Zdrajca i judasz nowrzytny - waldemar chrostowski - kierowca ks. Jerzego Popiełuszki
Waldemar Chrostowski 19 października 1984 r. porwany został wraz z ks. Jerzym przez trzech oficerów SB. Udało mu się wyskoczyć z pędzącego auta, i to on zawiadomił milicję o uprowadzeniu księdza. Taka wersja została ustalona w procesie toruńskim, w którym skazano oficerów zwalczającego Kościół IV Departamentu MSW.
W 2005 r. we "Wprost" (potem w książce) Sumliński postanowił ją zrewidować. W tytule pytał: "Kto zabił księdza?", a w tekście "kim naprawdę jest Waldemar Chrostowski?". Napisał, że kilka miesięcy wcześniej Chrostowski zarejestrowany został jako tzw. zabezpieczenie operacyjne. Dodał, że może to oznaczać, iż kierowca i przyjaciel księdza był "operacyjnym źródłem SB", ale teczka w 1989 r. miała zostać zniszczona. Sumliński pisał też o tajnej ugodzie Chrostowskiego z resortem MSW z 1987 r. Powoływał się na biegłego, prokuratora i akta śledztwa IPN w sprawie śmierci ks. Jerzego. Chrostowski wszystkiemu zaprzeczał.
IPN najpierw milczał. Jednak wiosną 2009 r. Jan Żaryn, ówczesny szef Biura Edukacji Publicznej, powiedział: "Nie ma żadnych przesłanek do oskarżeń pod adresem Waldemara Chrostowskiego o współpracę z SB. Przeciwnie, był on rozpracowywany równolegle z ks. Popiełuszką, a elementem represji wobec niego był fakt, że podpalono mu mieszkanie".
Proces Chrostowskiego z Sumlińskim i "Wprost" był jedną z najciekawszych spraw o ochronę dóbr osobistych ostatniej dekady. Chrostowski wygrał przed wszystkimi sądami, ale za każdym razem sąd modyfikował treść oświadczenia z przeprosinami. W II instancji uznał, nie ma podstaw, aby twierdzić, że dziennikarz celowo zaatakował Chrostowskiego, a słowo "kłamstwo" w kontekście rzekomej współpracy z SB zastąpił zwrotem "nieznajdujące podstaw sugestie". Wczoraj SN dopisał, że artykuł "uwłaczał czci" Chrostowskiego i uznał, że tekst dziennikarza "Wprost" sugerował współpracę z SB, a nie "rzekomą współpracę".
Jednak uzasadnienie wyroku było korzystne dla dziennikarza. Sąd Najwyższy odrzucił twierdzenia mec. Jacka Treli, że "to była pogoń za sensacją". Miał prawo badać temat, którym od lat zajmował się IPN, i materiałów do tekstu, poszukiwał "tak jak potrafił najdokładniej". Problem sprowadza się do tego, jak dziennikarz i redakcja wykorzystały ten materiał. - Do opinii o faktach dziennikarz miałby prawo, ale zbudował swoją wersję zdarzeń - mówiła sędzia Marta Romańska, ale przyznała też, że sądy nie miały w tej sprawie możliwości zweryfikowania tego, co Sumliński napisał. Bo stanęły bezradne wobec kategorycznej odmowy dostępu do akt śledztwa IPN. - Do dokumentów, które ja widziałem - podkreślał Sumliński.
Śledztwo IPN w sprawie związku przestępczego w IV Departamencie MSW ciągnie się od dziesięciu lat.
A także za sugestie o rzekomym współdziałaniu Waldemara Chrostowskiego z SB przy zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki, kapelana "S" - zdecydował wczoraj Sąd Najwyższy. SN nieco zmodyfikował treść przeprosin, w części uwzględniając kasację Chrostowskiego.
Jednak kierowca ks. Jerzego nie przeczyta w przeprosinach, jak chciał - że dziennikarz skłamał i był nierzetelny. Wyrok zamyka sprawę, ale - jak wcześniej - żadna ze stron nie jest z niego zadowolona. - Przeproszę, bo wyrok trzeba wykonać. Jednak pójdę też ze skargą do Trybunału w Strasburgu - zapowiedział Sumliński.
Źródło: Gazeta Wyborcza