiałby pracować w swoim tempie nieustannie przez miesiąc. Dzięki Dealupus Brzask stał się jak cień, za którym nawet najlepsi ninja nie potrafili nadążyć, nie mówiąc już o odnalezieniu. Natomiast sama organizacja potrafiła przedostać się niemal wszędzie, a mówiono już nawet, że dla Brzasku nie ma rzeczy niemożliwych.

Żółte, podobne do wężowych oczy wpatrywały się w widoczny ze wzgórza krajobraz. Szeroki, ale wcale nie miły uśmiech wskazywał, jak bardzo złośliwa i cyniczna potrafi być osoba, która posiadała właśnie taką mimikę twarzy. Długie pasma czarnych jak heban włosów poddawały się działaniu lekkiego wiatru, łagodnie falując w powietrzu.

Jego plan, który knuł przez ponad rok, zaczynał działać. I to lepiej niż doskonale.

Długo szukał sposobu na ponowne wznowienie produkowania chakry zmarłej osoby bez ożywiania samego człowieka. W końcu jednak udało się to i przez co prawda niedługi czas, bo zaledwie dziesięć minut, do świata ninja znów powrócił sygnał chakry Drugiego Hokage.

Jego szpiedzy może i nie byli najlepszymi, ale spisali się tak, jak mieli się spisać i dowiedzieli się tego, co chciał wiedzieć. Informacje, połączone w logiczną całość przez jego umysł, dały w końcu efekty.

Wiedział, że jeśli nie znajdzie sposobu na Brzask, zginie. Wiedział też, że najpotężniejszą bronią tej organizacji jest jedna osoba. Kalkulacja była więc więcej niż prosta - wystarczyło zabić tego człowieka, by samemu przeżyć.

Wykonanie planu jednak wcale już takie proste się nie okazało. Wysyłane przeciw dziewczynie oddziały nikły jak we mgle, nie dość, że nie pozbywając się wroga, to na dodatek przekazując mu informacje. Orochmiaru postanowił więc nie działaś siłą, która nie dawała zamierzonych skutków. Rok przygotowań w końcu się opłacił i wężowaty zamierzał uderzyć tam, gdzie cios łamie najpotężniejszego nawet wroga - w samo serce.

Zarówno chakra Drugiego Hokage jak i ta, którą posiada Madara Uchiha wysłały sygnał na tyle silny, by móc przywołać do siebie blondynkę. Dziewczyna więc biegła wprost w paszczę lwa, na dodatek prowadząc ze sobą dodatkową nagrodę w postaci nieśmiertelnego Jashinisty.

Orochmiaru uśmiechnął się. Przeszłość wroga była zbyt silna, by mógł on sobie z nią poradzić, co wężowaty skrupulatnie wykorzystał.

Wokół nogi Orochmiaru owinął się rubinowy wąż. Gad wślizgnął się na ramię mężczyzny i zasyczał, rozwierając paszczę. Z ostrych zębów jadowych wypłynęła czerwona ciecz - trucizna, która raniła najwytrzymalsze serce i otumaniała najbardziej odporny umysł.

Słońce unosiło się wysoko, nawet bardzo wysoko, gdy dwójka szła spokojnie lasem, prowadzącym w kierunku Wioski Dźwięku. Trakt był opustoszały, zarówno ze względu na najbardziej gorącą porę dnia, jak i na to, że był on jednym z najniebezpieczniejszych, rojących się od przestępczych ninja, szlakiem na świecie.

Ani Hidan, ani tym bardziej Kat nie obawiali się jednak rabusiów. Pomijając nawet fakt ogólnego strachu przed Brzaskiem, dwójka była w końcu jednymi z najlepiej wyszkolonych ninja. Oboje byli w stanie bez problemu rozbroić elitarny oddział ANBU, nie mówiąc już o niewyszkolonych dostatecznie i mogących się popisać jedynie marnymi umiejętnościami łobuzach na drodze.

Jasninista i Dealupus byli jednak czujni. Wymagał tego od nich ich prestiż, ale także i zdrowy rozsądek, bowiem zwycięzca na laurach jest przegranym, a przegrany, który walczy na nowo - zwycięzcą. A Brzask nie przegrywał nigdy, bo nie taki miał zamiar w swoich celach i planach.

Dlatego też świst kunai, którego ostrze przecinało powietrze z cichym furkotem, był niemal natychmiast zauważony przez członków Brzasku. Hidan odbił broń swoją kosą, stając w obronnej pozycji przez Szarooką, w oczach której wirował już byakugan.

-Tylko jeden - poinformowała, prostując się z na wpół pochylonej pozycji. - Zwiadowca. Uciekł.

Hidan zaklął pod nosem. Wiedział, że wywiad, który zdołał zbiec Brzaskowi jest niebezpieczny. Wolałby zabić ninja, byleby tylko informacje o ich pozycji nie dotarły do wroga. Teraz jednak, gdy zwiadowca zbiegł, mogli się tylko przygotować na ewentualny atak.

-Był z Dźwięku, prawda? - zapytał Hidan.

Kat skinęła tylko głową na znak, że potwierdza słowa Jashinisty. Dwójka ruszyła dalej, w pełni gotowi do ataku, który mógłby nadejść od wroga, wysyłającego zwiadowcę. W oczach Kat wciąż lśnił biały byakugan, a dłoń Hidana zaciskała się na lince, która przywiązana była do rękojeści kosy. Szarooka obserwowała otoczenie wokoło, aż w końcu dostrzegła ruch kilkanaście metrów traktem w stronę, gdzie podążali.

-Hidan... - wyszeptała.

-W porządku, Katuś - odpowiedział jej natychmiast. - Tylko powiedz, ilu ich jest...

-Dziesięciu - powiadomiła. - A wraz z nimi... Orochmiaru.

Hidan spiął się, ale zaraz odzyskał swój dawny animusz i okręciwszy rączkę kosy wokół dłoni, przygotował się do ataku. Stojąca za nim Kat wyciągnęła z rękawa kawałek żyłki, która błysnęła złowieszczo w popołudniowym słońcu.

-Dziesięć sekund, Hidan - poinformowała go. - Pięciu pierwszych jest twoja, reszta moja. Orochmiaru stanął dwadzieścia metrów od nas.

Jashinista skinął głową i uśmiechnął się. W jego stronę pomknęło kilka kunai, ale chłopak wyciągnął w bok rękę, a linka kosy okręciła się wokoło tak, że odbiła na bok wszystkie ostrza. Zza pleców Hidana wyskoczyła Kat i wyciągnęła z rękawów płaszcza dwie żyłki, na których znajdowały się ostre, zębate ostrza kunai. Wyrzuciwszy szereg ostrzy, opadła tuż przed Hidanem, którego kosa zanurzyła się w ziemię tuż przed kucającą Szarooką. Ostrza dziewczyny raniły śmiertelnie kilku ninja z Dźwięku, którzy upadli martwi na ziemię, zalewając czerwoną posoką szary trakt.

Pozostali przy życiu ninja zawahali się, co dało pole do popisu Hidanowi. Jashinista wyciągnął rękę, a kosa pomknęła ku jednemu z wrogów, skutecznie przebijając wpół zarówno jego, jak i jego dwóch kamratów, którzy stali tuż za nieszczęśnikiem. Powracająca kosa, wyrwana z nieprzyjemnym chrzęstem z ciała konającego ninja, zahaczyła o szyję kolejnego wroga, odrywając niemal głowę od tułowia.

-W ziemi ukrycie! - zawołała Kat, składając odpowiednie pieczęcie. - Śmiertelne pogrzebanie!

Przed Szarooką ziemia rozstąpiła się, a potężne pęknięcie poleciało dalej ku martwym lub konającym ninja. Członkowie wioski Dźwięku wpadli do wyrwy, który zamknęła się za nimi i zasklepiła tak, że po walce nie było nawet śladu.

-Co z wężem? - zapytał Hidan, zwijając linkę swojej kosy.

-Nadal jest tam, gdzie był - powiadomiła go Kat.

-Katuś, wiem, że to może pytanie nie na miejscu... - zaczął Jashinista, ruszając za dziewczyną, która powoli skierowała się przed siebie. - ...ale dlaczego tu jesteśmy?

Szarooka nagle przystanęła i wpatrując się w ziemię przed sobą, milczała, co niemało zdziwiło Hidana. Dealupus nigdy tak nie robiła. Zawsze dokładnie określała cel misji, wiedząc, że duża wiedza jest poręczeniem zarówno dobrego wykonania zadania, jak i co ważniejsze dla dziewczyny, przeżycia całej drużyny bez jakichkolwiek, nawet najmniejszych strat. Jeśli blondynka milczała o misji, oznaczało, że coś jest nie tak, jak było zawsze.

-Katuś... - zaczął Hidan.

-My... musimy zabić Orochmiaru - zauważyła Szarooka. - I coś jeszcze sprawdzić, Hidan.

Jashinista uniósł nieco brwi do góry i złapał dziewczynę za ramię.

-Kat... - wyszeptał.

-Proszę, Hidan... - jęknęła. - ...chodźmy już.

Chłopak puścił ramię blondynki i pozwolił jej pójść w stronę, gdzie najprawdopodobniej znajdował się Orochmiaru. Jashinista szybko otrząsnął się z dziwnego uczucia, które zaczęło go opanowywać i ruszył za Kat, aby w razie walki pomóc jej pokonać Orochmiaru.

-No, no, no... a kogóż my tu mamy?

Szarooka zatrzymała się, gdy znany jej już głos rozległ się wokoło. Dziewczyna uniosła głowę i zdołała zauważyć, że na drodze przed nią i Hidanem stoi szarowłosy chłopak w okularach. Oczy Dealupus zwęziły się nieco, co obcy ninja przyjął z lekkim uśmiechem.

-Myślałem, że na misję przeciw Dźwiękowi weźmiesz ze sobą pana Sasori'ego, ale widać wolałaś wziąć nieśmiertelnego partacza - zauważył Kabuto.

Stojący za Kat Hidan rzucił ku szarowłosemu posępne spojrzenie, z czego jednak ninja nic sobie nie zrobił.

-Zejdź mi z drogi, Yakushi - poleciła mu Dealupus. - Nie ciebie chcę.

-Wiem - Obok Kabuto nagle stanął sam Orochmiaru. - Chcesz mnie...

Wokół ciała wężowatego owijał się brązowy wąż, syczący wściekle ku dwójce członków Akatsuki.

-Gdzie... oni... są? - zapytała Kat.

Hidan spojrzał niespokojnym wzrokiem na Dealupus. Dziewczyna miała spuszczoną głowę, a powietrze wokół jej ciało wirowało od nadmiaru chakry, która powoli zaczęła formować się w maleńkie ziarna chaosu - znak, że blondynką targały mocne uczucia żalu, złości i bólu.

-Oni?... - Orochmiaru zrobił dziwną minę tak, jakby kompletnie nie zdawał sobie sprawy, o co chodzi dziewczynie. - Jacy oni?...

-Nie udawaj, że nie wiesz!- zawołała, unosząc oczy.

Ninja Dźwięku uśmiechnęli się, gdy zauważyli, że dotychczas szare oczy blondynki stały się granatowe od chakry, która nie była jej własnością.

-Gdzie oni są?!... - wykrzyczała dziewczyna.

-Jeśli chcesz informacji na temat twoich kochanków... - wyszeptał wężowaty. - ...będziesz je musiała wyciągnąć ze mnie siłą.

Hidan odskoczył na bok, gdy nagła dawka chakry, wypływająca z ciała dziewczyny, zwiększyła się kilkukrotnie tak, że ziemia popękała pod stopami blondynki, a powietrze wokół niej stało się aż gęste od chaosu. Nim Orochmiaru zdążył zrobić cokolwiek, ku niemu skoczyła Kat, otoczona pancerzem z chaosu. Jej ręka, okuta jak w zbroję, uderzyła w twarz wężowatego tak, że pazury z chakry niemal przepołowiły czaszkę na pół. Orochimaru pod wpływem siły ciosu poleciał w tył, łamiąc drzewa i zatrzymując się dopiero kilkanaście metrów dalej.

Stojący z boku Hidan zaklął cicho, widząc w jakim stanie jest Dealupus. Podejście teraz do wściekłej dziewczyny było niebezpieczne, zwłaszcza, że jej umysł opanowany był przez ból i żal.

-Można się było spodziewać po sakryfikancie dziesięcioogoniastego - zauważył stojący obok Kabuto, który w czasie ataku osłonił się własnymi rękoma przed mocnym podmuchem wiatru.

Na Yakushi'ego spojrzała wściekłymi i pełnymi złości oczyma Kat. Jej ciało całe pokryte było już granatową chakrą Wokamina, która pulsowała i wiła się wokół ciała dziewczyny. Blondynka opierała się nogami i rękoma o ziemię, warcząc gardłowo. Za jej plecami wił się jeden demoni ogon, wskazując, jak wielką siłę potrafi mieć Dealupus. Kły dziewczyny wydłużyły się nieco, oczy zwęziły, a ręce, opatrzone pazurami z chakry, zaryły w ziemię.

Blondynka zwróciła swoje demonie oczy ku Orochmiaru, który wolnym krokiem wracał na miejsce walki. Lewa cześć jego twarzy była obdarta ze skóry, a pod białą warstwą, która w odrażających płatach opadała na szyję, dostrzec można było inną twarz, nie należącą zapewne do Orochimaru.

-W końcu zachowujesz się, jak na potwora przystało, moja droga - zauważył wężowaty.

Oczy blondynki rozszerzyły się gwałtownie, a za jej plecami powoli, centymetr po centymetrze, zaczął pojawiać się kolejny ogon.

-Nie dziw, że oni obaj cię opuścili - ciągnął swoje Orochmiaru. - Który chciałby mieć przy sobie takie coś, jak ty? Może jeszcze Uchiha by to zniósł, ale Hokage? Był słaby, nie przeczę, ale prestiż i...

-NIE POZWOLĘ, ŻEBYŚ MÓWIŁ O MOIM NAUCZYCIELU! - zawarczała. - MILCZ!

Podmuch wiatru, wywołany przez falę chakry, ugiął gałęzie drzew. Kabuto osłonił twarz ręką, a stojący z boku Hidan zaklął szpetnie. Z ciała Kat wyłonił się trzeci już z kolei ogon Wokamina, a wirująca dotąd bezbarwna chakra demona przybrała ciemnogranatowej barwy.

-Zginął przez ciebie, prawda? - zapytał Orochmiaru.

Oczy wężowatego i Kat spotkały się i nagle Orochimaru zdołał zobaczyć przed sobą nie las i dziewczynę, ale ogromny łeb wilka. Granatowe oczy potężnego zwierzęcia były zwężone, a z gardła wydobywał się groźny pomruk. Wargi odsłaniały ostre zęby, a potężne łapy otaczały Orochmiaru ze wszystkich stron. Wilk otworzył paszczę i zawył głośno tak, że nieomal zmiótł z nóg wężowatego.

„Ciekawe... oj, ciekawe...” - zauważył Orochmiaru.

Nim Hidan zdążył zareagować, w ręce Kabuto pojawiła się skumulowana chakra. Yakushi chciał zaatakować Kat, ale dziewczyna odwróciła się do niego i zawarczała głośno. Potężna dawka chakry uderzyła w szarowłosego, który wpadł na nieprzygotowanego na ten atak Hidana. Jashinista uderzył głową o gałąź drzewa i stracił przytomność, natomiast Kabuto przeleciał jeszcze kilka metrów i potłuczony zatrzymał się na jednym z drzew, przechylając je mocno.

Orochmiaru, widząc, że prawdziwa walka właśnie się zaczęła, odskoczył na bok, w ostatniej chwili unikając ataku pazurów dziewczyny. Dealupus skoczyła za wężowatym i zaatakowała, przez co oberwała ninja prawą rękę. Poszarpane i zakrwawione rękawy zwieszały się żałośnie z ramienia, na co jednak mężczyzna nie zareagował zbytnio. Otworzywszy usta, zacharczał, a z nich po chwili wysunęły się ręce, które rozciągnęły paszczę tak, by cała postać odrodzonego Orochmiaru mogła bez problemu przejść przez niepotrzebną już do niczego powłokę.

-Tylko na tyle cię stać? - zapytał, odgarniając mokre włosy.

Dealupus zawarczała, dławiąc się od nadmiaru chakry, która powoli zaczęła przytłaczać komórki jej ciała. Jej oczy stały się całe granatowe tak, ze nie widać już było białka.

-Wiesz co... mam dla ciebie prezent - zaśmiał się Orochmiaru.

Ninja przegryzł opuszki palców i wykonał technikę przywołania. Obok niego stanęły dwie postaci, a gdy kłęby dymu rozwiały się, Kat mogła w końcu dostrzec przyzwańców. Jej oczy rozszerzyły się gwałtownie, a pomruk złości nagle zamilkł, jakby sama myśl o warczeniu na stojącą przed nim dwójkę była nie do pomyślenia.

Pierwszy z mężczyzn miał szare włosy, łagodnie opadające na nie przykryte opaską Konoha czoło. Czerwone oczy idealnie pasowały do krwistych pazurów na brodzie i policzkach. Drugi z przyzwanych miał czarne, długie włosy i takie same oczy.

Mimo, że pusty i beznamiętny wzrok obu mężczyzn powinien wskazać dziewczynie, jak wielkimi falsyfikatami są przyzwańcy, Dealupus nie potrafiła dostrzec fałszerstwa. Martwe ciała, przerobione z innych ninja na pewno nie były tym, kogo w nich widziała blondynka, jednak wściekła, rozżalona i pełna bólu spełniła oczekiwania Orochimaru, który zakładał, że widok dwójki ukochanych mężczyzn zatrzyma Dealupus.

-I jak? - zapytał. - Stęskniliśmy się, co nie?

Chakra dziewczyny opadła powoli, a dotąd falujące z wściekłością ogony, spowolniły ruchy. Kły skróciły się, a wściekły wzrok stajał. W końcu granatowy chaos stał się bezbarwny i zniknął, a Orochmiaru uśmiechnął się na to złośliwie.

-Wybacz... nie są prawdziwi - zauważył.

Oczy dziewczyny rozszerzyły się, gdy i ona w końcu dostrzegła fałszerstwo. Na reakcję było jednak za późno - w jej kierunku niczym strzała pełznął rubinowy wąż. Gad zatopił kły w ręce dziewczyny, która zawyła w iście wilczy sposób. Zrzuciwszy węża ze swojej ręki, przygniotła go mocno, a jej ciało na powrót zaczęło poddawać się chakrze jej demona.

-Miłego spędzania resztki życia - Orochmiaru uśmiechnął się szeroko. - I pozdrów resztę z tej waszej przedszkolnej organizacji.

Ninja zniknął, a Szarooka, która chciała iść za nim, została zatrzymana przez dwóch przyzwańców, których wężowaty zostawił jako swoją straż tylnią. Dziewczyna zawarczała gardłowo i rzuciła się na marionetki, rozrywając im gardła. Niepotrzebne ciała, zakrwawione i poszarpane, porzuciła, gdyż nie były jej do niczego potrzebne.

Chciała podążyć za wężowatym, jednak otoczenie przed jej oczyma nagle zawirowało niebezpiecznie. Dziewczyna upadła i zaryła pazurami z chakry w ziemię. Jej zew, z początku pełen złości, powoli zaczął zamieniać się w błagalne piski. W końcu dziewczyna zamilkła i zamglonymi oczyma wpatrywała się w ziemię przed sobą, dysząc ciężko. Zanim jej oczy zdążyły się zamknąć, zdołała zauważyć czarne włosy podobne do lwiej grzywy.

..!.. Szaleństwo trzecie ..!..

(...) płacz odróżnia nas od wszystkiego, co jest na świecie.

Hidan jęknął i potarł tył głowy palcami. Wyczuł niewielkiego guza, co przyjął z niechętnym pomrukiem niezadowolenia. Chłopak wstał i otrzepał się, a po chwili porozglądał się wokoło i zmrużył oczy.

-Katuś!... - zawołał. - Katuś!...

Jego wołanie pozostało jednak bez odpowiedzi, co niemało zdenerwowało chłopaka.

-Katuś! - zawołał spanikowany.

Gdy i tym razem nikt się nie odezwał, chłopak warknął wściekle i porozglądał się jeszcze raz. W ostatniej chwili zdołał złapać kunai, który ktoś rzucił w jego kierunku.

-Ty!... -warknął, dostrzegając Orochmairu. - Gdzie ona jest?!...

-Nie zamartwiał bym się nią - zauważył ninja. - Raczej powinieneś pomyśleć o sobie...

Hidan przełknął ślinę, gdy ze wszystkich stron wokół niego wyszli ninja Dźwięku. Chłopak był otoczony, osłabiony i niemało przerażony nieobecnością Dealupus. Walka w tym momencie była mu kompletnie nie na rękę, jednak Jashninista chwycił rączkę kosy, gotowy do obrony i ataku.

-Coś jej zrobił, idioto spedalony? - zapytał Hidan, patrząc ponuro na Orochmiaru.

-Pozbyłem się kłopotu, tylko tyle - odpowiedział mu ninja, uśmiechając się szeroko. - Dała się tu przyprowadzić, poszła jak mucha za miodem i utonęła jak w smole. Nie myślałem jednak, że przyprowadzi mi prezent w postaci ciebie, mój nieśmiertelny przyjacielu.

-Wal się, kretynie - Hidan splunął pod nogi wężowatego.

Orochmiaru tylko uśmiechnął się pobłażliwie i skinął ręką. Jego podwładni zaatakowali Hidana, który szybkimi ruchami zdołał odeprzeć atak kilku z nich. Po krótkiej walce jednak ktoś wytrącił mu kosę, a ktoś inny mocno przyparł do ziemi tak, że Jashinista nie potrafił się ruszyć nawet o milimetr.

-Nie szarp się, Hidanuś - Orochmiaru pochylił się nad białowłosym. - Będziesz mi potrzebny. Właściwie to twoje ciało, ale zawsze.

-Oby ci jakaś dziewczyna odgryzła, oślizgły gadzie - warknął Hidan.

-Jak zwykle urzekająco miły jesteś, Hidanuś - zaśmiał się wężowaty. - Twoje słownictwo zawsze mnie zaskakiwało. Zabierzcie go...

-Oj, wątpię...

Orochmiaru odwrócił się i zdołał zauważyć stojącą między drzewami grupę ninja. Wszyscy mężczyźni ubrani byli w płaszcze ze znakami Brzasku.

-Ziutuś! - zawołał nagle uradowany Hidan. - Jak miło widzieć twoją odrażającą pa... twarz...

-Zamknij się, Hidan - mruknął Kakuzu, mrużąc oczy. - Ciesz się, że ci tyłek ratujemy.

Orochmairu zagryzł wargi. Wiedział, że z kilkoma członkami Brzasku nie poradzi sobie. Skinął więc ręką, a jego podwładni zaatakowali nowych gości. Sam wężowaty natomiast zniknął, korzystając z krótkiego zamieszania.

-Tchórzliwa gadzina... - skwitował ponuro Sasori, odrzucając na bok martwe ciało ninja Dźwięku. - ...Hidan, gdzie blondyna?

-Cholera, Katuś! - zawołał nagle Hidan. - Ja nie wiem!

Sasori drgnął, widząc, jak bardzo zdenerwowany jest Hidan. Stojący obok lalkarza Tobi jęknął cicho i zaczął przeczesywać otoczenie wzrokiem. W końcu zerwał się z miejsca i pobiegł w nieznanym nikomu kierunku, a Hidan, wiedząc, że chłopak znalazł Dealupus, pobiegł za nim, podobnie zresztą, jak Kakuzu i Sasori.

-Siostrzyczko!...

Tobi ukląkł obok nieprzytomnej Kat i podniósł jej ciało. Pozostała trójka także znalazła się przy nich. Sasori zajął się oględzinami Kat, a Kakuzu i Hidan spojrzeli na dwa ciała, przyzwane przez Orochmiaru oraz na martwego węża.

-Co z nią? - jęknął Tobi.

-Jest w śpiączce... - wyszeptał Sasori. - ...ale... nie mam pojęcia czemu.

Lalkarz zaczął dokładnie oglądać ciało dziewczyny, aż w końcu znalazł rany po ukąszeniu.

-Trucizna... - wyszeptał.

Tobi jęknął i mocniej wtulił w siebie blondynkę, kołysząc się jak w marazmie.

-Może to od tego? - zaproponował Kakuzu, rzucając ku Sasori'emu ścierwo rubinowego węża.

-Może - potwierdził Sasori. - Trzeba wziąć ją do siedziby, tu nic nie poradzę. Pein musi mi pomóc... węża weźmiemy, jakby...

Rudy chciał włożyć węża do jednej ze swoich toreb, jednak ciało gada nagle rozpadło się, pozostawiając na jego rękach pył.

-Cholera... - warknął Sasori. - Pośpieszmy się.

Lalkarz zebrał garść pyłu i wrzucił go do kieszeni. Tobi wziął Szarooką na ręce i cała drużyna ruszyła ku siedzibie.

Czuła tylko jedno - przerażający, roznoszący się po całym jej ciele ból. Jakby płynący przez jej żyły ogień trawił wszystko od środka, każdą komórkę w momencie, gdy dostanie się do niej choć odrobina cieczy z żył.

A przecież jednocześnie, mimo tego całego bólu, była nieruchoma i co chyba gorsze... obojętna. Tak bardzo obojętna, że była zdolna do zniesienia tego potwornego bólu niemal na równi ze wszystkim, co działo się wokoło.

Było jej już wszystko jedno. Mogła nawet zginąć, mogła przeżyć, mogła być kaleką, mogło nie pozostać po niej nawet wspomnienie. Wszystko przyjęłaby z taką samą obojętnością, z jaką przyjmowała ból.

Bo wszystko było już bólem.

-Nagato... - jęk bruneta rozniósł się po gabinecie Lidera Brzasku.

-Ona... żyje... - wyszeptał zmęczony pond miarę możliwości rudy. - ...ale... jest w niej coś dziwnego. Mogłaby bez problemu pokonać tę truciznę, ale... tak jakby nie chciała.

Tobi jedynie jęknął z rozpaczą, opadając na krzesło. Ukrył twarz w dłoniach, kiwając się w przód i w tył.

-Siostrzyczko... - wyszeptał. - Katuś... siostrzyczko...

-Jeśli wciąż będzie taka obojętna na wszystko, trucizna może ją pokonać, Tobi - zauważył poważnym tonem Pein. - A jeśli tak się stanie, nie zdołamy jej pomóc. Sasori nie wie, jakiej trucizny użyto, nie zna antidotum, a proch z węża nic nie wniósł...

-Jasna cholera... - wyszeptał brunet. - Szlag by to trafił!...

Chłopak zacisnął pięści i uderzył ręką w biurko, łamiąc mebel na pół. Pein spojrzał na to kątem oka, ale nie zareagował, choć wiele kartek, które układał od kilku dni, rozsypały się po podłodze gabinetu. Tobi westchnął ciężko, a jego ramiona zaczęły drżeć nieznacznie.

-Płacz nie pomoże... - zauważył Nagato.

-Nic innego już mi nie zostało - wyszeptał brunet.

-Znajdziemy sposób - powiedział z rozpaczliwą nadzieją rudy. - Idź do niej teraz. I mów do niej. Być może usłucha ciebie i... zacznie walczyć.

Cisza, która ją otaczała, nie miała nic wspólnego z tym, co działo się wokoło. W końcu kilka metrów od niej śmiało się rozwrzeszczane dziecko, a jego rodzice rozmawiali głośno ze sobą. Gwar z ulicy dochodził także tutaj, ale mimo to blondynka czuła tylko i jedynie ciszę. Jej wzrok, stal szarych oczu, utkwiona była w postaci chłopaka, rozmawiającego z barmanem.

Ten jeden ułamek sekundy był niczym w stosunku do całości jej życia. A jednak okazało się, że gdyby nie to krótkie spojrzenie, jej los potoczyłby się prawdopodobnie w całkowicie inną stronę. Być może nigdy nie przeżyłaby tyle, ile przeżyła. Być może nie spotkałaby tych ludzi, których spotkała. Być może nie zrobiłaby tego, co zrobiła.

Czarne jak smoła włosy opadały na plecy, niezwiązane, ani nie spięte niczym. Grzywka opadała na lewe oko, zasłaniając je. Włosy bruneta przypominały jej lwią grzywę jakiegoś ogromnego kota z najciemniejszych zakątków Piekła. Takie zwierzę musiało być niezwykle złe i jeszcze bardziej pociągające. A mężczyzna, który był do niego tak bardzo podobny, kim mógł w takim razie się stać, skoro o wiele mniej wartościowe istnienie było dla niej aż tak pociągające?

Mężczyzna nie wyróżniał się swoim ubiorem. Ciemna bluza była, o ile zdołała zauważyć to blondynka, zwykłym strojem ninja z Liścia, podobnie zresztą jak i ciemne spodnie oraz niebieskie sandały. Wokół uda brunet miał zawiązany materiał, na którym umieszczona była kabura na broń.

Jedno spojrzenie, tyle szczegółów... jedno spojrzenie, tyle innych dróg... jedno spojrzenie, przez które stało się tak, jak się stało.

A potem nastąpiło już tylko przypomnienie o bólu, który jednak przyjęła z obojętnością. Wszystko przyjmowała z obojętnością...

Tobi cicho wślizgnął się do laboratorium i usiadł na brzegu łóżka, tuż obok leżącej w bezruchu dziewczyny. Blondynka była przykryta cienkim materiałem pościeli, którą brunet nieświadomie podciągnął i bardziej otulił nią dziewczynę. Odgarnąwszy jej włosy z twarzy, ucałował ją w czoło i usiadł na podłodze przy łóżku, wpatrując się w spokojną twarz blondynki.

-Siostrzyczko... - wyszeptał. - ...siostrzyczko...

Dziewczyna jednak nie zareagowała na słowa bruneta, pogrążona w nazbyt mocnym dla niej śnie. Nagle drzwi cicho skrzypnęły, a Tobi w ostatniej chwili założył na twarz maskę, odnajdując w sobie resztki instynktu samozachowawczego, którego zdolności zostały mocno nadszarpnięte przez ostatnie wydarzenia. Odwróciwszy się, zauważył wchodzącego do laboratorium Sasori'ego.

-Myślałem, że nikogo przy niej nie ma - usprawiedliwił się lalkarz, zamykając za sobą cicho drzwi. - Wybacz, jeśli ci przeszkodziłem.

-Nie, panie Sasori - wyszeptał od razu grzecznym tonem Tobi. - Ja... tylko chciałem przy niej posiedzieć.

-To dobrze - Czerwony Piach skinął głową. - Mimo wszystko, jest to chyba najlepszy sposób teraz na osiągnięcie czegokolwiek. Pomożesz mi, czy będziesz przy niej siedział?

Kruczowłosy podniósł się z podłogi i podszedł niepewnie do lalkarza, który bezszelestnie otwierał szafki i wyjmował z nich potrzebny mu sprzęt.

-Co pan robi, panie Sasori? - zapytał cicho Tobi.

-Ogólne antidotum przeciw jadom węży - odpowiedział pytany. - Wątpię co prawda, by zadziałało ono w sposób, który oczekiwałby każdy z nas, ale mimo wszystko potrafi osłabić działanie trucizny.

-Dlaczego... nie można stworzyć antidotum na ten konkretny jad? - zapytał Tobi.

-Bo nie mamy próbki jadu tego węża. A sam proch, który zebraliśmy z pola walki, nie dał nam nic. Jest tam... - Sasori wskazał na kubeł, w którym znajdował się czarny proszek. - ...ale nic nam po nim. Jest kompletnie bezużyteczny. Obawiam się, że Orochmiaru specjalnie bawił się genami węża i być może był on jedynym w swoim gatunku osobnikiem.

Kruczowłosy zadrżał mimowolnie. Nie dziwił się, że jego kochana siostrzyczka nie mogła sobie poradzić z trucizną - była ona zapewnie specjalnie przygotowana na członków Brzasku. Miała wyeliminować przeciwników Orochmiaru szybko i skutecznie. Z drugiej strony jednak kiedyś sama Kat opowiadała mu o jej jedynej próbie pozbawienia się życia - dawno temu, gdy jeszcze była strażniczką w Liściu, użyła do tego Tygrysiej Trucizny, mieszanki, którą sama wykonała i która na tamte czasy była uważana za najsilniejszą truciznę świata.

-Czemu... nie walczy? - nieomal jęknął Tobi, mocno opierając się o stół roboczy. - Czemu...?

-Nie wiem, Tobi - odpowiedział mu cicho Sasori. - Nie mam pojęcia.

Lalkarz poklepał bruneta po ramieniu i podszedł do Kat, strząsając z igły strzykawki nadmiar cieczy. Wbił ostrze w skórę dziewczyny i wprowadził do jej żył antidotum. Sprawdziwszy jej puls, zauważył, że serce blondynki zaczęło bić szybciej, ale zaraz uspokoiło się i powróciło do normalnego w stosunku do ostatnich kilku godzin rytmu kilkunastu uderzeń na minutę. Oddech dziewczyny był tak spowolniony, że lalkarz długo musiał wpatrywać się w klatkę piersiową dziewczyny, aby zobaczyć jak delikatnie unosi się i opada w zastraszająco wolnym tempie.

-Wygląda, jakby była w śpiączce... - wyszeptał Tobi, chwytając blondynkę za dłoń.

-I obawiam się, że tak jest, Tobi - westchnął Sasori, przyglądając się spokojnej twarzy blondynki. - Jeśli to potrawa jeszcze trochę...

Lalkarz nie skończył myśli, ale Tobirama zadrżał, wiedząc, że niedopowiedzenie czegoś przez Czerwony Piach jest znakiem beznadziejności i dużej wagi problemu. Sasori tylko westchnął cicho wyszedł z laboratorium, zostawiając w środku zrozpaczonego chłopaka. Sam natomiast skierował się do biblioteki, gdzie siedział wraz z Hidanem Deidara, przeszukując atlasy i przewodniki.

-I co? - zapytał ich rudy.

-Nic... - wyszeptał Deidara.

-Takiego węża nie ma - zauważył ponuro Hidan, rzucając na stół opasłą encyklopedię o wężach. - Ta cholerna, oślizgła gadzina pewnie sama go zrobiła, bo takim sprzętem, jaki on ma, nic lepszego się nie da wyruchać.

-Wyrażaj się, Hidan! - skarcił go Sasori.

Jashinista tylko prychnął, odwracając urażony głowę na bok. Sasori tymczasem usiadł ciężko na jednym z krzeseł i potarł skronie rękoma, westchnąwszy bezsilnie.

-Nie mam pojęcia, co mam robić - wyszeptał.

-Może by pójść do gadziny i ją przyprzeć do muru? - podsunął Hidan.

-Chcesz się pchać do Orochmiaru? - zapytał Itachi, wychodząc z kolejnym naręczem ksiąg spomiędzy regałów. - To głupie. Wątpię, byśmy sobie w Dźwięku poradzili. Jesteśmy dobrzy, ale nie aż tak. Przecież sama Katuś nie dała tam rady, pamiętacie? Wróciła z niemałym problemem z artykułowaną mową, brakiem chakry i dużą dziurą w brzuchu.

-Itachi ma rację... - poparł go Sasori. - Tam jest zbyt niebezpiecznie dla nas.

-Katuś była jedna, nas będzie kilku - bronił swojej pozycji Hidan.

-Katuś sama jedna potrafi pokonać nas wszystkich na raz - zaprzeczył szybko lalkarz. - Nie mamy tam szans, Hidan. Trzeba wymyślić coś innego...

Jashinsita tylko prychnął i z barku lepszego odzewu, zaczął przeglądać kolejną księgę, którą przyniósł Itachi.

-Ona... wyzdrowieje, prawda? - wyszeptał nagle Deidara. - Musi... przecież... jej nie da się pokonać. To nasza Katuś...

-Wszystko będzie dobrze, Deidara - uspokoił go Itachi. - Nie łam się, ok.?

Blondyn skinął tylko głową i nawet nie powstrzymując cieknących mu do oczu łez, zabrał ze stołu kolejny, opasły tom. Na pożółkłe ze starości kartki co kilka minut skapywały jasne, błyszczące łzy blondyna.

-Nie płacz, blondynko - mruknął siedzący obok Deidary Jashinista

-Daj mu spokój, Hidan - mruknął Sasori, zanim jeszcze jego partner zdążył otworzyć usta. - Sam zacząłbyś płakać, gdyby nie to, że jesteśmy tu razem.

Białowłosy spuścił tylko głowę i przewrócił stronę w książce.

-Nie wkopujcie siebie nawzajem - mruknął cicho Itachi. - I nie ośmieszajcie. Nie czas na to.

-Nikogo nie ośmieszam! - zaoponował Hidan.

-Więc zostaw Dei'a w spokoju - poparł Uchihę Sasori.

-Teraz wy mnie skandujecie, no - jęknął białowłosy.

-Nie kłóćcie się... - wyszeptał cicho Deidara. - Nie chcę, żebyście się o taką pierdołę kłócili, dobrze?

Trójka ninja zamilkła, choć na końcach języków mieli oni cięte riposty i sarkastyczne odzywki.

-Jeśli bardzo chcesz, możesz płakać, Hidan - ciągnął swoje blondyn. - Nikt ci nic nie powie, naprawdę. Ja na pewno nic ci nie powiem. Dziadek zawsze mi mówił... że płacz odróżnia nas od wszystkiego, co jest na świecie. Czyni nas ludźmi. Dlatego nie powinniśmy się tego wstydzić. Nie można się wstydzić tego, że jest się człowiekiem.

..!.. Szaleństwo czwarte ..!..

(...) miała puste oczy, a z jej ust pociekła cienka stróżka krwi.

Czuła swoje zaczerwienione policzki i ogólnie obejmujące jej ciało zażenowanie. Nagadała tyle rzeczy o człowieku, którego nawet nie widziała. Poprawka. Którego nie wiedziała, że widziała.

Jego uśmiech, mimo że ciepły i przyjazny, działał na nią gorzej, niż gdyby był pełnym pogardy i ironii śmiechem najgorszego idioty i bydlaka. Ale nie... on akurat musiał przyjąć całą tą żenadę z uśmiechem, ba!, nawet z dziwnym samozadowoleniem i radością.

...Madara Uchiha...

Ile w tamtym momencie by dała, by cofnąć swoje słowa, opisy osoby, o której nie wiedziała praktycznie nic, a której ocena przyszła jej z taką łatwością. Dziś nie postąpiłaby w ten sposób. Dziś potrafiła stanąć w jednym szeregu z tymi, którzy uważani byli za morderców i przestępców, bo poznała ich od tej strony, którą zapewne oni sami nie do końca widzieli.

Brzask...

...Sasori...

...Deidara...

...Itachi...

...Kakuzu...

...Kisame...

...Nagato...

...Konan...

...Zetsu...

...Hidan...

...Tobirama...

...Brzask.

Szare oczy otworzyły się gwałtownie, płuca zaczerpnęły zbawiennego powietrza z taką siłą, że aż podrażniły drogi oddechowe, a serce uderzyło mocno, tłukąc o żebra w sposób niemal bolesny. Cichy jęk przerwany był przez kolejny oddech, ale po chwili, dosłownie po kilku sekundach, wszystko uspokoiło się, oddech wyrównał się, a serce złapało odpowiedni rytm. Do umysłu dziewczyny dochodziło coraz więcej bodźców, odbieranych przez jakby osnute mgłą zmysły.

-...siostrzyczko...

Szare oczy rozejrzały się, ale nie potrafiły dostrzec tak bardzo upragnionej twarzy. W końcu jednak zmysł wzroku odzyskał dawną sprawność i przed dziewczyną pojawiła się twarz chłopaka.

-...To... Tobi...

-Siostrzyczko!

Wzrok zarejestrował czarną, rozwichrzoną czuprynę i równe rysy twarzy. Blade policzki, ściśnięte w wąską kreskę usta, grzywka opadająca na czoło. Tobi. Kat oddychała powoli, starając się wymyślić przyczynę, która wyjaśniałaby, czemuż to jej ukochany braciszek nie jest jak zwykle radosny i roześmiany, czemu jego zazwyczaj zarumienione ze szczęścia policzki dziś, teraz są blade, czemu na co dzień uśmiechnięte usta, w tym momencie drżą z niepewności i strachu.

-Tobirama... - szepnęła.

Nagle jej wzrok osiadł na czarnych oczach chłopaka. Te oczy... tęczówki miały tak ciemną barwę, że niemal zlewały się z czernią źrenicy. Ich barwa, kształt przypomniały Szarookiej tylko jednego człowieka. Kat ujrzała w oczach Tobi'ego to, co chciała ujrzeć - zwykłe brunetowi napalanie na świat żywy, radość i afirmacja wszystkiego, co istniejące i dobre. Te oczy... takie same, jakie miał...

-Siostrzyczko!...

Głowo blondynki opadła na bok, a Tobi jęknął głośno.

-Nie, nie... NIE! - krzyknął. - Nie zostawiaj mnie znowu! Siostra! Kat! Ty cholerna Dealupus! NIE ZOSTAWIAJ MNIE SAMEGO! OBIECAŁAŚ!!! Miałaś mnie nigdy nie zostawić! KAT!!!

Sasori zamrugał nieco oczyma i ponownie, już któryś raz w ciągu tej samej godziny, zbadał blondynkę. Nic jednak nie wskazywało na to, by przebudzenie, którego świadkiem był Tobi, miało miejsce. Lalkarz jednak nie posądzał bruneta o kłamstwo, co to, to nie... chłopak był za bardzo zrozpaczony i ogarnięty uczuciem beznadziejności, by pozwolić sobie na takie głupie żarty.

Słabe, ledwo wyczuwalne uderzenia serca nie zdarzały się często u blondynki. Oddech zagarniał do płuc minimum powietrza, a odbieralność bodźców sięgnęła niemal zera. Czerwony Piach miał coraz bardziej mroczne przeczucia. Przebudzenie Szarookiej byłoby dobre, gdyby została ona przytomna, ale teraz... mogło być to jedynie oznaką nieszczęścia dla dziewczyny.

Siedzący obok łóżka na krześle Tobi, wciskał mocno palce we włosy, szepcząc coś do siebie. Przypominał teraz szaleńca, któremu nie pozostało nic innego, jak życie we własnym, zamkniętym i niedostępnym nikomu świecie, tak pełnym bólu i żalu, że te uczucia i ich natłok jako jedyne mogły wyjaśnić stan psychiczny bruneta. Sasori wyszedł cicho z pomieszczenia i skierował się do gabinetu Pein'a. Zapukawszy, wszedł do środka i stanął cicho przed złamanym na pół biurkiem, które od kilkunastu godzin leżało nie naprawione i bezużyteczne.

-Mów... - usłyszał ciche polecenie.

W ciemnym pomieszczeniu zdołał dostrzec Pein'a, który opierał się jedną ręką o ścianę, wpatrując się tępym wzrokiem w obraz jakiejś Wioski.

-Przebudziła się, ale znów zapadła w śpiączkę - powiadomił.

-I? - drążył ochrypniętym głosem Lider.

-To źle, nawet bardzo źle... - wyszeptał Sasori. - Mówią...

Lalkarz zaciął się, a milczenie, które zapadło po niedokończonej wypowiedzi, było nieznośnie ciężkie i nieprzyjemne.

-Co? - zapytał Pein, odwracając się do niego. - Co mówią?

-Że jeśli ktoś obudzi się ze śpiączki i znów w nią zapadnie... - wyszeptał lalkarz. - ...to kolejny raz obudzi się, by umrzeć.

Po plecach Lidera Brzasku przeszedł nieprzyjemny, złowrogi dreszcz.

-Wezwij Hidana - polecił Sasori'emu. - I... Itachi'ego. Natychmiast.

Lalkarz skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Wymienioną przez Lidera dwójkę znalazł w bibliotece, gdzie wciąż ślęczeli nad księgami, coraz bardziej ponurzy i zniechęceni. Hidan i Itachi wyszli natychmiast z pomieszczenia, zostawiając w nim Deidarę i Sasori'ego razem.

-Mistrzu... - zaczął cicho blondyn. - ...czy... jest jeszcze nadzieja?

-Jest, Dei - odpowiedział Sasori. - Nie miej czarnych myśli, nie wolno ci ich mieć, dobrze, Dei? Szukaj... pomogę ci. Musimy znaleźć tę gadzinę.

Blondyn skinął głową i zaczął przewracać kolejne kartki. Sasori chyba po raz pierwszy poczuł się podle - stał się ironiczny wobec własnego partnera w sposób najokrutniejszy. W końcu ironią było pocieszanie kogoś z powodu problemu, który nie dość że dotknął samego lalkarza, to jeszcze wydawał mu się być niemało beznadziejnym.

Dwójka członków Brzasku stała cicho przez zniszczonym meblem w gabinecie Lidera. Sam rudy stał oparty plecami o ścianę, wpatrując się tępo w podłogę.

-Idźcie... do Dźwięku - polecił im. - Tylko, na Boga, błagam... nie dajcie się złapać. Zaklinam was! Nie dajcie im żadnej satysfakcji.

Hidan i Itachi skinęli głowami i odwrócili się, by wyjść z pomieszczenia.

-Czekajcie... - zatrzymał ich ochrypnięty głos Lidera. - ...jeśli... nie chcecie...

-Pójdziemy, Liderze - zaoponował natychmiast Itachi. - Niech Lider się o nas nie martwi. Wrócimy z informacjami.

-Kiedyś... mówiła mi... - zaczął cicho rudy. - ...jeśli macie zamiar się narazić, wróćcie.

-Ale... - zaczął Hidan.

-Ona nie przeżyje już żadnej straty - zauważył Pein. - Jeśli ma któryś z was nie wrócić... ...po prostu się nie narażajcie tam, dobrze?

Dwójka skinęła głowami i wyszli z gabinetu, zamykając za sobą cicho drzwi.

-Wybacz mi, jeśli popełniłem błąd... - wyszeptał Lider, opadając na kolana. - Wybacz... Kat.

Szare oczy wpatrywały się z niemałym zdziwieniem i zaszokowaniem w czarne tęczówki. Wzrok przeciwnika był taki... spokojny. Nieodgadniony, tajemniczy, godny nazwiska Uchiha. Czarne oczy, które nie raz potrafiły zawrzeć w sobie tyle radości i zwykłej pogodności ducha, teraz, w tak ważnym momencie, były nieprzeniknione.

Czuła na sobie jego ciężar, jednak nie był on nieznośny, czy nieprzyjemny, wręcz przeciwnie, wydawał się być miłym, dawał poczucie bliskości i dziwnej ochrony. Opieki. Zapach, który uderzał w nozdrza dziewczyny był wonią miłych dla zmysłów męskich perfum. Miękkie, czarne włosy łagodnie łaskotały policzki blondynki, gdy długa grzywka, zazwyczaj osłaniająca prawe oko, odsłoniła je i opadła na lica Szarookiej.

Szare oczy zamknęły się, a ręce powędrowały na umięśnione ramiona bruneta, gdy wargi blondynki zetknęły się z ustami chłopaka. Ciepło, które ogarnęło dziewczynę, było nie do opisania. Umysł przestał działać racjonalnie, skupiając się tylko i jedynie na przyjemności, którą odczuwał z bliskości i pieszczot bruneta. Mimowolnie zaczęła oddawać pocałunki, mocniej zaciskając palce na mięśniach bruneta. Ciche mruczenie wyrwało jej się z gardła, gdy miękkie wargi chłopaka mocniej nacisnęły na jej usta, domagając się kolejnych, łapczywie zagarnianych pieszczot.

Nigdy nie posądzałby siebie o taką namiętność w stosunku do jakiegokolwiek mężczyzny, a już na pewno nie co do chłopaka, przed którym zrobiła z siebie niemałą idiotkę. Ale w tej chwili przecież racjonalne myślenie odeszło daleko, daleko, zapomniane przez ciało, które domagało się tylko i jedynie obecności bruneta.

Gdyby to głupie ciało mogło przewidzieć przyszłość, gdyby wiedziało, ile bólu sprawi mu ten jeden mężczyzna, odrzuciłoby zarówno jego, jak i jego pieszczoty. Ale przyszłość była nieodgadniona, więc głupie ciało podążyło za chwilą, która była teraz, tu obecna... i oddało się w całości temu, czego oczekiwał od niego brunet.

Ból... żal... smutek... rozpacz... rozgoryczenie... tylko tyle zostawił po sobie mężczyzna, który z niemałą namiętnością całował niemal nieznaną mu dziewczynę.

A wszystkie te uczucia przerodziły się tylko w jedno...

...szaleństwo.

Sasori i Deidara wypadli z biblioteki jak oparzeni, gdy do ich uszu doszedł głośny, kobiecy krzyk. Z gabinetu wypadł także Lider i wpadł do laboratorium zaraz za dwójką artystów.

W pomieszczeniu, na małym łóżku, rzucała się jak szalona Kat, krzycząc wniebogłosy. Szeroko otwarte, szare oczy miały w sobie tyle szaleństwa, ile Pein nie widział jeszcze nigdy na świecie u żadnego ze spotkanych mu ludzi. Krzyk był pełen bólu i żalu, był jak zew rozpaczy, pragnienie śmierci i wołanie wariata, który nie chce niczego więcej, oprócz skrócenia mu jego mąk. Zaciskane na pościeli palce szarpały materiał, starając się uczepić czegokolwiek stałego w swoim bólu i szaleństwie.

Tobi, jęcząc z bezsilności, przytrzymywał przy pomocy Sasori'ego i Deidary blondynkę przy łóżku. Pein podbiegł, by im pomóc i mocnymi ramionami przyparł do łóżka dziewczynę.

-Sasori! - zawołał.

-Nie mam pojęcia, co się dzieje! - warknął Sasori. - Kat! Nie zostawiaj nas! Słyszysz?!... WALCZ! WALCZ, KAT!...

Jedno uderzenie, tak bardzo bolesne, przysłoniło wszystko, co czuła dotychczas. Cała namiętność, która wypłynęła w jednej chwili, usunięta została na bok, jak nikomu niepotrzebny śmieć, jak rzecz, która zawadza i jest nieprzydatna. Za to na pierwszy plan wyłoniła się złość i wściekłość.

Jak śmiał!

Kilka rzuconych ku sobie nawzajem wyzwisk ostudziło skutecznie popęd zarówno jej, jak i jego. Nagle dwie osoby, które jeszcze dosłownie przed sekundą były niemal jednością, teraz patrzyły na siebie z nienawiścią i złością.

Dobijający się do jej umysłu Wokamina zaoferował pomoc. Dotychczas szare oczy blondynki nabrały grantowej barwy, a ciało wyzwoliło z siebie pokłady chaosu - żywiołu, któremu przeciwstawić się było ciężko.

-...WALCZ, KAT!...

Szare oczy blondynki, dotychczas pełne szaleństwa i bólu, znieruchomiały na moment. Tobi wpatrywał się w nie, jęknąwszy cicho. Czarne źrenice rozszerzyły się, by po chwili skurczyć i ustąpić miejsca granatowej jak nocne niebo źrenicy. W powietrzu zawirowały maleńkie drobiny chaosy, który uderzając o policzki Deidary i Pein'a, zostawiał na nich maleńkie zadrapania.

-Wokamina... - wyszeptał Tobi. - Wokamina, nie!

Siła, która nagle, w jednej sekundzie, wypłynęła z blondynki, odrzuciła od łóżka i dziewczyny całą czwórkę członków Brzasku. Wokół Szarookiej zaczęły wirować takie pokłady chakry, że wyrzynały one w ścianach głębokie rysy. Krzyk dziewczyny przybrał na sile, a sama blondynka wygięła się w łuk na łóżku, otwierając usta. Nagle przetoczyła się na bok i uderzyła o posadzkę, wgniatając ją do środka. Z jej gardła wyrwał się wściekły pomruk, przerywany chrapliwym krztuszeniem się. Palce blondynki uczepiły się podłogi, zrywając z niej nieduże kafelki. Łóżko odsunęło się na bok, gdy o jego brzeg uderzył długi, wilczy ogon.

-Wokamina, nie! - zawołał Tobi. - To ją boli! Nie! To jej nie pomoże, zostaw ją!

Nagle blondynka zawyła jak zraniony wilk i opadła, zwijając się w kłębek. Z jej ciała wystrzelił granatowy płomień z chaosu i uderzył ścianę, robiąc w niej potężną dziurę. O posadzkę tuż pod ścianą huknął wysoki brunet, krztusząc się rudawą krwią. Tobi podbiegł do Szarookiej i obrócił jej twarz ku sobie. Dziewczyna miała puste oczy, a z jej ust pociekła cienka stróżka krwi.

..!.. Szaleństwo piąte ..!..

(...) kołysząc ją jak małe dziecko w ramionach.

Rudowłosy Lider Brzasku wpatrywał się pełnym przerażenia wzrokiem we wszystko, czego właśnie był świadkiem. W laboratorium, które teraz wyglądało jak strefa wojenna, nagle pojawiła się nowa osoba. Wysoki brunet trzymał swoją dłoń przy ustach, a spomiędzy palców wypływała rdzawa krew, skapując na podłogę. Szeroko otwarte, granatowe oczy miały w sobie tak wielki ogrom strachu, że gdyby Pein spotkał tego człowieka w innej sytuacji, bałby się nawet zapytać, czego świadkiem był właśnie brunet.

Niedaleko niego, pod ścianą leżał nieprzytomny Deidara. Blondyn musiał uderzyć o coś głową, gdyż z jego czoła powoli wyciekła czerwona krew, którą zatamować próbował Sasori, przykładając o czoła blondyna kawałek materiału. Szata lalkarza była postrzępiona, a jedna z jego nóg strzaskana na maleńkie drzazgi.

Żadna jednak z tych rzeczy nie przyciągnęła uwagi rudego tak, jak to, co widział na samym środku pomieszczenia. W ramionach Tobi'ego leżała Kat, bezwładna, z szeroko otwartymi, pustymi oczyma. Z jej rozchylonych ust skapywała na roztrzaskaną posadzkę rubinowa krew, pomieszana z zapienioną śliną. Ciało blondynki tulił w swoich ramionach brunet, jęcząc cicho. Spod pomarańczowej maski wypływały jasne łzy, skapując na potarganą koszulkę dziewczyny. Pein podszedł do dwójki i odsunął nieco ręce bruneta od ciała dziewczyny. Jej puls, ledwo wyczuwalny, ucieszył go jak nic innego na świecie.

-Tobi... ona żyje... pomóż mi ją przenieś na łóżko, dobrze? - szepnął rudy.

Brunet tylko jęknął i podniósł się chwiejnie. Ostrożnie ułożył dziewczynę na łóżku, po sekundzie sam osuwając się na zimną posadzkę. Jego krzyk rozpaczy zmroził wszystkich, którzy znajdowali się w pomieszczeniu. Ramiona chłopaka były roztrzęsione, a on sam skulił się krztusząc własnymi łzami i rozpaczą.

-Jasna cholera... - usłyszeli.

Do pomieszczenia wszedł Kakuzu i Kisame. Obaj byli niemało przerażeni i zaszokowani tym, co zobaczyli. Kakuzu od razu podszedł do Sasori'ego, pomagając mu wstać. Kisame podniósł Lidera i podał rękę otwierającemu oczy Deidarze.

Głośny kaszel przypomniał co poniektórym, że w pomieszczeniu znajduje się jeszcze jedna osoba. Wysoki brunet wstał chwiejnie i opierając się jedną ręką o ścianę, drugą ścierał krew z warg.

-Ty... - usłyszeli pełen wyrzutu głos. - Ty... miałeś ją chronić!

Nagle ktoś przyparł obcego do ściany, wgniatając jego ciało boleśnie w twardą powierzchnię. Nieznajomy jęknął, przymykając z bólu oczy.

-Miałeś... ją... chronić!... - zawołał Tobi, każde swoje słowo kwitując mocnym ciosem kierowanym w twarz obcego. - Czemu... jej... nie... uchroniłeś?!...

Brunet ze stoickim spokojem przyjmował każdy cios, aż w końcu Tobi opadł na ziemię, obejmując ramiona rękoma. Jego pięści były zakrwawione i brudne, ale mimo, że wykonał tyle ciosów, jego złość, ból i uczucie bezsilności nie ustały, wręcz przeciwnie, wzmogły się, boleśnie przypominając o stanie całej sytuacji.

-Tobirama... - wyszeptał obcy, zaciskając oczy. - Ja... nic nie mogłem zrobić. Po prostu mnie wyrzuciła z siebie.

-Jesteś demonem! - zawołał Tobi. - Dziesięcioogoniastym wilkiem! WOKAMINA! Jak mogłeś jej nie ochronić?! Jak mogłeś jej nie OCHRONIĆ???!!!...

Demon zadrżał, sam nie wiedząc, dlaczego nagle jego ciałem ogarnęły uczucia strachu i przerażenia. Stojący w pomieszczeniu członkowie Brzasku wpatrywali się to w Tobi'ego, to w Wokamina, jakby któryś z nich nagle miał ocalić ich wszystkich od nieszczęść, które spadły na nich z tak wielkim hukiem.

-Sasori... idź do siebie - ciszę przerwał głos Pein'a. - Kakuzu, pomóż mu. Kisame, idź do kuchni i opatrz Deidarę.

Czwórka ninja wyszła z laboratorium, rzucając dziwne spojrzenia ku Wokamina. Demon podszedł do Kat i już chciał ją zbadać, gdy ktoś pchnął go mocno na ścianę.

-Nie dotykaj jej... - Tobi zacisnął pięść. - Nie masz prawa jej dotykać!

-Opanuj się, Tobi -polecił mu Pein.

Chłopak warknął tylko cicho i usiadł obok swojej siostrzyczki, obejmując ją i wtulając w swoje ciało. Pein spojrzał na Wokamina ponurym wzrokiem.

-Mów, co wiesz... - polecił.

-Wiem nie więcej niż wy - zauważył brunet. - Trucizna zabija ciało jej od środka. To środek potężny, od mitycznych legend i stworzeń. Ona... umiera, Spadkobierco Mędrca Sześciu Ścieżek. Ale nie dlatego, że nie potrafi sobie poradzić z trucizną...

-Więc? - niecierpliwił się Pein.

-Bo chce- odpowiedział Wokamina.

Cisza, która zapadła w pomieszczeniu, uświadomiła wszystkich wagę słów, wypowiedzianych przez Wokamina.

-Moja siostra... - zaczął sykliwym głosem Tobi. - ...nigdy nie chciałaby umrzeć.

-Do dziś - wyszeptał demon. - Nie wiem czemu... tak nagle zmieniła całe swoje myślenie. Może to... przez Orochmiaru.

-Nie wymawiaj jego imienia! - warknął Tobi.

-Tobi, opanuj się - syknął w końcu Pein. - Nie tylko tobie zależy na niej!

Chłopak nie odpowiedział, nadal kołysząc swoją siostrę w ramionach. Jego jasne łzy spływały po policzkach, skapując na koszulkę blondynki. Pomarańczowa, brudna od gruzu i łez maska leżała bezużyteczna obok Uchihy. Brunet szeptał coś nieskładnie, na wpół do siebie, na wpół do nieprzytomnej i ledwo żywej Dealupus.

Nie, nie była przytomna... Ale po prostu to czuła. Dziwne... Świat był ciemny, mroczny, nie widziała nic, nie potrafiła rozpoznać żadnego kształtu, a ciemna mgła otaczało ją ze wszystkich stron niby kokon ciemności. Ale czuła. Potrafiła jeszcze odczuwać coś, poza wszechobecnym bólem. Ciepło... Opieka... Troska...

W jej uszach rozlegało się głośne bicie serca. To nie było jej serce. Jej serce biło inaczej, równomiernie, wolno, kilka razy na minutę, tak, by ciało nie mogło umrzeć, tak, by zapewnić organizmowi minimalne minimum krwi. A to inne serce... tłukło się jak szalone, gwałtownie dając o sobie znać. To tak, jakby zamknąć wolnego ptaka w niewielkiej klatce. To serce protestowało przeciw zniewoleniu w klatce piersiowej, tłukło się jak szalone, nieskładne bicie, chaotyczne uderzanie. Nie wiedziała czemu, ale chciała do końca życia słuchać tego szaleńczego łomotu.

Do jej umysłu dochodził sygnał od zmysłu zapachu. To także nie był jej zapach, ani woń otaczającego ją, ciemnego świata... ten zapach odurzał, wirował w umyśle, rozpływał się przyjemną falą po ciele. Powodował dzikie dreszcze, które jednak jej oporne i obojętne ciało nie pozwoliło okazać na zewnątrz. Ten zapach był kojący, nęcący i wskazywał, jak wiele uczuć mógłby posiadać jego właściciel.

Na skórze czuła ciepło. I to również nie było ciepłem jej ciała... było inne, zniewalające, dające dzikie poczucie bezpieczeństwa. Tak miłe i rozkoszne, że za nic w świecie nie chciałaby go oddać komuś innemu. Na to ciepło zareagowało jej bierne ciało, pragnęło go również i duszą, i umysłem.

Czuła się tak dziwnie... Chciała być tu, nigdy nie opuszczać tego bicia serca, tego zapachu i tego ciepła, ale... czuła ciemność... inną, niż ta, która ją ogarniała. Ta ciemność przypominała najgorsze koszmary i zło świata. Była zła... Była koszmarem...

Nagle skończyła się i ciemność i to, co tak bardzo chciała przy sobie zatrzymać... Bicie serca... Zapach... Ciepło... Wołała, krzyczała, ale to odeszło. Z jej ust nie zdobyły się żadne dźwięki, niesforne ciało samo odmówiło posłuszeństwa. Odszedł... Odeszło bicie serca... Odszedł zapach... Odeszło ciepło.... Po prostu... wszystko zniknęło.

...i zostało ciemność... ta zwykła ciemność nieprzytomności.

-Nagato!...

Pein natychmiast podbiegł do Tobi'ego, gdy ten przerażonym tonem zawołał jego imię. W ramionach chłopaka Dealupus trzęsła się jak w febrze, jęcząc cicho. Z jej ust wyciekała wolno krew, pozbawiając dziewczynę zbawiennej cieczy kropla po kropli. Zalane rudą posoką płuca chrzęściły nieprzyjemnie przy spazmatycznie łapanych oddechach, a nie wiedzieć czemu nagle zimne ręce zacisnęły się na barkach Uchihy.

-Boże, czemu? - jęknął Nagato. - Czemu tak nas wszystkich ranisz?

Tobi okrył dziewczynę kocem, dokładnie otulając jej drżące ciało miękkim materiałem. Chłopak czuł jak serce blondynki bije nierównomiernie, w jednej chwili bijąc kilka razy na kilka sekund, a w następnej ledwo wykonując jedno uderzenie. Dealupus oddychała ciężko przez nos, krztusząc się zalęgającą w płucach krwią i śliną. Tobi przyłożył do czoła dziewczyny policzek i niemal cofnął się ze strachem.

-Co się stało? - zapytał Lider.

-Jest... zimna - wyszeptał brunet.

Wokamina podszedł do dziewczyny i przyłożył jej rękę do czoła.

-Hipotermia... - zauważył zaszokowany. - Ale... to niemożliwe. Przecież przed minutą miała normalną temperaturę.

-Zbyt wiele zużytej chakry? - podrzucił Pein.

-Ona nie ma chakry - zaoponował Tobi. - Zawsze pożyczała ją od niego. I nigdy nie miała hipotermii po wyzwoleniu demona.

Wokamina skrzywił się nieco na wydźwięk i wyrzuty zawarte w słowach Tobi'ego.

-Dusi się... - jęknął Pein.

Dziewczyna łapała chrapliwie powietrze, co rusz wypluwając z usta rudawą krew. Wokamina rozejrzał się tylko wokoło, aż w końcu wziął na ręce blondynkę i spojrzał ponuro na zaskoczonego Tobi'ego, rozwijając koc z ciała dziewczyny.

-Jako Uchiha masz wyższą temperaturę ciała niźli człowiek zwyczajny - zauważył demon. - Ona sama się nie ogrzeje, ma za mało sił i chyba co gorsza, chęci. Trzymaj ręce na jej plecach i przytul ją mocno do siebie, trzeba rozrzedzić jej krew w płucach.

Wokamina ułożył Dealupus przy chłopaku, dokładnie okrywając dwójkę kocem.

-Wykonaj pół-Splot i podnieś jeszcze trochę temperaturę - polecił mu demon.

Chłopak skinął głową i oparł policzek o czoło blondynki, przymykając oczy. Jego bezruch, tak mocno odmienny od zwykłego chłopakowi napalenia, kumulował w jego ciele chakrę, która dzięki jego wprawnym myślom i manipulowaniu zamieniała się z czystej siły na ogień, który zagnieżdżał się w każdej z komórek ciała, prowadząc do szybkiego podwyższenia temperatury bruneta. Dotąd drżąca w ramionach Tobi'ego blondynka uspokoiła się nieco, a jej oddech stał się nieco spokojniejszy.

Szeroko otwarte, szare oczy wpatrywały się w nocne niebo, rozciągające się nad pustynią, która okalała Wioskę Piasku. Wokoło panowała cisza, zwyczajna dla tego miejsca, zwłaszcza, że jeszcze kilka godzin temu przyroda szalała wraz z burzą piaskową.

Dziewczyna przymknęła oczy, gdy nikły ruch osoby, przy której leżała, zakłócił ogólny bezruch. Dłonie mężczyzny mocniej zacisnęły się na tali blondynki, przyciągając jej ciało do siebie. Szarooka z cichym westchnięciem poddała się sennej woli bruneta, wtulając głowę w tors mężczyzny. Ciepło, które ze sobą niósł jej partner na misji, pozwalało jej ukoić zmysły i zapomnieć o wszystkim, co było złe.

Jej pierwsza misja poza murami Wioski Liścia nie wyglądała co prawda tak, jak by sobie to wymarzyła, ale nie mogła zaprzeczyć, że była czymś w rodzaju oderwania się od wszystkiego, co dotychczas jej towarzyszyło. Jednak... czuła, że cała ta misja przyniesie jej tyle samo bólu, co i teraz ukojenia.

Jeszcze zanim dwójka zasnęła, uraczyła siebie nawzajem soczystą składanką słowną, zakończoną nikłymi groźbami co do zbliżania się do siebie. A teraz? Ta sama dwójka wtulała się w siebie, jak przykładne małżeństwo, które mieli udawać podczas całej tej misji.

Choć wiedziała, że gdzieś tam, w Kraju Ognia, w Wiosce Liścia istnieje mężczyzna, na którym jej zależało, chciała, by ta chwila, z tym brunetem, przy którym leżała, by ten moment, który istniał teraz, trwał wiecznie.

Tobi westchnął i obniżył nieco działanie pół-Splotu., a temperatura jego ciała opadła nieznacznie. Kuląca się w jego ramionach blondynka spała spokojnie, oddychając miarowo, choć wolno. Jej ciałem nie wstrząsały już dreszcze, a jej płuca oczyściły się nieco z zalewającej je dotychczas krwi. Serce, choć pracowało nienaturalnie wolno, biło miarowo i na tyle mocno, że nie niepokoiło Pein'a i Wokamina.

-Masz wiadomości od tych, których posłałeś do Dźwięku? - zapytał Wokamina, stojący przy blacie roboczym i łączący ze sobą różne mikstury.

-Nie... - wyszeptał rudy. - Obawiam się, że...

-Nie obawiaj się, bo nie potrzebny nam jest strach - mruknął Wokamina, wciskając w ręce Lidera butelkę z wywarem. - Podawajcie jej to co godzinę, pół szklanki. I nie martwcie się, ani o mnie, ani o waszych członków. Wrócę.

Demon wyszedł z pomieszczenia, a po chwili opuścił także siedzibę. Lider wylał trochę płynu z butelki i podszedł do Tobi'ego, który szeptał coś cicho Dealupus do ucha. Chłopak ze spokojem pozwolił rudemu zaaplikować napój, stworzony przez Wokamina, i znów otulił dziewczynę, kołysząc ją jak małe dziecko w ramionach.

..!.. Szaleństwo szóste ..!..

(...) Dealupus, która oblizując wargi z krwi, wpatrywała się w szyję Jashinisty (...)

Gdyby wiedziała, ile prawdy niesie ze sobą zbieranina skomplikowanych słów o dwoistym znaczeniu, nigdy nie wysłuchałaby przepowiedni Llamisty. Trzech mężczyzn, których opisała jej wieszczka, już pojawili się w jej życiu.

Pierwszy... ten, którego pokochała mocniej, niźli siebie samą, niźli wszystko co jest na świecie. Za którym poszłaby w ogień, za którego dała się nieomal zabić. Pierwszy... Madara Uchiha.

Drugi... którego uśmiechu i ciepła nie zapomni do końca swoich dni. Ten, który jako pierwszy dał jej choć odrobinę miłości, który pokazał tą jaśniejszą stronę życia. Który nauczył tego, co uznawała za podstawy bycia ninja. Drugi... Tobirama Senju.

Trzeci... ten, który miał związek z Pierwszym. Syn Madary Uchihy, Tobirama Uchiha. Jego jedyne dziecię, o którym nawet pojęcia nie ma. Jej braciszek, choć właściwie mogła być dla niego matką. Miał ją połączyć z Pierwszym, ale... wątpiła, czy kiedykolwiek nadejdzie taki czas.

Do tego słowa, wedle których jej gniew miał zniszczyć świat... przecież ona... nie miała gniewu. Już go nie miała. Wszystko, co teraz posiadała, sprowadzało się tylko i jedynie do bólu. Bezgranicznego bólu...

Pein uniósł nieco głowę, gdy sufit siedziby zadrżał nieznacznie. Ze ścian, na których widniały głębokie bruzdy, posypał się kurz i proch, a szklanki w szafkach zadźwięczały cicho.

-Co jest? - zapytał cicho Lider.

Tobi uniósł głowę i jęknął cicho. Złapawszy mocniej siostrę za ramiona, przytulił ją do siebie, zamykając oczy.

-Siostrzyczko... nie rób tak... siostrzyczko, błagam, nie rób tak teraz...

-Tobi? - zapytał Pein, patrząc na rozdygotane sprzęty.

-Siostrzyczko, to nie jest dobry czas na to - szeptał niezrażony niczym brunet. - ...ja wiem, że to boli, wiem, że to bardzo boli, ale nie rób tak, siostrzyczko... to nie jest dobre rozwiązanie, po tym jeszcze bardziej boli... proszę, siostrzyczko...

Ściany zatrzęsły się, a wszystko szkoło, znajdujące się w szafkach, wyleciało w powietrze, zasypując podłogę ostrymi odłamkami. Wszystko wokoło zaczęło dygotać tak, jakby miało właśnie miejsce trzęsienie ziemi. Tobi jęknął i mocniej objął dziewczynę, nadal szepcząc jej do ucha uspokajające słowa.

-Siostrzyczko... jego tu nie ma... jego tu nie ma... wiem, że boli, ale nie rób tak... siostrzyczko... błagam... tu nie ma mojego ojca... nie rób tak, błagam...

Jego widok sprawił, że cała dziwna złość, która wcześniej ją ogarniała, zniknęła, ustępując miejsca przygnębieniu i smutkowi. Czarna grzywka opadała chłopakowi na oczy, zasłaniając smutne spojrzenie ciemnych tęczówek. Oparta o złożone na kolanach ręce broda utrzymywała głowę nieruchomo tak, by nie opadała, zakłócając bezruch całego ciała.

W tamtej chwili wydawał jej się być niemało bezbronny i zagubiony. On! Ten, który niemal w każdej sytuacji był gotowy odnaleźć w sobie choć trochę siły na ironiczną, czy dobrze dobraną, złośliwą odpowiedź. Ten, który nie wahał się ani przez sekundę w walce. Ten, którego uważała za człowieka zdecydowanego i zawsze pewnego swoich czynów, ruchów, czy słów. Ten, którego stawiała niemal za ideał mężczyzny, któremu nie odmówiłaby żadnej dobrej cechy, który mógł być niemal wzorem doskonałego ninja...

...Ten, który teraz siedział w pozie ogólnej beznadziejności i zrezygnowania z życia.

Żałowała, że jeszcze kilka minut wcześniej uraczyła go wiązanką ostrych, złośliwych słów. Wątpiła jednak, czy zdołałaby do niego podejść i go przeprosić - takie odruchy nie były do niej podobne, nie pozwalała na nie jej duma i wewnętrzna pycha.

Dziewczyna w końcu odwróciła się i wolnym krokiem oddaliła się z miejsca, niosąc w duchy i umyśle nieznane jej dotąd poczucie winy.

Rozdygotane sprzęty nagle znieruchomiały, a drżenie ścian ustało całkowicie. Siedzibę znów spowiła cicha, nieznośnie bezdźwięczna, dzwoniąca w uszach tak, że niemal najmniejszy szmer odbierany był jako ogromny huk.

-Co to było? - zapytał Lider, patrząc na Tobi'ego.

Chłopak uniósł nieco głowę i przyłożył policzek do czoła Dealupus, przytrzymując jej bezwładne ciało przy sobie.

-W Gniewie I Bólu Mroczne Zatracenie... - odpowiedział cicho brunet. - Ta technika może być wykonywana nawet bez chakry. Kiedyś użyła ją tylko raz. Zamek wielkości Liścia został zniszczony doszczętnie w przeciągu minuty.

-Skąd... skąd taka siła? - zapytał autentycznie zaszokowany Pein.

-Z jej bólu - wyszeptał Tobi, przymykając oczy. - Wiesz, ile przeżyła. Ona... jest bardzo wrażliwa na ból, mimo że potrafi go wiele wytrzymać. Nigdy nie wyrzuciła z siebie ani kropli żalu. To się kumuluje i... tworzy pożogę, której nikt nie potrafi zatrzymać.

-Więc... czemu teraz?... - zapytał go cicho.

-Nie wiem - odpowiedział brunet, kręcąc głową. - Dla mnie już wszyscy byliśmy martwi. Nie wiem, czemu to się zatrzymało.

Rudy zadrżał, zdawszy sobie nagle sprawę, jak blisko było mu do śmierci. Jeszcze bardziej przeraziło go to, że blondynka, ta dziewczyna, która teraz bezwładnie, niby bezbronnie leżała w ramionach Tobi'ego, mimo swojego stanu miała nadal potężną siłę niszczenia.

-Co robić...? - jęknął Pein.

-To nie jest zwykła trucizna - wyszeptał Tobi. - To coś o wiele gorszego. Tak, jakby...

-...oszalała - dokończył za niego Lider.

Dwójka mężczyzn szybko przemieszczała się przez ciemny las. Itachi zerkał co chwila na skaczącego przy nim bruneta, jednak mimo tego, że widział go pierwszy raz w życiu, ufał mu bezgranicznie i poddawał się jego woli i słowom. Wokamina w końcu zatrzymał się na niedużej polance, gdzie na skraju lasu, wśród dużych dębów znajdował się kamienny budynek z okutymi drzwiami.

-Dźwięk... - wyszeptał demon. - Jeśli chcesz, możesz tu zostać.

-Nie - powiedział twardo Itachi. - Jestem Uchiha. Nie dość, że jestem jej to winien, to jestem jej przyjacielem i chcę.

Wokamina tylko skinął głową i stanął przed bramą wejściową do Wioski Dźwięku. Wyciągnął prawą rękę przed siebie i zgiął palce tak, jakby chciał komuś wyrwać serce.

-Berserk! - zawołał.

Potężna fala chakry uderzyła w drzwi, wyrywając je z zawiasów. Pokruszone odłamki wyleciały kilkanaście metrów w głąb korytarza, zasypując posadzkę gruzem i metalowymi fragmentami okuć. Gdy pył opadł trochę, demon jako pierwszy wkroczył do korytarza, mrużąc oczy, by przyzwyczaić je do ciemności.

-Trzymaj się za mną, dobrze? - rzucił ku Itachi'emu.

Uchiha skinął głową, wiedząc, że demonowi jako ostatniemu na świecie mogłoby się coś niebezpiecznego stać. Wokamina wszedł pewnie do wnętrza twierdzy Dźwięku i skierował się pierwszym lepszym korytarzem przed siebie. Jego granatowe oczy z bardzo wąską źrenicą rozglądały się wokoło z uwagą, wypatrując zarówno celu swojej misji, jak i domniemanych mieszkańców twierdzy, stanowiących potencjalne zagrożenie dla dwójki z Brzasku.

-Czego szukamy? - zapytał Itachi.

-Węża... - odpowiedział Wokamina. - ...a jeśli go nie będzie, to Orochmiaru.

-Twierdza jest ogromna - zauważył Uchiha. - Jak znajdziemy węża?

-Ktoś nam wskaże drogę - odparł spokojnie demon. - Berserk!

Ściana naprzeciw demona rozleciała się na kawałki, ukazując duże pomieszczenie wypełnione papierami i dokumentami. Wokamina pokręcił głową i klasnął rękoma przed siebie.

-Wilczy Skowyt!

Zza pleców demona wypłynęły strugi chaosu, które po chwili uformowały się w bardziej lub mniej ukształtowane wilki. Technika Wokamina uderzyła w stos dokumentów, rozdrabniając papier na maleńkie kawałki. Demon nie bacząc na nieporządek, który za sobą zostawił, skierował się kolejnym korytarzem naprzód.

-Berserk! - krzyknął, kierując rękę w kolejną ścianę. - Podwójny Berserk!

Ataki Wokamina rozkruszyły kolejne ściany i ściągnęły w końcu mieszkańców twierdzy Dźwięku. Ninja na widok chmurkowanego płaszcza Itachi'ego i Hidana, który na swoje ramiona narzucił Wokamina, zawahali się, co dało sposobność do ataku demona.

-W Wilczym Bólu Zatracenie!

Spomiędzy rozłożonych szeroko rąk Wokamina wypłynęły uformowane w maleńkie igiełki ziarna chaosu, które uderzyły w ciała ninja, zanurzając się w mięśnie. Itachi, który od wejścia do twierdzy miał uaktywniony sharingan, widział, jak igły rozpadają się w ciałach przeciwników, przez co ninja upadali martwi, zalewani od środka własną krwią, wypływającą z wewnętrznie zadanych ran.

-Skąd znasz... takie techniki? - zapytał go zaszokowany Itachi.

-Od Kateńki - przyznał demon, przechodząc nad ciałami martwych ninja. - Ona... czasami przeraża nawet mnie. Każdą ze technik, które znam, wymyśliła sama.

Wokamina podniósł z posadzki jednego z ninja, który jeszcze żył i potrząsnął nim nieco. Blondyn otworzył niebieskie oczy i spojrzał przerażony na demona.

-Gdzie trzymacie węże? - zapytał Wokamina.

-Nic ci... - zaczął chłopak.

-Mów - polecił demon.

Chłopak krzyknął, gdy kości jego ramion, które przytrzymywał Wokamina, zostały skruszone. Blondyn zacisnął powieki, spod których i tak wypłynęły srebrzyste łzy.

-W... zachodnim... zachodnim skrzydle - wyszeptał. - Puść mnie.

Wokamina rozluźnił ręce, a chłopak upadł u jego stóp, jęcząc z bólu. Demon skierował się korytarzem na zachód, a za nim cicho podążył Iatchi.

-Przerażasz mnie... - zauważył Uchiha.

-Jestem demonem - wyszeptał Wokamina. - Bycie miłą maskotką nie jest pisane w moim losie. Jestem tak samo brutalny i krwawy, jak cały ten świat. Dostosowuję się do zła, które tu panuje.

-Ale? - drążył Itachi.

-Co „ale”? - zapytał zdziwiony demon.

-Jest jakieś ale - zauważył chłopak. - Czuję to w twoim głosie.

Wokamina uśmiechnął się pod nosem.

-Ale jako najkrwawszy mieszkam w tej, co chce sprowadzić pokój - zauważył. - Berserk!...

Hidan wszedł do laboratorium i nieomal jęknął z przerażenia. Pomieszczenie wyglądało, jakby co najmniej kilka demonów szalało w nim przez dobry tydzień. Ściany były zniszczone przez chaos i miały w sobie głębokie, szarpane bruzdy. Na podłodze usłanej kawałkami szkła, leżał gruz, a pomiędzy nim gdzieniegdzie dostrzec można było plamy krwi.

-Co... co tu się stało? - zapytał cicho białowłosy.

-Hidan?... - siedzący pod ścianą Pein uniósł głowę. - Gdzie Itachi? I Wokamina?

-Są w Dźwięku - odpowiedział im Jashinista. - Demon przejął moją misję. Co się tu stało, Liderze?

-To długa historia, Hidan... - zauważył rudy. - ...mieliśmy... spore kłopoty. Chodź, powiem ci wszystko...

Zdeterminowana i świadoma, zarówno własnej siły, jak i umiejętności, stała naprzeciw swojej rywalki bez najmniejszego cienia strachu. Na jej krótkie, złośliwe wypowiedzi odpowiadała równie soczystymi zdaniami, wyrażając tym samym swoją złość i frustrację.

Swoje ataki wyprowadzała skutecznie i bezbłędnie, choć obrona jej przeciwniczki też nie miała sobie nic do zarzucenia. W końcu cała walka skończyła się na tym, iż warcząc, sycząc i wyzywając, ciągnęła się z Uchihą za włosy.

Sama zastanawiała się przez długi czas, dlaczego w tamtej chwili walczyła. Już wtedy wiedziała, że czuła coś więcej do Madary, jednak to nie o niego wtedy pobiła się z Shiną. Poszło jej o... Tobiramę.

Chyba wtedy zdała sobie sprawę, że i do Drugiego Hokage czuje coś szczególnego. I wtedy, gdy szarpała kruczoczarne włosy Shiny, pomyślała, że o Senju będzie walczyć w każdym momencie i z całych sił.

Więc całą swoją wściekłość przelała na tą jedna walkę.

Hidan uniósł nieco głowę, gdy Tobi nagle odskoczył od łóżka, na którym leżała Kat. Brunet z cichym sykiem złapał się za ramię, na którym widniała teraz nowa rana, płytkie rozcięcie, które krwawiło lekko. Jashinista spojrzał na łóżko, gdzie znajdowała się Dealupus. Na jego ustach najpierw zakwitł uśmiech, na widok wstającej powoli blondynki. Zaraz jednak zniknął on, gdy Hidan zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak.

Dealupus nie była tą Dealupus, której spodziewał się teraz Hidan. Dziewczyna, która wstawała teraz z łóżka, różniła się diametralnie od jego kochanej blondyneczki. Mimo wszystko była to jednak Kat, choć mocno zmieniona. Ostre, wilcze kły wystawały zza rubinowych warg, wykrzywionych w grymasie wściekłości. Palce szarpały materiał, a długie paznokcie cięły tkaninę. Oczy blondynki także były zmienione - zza ciemnych rzęs patrzyły na Jashinistę nie szare, lecz krwiste tęczówki, a wokoło całych oczu ciemną smugą znaczone były mocne obwódki. Na prawym policzku widniało kilka znaków ułożonych na linii prostej od powieki po samą szczękę. Skóra dziewczyny, zazwyczaj lekko opalona, przybrała barwę niemal białą, alabastrową.

-Katuś?... - wyszeptał Hidan.

-To już nie jest Kat - szepnął Tobi, cofając się pod ścianę. - Nie teraz.

-Więc? - zapytał zaszokowany Hidan.

-Upiór... wampir - jęknął Tobi. - Wupi. Kiedyś ugryzł ją jeden, ale zatrzymała jad. Jednak mógł on się uaktywnić w każdej chwili. I akurat zrobił to teraz.

-O Jashinie...

W czasie tej krótkiej rozmowy Dealupus stanęła na nogi i warknęła w kierunku dwójki członków Brzasku. Jej krwiste oczy obserwowały ruchy obydwu, skupiając się przede wszystkim na sączącej się z rany krwi Tobi'ego. Głęboko wciągane przez nos powietrze wyczuwało, jak wiele krwi znajduje się w pomieszczeniu, ale tylko dwa miejsca były pełne jeszcze tętniącej w żyłach cieczy.

-Co teraz...? - zapytał Hidan.

-Nie daj się poćwiartować - poradził Tobi. - I nie zabij jej. Złap i obezwładnij.

-To wcale nie jest tak proste, jak to ująłeś, prawda? - szepnął białowłosy.

-To jest wręcz niewykonalne - potwierdził Tobi.

Hidan warknął, cofając się. Nagle jego nagie plecy uderzyły o ścianę, wskazując, że pomieszczenie nie ma zamiaru dalej pomagać dwójce chłopków. Dealupus tymczasem namyśliła się, którego z członków Brzasku zaatakować pierwszego. Los padł na Tobi'ego, który wydawał się blondynce niemało kuszący z leniwie wypływającą z jego rany krwią.

Atak dziewczyny był szybki, ale został zablokowany. Ostre kły, zamiast wbić się w ciało bruneta, wpiły się głęboko w szyję Jashinsty. Hidan krzyknął krótko, a z głębokiej, szarpanej rany na jego szyi chlusnęła krew.

-Hidan! - zawołał Tobi.

Białowłosy tylko syknął, próbując zatamować cieknącą z rany krew. Jednocześnie nie spuszczał z oka ani na moment Dealupus, która oblizując wargi z krwi, wpatrywała się w szyję Jashinisty jak w niezwykle łakomy kąsek.

-Tobi... - szepnął słabo Hidan. - ...co robić?

-Nie wiem - jęknął chłopak.

Kat jednak nie dała im czasu na zastanowienie. Warknąwszy krótko, zaatakowała, obierając na cel tętniącą żyłę na szyi Hidana.

..!.. Szaleństwo siódme ..!..

Nie zdążył jeszcze nawet związać nadgarstków blondynki do poręczy łóżka, gdy wszystko zaczęło się na nowo...

Hidan syknął, powstrzymując atak Dealupus własną ręką. Ramię zostało głęboko zranione przez kły dziewczyny, która odskoczyła na bok, dokładnie obserwując swoją domniemaną przekąskę.

-Tobi... - jęknął Jashinista.

-Nie wiem, co robić! - zawołał chłopak. - Uderz ją w splot słoneczny, w głowę, ogłusz! Cokolwiek!

Blondynka znów zaatakowała, ale tym razem jej cios sparowany został przez mocne uderzenie Hidana, który wycelował otwartą dłonią w mostek dziewczyny. Kat zatrzymała się, ale zaraz uniosła głowę, spoglądając krwistymi oczyma na Jashinistę.

-To był głupi pomysł... - skwitował chłopak.

Jashinista uderzył w ścianę, gdy mocny cios blondynki zwalił go z nóg. Chłopak z jękiem podniósł się i zaraz krzyknął, gdy dziewczyna stanęła mu na nogę, miażdżąc kości.

-Zobaczysz... jak wyzdrowiejesz... - zaczął chrapliwym głosem, spoglądając prosto we wściekłe oczy Dealupus. - ...nie pozbierasz się po tym gwałcie...

Kat warknęła i zaatakowała, łaknąc krwi, która kusząco wypływała z ran Hidana.

Była zła, wściekła, ale przede wszystkim smutna i zagubiona. Oto została sama z wrogiem. Osobą, której nie chciałaby spotkać więcej na swojej drodze, a z którą kapryśny los połączył na kilka dni.

Wpatrzona z tęsknotą w oddalające się plecy Tobiramy Senju żałowała, że głupie przypadki nie pozwoliły jej być z białowłosym w ten jeden, szczególny sposób. Jak chętnie spędziłaby teraz z nim kilka rozkosznych chwil sam na sam. Ale nie! Zły los fortuny kazał jej iść w drogą stronę.

Wiedziała, że Drugi Hokage, jej jedyny nauczyciel, jest osobą, na której zależy jej bardzo. Bardziej, niż na kimkolwiek innym. Bardziej, niż na samym sobie. Kochała go, była przy nim szczęśliwa.

...ale...

Zawsze w jej życiu pojawiało się ironiczne „ale”, takie zaprzeczenie jej myśli i tez, które wyznawała i uznawała za prawdziwe.

...ale...

Drugi Hokage był dla niej ważny, kochała go, ale... był też Madara Uchiha. Mężczyzna, przy którym nie potrafiła racjonalnie myśleć, którego nienawidziła przez to, że nie potrafiła przestać go kochać, którego kochała, gdyż nienawidziła go bardziej niż cokolwiek innego. Był jak demon z jej najmroczniejszych snów - mimo iż ciemny i zły, pociągał ją i nie pozwalała się obudzić. Przy nim mogła śnić na jawie, przy nim mogła robić wszystko, przy nim tylko mogła tak naprawdę istnieć. Jego kochać, jego nienawidzić, jego czuć i z nim być - to wszystko, czego pragnęła od życia.

Mimo iż jej miłość, jej ukochany nauczyciel szedł w inną stronę, ona czuła dziwny spokój. Przy jej boku, ze zniecierpliwioną miną stał inny mężczyzna... Pierwszy, ten, który był Ciemną Duszą. Ten, którego tak naprawdę pragnęła.

I dlatego czuła dziwny spokój.

Hidan osłonił twarz ręką, ale zaraz powoli ją opuścił, gdy atak dziewczyny nie nastąpił. Jashinsta rozejrzał się po pomieszczeniu i zauważył kulącą się w kącie blondynkę. Dealupus jęczała, trzymając się za głowę i kiwając w tył i przód. Co jakiś czas warczała i syczała, coraz częściej jednak te odgłosy agresji ustępowały miejsca błagalnym piskom i jękom bólu i przerażania.

-Siostrzyczko... - zaczął Tobi.

Blondynka zawarczała, zaraz jednak mocniej wcisnęła się w kąt i skuliła w nim, jakby to brunet, a nie ona, miał być najniebezpieczniejszą istotą w całym pomieszczeniu.

-Siostrzyczko, już dobrze - szeptał dalej uspokajającym tonem Tobi. - Nie bój się, nic złego się nie stanie. Już wszystko dobrze, siostrzyczko. Panujesz nad sobą doskonale, Katuś. Kateńka... nie bój się, nic złego już się nie stanie.

Dziewczyna uniosła wzrok, a jej spojrzenie z każdą chwilą tajało. Krwiste tęczówki przyblakły, ustępując miejsca stali szarości, którą zawsze chwaliły się oczy Dealupus. W końcu blondynka całkowicie wyzbyła się wyglądu upiora. Jej blada, ale nie alabastrowa cera wyglądała na nieco chorobliwą. Szare oczy zasnuta były mgłą, a usta drżały lekko. Choć dziewczyna była przytomna, widać było, że jest potężnie wyczerpana. Upiornego wyglądu nadawała jej tylko krew, rozmazana na ustach i rozchlapana na podartym ubraniu.

-Siostrzyczko... - szepnął Tobi.

Chłopak podszedł do dziewczyny, a ta z cichym jękiem poddała mu się, gdy brunet wtulił jej drobne ciało w swój tors. Siedzący pod ścianą Hidan odetchnął z ulgą i przetarł wciąż cieknącą z rany na szyi krew. Jego spojrzenie spotkało się ze przerażonym spojrzeniem blondynki. Dziewczyna zadrżała w ramionach Tobi'ego, a z jej szeroko otwartych oczu popłynęły jasne łzy. Jasnista owinął wokół szyi jakiś materiał i podszedł do dwójki, kulejąc mocno.

-Nie bój się, mała... - szepnął. - ...już dobrze.

Dziewczyna pokręciła słabo głową i zacisnęła mocno powieki, gdy Hidan złożył na jej czole czuły pocałunek.

-Mała... - wyszeptał.

Blondynka załkała i wczepiła palce w płaszcz Tobi'ego, który mocniej przytulił dziewczynę. Hidan oparł głowę o głowę Dealupus, szepcząc jej do ucha uspokajające słowa. Kat po chwili opadła bezwładnie ramionach Uchihy, znów zapadając w długą, nieznośną dla wszystkich i niepewną przebudzenia śpiączkę.

Wokamina wszedł do pomieszczenia, a gruz pod jego stopami zachrzęścił nieprzyjemnie. W długim pokoju wzdłuż ścian znajdowały się podświetlane mocnym światłem szklane pojemniki, w których syczały i wiły się najprzeróżniejsze węże. Wokamina przeszedł wzdłuż korytarza, dokładnie lustrując każde z terrarium.

-Nie ma... - jęknął cicho Itachi.

-Wiem - potwierdził Wokamina, stając przed jednym z pustych pojemników. - Ale był... tu.

Itachi podszedł do jedynego pustego terrarium i spojrzał na załączoną do pudełka notkę - Rubin Jadliwy.

-To groźny wąż, ma potężną truciznę - zauważył Wokamina. - Działa różnie... zabija od razu, powoduje choroby, omamy, szaleństwa. Czasami umiera się po dniu, czasami po roku. Ale umiera się... zawsze. Nie ma ratunku od tego jadu, nie wynaleziono żadnej szczepionki...

-Boże... - szepnął Uchiha.

-Bóg ponoć też nic na to nie poradzi - westchnął demon.

-Więc? - zapytał Itachi.

-Więc możecie się pożegnać z waszą przyjaciółeczką... - usłyszeli sykliwy głos. - ...choć pewnie i tak stąd nie wyjdziecie.

Oczy dwóch mężczyzn ubranych w chmurkowane płaszcze zwróciły się ku brunetowi, który oparty o framugę drzwi, patrzył na nich, uśmiechając się kpiąco. Za jego plecami falował duży, brązowy wąż, a wokoło rozległ się szelest materiału i szczęk oręża.

-Hm... nie wiedziałem, że Brzask przyjął kogoś nowego - zauważył autentycznie zdziwiony Orochmiatu. - Już łatacie braki po waszej dzieweczce? Szkoda, że znów będziecie musieli je cerować.

-Ty... - warknął Itachi.

Orochmiaru zamrugał nieco oczyma, a uśmiech, który na chwilę zniknął z twarzy pustelnika, znów zagościł na jego ustach, jeszcze szerszy i jeszcze bardziej ironiczny.

-Itachi... partnerze - wysyczał wężowaty, przechylając nieco głowę. - Jak miło widzieć twoje ciało.

Uchiha zmrużył oczy, w których na moment niebezpiecznie zawirował czerwony sharingan. Wiedział, że dawno temu Orochmiaru pragnął od niego jego ciała, a właściwie to jego czerwonych, Kopiujących Oczu. Gdy Itachi skutecznie pogonił wężowatego, gadzina znalazła sobie inne ciało, posiadające tę samą Linię Krwi - brata Itachi'ego, młodszego od niego o kilka lat Sasuke. Młody Uchiha poszedł jak zaklęty za pustelnikiem, licząc na szybkie zyskanie siły, potrzebnej do zemsty na bracie, którego obwiniał za śmierć niemal całego swojego klanu.

-Milcz, Orochmiaru - poradził mu chłodnym głosem Uchiha. - Już raz cię pokonałem i mogę to zrobić po raz wtóry.

-Nie mam zamiaru z tobą walczyć, mój drogi - zaśmiał się pustelnik. - Ktoś inny chce...

Itachi nagle rozszerzył oczy, gdy zza pleców wężowatego wyszedł młody mężczyzna. Brunet miał ciemne źrenice, które niemal zlewały się z kolorem tęczówki. W czarnych oczach nagle zalśnił czerwony sharingan, a ręce, dotąd lekko rozluźnione, zacisnęły się w pięści.

-Sasuke... - wyszeptał Itachi.

-No! - zawołał radośnie Orochmiaru. - Kochany Sasuke, ty zajmij się swoim bratem, a reszta niech weźmie tego drugiego.

Pustelnik wyszedł, pozostawiając Sasuke oraz oddział ninja naprzeciw Itachi'emu i Wokamina. Demon nie przejął się tym zbytnio, a wyciągnąwszy ręce, skierował je ku młodemu Uchisze.

-Nie! - zawołał Itachi, łapiąc demona za rękę. - To mój brat...

Wokamina tylko zerknął na Itachi'ego i Sasuke i prychnął cicho pod nosem.

-Przysięgam na swoją skaryfikantkę, twojemu bratu nie stanie się żadna krzywda - westchnął cicho demon. - Daj mi więc pracować. Musimy jeszcze dorwać węża.

Itachi opuścił ręce, wiedząc, że Wokamina, który przysiągł na Katuś, nie złamie danego słowa. Dziewczyna była bardzo droga demonowi, kiedyś sam dziesięcioogoniasty przyznał, że czuje nienaturalny sentyment do blondynki. Sam demon był niemal wolny, gdyż Dealupus przyznała, iż dawno, dawni temu uwolniła go, gdy pewne okoliczności zmusiły ją do wykonania Techniki Uwolnienia.

-Czarna próżnia!

Wokół zarówno Wokamina i Itachi'ego, jak i Sasuke oraz ninja Dźwięku rozciągnęła się czarna płachta, a powietrze wokoło zgęstniało i stało się smolistoczarne tak, że nie można było zobaczyć nic na odległość kilku centymetrów.

-Co to jest? - zapytał Itachi, łapiąc za płaszcz Wokamina.

-Chaos łączy się z powietrzem i sprawia, że staje się nieklarowne - wyjaśnił Wokamina. - Stój w miejscu, odnajdę cię.

Demon skoczył do przodu, a do uszu Uchihy doszły tłumione dźwięki uderzeń i jęków. Po chwili wszystko umilkło i tylko cichy szum chaosu, który wirował w powietrzu, przecinał jak ostry hałas ciszę. Nagle czarna zasłona opadła, a powietrze znów stało się przejrzyste i klarowne, choć przez kilka pierwszych sekund falowało nieprzyjemnie.

Wokoło Wokamina leżeli martwi ninja. Ich gardła były rozszarpane, a z ran sączyła się powoli ruda krew, zalewając posadzkę pomieszczenia. Jedynym żywym, choć nieprzytomnym był Sasuke, którego Wokamina sadzał pod ścianą. Itachi podbiegł do brata i obejrzał go dokładnie.

-Żyje - mruknął Wokamina.

-Wiem - szepnął Itachi. -Wiem...

Brunet westchnął i po chwili wstał, kierując się za demonem, który szybkim krokiem opuszczał salę. Rzuciwszy ostatnie, tęskne spojrzenie ku Sasuke, po raz kolejny zostawił brata.

Ból, który dotychczas czuła, powoli ustępował miejsca przyjemności, rozkoszy, którą niósł ze sobą fakt bycia dwojga ludzi w jednym miejscu, tak blisko siebie. Ciche jęki obojga, pomruki, rozkoszne westchnięcia tylko bardziej pobudzały ich zmysły, jakby mało było tego, jaką przyjemność czerpali z fizycznych doświadczeń.

Palce dziewczyny prześlizgiwały się po niemal idealnie wyrzeźbionych mięśniach Uchihy, a zgrabne nogi objęły biodra mężczyzny, powalając by jego męskość weszła jeszcze głębiej. Składane na szczęce, ustach i szyi dziewczyny krótkie, urywane pocałunki, potęgowały uczucia szczęścia i rozkoszy, powodując ciche jęki i błagalne westchnięcia, które coraz częściej wyrywały się z ust blondynki.

Nie wiedziała, co tak naprawdę popchnęło ją do tego, by spędzić noc z mężczyzną, który mimo że ją pociągał, był przecież jej wrogiem. Jednak wtedy, gdy stanął przed nią, delikatnie obejmując jej talię, miał taki dziwny wzrok. Nieco zaskoczony, ale przede wszystkim pełen oczekiwań, pragnienia i pożądania. Dziewczyna zdołała też dostrzec coś na kształt żalu, pewnego smutku, jakby wszystko, co dotychczas osiągnął Uchiha, było niczym w stosunku do teraźniejszej chwili.

Poddała się jego woli tak łatwo i prosto, że nieraz samą siebie zadziwiła w późniejszym czasie. Zaraz jednak zdziwienie przechodziło, gdy zdawała sobie sprawę, że kochała tego człowieka jak nikogo innego w swoim życiu. Wszystko cichło, milkło, gdy ten fakt objawiał się w całej swojej okazałości.

Jednak niezaprzeczalnym było to, że przecież... mimo tego wszystkiego, mimo tego, że był teraz z nią, połączony w ten jeden, szczególny sposób ...mimo tego przecież pozostawi ją samej sobie, opuści, powie, że nie ma dla niego miejsca, ani przy niej, ani w samym Liściu.

Pozostawi...

...opuści.

A wszystko, co po nim zostanie, to kolka pożółkłych jak stare fotografie wspomnień i ból.

Przerażający, szaleńczy ból.

Hidan uniósł głowę, gdy usłyszał, że Dealupus ma przyśpieszony i nierówny oddech. Tobi także to zauważył, a ponad to zarejestrował jeszcze walące jak oszalałe serce dziewczyny. Z każda minuta oczekiwania na kolejne reakcje dziewczyny, w sercach zarówno Jashinisty jak i Tobi'ego rodziło się przerażenie, strach i ogromny pokład troski o przyszłość i los blondynki.

Po minucie oddech stał się chrapliwy, jakby Kat dusiła się. Dodatkowo zaczęły drżeć jej ramiona, a z gardła wydobywały się zduszone jęki.

-Tobi... - szepnął Hidan.

-Idź po Sasori'ego - polecił mu brunet. - I Lidera. I kogokolwiek jeszcze znajdziesz. Nawet Zetsu!... Idź!

Jashinista skinął głową i wybiegł z pomieszczenia. Tobi tymczasem wstał chwiejnie i trzymając na rękach drżącą dziewczynę, ułożył ją na łóżku. Pościel zafarbowana była rdzawą krwią i sadzą. Jednak Tobi nie przejął się tym za bardzo. Nie to w końcu teraz było dla niego najważniejsze, był nazbyt skupiony na samej osobie Dealupus, by przejmować się otoczeniem, czy nawet samym sobą.

Nie zdążył jeszcze nawet związać nadgarstków blondynki do poręczy łóżka, gdy wszystko zaczęło się na nowo...

..!.. Szaleństwo ósme ..!..

Obiecałem sobie, że cię zabiję (...)

Kisame i Kakuzu, wracający z miasta wraz z naręczem leków i mikstur, weszli do siedziby i niemal natychmiast usłyszeli przerażający krzyk.

-Dzieciak... - jęknął zielonooki.

Rzuciwszy torby z zakupami na ziemię, pobiegł korytarzem przed siebie i wpadł do laboratorium. Przy łóżku, na którym leżała Dealupus, stali Lider, Sasori, Tobi i Hidan. Każdy z nich próbował powstrzymać wyrywającą się i szarpiącą mocno dziewczynę, która wrzeszcząc w niebogłosy, uderzała na wszystkie strony rękoma i nogami. Jej przerażający, pełen bólu i żalu krzyk niósł się po całej siedzibie, sprawiając, że członkowie Brzasku z trudem zbierali się na walkę z blondynką.

-Kakuzu!... - jęknął Lider. - Pomóż...

Zielonooki podszedł do łóżka i pomógł przytrzymać blondynkę. Po chwili dołączył do nich również Kisame, którego silne ramiona skutecznie przygwoździły Szarooką do łóżka. Krzyk dziewczyny rozniósł się wokoło, jakby większą ilością decybeli chciała zaprotestować przeciw zniewoleniu ciała.

-Odgryzie sobie język! - jęknął Hidan.

Tobi odbiegł od lóżka i wyrwawszy z zawiasów drzwi szafki, zaczął ją przetrząsać, rozsypując na podłodze niepotrzebne mu rzeczy. W końcu znalazł kilka myśliwskich noży i szybko wrócił do stołu. Włożywszy rękojeść jednego z ostrzy do ust dziewczyny, zawiązał wokoło głowy blondynki materiał, by Dealupus nie wypluła noża. Nagle Hidan syknął, gdy dostał od Szarookiej mocny cios z kolana w twarz. Zatoczywszy się, jęknął, uderzając w ścianę.

-Cholera... - warknął Sasori.

-W Naturze Zatracenie! - usłyszeli czyjś głos.

Spomiędzy ich nóg, prosto z posadzki wystrzeliły mocne pnącza i owinęły się wokół łóżka, ciasno przywiązując dziewczynę do materaca. Dziewczyna znieruchomiała, nie mając nawet milimetra dla swobodnego poruszania się. Członkowie Brzasku opuścili ręce i spojrzeli na Zetsu, który stał ze spokojem w progu drzwi, mając nadal ręce złożone w jedną z pieczęci.

-Zetsu... - szepnął Tobi.

-Bardzo krzyczała.... - zauważył cicho dwukolorowy. - ...ten krzyk ją bolał... nas też, prawda? Nas też. Dobrze zrobiliśmy?... może powinna krzyczeć? Nie... nie powinna. Jest nasza, jej nie wolno krzyczeć. Nie powinna. Nie można pozwolić, by krzyczała...

Zetsu podszedł do łóżka dziewczyny i spojrzał na nią, gładząc jej czoło ręką. Szare oczy dziewczyny były mocno zaciśnięte, ale spod powiek wypływały jasne łzy.

-Tak bardzo ją to boli... ten jad - szepnął Zetsu. - ...pomieszał jej zmysły?... chyba tak. No tak, na pewno tak. Biedna Katuś. Jest nasza, a tak bardzo cierpi. Ona nie powinna tak cierpieć...

Przyłożywszy jej dłoń do czoła, drugą ręką zaczął składać pieczęci.

-Muzyka Poranka... - szepnął.

Dotąd mocno zaciśnięte oczy blondynki rozluźniły się. Ciało dziewczyny opadło bezwładnie we więzach, które po chwili rozwiązały się i opadły, znów zanurzając w ziemię. Zetsu wyjął z ust dziewczyny rękojeść noża i odrzucił ostrze na bok.

-Nie powinna cierpieć. I nie będzie - szepnął Zetsu. - Nasza, nasza kochana Katuś. Śpij. A my pozbędziemy się trucizny.

Zetsu szepnął do siebie jeszcze kilka niezrozumiałych słów i usiadł po turecku na podłodze, składając ręce przed sobą. Jego szeroko otwarte oczy powoli zamykały się, chowając za powieką jasnozłote oczy.

-Zetsu?... - zapytał Hidan.

-Nie ruszaj go - uprzedził go Lider. - Nie zrobi jej krzywdy, a może jej pomóc.

Hidan skinął głową i usiadł pod ścianę tuż obok Tobi'ego, który ze zwieszoną głową oddychał ciężko, trąc palcami ramię. Jashinisa dotknął opuchniętego oka i syknął, czując przeszywający ból.

-Boli, panie Hidan? - zapytał go cichutko Tobi.

-Trochę - przyznał Jashnista. - To nic.

Tobi zerknął na białowłosego i wziąwszy odrzucony przez Zetsu nóż, ujął twarz Hidana. Delikatnie naciął skórę tuż pod opuchlizną. Hidan syknął, zaciskając pięści, ale pozwolił dokończyć operację Tobi'emu. Z rany wyciekła krew, ale po minucie opuchlizna zniknęła.

-Zostańcie tutaj - polecił dwójce Lider. - Kisame i Kakuzu pomogą Sasori'emu, Deidara wciąż ślęczy w bibliotece. Ja skontaktuję się z Konan.

Tobi skinął głową, a Hidan mruknął tylko coś pod nosem, ścierając krew z twarzy. Tymczasem Zetsu wciąż generował chakrę, która mogłaby pomóc Szarookiej.

Ból, który dotychczas czuła, nagle odszedł w zapomnienie. Z początku czuła pustkę, gdyż rozpacz, która ją wypełniała, zniknęła, a była przecież wszystkim. Jednak po chwili, pomału, jakby kropla po kropli, które wypełniałby morze, zaczęło pojawiać się coś innego. Spokój... poczucie bezpieczeństwa... niemal szczęście.

Rozejrzawszy się wokoło, zauważyła, że stoi na dużej łące. Soczystozielona trawa rozciągała swój puchaty dywan na ogromnych połaciach ziemi, po lazurowym niebie płynęły białe, puchate chmurki. Szarooka opadła na trawę, w cieniu jednego z wiekowych drzew. Wokoło niej zaczęły wyrastać inne drzewa, jakby przyroda wokoło wiedziała, że dziewczyna potrzebuje właśnie spokoju leśnych ostępów.

Dealupus przymknął oczy i położyła się na trawie, czując, że tutaj mogłaby zostać. Że tutaj wreszcie jest coś... poza bólem.

-Wirujące Chaosu Cięcie!

Z ręki Wokamina wypadło duże, granatowe ostrze, wirujące wokół osi z niebezpieczną prędkością. Orochmiaru, przeciwko któremu skierowany był atak, uchylił się, a ostrze przeleciało mu tuż nad głową, zanurzając się w ścianie i robiąc w niej potężną dziurę.

-Jak to pokonać? - zapytał po raz któryś już w czasie tej walki demon.

Pustelnik w odpowiedzi zaśmiał się i pokręcił głową.

-Sam zauważyłeś... na to nie ma odtrutki - wyszeptał.

-Tylko głupiec posiada w swej kolekcji coś, co nie potrafi opanować - zauważył demon, formując w dłoni kolejne ostrze. - Jesteś szalony, Orochmiaru... nie głupi.

Wężowaty zaśmiał się i skoczył w bok, jednak Wirujące Ostrze zahaczyło o jego nogę, przecinając ją na pół. Pustelnik zawył, upadając i spojrzał zmrużonymi ze złości oczyma na Wokamina. Otworzywszy usta, wypuścił na zewnątrz nowe, w pełni sprawne ciało.

-Gdzie masz odtrutkę? - zapytał demon.

-Wyduś to ze mnie - zaśmiał się Orochmiaru, odrzucając na bok stare ciało.

-Z przyjemnością - szepnął demon.

Złożywszy kilka kolejnych pieczęci, rozszerzył ręce, a powietrze wokół niego zafalowało.

-Demony Mrocznych Snów...

Orochimaru, dotąd uśmiechający się szeroko, zamarł, a uśmiech powoli znikał z jego bladej twarzy. Po chwili upadł i charcząc głośno, tarzał się z bólu po podłodze.

-Wokamina... - szepnął Itachi, w czasie walki stojący z tyłu, w cieniu demona.

-To iluzja - odpowiedział ogoniasty. - Jedyna, jaką stosuje Katuś. Tak potężna, że można od niej oszaleć.

Demon podszedł do dyszącego ciężko na podłodze pustelnika i podniósł go bez problemu. Zmrużywszy swoje oczy, spojrzał w wężowe oczy pustelnika, a po chwili puścił jego ubranie tak, że Orochimaru upadł bezwładny pod jego stopami. Poprawiwszy na sobie płaszcz Hidana, skierował się ku wyjściu.

-A ty gdzie? - zapytał go Itachi.

-Musimy zebrać kilka składników - odparł Wokamina. - Znam odtrutkę. Ale trzeba ją przygotować. Dlatego pośpieszmy się.

Itachi skinął głową i ruszył za Wokamina, który biegiem opuszczał Dźwięk.

Zielony las nagle stał się o wiele ciemniejszy. Szarooka uniosła nieco głowę i zmrużyła oczy. Czuła się, jakby jej umysł był twierdzą, do której właśnie dobijał się niebezpieczny wróg. Mury, choć silne, powoli pękały, a brama, roztrzaskiwana przez taran, nie dawała już stu procentowej ochrony przez nieprzyjacielem.

Nagle znalazła się na dużej półce skalnej i choć wcale nie podnosiła się, to stała, szeroko otwartymi, szarymi oczyma obserwując to, co działo się kilkanaście metrów dalej. Wściekłość i ból, które odeszły w zapomnienie, nagle znów wypłynęły.

Mury pękły.

A brama została strzaskana.

Tobi uniósł głowę, gdy usłyszał, jak Zetsu głośno kaszle. Dwukolorowy podparł się ręką o podłogę, trzymając jedną dłoń przy ustach, z których skapywała czerwona krew.

-Pę-pękło... - wyszeptał. - Iluzja... pękło... i znów... boli... będzie... krzyczeć...

Tobi wraz z Hidanem zerwali się na równe nogi i podbiegli do Szarookiej. Dziewczyna już zaczynała wrzeszczeć, rzucając się na łóżku.

-Liderze! - zawołał głośno Jashinista.

Tobi przytrzymał ramiona dziewczyny, a Hidan złapał jej nogi.

-Zetsu... - jęknął brunet.

Dwukolorowy uniósł głowę i powoli zaczął wykonywać pieczęci. Do gabinetu wpadł Lider, akurat w momencie, w którym z podłogi wysuwały się zielone pnącza. Było ich o wiele mniej niż ostatnim razem i wydawały się być cieńsze. Oplotły jednak dziewczynę, która szarpiąc się, wyrywała Hidanowi i Tobi'emu.

Nagle wokół dziewczyny zaczęły się pojawiać czerwone smugi, jakby mgła, która zaczynała gęstnieć z każdą chwilą. W końcu pętle Zetsu pękły, a Hidan i Tobi zostali odrzuceni na bok. Czerwone powietrze zgęstniało i zbiło się wokół ciała Dealupus, jakby mocna zbroja. Dziewczyna uniosła się, ale zaraz opadła. Uderzywszy o posadzkę, jęknęła, a czerwone pasma zaczęły się owijać wokoło jakby były granatowym chaosem. Z czarnych, pustych oczu blondynki ciekły czerwone, krwawe łzy.

-Katuś... - szepnął Hidan.

-To jej gniew... - wyjaśnił cicho Tobi. - ...i ból. Rozpacz.

-Jashinie... - jęknął białowłosy.

Dziewczyna złapała się za głowę i krzyknęła, odchylając się mocno do tyłu. Czerwone pasma zgęstniały i zawirowały odrobinę szybciej. Z ciała dziewczyny zaczęły odrywać się maleńkie drobiny skóry, tworząc co prawda płytkie, ale coraz większe rany.

-Siostro, opanuj się! - jęknął Tobi, podbiegając do blondynki. - Ja wiem, że boli! Siostrzyczko!

Dziewczyna krzyknęła i potrząsnęła głową, jakby chciała odpędzić się od złych myśli. Dealupus jęczała i warczała, gdy jej głos odmawiał posłuszeństwa dla dalszych okrzyków.

-Siostro! - zawołał Tobi, tuląc do siebie dziewczynę. - Przestań! Błagam! To mnie boli!

Oczy blondynki, dotychczas mocno zaciśnięte, otworzyły się, a czarne oczy zamieniły kolor na szarą stal. Źrenice jednak były tak duże, że zajmowały niemal całą powierzchnię tęczówki.

-To boli, siostrzyczko... - wyszeptał Tobi.

Dziewczyna przestała krzyczeć, ale wciąż głośno jęczała i oddychała nierówno. Czerwone pasma bólu zmniejszyły prędkość i nie raniły tak bardzo ciała dziewczyny. Tobi mocniej objął blondynkę, wciąż szepcząc jej do ucha pełne bólu słowa.

Czuła ból, choć nie pochodził on od niej. Czuła pewien żar, rozchodzący się po jej żyłach, ale i on nie był powodem ogromnych pokładów bólu, które odczuwała. Żar z żył przyjęła jak coś, co było konieczne, a ból... ból był tym, co sprawiało, że chyba jeszcze nie umarła.

Tygrysia Trucizna.

Nie... Tygrysia Trucizna nie zadziałała tak, jak miała zadziałać. Miała ją zabić, więc dlaczego... dlaczego ciągle żyła?

Czy to przez ten ból?

Nim jej oczy zamknęły się, zauważyła ciemną postać w wejściu do jaskini. To od niej czuć było ból. Ale wraz z bólem niosło się coś jeszcze...

...miłość.

Wokamina skoczył na kolejną gałąź i odbił się od niej. Itachi z trudem dotrzymywał demonowi kroku, ale nie narzekał, ani nie prosił o zwolnienie - wiedział, że stawka, jaką było życie Dealupus, jest zbyt duża, by pozwolić sobie na choć odrobinę odpoczynku.

Nagle Wokamina zatrzymał się, a w jego ręce pojawiły się ostrza z chaosu. Demon wyrzucił je ku jednemu z drzew, a stojąca tam postać uchyliła się, unikając ciosu. Ostrza zniknęły, a obcy wyprostował się. Jego ciemny płaszcz załopotał na wietrze, a sam mężczyzna odrzucił kaptur na plecy.

-Ty... - szepnął Itachi, stając obok Wokamina.

-Witaj, Itachi - wyszeptał obcy. - Miło cię znów widzieć.

Wokamina zmrużył oczy i warknął cicho, kuląc się do ataku.

-Uchiha... - szepnął.

-Wokamina - odparł od razu nieznajomy.

Demon zawył i rzucił się do ataku, napierając mocno ciałem na ciało kruczowłosego obcego.

-Obiecałem sobie, że cię zabiję, kiedy tylko znów spotkam - syknął Wokamina. - Uchiha Madaro...

Kruczowłosy spojrzał beznamiętnie we wściekłe oczy demona.

-Więc zrób to - poradził.

Demon prychnął i puścił płaszcz mężczyzny, mocno uderzając chłopaka w policzek.

-Jesteś mniej warty niż cokolwiek, co widziałem w życiu - mruknął Wokamina. - I jednocześnie jesteś najdroższy.

Madara spojrzał na niego zaszokowany, a demon poprawił jedynie płaszcz na sobie i spojrzał na Itachi'ego.

-Weź go do niej - polecił. - On jeden może jej pomóc. Jeśli... ja bym zawiódł.

Demon pobiegł w swoją stronę, pozostawiając na miejscu zaszokowanego Itachi'ego i nie mniej zadziwionego Madarę.

..!.. Szaleństwo dziewiąte ..!..

(...) wkraczali w samotność z nadzieją.

Oczy dziewczyny pozostawały otwarte, choć ona sama wydawała się niemal tak bierna, jak trup. Oddychała jednak i odczuwała, więc żyła, choć jej świadomość była zminimalizowana do niemal koniecznego tylko do życia stopnia.

Tulący ją w ramionach Tobi płakał. Od tylu godzin nadzieja na wyzdrowienie jej siostry była tak nikła, że powoli zastanawiał się, czy nadal aby istnieje. Jego łzy nie przynosiły ukojenia, ale nie znał innego sposobu na to, by wyrazić swój ból i swoją beznadzieję.

Ile tu już godzin tulił bezwładne ciało dziewczyny? Nie wiedział, nie liczył... stawiał na to, że nazbyt dużo, by mógł wytrzymać choć jeszcze chwilę. Tak bardzo chciałby, by to przeklęte piekło w końcu się skończyło. By on, jego siostra wraz z innymi członkami Brzasku mogli w spokoju usiąść przy stole w kuchni, zjeść obiad, a potem pójść powalczyć ze sobą nawzajem na treningu. Tak bardzo pragnął, żeby wszystko wróciło do normy. Miał już dość ciemności, która powoli, niemal od miesiąca, ogarniała ich siedzibę, a teraz rozpostarła nad Brzaskiem swoją grubą, czarną pelerynę, zamieniając ich względnie spokojne życie w koszmar.

-Siostrzyczko... - szepnął. - ...potrzebuję cię... nie mam nawet się do kogo przytulić. Tak bardzo cię potrzebuję, siostrzyczko.

Odpowiedzi jednak nie otrzymał. Zacisnął mocniej oczy i załkał, przyciskając do siebie kurczowo ciało blondynki. Bał się nawet spojrzeć w jej szeroko otwarte, szare oczy... bał się zobaczyć w nich beznadzieję, pustkę, obojętność, bo teraz to pogrążyłoby go bardziej niż cokolwiek innego.

Zapomnij...

Jego ostatnie słowa... „Zapomnij o mnie.”

Tak bardzo... bolały. Odrzucały ją od niego na ogromną odległość, tworzyły mury i zapory, miażdżyły nadzieję. Jego dotąd płaczliwy, błagalny głos nagle zmienił ton i stał się chłodny i rzeczowy. Tak bardzo pasujący do Uchiha. Chłodny i rzeczowy. Beznamiętny. Pusty.

„Zapomnij o mnie...”

Jak?

Jak?!...

Jak ma zapomnieć o kimś, kogo pokochała ponad wszystko?!... Jak ma zapomnieć?! Madara?!... JAK?!...

Szare oczy przymknęły się, a ciało, dotąd zachowujące minimalne odruchy i własny pion, opadło bezwładnie w ramiona Tobi'ego. Chłopak jęknął tylko i osunął się na podłogę. Hidan podbiegł do niego wraz z Sasori'm. Jashinista odebrał z rąk bruneta bezwładne niczym marionetka ciało dziewczyny, a lalkarz podniósł Tobi'ego, który z trudem zdołał utrzymać się na nogach.

-Tobi... Tobi! - zawołał Sasori, potrząsając mocno jego ramionami. - Tobi!

Brunet odwrócił się i oparł czoło o ścianę, płacząc. Jego ramiona drżały, a spod maski skapywały na podłogę jasne łzy. Sasori spojrzał z bólem na chłopaka, wiedząc, ze brunet przeżywa teraz bardzo ciężkie chwile. Lalkarz jednak nie wiedział, co mógłby zrobić dla maskmena - słowa pocieszenia w obliczu tego całego koszmaru nabierały w końcu mocno ironicznego smaku.

Hidan tymczasem ułożył blondynkę na łóżku, gdzie Kakuzu i Kisame wcześniej wyrzucili zaplamioną pościel i okryli materac własnymi płaszczami. Deidara ściągnął swój i okrył nim blondynkę, podciągając materiał pod samą szyję.

-Nie zostawiaj nas, Katuś - poprosił cicho, całując dziewczynę w czoło. - Jesteś nam tu potrzebna.

Pełne bólu, szare oczy wpatrywały się w martwą twarz nauczyciela. Puste oczy już nigdy nie popatrzą na nią z radosnym błyskiem. Sine usta, zachlapane czerwoną krwią, nigdy nie zaśmieją się, nie powiedzą do niej ani jednego ciepłego słowa. Nawet cholera nie nakrzyczą! Nic!

Blondynka krzyknęła i chwyciwszy za materiał bluzy, szarpnęła martwym ciałem nauczyciela.

Dlaczego?!

Dlaczego, ty też mnie zostawiasz?!

Tak wiele bólu... tak wiele smutku... tak wiele łez...

Dlaczego?

Boże, dlaczego?...

Hidan uniósł głowę, gdy sprzęty wokoło zaczęły niebezpiecznie drżeć. Materiał płaszcza Deidary zafalował na ciele blondynki, a powietrze wokoło dziwnie zgęstniało.

-To... Tobi!... - zawołał Jashnista. - Tobi!

Brunet odwrócił się i zamarł.

-W Gniewie I Bólu Mroczne Zatracenie... - szepnął.

Lider, stojący pod ścianą, jęknął głośno.

-Wynoście się stąd! - zawołał do członków Brzasku.

-Co? - zapytał Sasori.

-Czemu? - zaoponował Deidara.

Sufit zadrżał niebezpiecznie, a materiał płaszcza zsunął się z ciała dziewczyny. Oczy blondynki rozchyliły się, ukazując światu czerwień bólu i wściekłości.

-To was pozabija! Wynoście się, ale już! - warknął Lider.

Hidan syknął, a Deidara zerknął ku Sasori'emu, który stał niezmiennie w tym samym miejscu.

-Bez obrazy, Liderze... - zaczął Hidan. - ...odwal się. Zostaję z nią.

-Wyrażaj się, Hidan! - syknął rudy. - Wynocha!

-Nie! - zawołał Deidara. - Wolę zostać z nią i zginąć! Innego życia niż dawniej nie chcę! Albo z nią...

-...albo wcale - dokończył Sasori.

Pein zamrugał oczyma i pokręcił głową.

-Ona przeżyje, ale... - zaczął.

-Więc i my przeżyjemy - zauważył Kakuzu. - Bez niej nie idziemy. I z nią jeśli trzeba umieramy.

-Nie obierzesz nam ostatniej chwili, którą spędzimy z nią - zauważył Kisame.

Rudy rozejrzał się wokoło i spojrzał po zdeterminowanych twarz członków Brzasku. Po chwili tylko skinął głową i uśmiechnął się smutno.

-To honor umierać wraz z wami, panowie - stwierdził.

-Honorem było być w tej organizacji - zauważył Sasori.

Pomieszczenie zadrżało niebezpiecznie, a ściany pękły, znacząc skazy cienkimi na razie rysami.

-Katuś... - szepnął Hidan.

Członkowie Brzasku odwrócili się w stronę łóżka i ujrzeli jak blondynka wygina się mocno, otwierając usta. Jej krzyk pozostał jednak niemy, choć szeroko otwarte oczy miały w sobie dużo bólu. Nagle tak, jakby ktoś włączył odtwarzacz, rozległ się przeraźliwy krzyk dziewczyny. Ściany zatrzęsły się, a z sufitu odpadały fragmenty tynku. Tobi osunął się po ścianie i potrząsnął głową tak, jakby wszystko było snem, z którego musiałby się otrząsnąć. Deidara skulił się przy Sasori'm, a lalkarz zamknął oczy, zaciskając palce na ramieniu blondyna. Z oczu Hidana ściekło kilka łez, które od tak wielu dni dusił w sobie jakby na złość Deidarze. Kisame uśmiechał się smutno, odwrócony plecami do reszty i jedynie Kakuzu niewzruszenie przyglądał się odpadającemu tynkowi.

Z popękanego sufitu zaczęły odłamywać się potężne głazy, które jednak jakimś cudem nie zraniły ani dziewczyny, ani członków Brzasku. Krzyk blondynki znów rozniósł się wokoło, a wokół samej Dealupus zaczęły pojawiać się czerwone pasma bólu.

Dlaczego mnie zostawiłeś?...

...Dlaczego?...

...Madara...

Wróć... wróć do mnie...

Wokamina nagle zatrzymał się i spojrzał za siebie. Jego serce nagle ścisnęło się tak mocno, że demon złapał się za pierś, zataczając. Jego granatowe oczy rozszerzyły się nieco, oddech przyśpieszył, a serce zaczęło mimo bólu walić jak oszalałe.

-Przebacz... Kateńka... - szepnął. - ...jeśli nie zdążę... przebacz.

Demon zacisnął zęby i ruszył przed siebie, trzymając w ręku buteleczkę z niedużą ilością antidotum.

Itachi zerknął na skały, z których zaczął się sypać delikatny piasek. Zakląwszy pod nosem, przyśpieszył, a idący za nim Madara, z równie ponurymi myślami co młodszy Uchiha, ruszył za nim.

-Itachi.... szybciej - warknął.

-Staram się! - odpowiedział mu.

W końcu znaleźli się przed siedzibą, gdzie wejście drżało, jakby cała góra była mającym wybuchnąć wulkanem. Itachi otworzył przejście, a Madara nie czekając na nic, wbiegł do środka. Omijając zręcznie skały, które sypały się z sufitu przejścia, przebiegł przez skalny korytarz i znalazł się w głównym korytarzu. Lampy, zazwyczaj jasno oświetlające siedzibę, mrugały, dając znać, że coś jest nie tak. Madara rozejrzał się i zauważył jedyne otwarte na oścież drzwi. Wpadł do pomieszczenia i zamarł w progu, obserwując to, co widział.

Na środku pomieszczenia, w falach czerwonego powietrza stała Dealupus. Miała zamknięte oczy, ale spod powiek wyciekała czerwona krew. Wokół niej wśród pasm bólu i gniewu krążyły odłamki gruzu i szkła. Na wyciągniętej ręce krążyło kilka kawałków szkła, raniąc wnętrze dłoni. Przy ścianach leżeli nieprzytomni członkowie Brzasku.

-Boże... - szepnął Uchiha.

Oczy dziewczyny otworzyły się i czerwone źrenice spojrzały na Madarę. W jednej chwili wszystko zamarło tak, jakby czas chciał zatrzymać te połączone spojrzenia dla siebie. Czarne oczy, pełne przerażenia, strachu, błagania i ogromu troski spotkały się z krwistymi tęczówkami bólu i rozpaczy. Cisza, która zapadła wokoło była niemal idealna jak ta, która trwała, gdy niecałe sto lat temu ta sama dwójka patrzyła sobie w oczy w czasie jednego dnia na jednej misji w jednym hotelu w Suna.

-Kateńka... - szepnął cicho Madara.

Dziewczyna nawet nie drgnęła, ale widać było, że zmienia się. Jej krwiste tęczówki powoli blakły, ustępując miejsca szarej stali. Madara zrobił niepewny krok do przodu i wyciągnął rękę do dziewczyny.

-Jestem tu, Kateńka - szepnął. - Nie bój się. Jestem tu.

Szkło i gruz opadły powoli ku ziemi, a czerwone pasma bólu przyblakły i rozrzedziły się. Madara zbliżył się jeszcze do dziewczyny i dotknął jej wyciągniętej ręki, gdzie na zakrwawionej skórze leżało ostre szkło. Dziewczyna stała niewzruszenie, wpatrzona w czarne źrenice, nieświadoma niczego, co działo się i było wokoło niej. Uchiha wyjął z jej dłoni szkło i przetarł palcami zadrapaną skórę.

-Nie bój się, Kateńka - wyszeptał. - Chodź do mnie. Jestem tu...

Dziewczyna rozchyliła usta, jakby chciała coś powiedzieć. Z drżących warg jednak nie wypłynęło ani jedno słowo, jednak nie były one potrzebne ani Madarze, ani jej. Uchiha objął delikatnie dziewczynę i oparł czoło o jej czoło, spoglądając wprost w szare tęczówki.

-Nie zapomniałaś... - zauważył. - Nigdy mnie nie słuchałaś.

Dziewczyna pokręciła lekko głową i mocniej zacisnęła palce na płaszczu Madary, jakby bała się, że Uchiha jeszcze zniknie.

-Czy ty nadal mnie kochasz? - zapytał ją.

Skinęła lekko głową, nadal nie spuszczając wzroku z ciepłych oczu Uchihy. Madara pochylił się nad blondynką i delikatnie musnął jej usta swoimi wargami.

-Jakbyś daleko nie była, odnajdę cię - szepnął. - I obiecuję... kiedyś będziemy razem.

Dziewczyna jęknęła, zaciskając palce na ramionach kruczowłosego, jakby spodziewała się, że ma zamiar on ją opuścić.

-Wiem, że to cię bardzo boli, Kateńka - przyznał Madara. - Ale nie jesteś przecież sama tutaj, prawda? Jesteście tu razem... ty i Brzask. Nie bądź głuptasem, nie rób im tej przykrości i walcz. Jesteś przecież silną dziewczyną, Kateńka. Proszę... walcz. Zrób to dla mnie, Katuś.

-Madara... - wyszeptała. - ...ja... kocham cię.

Uchiha przymknął delikatnie oczy i uniósł głowę blondynki, delikatnie naciskając na jej podbródek.

-Wiem - przyznał z lekkim uśmiechem. - Wiem o tym, Katuś. Wiem.

Uchiha przyciągnął do siebie dziewczynę i delikatnie ją pocałował. Blondynka sama pogłębiła pocałunek, zanurzając się mocno w wargach kruczowłosego. Jej palce wplotły się w długie, krucze włosy Madary, a Uchiha z cichym pomrukiem zadowolenia, mocniej objął dziewczynę w talii, przyciągając ją do siebie. Smakowali się długo, jakby oboje wiedzieli, że to krótkie spotkanie jest tylko chwilą i nic nie wniesie do ich życia, oprócz tęsknoty.

Itachi, stojący w drzwiach, cofnął się do korytarza i oparł o ścianę, odetchnąwszy głęboko. Nie wiedział, skąd Wokamina miał właśnie takie przeczucie, że Madara mógłby powstrzymać całe to piekło, tak, czy siak, był wdzięczny swojemu mentorowi. Nie tylko za to, że przeżyje wraz z Brzaskiem, ale i za to, że odda im żywą Szarooką.

-Itachi... - młody Uchiha usłyszał szept Wokamina. - Jest... z nią?

Chłopak skinął głową, a demon odetchnął z ulgą. Pokazał Itachi'emu buteleczkę i uśmiechnął się smutno.

-Czułem, że nie zdążę - szepnął. - Tylko on mógł zatrzymać jej ból.

-Ale... trucizna... - zaczął Itachi.

-To nie trucizna ją zabijała - zauważył Wokamina. - Ale jej ból. Kiedyś ten wąż ją już ukąsił. Poradziła sobie z trucizną dzięki mojej chakrze. Na bazie tego jadu stworzyła Tygrysią Truciznę... tą, która uważana jest za najpotężniejszy środek zabójczy światów. Dlatego zdziwiłem się, gdy nie poradziła sobie z jadem. Ale wtedy nagle zrozumiałem, że nie potrafi już żyć tak, jak kiedyś od ich ostatniego spotkania. Sprawił jej zbyt wiele bólu, by mogła się z niego otrząsnąć. Dlatego umierała...

-Co będzie teraz? - zapytał Itachi. - Przecież... on znów odejdzie.

-Ważne, jak to zrobi - szepnął Wokamina. - Jeśli pozostawi jej nadzieję, odbierze ból... wtedy zdoła żyć dalej. Jemu też jest nie mniej ciężko, więc wie, co powinien zrobić.

Itachi skinął głową i usiadł pod ścianą, opierając głowę o nią tak, że wpatrywał się w jasne lampy.

-Ten cały koszmar... - wyszeptał. - ...to już koniec?

-Tak, to już koniec - potwierdził demon. - I miejmy nadzieję, że nigdy się nie powtórzy.

Tymczasem w laboratorium Madara szeptał kolejne zdania do ucha Szarookiej, wiedząc, że te kilka słów może uratować od szaleństwa zarówno samą dziewczynę, jak i jego samego. Blondynka odpowiadała mu półsłówkami, ale jej cicho wypowiadane wyrazy miały dla bruneta szczególne znaczenie.

Oboje wiedzieli, że nie minie chwila, jak znów pozostaną sami. Teraz jednak wkraczali w samotność z nadzieją. I to dawało im siłę, by oprzeć się szaleństwu.

..!.. Szaleństwo jedenaste ..!..

Jakby zawsze byli razem.

Itachi skinął głową i odebrał z rąk Madary bezwładne, ale już w pełni zdrowe ciało Szarookiej. Starszy z Uchiha zawahał się, ale po chwili delikatnie musnął usta blondynki swoimi ustami.

-Strzeż ją... - polecił.

-Dobrze - szepnął Itachi.

Madara westchnął i wyjął z kieszeni zwinięty na kunai kawałek papieru - notkę teleportacyjno-przywoływawczą.

-Będziesz mógł mnie wezwać w każdej chwili, Itachi - zauważył Madara. - Ale... używaj tego w ostateczności.

Chłopak skinął głową i schował kunai do kabury. Blondynka, leżąca na jego rękach, zamruczała coś cicho i wtuliła się w tors bruneta.

-Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę, Itachi - szepnął Madara. - Jesteś... tak blisko niej. A ja... znów muszę ją zostawić.

-Więc wróć do niej - poradził mu. - I zostań z nami. Z nią. Na zawsze...

-Nie - przerwał mu. - Jeszcze nie. Jeszcze nie czas na to.

Uchiha po raz ostatni ucałował dziewczynę i wyszedł, rzucając tęskne spojrzenie ku blondynce. Itachi westchnął tylko i odwrócił się, po czym wszedł do pokoju blondynki i ułożył ją na łóżku, okrywając kocem.

-Oby ten czas nadszedł jak najszybciej... Madara...

Pein westchnął i otworzył oczy, a rozejrzawszy się, uśmiechnął szeroko. Siedziba w ciągu godziny została naprawiona, choć poszło na to sporo chakry jego i pozostałych członków Brzasku. Jednak po całym piekle, jakie rozgrywało się przez kilka ostatnich dni, nie pozostał nawet jeden ślad.

-Liderze... - do laboratorium wszedł Sasori. - Ściany nie są naruszone. Najgorzej jest... było tutaj.

-Dobrze - westchnął rudy. - A co z Katuś?

-Jeszcze śpi - zauważył Sasori.

-Wezwij pozostałych do kuchni - zarządził Pein. - Będę musiał coś omówić.

Lalkarz skinął głową i wyszedł, a Lider szybko jeszcze naprawił nieznaczne pęknięcia w ścianach pozostałej części siedziby. W końcu jednak opuścił laboratorium i wszedł do kuchni, gdzie siedzieli pozostali członkowie.

-Kto był u Katuś? - zapytał na wstępie.

Zgłosił się Deidara, odgarniając z czoła blond grzywkę.

-I co z nią? - zapytał rudy.

-Śpi - odpowiedział Deidara. - Mamrotała przez sen, że chce misia, ale przytuliła się do poduszki i jakoś nie narzekała.

Lider mimowolnie uśmiechnął się, ale zaraz po chwili znów przybrał poważny wyraz twarzy.

-Itachi wysunął propozycję - zaczął. - Wiemy, co działo się przez ostatnie dni. Nikt nie chce do tego wracać. Wokamina mówił, że Kat najprawdopodobniej nie będzie pamiętała nic z tych dni. Nie chcemy jej sprawiać więcej bólu, więc uznajmy, że nic złego nie miało miejsca. Katuś wróciła z misji ranna wraz z trucizną w żyłach. Wokamina zdołał zdobyć antidotum, które zaaplikowaliśmy. A rany Hidana, który dał się podgryźć Katuś, są wynikiem misji. Zrozumiane?

Wszyscy ochoczo pokiwali głowami, a Lider skinął głową na znak przyjęcia prośby Uchihy.

-Teraz możecie się rozejść - polecił Pein. - Deidara, wracaj do Katuś.

Wszyscy wyszli z kuchni, a w pomieszczeniu został tylko Pein i Itachi. Uchiha westchnął i po chwili skierował się do wyjścia.

-Itachi, poczekaj... - zatrzymał go Pein.

-Tak, Liderze? - zapytał brunet.

-Nie mówisz mi wszystkiego - zauważył rudy. - Antidotum nie zadziałałoby tak szybko, sam wiesz o tym. Coś innego ją uratowało. Itachi, co?

Brunet otworzył usta, ale zawahał się i zamknął je. Pokręcił głową i odwrócił wzrok, nie chcąc patrzeć w oczy Lidera.

-Nie mogę powiedzieć - przyznał. - A nie chcę kłamać. Po prostu nie mogę, Liderze.

Pein zamrugał oczyma, a po chwili skinął smutno głową.

-Dobrze - szepnął. - Ale wiedz, ze gdyby co...

-...zawsze jest możliwość znów to sprowadzić - przerwał mu ostrożnie Itachi. - Nie ma potrzeby się jednak obawiać. Wiem, ze więcej Katuś tego już nie przeżyje. To pierwszy i jedyny taki koszmar.

Uchiha wyszedł, a Lider opuścił kuchnię zaraz za nim. Na korytarzu Hidan kłócił się o coś z Kakuzu, a Uchiha cicho rozmawiał o czymś z Kisame. Nagle rozległ się wrzask i kobiecy pisk. Hidan, nie czekając na nic, wpadł do pokoju Szarookiej i zamarł przy progu.

-Pozabijam was! - usłyszeli krzyk Dealupus.

Lider podszedł do drzwi i wepchnął Jashinistę do środka, robiąc przejście dla siebie i pozostałych.

-Siostrzyczko? - Tobi wpadł do pomieszczenia. - Co się stało?

-Kto mnie rozebrał do bielizny?!... - zawołała.

W pomieszczeniu, w którym znajdowała się większa część członków Brzasku, zapadło milczenie. Oczy wszystkich zwróciły się na Hidana, który rozłożył tylko bezradnie ręce.

-No co? - zapytał niewinnym tonem. - Miała podartą koszulkę. I brudne spodnie.

-Zabiję cię, zboczony maniaku religijny! - warknęła. - Zobaczysz, dorwę cię!

Dziewczyna zbiegła z łóżka, a Hidan ze śmiechem wybiegł z pokoju. Tobi jęknął i odwrócił się, Deidara mocno zaczerwienił, a Lider westchnął ciężko, pocierając skronie palcami. Kakuzu szepnął coś o dziewojach w bieliźnie, a Kisame zachichotał. Po chwili Szarooka wróciła i podeszła do Sasori'ego, z którego zdarła płaszcz i niemal cała czerwona narzuciła go na swoje nagie ramiona i otuliła się nim szczelnie.

-Ani słowa... - mruknęła. - Hidan! Dorwę cię i wykastruję, ty popaprańcu jeden!

Dziewczyna wybiegła, a Sasori jako pierwszy zaśmiał się. Zaraz za nim śmiechem wybuchnęła reszta obecnych w pokoju dziewczyny członków Brzasku. Itachi odetchnął z ulgą i pokręcił głową z rozbawieniem.

-...Nie kop! Błagam, tylko nie tam!...

Słowa Hidana jednak musiały nie wystarczyć, gdyż po chwili rozległ się jego głośny krzyk i urywane jęki. Po minucie do pokoju wróciła Szarooka i wziąwszy kilka ubrań z szafy, weszła do łazienki, trzaskając mocno drzwiami. Gdy wyszła z powrotem, była kompletnie ubrana.

-Dzięki... - mruknęła do Sasori'ego, oddając mu płaszcz.

-Skoro już się wyżyłaś... - zaczął Pein. - Won do łóżka! Jesteś ranna! Niemal cię OTRULI! A ty sobie od tak BIEGASZ?! GÓWNIARA! Masz tu siedzieć i ODPOCZYWAĆ!

Dziewczyna westchnęła i z jękiem powlokła się do łóżka, siadając na nim i patrząc wściekłym wzrokiem na Lidera.

-A ty pierwszy ją pilnujesz - mruknął Pein do wczołgującego się z jękiem do pokoju Hidana.

Jashinista syknął z bólu, ale rozkaz to rozkaz, więc dziewczynę pilnować musiał.

Szarooka westchnęła i odwróciła się plecami do Hidana, który spał obok niej na łóżku. Dziewczyna czuła się już dobrze, wręcz dziwnie dobrze. Jakby cały żal, smutek i złość, które trawiły ją od miesiąca, gdzieś wypłynęły, uciekły.

Chłopaki powiedzieli jej, że długo walczyła z trucizną, nim znaleźli antidotum na nią. Wokamina ponoć musiał wychodzić z niej, by samodzielnie odszukać w siedzibie Orochmiaru potrzebne informacje na ten temat.

Wierzyła we wszystko, co mówili jej członkowie Brzasku. Nie miała żadnej przyczyny, czy wątpliwości, by tego nie uczynić. Jednak wiele w jej umyśle, mimo odpowiedzi reszty, pozostawało niewyjaśnione.

Czuła coś dziwnego... tak, jakby stało się coś bardzo ważnego, a ona to przegapiła. Coś, co pozwoliło jej dziś śmiać się i cieszyć, mimo że przychodziło jej to z trudem przez ostatni miesiąc. Jednocześnie czuła dziwne ukojenie. Spokój. Tak, jakby ból, który czuła niemal od odejścia z Liścia, przestał... istnieć.

Dziewczyna znów odwróciła się i przytuliła do Hidana, który przygarnął ją do siebie z cichym pomrukiem.

-Spoufalasz się, mała - zauważył szeptem, otwierając jedno oko.

-Zimno mi - przyznała cicho.

-Głuptas... - westchnął Hidan.

Nakrywszy dziewczynę i siebie pościelą, otulił dokładnie Dealupus, a blondynka wcisnęła się pod ramię chłopaka, wtulając w jego tors.

-Chcesz tak spać? - zapytał ją.

-Mhm... - mruknęła.

-Dobranoc, Katuś - szepnął.

-Branoc, Hidan - odpowiedziała mu radośnie.

Jashinista mruknął coś niechętnie, gdy blondynka ucałowała go w policzek. Po chwili dwójka zamknęła oczy i zasnęła, nie dręczona w nocy niczym innym, poza kolorowymi snami.

Czarne oczy przymknęły się, by po chwili znów otworzyć z ociąganiem. Madara odgarnął z czoła czarną grzywkę i uśmiechnął się nieco smutno. Miesiąc temu przypuszczał, że jeśli spotka Szarooką, ta dokopie mu jak nigdy w życiu. A wczoraj...

...Uchiha zachichotał, gdy tylko przypomniał sobie, jak szeptem wypomniał jej wszystkie kawały, które zrobiła mu w Liściu. Zaczerwieniła się wtedy tak słodko, że nie mógł oprzeć się pokusie, żeby jej nie pocałować. Znów zaśmiał się, gdy przypominał sobie, jak burknęła jakieś ciche przeprosiny i sama wymieniła mu kilka jego niemiłych wypadków.

Czuł się wtedy, jakby jej nigdy nie opuszczał. Jakby zawsze byli razem. Jakby tamta chwila była jedną z wielu, jakie przeżył wraz z nią, razem.

Madara wyciągnął się na trawie, wpatrując w księżyc i gwiazdy. Po chwili przymknął oczy i już ze spokojem w sercu, zaczął po raz kolejny w ciągu tego dnia przypominać sobie sylwetkę i wygląd dziewczyny. Katharsis Dealupus, jedynej, którą tak naprawdę kochał.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
08 Ksiega historyczna
08 Ksiega historyczna
Pomniki Historii 08
Deklaracja praw człowieka i obywatela (26.08.1789r), ważne wydarzenia historyczne
Historia filozofii nowożytnej, 08. Descartes - meditationes de prima philosophia, Rene Descartes - &
Powszechna historia prawa - wykłady, 08.01.2013
Powszechna historia prawa - wykłady, 08.01.2013
Wykład 08.04.2013, Filologia polska, Gramatyka historyczna, Osti
08 historyczne
1864 - 1948, Historia Polski 1864-1948 08
08 Świadkowie Jehowy i hitleryzm, czyli jak Strażnica historię poprawiała, Świadkowie Jehowy i hitle
Historia filozofii nowożytnej, 08. Blaise Pascal, Blaise Pascal (1623-1662)
1. Historia komputerów (06.10.08), HISTORIA KOMPUTERÓW
Historia filozofii współczesnej wykład, stan do 08 stycznia
2011 07 08 Historia KPP a la Rymkiewicz
Historia państwa i prawa 13 10 08 wyk 1 2

więcej podobnych podstron