Antysarmatyzm (komedie, poemat heroikomiczny, satyry)
Myszeidos pieśni X, Myszeida - poemat heroikomiczny Ignacego Krasickiego w dziesięciu księgach. Wydany w 1775, pisany oktawą. Nawiązuje do legendy o królu Popielu pochodzącej z Kroniki polskiej Wincentego Kadłubka. Jest to utwór o wojnie kotów z wojskami szczurzo-mysimi, z udziałem ludzi (Popiel i jego córka Duchna stoją po stronie kotów). Tak jak w Iliadziei starożytnych poematach heroikomicznych (np. Batrachomyomachii) w poemacie występują przemówienia poszczególnych kotów i myszy przed pojedynkami, dokładne przeglądy wojsk, wojna polegająca na pojedynczych pojedynkach oraz uroczyste pogrzeby poległych. Styl poematu jest podniosły, uroczysty, jakby opowiadano o starożytnych herosach. Przy pomocy świata zwierzęcego autor krytykuje obyczajowość szlachecką, awanturnictwo, egoizm i przekupstwo posłów. Wyśmiewa manierę literacką baroku i sentymentalizmu. Celem pisarza było wykpienie tradycyjnej historiografii, która nie liczyła się z prawdą historyczną i chętnie posługiwała się baśnią, legendą, zmyśleniem.
IGNACY KRASICKI ,,MYSZEIDOS PIEŚNI X”
Pieśń I: Poeta zwraca się z inwokacją do autorów wielkich epopei, aby pozwolili mu chwalić w swej pieśni czyny nie rycerzy, ale myszy. Nad Gopłem , w stolicy monarchów Kruszwicy , pośrodku jeziora stoi wieża , w niej mieszka i rządzi Popiel. Był on słabym władcą, zniewieściałym, nie cenił cnoty rycerskiej, jego dwór był miejscem intryg. Popiel był niestały, miał różne zachcianki, często zmieniał zdanie. Początkowo myszom dobrze było na jego dworze , bo należały do jego faworytów. Potem mu się odmieniło. Dowiedział się o świetnym kocie Mruczysławie i ten został faworytem. Myszy musiały uciekać z pałacu, kuchni, dworów. Nastały dla nich złe czasy. Wiele z nich zginęło, wydano dekret o zabijaniu myszy i szczurów. Los mysiego narodu był przesądzony.
Pieśń II: Myszy skupiły się w Gnieźnie wokół swojego władcy i jego świty. Król mysz to Gryzomir. Tu w Gnieźnie odbywają się obrady dostojników myszy, delegatów szczurów. Król Gryzomir rozpoczyna obrady : prosi o dobre rady, co mają zrobić oraz o to, aby się nie kłócić. Na sali powstaje ogromny zgiełk, gdyż myszy i szczury nie mogą dojść do porozumienia, kto ma pierwszy mówić. Kłótnia, wrzawa i zgiełk doprowadzają do rozpadu obrad senatu. Nie udaje się nic uzgodnić.
Pieśń III: Autor snuje refleksje natury filozoficzno-moralnej(od Elmirki: straszne nudy). Król myszy wysyła swoich posłów do innych władców myszy.. Zwołuje pospolite ruszenie na wojnę. Także król kotów Mruczysław zwołuje dworzan, rozsyła posłów, szykuje posiłki. Trwają przygotowania do bitwy : myszy i szczury przeciw kotom. Hetmanem kotów jest : Rominagrobis- szwagier Mruczysława , a myszy Gryzosław- młodszy brat króla myszy. Rozpoczyna się bitwa, w czasie której dochodzi do pojedynku hetmanów kota Rominagrobisa i szczura Gryzosława. Kot zabija szczura. Wojsko myszy , widząc zabitego hetmana, wpada w panikę, armia się rozsypuje, wszyscy uciekają z pola walki, także król Gryzomir.
Pieśń IV: Jędza niezgody cieszy się z bitwy . Do stolicy Popiela dochodzą wieści o bitwie kotów i myszy. Okazuje się , że zginął Filuś- kotek księżniczki Duchny. Wybucha płacz i lament w całej Kruszwicy. Odbywa się uroczysty pogrzeb ze wszystkimi kotami, sztandarami, rzeczami Filusia( jego obroża cętkowana, kołderka, czarka, grzebień) . Są kadzidła i trumna. Ciało bohatera spalono na stosie. Mruczysław odprawia pacierze , śpiewy pochwalne na cześć Filusia. Prochy zostają zebrane do puszki i złożone w grobie. Wyryto nawet napis na marmurze. Córka Popiela Duchna prosi ojca o zemstę na myszach, co zostaje podsumowane tak: Mimo płci naszej tak wielkie zalety , My rządzim światem, a nami kobiety.
Pieśń V: Autor snuje refleksje na temat literatury, jej oceny, roli bajki i przypowieści. Król mysz Gryzomir ucieka z pola walki, znajduje domek i w nim się chroni. Wpada jednak w pułapkę . Okazuje się , że trafił do domu czarownicy . Prosi ją o litość, opowiada o nieszczęściu swoim i narodu myszy. Czarownica obiecuje pomóc, bierze miotłę i razem z Gryzomirem wylatuje kominem. Tymczasem w Kruszwicy lekarze leczą króla Mruczysława, który został rany w czasie bitwy. Zdenerwowany kot wyrzuca spierających się medyków i postanawia wyleczyć się sam.
Pieśń VI: Mysz leci z czarownicą na miotle (siedzi za nią). Król się boi, bo jest noc , lecą wysoko i nic nie widać, wchodzi więc do latarni i tu się chowa . Gdy mysz ugryzła z ciekawości świecę , ta zgasła , a czarownica, niewiedząc , że w latarni jest mysz, wyrzuciła ją. Tymczasem władca szczurów Gryzander zwołuje rozproszone po bitwie wojsko. Wygłasza mowę, o tym, że należy umrzeć za ojczyznę i wolność. Władca gromadzi siły i zatrzymuje armię w pewnym magazynie. Tymczasem Duchna płacze nad grobem kota. Popiel słucha płaczów córki i postanawia zwołać dworzan na naradę, czy wypowiadać myszom wojnę, czy nie?
Pieśń VII: Gryzomir spada na głowę kantora, który śpiewa nad grobem kota. Łapie go księżniczka , szczęśliwa, że będzie mogła się zemścić na mordercy Filusia. Tymczasem czarownica spostrzegła, że mysz gdzieś zniknęła. Odprawia czary i dowiaduje się, co się stało z królem Gryzomirem i , że ma się odbyć jego egzekucja przez spalenie na stosie. Czarownica rozpyla jednak w powietrzu proszek, od którego wszyscy kichają. Przestraszeni ludzie biorą to za znak bogów i wypuszczają króla myszy, który umyka z czarownicą. Tymczasem Gryzander gromadzi armię, a szpiedzy donoszą mu, co się stało z królem myszy Gryzomirem.
Pieśń VIII: Narada u Popiela. Przemawia tu dużo pochlebców. Wypowiada się kanclerz, podskarbi, inni kłócą się i wadzą. Nic nie zostaje postanowione. Król ma robić to, co zechce. Zostaje ogłoszone przymierze ludzi i kotów. Wypowiedziano wojnę myszom. Mruczysław zbiera siły. Tymczasem baba z myszą trafiają na zjazd szczurów nad brzegami Renu. Baba wygłasza przed królem mowę o losie króla polskich myszy . Król myszy znad Renu - Syrowind- obiecuje pomoc. Baba odlatuje a Gryzomir rozpoczyna wędrówkę do kraju.
Pieśń IX: Znad Renu ruszają oddziały (Święta miłości kochanej ojczyzny…) z Gryzomirem i Syrowindem na czele. Gryzomir dociera do magazynu ze swoimi oddziałami. Myszy cieszą się z powrotu władcy. Oddziały Popiela nie chcą się mieszać do tej śmiesznej wojny . Popiel mówi o tym kotom i ucieka na swoją wyspę. Tu się ukrywa. Wódz kotów Mruczysław rozkłada obóz nad Gopłem. Rozpoczyna się bitwa. Oddziały Syrowinda i Gryzandera walczą z kotami. Najbardziej zaciekły pojedynek toczą (niczym Hektor i Achilles) Mruczysław i Gryzomir. Ginie kot.
Pieśń X: Strwożony Popiel upił się i zasnął. Zobaczył wizję szeregu następców Piasta, którzy będą rządzić w kraju( Bolesław, Mieszko, Bolesław Śmiały, Przemysław, Kazimierz, Olbracht, Władysław, August- wszyscy oni zginęli przez alkohol, np.: w czasie uczty, burdy pijackiej, choroby alkoholowej). Król budzi się przerażony, wszyscy go opuścili. Widzi łódź z myszami, która płynie do wyspy. Popielowi usiłuje pomóc senator, który niegdyś utracił jego łaski , bo nie był pochlebcą. Wsiadają do łodzi i chcą uciekać. Dogania ich łódź Swrowinda, przewracają się i myszy zagryzają obu.
***
Apostrofa do Kadłubka, który opisał legendę o Popielu i o myszach. Prosi go, o wybaczenie jeżeli zbyt humorystycznie potraktował jego podanie. Morał: wielcy niesłusznie gardzą małymi.
Do króla - analiza i interpretacja
Do króla to utwór otwierający pierwszy cykl Satyr Ignacego Krasickiego. Zbiór ten ujrzał światło dzienne w roku 1779. „Z polecenia autora wiersz (...) trafił do rąk Stanisława Augusta do oceny. Monarcha wprowadził pewne poprawki. Generalnie jednak utwór spodobał się władcy” (Ryba, s. 53). Satyra napisana została tradycyjnym trzynastozgłoskowcem ze średniówką po siódmej sylabie. Występują rymy parzyste, dokładne, żeńskie. Zgodnie z formą tytułu (Do króla) mamy tu do czynienia z liryką zwrotu do adresata. Podmiot liryczny kieruje swoją wypowiedź bezpośrednio do swego monarchy („najjaśniejszy panie!”), umieszczając na początku paremiczne (paremia czyli przysłowie) zdanie: „Im wyżej, tym widoczniej”. Wstęp ten stanowi niejako alibi dla poety, który rozpoczyna zbiór satyr - ośmieszający i piętnujący ukazywane w nim zjawiska - od wiersza do króla, którego przecież niebezpiecznie jest krytykować. Monarcha jako pierwszy zostaje poddany krytyce, ponieważ jest najwyższą osobą w państwie. To na króla skierowane są oczy wszystkich poddanych i z tego względu staje się on oczywistym przedmiotem oceny. Podmiot liryczny zaznacza, że zachowując szacunek i respekt dla królewskiego tronu, utwór jego będzie sprawiedliwym sądem nad Stanisławem Augustem. Ponadto zrzuca odpowiedzialność za zawartość utworu na wymogi genologiczne, to nie on, ale satyra „względów się wyrzeka”. Podmiot liryczny wyrzuca królowi kolejny grzechy: brak królewskich korzeni, polskie pochodzenie, młody wiek, umiłowanie dla książek i nauki, w końcu dobroć. Jak widać na pierwszy rzut oka są to zarzuty absurdalne, bo dotyczą zalet (np. dobroć), bądź cech neutralnych (np. młody wiek). Okazuje się, że są to obiegowe opinie polskiej szlachty o elekcyjnym monarsze. Poeta ukazując niedorzeczność tych zarzutów - posługuje się w tym celu głównie ironią, tak naprawdę obnaża głupotę szlachty, a przy okazji daje pozytywną ocenę Jaśniepanującego. Pierwszy grzech Poniatowskiego to niekrólewskie pochodzenie. Poeta najpierw pyta władcę, czemu nie jest „królewskim synem”, przecież ten kto urodził się w zamku, ma lepsze predyspozycje do rządzenia, niż zwykły szlachcic, gdyby tak nie, było każdy mógłby być królem. Natychmiast jednak po takim wywodzie obala swoje własne słowa, stawiając nieprawdziwe tezy.Podobnie obala inne zarzuty: w starczych zmarszczkach nie kryje się mądrość, a siwej brodzie nie przebywa „wszelka doskonałość”. Dodaje ponadto zjadliwa uwagę, że na pewno gdy król się zestarzeje, szlachta będzie krzyczeć, że jest za stary. Dzięki temu widzimy, że wszystkie te uwagi nie są wynikiem troski o dobro państwa. Szlachta krzyczy, bo musi krzyczeć. Poeta zwraca uwagę również na to, że nieprzychylne głosy skierowane przeciwko monarsze są często powodowane zwykłą ludzką zawiścią. Zauważmy, że wyeksponowana została również dwulicowość poddanych, ich pochwały i szacunek są przede wszystkim wynikiem obowiązku, nie prawdziwych i szczerych uczuć. Ciekawie została rozstrzygnięta kwestia polskiego pochodzenia króla. Poeta pokazuje słuszność tego, że szlachta nie chce szanować polskiego króla, powołując się na autorytet antycznej historii (tak poważanej w Oświeceniu). Przecież w Sparcie też siedział na tronie król obcego pochodzenia, a Grecy brali swoich najwyższych urzędników z ludu rzymskiego! W obliczu takich argumentów nie ważne są zasługi Stanisława Augusta dla państwa. Poeta w tym miejscu wyraża współczucie dla sytuacji króla. Władca nie ma szans bronić się przed tak absurdalnymi zarzutami. Przecież jest krytykowany nawet za dobroć, mądrość oraz dbałość o naukę i kulturę. Podmiot z ironią wypowiada tezy, które wynikają z obiegowych opinii. Wszytko ci się coś marzy o tym wieku złotym. Poeta właściwie poucza króla o twardych prawach panujących w Polsce. Monarcha nie może mieć przyjaciół, nie powinien być dobry i życzliwy. Najważniejsze jest to, by się go bano. „Zdzieraj, a będziesz możnym, gnęb, a będziesz wielkim” - nawołuje życzliwy królowi poddany. Okazuje się, że dobry król „gorszy wszystkich”. Kończąc satyrę poeta obiecuje, ze jeżeli tylko król stanie się zły, to on zobowiązuje się go pochwalić.
Pozorna krytyka króla nie jest jednak jedynym tematem wiersza, podmiot liryczny przy okazji wypowiada kilka ironicznych uwag na temat roli poety w królestwie. W XVIII wieku dużą popularnością cieszyła się instytucja mecenatu - opieki możnych nad poetami, naukowcami, artystami. W zamian za pomoc finansową twórcy uwieczniali nazwiska swoich dobroczyńców np. pisząc utwory pochwalne na ich cześć. Oczywiście Stanisław August Poniatowski, wprowadzając w życie program unowocześniania państwa, przykładając wiele wagi do życia kulturalnego, należał do najważniejszych osiemnastowiecznych mecenasów sztuki. Właśnie przesadnie uniżonej postawie poetów oraz nadmiernemu pochlebstwu - graniczącemu ze zdrowym rozsądkiem i niezgodnemu z prawdą - przeciwstawiał sie Krasiki w utworze i życiu, sam bowiem był daleki od nadmiernego komplementowania monarchy. Właściwie satyra Do króla zgodnie z oceną Zbigniewa Golińskiego „była pierwszym i jedynym tak eksponowanym wierszem pochwalnym napisanym przez Krasickiego”.
Pijaństwo - analiza i interpretacja
Pijaństwo, utwór Ignacego Krasickiego, to zgodnie z tytułem satyra na jedną z najpopularniejszych polskich przywar. Ten dość długi wiersz ma formę dialogu między dwoma znajomymi. W rzeczywistości jednak żywy mini-dialog znajduje się na początku i końcu satyry. Środek wypełniony jest natomiast dwiema rozbudowanymi wypowiedziami bohaterów, w tym sensie można mówić o strukturze dwudzielnej utworu. Sytuację odmalowaną w wierszu można streścić pokrótce w następujący sposób. Spotyka się dwóch przyjaciół, jeden z nich narzeka na słaby stan zdrowia spowodowany nadużyciem alkoholu, co prowokuje do rozmowy o szkodliwości tej używki.
Pierwsza część utworu, którą stanowi wypowiedź „pijanicy”, ma charakter narracyjny. Kompan opowiada wypadki, które wywołały w nim owo osłabienie. Wszytko zaczęło się od imienin żony - taką okazję należało uczcić dobrym winem. Jako że uczta trwała do świtu, nasz bohater pospał sobie do południa, kiedy się przebudził, żona zaproponowała herbatę na boleści, ale że to napój mdlący - nie wskazany pacjentowi cierpiącemu na nudności - zastąpiono go „hanyżówką” (wódką anyżówką). Potem przybyli kompani z wczorajszej uczty, więc trzeba było ich również poczęstować. Tak więc panowie pili dzielnie dla zdrowotności. Podano obiad, do obiadu wino, które sprzyjało rozmowom na wszystkie możliwe tematy. Dyskusja wzmogła pragnienie, po dziesiątej butelce doszło do bijatyki. Bohater właściwie nie wie, co było potem, bo „wziął w łeb butelką”. W toku tej krótkiej narracji zostają ujawnione typowe pijackie wymówki, sposobności, konieczności, które prowadzą do prostego wniosku, że każda okazja jest dobra, by się napić. Bohater kończy jednak swoją opowieść stwierdzeniem potępiającym „obrzydłe pijaństwo”. Ten wątek podejmuje drugi z bohaterów. Jego wypowiedź ma już inny charakter. Jest to swoista umoralniająca rozprawa, w której człowiek pijany zostaje przyrównany do zwierzęcia. Spośród wszystkich przykrych skutków nadużywania alkoholu (zwady, „obmowy nieprzystojne”, utrata pamięci, nadwyrężenie zdrowia, skracanie życia) najstraszniejsza jest właśnie swoista profanacja człowieczego rozumu. Pamiętajmy, że jesteśmy w epoce Oświecenia, w której panował pokantowski racjonalizm. Największym grzechem człowieka było właśnie zaprzedanie (w tym wypadku trunkom) swego umysłu. Bohater jednak nie preferuje zupełnej wstrzemięźliwości, wino jako dar boży jest dla ludzi, ale we wszystkim trzeba znać umiar. „Pijanica” okazuje się gorszy od zwierzęcia, bo nie zna umiaru w spożyciu. Na koniec trzeźwy kompan wymienia liczne zalety i zaszczyty nieprzesadzania z alkoholem. Po czym następuje smutna puenta utworu, pijanica żegna się z przyjacielem, komunikując, że idzie napić się wódki. Krasicki w satyrze prezentuje nam dwóch bohaterów - niewyuczalnego „pijanicę” oraz rozsądnego moralizatora, można przypuszczać, że ten drugi wyraża rzeczywiste poglądy Krasickiego na kwestię pijaństwa. Poeta w tym dowcipnym utworze mówi o sprawie niezwykle poważnej - o chorobie która trawi polskie społeczeństwo. Puenta ukazuje nie tylko całkowite zniewolenie „pijanicy”, ale również bezradność moralizatora. Podmiot wyraża w ten sposób zwątpienie w ludzki rozsądek.
Żona modna - analiza i interpretacja
Żona modna to jedna z najkunsztowniejszych satyr Ignacego Krasickiego. Jest ósmą opozycją w zbiorze Satyr wydanym w roku 1779. Podobnie jak Pijaństwo utwór ten ma charakter dialogowy. Rozmowa toczy się między świeżo ożenionym małżonkiem a przypadkowo spotkanym kompanem. Czytelnik zostaje wprowadzony jakby w środek dialogu. Okazuje się, że pan Piotr nie jest zupełnie zadowolony z sytuacji,w której się znalazł. Całe nieszczęście żonkosia polega na tym, że jego małżonka została wychowana w mieście. Zwiedziony urokami „dziwnych gestów i misternych wdzięków” nie przewidział konsekwencji ożenku z „modną Filis”. Mimo że Piotr szybko dostrzegł przepaść między sobą a ewentualną żoną, to względy praktyczne wzięły górę. Jak widać bohater satyry sam już wyciągnął wnioski ze swojego postępku, dostrzegł, że małżeństwo dla pieniędzy, a bez szczerego uczucia, jest ostatecznie zupełnie niezyskowne. W satyrze mamy dwa przedmioty krytyki. Po pierwsze w sposób niezbyt ostry zostało napiętnowane małżeństwo dla zysku. Trzeba tu zaznaczyć, że tego rodzaju kontrakty małżeńskie były ówcześnie czymś zupełnie normalnym. Ale i w takich wypadkach należy kierować się rozumem, i mieć na uwadze również inne względy - zdaje się pouczać Krasicki - jak np. zgodność charakterów czy upodobań. Po drugie mamy tu do czynienia z ostrą satyrą na modne życie - większość utworu poświęcona jest właśnie szczegółowemu opisaniu tego zjawiska poprzez analizę sposobu zachowania tytułowej „żony modnej”. Znamienne, że w utworze aż się roi od wyliczeń, satyra ta jest swoistym katalogiem atrybutów modnej damy. Poeta poza komentarzem padającym z ust bohaterów krytykuje modne życie za pomocą form deminutywnych (spieszczeń), które ukazują świat nowomodnej francuszczyzny jako śmieszny i infantylny. Nieszczęsny małżonek podpisał intercyzę, z której po ślubie przyszło mu się z żalem i rozpaczą wywiązywać. Jego życie przewraca się zupełnie do góry nogami. Wiejski dom za sprawą żony zamienia się w wytworny pałac, pełen zbytków, służby i kosztowności. Również ogród dotąd wypełniony bukszpanem teraz stał sie podobny angielskim parkom. Miejska żona wciąż chodzi zasmucona bądź osłabiona i w ten sposób wymusza na mężu kolejne inwestycje. „Bolące serce” żony staje się swoistym narzędziem dydaktycznym, mającym nakłonić „prostaka” do rewolucyjnych zmian i uległości. Piotr sam się ukarał, stał się sługą we własnym domu: brał żonę dla pieniędzy, teraz sam musi płacić. Z nowomodnym obyczajem przychodzi również nowomodna moralność. Małżeństwo nie ma już statusu związku „do śmierci”. Z tego, co opowiada pan Piotr, tylko on z jego otoczenia jeszcze w to wierzy, czym zresztą wywołuje powszechne rozbawienie. Co więcej uczciwe życie uzależnione jest od pochodzenia służby. Satyra kończy się opisem balu i pożaru wywołanego fajerwerkami. To przebrało czarę goryczy, zrezygnowany pan Piotra zdecydował się na wyjazd do miasta, gdzie „zbytkuje i siedzi”. Teraz mądry po szkodzie żali się przyjacielowi.
Obraz społeczeństwa polskiego w "Satyrach" Krasickiego
Satyra z zasady stawia sobie za zadanie prezentowanie i krytykowanie zjawisk negatywnych, nie dziwi więc, że obraz społeczeństwa polskiego doby Oświecenia nie wypada zbyt korzystnie w Satyrach Ignacego Krasickiego. Poeta zgodnie z tytułem pierwszej satyry w zbiorze ukazuje świat zepsuty. Satyry są z jednej strony ściśle związane z ówczesnymi realiami, z drugiej podporządkowane licznym konwencjonalnym motywom. Wszystkie wymienione wyżej stereotypy myślowe odnajdują swoją znakomitą realizację w[Satyrach Krasickiego. Świat zepsuty został stworzony przez społeczeństwo, które odwróciło się od tradycji „dobrych (...)ojców i pradziadów”, by oddawać hołd nowomodnym obyczajom, tak jak to zrobiła słynna żona modna. Obyczaje te przyszły zza polskiej granicy, przede wszystkich z Francji i Anglii. Oczywiście krytykowana nowa moda to nie tylko stroje, karety, ogrody, architektura, ale przede wszytki zmiana obyczajów i moralności. Trzeba tu zaznaczyć, że źródłem zepsucia w satyrach jest arystokracja, prosty szlachcic, żyjący na wsi, okazuje ostoją tradycji, przykładem do naśladowania (np. Oszczędność), Niestety często ten prosty szlachcic pada ofiarą nowych obyczajów (Żona modna, Gracz). Wchodząc w wielkomiejski świat, gubi się w nim, bo nie rozumieją panujących tam praw, zostaje oszukany bądź sam zmienia się w „filuta”. Jak wyraźnie zostało zaznaczone w Świecie zepsutym zaraza idzie od stolicy, w której już zapanowały „matactwa i łgarstwa”, bezbożność i chciwość. Ponadto do najważniejszych przejawów nowej moralności należą: brak poszanowania dla cnoty, przyzwolenie na występek, niefrasobliwość młodzieży, brak powagi i dostojeństwa u starszych, małżeństwa dla zysku oraz częste rozwody, złodziejstwo i oszustwa, rozpustę, żerowanie na słabszych. Pisząc swe satyry Krasicki starał się, by przedstawione przez niego postaci były jak najbardziej charakterystyczne, czasem nawet odrobinę przerysowane, ale przez to bez wątpienia bardziej zapadające w pamięć czytelnika. Są to więc ludzie niezwykle barwni, ukazania z humorem i nutką zjadliwości. Jednym z typów przedstawianych postaci są kobiety, m.in. tytułowa żona modna. Jest to dama kosmopolityczna, snobistyczna, bezwiednie podążająca za modą i jej wymogami. Satyra w sposób niezwykle komiczny przedstawia odbiorcy perypetie Piotra - męża takiej właśnie „modnej” kobiety. Ważny jest dla niej odpowiedni strój - według najnowszych francuskich trendów, nienaganne uczesanie, malutki piesek, dbający o wizerunek swej pani, zgodny z trendami musi być nawet pieprzyk na policzku. Krasicki stara się pokazać, iż pod tak starannie wypielęgnowaną powierzchownością kryje się bardzo proste, można nawet powiedzieć, że płytkie wnętrze.
Kolejną wadą, którą starał się zobrazować autor, jest pijaństwo, które Krasicki przedstawił w satyrze o tym samym tytule. Postać pijaka jest więc kolejnym charakterologicznym typem bohatera, którego odnajdujemy w utworach poety. Pijak jest stale na kacu, nie potrafi odmówić trunku, pije często i chętnie. Nie przyjmuje do wiadomości, iż picie nie wychodzi mu na zdrowie, nie rozumie również, iż jest od alkoholu uzależniony. Krasickiemu nie chodzi jednak o samo nadużywanie alkoholu, ale również o tzw. kulturę picia, której w ówczesnej Polsce nie znano. Częste były pijatyki, czasem zakończone bijatykami, a jeszcze częściej kłótniami. Można odnieść wrażenie, iż ta satyra jest bardzo aktualna nawet dzisiaj. Wreszcie kolejnym typem postaci, który stara się napiętnować Krasicki, jest typowy szlachcic - sarmata - dumny, głośny, butny, ale jednocześnie politycznie infantylny, za to chętnie wymachujący swą szabelką. Odnajdujemy go m.in. w satyrze Do króla. Bez wątpienia jest to człek zarozumiały, ceniący swoje zalety i niedostrzegający wad. Jego portret jest dość pocieszny - to wąsaty, gruby mężczyzna w kontuszu, z szablą u boku, zawadiacko trzymający się pod boki, ale mimo to Krasicki nie jest do niego pozytywny nastawiony i ostro jego wady krytykuje. Można powiedzieć, że arystokratyczna kultura charakteryzuje się przerostem formy nad treścią, przypomnijmy, że dla żony modnej warunkiem uczciwego życia jest odpowiednia oprawa. Przesada, która która wciąż zwiększa ludzki apetyt na nowe zbytki, prowadzi do całkowitego upadku polskiego społeczeństwa.
Franciszek Zabłocki Sarmatyzm
„Sarmatyzm” powstał w 1785. Jego źródłem jest sztuka Hauteroche'a, komediopisarza współczesnego Molierowi. Dowodem na to jest już trzecia scena pierwszego aktu. Zabłocki z pierwowzoru zaczerpnął również przebieg akcji dramatycznej, ale w opracowaniu nadał jej polskie piętno. Zmienił nazwiska bohaterów, za pomocą „skreśleń” oraz uzupełnień oryginału przekształcił ludzi, obyczaje i stosunki francuskie na polskie tak, że „Sarmatyzm” stał się najbardziej narodową komedią XVIII wieku. Stworzył obraz życia drobnej polskiej szlachty w XVIII w.
Gatunek - komedia. Jest jednym z trzech gatunków dramatycznych. Przedstawia bohaterów i zdarzenia często w sposób satyryczny, wesoły. Jego cechy to: nieskomplikowana akcja z pomyślnym zakończeniem, nasycona komizmem sytuacyjnym, charakterologicznym i językowym. Komedia rozwijała się już w starożytnej Grecji i Rzymie. W antycznej Grecji komedia to głównie pieśń kommosu, a więc wesoła pieśń, śpiewana przez komos - orszak młodzieńców podczas uroczystej procesji na cześć boga wina, płodności i zabawy, Dionizosa.
Język utworu jest żywy, barwny, pełen zwrotów rdzennie polskich i przysłów narodowych. Odznacza się też indywidualizacją: inaczej mówi Guronos, a inaczej Ryksa, itd.
Budowa utworu jest nieco niezgrabna, charakteryzuje się „zbytkiem epizodów”, ale błędy te są dziedzictwem pierwowzoru, gdyż pojawiły się już u Hauteroche'a.
Postaci utworu:
MAREK GURONOS - dumny i kłótliwy szlachcic, domator.
RYKSA - żona Guronosa, cechy podobne do niego, trunkowa - lubiąca trunki.
ANIELA - córka Ryksy i Guronosa, panna grzeczna, mająca ogładę (polor).
AGATKA - służąca Anieli.
JAN CHRZCICIEL ŻEGOTA - pyszny, kłótnik, podobny do Guronosa.
RADOMIR - syn Żegoty, kocha Anielę i ona go kocha.
SKARBIMIR - rozsądny szlachcic, dawniej należący do trybunału sądowego.
BOGUMIŁA - siostra Skarbimira, grzeczna i wesoła.
BURZYWOJ - niezamężny, zjazdowicz (zwolennik wymierzania sprawiedliwości za pomocą zajazdów), powinowaty przez żonę Guronosa.
WIDYMUS - rejent zesłany od podkomorzego powiatowego na pomoc Skarbimirowi w pojednaniu Guronosa i Żegoty.
WALENTY - syn gajowego z części Guronosa, kochający Agatkę, ma się za mądrzejszego od pozostałych dlatego, że spędził troche czasu w Warszawie.
WOJCIECH - sługa Radomira.
RETORTA - awanturnik, pijak, „z okazji lekarz, z potrzeby konował”, „wieszający się przy szlachcie”.
BARTEK, MATYS, SOBEK, GRZELA - chłopi z części Guronosa.
CHŁOPI - mało mówiący, z części Żegoty.
Zabłocki stworzył ponury, ale żywy i wierny, nie przemijającej wartości obraz życia drobnej szlachty polskiej w 2 poł. XVIII w. Odmalował sarmatyzm wybornie, dosadnie i wyraziście jak nikt. Utwór jest ostrą satyrą na życie domowe staroszlachetczyzny.
Guronos i Ryksa, Burzywoj i Żegota są przedstawicielami cech Sarmatów: pychy rodowej, chęci przodowania, kłótliwości i pieniactwa, zawadiactwa i warcholstwa, uporu i tchórzostwa, głupoty i nieuctwa, zacofania i ciemnoty, nieobyczajowości i samowoli, nieposzanowania i lekceważenia prawa, fałszywego wyobrażenia o równości szlacheckiej, komplementów dla władzy, pogardy dla chłopów, barbarzyńskiego okrucieństwa wobec nich. Postaciami jaśniejszymi są w komedii dzieci zwaśnionych rodów. Bywały one w świecie i dlatego widzą błędy rodziców. Zabłocki pokłada w nich nadzieję poprawy, upatruje zapowiedź lepszych czasów i postępu.
Treść
Akt Pierwszy
I scena
Guronos, Skarbimir
Guronos przedstawia się jako szlachcic, „z naddziałów podczaszy”. Mówi, że za chwilę pokaże Żegocie, że ten nie może „zjeść go w kaszy” i wziąć jego części domu. Wcześniej wezmą go diabli. Uważa, że każdy powinien oddać to, co mu się nie należy. Mówi, że ludzi uważają, iż Kościół jest dla wszystkich. Skoro tak, to dlaczego kleryk nie usiądzie wyżej od kanonika? Wszystko ma swoje szczeble - dalej, bliżej, wyżej, niżej. Guronos mówi, że żona Żegoty zawsze siada wyżej od jego żony, choć jej się to nie należy. Uważa, że świtność domu stanowi pokrewieństwo, którego dowodzą metryki, herby, mauzolea (grobowce). Uważa, że wszędzie są jakieś znaki jego rodziny. Zwraca się do Skarbimira, by poszedł je oglądać. Przynoszą one sławę jego domowi. Skarbimir przyznaje, że faktycznie Guronos ma świetnych przodków. Nie rozumie jednak, dlaczego ma to być przyczyną sąsiedzkiej zwady. Guronos odpowiada, ze właśnie to jest przyczyną. Kto ma szlachetniejszą krew, ten jest ważniejszy. Dalej wymienia zalety swojego domu: że jest wielki, „z kądzieli jak z miecza” - po matce i ojcu wszyscy zajmowali się w nim wojskowością. Podaje przykład, kiedy w klęsce przeciwko Tatarom poległo 300 Guronosów, jak w bitwie Rzymian z Wejentami nad rzeką Kremerą zginęło 306 Fabiuszów. Skarbimir odzywa się tylko w krótkich zdaniach przyznając rację Guronosowi. Guronos opowiada historię swojej rodziny. Zniecierpliwiony Skarbimir odpowiada, że „wie, w jakiej jest cenie,/A w jakiej powinno być domów pochodzenie.” Co z tego, że są one sławne i ogromne, skoro w kraju panuje nędza. Guronos upiera się, że najważniejsze są grobowce i pomniki. Skarbimir uważa, że należy się kierować rozumem, bo inaczej przez wojnę sąsiadów może ucierpieć cały powiat. Z małej iskry może powstać ogromny pożar. Nie przystoi, aby ród, którego przodkowie byli wzięci przez tatarów do niewoli, taki sam los gotował swoim rodakom, mieszkańcom powiatu. Guronos odpowiada, ze nie chciałby niczyjej krwi. Uważa, że na Żegotę jest tylko jeden sposób - „mieć się skromniej”, a jak to nie pomoże, to szablą trzeba mu przypomnieć obyczaje i nauczyć rozumu. Skarbimir mówi Guronosowi, żeby się tak nie denerwował i zasmucał, jest podkomorzy, który może pomóc rozwiązać spór. Guronos zastanawia się, czy podkomorzy oznacza tyle samo, co burmistrz w mieście. Skarbimir uświadamia mu, że dawniej podkomorzy był wojewodzie. Mówi jednak, że tutejszy podkomorzy nie rządzi rozkazująco, ale życzliwym sercem, opiekuje się, jak straszy brat młodszymi. Pisał do Skarbimira, by starał się zgodzić Żegotę i Guronosa, gdyż o sporze wie już stolica i się gorszy. Guronos jest oburzony, że ktoś go krzywdzi, a on ma płakać i się uniżać. Skarbimir uważa, że kłótnia sąsiadów z powodu jakiejś fraszki jest brakiem honoru. Guronos uważa, że grzeczność i rozumowanie, jakie wyraża Skarbimir, było cechą dawnego Sarmaty. Oskarża go, że umie tylko pięknie pisać i rozprawiać, a gdy ma władac szablą, to :”Stary popraw! Studenty, żaki z tą nauką!”.
II scena
Guronos, Skarbimir, Walenty
Walenty przychodzi i obraca się w stronę, z której przyszedł. Mówi, że wszyscy są sobie równi po ojcu Adamie. Wstydem jest nadymanie się honorem. Gorszy jest ten, co bierze cudze, niż co orze swoje. Guronos pyta go, dlaczego jest w takim złym humorze. Walenty mówi, że nie ma szabli, lecz kłonicę (jeden z drążków, na których opierają się drabiny lub półkoszki (?) wozu) i niejeden raz udało mu się przegnać nią szlachcica. Guronos uważa, że Walenty zachowuje się jak jaszczurka. Walenty odpowiada, że panna Jaga - chrzestna córka Guronosa, którą nazywa pocztowcem - prostym żołnierzem i „draganem w kornecie” - wysokim kawalerzystą w czepku - biła go kijem po grzbiecie. Za urwanie kwiatka w ich ogrodzie, kiedy Agata poprosiła go o zebranie kwiatków na wianek. Walenty mówi, że Agatka jest jego kochanką i Guronos będzie musiał wyprawić im wesele. Walenty przeskoczył przez parkan, żeby dostać się po kwiatki. Życzy Jadze, żeby spadło na nią dużo nieszczęścia. Wyznaje, że balsamem na otrzymane rany będą oczy, buzia, nóżki i rączki Agaty. Nazywa siebie szczęśliwym.
III scena
Guronos, Skarbimir
Guronos uważa, że Walenty gada, jakby miał gorączkę. Stwierdza, ze musi go w końcu oz,enić, bo inaczej Walenty niedługo oszaleje. Uważa go za głupca, gdyż Agata jest dziarska i hoża. Wraca do sprawy sporu z Żegotą i mówi, że on na pewno nie wyciągnie ręki do zgody. Uważa, że ogrody już z nazwy (Nosów i Gura) są mu przynależne, a Żegota wtrącił się bezprawnie, zabrał je. Chce ogrodzić swój teren, a później będą walczyć za łby, za barki, szable, pistolety i strzelby. Skarbimir pyta, czy nie lepiej rozwiązać spór zgodą lub prawem. Guronos wolałby mieć do czynienia z diabłem, niż rozwiązać spór w ten sposób. Prawnicy i oszuści przerobią jego interes i wszystko straci, a wydadzą się jeszcze kobiece intrygi. Doprowadzi go to od szatana do diabła i od diabła do czarta. Niech wszyscy kaci porwą prawo. Chce, żeby przywrócono mu łąki, zarośla i pola. Skarbimir uważa jego żądania za dzikie. Urażony Guronos nazywa Skarbimira dzikiem. Nie daruje Żegocie także tego, że połapał jego konie i jak kupiec poodcinał im grzywy albo ogony. Prosi Skarbimira, by nie suszył mu więcej głowy o te baje, bo traci już spokój i cierpliwość.
IV scena
Skarbimir
Skarbimir nazywa szlachtę osiadłą na wsi i ziemiaństwo wieśniakami i hordą tatarską. Chcą tylko walczyć szablą. Są gorsi od dziczy, Tatarów i Kozaków. Są głupi i uparci. Prosi Boga, by nie karał go, ale uważa, ze ziemianie to diabły z piekła, a nie plemię ludzkie. Mają pojątrzone (?) serca i miałkie rozumy, mało szlachetności, a dużo dumy.
V scena
Skarbimir, Radomir, Wojciech
Przychodzi Radomir i pyta Skarbimira, czy jest sam. Ten tłumaczy mu, że przyszedł w gościnę i natknął się na tę żmiję, gadzinę - Guronosa. Chciał się dowiedzieć, co jest przyczyną sporu Guronosa z ojcem Radomira. Wyjaśnia, ze Guronosowi nie da się niczego powiedzieć. Jest groźny, buńczuczny i wyzywający. Cały czas odwołuje się do broni. Nie widzi innego sposobu rozwiązania sporu. Skarbimir rozważał, prosił, ale nadaremnie. Uważa, że ostatnim środkiem jest oczekiwanie na chwilę, aż przesili się głupota Grubonosa Wtedy się ucieszy.
VI scena
Radomir, Wojciech
Radomir pyta Wojciecha, dlaczego nic nie mówi. Tan odpowiada, ze ludzie w powiecie szaleją, nawet Radomir, choć dawniej był roztropny, teraz postępuje głupio, gdyż kocha Anielę. Zamiast kobiety poznanej w stolicy, kocha jakąś prostaczkę, mieszkankę wsi, jakby nie miał rozsądku. Radomir odpowiada, że Wojciech sądzi z pozoru, bo uroda, cnota i piękno traci swe znamiona, gdy jest przeniesiona z małego na wielki świat. Radomir żył w wielkim świecie i widział jego nieprawość, oszustwa, pdstępy, intrygi. Cieszy się, ze to widział, ale nie nauczył się tego. Wojciech pyta go, czy białogłowy, kobiety - sroki, są takie same w wielkim świecie. Radomir zastanawia się, czy powinien je chwalić, czy ganić. Mają one polor (ogładę), etykietę, dają się przymilić, zniewolić, później potrafia oszukać, wyśmiać. W tym różnią się od Anieli. Wojciech odpowiada, że „Mniejsza to, że wieśniaczka, nuż dobra, lecz cielę.” Radomir chwali skromność, łagodność, prawdziwość, słodkie, niewinne spojrzenie, piękne usta i dobre serce Anieli. Wojciech uważa, że wszystkie kobiety są takie, gdy zwodzą. Radomir mu nie wierzy. Wojciech mówi, ze Radomir może ma racje, ale przecież ich rodzice są w sporze. Jak uda się to pogodzić? Radomir nie wierzy, że zły duch niezgody mógłby ostudzić płomienie miłości. Mówi, ze zależy mu na szczęściu Anieli, przysięga na niebo, na piękna Anielę i na szlachetne serce, które go z nią łączy. Wojciech pyta, jak długo Aniela i Radomir są w sobie zakochani, wierzy mu bez przysięgania na niebo i Anielę. Radomir odpowiada, że często się widują. Wojciech pyta, co będzie, kiedy dowie się o tym Guronos. Wojciech życzy Radomirowi, by miał serce lwa bez trwogi lub nogi zająca przy schadzkach. Mówi, że na szczęscie jest jeszcze Skarbimir, który jest Aniołem Stróżem Opatrzności. Gdyby nie on, Żegota i Guronos cały czas by się rąbali, są uparci i uprzedzeni.
VII scena
Radomir, Wojciech, Agatka
Radomir pyta Agatę, jak miewa się piękna Aniela. Agatka odpowiada, że zrobiłą się melancholiczna, nudna. Przesyła Radomirowi wiadomość przez Anielę, że za godzinę b ędzie czekała na niego w ogrodzie. Będzie musiał się przekraść do ogrodu, bo furtka jest zamknięta. Agata mówi, że to ona namawia Anielę do przekradania się d ogrodu. Radomir wyraża swoją wdzięczność i daje jej pieniądze.
VIII scena
j.w. + Walenty
Walenty pyta z zazdrościa, dlaczego Radomir daje Agatce pieniądze na oczach przechodzących. Radomir pyta Agatę, kim jest Walenty. Walenty mówi, że dogodniejszym miejscem na rozpusty Radomira byłyby chrusty, w których nikt by go nie dojrzał. Radomir mówi do Walentego, że ma się wynosić i nazywa go głupcem. Walenty mówi, że byłby głupcem, gdyby odszedł. Wojciech nazywa ich zuchwałymi chamami. Walenty czuje się urażony. Agatka mówi mu, ze powinien się strzec. Tan odpowiada, że to ona powinna się strzec. Wojciech mówi mu, że nie ma im zachodzić drogi, bo inaczej Wojciech się rozgniewa. Nazywa go łyczakiem czyli mieszczuchem. Walenty im grozi, podnosząc kij, a Wojciech go uderza i mówi, że to za buzię, język i pogróżki. Prawie dochodzi do rękoczynów, ale Agatka zasłania Walentego i prosi, aby Wojciech mu wybaczył. Walentemu każe zejść z oczu. Walenty grozi zemstą. Odchodząc nazywa ich prostakami, zbójcami i drabami.
IX scena
Radomir, Agatka, Wojciech
Radomir pyta o Walentego: „co to za mente raptus?” (osioł, człowiek niespełna rozumu). Agatka odpowiada, ze jest on z ich wsi, ma się z nią pobrać. Radomir prosi ją o wybaczenie. Agatka mówi, że Walenty powinien wiedzieć, że i głupich się bije. Choć bywał w świecie, to i tak jest jeszcze głupi. Wojciech uważa, że jak Agata za niego wyjdzie, to on jeszcze bardziej zgłupieje. Agata zauważa, ze idzie Burzywoj - siostrzeniec jej pani, więc każe oddalić się Wojciechowi i Radomirowi. Przypomina jeszcze Radomirowi o schadzce z Anielą.
X scena
Agatka, Burzywoj
Agatka mówi, że od kiedy we wsi jest kłótnia, wisi nad nimi plaga niebios. Hołoya ciśnie się do nich, jak dym w kąty, zanim „uderzy słota”. Burzywoj pyta się Agaty, jak się miewa. Ona odpowiada, że młodzi nie wychodzą za mąż, a starzy nie chcą zdychać. Burzywoj mówi, że śniło mu się, iż jego wuj Marek jest chory. Agatka odpowiada, że jest on zdrów jak koń. Burzywoj pyta o cioteczkę. Wg Agatki jest ona jak źle idący zegarek. Duzo stęka i je, a jeszcze więcej pije. Lekarz wmawia jej, ze ma tasiemca, a ona zasila się alkoholem. Burzywoj mówi, że też ma chory żołądek, i gdyby nie wzmacniały go różne napoje, to nie byłby wesoły, tylko leżał już na cmentarzu. Agata mówi, że wszyscy są u nich zdrowi i „spaśli jak wieprze”. Burzywoj pyta, kim jest ta hołota. Agata odpowiada, że mają oni groźne miny, pasy pod brzuchem, kozackie czupryny, szable długie, pistolety, krótkie strzelby. Nie wie, skąd się oni zjawiają. Burzywoj uważa, że wszystkich ściąga tu interes jego wuja, majatek. Są to przyjaciele, którym zależy tylko na pieniądzach. Agatka mówi Burzywojowi, ze oni potrafią tylko straszyć i gadać jak przekupki i baby na targu. To nie przystoi szlachcie i panom. Burzywoj mówi jej, że nie wie, na czym polega honor szlachcica. Ta odpowiada, ze wie, bo w tym domu wszystko kończy się kłótnią i hałasem. Kraj jest pełen burd i junaków, których męstwo zaczyna i kończy się na tym, że wietrzą nosem, gdzie gęsty dym kurzy się z komina, gdzie można zjeść husarską pieczeń czy bigos. Zjawia się wielu nieproszonych gości, a Żegota drwi z nich wszystkich, bo za każdym razem, gdy się zjawiają, ubywa bydła, gorzałki, wina i piwa. Siedzą już nie jak we dworze, ale jak w browarze. Burzywoj pyta Agatę, czy chce, aby męstwo nie było nagradzane. Grozi, że pójdą ginąć, a nie tracić krwi i znoju dla jego wuja. Agatka twierdzi, ze zwycięstwo junaków polega na tym, że niszczą dom. Gdy się napiją, jeden leży pod ławą, drugi wyje w grubie (dole na nieczystości), inny wzywa przeciwników na pojedynek przez sen, kolejny zrywa się, bo myśli, że ktoś na nich najeżdża. Agata mówi, że wszyscy powiadają, że przyczyną sporu jest Burzywoj, który drażni Grubonosa i dodaje mu pychy i próżności. Burzywoj przyznaje jej rację i tłumaczy się, że chce nauczyć głupich rozumu.
XI scena
Burzywoj, Agatka, Walenty, Bartek, Grzela, Sobek, Matys
Matys, Bartek i Sobek chwytają Burzywoja i zakładają mu worek na głowę. Burzywoj woła szlachtę na pomoc, ale nikt nie przychodzi. Walenty dopinguje chłopów, żeby bili Burzywoja i nie żałowali. Burzywoj próbuje znaleźć swoją szablę, ale nie może. Maciek wyrywa mu ją z pochwy. Burzywoj wyrywa się im z rąk i ucieka. Wszyscy biegną łapać Burzywoja, a na scenie pozostaje tylko zdziwiona i przestraszona Agatka. Po chwili wszyscy wracają, ale bez Burzywoja. Mówią, że i tak go dopadną, że już i tak go dużo bili. Agatka pyta Walentego, czy stracił rozum. On odpowiada, ze tak. Agata nazywa go wariatem. On nazywa ją wariatką, zalotnicą, porywa się na nią. Bartek go łapie i mówi, ze nie można bic dziewczyny. Walenty odpowiada, że wierzy w przysłowie: „Nie będziesz bić kobiety, siądzie ci na głowie.” Dziękuje chłopom za pomoc i mówi, że mogą się poczęstować gorzałka, miodem i piwem, i stwierdza, ze powinni się trzymać wszyscy razem.
KONIEC AKTU PIERWSZEGO
AKT DRUGI
Scena I
Rozmawiają Aniela i Agatka. Służąca Anieli jest bardzo rozbawiona sytuacją jaka spotkała Burzywoja. Anieli jest go trochę żal, ma wzgląd na to, że to w końcu jej kuzyn. Agatka uważa, że Burzywoj zasłużył na takie lanie, bo jest plotkarzem, który skłóca sąsiadów. Ta druga pyta czy Burzywoj rozpoznał Walentego. Agatka uważa, że w tej całej szarpaninie był tak zamotany, że nie zwrócił uwagi. Anieli wciąż żal Burzywoja, chociaż przyznaje, że jest on złym człowiekiem. Dalej mówi o swojej miłości. Stwierdza, że jest przezorna w wyborze kochanka, wypowiada także słowa: „ Nie łudzi mnie majątek, lub świetność imienia / W serca cnoty, w rozumie szukam oświecenia”. Wspomina także, że świat zmienia ludzi, zgadza się z nią Agatka, ale pogania Anielę, bo czeka już na nią Radomir, o którym twierdzi, że mimo wieku cnoty są w nim stare. Aniela nie jest przekonana czy jej miłość nie zostanie tylko nadzieją przez to, że ich rodziny są pokłócone. Agatka stara się przekonać swoją panią, by nie traciła nadziei i przestała marudzić, bo Radomir już na pewno czeka. Tymczasem widzi, że zbliżają się Burzywoj z Guronosem, postanawia z nimi pozostać, a Anielę wygania do Radomira.
Scena II
Burzywoj opowiada Guronosowi jak to został pobity, grubo przy tym przesadza, mówiąc, że był bity przez 100 chłopów. Burzywoj spostrzega Agatkę i wspomina, że była ona przy tej bójce. Ta mówi, że mniej było krwi niż pyłu i że Burzywoj ma szczęście, że uciekł. Ten się żali wujkowi, że nie miał pałasza więc nie mógł się bić. Wspomina, że był to pałasz talizman, który wyciągnięto mu z kaptura. Guronos pyta Agatki czy to przypadkiem nie gromada Żegoty tak pobija Borzywoja. Agatka zaprzecza, twierdząc, że ich nie zna. Burzywoj przypomina sobie, że na jednego wołali Bartek. Agatka śmieje się z tego, bo przecież pełno jest Bartków. Agatka wciąż się żmieje i opowiada jak to komicznie wyglądał gdy chłopi bili Burzywoja. Uranos uważa, że śmiech to jakiś nałóg Agatki.
Scena III
Przychodzi Walenty. Oznajmia Agatce (nazywa ją zalotną, nieskromną dziewoją :D), że skoro na nie chce być jego, to jemu też już na tym nie zależy i odtąd „nie będą żyli na jednej soli i chlebie”. Wspomina, że pół roku, które spędziła Agatka w Lublinie nie usposobiło ją na gospodynię. Agatka zaś mu wypomina, że pobyt w Warszawie zrobił z Walentego półgłówka. Guronos pyta czego dotyczy ich kłótnia. Agatka daje znać Walentemu, by nie wygadał się, że wraz z chłopami pobił Borzywoja, mruga mu okiem. Walenty nie rozumie, mówi że jej mruganie oczami już nic nie pomoże. Agatka wciąż go ostrzega, ale on dalej nie kuma. Guronos chce jasnej odpowiedzi o co chodzi. Jednak Walenty oznajmia mu, że Agatka dobrze wie o co chodzi, Guronos jednak wciąż domaga się informacji. Agatka mówi, że i tak trudno będzie zrozumieć Walentego nazywając go: hipokrytą, głupce, lunatykiem. Guronos wciąż nie pojmuje o co chodzi. Agatka stwierdza, że Walenty często ma jakieś urojenia, widzi jakieś mary. Walenty coraz bardziej się denerwuje, zachowuje się jakby szukał kija… Agatka ostrzega Guronosa, żeby uważał, bo Walenty może zaraz kogoś uderzyć. Guronos każe związać Walentego, ten bardzo denerwuje się na Agatkę, nazywa ją zdrajcą, przeklętym diabłem. Guronos zapowiada, że porozmawia z panem Retortą, który zajmie się zdrowiem Walentego, przepisze mu jakieś środki na przeczyszczenie i wymioty… :D Burzywoj też zauważa znaki wariata u Walentego. Ten nie pozostaje dłużny mówiąc, że u Burzywoja widać pijacką narośl na twarzy, a u Guronos to elegancik i laleczk. Wspomina jak tobił się wraz z chłopami za Agatkę, a ona go teraz tak z nim postępuje. Burzywoj rozpoznaje sprawcę w Walentym. Guronos usprawiedliwia Walentego, że jest on przecież wariatem więc nie robi nic przytomnie. Walenty twierdz, że wcale nie bił Burzywoja tylko innego mężczyznę. Agatka jest zła na Walentego, że ona stara się go ukrywać, a on sam się wygadał. Guronos stwierdza, że była to tylko pomyłka, skoro to nie byli ludzie od Żegoty, to nie będzie żadnej karyAgatka też wstawia się za Walentym.
Scena IV
Rozmawiają Agatka i Walenty. Chłopak pyta ukochanej czy faktycznie bili Burzywoja. Ta potwierdza ten fakt. Walenty nie może w to uwierzyć, przecież był w pełni rozumny w czasie bitwy. Przecież ma ślady na policzku. Agatka każe mu się dobrze zastanowić. Walenty stwierdza, że przecież musiała być jakaś przyczyna, że wdał się w bójke. Agatka mu odpowiada: „jakaś w mózgu pękła ci sprężyna”. Wmawia mu też, że wydawał mu się, że miał rogi i posyła go do doktora. Stwierdza, że Walenty powinien mówić mniej , a ona porozmawia z panem Retorem by się zajął Walentym.
Scena V
Rozmawia Retorta, Agatka i Walenty. Retorta mówi sam do siebie zastanawiając się nad chorobą pani Markowej, która dawniej była swawolną kobietą, teraz jest pijaczka, przyznaje, że nie zna jej choroby. Jego zdaniem efekty w leczeniu przynoszą zioła: pokrzywy, piołun, gorzałka z żyta, która jest dobra na żołądek, jest wzmacniająca. Nagle spostrzega Agatkę, zadaje w szybkim tempie mnóstwo pytań dotyczących zdrowia Markowej, dlatego tak szybko zadaje pytania, bo liczy się dla niego -lekarza każdy moment, bo chorych jest bardzo dużo, najwięcej wariatów. Agatka przedstawia mu Walentego, Agatka wmawia mu, że rozpoznał już w nim hipochondryka. Retorta nie przypomina sobie tego faktu, ale twierdzi, że skoro tak powiedział, to na pewno tak jest. Walenty pyta, czy z tej choroby można umrzeć. Retorta twierdzi, że nie jest to śmiertelne, ale można nabawić się choroby, zawrotów głowy. Agatka i Walenty nie rozumieją co mówi do nich lekarz. Retorta sam porównuje się do wariata, ale twierdzi, że trzeba mu zaufać. Walenty oznajmia, że bardziej mu ufa niż samemu sobie, pyta jak będzie mógł się odwdzięczyć, a Retorta mówi, że najważniejsza jest dla niego wdzięczność serca, jednak… nie przyjmie mniej niż trzy talary :]
Scena VI
Rozmawiają Agatka, Walenty i Radomir. Walenty mówi, że wciąż czuje, że ktoś mu wymierzył policzek, czemu oczywiście zaprzecza Agatka. Nadchodzi Radomir i nie spostrzegając Walentego opowiada Agatce, że został przyłapany z Anielą przez jej ojca, wymknęli się, ale Radomir nie wie czy Guronos go nie poznał. Walenty poznaje Radomira, myśli, że to jego pobił wraz z chłopami, chce go pobić raz jeszcze.
Scena VII
Występuje tylko Walenty. Taka jakby apostrofa do kobiety, która zostaje nazwana diabłem, która robi z niego wariata, wmawia mu, że nie dostał policzek, kiedy on to doskonale czuje, a ona robi z niego wariata, zastanawia się czy jej wierzyć, zapowiada, że kobieta zapłaci za to wszystko.
Scena VIII
Walenty i Retorta. Retorta bada Walentego, pyta go o puls, pyta też czy je, pije, poci się, trawi? Walenty się denerwuje, mówi Retortowi, by te pytania zadawał komu innemu i że to on chyba powinien się leczyć. Retorta chce go dotknąć po bolącym policzku, jednak ten się nie daje i ucieka.
Scena IX
Występuje sam Retorta. Zapowiada, że każe związać Walentego, zrobi mu otwór w karku i przeciągnie sznurek w celu odwrócenia choroby….
AKT TRZECI
Scena I
Rozmawiają Aniela i Agatka. Wspominaj Walentego i sytuację w której poznał Radomira, którego chciał bić. Agatka narzeka, że nie udało jej się wmówić Walentemu, że zwariował. Nachodzi Ryksa.
Scena II
Ryksa jest „dość podchmielona”. Agatka narzeka Ryksie, że Walenty kiedyś miał swój rozum, ale zmienił się po pobycie w Warszawie, stał się zarozumiały i rozpustny, po raz kolejny nazywa go hipochondrykiem i głupim. Mówi, że Walenty ma osobliwe marzenia, wyrywa się do bójek, widzi przy Agatce tłumy zalotników, jest bardzo zazdrosny, sugeruje, że mógłby być nawet zazdrosny gdyby zobaczył Agatkę rozmawiającą z Ryksą. Ryksa przyznaje, że skarżył się jej na tłumy zalotników Agatki, ale głupstwa w nim wcale nie dostrzegła. Agatka jednak podaje fakt, że Retorta badał Walentego i stwierdził, że wpadł w głupstwo i zalecił mu leki. Na to Ryksa odpowiada:
„Ale bo to wy, młodzi! Was często kochanie
Wprowadza w dosyć wielkie zmysłów obłąkanie.
Lecz szaleństwo, a miłość… jest wielka różnica.”
Zwraca też uwagę na to, że to Agatka zwodzi Walentego. Pyta Anielę jak dawno jest „chora na niemotę”, pyta czy nie pisuje listów. Ta twierdzi, że tylko czasem w sprawach do jurystów i w sprawach dziesięciny do plebana i czasem do zakonnic. Wspomina, że matka ją nauczyła, że mężczyźni to wiarołomcy, zdrajcy i obłudnicy. Agatka potwierdza, że Aniela słucha matki, bo jest rozumną dziewczyną. Ryksa jednak znalazła przez przypadek list, wprawdzie nie podpisany. Agatka poznaje, że to list pisany przez nią do Radomira, ale nic nie odpowiada matce, na co ta się denerwuje. Agatka tłumaczy, że to list pisany przez Anielę, ale kopiowany z przeczytanego przez nią romansu. Aniela przytakuje. Ryksa pyta co dalej zrobiła z tym listem, Anielkę zatyka, ale znowu ratuje ją Agatka. Mówi, że ten list wzięła panna Bogumiła. Wtedy Ryksa pyta co się stało z książką. Anielę oczywiście wryło, a odpowiedziała Agatka. Powiedziała, że książka wpadła do brytwanny, utłuściła się i psy ją zjadły z pieczenią (dobra ściema to podstawa :D) Ale Ryksa nie daje się zwieść i wyciąga kupkę listów podpisanych wierna miłość, zaadresowane do Radomira, na co Aniela mówi, że przecież jest to nieprzyjaciel i że to pewnie Bogumiła zgubiła stos tych listów. Nadchodzi Bogumiła
Scena III
Ryksa, Aniela, Agatka, Bogumiła.
Bogumiła chce zaprosić Anielę na weselę ich klucznicy, pyta o zgodę Ryksę. Ta nie odpowiada, a pyta Bogumiłę, czy zna Radomira, ta nie przeczy, po czym kolejne pytanie dotyczy tego jak często się widują, Bogumiła mówi, że czasem, Ryksa pyta czy pasują do siebie, ta odpowiada, że Radomir zasługuje, by zyskać względy każdej kobiety. Ryksa mówi jej o plotkach ludzi dotyczących jej i Radomira, A Bogumiła mówi, że gadaniem ludzi nie warto się przejmować, bo od tego same problemy, porównuje je do satyry, Ryksa pyta „co to za poczwara”, na co Bogumiła odpowiada: „ Która nie umiera, która szarpiąc nasz honor, pastwą jego żyje”. Bogumiła mówi, że spieszy jej się i jeszcze raz pyta czy Aniela będzie na zabawie. Ryksa pyta o listy. Bogumiła dziwi się, że miałyby należeć do niej, ale po cichu Aniela i Agatka każą jej przytaknąć. Ona rozumie o co chodzi, mówi, że nie będzie się tłumaczyć, bo przyszła tu po Anielę. Odchodzi.
Scena IV
Ryksa, Aniela, Agatka
Agatka mówi, że wyraźnie widać było wstyd na twarzy Bogumiły , to samo stwierdza Aniela. Ryksa nie przeczy, choć tego nie rozumie, wspomina, że mówił jej coś Walenty, Agatka jednak sugeruje, że nie warto słuchać wariata, przytacza opowieść o tym jak to Walenty pobił Burzywoja.
Scena V
Ryksa, Aniela, Walenty, Agatka
Ryksa woła Walentego, ten już czuje co się święci, mówi, że wszyscy za sprawą Agatki mają go za wariata. Ryksa mówi, że słyszała o napadzie na Burzywoja. Walenty przytakuje, ale zauważa, że też dostał po skórze, a Agatka próbuje mu wmówić, że wcale tak nie było, a przecież widzi, że jest aż spuchnięty. Mówi też, że bił kogoś innego, czego światkami mają być Sobek, Matys, Bartek, Grzela.
Scena VI
Ryksa, Aniela, Agatka, Walenty, Sobek, Matys, Bartek, Grzela
Chłopi mówią, że zostali pobici, bo ujmując się za Walentym, niewinnie pobili jakiegoś szlachcica. Są źli na Walentego. Ryksa żałując chłopów wysyła ich do swojej klucznicy, by się umyli i napili gorzałki dwa garnki. Obiecuje także, że Walenty zostanie ukarany.
Scena VII
Ryksa, Aniela, Agatka, Burzywoj
Burzywoj ubolewa nad tym jak to został pobity, Ryksa mu współczuje, mówi, że zaraz rozkaże „ćwiczyć tę poczwarę [Walentego] na zabicie”. Walenty wciąż zaprzecza jakoby miał bić Burzywoja. Agatka wciąż mówi, że Walentego jest obłąkany, radzi by zszedł im z oczu. Walenty nie daje się ogłupić, widzą nadchodzącego Retortę chowa się za Ryksą.
Scena VIII
Ryksa, Aniela, Agatka, Burzywoj, Walenty, Retorta
Ryksa wita się z Retortą, Burzywoj w tym momencie chce odejść, chce się żegnać, ale ciotka (Ryksa) każe mu jeszcze zostać. Ten jednak się spieszy, by przekazać wujowi ważną przestrogę dotyczącą kłótni Rzegotów i odchodzi. Ryksa zauważa tłum chłopów, a Retorta tłumaczy, że wziął kooperatorów na głupiego Walentego, boi się, że jego choroba może wszystkich pozarażać. Ryksa boi się, że ją też dopadła ta choroba. Radomir każe chłopom gonić Walentego, kto go złapie otrzyma garnek miodu. Ryksa uważa, że trzeba posłać po księdza , żeby odprawił egzorcyzmy. Retorta idzie po księdza.
Scena IX
Aniela, Agatka.
Dziewczyny nie rozumieją tego że ludzie tak szybko wszystko łykają. Najbardziej dziwią się Retorcie, że dał się nabrać. Aniela się zastanawia jak długo jeszcze będą trwały te zabawy Agatki. Ta postanawia powiedzieć prawdę Walentemu. Aniela boi się, że przez nieuwagę Agatka zgubi ją. Ta jednak zapewnia, że wszystko będzie dobrze. Aniela prosi ją o ostrożność i idzie do Bogumiły. Agatka chce już biec do Walentego, ale spostrzega Rejenta, którego jeszcze nie zna. Ma on wygoloną głowę i „szwedzki wąsik”.
Scena X
Agatka, Rejent Widymus
Rejent pyta Agatki gdzie mieszka Guronos, mówi, że zapłaci za tą informację. Agatka mówi gdzie znajduje się pałac i oznajmia, że zaprowadzi tam mężczyznę z grzeczności bez żadnych darów.
AKT CZWARTY
Scena I
Zaczyna się od tego: dwie wielkie gromady chłopów, jedna z części Żegoty, druga z części Guronosa, sprzeczają się o grunty, każda utrzymując prawo swojego pana. Jedni chcą rozgradzać płot, drudzy nie dają. Bitwa za sceną, ale przekonany po dwakroć okazują się na scenie.
Żegota, Guronos, Burzywoj, Aniela, Ryksa, Rejent, Skarbimir.
Kłócą się Żegota z Guronosem czyja jest ziemia. Zaczyna się bójka. Ryksa próbuje wszystko uspokoić, kiedy Burzywoj jej się skarży, że strasznie dostał, ona stwierdza, że czas to zagoi. Rejent też prosi o zgodę. Skarbimir przedstawia Rejenta, mówi: „ Oto zacny urzędnik, praw wszystkich świadomy, godził i najzawziętsze umiał zgodzić domy”. Burzywoj żąda, by nie napadano i nie bito, oraz gdy chłop napadnie szlachcica, by spotkała go za to szubienica. Rejent i Skarbimir odwołują się do statutów. Rejent pragnie, by w domu Skarbimira podpisać zgodę. Póki co wszyscy mają odprowadzić panny do domu.
Scena II
Guronos, Walenty
Guronos dziwi się po co przybył Walenty, on mówi, że usłyszał dzwony więc przybiegł. Guronos mówi, że może sobie pobiegać póki jeszcze go nie zamknęli.
Scena III
Walenty, Agatka
Agatka pyta Walentego po co dzwony dzwoniły. Widząc pobojowisko pyta co się stało. Walenty nie odpowiada, mówi tylko, że głupi nie powinien się odzywać. Agatka stara się być miła, widzi to Walenty, ale wciąż udaje głupiego. Agatka przyznaje się, że żartowała sobie z Walentego. Wygarnia jej wszystko, że przez nią schwytano go i zaczęto wiązać. Agatka jednak zauważa, że wówczas się za nim wstawiła. Podaje mu rękę na zgodę, ten jednak nie chce się godzić, przyznając, że Agatka zalazła mu za skórę. Ona przypomina mu, że przecież się w niej kochał, on zaś przyznaje, że był wtedy głupi. Rozmawiają o zazdrości Walentego o Agatkę. Ona postanawia wyjawić mu sekret, że Radomir kocha się w Anieli, nie rozumie Walenty czemu robi się z tego taką tajemnicę, Aniela tłumaczy mu, że to syn Żegoty, a także wyjaśnia dlaczego się tak zachowywała. Wolała zrobić z niego durnia, byle nie wyszło na jaw, że rozmawiała z Radomirem. Obiecuje, że Radomir na pewno wynagrodzi to Walentemu. Prosi, by Walenty był gońcem od nich do Anieli i wręcza mu listy. Walenty po raz kolejny jest oczarowany Agatką.
Scena IV
Walenty, Radomir, Wojciech
Radomir żali się, że zgubił listy, w których były włosy i podwiązka Anieli (te same, które znalazła Ryksa). Nadchodzi Walenty, Radomir poznaje go, ale udaje, że go nie zna. Próbuje wraz z Wojciechem pozbyć się Walentego, ale ten zaczyna mówić o tym, że zna prawdę i wie o intrydze Radomira, Anieli i Agatki. Tamci dalej mówią, że się nie znają i nie chcą poznać z Walentym. Sytuacji zmienia się, gdy Walenty wyciąga listy od Anieli. Aniela pisze, że podaje listy przez Walentego i prosi, by Radomir nie lękał się zdrady. Wspomina też, że matka wypytywała ją o listy, proponuje też spotkanie w ogrodzie. Walenty wciąż wypomina Radomirowi, że ten go pobił, a teraz jest dla niego miły, bo ma do niego interes, postanawia mu jednak wybaczyć, godzą się. Radomir prosi, by Wojciech zajął się gościem i biegnie odpisać na list.
Scena V
Walenty i Wojciech
Zaczynają rozmowę o tym, że Walenty był w Warszawie. Wojciech oznajmia, że jemu te strony też nie są obce, że też się uczył gramatyki i łaciny w szkole jezuitów, a nie chwali się tym przed ludźmi. Walenty stwierdza, że ta szkoła to tylko strata czasu. Walenty mówi, że pracował w drukarni. Następnie rozmawiają o waśni Rzegotów z Uranosami.
Scena VI
Wojciech, Walenty Żegota
Żegota pyta Wojciech gdzie jest Radomir, każe iść go szukać i przyprowadzić do domu Skarbimira. Ma wziąć dokumenty i rapier (w książce nie było napisane co to jest, ale według wikipedii to jakaś biała broń).
Scena VII
Walenty i Wojciech
Wojciech narzeka, że posada jaką ma średnio mu się podoba ze względu na mieszkańców wioski. Walenty przyznaje, że wieś jest lepsza od Warszawy. Uważa, że wiejskie przysłowia może są proste w słowach, ale za to w Warszawie honor i cnota to marne słowa
Scena VIII
Radomir, Walenty, Wojciech
Radomir daje list dla Anieli Walentemu, prosząc o dyskrecje i dotrzymanie sekretu. Ten zaczyna opowiadać o Ryksie, kiedy się napije, że nawet mąż się przed nią chowa i każdy kto ją spotka. Jednak zdaje sobie sprawę, że czas go nagli i odchodzi. Wojciech informuje Walentego, że szukał go ojciec i że ma iść do domu Skarbimira.odchodzą
Scena IX
Rozmyślania Walentego. Zagląda do kieszeni, w których ma pieniądze od Radomira, chwali go, że jest szczodry. Zobaczywszy nadchodzącą Ryksę i Burzywoja, modli się do św. Barbary-patronki śmierci, by uzbroiła go w wiarę. Chowa pieniądze do kieszeni, a list wpuszcza za cholewę.
Scena X
Walenty, Ryksa, Burzywoj, który na ramieniu ma przewieszoną rusznicę (wg wikiepedii: długa, drewniana broń palna)
Burzywoj mówiło Ryksy, że jest przekonany, że widział w ręce Walentego jakiś list. Walenty wyciąga z kieszeni placek i zaczyna go jeść. Burzywoj każe pokazać Walentemu co ukrywa. On mówi, że ma jedynie kawałek placka, a resztę schowa na wieczerzę. Wówczas Burzywoj pyta go o list. Walenty mówi, że żadnego listu nie ma. Ryksa każe zaglądnąć za jego pazuchę i przetrzepać kieszenie. Walenty opiera się. Burzywoj znajduje pieniądze i pokazuje je ciotce. Nazywają Walentego złodziejem, grożą torturami i więzieniem. Chcą do niego strzelać, on tłumaczy, że skoro oddał im ostatnie pieniądze, to przecież nie chowałby jakiegoś listu. Przeszukują go, ale nic nie znajdują, Ryksa domyśla się, że list jest w cholewach i każe tam sprawdzić. Walenty tłumaczy się, że ma zranione nogi i prosi, by go nie dotykali. Burzywoj w końcu znajduje list. Każe zaprowadzić Walentego do więzienia, później jednak rozkazuje od razu go zabić. Walenty błaga na kolanach o litość. Ryksa nie ma litość, gdy wyszarpuje od Burzywoja broń, kurek wypada i strzelba wystrzela.
Scena XI
Burzywoj, Ryksa, Walenty, Retorta
Przybiega Retor. Burzywoj myśli, że Walenty już nie żyje. Retorta mówi, że trzeba ratować Walentego, nie widzi krwi, wiec widzi jeszcze nadzieje. Walenty widząc Retortę cieszy się, że żyje i ucieka. Retorta nie rozumie jak to się stało, że tamten tak nagle ożył.
AKT PIĄTY (w domu Skarbimira)
Scena I
Aniela, Agatka
Aniela żałuje, że nauczyła się pisać. Agatka mówi, że dla niej to też jest zła sytuacja, bo ona jest tylko służącą, a nie córką więc czekają ją gorsze konsekwencje. Widzi jednak jeszcze nadzieje przez to, że są w domu Skarbimira i może on im pomorze. Ma też nadzieję, że i u Ryksy są jakieś resztki człowieka. Aniela nie liczy na to, że matka będzie łagodna, żałuje, że nie posłuchała rodzicielki. Agatka ma do niej żal, że najpierw wciąga ją w intrygi, a teraz się rozmyśla. Mówi też, że w takim razie odchodzi daleko, żeby nie zostać ukaraną. Aniela prosi ją by została, obiecuje, że zrobi wszystko tak jak Agatka powie.
Scena II
Aniela, Agatka, Walenty
Walenty opowiada jak to Ryksa chciała go zastrzelić, a on udawał trupa, by nie wystrzeliła raz jeszcze. Mówi też, że utracił przez to wszystkie pieniądze. Przychodzi Skarbimir.
Scena III
Aniela, Agatka, Skarbimir, Walenty
Aniela wraz z Agatką proszą Skarbimira o pomoc. Aniela chce opowiedzieć Skarbimirowi o co dokładnie chodzi, prosi więc Walentego, by odszedł, ten zaś pyta co ma odpowiedzieć gdyby ktoś pytał gdzie Aniela poszła. Ona prosi, by udawał, że nic nie wie.
Scena IV
Walenty, Agatka
Agatka upomina Walentego, by nie stchórzył i przypadkiem nie zaszkodził sobie i dziewczętom. On obiecuje, że takiego błędu nie popełni
Scena V
Walenty mówi sam o miłości, że dużo w niej cierpienia, ale z drugiej strony jeden uśmiech i o wszystkim się zapomina. Zauważa, że idzie Burzywoj z Guronosem. Narzeka, że wszędzie się natknie na Burzywoja, raz z kobieta, raz z mężczyzną.
Scena VI
Walenty, Burzywoj, Guronos
Guronos i Burzywoj są zdziwieni co tu robi Walenty. Ten mówi, że przyszedł kominem, by udawać głupka. Tłumaczy jednak, że jeszcze nikomu domu nie spalił, nikogo z ludzi nie napastuje, ale od teraz trzeba na niego uważać. Tłumaczy, że przyszedł do Skarbimira, bo jest on mądry i na pewno rozkaże oddać skradzione Walentemu pieniądze. Burzywoja oburza to i chce bić Walentego. Guronos mówi, że w cudzym domu to nie wypada. Domaga się najpierw 30 czerwieńców (takie pieniądze), potem schodzi już do 12. Guronos każe Walentemu zejść mu z oczu.
Scena VII
Guronos, Burzywoj
Burzywoj ma żal, że wujaszek nie pozwolił mu rozprawić się z Walentym. Guronos zaś uważa, że tym zniszczyłby swój honor.
Scena VIII
Rejent, Burzywoj, Guronos.
Guronos zgadza się na warunki jakie wymyslił Rejent w sprawie zgody. Przedstawia mu Burzywoja, mówi, że to mężny chłopak o czym świadczyć mają jego blizny. Burzywoj udaje skromnego, mówiąc, że nie zasługuje na takie pochwały. Prosi, by Rejent oddał im pole, bo na to zasługują. Ten jednak mówi, że musi porozmawiać ze Skarbimirem, chce odejść, ale zatrzymuje go Guronos. Mówi, że wierzy, że z cokolwiek Rejent i Skarbimir wymyślą na pewno będzie dobre.
Scena IX
Burzywoj, Guronos, Rejent, Skarbimir
Rejent wita Skarbimira. Guronos chwali Skarbimira, wypowiada się o nim w samych superlatywach, mówiąc krótko - podlizuje się. Skarbimir pyta Guronosa czy przystaje przy zgodzie. Ten jeszcze raz wychwala Skarbimira i Rejenta, mówi, że się nie wycofuje, pyta jakie są plany Żegoty. On mówi, że nie wie, ale Żegota wraz z synem się zjawi, są już w ogrodzie, ale kazał jeszcze siostrze - Bogumile iść po 4 sąsiadów ( Czesława, Dadziboga, Jarosza, Iwona), żeby byli świadkami. Guronos mówi, że taka ilość świadków jest niepotrzebna. Skarbimir jednak przystaje przy swoim z czego Guronos i Burzywoj są niezadowoleni.
Scena X
Guronos, Burzywoj, Skarbimir, Rejent, Żegota, Radomir
Wszyscy oczywiście udają miłych dla siebie. Skarbimir oświadcza przybyłym, że o kłótni we wsi wiedzą już o tym nawet w Warszawie i napisano o tym komedię, którą wystawia się w teatrze. Burzywoj jest oburzony kto to pisze takie bzdury, na wuj mu odpowiada, że pewnie studenci. Skarbimir prosi, by odtąd we wsi był pokój. Zgadza się na to Guronos. Skarbimir prosi Rejenta, by odczytał treść dokumentu. Ten zaczyna od słów: „między ichmościami panami Chrzcicielem Żegotą, a…” Guronos przerywa mając pretensje, że to on powinien być wymieniony jako pierwszy. Rejent prosi, by dali mu skończyć. Dalej jest napisane tak: „Między panem Żegotą Janem z jednej strony,
A wtąż na odwrót, między jegomością panem
Markiem Guronos z jednej, a z Żegotą Janem
Z drugiej strony czyniącym, stroną i powodem”
Każdy więc jest pierwszy i drugi. Guronos jednak wciąż ma żal i znowu zaczyna się kłó™nia. Skarbimir i Rejent próbują załagodzić spór. Sugeruje też, by Guronos i Żegota pozwolili na miłość Anieli i Radomira.
Scena XI
Guronos, Burzywoj, Żegota, Skarbimir, Rejent, Radomir, Ryksa, Walenty
Ryksa prowadzi gwałtownie Walentego, grozi, że zginie. Guronos nie jest zadowolony widząc pijaną żonę, mówi jej, że już nastała zgoda i żeby się nie wtrącała i nic nie psuła. Ryksa robi awanturę, że Aniela uciekła z Radomirem. Guronos zwraca jednak uwage, że przecież Radomir ze swoim ojcem jest w tym samym pomieszczeniu co ona. Skarbimir też próbuje ja uspokoić. Ta płacze. Guronos narzeka na pijaństwo swojej zony.
Scena XII
Guronos, Burzywoj, Żegota, Skarbimir, Rejent, Radomir, Ryksa, Walenty, Bogumiła
Bogumiła zastanawia się czemu Ryksa płacze. Guronos tłumaczy jej, że to z powodu Anieli. Ryksa narzeka, że Aniela ma dopiero 24 lata, a Ryksa miała 30 gdy szła do ślubu i to jeszcze w wianku. Przytakuje jej ze wstydem Guronos. Ryksa mówi, że z Anieli już pociechy ni będzie. Bogumiła prosi ciotkę, by pozwoliła jej coś powiedzieć w sprawie Anieli. Otóż przytacza słowa swojej matki mniej więcej o tym, że to natura wyznacza różne etapy naszego życia. Jej matka płakała, gdy umierała, że widziała swoją córkę jeszcze w stanie dziewiczym. Mówi, że Aniela jest rozsądną dziewczyną, a Radomir to młodzieniec dobrze wychowany i cnotliwy. Ryksa wciąż skarży się, że Aniela uciekła. Bogumiła tłumaczy, że to nie prawda. Ryska mówi, że Anielę przeznaczyła dla Burzywoja. Skarbimir prosi Radomira, by poszedł po Anielę, ten tak czyni. Guronos pyta Żegotę, co on myśli o tym wszystkim, Żegota stwierdza, że byłby szczęśliwy.
Scena XIII
Burzywoj, Guronos, Żegota, Skarbimir, Rejent, Radomir, Ryksa, Walenty, Aniela, Agatka
Guronos pyta Anielę czy kocha Radomira, każe mówić szczerze. Ona mówi, że wszystko uzależnia od pozwolenia ojca. Guronos mówi, że to przecież nie za niego ma wyjść za mąż. Pyta więc Radomira o to samo. Radomir mówi, że byłby szczęśliwy gdyby mogli wziąć ślub. Teraz wszystko uzależniają od Ryksy. Aniela błaga ją o zgodę Ta mówi, że kosztuje ją to wiele bólu, ale skoro tak chcą niebiosa, to nie można się im sprzeciwiać. Ściska ich i błogosławi. Ściskają się też Żegota i Guronos. Burzywoj chwali Rejenta i Skarbimira, że udało im się wszystkich pogodzić. Guronos i Żegota nie mogą sobie darować, że kłócili się o byle co. Sprawiedliwości domaga się też Walenty. Chce podać do sądu Burzywoja. Domaga się o pieniądze - 30 czerwieńców. Na protest Burzywoja schodzi do 20, ostatecznie zgadza się na 12. Guronosa zaś prosi i rękę Agatki. Guronos się zgadza. Ryksa daje tą decyzję pod wątpliwość, bo przecież Walenty to głupiec. Pyta jednak Agatkę co ona na to. A ona: „I do głupich z czasem się przywyka” Guronos obiecuje im, że dostaną od niego w przyszłym roku… KROWĘ :D Ryksa ma im dać pierzynę i parę poduszek. Skarbimir ogłasza zgodę. Wszyscy krzyczą: Vivat, kobiety krzyczą kochajmy się. To samo mówi do męża Ryksa. Na koniec wypowiada się Skarbimir:
„ To, to
Narodową Polaków niegdyś było cnotą;
Ona przewodniczyła ich męstwu, ich radom.
Czas dalszy zniósł ją, nowym dawszy miejsce wadom,
Lecz je przemilczam, abym serc tkliwych nie ranił,
Że tam, gdzie żal ma tylko miejsce, późno ganił.
Chcę się raczej spodziewać. Niebo! Ziść nadzieję,
Że nam zamierzchłe słońce jeszcze zajaśnieje”
Koniec aktu piątego i całej komedii.
Tomasz Kajetan Węgierski
„Organy. Poema heroi - komiczne w sześciu piesniach”
Przedmowa Teodora Weichardta do pierwszego wydania
Rękopis „Organy” znany osobom lubującym morał i piekne wiersze, był ukrywany kilka lat przed osobami przesądnymi. Teodor zastanawia się dlaczego Węgierski tak dowcipną, zabawną bajkę zrobioną dla morału zostawił i porzucił. Dzieło nie traci nic na tym, a nawet obiecuje przynieść więcej pożytku. Wiek XVIII pod panowaniem „Mądrego - króla” przynosi więcej czystości obyczajom, daje więcej możliwości naukom. To najwyższa pora by wprowadzić do literatury komedię, będzie ona niczym zwierciadło, w którym ludzie mogą się przeglądać. Dowcip, zabawa nie są tu najważniejsze, człowiek za pośrednictwem komediami wejść w siebie i poprawić w sobie to co uległo zepsuciu. Wtedy tak naprawdę docenimy to dzieło. A przyniesie ono skutek, taki jak kazanie jeśli nie większy. Apostrofa do świata - by pomógł we wzroście popularności tego dzieła, aby wsie i miasteczka nie były zacofane w stosunku do stolicy. Dopisek: W Sawińcach na Podolu. Dnia 15 sierpnia r.1784.
Weichardt wydał „Organy” własnym staraniem a i chyba nakładem. Zaznaczył on dwie informacje, że „Organy” nie były tak długo wydane drukiem z powodu zdania ludzi przesądnych oraz, że światli, postępowi czytelnicy widzieli w tym poemacie nie tyle utwór żartobliwy, ile satyryczny.
Do Jaśnie Oświeconego Księcia Biskupa Warmińskiego
Autor zwraca się w liście do Ignacego Krasickiego. Zaznacza, że nie dedykuje tego dzieła kawalerowi orderów, nie posiadaczowi biskupstwa, nie przyjacielowi dwóch królów, ale wielkiemu autorowi „Myszeidos”, ale dowcipnemu krytykowi trybunałów i sejmików w „Doświadczyńskim”, ale jednemu z najpierwszych na Parnasie naszym poecie. Węgierski zaznacza, że gdyby Krasicki w swoim kościele heilsberskim (biskupstwo Krasickiego) nie miał organów, to on sam by postawił tam swoje i zostałby organistą. Węgierski sądzi, że więcej by zyskał na składaniu godzinek (nabożeństwo ) niż na swoich wierszach najdowcipniejszych. Powód jest taki, że więcej jest nabożnych niż uczonych. Węgierski ma nadzieję, że nie zanudzi Krasickiego i że ostatnie pieśni zabawią go tyle co pierwsze. Dzieło jest wtedy najlepsze gdy nie nudzi. Węgierski zaznacza, że teraz wszyscy piszą wiersze, nawet na sejmach mówią wierszem, obawia się, że proza będzie wyparta nawet ze zwykłej rozmowy. Autor przytacza sytuację, gdy pewien człowiek przyniósł mu swój utwór, Węgierski nie widział w nim za grosz poezji, jakiegokolwiek porządku. Zaniósł owe dzieło do swojego przyjaciela, znawcy w tych sprawach. Oboje uznali te wypociny za nudne, bez krzty poetyckości. Węgierski na końcu listu podpisał się: Autor, list został napisany 22 stycznia 1777 r. w Warszawie.
Do czytelnika
Autor pisze, że pewnie jego dzieła damy nie będą czytały, gdyż nie ma tu nic o miłości, lekkości; a na to wszystko jeszcze utwór jest pisany po polsku, a ten język nie ma u nich łaski. Poeta zaznacza, że wzorował się na: „Le Lutrin” de Boileau, ale musiał jednak często modyfikować pierwowzór. Każda pieśń zaczyna się od krytycznej moralizacji i niektóre wzięte są ze zmianą z dzieła „La Pucelle d'Orleans”. Poeta pisze, że pod każdą pieśnią czytelnik zastanie notę z informacją o tym skąd była czerpana.
PIEŚŃ PIERWSZA
Opisany został konflikt plebana z organistą. Autor zwraca się do muzy, zastosował tutaj apostrofę („Muzo!”). Węgierski nawiązuje do Tassa, pozytywnie ocenia „Godfreda…”. Przytacza wątki z tego poematu, jak to Godfred zdobył Jerozolimę, poskromił pychę sułtanów. Prosi Muzę, by tak jak Tassowi i jemu przyniosła natchnienie. Zaznacza, że konflikt dwóch bohaterów wywołała „Nienawiść” (niezgoda). Zamieniła ona przyjaźń w ścieżkę wojenną. Muza już natchnęła poetę i prosi on by krytycy byli łaskawi dla jego utworu i czy dla zabawy czy dla pożytku niech posłuchają do końca. Wraz z nastaniem dnia organista jest budzony do swoich obowiązków. Każe on uderzy ć w dzwony, gdyż wieczorem zmarła jedna z parafianek (kobieta od klepania miechów). Księdzu za świadczone „usługi”, łaski zapisała w testamencie krowę i pół faski masła (to dopiero spadek :D). pomimo, że dzwony biły, pleban spał dalej, zmęczony po wieczornym nabożeństwie. Ksiądz śnił, że jechał na koniu po śliskiej ścieżce do sąsiedniej wioski, do chorego. Nagle pleban budzi się i do sypialni wchodzi „Matyjasz zakrystyjan” (to chyba kościelny). Został on zakrystyjanem nie ze wzg na jakieś znajomości czy za pośrednictwem intrygi. Otrzymał to stanowisko za nieprzerwane zasługi, za służbę do mszy i gaszenie świec. Matyjasz zwraca się do plebana, że ma nie spać, gdyż w kościele rządzi się ktoś inny. Organista korzystając z okazji i ospalstwa księdza panoszy się. Na miejsce zmarłej kobiety do deptania miechów u organ (nie wiem co to znaczy, ale ma to związek z graniem na organach) obrał swoja protegowaną bez konsultacji tego z kimkolwiek. Kandydatów było wielu, nawet sam organista był zainteresowany ta posada, ale organista wybrał „swojego koczkodana”. Pleban nie wykazał większego zainteresowania ową sytuacją. Zmieniło się to, gdy Matyjasz zasugerował, że organista odbierze księdzu dziesięcinę i mszowe, to zrobiło swoje. Ksiądz rozjuszony niczym byk wydarł głos na wszystkie strony i zapalił się do zemsty. Pleban nawet czyniąc znak krzyża rozmyślał nad tym jakby zniszczyć przeciwnika. Ksiądz ubiera się i biegnie do kościoła, po drodze spotyka kucharkę i tym samym zostaje na obiedzie. Kucharka w trosce o zagniewanego księdza biegnie do „komentarza i altarzysty” (są to duchowni z innych parafii), ci co prawda przychodzą, ale bardziej z troski o własne żołądki niżeli o księdza. Na stole zostaje postawiona szynka i dzban miodu, miód został wypity do samego dna. Pleban specjalnie lekko podchmielił swoich gości, sądząc że w takim stanie łatwiej zmiękczy ich serca żałosnymi słowami. Ksiądz pyta gości czy to zbrodnia wchodzić w cudze i odbierać władzę komuś. Opowiada o organiście i prosi duchownych o pomoc w tej sytuacji. Maja oni dać do zrozumienia organiście, że bez ich wiedz i pozwolenia żadne zmiany nie mogą nastąpić. Oczywiście księża chętnie na to przystają.
PIEŚŃ DRUGA
Wstęp poświęcony jest ludzkiej ciekawości. Sekret może istnieć tylko pomiędzy dwiema osobami, pomiędzy trzema nic się nie zachowa już w tajemnicy. Ciekawość ma lepszy słuch niż dzikie zwierzęta i wzrok równie dobry, boją się jej nawet królowie, kobiety; wszędzie jej pełno, a stolicę ma w Warszawie. W stolicy to nic się nie ukryje, o najmniejszej zabawie wszyscy wiedzą, wiadomo kto z kim żyje w przyjaźni, kto komu źle rzeczy, kto chory a kto zdrowy. Do organisty doszły słuchy iż jest przeciwko niemu spisek zawiązany. Nie wie on teraz co ma począć, nie może liczyć na niczyja pomoc, zdecydował się na pokorę - tylko to mu pozostało. Jego skołatane myśli „przykrył” sen i organista uciął sobie drzemkę. Gdy w tem Niezgoda nadlatuje, chciwa niepokoju, rozterek i kłótni. Klasztory to jej „kochane dzieci” (klasztory to miejsca niezgody i kłótni między mnichami). Nadlatuje po to by pobudzić organistę. Kościelny grajek obrał sobie za oblubienicę czarownicę (?), która jak łatwo można się domyślić nie żyła w zgodzie z księdzem. I to jej postac przyjęła Niezgoda, wchodząc do łóżka organiście i tak mu szepce do ucha: „Z odważnych zrodzony Rodziców i do wielkich dzieł, mężu, stworzony!...”, namawia go by nie dał wodzić się za nos plebanowi, aby na jego organy rozciągał sobie władzę i by naśmiewał się z jego słabości. Niezgoda mówi, że wolałaby umrzeć niż dać się tak traktować księdzu. Ten pewnie już papla pacierz, bije się w piersi i ostrzy noże na organistę. Po tej mowie organista obudził się jak porażony prądem i rusza na spotkanie z plebanem, łyknąwszy wcześniej przepalanki na odwagę (swój człowiek ). Organista ugadał się z Bartkiem (stolarzem) i Janem (ślusarzem). Obaj mieli oni żal do księdza, że im zabronił pracy w niedzielę. Planuja oni nocą zburzyć organy, Jan weźmie młot, a Bartek siekierę.
PIEŚŃ TRZECIA
Węgierski tę pieśń rozpoczyna moralizacją. Zawarł w niej żartobliwą charakterystykę swoich skłonności satyrycznych. Pisarz nie widzi powodu, by zmieniać ludzi zepsutych, co to on bocian jest, żeby świat czyścić i krzykliwe z niego zabierać żaby (nie wiem co to miało znaczyć, ale piękne porównanie :P). Ale coś go ciągnie ku temu, by wykrzyczeć z ambony do ludzi: ”Zaniechajcie niezgody szalonej!”. Autor zauważa, że w Polsce bezsilny rząd powiększa jeszcze niezgodę, przytacza przykłady wielkich narodów, które upadły przez zawiść i niezgodę. A Polaków najczęściej gubi Namiętność - najbardziej przez nich ulubiona. Gdy tylko zapadła noc spotkali się „trzej rycerze” i ruszyli w stronę kościoła. Jan rozłupał zamek u drzwi kościelnych, mężczyźni weszli do środka . Cała trójka uklękła przed ołtarzem i zaczęła się modlić o pomoc do Boga. Pierwszy do zbrodniczego czynu podniósł się organista, wlewając ducha odwagi w przyjaciół. Gdy już organista był prawie na samej górze nagle…sumienie go ruszyło i poczuł trwogę i cofnął się. Porównanie do cezara, który musiał przeprawić się przez rzekę Rubikon. Jednak organista zbiera się w sobie i wymierza cios w środek organ. Lecz popędliwość sprawiła, że nie trafił, a tylko miechy pękły. Uciekające z dziur myszy, które przestraszyły się hałasu, Jan i Bartek wzięli za złe wróżby. A Grzegorz (organista - dopiero teraz użyto jego imienia) z największą mocą uderzył w organy, dołączają się Jan i Bartek. Obraz niszczenia instrumentu stylizowany jest na bitwę („same mordy, zabójstwo, istny obraz piekła, tu ranni, na pół żywi, leżą między trupy”). Mężczyźni po zniszczeniu organ udają się do swoich domów i niespokojni czekają jutra.
PIEŚŃ CZWARTA
Autor zauważa, że gdyby był królem byłby sprawiedliwy (pomysł tej moralizacji zaczerpnięty jest z „La Pucelle d'Orleans”), więcej szczęścia życzyłby ojczyźnie niźli sobie. Gdyby był biskupem lub oficyjałem dawałby przykład swoja osoba, nastałaby wolność pisarska, pomagałby ubogim i byłby wierny królowi. Gdyby zaś był ministrem pokoju lub wojny, w bitwie byłby rycerzem, a w Izbie spokojny. Gdyby był uczonym pisałby i dowiódł, że są w prawie, w rymach i w dziejach wyszkolony. Gdyby był małżonkiem nie byłby zazdrosny. Ksiądz zwołuje naradę. Pojawiają się: komentarz, ksiądz wikary, podproboszczy (duchowny zajmujący się sprawami probostwa w czasie nieobecności proboszcza albo przy nim pod jego kierownictwem), altarzysta, ksiądz kapelan bernardyn. Tłusty pleban opisuje zachowanie organisty i usprawiedliwia zwołanie owej narady. Pleban zdecydował, że wybrana przez Grzegorza baba do deptania miechów będzie zmieniona na inną. Wybór padł na Agnieszkę, która z tego faktu była wniebowzięta. Prałat chciał ja jak najszybciej wdrążyć w nowe obowiązki, ale bojąc się oporu organisty, wziął ze sobą chłopów uzbrojonych w drągi, kosy, siekiery. Zobaczywszy zniszczenia, księża dedukują, że to jakieś cuda, że to Boska ręka na nich się mści; albo piorun. Ale pozostawione ślady wskazały same sprawcę tych czynów.
PIEŚŃ PIĄTA
Jak przed każdą pieśnią i tu jest wstęp moralizatorski. Opisany został świat i jego niesprawiedliwość. Bogaty znęca się nad biednym, cnota nie ma nagrody, a kara występku. Poczciwość się nie opłaca, lepszy jest ten kto sprawniejszy. Talentem człowiek się nie wesprze ani nie wzbogaci. Paradoksalnie ten jest szczęśliwy kto okrada i zdradza ojczyznę, a robią to ze względu na interesy. Autor zwraca się do polityków, że więcej maja rozumu we fryzurze niż w głowie. Poeta wskazuje także na dolę pisarzy, którzy nie otrzymują zapłaty za swoja pracę, ciągle prosi się ich o cierpliwość, a oni ja powoli tracą.
Panuje noc, wszyscy śpią oprócz organisty, on jeden jest niespokojny, obawia się kary za swoja zbrodnię. Nazajutrz jest Jubileusz (odpust zupełny czy coś takiego), w tym dniu każdy jest wolny od winy i kary, byleby księdzu powiedział swoje grzechy, obszedł parę kościołów i dawał jałmużny. Na odpust zjechało się mnóstwo gości: podstoli, skarbnik, podkomorzy oraz ziemianie. Nagle organistę dostrzega pleban i atakuje go. Grzegorz umykając trafia na księgarza Jana, tu dopada go ksiądz i uderza brewiarzem (WOW!). organista w odwecie bije księdza książką („Ateny”), ksiądz pada jak długi. Zrobiły się dwa obozy: Grzegorz jego ekipa oraz pleban i jego świta. Wszyscy biją się książkami księgarza Jana, następuje jedna wielka szamotanina.
PIEŚŃ SZÓSTA
Autor zawarł tu apostrofę do wojny (siostry śmierci). Węgierski ubolewa nad tym co się dzieje, wojna to prawo zabójców. Przywołał on także wojnę narodowo - wyzwoleńczą Stanów amerykańskich przeciwko Anglii (1775), był zwolennikiem Amerykanów. Od wojny nikt nie jest bezpieczny, nawet i sam pleban. Całą sytuację ratuje podstoli. Zwraca się do pokłóconych z pytaniem, co się stało, dlaczego się tak zachowują. Piętnuje ich zażartą upartość, prosi o spokój, domaga się od nich rozsądku. Zaprasza ich na obiad do siebie, liczy na to, że po posiłku i dobrym winie ich zapalczywość trochę opadnie. Gdy tylko dojechali na miejsce polała się cukrowa wódeczka, podjedli sobie toruńskiego piernika, potem likier pestkowy i tak zaczęli polityczne rozmowy. Wymieniali się nowinkami ze stolicy, że w końcu nadchodzą dobre czasy do Warszawy, bo chłopca co bił Żydów pobito rózgami. Podstoli opowiada o tym co przeczytał w gazetach. Na feście w Piotrkowie bito z armat, było jedzenie i bal. Po obiedzie powtórzono znowu kolejki wódki, alkohol przegonił z dusz wszelki smutek i żeby nie zakłócić radości zgodę organisty i plebana odłożono na wieczór.
„Koniec pieśni szóstej i ostatniej”
OPRACOWANIE
Węgierscy to stara rodzina szlachecka. Tomasz Węgierski był żonaty z Anielą Paprocką, w r. 1756 na świat przyszedł ich jedyny syn Tomasz Kajetan Węgierski., przyszły autor „Organów”. Zdolnościami poetyckimi Tomasza Kajetana (T.K.) zainteresował się Adam Naruszewicz. T.K. był zwolennikiem racjonalizmu, który kierował go w stronę laickiej i „libertyńskiej” literatury francuskiej. Swoje dwa pierwsze utwory opublikował na łamach Naruszewiczowskich „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych”: prozaiczne Porównanie Karola V, cesarza, z Franciszkiem I, królem francuskim (1771) oraz retoryczna oda „Do Imci Księdza Adama Naruszewicza”: O małym ludzi uczonych poważaniu (1772).
Ojciec chciał T.K. widzieć prawnikiem. Młodość poety zbiega się z I rozbiorem Polski. Wyższa elita doprowadziła do rozkładu państwa, szczególnie dwaj magnaci przyczynili się do klęski kraju: Adam Poniński i Andrzej Młodziejowski. Te czasy dla T.K stały się szkoła patriotyzmu i szkoła znajomości życia, a także- szkoła poezji. Na początku 1774r. powstał jego pierwszy znany wiersz polityczny Obywatel prawy był on natchniony niekłamaną miłością do ojczyzny i przesiąknięty prawdziwym duchem obywatelskim. Od tego utworu zaczyna się kariera Węgierskiego - krytyka i Węgierskiego - poety politycznego, walczącego w swoich wierszach przeciwko ich głównym reprezentantom i zajmującym najpierwsze miejsce w ówczesnym rządzie Rzeczypospolitej. Poeta zdecydował się na napisanie najbardziej obszerniejszego i ambitniejszego poematu, np. poematu heroikomicznego.
Poemat heroikomiczny to żartobliwa lub satyryczna karykatura eposu bohaterskiego, która podważała uświęcone dogmaty społeczne, rozluźniała ciasne kanony poetyckie i prawie od niechcenia uczyła bystrzejszych czytelników krytycznego spoglądania na rzeczywistość; poemat heroikomiczny posiadał w Polsce starą tradycję sięgającą jeszcze XVI stulecia. Pierwszym jego reprezentantem był u nas Jan Kochanowski, autor wdzięcznej humoreski epickiej Szachy. Wykorzystując fabułę poematu Boileau Pulpit Węgierski nie chciał jednak powtórzyć jej w sposób niewolniczy, zdawał sobie sprawę, że jego poemat uzyska uznanie tylko wtedy, gdy będzie obrazem życia polskiego kleru. Węgierski akcje swego poematu umiejscowił na prowincji, w jednej z tych miejscowości, które przestały już być wsią, a nie nabrały jeszcze zdecydowanych rysów miasta. Ową prowincję narzucono na tło skromnego kościoła parafialnego, obsługiwanego przez paru kapłanów i paru kościelnych. Węgierski uczynił bohaterami sporu plebana oraz zwykłego organistę. Organy powstały w dwóch odrębnych fazach , oddzielonych od siebie przeciągiem całego roku. Samodzielnym układem autora polskiego jest także świadome wprowadzenie do utworu aktualnych aluzji personalnych o charakterze satyry polityczno - obyczajowej. W Organach ujawnia się karykaturalny wizerunek plebana, pokazywanego albo wtedy gdy chrapie, albo gdy ziewa. Ton jest specjalnie obniżony, np. o modlitwie mówi się, że ja „klekce” lub „paple”. Autor odłożył swój rękopis na rok. Ponowna pracę nad dziełem rozpoczął w końcu listopada lub w drugiej połowie stycznia 1777r. W drugiej części poeta ograniczył się do złośliwej karykatury psychologicznej, świadoma rezygnacja z uprzedniej dosadności językowej, a także konsekwentnie przeprowadzone upolitycznienie i aukatualnienie wstępnych moralizacji satyrycznych. Autor wprowadził jako pierwszy w literaturze polskiej wyraźny moment osobisty, co było charakterystyczne dla jego całej twórczości poetyckiej i co w niedalekiej przyszłości miało się stać jedną z najistotniejszych cech wielu poematów romantycznych. Dedykacja dla Krasickiego miała zjednać jego życzliwość dla autora Organów a równocześnie zasłonić ów poemat przed zbyt złośliwa krytyką. Druga część dzieła (od 3 do 6 pieśni) Węgierski zaczął dosłownie natychmiast od złośliwego przytyku do ogólnie znanych wad Stanisława Augusta oraz od satyrycznej charakterystyki dwóch ówczesnych ministrów: zdradzieckiego i rozpustnego biskupa Młodziejowskiego, zwanego „polskim Machiawelem” oraz warchoła i pyszałka Seweryna Rzewuskiego, przyszłego targowiczanina, piastującego wtedy godność hetmana polnego koronnego. Ostrze krytyki ugodziło także księdza Aleksandrowicza, sprzedajnego sędziego warszawskich sądów konsystorskich, a także boleśnie zawadziło w „czwartkowych” protegowanych królewskich, pośród których, obok wielu rzeczywiście zasłużonych pisarzy i uczonych, znaleźli się tacy, którzy zawdzięczali sobie miejsce w tym gronie, dzięki fałszywym pozorom i grubemu pochlebstwu. Organy były przeznaczone do druku, Węgierski nie mógł wiec ani jednej z zaczerpniętych tam osobistości wymienić z nazwiska ani tez z jej dokładnie sprecyzowanej godności urzędowej. Dlatego to użył w swoich wypowiedziach dowcipnie zastosowanego trybu warunkowego i tylko niewinnie zwierzał się czytelnikom, co to on by zrobił albo czego by właśnie nie zrobił, gdyby był przypadkowo królem (czytaj: polskim), biskupem (czytaj: poznańsko- warszawskim), oficjałem (czytaj: warszawskich sądów konsystorskich), ministrem (hetmanem polnym koronnym) albo też uczonym (z obiadów czwartkowych). Oprócz ataków na wielkich feudałów Organy były jeszcze ostrym atakiem na kler świecki oraz na zakonników. Tym zjadliwszym, że utrzymanym w tonie niefrasobliwego żartu, tym bardziej gorszącym prawowiernych, że przypadłym na okres podobnych antyklerykalnych wycieczek publicystyki ówczesnej. Głównym bohaterem utworu jest tłusty i ospały pleban - sybaryta, z musu tylko „klektający” modlitwy, ale za to z cała ochotą zabierający się do kielicha albo do talerza - nie może być z żadnym przypadku utożsamiany z jakimś skromnym wiejskim księżyną, co to osobiście musiał się zajmować powierzonymi mu obowiązkami duszpasterskimi. Czytając dowiadujemy się, że to zamożny prałat, któremu udało się złapać tłuste probostwo, ale który nie ma związku z tym żadnych poważniejszych kłopotów, ponieważ umiejętnie przerzucił wszelkie swoje obowiązki na kilku płatnych przez siebie „duchownych parobków”: księdza wikarego, księdza komentarza, księdza altarzystę, oraz ojca Bonifacego, tęgiego bernardyna, pełniącego najprawdopodobniej na jego probostwie funkcję miejscowego kaznodziei. 22 stycznie 1777r. Węgierski podpisał dedykacyjny do Organów, od tej daty należy obliczać życie publiczne tego interesującego dzieła literackiego. Prawdopodobnie już parę dni później czystopis poematu powędrował do pracowni zawodowego warszawskiego kopisty, który dokonał na jego podstawie pierwszych wierzytelnych odpisów. Odpisy z pierwszej ręki stały się bardzo szybko podstawą dla odpisów dalszych, te z kolei dla jeszcze dalszych, coraz więcej oczywiście upstrzonych błędami, wynikającymi z powodu złej czytelności danego tekstu, gapiostwa kopisty, a może nawet widzimisię któregoś z przygodnych poprawiczów. Kolportowano po stolicy kilka innych satyrycznych utworów Węgierskiego, największy rozgłos zyskał list poetycki Do Bielińskiego: Myśl moja - materialistyczne wyznanie wiary młodego poety. Połączone z pochwała Russa i Woltera, z pesymistycznym westchnieniem nad barbarzyńskimi stosunkami panującymi w państwie oraz z aluzyjną krytyką kilku ministrów (m.in. Ponińskiego i Młodziejowskiego). Rozkolportowanie po Warszawie tych utworów wywołało mniej więcej taka samą reakcję, jaką wywołuje wsadzenie kija w mrowisko. Wierszopisowi wysługujący się obrażonym magnatom sprzymierzyli się zaraz z wierszopisami broniącymi niedawno honoru pięciu Elżbiet ( Węgierskie w satyryczny sposób przedstawił postać pięciu Elżbiet z magnackich domów)a obu tym partiom przyszła jeszcze w sukurs trzecia, być może najbardziej wpływowa, a mianowicie duchowieństwo, starające się zagłuszyć niesfornego młodzika, którego wiersze i poematy antyklerykalne były podwójnie niebezpieczne. Wynikiem tego trójprzymierza był niezwykle ostry atak na prawdomównego starościca, przeprowadzony prawie równocześnie przez kilki wierszopisów. Jednym z najpoważniejszych napastników był ksiądz Gracjan Piotrowski. W obronie Węgierskiego wystąpiło co prawda kilku bardziej oświeconych poetów (prawie zawsze jednak anonimowo ), bronił się on sam zresztą zawzięcie. Sytuacja pogorszyła się w październiku 1777r. kiedy poeta opublikował- występując w obronie rodziców przed bezprawiem możnych warchołów - słynny memoriał przeciwko kasztelanowi Wilczewskiemu. Obywatelskie oburzenie Węgierskiego zostało pokwitowane teraz grzywną i siedmioma dniami aresztu, a jego próby poetyckiej zemsty (Lasek) - nowymi atakami poetów króla i magnaterii. Cała ta sytuacja zakończyła się na pozór porażką młodego libertyna: Organy nie ukazały się w druku. W Monachomachii Krasickiego z łatwością odnajdziemy wspomniane tutaj motywy i pomysły, przebrane oczywiście w stokroć piękniejszą szatę artystyczną, a przy tym odmienione i przestawione. Np. „śmiały” ojciec Bonifacy przekształcił się w Monachomachii w „niezlęknionego” ojca Gaudentego. Także porażka Węgierskiego była pozorna. Bo i cóż z tego, że nie udało mu się wydać Organów drukiem, skoro zapłodnił ich pomysłem wyobraźnię największego ówczesnego poety i przyczynił się w dużej mierze do napisania przezeń arcydzielnej Monachomachii. Minęło kilka lat, Węgierski ogłosił jeszcze kilka znakomitych wierszy satyrycznych, odzyskał, a później ponownie utracił łaski Stanisława Augusta, a wreszcie opuścił na zawsze ojczyznę. W Londynie doszła go wieść, że w Polsce ogłoszono drukiem jego młodzieńczy poemat heroikomiczny. Poemat ukazał się w 1784r,, ale bez wymienienia nazwiska, wydawca był Teodor Weichardt, nadworny lekarz starosty olsztyńskiego Potockiego, a zarazem postępowy publicysta, zapalony wolterianin. Książeczka musiała być bardzo szybko rozprzedana, ponieważ już w 4 lata później wydano ja ponownie. Ślady Organów znajdziemy m.in. w poematach J. Jasińskiego (Sprzeczki), Hieronima Juszyńskiego (Żydoswaros, Aksetomoria) i Rajmunda Korsaka (Bibejda). Satyra personalna Węgierskiego była ostra i namiętna, ale sprawiedliwa i ożywiona obywatelskim duchem. I takie cechy towarzyszyły wszystkim utworom Węgierskiego.
19