chłopi, Polonistyka


Geneza „Chłopów”

Chłopi to dzieło, które przyniosło Reymontowi międzynarodową sławę. Pierwodruk powieści ukazywał się w latach 1902-1908 na łamach „Tygodnika Ilustrowanego”. Skądinąd wiadomo, że pomysł napisania powieści zrodził się w umyśle pisarza wiele lat wcześniej, a pierwsza wersja ksiązki została spalona przez autora. Choć trzeba pamiętać, że nie we wszystko trzeba Reymontowi wierzyć, bo jak wiadomo pisarz miał skłonności do fantazjowania na swój temat i ta historia może być tego wynikiem.

Do czynników wpływających na podjęcie tematu chłopskiego życia miały z pewnością wpływ
zmiany o znaczeniu historycznym, zachodzące na polskiej wsi w II połowie XIX wieku: unarodowienie chłopów polskich, rabacja Jakuba Szeli w Galicji oraz powstanie styczniowe w Królestwie Polskich. Natomiast literacką inspirację Reymont znalazł w powieści Zoli pt. La Terre. Ponadto duży wpływ na kształt powieści musiały mieć własne doświadczenia autora, który był człowiekiem ziemi i wsi.

Ostatecznie opowieść o życiu polskich chłopów została zawarta w czterech częściach, zatytułowanych: Jesień, Zima, Wiosna, Lato. Taki kształt dzieła ukazuje chłopa żyjącego w zgodnie z cyklem natury i przemian zachodzących w przyrodzie w ciągu roku. Duży wpływ na życie na wsi ma również cykl liturgiczny, kolejne święta następujące po sobie, wyznaczają czas radości, smutku, pracy i odpoczynku. Powieść w partiach dialogowych została napisana piękna, stylizowana na gwarę prozą, do dziś zachwycającą czytelników swą naturalnością. Brak tu głównego wątku, przez utwór przewija się mnóstwo barwnych postaci, który losy splatają się ze sobą, na pierwszym planie pozostaje jednak historia rodu Borynów.

1899 - Sprawiedliwie (szkic powieściowy);
1900 - 2. tom nowel pt. W jesienną noc;
1902-1908 - pierwodruk Chlopów w „Tygodniku Ilustrowanym”; wydanie książkowe 1904-1909

Biografia Władysława Reymonta

Władysław Reymont urodził się 7 maja 1867 we wsi Kobiele Wielkie koło Radomska jako syn wiejskiego organisty. Matka Antonina z Kulczyckich pochodziła z rodziny o szlacheckim rodowodzie. Reymont nie otrzymał dokładnego wykształcenia, swoją karierę szkolną skończył na uzyskaniu dyplomu czeladnika krawieckiego. Zawodu uczył się w Warszawie w zakładzie szwagra Konstantego Jakimowicza. W roku 1884 młody Reymont - mający już za sobą pierwsze próby pisarskie - zostaje wydalony z Warszawy za prace konspiratorskie.

Miłość do teatru sprawiła, że przyszły noblista postanowił zostać aktorem. W 1885 przystępuje do trupy aktorskiej, gdzie występuje pod pseudonimem Urbański. Niestety nie udaje się zrobić kariery. Jego następna posada nie ma już nic wspólnego z artystycznym rzemiosłem, Reymont pracuje jako dozorca plantowy na Kolei Warszawsko-Wileńskiej. W tym czasie rozważa wstąpienie do klasztoru, koresponduje z Paulinami. Jednak zostaje

pisarzem.

Na rok 1892 przypada debiut literacki Reymonta: nawiązuje współpracę z „Głosem”, tu publikuje korespondencje Spod Rogowa pod pseudonimem „Księżak”. Pierwsze utwory pod własnym nazwiskiem opublikuje w roku następnym. 8 grudnia 1993 Reymont jedzie do Warszawy, tu żyje w opłakanych warunkach, ale wciąż pisze i się rozwija. Przełomowy okazuje się następny rok. Pisarz idzie na pielgrzymkę do Częstochowy, owocem tej wyprawy jest powieść Pielgrzymka do Jasnej Góry , która odnosi wielki sukces wydawniczy. Jeszcze tego roku w lipcu wyjeżdża do Londynu na zjazd Towarzystwa Teozoficznego, a w drodze powrotnej bawi jakiś czas w Paryżu. Potem odbywa jeszcze wycieczkę do Włoch wraz z Jakimowiczem.

Kiedy w roku 1895 podpisuje umowę na książkę o Łodzi, przenosi się do tego miasta, by móc obserwować je z bliska. Miedzy 1896 a1899 przebywa głównie we Francji (Paryżu

oraz Ounarvill), gdzie pisze Ziemię Obiecaną . W następnych latach wychodzą kolejne powieści: Komediantka” (1896), Fermenty (1897), Lili (1899) oraz Sprawiedliwie (1899) .

Niezwykle ważnym w wydarzeniem w życiu Reymonta okazał się jego udział w katastrofie kolejowej we Włochach pod Warszawą w roku 1900. Odszkodowanie dało mu niezależność finansową, co pozwoliło mu spokojnie zająć się pisaniem.

W Krakowie 1902 poślubił Aurelię z Szajcnardów Szabłowską, po czym wyjechał do Francji i Włoch. Podobne podróże odbywał odtąd co roku, aż do pierwszej wojny światowej. W kraju przebywa głównie w Warszawie oraz ukochanym przez młodopolan Zakopanem. Wychodzą kolejne tomiki nowel i opowiadań: Przed świtem (1902), Z pamiętnika (1903), Burza (1908), Na krawędzi (1907) oraz słynna powieść Wampir (1904). W latach 1902-1908 na lamach „Tygodnika Ilustrowanego” ukazuje się powieść Chłopi . Oprócz tego wydaje zbiór Z ziemi chełmskiej (1909), związany z prześladowaniami unitów, za co władze carskie wytaczają mu proces. Rok później wychodzi szkic powieściowy pt. Marzyciel , a w „Tygodniku Ilustrowanym” rozpoczyna się druk trylogii historycznej pt. Rok 1794

W latach 1914 -1918 Reymont bierze udział w pracach Wydziału Dobroczynności Rady Głównej Opiekuńczej. Ponadto w czasie I wojny światowej aktywnie działa w komitetach obywatelskich oraz prezesuje Komitetowi Warszawskiej Kasy Przezorności i Pomocy dla Literatów i Dziennikarzy. Powstaje nowela Za frontem (1919). W 1919-1920 dwukrotnie wyprawia się do Stanów Zjednoczonych — jako delegat Ministerstwa Spraw zagranicznych — próbując się zdobyć poparcie tamtejszej Polonii dla pożyczki narodowej. W 1920 kupuje majątek ziemski Kołaczkowo koło Wrześni, gdzie spędza każde wakacje. Nie zaprzestaje jednak działalności publicznej, w roku następnym zostaje powołany na prezesa poznańskiego oddziału Związku Literatów oraz wchodzi do zarządu Spółdzielni Kinematograficzno-Artystycznej „Artfilm”. Wychodzą ostatnie powieści pisarza: Osądzona. Dwie powieści (1923), Bunt. Baśń (1924). W listopadzie 1924 roku otrzymuje nagrodę Nobla za Chłopów . Niestety Reymont podupada na zdrowiu i zaraz musi udać się do Nicei na kurację.

Jeszcze tuż przed śmiercią Reymont żyje bardzo intensywnie, w maju przebywa w Paryżu, a po powrocie do kraju przystępuje do PSL „Piast”. Jednak już we wrześniu był zmuszony poddać się kuracji w poznańskim szpitalu. W październiku wraca do Warszawy, ale wciąż źle się czuje, umiera 5 grudnia 1925.

Charakterystyka twórczości Władysława Reymonta

[cytat]Kim właściwie jest Władysław Stanisław Reymont?

Należy on do pisarzy, z którymi łatwo wchodzić w zażyłość. Ani śladu w nim bowiem wieszcza, kapłana, maga. Nie utrudnia dostępu do niego przerafinowana wirtuozeria kunsztu czy wymyślność tematyki, zawiłość filozoficznych spekulacji czy niejasność wieloznacznych symbolów. Opowiada przeważnie o śmiecie, który znamy z osobistego doświadczenia, a opowiada językiem bliskim naszej codziennej mowie. Widzi więcej i ostrzej niż my, opowiada barwniej i ciekawiej, to prawda, ale obserwując i opowiadając, zachowuje się nie jak artysta-profesjonał, świadomy w każdym momencie reguł, wymagań i interesów swego fachu, lecz jak utalentowany laik o nadczułym „arcyoku”, nie wiedzący o tym, że „mówi prozą”. I dlatego nie wzbudza respektu: wydaje się bowiem kimś skazanym na pisanie „prosto z życia”, osobliwą hybrydą, w której naiwność widzenia i spontaniczność twórczości skojarzyły się kaprysem losu z niezwykłej miary talentem. Słowem: jakiś Homer-Nikifor. (Licheński, 7)[/cytat]

Ta „prostota” twórczości Reymonta to jednak tyko pozór. Przy bliższym zapoznaniu się z jego dziełami natrafiamy na mnogość różnorodnych problemów. Uważny czytelnik dostrzeże, że twórczość Reymonta można by zaklasyfikować „do różnych szkół i kierunków literackich z przełomu XIX i XX stulecia”.

Charakteryzując twórczość Reymonta badacze przede wszytki zwracają uwagę na jego szczególny talent obserwacyjny. Mówi się, że na kartach zapisanych jego piórem przejrzyście widać ślad patrzenia - uważnego, dociekliwego, głębokiego pełnowymiarowego. Obserwacja świata u Reymonta odbywa się wszystkimi zmysłami, jak to ujął Zygmunt Falkowski, jest on „urodzonym sensualistą”. Reymont potrafi z równym talentem przybliżyć najdrobniejsze elementy opisywanej rzeczywistości oraz panoramiczny przekrój przez społeczeństwo.

Ważnym elementem jego warsztatu pisarskiego jest poetyka naturalistyczna . Prawdopodobnie znał Zolę - francuskiego prekursora naturalizmu - oraz wypowiedzi Sygietyńskiego o tym nurcie, jednak naturalizm był dla Reymonta czymś naturalnym. Jak zauważa Stefan Lichanski:

[cytat](…)do naturalizmu „było mu po drodze”.[/cytat]

Przystawał szczególnie do twórczości Reymonta naturalistyczny postulat faktograficznego odzwierciedlania rzeczywistości - zarówno w ogóle, jak i w szczególe. Autor Chłopów nie dał się zamknąć w programie tej nowej szkoły - „pozostał do końca życia naturalista spontanicznym” (Licheński, 15).

Innym ważnym nurtem - po części stojącym w sprzeczności do naturalizmu - w którego obręb można wpisać twórczość Reymonta jest impresjonizm . Najwyraźniej jest to widoczne w Komediantce oraz Fermentach .

[cytat]Życie pochwycone jest w swojej drgającej ruchem, migotliwej powierzchni. Jak obrazach impresjonistów, nie czuć tu żadnej konstrukcji, a przecież wszystko komponuje się samo, w ty, ujęciu jest nadmiar, a jednak nie ma przeładowania. Nic nam harmonii nie gwarantuje, ani nie zabezpiecza, a ona jednak jest.(Kołaczkowski, 476-482)[/cytat]

Reymont czerpie zarówno z dorobku realistycznej prozy pozytywizmu, jak również z nowatorskich rozwiązań. Z pozytywizmem łączy go przede wszystkim szczególne umiłowanie dla Sienkiewicza. Można znaleźć w jego twórczości również echa romantyzmu, szczególnie „pogłosy Mickiewicza”. Z czasem zbliża się coraz bardziej do modernizmu - często wskazuje się na analogię między jego twórczością a dziełami Przybyszewskiego.

Niezwykłość twórczości Reymonta polega w dużej mierze na tym, że scala ona w harmonijnym układzie wiele często sprzecznych ze sobą tendencji. Dzieła Reymonta wbrew pozorom bywają bardzo trudne do klasyfikacji, a przez to otwierają przed badaczem wiele fascynujących problemów.

Streszczenie „Chłopów”

TOM PIERWSZY: JESIEŃ

Rozdział I

Ksiądz przywitał troskliwie, idącą na zimowe żebry starą Agatę. Przez chwilę rozmawiał z kobietą o jej ciężkim losie (dzieci wygnały ją z domu), po czym włożył jej w ręce kilka monet i pobłogosławił. Kiedy Agata odeszła ksiądz chciał modlić się brewiarzem, ale zadumał się nad roztaczającym się jesiennym krajobrazem. Ruszył w drogę w stronę kaplicy, co rusz to zagadywał jakiegoś przechodnia, chwile zatrzymał się koło grupy ludzi, pracujących na polu. Pobłogosławił wszystkim, porozmawiał i odszedł. Stojący na polu poczęli chwalić księdza, ale przywołani do porządku przez Annę szybko wrócili do pracy.

[cytat] Wzięli się chyżo za robotę i w cichości, że ino słychać było dziabanie motyczek o twardą

ziemię, a czasem suchy dźwięk żelaza o kamień. Czasami ktoś niektoś wyprostował zgięty i

zbolały grzbiet, odetchnął głęboko, popatrzył bezmyślnie na siejącego przed nimi i znowu

kopał, wybierał z szarej ziemi żółte ziemniaki i rzucał do kosza, przed się stojącego.

Ludzi. było kilkanaścioro, przeważnie starych kobiet i komorników, a za nimi bieliły się

dwa krzyżaki, u których w płachtach leżały dzieci raz w raz popłakując.[/cytat]

Kobiety znowu zaczynają gadać to o Agacie, to o Dominikowej, którą posądzają o czary i jej córce Jagnie, która tylko się stroi i rozgląda za mężczyznami. Nagle do Hanki przybiegła Józka Borynówna z wiadomością, że zdycha jedna z krów. Tymczasem słońce zachodzi i wszyscy przerywają pracę. Jeszcze tylko Jagustynaka plotkuje o Borynie, twierdzi, że gospodarz jeszcze krzepki i każda panna by za niego poszła.

Rozdział II

[cytat]Na Borynowym podworcu, obstawionym z trzech stron budowlami gospodarskimi, a z

czwartej sadem, który go oddzielał od drogi, już się zebrało dość narodu; kilka kobiet radziło i

wydziwiało nad ogromną czerwono-białą krową, leżącą przed oborą na kupie nawozu.[/cytat]

Hanka rozpaczając nad chorą krową, posłała Józkę po Ambrożego, który zna się na leczeniu. Niestety było już a późno. Na podwórku pojawił się Boryna z synem Antkiem, rozwścieczony gospodarz, krzyczał na kobiety, że zmarnowały mu zwierzę. Wszyscy rozeszli się, widząc, że złość gospodarza może się skończyć bijatyką. W końcu Boryna zażądał posiłku, więc udano się do domu.

[cytat]Dom był zwykły kmiecy - przedzielony na przestrzał sienią ogromną; szczytem wychodził na podwórze, a frontem czterookiennym na sad i na drogę.

Jedną połowę od ogrodu zajmował Boryna z Józią, a na drugiej siedzieli Antkowie. Parobek z pastuchem sypiali przy koniach.[/cytat]

Nieco udobruchany gospodarz zarządził oporządzenie krowy i poszedł spać. Witek, który pasł krowę i boi się gniewu Boryny, prosi o pomoc Józię. Tymczasem gospodarz wstał i udał się do wójta, by dowiedzieć się o oskarżenia, jakie rzuciła na niego Jewka. Po drodze rozmyśla o zmarłej żonie. Wójt podsunął gościowi myśl o nowej żonie, proponując mu Jagnę Dominikową, co wyraźnie spodobało się Borynie, choć nie dał tego po sobie poznać, jednak wracając do domu, nadrobił drogi, by przejść koło domu Jagny. Myśl o małżeństwie podobała mu się bardziej o tyle, że nie chciał przepisywać gospodarki na dzieci, poza tym Jagna miała spory posag. Wieczorem leżąc w łóżku rozmyślał o Jagnie.

Rozdział III

Kuba pierwszy się obudził i zaczął chodzić po gospodarstwie, chwilę pobawił się z psem Łapą, by zaraz zająć się obrządkiem. Potem poszedł obudzić Witka, który wstawszy, siadł przed chałupą i bawił się z ptaszkami. Nagle pojawił się Boryna i nie bacząc na lamenty parobka, począł go bić za zmarnowanie najlepszej krowy. Następnie stary gospodarz począł budzić syna (Antka) i wydawać mu polecenia, co skończyło się kolejnym już spięciem między mężczyznami. Boryny wydał resztę poleceń i pojechał na sąd.

Przed sądem panował gwar. Wiele ludzi czekało na rozstrzygnięcie sporu. Jedna sprawa dotyczyła Dominikowej - matki Jagny - więc Boryna uważniej się jej przyglądał. Oskarżano Bartka Kozła o przywłaszczenie sobie świni Dominikowej. Po przerwie przyszła pora na spraw Boryny. Jewka, która służyła przez pewien czas u niego, twierdziła, że wygnał ją z dzieckiem (którego był ojcem) i nie zapłacił jej za posługę. Płakała i krzyczała, ale nikt nie dał jej wiary, nie miała również żadnych świadków na potwierdzenie swoich słów. Boryna wygrał sprawę i poczuł wielką ulgę. Poczekał na Dominikową, by pójść z nią do karczmy napić się wódki. Matka Jagny uznała, że to kowal namówił Ewkę na to oskarżenie, byle tylko pognębić teścia. Wracali do wsi razem, w drodze kobieta zaczęła się podpytywać, czy Boryna nie zamierza się jeszcze ożenić, na co ten odpowiedział: „I... nie bierą mnie już ciągotki do kobiet, za starym...” Rozmowa toczyła się dalej, a tymczasem Dominikowa zobaczyła córkę, chciała zejść do niej, ale obrabiającą z innymi kobietami len. Boryna grzecznie powitał Jagnę i pomyslał: „Dzieucha kiej łania... W sam raz”.

Rozdział IV

Niedziela. Kuba pilnował inwentarza i uczył niechętnego Witka pacierza. Wystrojeni ludzie już szli do kościoła. Kuba pobiegł na plebanie zanieść księdzu kilka kuropatw, za co otrzymał „cała złotówkę” oraz błogosławieństwo od dobrodzieja. Rozradowany poszedł do kościoła i staną z przodu, tam gdzie wójt i najbogatsi gospodarze, przez co usłyszał kilka słów nagany. Modlił się żarliwie, a w czasie kazania wpatrywał się w księdza, jak w jakiego Archanioła. Kapłan tak żarliwie wzywał do nawrócenia, że po całym kościele rozszedł się żałosny płacz wiernych. Gdy Jambroży zbierał ofiarę, Kuba rzucił swój pieniążek i długo wybierał resztę, jak to czynią gospodarze. Potem podczas procesji szedł blisko niosących baldachim i śpiewał głośno w uniesieniu.

Po procesji wszyscy zbierali się na przykościelnym „smętarzu”. Kuba nie śpieszył się wyjątkowo na obiad i stał z resztą, rozglądając się naokoło i rozmawiając ze znajomymi. Wśród zebranych stał kowal, na którego co i rusz spoglądał Boryna, bojąc się gadania zięcia. Jednak Jagna odciągnęła wzrok Maćka, szła powoli z matką, piękna i strojna. Kobieta rozglądała się naokoło, a gdy jej oczy ujrzały Antka, oblała się rumieńcem.

Obiad u Borynów był długi i smaczny. Józia tego dnia robiła za gospodynię, więc tylko chwilami przysiadała na ławie. Boryna zagadną Kubę o wizytę u księdza, ten z zapałem wszystko opowiedział. Wszyscy włączyli się w rozmowę o książkach i gazetach, które czyta ksiądz, co doprowadziło do kolejnej kłótni między ojcem a synem:

[cytat] - I kowal z młynarzem trzymają gazetę.

- I... to i taka kowalowa gazeta! - rzekł urągliwie Boryna.

- Takutka sama kiej księża - powiedział ostro Antek.

- Czytałeś? Wiesz?

- Czytałem i wiem, a bo raz!

- I nie zmądrzałeś nic z tego, że się zadajesz z kowalem.

- La ojca to ino ten mądry, co chocia z półwłóczek ma abo i ogonów krowich z mendel.

- Zawrzyj gębę, pókim dobry! A to ino okazji szuka, żeby się kłyźnić! Chleb cię to rozpiera,

widzę... mój chleb...

- Ością on mi już stoi we grdyce, ością...

- Szukaj se lepszego, na Hanczynych trzech morgach będziesz jadł bułki.

- Będę żarł ziemniaki, ale mi ich niktój nie wymówi.

- Nie wymawiam ci i ja...

- Ino kto drugi?... Haruj jak ten wół, jeszcze ci słowa dobrego nie dadzą...

- We świecie jest lekciej, nie trza robić, a dadzą wszystko...

- Pewnie, że jest lepiej.

- To se idź i posmakuj.

- Z gołymi rękami nie pójdę.

- Kijek ci dam, cobyś się miał czym od piesków oganiać.

- Ociec! - wrzasnął Antek zrywając się z ławki, ale padł zaraz, bo Hanka ujęła go wpół, a

stary popatrzył groźnie, przeżegnał się, jako że już było po obiedzie, i odchodząc do izby

rzekł twardo:

- Na wycug do ciebie nie pójdę, nie![/cytat]

Kuba myślał o czekających go wydatkach na kożuch i buty. Hanka z dzieckiem na rękach oraz Antek poszli na pole, rozmawiali co i rusz, o biedzie, o tym, że ojciec nie chce im przepisać ziemi. Kobieta narzekała coraz bardziej, a Antek nie słuchał, kiedy Hanka to zauważyła rozzłoszczona i smutna poszła sobie. Biedna kobieta nie miała nawet z kim porozmawiać. Nawet Kuba udawała, że śpi. Kiedy sobie poszła, otworzył oczy i patrzył w kierunku karczmy, bo go paliła „ta złotówka”. Poszedł, długo się namyślał, po czym kazał nalać: „Półkwaterek, ino krzepkiej!”. Żyd Jankiel, dowiedziawszy się zapłacie od księdza za kuropatwy, obiecał dać dziesiątaka za jednego ptaszka. Widząc zainteresowanie parobka dodał, ze za sarnę zapłaci całego rubla. Kuba początkowo nie chciała się zgodzić (nie wolno było zabijać zwierząt w pańskim lesie), ale że był już zadłużony u sprytnego Jankiela - zgodził się. Tymczasem w karczmie zrobiło się gwarnie, pijani ludzie tańcowali, szczególnie Franek młynarczyk skory był do zabawy. W alkierzu natomiast siedział Antek z kowalem, podeszła do nich również Jagustynka. Kowal rozprawiał o lepszym życiu, o tym że dworscy mają wszystko, że się uczą i są panami. Jagustynka rozzłościła kowala niedowierzaniem, więc ją wyrzucił z alkierza. Karczma opustoszała. Tylko Kuba jeszcze spał w popiele i nie chciał się obudzić. W końcu jednak dał się przekonać do wyjścia. Jankiel zdążył mu obiecać strzelbę, żeby mógł odpracować przepitego rubla. Zrozpaczony Kuba wracał do domu, nie wiedział, jak mógł przepić w jeden wieczór całego rubla.

Rozdział V

„Jesień szła coraz głębsza”. Wszyscy gorączkowo przygotowywali się na jarmark. W domu Borynów pracowano do późna w nocy. Wieczorem gospodarz począł pytać Kubę, czy zostanie u niego na służbie dłużej. Parobek wahał się, więc targowali się długo przy gorzałce, aż ustalili odpowiednie wynagrodzenie („trzy ruble i dwie koszule miasto zadatku”). Boryna trochę był zły, że tyle pieniędzy musi wydać, ale wiedział za co płaci - Kuba był doskonałym pracownikiem. Na koniec parobek prosił jeszcze, żeby Maciej nie sprzedawał źrebicy. Kochał to wierzę, bo je odchował i własnym kożuchem przykrywał.

Rano drogi do Tymonowa zapełniły się ludźmi zmierzającymi na jarmark.

[cytat]Tyla narodu szło, jakby wieś cała wychodziła.

Szli gospodarze, co biedniejsi, szły kobiety, szły parobki i dziewczyny, i komornicy też szli, a i biedota sama - najemnicy tegoż ciągnęli, bo jarmark to był ten, na którym godzono się do robót i zmieniano służby.[/cytat]

Od Borynów na jarmark pojechał Antek z pszenicą i koniczyną, a Józia z Hanką pognały maciorę i wieprzka. Maciej poszedł później na piechotę, bo liczył, że się z kimś zabierze po drodze. Stało się nie inaczej, spotkał organistę, który zaproponował podwózkę. Na wozie siedział również Jaś, który przyjechał ze szkoły specjalnie na jarmark. Okazało się, że syn organisty po skończeniu szkoły ma iść na księdza. Mężczyźni trochę ponarzekali na ciężkie czasy. Niebawem z przodu ukazał się wóz Dominikowej. Kiedy organista ich wymijał, Boryna aż się obejrzał i krzykną żartobliwie: „Spóźnita się!”. Jagna tylko odkrzyknęła z uśmiechem, że zdążą. Jaś od razu zwrócił uwagę na urodę dziewczyny, natomiast organista dość pogardliwie wyraził się o Jagnie, co nie spodobało się Borynie. Gdy tylko dojechali do miasteczka podziękował za podwiezienie i pożegnał się.

Jarmark był wielki, kolorowy i głośny. Czego tam nie było: i pszenica, i zwierzęta, i książki nabożne, i zabawki, i czego tylko dusza zapragnęła. Boryna szybko odnalazł córkę i synową, dowiedział się, że jeszcze nie sprzedały świni, bo mało dają. Potem począł szukać Antka. Zobaczył go siedzącego na workach i twardo targującego się z Żydami. Boryna oznajmił synowi, że idzie do pisarza złożyć skargę na dwór, bo to z ich winy padła „jego graniasta”. Opowiedział wszystko pisarzowi, ten trochę podkolorował całą historię, napisał skargę i zgodził się występować w sądzie, jeśli sprawa przejdzie. Boryna pożegnał się i poszedł z powrotem na jarmark, a tam natkną się na Jagnę, wybierającą kapelusze. Dziewczyna zaczęła się go radzić, Boryna wykorzystał okazję i zaczął dziewczynę czarować, aż się zawstydziła. Zapraszał ją na wódkę, ale nie chciała, poszedł więc przed nią, by torować jej drogę wśród tłumu. Gdy doszli do stoisk z płótnami, dziewczyna aż wzdychał z zachwytu nad wstążkami, chustami. Boryna cały czas towarzyszył Jagnie, chciał jej nawet kupić wstążkę, ale się nie zgodziła. Maciej jednak nie dał za wygraną i odchodząc ofiarował dziewczynie jedwabną chustę i wstążkę, kupione, kiedy nie patrzyła. Jagna nagle zobaczyła żebrzącą Agatę, porozmawiały chwile.

Boryna idąc do Antka, spotkał kowala, który zaraz zaczął upominać się o swoje. Ale Boryna upierał się, że nic nie jest zięciowi winien. Poszli napić się wódki. W karczmie kowal znowu zaczął rozmowę o przepisaniu ziemi, na co Boryna oznajmił, że nic nie da póki żyw, a jak zechce to się i ożeni. Ale nieco uspokojony gospodarz obiecał kowalowi ciołka po graniastej. Rozeszli się do swoich. Jarmark dobiegał końca.

Rozdział VI

„Deszcz się rozpadał na dobre”. Cały świat zrobił się szary i smutny. Nastała powszechna cisza. Tego dnia cała wieś wycinała kapustę. Pod wieczór Jagna i Szymek kończyli swoją pracę, a Józia z Hanką swoją. Jagustynka zaczęła pytać o śluby, tak zeszło na ewentualny ponowny ożenek Boryny. Jagna słuchała w ciszy sprzeciwów Józi i Hanki. Kobiety umówiły się jeszcze „na obieranie” i rozeszły się do domów. W drodze powrotnej Jagna spotkała Antka, oboje szli dziwnie zmieszaniu, a młody Boryna namawiał dziewczynę by przyszła „w niedzielę na muzykę do Kłebów”. Jagna wahała się, ale po gorących zachętach Antka obiecała przyjść. W domu Jagna zastała starego człowieka -wędrownika świętego od grobu Jezusowego. Starzec właśnie wychodził, ale zapowiedział, że pewnie jeszcze wróci. Tymczasem przybył Jambroży. Poopowiadał trochę nowin, podano kolacja, po czym synowie Dominikowej „jak zwykle zajęli się sprzątaniem, myciem naczyń i obrządkiem”, a Jagna siadła z Jambrożym przed kominem. Starzec począł wypytywać Jagnę, czy kto się starał o jej rękę, itd. Komplementował dziewczynę, by zaraz wybadać, czy byłaby przychylna Borynie. Dominikowa zachęcona perspektywą dużego zapisu, powiedziała, żeby przysyłali swaty. Jagnie było wszystko jedno, zrobi, co matka każe. Zadowolony Jambroży poszedł od razu do Boryny. Dominikowa pytała potem córki, jak jej się ta propozycja podoba, ale Jagna jakby nie słuchała, siedziała zamyślona:

[cytat]A bo to jej źle było przy matce? Robiła, co chciała, i nikt jej marnego słowa nie powiedział. Co ją tam obchodziły gronta, co zapisy, a majątki - tyle, co nic, abo i mąż? Mało to chłopów latało za nią? - niechby tylko chciała, to choćby wszystkie na jedną noc się zlecą...(...) jak matka każą, to pójdzie za Borynę... Juści, że go nawet woli od innych, bo kupił jej wstążkę i chustkę... juści... ale i Antek by kupił to samo... a i inne może... żeby tylko miały Borynowe pieniądze... każden dobry... i wszystkie razem... a bo ona ma głowę, żeby wybierać? Matki w tym głowa, żeby zrobić, jak potrza...[/cytat]

Tymczasem wpadła Józia z zaproszeniem na obieranie następnego dnia.

Rozdział VII

Kolejny dzień deszczowej pogody, wszyscy siedzieli po chałupach. Jagnie od rano było jakoś smętnie, nie mogła znaleźć sobie miejsca, bo niecierpliwie czekała na wieczorne obieranie u Borynów. Nagle do chałupy wszedł Mateusz, ten sam o którego Jagnę pomawiano najwięcej, „że z nim w sadzie nocami się schodzi, a często i gdzie indziej puszcza...”. Mężczyzna porwał dziewczynę i począł ją całować, oszołomiona próbowała się wyrywać, ale to był na nic. Na szczęście Jędrzej nadszedł, a potem matka, które od razu przegoniła parobka. Czas już było się ubierać i iść do Borynów.

[cytat] U Boryny już było sporo ludzi.

Ogień buzował się na kominie i rozświetlał ogromną izbę, aż lśniły się szkła od obrazów i kołysały się te światy, czynione z kolorowych opłatków i na nitkach wiszące u czarnych, okopconych belek; na środku izby leżała kupa czerwonej kapusty, a w półkole, szeroko zatoczone, twarzami do ognia, siedziały rzędem dziewczyny i kilka kobiet starszych - obierały z liści kapustę, a główki rzucały na rozesłaną pod oknem płachtę.

Jaguś ogrzała ręce przy kominie, ostawiła trepy pod oknem i siadła zaraz z kraju przy starej

Jagustynce, i jęła się roboty.[/cytat]

Zaczęły się rozmowy, wszyscy cieszyli się, że Mateusz wrócił, bo będzie miał kto przygrywać przy robocie. Mówiono też o Rochu, starym wędrowniku (był podobno u Grobu Jezusowego), który właśnie po trzech latach nieobecności zawitał do Lipiec. Bardzo to dziwny człowiek, mówi wieloma językami, nie przyjął gościny od księdza, bo uważa, że jego miejsce z ludem, a nie na pokojach. Od ludzi tylko kapkę mleka przyjmie i kawałek chleba, a i za to dzieci uczy. Rozmowy trwały, a tymczasem do chałupy wpadła „Nastusia Gołębianka,

Mateusza siostra” z wiadomością, że młynarzowi konie ukradli jakieś „trzy pacierze temu”. Zaczęły się liczne komentarze, które przerwało wejście Boryny. Nakryto do stołu. Po posiłku nastała chwila przerwy przed powrotem do pracy. Wtedy do izby wszedł Roch z błogosławieństwem na ustach. Ktoś zaczął grać tak rzewnie, że Jagnie ze wzruszenia zaczęły płynąć łzy. Nagle za oknem zawył pies, ktoś przyciął mu nogę, Roch wstał uwolnić psa, bo:

[cytat]I pies stworzenie boskie, i czuje krzywdę jako i człowiek... Pan Jezus miał też swojego

pieska i nie dał nikomu krzywdzić...[/cytat]

Na słowa niedowierzania, iżby Pan Jezus miał psa jak zwykły człowiek, odpowiedział taką to historią: W czasach gdy Pan Jezus jeszcze po ziemi chodził, szedł robie jednego razu na odpust do Mstowa. A upal był straszny i droga piaszczysta, a do losu jeszcze daleko. Zmęczony bardzo Pan Jezus co jakiś czas przysiadał sobie na wydmach, ale Zły, chcąc mu zmylić drogę i dokuczyć, bił racicami w piach, a kurz się podnosił ogromny i Pan Jezusa dusił Doszedł w końcu Pan Jezus do lasu. Odpoczął tam w cieniu, napił się i posilił, ułamał „niezgorszy kijek”, przeżegnał się, a potem wszedł w gęsty las. A w lesie Zły z innymi strachami poczęli trząść gałęziami i wyć, i ciemność całkowita nastała. Pan Jezus spieszył się na odpust, więc przegnał wszycie strachy, tylko się jeden dziki pies ostał, „bo w ony czas pieski nie były jeszcze z ludźmi pobratane”.

[cytat] Ten ci to pies ostał i leciał za Panem Jezusem, szczekał, to docierał do świętych nóżek. Jego, to udarł zębami za porteczki, to kapot Mu ozdarł i za torby chytał, i sielnie się dobierał do mięsa... ale Pan Jezus, jako że był litościwy i krzywdy nijakiemu stworzeniu zrobić by nie

zrobił, a mógł go kijaszkiem przetrącić abo i zasie samym pomyśleniem zabić, to ino powieda:

- Naści, głupi, chlebaszka, kiejś głodny - i rzucił mu z torby. Ale pies się rozeźlił i zapamiętał, że nic, ino kły szczerzy, warczy, ujada, a dociera i całkiem już psuje Jezusowe porteczki.

- Chlebam ci dał, nie ukrzywdził, a obleczenie mi rwiesz i szczekasz po próżnicy. Głupiś,

mój, piesku, boś Pana swego nie poznał. Jeszcze ty za to człowiekowi odsłużysz i żyć bez

niego nie poradzisz... - powiedział Pan Jezus mocno, aż pies siadł na zadzie, potem zawrócił,

ogon wtulił między nogi, zawył i kiej ogłupiały pognał w cały świat.[/cytat]

Pan Jezus poszedł na odpust. Pośród tłumu nagle rozległ się krzyk: „wściekły pies, wściekły pies!” i rzeczywiście miedzy ludźmi biegł pies z wywalonym językiem prosto na Pana Jezusa. Przestraszeni chłopi chcieli zabić psa, ale Pan Jezus poznał, że to to samo zwierzę, które spotkał w borze i zabronił robić mu krzywdę. Okrył go swoim płaszczem, gdy chłopi mimo zakazu chcieli bić psa i powiedział ludziom zgromadzonym na odpuście, że są „łajdusy” i bezbożnicy. Pan Jezus chciał już odchodzić, ale lud prosił, żeby z nim został i przebaczył mu grzechy. Tak tez Pan Jezus uczynił, a na odchodne powiedział, że odtąd psy będą służyć ludziom. Zaś odchodząc zawołał Burka (takie imię nadał dzikiemu psu), by szedł za nim. I tak też się stało, pies służył Panu Jezusowi aż do końca, kiedy to wył pod krzyżem, a po zmartwychwstaniu Jezusa poszedł z nim do nieba.

Wszyscy trwali w milczeniu po tej opowieści, tylko Jagustynka drwiąco rzuciła, że ona lepsza zna historię, o tym „skąd się wół wziął człowiekowi”.

[cytat] Pan Bóg stworzył byka.

I byk był.

A chłop wziął kozika,

Urznął mu u dołu

I stworzył wołu-

...i wół jest![/cytat]

Wszyscy wybuchli śmiechem. Przyszedł wójt z księdzem, pogadali z gospodarzem. Boryna na koniec dziękował wszystkim za pomoc i oglądał się za Jagną, która szykowała się do wyjścia. Na to też czekał Antek, który wymknął się wcześniej, by móc pod oslonął nocy odprowadzić dziewczynę.

Rozdział VIII

[cytat] Nazajutrz gruchnęła po Lipcach wieść o Borynowych z Jagną zmówinach. Wójt był dziewosłębem - więc wójtowa, że mąż srogo przykazywał pary z gęby nie puszczać przódzi, nim powróci, dopiero na odwieczerzu pobiegła do sąsiadki, rzekomo soli pożyczyć, i już na odchodnym nie wytrzymała, ino wzięła kumę na bok i szepnęła:

- Wiecie to, Boryna posłał z wódką do Jagny! Ino nie mówcie, bo mój tak przykazywał.[/cytat]

Plotki szybko się rozeszły i wywołały wielkie oburzenie: że taki stary, a za trzecią żonę się bierze; że taka, co się z niejednym szlajała, a zostanie pierwszą gospodynią we wsi i będzie głowę wysoko nosić. Tylko dzieci Borynowe nic nie wiedziały, bo nikt nie miał odwagi z taka wiadomością do nich zawitać.

Maciej cały dzień chodził struty, bo denerwował się o wynik oświadczyn. Jagustynka widząc to, pocieszała go, mówiąc, że i Dominikowi, i Jagna rozum mają, a sam Boryna dobrze robi, biorąc żonę. Jagustynka żałowała, że sama sobie drugiego męża nie wzięła, tylko ziemię na dzieci przepisała i teraz musi po ludziach służyć, żeby mieć, co jeść. Boryna pod wieczór poszedł do karczmy i tam czekał na wójta z wieściami. Tymczasem wójt z Ambrożym u Dominikowej według zwyczaju targowali się i przepijali, kiedy matka zgodziła się oddać córkę Borynie, poszli wszyscy do karczmy. Szczęśliwy Maciej hojnie wszystkich ugościł.

[cytat] Gęsto pić poczęli, jeden po drugim i na przekładankę arak ze słodką, i wszyscy wraz mówić zaczęli, nawet Dominikowa podpiła se niezgorzej i nuż wywodzić różności, nuż prawić, aż się wójt dziwował, że taka mądra kobieta jest.

Synowie się też popili, bo Jambroży, to wójt przepijali do nich gęsto i zachęcali.[/cytat]

W czasie tej radosnej zabawy przyszło do rozmowy o zapisie na rzecz Jagny. Minikowa chciała sześć morgów najlepszej ziemi. Boryna początkowo nie chciał się zgodzić, ale szybko uległ. W karczmie było coraz głośniej, wszyscy się popili. Boryna co rusz to prawił jakieś czułości Jagnie. Aż przyszedł czas powrotu do domu. Dominikowi z trudem wyciągnęła pijanych synów z karczmy, gdzie został już tylko Boryna z dziewosłębami. Tymczasem pojawił się młynarz z wiadomością, że „dziedzic sprzedał porębę na Wilczych Dołach”, do której chłopi również roszczyli sobie prawo z dziada pradziada. To wywołało wielkie oburzenie, szczególnie u Boryny.

Rozdział IX

W całej wsi zapanował powszechny smętek związany z pogorszeniem się pogody. Szczególnie cicho było w chałupie Boryny, bo dzieci dowiedziały się o planach matrymonialnych ojca. W Zauszki Boryna ubrał się odświętnie i poszedł opłotkami do Jagny, co by się na dzieci nie natknąć. Witek prosił Kubę, żeby nauczył go strzelać. Chłopakowi marzyły się buty i lepsze życie w mieście. Poszli potem obaj na cmentarz do kościoła dać na wypominki.

Popołudniu na nieszpory odprawiane raz w roku na cmentarzu poszli już wszyscy z Borynowej chałupy. Po okolicy rozchodziły się odgłosy pobożnych pieśni. Ludzie chodzili między grobami, rozmyślając o bliskości śmierci. Kuba poszedł na stary cmentarz i tam rzucał na groby okruchy chleba, co by dusze czyśćcowe się pożywiły. Parobek wspominał swoją zmarła matkę - Magdalenę.

Wieczorem w izbie u Antków siedziała cała gromada ludzi, a wśród nich Roch. Tylko Boryny nie było, bo siedział do późna u Jagny. Stary pątnik pocieszał zasmuconych ludzi, że nie straszno umierać, bo dusza ludzka po śmieci do Pana Jezusa podąża.

Rozdział X

Antek poszedł do księdza poużalać się na ojca i poradzić, a ten go zapędził do szukania zgubionej kobyłki. Ksiądz pocieszał, że przecie inni nic nie mają i Bogu dziękują, a Antek, i trzy morgi ziemi posiada, i żonę i dzieci. Szli obok karczmy, gdzie gwar wielki panował. Antek powiedział, że chłopi nie pozwolą wycinać lasu, dopóki dwór się z nimi nie pogodzi, jak będzie trzeba to i siły użyją, by swoich praw bronić. Ksiądz chciał zganić za te słowa Antka, ale mężczyzna już gdzieś zniknął.

Antek myśląc cały czas o Jagnie, a „jak zadra tkwiła mu ona pod sercem, jak zła zadra, że jej nie wyciągnąć ni uciec od niej”, poszedł do kowala. Mężczyźni pokłócili się, kto więcej wziął od Boryny. Kowal wypomniał Antkowi, że się za Jagną uganiał. Wszedł wójt i począł Borynę usprawiedliwiać, więc i z nim kłótnia się wywiązała.

Następnego dnia rano syn Macieja rozmyślał, że teraz to już wszyscy będą przeciwko niemu, ale ku jego zdziwieniu kowal wszedł do izby, żeby się pogodzić. Kowal zaproponował, że jego żona przyjdzie dziś do Antka i razem rozmówią się z ojcem. Chodzi o to, żeby Boryna resztę ziemi przyobiecał tym dwojgu przy światkach, a Józkę i Grzelę się spłaci. Jeśli Boryna obieca przy świadkach zawsze będzie z czym do sądu pójść, a już teraz jest, bo przecież są jeszcze cztery morgi po tankowej matce.

[cytat]- Wielka parada, cztery morgi - na mnie i na twoją...

- Ale go nie dał tobie ni mojej! A tyle roków sieje i zbiera! Zapłaci wam dobrze za to i z procentami... [/cytat]

Kowal nakazał spokój i niesprzeciwianie się ojcu w rozmowie. Wszystko po dobroci ma iść, a jak ojciec nie da, to się do sadu pójdzie. Pożegnali się, ale Antek na koniec, niewiadomo czemu pogroził kowalowi. Teraz już Borynowy zięć nie wiedział, co Antek uczyni.

[cytat]Juści, kto go ta wie, co zrobi? Sklął mnie, a gotów zrobić, com redził... to i lepiej, że kobieta przy tym będzie... a nie zrobi, pokłócą się... stary go wypędzi... Tak abo i nie, a zawsze się cosik udrze la siebie... - zaśmiał się radośnie, zatarł ręce (…)[/cytat]

Antek jednak zdecydował się porozmawiać z ojcem. W domu Hanka gotowała obiad i rozmawiała ze swoim ojcem starym Bylicą, który akurat przyszedł w odwiedziny. Skarżył się nieśmiało na Weronkę, córkę u której mieszkał. Kobieta tak oszczędzała, że i jeść czasem ojcu zapomniała dać, a i pierzynę, i łóżko mu zabrała. Hanka zaproponowała mu, żeby się przeniósł do niej a wiosnę, ale on tylko zabrał tobołek przygotowany przez córkę i poszedł, gdy w izbie pojawiła się Kowalowa z dziećmi. Antek naradzał się z siostrą, kiedy wpadła Jagustynka z wiadomością, że Maciej z Jagną byli u księdza na wesele prosić. Antek wyszedł na podwórze, ciągle w głowie słyszał kowalowe słowa - nie o grunt ci idzie, a o Jagusie. I tak się w nim uczucia przeplatały, raz nienawiść, raz namiętność w nim wzbierała. Nagle z zamyślenia wytrącił go Witek, który dostrzegł Borynę z daleka.

W izbie panowało jakieś napięcie, tylko Józia siedziała spokojnie, bo nie wiedziała, co się święci. Gdy doszło do rozmowy o zapisie, rozpętała się kłótnia. Antek domagał się swojej ziemi, straszył ojca sądem. Hanka również dodała swoje pretensje, a co najbardziej rozwścieczyło Macieja, nazwała Jagnę „świnią” i „lakudrą”. Boryna chciał w złości uderzyć synową, ale Anek nie dał, dorzucił jeszcze kilka zdań prawdy o Jagnie, co doprowadziło do bojki.

[cytat] Rzucili się na siebie jak dwa psy wściekłe, chycili się za piersi i wodzili po izbie, miotali, bili sobą o łóżka, o skrzynie, o ściany, aż łby trzaskały. Krzyk się podniósł nieopisany, kobiety chciały ich rozerwać, ale przewalili się na ziemię i tak zwarci całą nienawiścią i krzywdami tarzali się, gnietli, dusili...

Całe szczęście, że rychło rozerwali ich sąsiedzi i odgrodzili od siebie...

Antka przenieśli na drugą stronę i zlewali wodą, tak osłabł z umęczenia i upływu krwi, bo

twarz miał porozcinaną o szyby.

Staremu nic się nie stało; spencer miał nieco podarty i twarz podrapaną i aż siną z wściekłości...Sklął i powyganiał ludzi, co się byli zlecieli, drzwi od sieni zamknął i siadł przed kominem... Ale uspokoić się nie mógł, bo mu cięgiem wracało przypomnienie tego, co na Jagnę wypowiedzieli, a żgało go w serce jakby nożem...[/cytat]

Boryna przed snem chodził jeszcze długo po wsi, rozmyślając. Rano, gdy ranny Antek leżał jeszcze w łóżku, Maciej wszedł do izby syna i kazał się mu wynosić wraz z rodziną. Kazał zawezwać Kubę do pomocy przy przeprowadzce, ale parobek leżał chory, bolała go noga i ruszyć się nie mógł. Antkowie się wynieśli na koniec wsi do ojca Hanki już bez krzyków i kłótni. Przyszli ludzie z Rochem na czele, godzić ich chcieli. Bezskutecznie. Łapa pobiegł za Antkiem. Przy obiedzie Boryna pocieszał markotną Józię obietnicami nowych trzewików, kaftana i wstążek.

Rozdział XI

W dniu wesela Jagny i Boryny Dominikowa od rana chodziła po chałupie i ino patrzyła na córkę z troską i żalem, bo ckniło jej się, że Jagny już przy sobie mieć nie będzie. Tymczasem panna młoda wstała, ubrała się i słuchała matczynych rad. Zdziwiła się bardzo, kiedy dowiedziała się, że to Antek najbardziej przeciwko niej do ojca wygadywał. Nie chciała wcale w to wierzyć, nawet broniła mężczyznę, co lekko zatrwożyło Dominikową. Tymczasem przyszła Ewka do gotowania, a Jagna poszła z płaczem do komory.

W chałupie pięknie przystrojonej wycinankami przez Jagnę coraz gwarniej się robiło i weselej, tylko pannie młodej było wszystko jedno, wciąż myślała o Tankowych słowach:

[cytat]Jakże, on by wygadywał, on?... Nie mogła wierzyć, nie chciała... bo aż się jej na płacz

zbierało!... A może?... Wczoraj, kiedy prała w stawie, przeszedł i ani się nie spojrzał! A jak

szli rano do spowiedzi z Boryną, spotkali go przed kościołem... z miejsca zawrócił jak przed

złym psem... A może?... Niech szczeka, kiej taki, niech szczeka!...

Zaczęła się buntować przeciw niemu, ale z nagła wspomnienia tego wieczora, kiedy wracali

z obierania kapusty od Boryny, buchnęły jej do mózgu i zatopiły ją całą w ogniu, i obwinęły

jej duszę z taką mocą, a tak wyraziście w niej odżyły, że rady sobie dać nie mogła.. [/cytat]

Nagle Jagna powiedziała matce, żeby jej po ślubie włosów nie obcinali. Matka i inne kobiety próbowały ją przekonać, że to nie wypada, ale ona była nieugięta. Nagle wpadł Witek po Jagustynkę bo z Kubą było gorzej.

Nadszedł czas ślubu i wesela. Boryna wraz z drużbami poszedł do domu Dominikowej po narzeczoną. A stamtąd oboje - Maciej przez druhny, a Jagna przez drużby - zostali zaprowadzeni do kościoła. Przed wyjściem Dominikowi pobłogosławiła parę obrazem. Po ślubie wszyscy poszli do Dominikowej chałupy na wesele. Muzyka grała głośno, a wesoło. Boyna z Jagną tańcowali pięknie, ale niezbyt długo. Podano wieczerzę, wszyscy zasiedli u stołu według dostojeństwa. Po wódce wójt zaczął rozmowę, oznajmił, że zarządzono zbiórkę na budowę szkoły. Na to powstał wielki sprzeciw, nikt takiej szkoły nie chciał. Potem jeszcze o wycinaniu lasu gorączkowo rozmawiali. Ale wesele trwało dalej. Toczyły się przeróżne rozmowy. Żartowano sobie sprośnie z młodej pary. Kucharki obmawiały Jagnę, że się źle prowadziła, że z niejednym ją widzieli a teraz Antkom się przez nią krzywda dzieje. Chłopi dobrze już napici dalej pomstowali na dwór i zły los. Zaczęto się rozchodzić po kątach po opłotkach. To znowu wszyscy się zebrali, kiedy muzykanci żwawiej poczęli przygrywać.

[cytat]odprawować poczęli obrządki różne, jak to jest zwyczajnie przy oczepinach.

Najpierw Jagusia musiała wkupywać się do gospodyń!

A potem jednym ciągiem odprawiali drugie ceremonie; aż parobcy uczynili długie powrósło z nieomłóconej pszenicy i opasali nim wielgachne koło, które druhny pilnie trzymały i strzegły, a Jagusia stojała w pośrodku: chciał z nią któren tańcować, podchodzić musiał, wyrywać przez moc i hulać w kole, nie bacząc, że go ta i prażyły drugimi powrósłami po słabiźnie. Zaś na dokończenie młynarzowa i Wachnikowa zaczęły zbierać na czepiec. Pierwszy wójt rzucił złoty pieniądz na talerz, a za nim, kiej ten grad brzękliwy, posypały się srebrne ruble i jako te listeczki na jesieni, papierki leciały. Więcej niźli trzysta złotych zebrali![/cytat]

Teraz na nowo tance rozgorzały przeróżne, Boryna pochodził, to do jednych, to do drugich,a cały czas wodził oczami za Jagną. Tak miało trwać wiejskie wesele, póki ludzie się nie pomęczą i nie porozchodzą.

Rozdział XII

Świtem Witek wygoniony przez Jagustynkę z wesela poleciał do chałupy, zajrzał do Kuby, który leżał zmarnowany, cały w gorączce od kilku dni. Jakby na pocieszenie wrócił Łapa od Antków. Kuba żałował, że nie mógł uczestniczyć w weselu, które wciąż trwało. Parobek czuł się coraz gorzej, aż począł wzywać Witka, śpiącego obok:

[cytat] - Zamrę już! Zamrę! Tak mnie boli, tak we mnie choroba rośnie i dusi... Witek, bieżyj po

Jambroża... o Jezus, albo Jagustynki zawołaj... może co poredzą, bo już nie wydzierżę... już ta

ostatnia godzina na mnie idzie... ten czas ostatni...[/cytat]

Przestraszony Witek pobiegł na wesele po pomoc, ale wszyscy byli spici i nie zwracali na niego uwagi. Kuba tymczasem zasnął przykryty słomą i łachmanami. Po śniadaniu przyszła do niego Jagustynka, ale tylko po to, żeby przepowiedzieć mu rychła śmierć. Chciała do niego wzywać księdza, ale nie pozwolił, bo jego zdaniem nie godziło się tak wielebnej postaci w stajni przyjmować. Został więc sam, tylko Witek czasem do niego zaglądał i Łapa dzielnie mu towarzyszyła. Tymczasem na podwórku trwały przygotowania do przenosin. Wieczorem przyszedł do parobka Ambroży, ledwo wytrzeźwiały. Począł nogę oglądać i dziwił się

co to za rana. Kuba wyznał, że to borowy go postrzelił Jamrozy powiedział, że jest za późno na jego leczenie, teraz to tylko do szpitala, gdzie nogę utną. Wtedy Kuba wyzdrowieje. Ale Kuba do szpitala nie chciał, bał się. Z resztą, co to za parobek bez nogi. Boryna by go wygnał, a wtedy co?

Przenosiny trwały. Jagna przybyła do domu Boryny, gdzie przywitał ją mąż. Muzyka zaczęła grać, w izbie już tańcowano. Przed domem kobiety ubolewały, że takiej nieporządnej dziewczynie najlepsze gospodarstwo się trafiło. Przyszedł wójt i wtedy najlepsza zabawa się rozpoczęła, prześmiewano się z państwa młodych i pito wódkę. Nagle w izbie pojawił się Żyd Jankiel, początkowo przywitały go przezwiska, ale wójt o Boryna kazali podać mu wódki i zagrać „żydowskiego”, co by se potańcował. Ale Jankiel niepostrzeżenie wykradł się do sieni, poszedł do Kuby strzelbę odebrać.

Ludzie zasiedli do wieczerzy podług starszeństwa, kiedy Roch zaczął wołać Jambrożego do Kuby. Okazało się, że parobek bał się szpitala, więc sam sobie nogę odrąbał siekierą i teraz leżał w kałuży krwi prawie nieprzytomny. Roch pojechał do Woli po księdza, a do Kuby przyszła Jozia z jedzeniem. Potem znowu został tylko z łapą i końmi. I kiedy w domu wciąż tańcowano i pito, ulatywała „Kubowa dusza”.

TOM DRUGI: ZIMA

Rozdział I

[cytat]Nadchodziła zima...

- jeszcze się barowała z jesienią i porykujący tłukła po sinych dalach jako ten zwierz srogi

i głodny, że nie wiada było, kiej przeprze a skoczy i lutymi kłami weżre się we świat...

- jeszcze czasami prószył śnieg nikły, płowy - jesienny śnieg...[/cytat]

Dość długo się zapowiadała, aż przyszła jakoś zaraz po świętej Barbarze. Zrobiło się ciemno i wietrznie. Wszystko było jak uśpione, aż do pierwszego dużego śniegu, kiedy to na dworze zrobiło się całkiem bielutko. Antkowie mieszkali teraz w bardzo skromnej chałupie Bylicy razem z rodziną Weronki. Ciężki to był czas da Hanki, wciąż kłóciła się z siostrą, a i mąż się od niej oddalił. Poza zimnem domownikom doskwiera również głód. Zawzięty Antek zabronił Hance przyjmować jakiejkolwiek pomocy od Boryny. Gorycz Antkową pogłębiało to, że cała wieś się od niego odwróciła, od trzech niedziel nikt ich nie odwiedzał.

Tego dnia Hanka czekała na kupców, którzy mieli kupić krowę, patrzyła na męża siedzącego przy stole z zimną miną i rozmyślała.

[cytat]Nie, tak być nie może dłużej, krowę sprzedadzą, jeść nie ma co, a on siedzi, roboty nie szuka, do młócki, choć proszą, nie idzie, a choćby i ten złoty groszy dwadzieścia zarobił na dzień, na sól by było, na okrasę, kiej już i tej kapki mleka zbraknie![/cytat]

Hanka już miała skrzyczeć męża, kiedy spojrzał na nią żałośnie i jakoś odeszła jej złość. Pobiedzili się razem nad swoim losem chwilę, po czy Antek poszedł odkopać ziemniak, żeby sprawdzić, czy nie pomarzły. Przyszli Żydzi po krowę. Zaczęły się ostre targi, w końcu zabrali krowę. Hance tak się smętno zrobiło, jakby kogo z rodziny wywieźli. Antek kazał żonie popłacić wszystkie długi, a resztę schować. Sam wziął w kieszeń pięć rubli i powiedział, że idzie w świat roboty szukać, bo w Lipcach za wyrobnika nie będzie. Nie uszedł jednak daleko, bo nagle obok przejechały sanie, a na nich Jagna z Boryną. Zgnębiony poszedł do karczmy, pod drodze minął jeszcze kilka sań, jechali na sąd z dworem o krowę i pobitego parobka. Antek siedział w prawie pustej karczmie i pił. Po czym wyszedł bez zapłaty, a przy wyjściu prawie pobił Jankiela.

Rozdział II

U Antków Hanka wciąż kłóciła się z Weronką i zamartwiała o męża. Spoglądała z tęsknością na Borynową chałupę i zazdrościła w duszy Jagnie dobrobytu. Kobieta pokrzątała się w obejściu, po czym kazała ojcu wszytego dopilnować i poszła do wsi. Po drodze spotkała Jankiela, który „wywróżył” jej nędzną przyszłość. Dalej natknęła się na płaczącą Magdę, dziewkę organistów, która właśnie z domu wyrzucano za to, że się z Frankiem prowadzała, a teraz jest w ciąży. Organiścina zaprosiła Hanke do środka. W domu składali właśnie opłatki, ktoś wezwał organistę na chrzest. A Hanka powoli zaczęła się żalić, skończyła dopiero gdy w pełni dała sobie upust. Wysłuchali jej, pocieszyli ale na Borne słowa złego nie rzekli. Za to gospodyni zaproponowała Hance pracę - przędzenie wełny. Podziękowała i poszła dalej, myśląc, gdzie poszukać pracy dla męża. Postanowiła pójść od młyna, po drodze spotkała Nastkę Gołębiankę. Młynarz obiecał zatrudnić Antka, ale nie oszczędził kobicie słów prawdy o mężu. Hanka dowiedziała się, że Antek nadal romansuje z Jagną. Hanka pobiegła szybko do domu, tam zastała już trzy worki wełny. W jednym z nich znalazła bochen chleba i kawał słoniny. Siadła i przędła, czekając na Antka.

Następnego dnia Hanka już się tak nie martwiła, nie miała czasu. Antek wrócił dopiero pod wieczór taki zbiedzony, że nie miała serca go o nic pytać. Niespodziewani do chałupy Bieliny zawitał stary Kłąb. Poplotkowali z nim trochę, na koniec zachęcał ich by czasem się u niego pokazali i jakby co prosili o pomoc. Antkowie zostali sami. Hanka Atala męża, czy szukał roboty, skłamał, że tak. Ona tez nieco prawdę przeinaczyła, mówiąc, że młynarz sam zaproponował mu posadę.

Rozdział III

Antek zaczął nową robotę przy rżnięciu drzewa. Po pierwszym dniu Antek wrócił do domu ledwo żywy, wszytko go bolało. Wiedział, że się przyzwyczai, ale i tak było mu ciężko. Hanka dogadzała mu jak mogła. Praca była jeszcze bardziej wyczerpująca, że mróz i wicher doskwierały, ale dla Antka najgorsze było „Mateuszowe przewodnictwo”. A wszystko przez Jagnę:

[cytat]Dość, że się zawzinali na się coraz srożej, bo na samym dnie złości, jak zadra boląca, tkwiła Jagusia. Obaj oni, a już z dawna, jeszcze od wiosny, a może i od zapust, chodzili za nią

na przyprzążkę i przepierali jeden drugiego kryjomo, dobrze jednak wiedząc o sobie. Jeno Mateusz robił to prawie na oczach wszystkich i w głos powiadał o swoim miłowaniu, a Antek

kryć się z tym musiał, to i głucha, paląca zazdrość parzyła mu serce.[/cytat]

Hanka cieszyła się, że Antek ma robotę, a sama co dzień przynosiła mu obiad do tartaku. Miała wtedy okazję powpatrywać się w ukochanego męża i pogadać o strawach bieżących. Któregoś dnia gdy Hanka poszła chłopi jeszcze rozmawiali o „bracie dziedzicowym z Wólki”, który niedawno wrócił z zagranicy, a we dworze mieszkać nie chce, tylko się do borowego przeniósł i sam wszystko kolo siebie robi. Podobno po wsiach chodzi i wypytuje się wszystkich o „jakiegoś Kubę”, „któren go miał pono z wojny wynieść i

od śmierci uchronić!”. Antek począł mówić o zmarłym parobku, ale Mateusz już wzywał do roboty.

Antek coraz bardziej zamykała się w sobie. Przestał chodzić do kościoła, bo bal się spotkania z Jagną, znajomych nie odwiedzał. Jeszcze więcej zacięty był na Mateusza. Któregoś dnia spotkał kowala, który zaczął mu wypominać, że nie przyszedł do niego po radę, przecież taka sama krzywda ich spotkała. Kowal zaczął mówić coś o zgodzie z Boryną, ale Antek go pogonił. Ten dzień w ogóle jakiś niedobry był. Nic nie szło. Antek poszedł do młyna przypilnować, żeby kaszę zrobili. Zastal tam kupę ludzi, a pośród nich Mateusza. Opowiadali coś o wypędzeniu Magdy i śmiali się przy tym. W pewnym momencie zaczęła się rozmowa o Jagnie, Mateusz się przechwalał, jak to sobie z nią romansował. Tego Antek nie wytrzymał i staną w obronie dobrego imienia Jagny. Pobił straszliwie Mateusza, po czym poniósł go i rzuci do wody, co wzbudziło wieli podziw wśród obecnych. Młynarz zawołał do robot, ale Antek iść nie chciał, chyba że za tyle co Mateusz, a że cennym pracownikiem był, to i utargował lepszą pensję.

Rozdział IV

Zbliżało się Boże Narodzenie. Wszędzie panował rwetes - po chałupach robiono porządki i przygotowywano tradycyjne posiłki. Boryna z nowym parobkiem, Pietrkiem pojechał do miasta po przedświąteczne sprawunki. Tymczasem Jagnę odwiedził w domu księżyk Jasio, przyniósł opłatek i przy okazji podzielił się nowinami. Powiedział miedzy innymi Antkowej biedzie.

Boryna był coraz bardziej zakochany w Jagnie, niczego jej nie żałował. Natomiast dziewczyna cały czas myślała o Antku:

[cytat] Jasio go jej przypomniał, że jak żywy stanął przed nią, jak żywy...

Prawie trzy miesiące go nie widziała, bo jeszcze na długo przed ślubem, tyla ino, co wtedy przejazdem na drodze pod topolami... juści, czas płynął jak ta woda; a to ślub, przenosiny, kłopoty różne, gospodarstwo, że i kiej to miała o nim pomyśleć! Nie widywała go, to i na myśl nie przychodził, a ludzie też wagowali się mówić o nim przed nią... A teraz, nie wiada dlaczego, tak z nagła stanął przed oczami i patrzył z taką żałością, z takim wyrzutem, aż się jej dusza zatrzęsła ze zgryzoty...[/cytat]

Jagna chodziła niespokojna, popłakała sobie, po czym nagle wesołość ją wzięła. Z tego Dominikowa i Boryna wywnioskowali, że młoda żona jest w ciąży. Gdy jej to oznajmili, zaczęła zaprzeczać, wcale jej się to nie uśmiechało. Tymczasem nastał wigilijny wieczór, Borynowie w towarzystwie Dominikowej, jej synów, Rocha, służby oraz Jagustynki podług obyczaju zasiedli do wieczerzy. O północy cała wieś poszła do kościoła, na „pierwszą msze”, powitać nowonarodzonego. Podczas nabożeństwa Antek przysnął się do Jagny i poprosił, by któregoś dnia wyszła do boru, bo musi pilno z nią pomówić.

Rozdział V

Jagna wróciła po pasterce pełna wątpliwości, spotkać się z Antkiem, czy nie. W końcu jej złe myśli przeszły i znowu wzięła się do roboty. Józia z Nastką pogadywały wesoło, ale i smutne wieści przyszły. Mana zległa w nocy i dziecko zamarzło, ona ledwo żywa się ostała. Rozmowa zeszła również na Mateusza, który wciąż dochodził do siebie, bo bojce z Antkiem. Kiedy Jagna o tym usłyszała nagły płacz ją złapał, ale oprzytomniała szybko i wypytywała się o szczegóły. Jeszcze bardziej jej teraz tkwiło w sercu to Antkowe proszenie: „Wyjść na bróg”. Tymczasem wciąż trwał spór z dworem, chłopi mieli się zebrać, by coś uradzić i prosili Macieja o udział w zebraniu. Ale mądry gospodarz się wykręcił, bo akurat musiał jechać pilnie do Woli.

[cytat] - Hale, uradzajcie sobie, ale beze mnie! - myślał - wójt ni młynarz, ni co pierwsi nie pójdą z wami! Niech się dwór dowie, że nie nastaje na niego, prędzej zapłaci za krowę... i będzie się chciał godzić z osobna..: Głupie!...do ostatniego chojaka pozwolić mu ciąć... a potem dopiero w krzyk, do sądów, areszt położyć, przycisnąć - dałby więcej niźli zgodą. Niech se radzą, poczekam na boku, nie pilno mi, nie!...[/cytat]

Jagna początkowo cieszyła się, że Boryny cały dzień nie będzie, myślała „wieczorem, wyjde na bróg”. Serce aż ulatywało jej w stronę Antka, ale kiedy Maciej już miał wychodzić, nagle zatrzymała go i poprosiła, by ja ze sobą zabrał. Pojechali razem.

Rozdział VI

Maciej wyszedł, strapiony, że go na naradę z dziedzicami nie proszą. Jagna została z Witkiem w domu. Nagle w progu staną jakiś nieznajomy, pytał, czy to dom Boryny. Chciał się ogrzać, rozglądał się po chałupie, rozpytywał o wycinanki i inne rękodzieła. W pewnym momencie zagaił o Jakuba Sochę. Okazało się, że zmarły parobek był niegdyś jego towarzyszem walki, jemu to pan Jacek (nieznajomy okazał się bratem dziedzica) zawdzięcz życie. Kiedy powiedziano mu o śmierci Kuby, poszedł na jego grób i żarliwie się modlił. Witek wracając do domu, spotkał Antka o czym zwrócił uwagę Jagny. Niespokojna kobieta poszła do obory doić krowy i tam naszedł ją syn Macieja.

[cytat] Zabrakło im głosu, wzruszenie ich dławiło i ta bliskość, ta upragniona samotność, ta noc niemocą się na nich zwaliła, ciężarem słodkim, ale i dziwnym lękiem! Rwali się do siebie, a teraz i tego słowa rzec było trudno i ciężko, pożądali się nawzajem, a i ręki do się wyciągnąć było niepodobna - milczeli.[/cytat]

Porozmawiali chwilę, Antek prosił, żeby wyszła na bróg, miał czekać przez godzinę albo dwie. Schadzka im się jednak tego dnia nie udała, bo skoro tylko się spotkali, rozległo się Wołanie Boryny: „Jaguś, Jaguś”. Maciej widząc zdyszaną i zarumienioną żonę, zaczął ją podejrzewać o jakie schadzki z parobkami. Przyszedł Rocho wypytać o sytuacje z dworem, ale Boryna nic mu nowego nie powiedział. Kiedy gość poszedł Jagna słała już łóżka Boryna rzucił jej szmatę pod nogi i powiedział z wyrzutem: „Zapaski gubisz, nalazłem ją przy przełazie!”. Dieczyna wykręciła się przytomnie, Łapą, że wyciągnął z chałupy, ale Boryna nie uwierzył.

Rozdział VII

Święto Trzech Króli wypadło tego roku w poniedziałek, po nieszporach ludzie zebrali się w karczmie, gdzie odbywały się właśnie zmówiny córki Kłęby. Konflikt lipieckich chłopów z dworem pogłębiał się, dlatego nie zatrudniono nikogo ze wsi przy wyrębie lasów, co dotknęło przede wszystkim najbiedniejszych. Poproszono o pomoc księdza, wysłano do niego delegacje, ale dobrodziej nie chciał się wstawić za nimi u dziedzica. Biedacy siedzieli w karczmie, pili wódkę i rozmawiali. Tymczasem zabawa zaczęła się na dobre, część osób poszła w tany, inni stali i gwarzyli wesoło. Nagle pojawił się Mateusz, idąc jeszcze o kiju i zawołał młodego Borynę. Ku zdziwieniu Antka rywal przyszedł się pojednać. Mateusz schlebiał Ankowej sile i przyznał, że latał za Jagną, ale ta go nigdy nie chciała. Mężczyźni co rusz to przepijali zgodę, a mąż Hanki poczuł się tak dobrze, że zwierzył się towarzyszowi z miłości do Jagny. Do Antka i Mateusza ostrożnie zbliżyli się inni młodzi gospodarscy synowi i pomstowali a dziedzica, że lasu nie chce oddać, i na starych, że się rządzić nie potrafią, a na wycug nie chcą iść, młodych do głosu nie dopuszczą. Uradzili, że należy „całą wsią iść, rozegnać, nie pozwolić dopóty, aż się dziedzic ze wsią nie ugodzi”, a buntowi miał przewodniczyć Antek.

[cytat] jeden tylko Grzela się sprzeciwiał, a że bywał we świecie i gazetę „Zorzę” czytywał, to jął naucznie i kiej z książki prawić, że gwałtu nie można czynić, bo wda się w to sąd i prócz kozy nikt więcej nie wskóra, że trzeba, aby wieś sprowadziła z miasta adwokata, a ten by wszystko po sprawiedliwości wyrychtował.[/cytat]

Do karczmy wszedł Boryna z żoną, co oderwało uwagę Antka od sprawy. Kiedy tylko ojciec się odwrócił podszedł do Jagny i porwał ją do tańca. Jozka widząc jak brat z macochą na parkiecie wydziwia poszła po Borynę do alkierza, żeby przerwał to wszystko. Wściekły mąż wyrwał Antkowi żonę z objęć i pognał ją do domu. Cała wieś tylko o tym gadała. Zabawa się skończyła, karczma opustoszała, tylko Antek siedział w koncie jak zamroczony. Ocknął się na głos Hanki, która przyszła zabrać go do domu, ale odpędził ją. Sam wyszedł, szwendał się po wsi długo, a wracając do domu znalazł Hanke leżąca pod cmentarzem. Kobieta płakała rzewnie, wtedy wzięła go żałość i poniósł żonę na rękach do chałupy.

Rozdział VIII

U Borynów po wydarzeniu w karczmie było nie do wytrzymania, panowało straszliwe milczenie. Maciej rozchorował się z tego wszystkiego. Józka dogryzała Jagnie, kiedy tylko miała okazję. Młoda żona nie mogła znaleźć sobie miejsca w domu, wciąż myślała o Antku. Dominikowa próbowała wstawiać się za córka u Boryny, ale ten już swoje wiedział i przekonać się nie dał. Jagnie na ten gniew Borynowy Jagustynka radziła nie dobrocią, a złością chłopa złamać. Nie dopuszczać do siebie i stawiać na swoim. Tak też Jagna zrobiła i wtedy to dopiero się piekło w domu zaczęło. Zgodę przyniósł ksiądz, który przyszedł na kolędę i przemówił do rozumu Borynie. Ale zgoda to była tylko pozorna. Maciej wciąż pilnował żony, a oboje pamiętali krzywdy sobie wyrządzone. Jagna coraz bardziej nienawidziła męża i coraz mocniej ciągnęło ją do Antka, z którym teraz często spotykała się pod brogiem. Kochankom pomagali Jagustyna (ot przez złość do całego świata) i Witek, który był zły na gospodarza, że kazał mu oddać oswojonego boćka księdzu.

Tymczasem doszło do ugody między dworem a bogatymi gospodarzami - wójtem, kowalem i młynarzem. Mieli sami zwozić drewno. Boryna początkowo obrażony, że go na naradę dziedzic nie zaprosił, w końcu się zgodził, myśląc jednak skrycie, że jak przyjdzie co do czego, to się jeszcze o las będzie sądzić z dworem.

Rozdział IX

Tego dnia na dworze było okropnie, chmurno, wietrznie imroźnie, ale Hanka i Bylica musieli udać się po chrust do lasu z grupą innych kobiet. U Antków panowała teraz straszna bieda:

[cytat] w chałupie ziąb nie do wytrzymania, dzieci skwierczą z zimna, warzy już nie było

przy czym zrobić, że jeno suchego chleba pojedli... [/cytat]

Po drodze zatopiona w myślach o Tankowym przeniewierstwie, w cichych groźbach kierowanych w stronę Jagny, którą obwiniała o swoje nieszczęście, odłączyła się od grupy i wracała sama. Tymczasem obok przejechały Borynowe sanie, gospodarz wracał z sądu (przegrał sprawę o krowe). Maciej poznał synowa i zaproponował podwózkę. Boryna zdumiał się przemianą Hanki:

[cytat] Dziwny, mrożący spokój bił od niej, a jakaś moc skamieniała, nieustępliwa widniała w jej

zaciętych wargach. Nie przerażał ją jak dawniej, mówiła niby z równym a obcym o różnych

rzeczach nie skarżąc się ani słówkiem, nie żaląc... Odpowiadała prosto, do składu, a głosem

dziwnie surowym, przecierpianym i przez to jakby stężałym w chropawą grudę utajonych

boleń, jeno w oczach niebieskich, wypłakanych tliło się ostre zarzewie czującej mocno duszy.[/cytat]

Boryna przy rozstaniu zaproponował Hance pomoc. Po powrocie do domu kobieta długo rozmyślała o propozycji teścia. Bylica radził jej pogodzić się z Boryna, przystać na jego propozycję, a nie oglądać się na Antka. Hanka myślała teraz już tylko o dzieciach (była brzemienna) i sobie, poczuła nagła moc do walki, do stanowienia o sobie, chciała wrócić do Orynowej chałupy, bo czuła, że tam jest jej miejsce. Pracowała jeszcze, a co i rusz wyglądała za okno czy mąż nie wraca. Nagle usłyszała hałas, coś się paliło. Wpadł Antek.

[cytat] Okrwawiony był, bez czapki, kożuch miał porozrywany, twarz osmoloną i dziki, nieprzytomnyogień w oczach.[/cytat]

Rozdział X

Tego samego dnia zeszli się ludzie do Kłębów na przędzenie wełny. Plotkowano, bawiono się. Był tam i Roch, który tym razem opowiedział zebranym historię o królach. Jagna tak się zasłuchała , tak przeżywała każde słowo Rocha, że nic już nie widziała, tylko wycinała to co, usłyszała z papieru. Tymczasem zniecierpliwiony Antek dawał jej znaki. Nagle usłyszano ujadanie psów za oknem i jakaś postać przemknęła przez podwórze. Wszyscy się wystraszyli, że to zły jaki. Roch, żeby uspokoić towarzystwo począł opowiadać kolejną historię, tym razem o Matce Boskiej. Zadumanie i dzwięk Mateuszowego fletu sprawiły, że prawie nikt nie zauważył, jak Antek i Jagna wymknęli się razem, by schronić się w stodole.

Rozdział XI

[cytat]...Wpadli do sadu, chyłkiem przesunęli się pod obwisłymi gałęziami i prędko, trwożnie, niby spłoszone jelonki, wybiegli za stodoły, w omroczałe śniegi, w noc bezgwiezdną i w niezgłębioną cichość pól przemarzłych.[/cytat]

Potem kochankowie spędzili razem namiętne godziny. Ogarnęło ich całkowite szaleństwo, tak, że na chwile o Bożym świcie zapomnieli. Nadszedł czas powrotu. Szli w całkowitych ciemnościach, aż znaleźli się na dróżce „biegnącej wzdłuż wsi za stodołami, ale już po Borynowej stronie”. Nagle Jagna zaczęła płakać. Poczuli nagła tęskność, że „jeszcze bardziej rwali się do siebie”. Już wracali. Nagle usłyszeli jakiś glos niedaleko. Przyspieszyli. Nie minęła. Zdrowaśka jak wyrósł przed nimi nagły ogień, a zaraz po nim gniewny Boryna z widłami w dłoniach. Kochankom jednak udało się uciec, Boryna krzyczał oszalały, zlecieli się ludzie, by ugasić ogień.

Rozdział XII

Wieś aż huczała po wydarzeniach poprzedniej nocy. Nikt nie miał wątpliwości kogo Boryna zastał na brogu. Kochanków zdradziła zapaska zgubiona przez Jagnę. Zebrani na pogorzelisku ludzie podejrzewali, że to Antek w złości podpalił bróg. Wina za wszelkie nieszczęścia obwiniali jednak „tę sukę” Jagnę. Gdy tak pomstowano na kochanków i obmyślano odpowiednią karę, na tych, co wieś całą mogli spalić, nadszedł ksiądz z Panem Jezusem, a przed nimi Jambroży ze świecą i dzwonkami. podążał z ostatnią posługą do umierających, część ludzi podążyła za nim.

Do wsi przybył pisarza ze strażnikami oglądać pogorzelisko. Wszyscy niecierpliwie czekali, kiedy pójdą zabrać Antka do kryminału. Plotki narastały. Wielkie było rozczarowanie wszystkich, kiedy dowiedziano się, że Brynowego syna nikt nigdzie nie zamyka. To znaczy, że nie podpalił? Więc kto? Przecież nie Jagna czy stary. Zaczęły się pojawiać glosy broniące Antka. Za to nienawiść do Jagny rozgorzała na dobre. Ponadto cala wieś jednomyślnie współczuła Hance.

Przyszedł marzec, plotki ucichły, tym bardziej że żadne z uczestników wydarzeń nie rzucał się ludziom w oczy.

Hanka dowiedziała się wszystkiego od Weronki. Jakże ta wiadomość rozdarła jej duszę, jak ją przemieniła. Ból ogromny przerodził się w determinację. Hanka przestała się bać męża, postanowiła pójść do Boryny po pomoc. Wcześniej pogodziła się jednak z siostrą, przeprosiła za wszystko, podziękowała za gościnę, nie skarżyła się jednak na męża, co zdziwiło Weronkę. Antkowa żona w Popielec wybrała się rano na mszę, po czym zaszła do Orynowej chałupy, gdzie radośnie przywitała ją Józka. Boryna ciepło rozmawiał z synową, ulitował się nad nią i dziećmi, kazał zapakować im jedzenie w tobołki i zaprosił do częstszych odwiedzin. Antek wściekł się widząc ojcową darowiznę, ale Hanka zrobiła mu taką awanturę, ze struchlał i poszedł w wieś. Pil teraz Rawie nieustannie i mimo wszystko spotykał się z Jagną, choć ta widywała się z nim tylko, dlatego że się go bała.

Tymczasem dzięki interwencji księdza pogodzono małżeństwo, co rozwścieczyło zaskoczonego Antka. Czatował wiele dni na Jagnę ale jej nie spotkał, w poszukiwaniu kochanki poszedł na nieszpory, a tam pod wpływem kazania, w którym został wypomniany, przeżywa największe upokorzenie. Odczuwa straszliwa samotność i ból, plącze się bezradnie po okolicy, bo nikt nie chce z nim rozmawiać.

[cytat]Rozdział XIII

„Na zwiesnę się miało;” Odwilże i chłód dawały się we znaki szczególnie lipickim biedakom. Ludzie chorowali. U Borynów nowe porządki nastały. Maciej choć przyjął żonę do domu, to nie miał już dla niej serca, zapędzał ją do roboty i traktował tak jak dziewkę. Nie pilnował jej nawet, bo stała mu się zupełnie obojętna. Jednej nocy podobno w ogóle nie wrócił, bo zasiedział się do późna w mieście. Był rejenta jakiś zapis zrobić, ale jaki wiedziała tylko Hanka, bo teraz była w takiej łasce u teścia, że radził i zwierzał jej się we wszytym. Bywała u niego co dzień, a dzieci nawet nocowały z dziadkiem, bo tak je miłował. A Jagna coraz zajadlejsza była, coraz bardziej wściekła. I do Antka już nie miała ochoty wychodzić, aż jej raz wszystko wypomniał i poszedł sobie.

Któregoś dnia marca, w wsi pojawiła się wiadomość, że dziedzic las wycina. Aż zawrzało wśród chłopów, zaczęto się radzić. Po czym poszła delegacja do Boryny, by się go poradzić. Gdy Maciej dotarł na plac przed karczmą chłopi już czekali. Wcześniej i kowal, i Roch, i ksiądz próbowali odwieźć tłum od walki. Maciej przemówił, po czym poprowadził naród do walki o swoje. Rębacze ustąpili widząc groźne twarze lipieckich chłopów, ale z dworu nadeszła odsiecz i doszło do zajadłej bójki. Boryna nie miał sobie równych walce. Wśród chłopów był również Antek, który początkowo zamierzał zabić ojca, ale cos w ostatniej chwili mu nie pozwoliło. Gdy dostrzegł, że borowy powalił Macieja na ziemie, najpierw wpadł w rozpacz, a potem pognał za przeciwnikiem i zabił go. Lipczaki wygrali. Ciężko ranny w głowę Maciej ledwo rozpoznaje syna, po czym traci przytomność.

TOM TRZECI: WIOSNA

Rozdział I

„Czas był wiosenny o świtaniu”. Kiedy dokoła wszystko zaczęło się budzić do życia, Agata powracała z ogromną radością w sercu do Lipiec z zimowych żebrów. Ciągnęło ją do znajomych stron, bo czuła, że śmierć już bliska, a nie chciała umierać wśród obcych. Niosła ze sobą zresztą gromniczną świecę, wodę świecona i kropidło z myślą o własnym pochowku. Rozglądała się dokoła ciesząc oczy znajomym widokiem i wtedy zwróciła uwagę, na to że na polach brak pracujących ludzi. Pomyślała „Próżniaki”, jednak niedługo dowiedziała się od Jagustynki a potem jeszcze od Kłębowej, że wszystkie lipeckie chłopy już trzy tygodnie siedzą w kryminale, czekają na sąd za najazd na dwór. Niewiadomo, kiedy wrócą, a tu robota czeka. We wsi tylko kowal, wójt, kilku starszych, jeden parobek oraz ciężko rany Boryna się ostali.

Agata nie Przybyla do krewniaków z pustymi rekami, po wieczerzy wyciągnęła ze swojego tobołka prezent dla każdego: sznury paciorków, koziki dzielne, paczkę machorki dla Tomasza oraz fryzkę dla Kłębowej. Każdy się radował otrzymanym podarkiem.

Rozdział II

„Nazajutrz była Palmowa Niedziela”. Hanka nad ranem wyszła z Borynowej chałupy, rozejrzała się po obrządku, pobudziła śpiących jeszcze parobków. Kobieta wprowadziła się z powrotem do domu Macieja zaraz po tym, jak chłopi wrócili z bitwy z dworem. Obawia się, że skoro Boryna zległ, to kowal może się wprowadzić do jego chałupy i już go nikt nie wygoni. Czuła, że musi teraz wszystkiego dopilnować, w końcu „toć Antkowy też był gront”.

Hanka pilnie zajęła się gospodarstwem, a z Jagną toczyła ciągłą, milczącą wojnę.

[cytat] Przeciech sama ostała kiej ten kierz na rozdrożnym wywieisku, jeno że się nie cofnęła

przed robotą ni ludzi nie ulękła. A przeciwko niej była Jagna; byli kowalowie, zawzięci na

nią, że niech Bóg broni; był wójt, któren był swoje zamysły na Jagnę powziął i bez to sielnie

się nią opiekował; był nawet dobrodziej, rychtowany na sprzeciw przez Dominikową.[/cytat]

Tymczasem Hanka starannie doglądała chorego Borynę, karmiła go, zmieniała pościel, posyłała po doktorów. Natomiast Jagnie coraz bardziej ckniło się w domu. Poszłaby do makti, ale ta kazała jej siedzieć u Boryny, swego pilnować, póki mąż nie zemrze. Jagna, kiedy mogła chodziła po wsi, odwiedzała znajomych. Coraz częściej odwiedzał ją wójt, bo sobie upatrzył dziewczynę.

Po śniadaniu, Józka, Jagna i parobkowie szli do kościoła z palmami. Hanka została w domu, pilnować starego, poza tym czekała na Rocha, który miał przynieść wieści o Antku. Okazało się, że z mężem wszystko w porządku, jednak jeszcze niewiadomo kiedy wyjdzie. Borynowy syn kazał ubić wieprzka na Wielkanoc i sobie przywieźć - też chce mieć święta. Kowal co rusz to przychodzi węszyć za Borynowymi pieniędzmi. Któregoś dnia Maciej nagle się przebudzil począł wołać Hankę i kazał jej wszystkich odprawić z izby. Kowal nie chciał wyjść, bo miarkował, że Maciej chce synowej jakąś tajemnice wyjawić. W końcu jednak musiał ustąpić. Okazuje się, że w komorze we zbożu ukryte są pieniądze. Teść przykazuje, aby Hanka zrobiła wszystko, żeby Antka z więzienia wyciągnąć.

Rozdział III

Haka poszła odwiedzić siostrę i Bylice. A tam w chałupie straszna bieda i zimno, a ojciec ledwo żywy leżał pod kożuchem. Weronka narzekała na biedę, wypominała Jagnie, że się z wójtem po karczmach prowadza. Hanka obiecała, że sprawi więcej mięsa i siostry razem pójdą mężom świąteczną strawę zanieść. Kiedy ubito już u Borynów wieprzka, przyszedł kowal wojować o swoje. Hanka nie dała się wyprowadzić z równowagi, powiedziała kowalowi, że bez zgody Antka nie da kowalowi, ani walka słoniny. Ten widząc, że nic nie wskóra, począł słowa zgody wypowiadać i wypytywać o rozmowę z ojcem, i pieniądze. Hanka się z niczym nie zdradziła, ale chytry kowal domyślił się, że kobieta musi coś wiedzieć. Tymczasem ksiądz szedł z Panem Jezusem do Agaty, która wygoniona od Kłębów, leżała teraz chora u Kozłów i czekała śmierci. Hanka przyłapała kowala jak ręce w beczkach ze zbożem zapuszczał i czegoś szukał. Pogoniła go, ale teraz jeszcze bardziej czuła, że musi pieniędzy pilnować.

Rozdział IV

Do wsi przybyli strażnicy, żądając koni i robotników do naprawy drogi. Ludzie pomstowali a nich i na biedę. Bo to już wiosna szła, a rąk do roboty nie było. Roch patrzyl na to wszystko zmartwiony i umyślał jakiś plan, tymczasem pomagał ile mógł.

[cytat] (…) szedł dalej po chałupach miarkując, gdzie może być w czym pomocny.

Przyciszał kłótnie, spory łagodził, doredzał, a gdzie było potrza, i w robocie, choćby najcięższej, pomagał, bo jak u Kłębów drew narąbał widząc, że Kłębowa nie mogła poradzić

sękatemu pniakowi, a Paczesiowej wody przyniósł ze stawu; gdzie znowu rozswawolone

dzieci do posłuchu napędzał...[/cytat]

Nastała straszliwa wichura, wiele szkód we wsi poczyniła. Najgorzej, że Bylicowa chata się zawaliła. Hanka poleciała natychmiast do siostry i ojca. Znaleźli się dobrzy ludzie, co im dopomogli. Weronka zamieszkała w izbie u Sikorów, ksiądz przysłał trzy ruble na dobry początek. Bylica nie chciał zamieszkać u Hanki, choć prosiła bardzo. Zrobił sobie legowisko w sieni zawalonego domu, chciał zemrzeć, tam gdzie się urodził.

Trwały ostatnie przygotowania do świąt. Sprzątano, gotowano, krzątano się po obejściach. W sobotę ksiądz odwiedzał chałupy z kropidłem i święcił pożywienie. Następnego dnia rano, kiedy już wszyscy poszli na rezurekcje, Hanak wśliznęła się po cichu do ojcowej komory i cosik wyniosła po czym również poszła do kościoła.

Rozdział V

W kościele Hanka stała cała roztrzęsiona, nie mogła się skupić na pacierzach. Na Mszy było pełno ludu, tylko chłopów lipickich brakowało. Ksiądz przemawiał gorąco o Zmartwychwstaniu Pańskim. Potem huczało: „Alleluja, Alleluja!”. Hance cała złość na męża przeszła, chciała tylko, żeby wrócił już do domu.

Nazajutrz po święconym Hanka pojechała odwiedzić Antka. Na gospodarstwie została Józia. Jagna siedziała wystrojona w ubrania po zmarłej żonie Boryny. W domu było wesoło przez cały dzień, dziewczyny z parobkami się zabawiały. Hanka wróciła bardzo późno, po wieczerzy rozmawiała z Rochem o spotkaniu z mężem. Nie skarżyła się jednak na to co jej na sercu zległo, tylko się rozpłakała.

[cytat] (…)toć Antek ją przyjął kiej tego psa uprzykrzonego... Święcone ze smakiem jadł, te kilkanaście złotych wziął, nie pytając, skąd miała, i nawet się nie użalił nad jej umęczeniem daleką drogą!...[/cytat]

Następnego dnia był Lany Poniedziałek, chłopaki biegały za dziewczynami i polewali je srogo. Okazało się, że ktoś się wkradł do Borynowej komory i szukał czego w beczkach ze zbożem. Hanka wiedziała, że to kowal. Cieszyła się, że zdarzyła przed nim zabrać pieniądze. Przybyli sołtys i wójt oglądać miejsce włamania. Odeszli. Hanka w łóżku leżała, bo brzemienna była i odpocząć musiała.

Drugiego dnia świat Jagna spotkała na drodze syna organistów, Jasia. Młody Księżyk pokazywał Jagnie książki o dalekich krajach. Było między nimi jakieś napięcie, pragnienie bliskości, ale Jaś w ostatniej chwili się pożegnał i poszedł. Jagna była zauroczona Jasiem, ale jednocześnie romansowała z wójtem.

U Borynów w chałupie znowu gwarno, zebrali się wszyscy znajomi, a Roch opowiadał cudne historie. Nagle ktoś krzyknął: „Podlesie się pali!”. Nikt z lipieckich ludzie nie ruszył, by ratować dworskie zabudowania. Pan Bóg pokarał ogniem dziedzica - myśleli wszyscy.

Rozdział VI

Hanka niedawno urodziła syna i teraz leżała w łóżku, ale mimo słabości pilnowała gospodark skrzętnie. Bylica siedział przy niej i opowiadał, tym, że pan Jacek zamieszkał u niego za komorne. Teraz obok niego w sieni zrobił sobie legowisko i śpi w chłopskiej chacie, choć dziedzicowy brat. Tymczasem Jozia i Dominikowi przyniosły dziecko Hanki od chrztu i podały małego Rocha matce na ręce. Zaczęło się przyjęcie.

Tymczasem rozpogodziło się na dobre, wiosna szła głęboka, a w polu nie miał kto robić. Kobietom nie starczało już sił, ino narzekały na nędze. Tylko u Borynów robota szła jakoś, trochę wolniej, ale jednak Pietrek i Witek dawali radę. Hanka wszystkiego doglądała i popędzała do roboty wszystkich, sama też się nie oszczędzając. Do wsi zawitali Cyganie, wszyscy zamykali drzwi, zaganiali zwierzęta, bo bali się kradzieży. Jagna jakby na złość Hance cały dzień z cyganami się prowadzała, a wieczorem wróciła całkiem pijana. Noc nie przeszła spokojnie. Balcerkowej ukradli konia z wozem. Pojechano szukać Cyganów, ale nic nie wskórano. Kradzieże się mnożyły po okolicy, a na ludzi padł strach o dobytek.

Jednak i szczęście się w końcu w Lipcach pojawiło. Po długiej nieobecności wrócił Roch z wiadomością, że czwarte na dwa dni chłopi z okolicznych wiosek przybędą na dwa dni pomagać w najpilniejszych robotach „za Bóg zapłać”. Roch chodził rozradowany, że coś dobrego mógł zrobić, że ludzie sobie po chrześcijańsku będą pomagać. Przez dwa dni we wsi wrzało w dzień od roboty, w noc od zabawy. Na koniec ksiądz jeszcze każdemu z osobna dziękował za pomoc, mówiąc:

[cytat] Bo co dasz potrzebującemu, jakbyś samemu Jezusowi dawał! No, mówię wam, że choć

nieskorzy jesteście dawać na mszę, choć o potrzebach kościoła nie pamiętacie, choć już od

roku wołam, że dach mi zacieka na plebanii, co dzień modlić się za was będę, za waszą poczciwość Lipcom okazaną... -[/cytat]

Rozdział VII

„Chłopy wracają!” - rozległo się po wsi radosnym okrzykiem. Kobiety pognały do wójta, by potwierdzić wiadomość. Wyrywały sobie z rąk urzędowy papier. Gotowano się na przyjęcie chłopów, mało to wychodził w pole. Tymczasem Jas od organistów wyjeżdżał do szkół, uczyć się na księdza. Jagna żegnała go wzrokiem. Czuła się bardzo samotna i co rsz to o Antku, jeszcze więcej o Jasiu, myślała.

Cala wieś ruszyła z procesją na nabożeństwo, ksiądz przewodził, dalej ludzie śpiewając i mówiąc litanie. Wśród nich była i Agata, która jakiś już czas temu ozdrowiała. Nagle ktoś zobaczył chłopów jakiś idących od lasu. Az się porwali ku nim, ale ksiądz pouczył, że nabożeństwo pierwsze. Hance też serce drgnęło, choć wiedziała, że Antka ta nie ma. Mówiono, że jeszcze drugim mogą długo posiedzieć. W końcu doszło do powiania, gorącego i radosnego. Tylko Hanka i Jana czuły się tego dnia samotne. Jagna chciała powitać Mateusza, ale jakby jej nie dostrzegł. Matka go dopadła i siostra, i Tereska żołnierska, która odwiedzała go przez cały czas w wiezieniu, teraz trzymała go za rękę. Wieczór minął na wsi pod znakiem miłosnych powitań. Jagna wyszła na wieś i co rusz natykała się na jakąś parę. To jej brat Szymon z Natka, to Marysia Balcerkówna z Wawrzkiem, w końcu Mateusz z Tereską. Zawróciła szybko.

Rozdział VIII

[cytat] Wszystko już w Lipcach wracało z wolna do dawnego, jakoby po tej burzy srogiej, co

szkód narobiła niemałych, że naród, ochłonąwszy z trwogi, wyrzekając a żaląc się na dolę,

imał się po ździebku pracy wetującej.[/cytat]

Do Tereski przyszedł list od męża, Jaśka, który właśnie z wojska miał wracać. Ciepły to był list, pełen troski o nią. W liście jeszcze Grzela prosił, by zawiadomiła jego ojca (Borynę) powrocie, nie wiedział bowiem, że Maciej ledwo żywy dogorywał w łóżku od miesięcy. Tereska wcale z powrotu męża się nie cieszyła, kochała Mateusza i cała wieś już wiedział o ich romansie. U wójtów wywiązała się awantura miedzy wójtową o Kozłową, tak ostra, że do bijatyki doszło. Mateusz obejrzał chałupę Bylicy - według niego trzeba było nową stawiać. Pan Jacek obiecywał zmartwionej Weronce, że drzewo na budowę się znajdzie.

We wsi wrzało od plotek o wójtowej bitce i o sprzedaży Podlesia. Nikt nie chciał mieć Niemców za sąsiadów, ale zadłużony dziedzic nie miał innego wyjścia. U Dominikowej w chałupie też nie działo się najlepiej. Synowi nie chcieli po dawnemu wykonywać w domu kobiecych obowiązków. Jagna też niewiele pomagała, romansowała z wójtem. A ludzie gadali. Hance to nawet na rękę było, ale u Borynów też robota kiepsko szła, bo parobek się rozhulał i gospodyni nie dawała sobie z nim rady. Któregoś dnia przyszedł kowal, z informacja, że Antka do procesu nie wypuszczą, a i potem nie wiadomo, bo dziesięć lat mu grozi. Podpowiedział, żeby go wykupi, a potem niech do Ameryki ucieka. Hanka nie wierzyła za bardzo słowom kowala, ale lękała się o męża.

Rozdział IX

Dzień przed Bożym Cialem pojawił się Roch we wsi i od razu Hanki poszedł. Zobaczył Macieja i prorokował, że stary niedługo odejdzie. Dowiedział się od Hanki, że Stachowi i Weronce chałupę budują, bo pan Jacek dał na to „dziesięć chojałów”. Zdziwił się Roch tą hojnością. Stary niósł dobre wieści. Można było Antka wykupić za pięćset złoty jeszcze przed sprawą. Ale poręczenie było potrzebne, że nie ucieknie. Hanka wyciągnęła Borynowe pieniądze, trochę było za mało, ale uradzili, że inwentarza trochę sprzedadzą i wykupią jej męża.

Jagny nie było, pojechała z matka do miasta bo ta chciała córce cały grunt zapisać, po złości buntującym się synom. Ktoś potem widział Jagnę i wójta, jak leżeli pod jakim krzakiem i spici spali w najlepsze. Podobno Dominikową zostawili w mieście, co ty nie przeszkadzała. Plotki się rozeszły i słowa potępienia rzucano to na Jagnę, to na wójta. Jego najwięcej o wszystko obwiniali:

[cytat] Zwalić go z urzędu, to jedyna rada, zaraz mu trąba zmięknie! (…) - Posadzilim go na wójtostwie, to mocnim i zesadzić! To, co dzisiaj zrobił, wstyd la całej wsi, aleć gorsze robił, z dziedzicem zawdy trzymał na szkodę gromady, szkołę chce w Lipcach stawiać, Miemców na Podlesie to on pono dziedzicowi naraił. A hula cięgiem, pije, stodołę sobie postawił, konia przykupił, mięso co tydzień jada i herbatę pija - za czyje to pieniądze? co? Juści, nie za swoje, jeno za gromadzkie.[/cytat]

Następnego dnia ksiądz szedł z procesją od ołtarza do ołtarza. Lipce znowu tętniły życiem. Było kolorowo i gwarno. Wieczorem przy muzyce tańcowano i bawiono się długo. Przy wódce chłopi rozmawiają, że Podlesie jeszcze nie sprzedane, ale lada dzień będzie po wszystkim. Myślą odkupić ziemię i podzielić. Widzą, ze w Lipcach jest za mało ziemi, a za dużo ludzi - wykup Podlesia rozwiązałby problem. Grzela - brat wójta - poddał pomysł, żeby „z dziedzicem się pogodzić i w zamian morgi lasu zażądać po cztery morgi pola na Podlesiu”. Inni jednak chcieli siła brać Polesie jak las. Potem poszli do karczmy nazabawę.

Rozdział X

Po Bożym Ciele Mateusz i inni chodzili po chałupach i namawiali ludzi przeciw Niemcom. Chcieli zmusić ich do wyrzeczenia się kupna Podlesia. Pomagał i Grzela, i Roch choć uważał, że to zbójecki sposób, to nie widział innego wyjścia. Cała wieś była przeciwko Jagnie, krzyczano za nią „wójtowa kochanica”.

[cytat] Gdzież to teraz pójdzie? Drzwi przed nią pozawierają i jeszcze psami szczuć gotowi!... Nawet do matki nie ma iść po co: prawie ją wygnała mimo próśb i płaczów... że gdyby nie Hanka, już by co złego sobie zrobiła... Juści, jedna Antkowa zaopiekowała się nią poczciwie, nie cofając ręki pomocnej i jeszcze broniąc przed ludźmi...[/cytat]

Tymczasem przyszedł papier z urzędu, ze Antka można wykupić. Rozradowana Hanka, poczuła nowe siły. Uwijała się ze sprzedażą, by zgromadzić cała sumę na wykup. Jagna choć nic jej nie powiedziano, czuła, że Antek niedługo wroci.

A w domu u Dominikowej wywiązała się awantura, Szymek oznajmił, że żeni się z Nastką, prosił matkę o pieniądze, co by dać na zapowiedzi. Dominikowa odmówiła, i zabroniła u się żenić. Rozwścieczony, chciał brać pieniądze siła, doszło do szamotaniny i matka wpadła na kuchnię miedzy garnki z wrzątkiem. Choć poparzona wstała i wyrzuciła syna z domu. Ten siadł przed domem i powiedział, że nigdzie nie pójdzie, co to jego, ojcowe. Obok przysiadł jego brat Jedrek oraz Mateusz. Ten ostatni widząc, że Jagna z domu wychodzi, poszedł za nią nad staw. Rozmawiali ciepło, mateusz kazał jej „pogonić tę pokrakę”, wójta, obiecał pomścić dziewczynę. Jagna była znowu dobrej myśli.

Hanka wracała do domu, podprowadził ją Mateusz. Mówili o tym, że Jagnę i Tereskę ksiądz wypomniał na kazaniu. Pod domem czekali już chłopi na Rocha. Poszli do Niemcow, ale ci nie chcieli nawet słyszeć o oddaniu Podlesia. Wtedy zaczęły się groźby, Niemcy chcieli się strzelać, ale Roch wycofał swoich. Nie tracili nadziei.

Rozdział XI

Anek miał wrócić za trzy dni. Hanka czekała na niego niecierpliwie. Poszła do Boryny powiedzieć mu o wszystkim. Stary leżał teraz w sadzie, bo chałupie za gorąco było. Hanka poszła na pole zanieść obiad wyrobnikom. Gadali o Niemcach, ze się wyniosą i zgoda z dziedzicem też będzie. Nagle przybiegł Witek. Hanka pognała o domu. Maciej się przebudził prosił o buty, chciał iść na pole. Przenieśli go do chałupy, widząc, ze to już koniec. Posłali po księdza, co by go na maścił. Boryna leżał spokojnie w łóżku, już nic nie majacząc nawet. W dniu, w którym miał wrócić Antek, Hanka cały dzień go wypatrywała, ale się nie doczekała. W środku nocy Boryna się przebudził i wyszedł na dwór, myśląc że dnieje i trzeba iść na pole (księżyc świcie jasno). Poszedł i począ siać.

[cytat]A potem, kiej już noc ździebko zmętniała, gwiazdy zbladły i kury zaczynały piać przed świtaniem, zwolniał w robocie, przystawał częściej i zapomniawszy nabierać ziemi pustą garścią siał - jakby już jeno siebie samego rozsiewał do ostatka na te praojcowe role, wszystkie dni przeżyte, wszystek żywot człowieczy, któren był wziął i teraz tym niwom świętym powracał i Bogu Przedwiecznemu.[/cytat]

Boryna usłyszał jeszcze wołania jakie i zmarł.

TOM CZWARTY: LATO

Rozdział I

Dopiero rano dowiedziano się w Borynowej chałupie o śmierci gospodarza. Łapa zaprowadzi Józkę na pole, gdzie leżał martwy Macieja. Przygotowaniom do pogrzebu towarzyszyły lament i płacz. Boryna leżał w pięknie odziany, a ludzie tłumnie przychodzili, by się za niego pomodlić i pożegnać się z zacny gospodarzem. Hanka żałowała, że Antek nie zdążył pożegnać się z ojcem. Mateusz robił trumnę dla nieboszczyka. Kto przybył pocieszał Hankę, Magdę Józkę, tylko Jagny nikt nie żałował, jeszcze obgadywali dziewczynę srogo. Hanka marzyła, żeby spłacić rodzeństwo Antkowe i pozostać na całym gospodarstwie. Złość ją brała gdy wspominała przepisane na Jagnę sześć morgów.

Następnego dnia cała przyroda zdała się żegnać starego gospodarza. Hanka obudziła się o świcie i od razu zaczęła rozporządzać, co trzeba zrobić. Przyjechał kowal po pieniądze na sprawunki niezbędne na jutrzejszą stypę, a przy okazji nagabywał Hanke o Borynowe pieniądze. Hanka go przepędziła. Przygotowania trwały.

Pogrzeb Boryny odbył się kolejnego dnia. Odprawiono w kościele uroczyste nabożeństwo, potem wyniesiono trumnę, śpiewając „Miserere mei Deus”. Ruszyła żałobna procesja:

[cytat] Czarna chorągiew z kościotrupem załomotała na wietrze kiej ten ptak straszliwy i poniosła się przodem, a za nią dopiero błyskał srebrzysty krzyż i otwierała się długa ulica brackich z zapalonymi świecami, i szli księża w czarnych kapach.

Trumna jechała w pośrodku, ułożona na słomie wysoko, że ją cięgiem i wszystkie mieli na oczach, a tuż za nią wlekła się rodzina srodze zawodząc płaczem i jękami, zaś pobok i kaj gdzie kto wziął miejsce, ciżbiła się cała wieś, w niemałym smutku a cichości idąca. Że nawet chore i kalekie nie ostały w chałupach.[/cytat]

Nawet dziedzic dołączył do pochodu i szedł z ludem żegnać najznakomitszego gospodarza we wsi. Na pogrzebie ludzie płakali szczerze żałując zmarłego i jego rodziny. Potem rozchodzili się przy dźwiękach bijących dzwonów do izby Borynowej na stypę. A tam niczego nie zabrakło ni smacznego jedzeni, ni gorzałki; komentowano, że stypa była okazała, jak niejedno wesele. Jak zawsze w większym zgromadzeniu rozmawiano o zmarłym, bieżących zdarzeniach oraz sąsiadach. Przeniesiono się później do karczmy, a w domu kobiety opłakiwały Borynę.

Rozdział II

W dzień świętego Piotra i Pawła obywał się w Lipcach odpust. Antka wciąż nie wypuścili z więzienia. Do wsi zjechało się mnóstwo ludu, handlarzy świętościami, dziadów i innych. Słychać było odgłos katarynki. Kościół aż pękał w szwach podczas Mszy, podczas której „spadły zapowiedzie Szymka Dominikowej z Nastusią”, co później chętnie komentowano. Tymczasem Niemcy wynosili się z Podlasia, nie poszczęściło się im tam. Chłopi żegnali ich nieprzyjemnymi docinkami. Pojawił się również dziedzic, który teraz przymilnie rozmawiał z mieszkańcami Lipiec, bo chciał z nimi ubić dobry interes. W tłumie dostrzeżono też Jasia organistów, szczególnie Jagnę zainteresował ten widok. Natomiast do niej ponownie zalecał się Mateusz. Na odpust przybyło wiele dziadów żebraczych, Hanka rozdając im jałmużnę, dostrzegła w pewnym momencie wśród nich własnego ojca. Kobieta była w szoku, kazała ojcu natychmiast wracać do domu - jakiż to był dla niej wstyd. Na to dobrotliwy ojciec odpowiedział:

[cytat] Nie póde... Już to sobie z dawna umyśliłem... Co wama mam ciężyć, kiej dobre ludzie wspomogą... We świat se pociągne z drugimi... święte miejsca obacze... co nowego się prze wiem... Jeszczech wama spory grosz przyniese... Naści złotówkę, kup jakiego cudaka la Pietrusia... kup...[/cytat]

Hanka nie mogła się z tym pogodzić, poszła do Weronki, nakrzyczała na siostrę, że ojca głodziła, itd. Jednak ta się nie dała, biednie u niej było, sama nie miała, co do garnka włożyć. Kobiety musiały się pogodzić, z wyborem ojca.

Tego dnia w karczmie odbywała się narada na temat zgody z dziedzicem. nie wszyscy wierzyli w jego dobre intencje. Chciał oddać cztery morgi ziemi na Podlesiu za morgę lasu. Rozeszli się chłopi z karczmy, wieś kładła się spać, bo radosnym dniu. Tylko Jagna wieczorem stała pod oknem Jasia i wzdychała ciężko, bo cosik ją za serce chwytało.

Rozdział III

W oktawę śmierci starego Boryny rozina zamówiła mszę za jego duszę, ponadto tego dnia rodzina zgodnie z tradycją miała rozmawiać o podziale majątku. Ksiądz napominał dziedziczących, by dzielili się sprawiedliwie i nie pokrzywdzili sierot, szczególnie Józki, która jest jeszcze „skrzatem” oraz Grzeli przebywającego w wojsku z dala od domu. Jak można było przewidzieć nie obeszło się bez starć: o pieniądze po Borynie, o kożuch, zwierzęta, itp. hanka nie pozwoliła nic brać póki spisu nie będzie i Antek nie wróci. Kiedy kowal już wyszedł pojawiła się wójtowa z listem o Grzeli, widząc Jagusie poczęła ją wyzywać.Doszło do awantury z Dominikową, która broniła córki. Na koniec Jagna tak zeźliła Hankę, że Antkowa żona wyrzuciła ją z domu. Jagna z pogardą rzuciła zapis (na sześć morgów ziemi) pod nogi rywalki, powiedziała przy tym, że Antek tylko ją kochał, a żonę miał za nic. Jagna zabrała swoje rzeczy i poszła do matki. W liście donoszono, że Grzela nie żyję. Najmłodszy syn Boryny utopił się jeszcze na Wielkanoc. Hanka z jednej strony żałowała chłopaka, z drugiej ulżyło jej, że mniej osób do podziału gospodarki będzie. następnego dnia wójt przyszedł z wiadomością, że Antek na dniach powróci do domu.

Rozdział IV

Hanka od rana była niespokojna, poganiała wszystkich do roboty bardziej niż zwykle. Wciąż wyglądała męża, który rzeczywiście pojawił się tego dnia, a wraz z nim Roch. Małżonkowie przywitali się ciepło i radośnie. Antek nie wrócił z pustymi rękami, przywiózł żonie piękne prezenty - wełnianą chustę, jedwabną chusteczkę na głowę oraz trzewiki. Hanka pokazała mu syna, którego urodziła w czasie pobytu męża w więzieniu. Antek zjadł pyszny, swojski obiad, a potem poszedł oglądać gospodarkę. Hanka opowiedziała mu o wygonieniu Jagny i o skardze, którą żona Boryny na nią złożyła. Na polach Antek odkrył, ze jest bardzo związany z ojcowską ziemią. Zrozumiał, że źle postępował. Był dumny, że żona tak dobrze poprowadziła gospodarstwo.

Wieczorem przyszli znajomi, witać się z Antkiem, był i Mateusz, i kowal. Pomstowano, że chłopi głupi, nie chcą podpisać zgody z dziedzice i tylko nosami kręcą. Wszystko dlatego, brak im przewodnika. W tej roli chętnie widziano by Antka - tylko kowalowi było to nie w smak. Szwagier przypomniał niedawnemu więźniowi, że czeka go jeszcze proces o zabójstwo i nie powinien brać na siebie odpowiedzialności za sprawy całej wsi.

Rozdział V

Parobek Pietrek coraz bardziej daje się we znaki Hance swoją bezczelnością. Antek na polu spotyka Jagustynkę - kobieta wróciła niedawno do dzieci. Pogodziła się z nimi, bo teraz biedę klepią, a matka to zawsze matka. Od niej dowiaduje się Antek o piekle w Dominikowej chałupie. Jakoś mu serce dziwnie drgnęło na brzmienie Jagusinowego imienia. W domu Antek warczał na Hankę, potem poszedł do kowala, który radził mu uciekać do Ameryki przez wyrokiem. Pognębiły te słowa młodego gospodarza. Myślał, że jakiej rady dobrodziej mu udzieli, ale nic nowego nie usłyszał. Tymczasem był umówiony z Jagną. Początkowo przywitała go oschle, wymawiała krzywdy, ale kiedy przysunął ją do serca i począł namiętnie całować, poddała mu się zupełnie bezwolna. Po wszystkim pokłócili się ostatecznie, a Antek postanowić zakończyć romans raz na zawsze. Nie spał cała noc, a rano lepszy był już dla żony.

Zabrał się Antek do pracy. Ale to nie pomogło, coraz bardziej strapiony chodził, myślał o sprawie, o ucieczce, o Jagnie. Zrobił się chmurny i niedobry dla żony, która nie rozumiała, co się dzieje. Dopiero, gdy któregoś wieczora przyszli strażnicy pytać o Rocha, Antek zwierzył się żonie. Ta jednak powiedziała, że do żadnej Ameryki nie pojedzie, jeśli Antka zamkną, ona gospodarki dopilnuje.

Rozdział VI

Dzięki poręczeniu Antka i Mateusza Szymek wyklęty syn Dominikowej wziął od dziedzica sześć morgów na spłaty. Okrutnie zapuszczone to było pole i odradzali mu ludziska, przestrzegali, że nic tam nie urośnie, ale Szymek się zaparł. Robił od świtu do nocy i nie zniechęcał się ni biedą, ni narzekaniami narzeczonej. Mimo zakazu matki pomagał mu Jędrek. A i inni widząc jego zaciętość, postanowili go wesprzeć. Pan Jacek przyszedł i robił z Szymkiem, Mateusz, postawił siostrze i przyszłemu szwagrowi niewielką ale „galantą” chałupę. Kiedy wszystko było już gotowe, odbył się skromny ślub Nastki i Szymka. Młoda żona popłakiwała nad biedą w której przyszło im żyć, ale pocieszeniem byli hojni sąsiedzi, którzy to z dobrego serca, to przez złość do Dominikowej, pomagali młodej parze.

Rozdział VII

Józka chorowała na ospę. Doglądała jej Jagustyka i Witek. Młody parobek znosił do domu ptaszki i inne stworzonka, by zabawić chorą. A lato było upalne i wszyscy cierpieli z powodu suszy. Zanoszono błagania do Pana Jezusa o deszcz. W końcu zahukało gdzieś i burza rozpętała się straszliwa. Ludzie modlili się o zmiłowanie. Piorun walną w stodołę wójtową i spalił ją do cna.

Jagna odwiedziła Szymonów, dowiedziała się ile dobra Antkowie im uczynili. Ofiarowała Nastce dziesięć rubli i obiecała matkę udobruchać. W drodze powrotnej spotkała Mateusza, poszedł za nią, ale że nie mógł się z nią dogadać szybko zawrócił. Wtedy Jagnę dopadł wójt, ale go pogoniła i zakazała się zbliżać do siebie. Myślała tylko o Jasiu. Jaką radością wybuchła dowiedziawszy się, że upragniony „księżyk” przyjeżdża następnego dnia.

Rozdział VIII

Tymczasem miało się odbyć spotkanie w sprawie budowy szkoły. Od chłopów żądano podatku na ten cel. We wsi panowała bieda, a ponadto szkoła miała być rosyjska, więc postanowiono głosować przeciw. Kiedy jednak przyszło co do czego tylko najodważniejsi nie bali sprzeciwić się naczelnikowi. Głośno upomniano się o polską szkołę. Ale głosowanie i tak zostało sfałszowane - w ten sposób zatwierdzono budowę szkoły.

Rozdział IX

W drodze powrotnej Antek spotkał Żyda, pomógł mu pchać jego toboły, a przy okazji dowiedział się, że kontrakt na budowę szkoły od dawna był podpisany. Dalej spotkał dziedzica, przywitali się i rozmawiali o spotkaniu z naczelnikiem. Dziedzic dziwił się, skąd u chłopów taka znajomość historii i świadomość narodowa - widział w tym rękę Rocha i swego brata. Antek odważnie rzucił oskarżenie za wszystkie nieszczęścia polskiego ludu na panów, co rozgniewało straszliwie dziedzica. Wzburzeni rozstali się. Wtem Antek zdziwiony zobaczył Jagnę i Jasia stojący przy drodze. Poszedł dalej, a tam się natkną na organiścinę, nie mógł jej nie powiedzieć, gdzie i z kim widział jej syna. Wtem Jaś wyleciał matce na przeciw, ta poczęła go pouczać, żeby z Jagną się nie pokazywał, bo zaraz będą plotki. Niewiele to pomogło, bo Jagna w niego była mocno zapatrzona, często bywała u organistów i w kościele. A Jaś niby bierny, ale coś go do niej ciągnęło. Któregoś dnia spotkali się przypadkowo, „księżyk” począł jej czytać książkę. Przydybała ich razem Kozłowa, Jasia wzywano do domu, bo na plebani pojawili się żandarmi.

Rozdział X

We wsi panował zamęt, bo nie wiadomo było, po co ci żandarmi przyjechali. Ktoś przytomnie domyślił się, że to Rocha chcą zabrać i poszedł do Borynów z ostrzeżeniem. Ten uciekł szybko, a wcześniej kazał Józce, leżącej wciąż z ospą w łóżku, włożyć pod siebie jakieś papiery i pilnować. Antkowie nie wydali Rocha, żandarmi odeszli.

Roch powrócił zabrał swoje rzeczy i odszedł pożegnawszy się ze wszystkimi. Odprowadzała go Jagusia, do której przemawiał raz ostatni z ostrzeżeniem, żeby żyć inaczej zaczęła.

Rozdział XI, XII

Zbliżał się czas żniw. Po wsi rozeszła się wiadomość, że kowal ma zamiar budować młyn - konkurencje dla dotychczasowego młynarza. Jasiek wrócił z wojska i od razu życzliwi powiadomili go o romansie żony. Tereska szukała pomocy u kochanka, ten jednak nie chciał nic zaradzić. Mąż początkowo zły, wybaczył jej jednak. Wszyscy podziwiali poczciwość żółnierza. Na Agatę przyszła ostatnia godzina. Kobieta umarła tak jak marzyła, w Kłębowym łóżku pod własną pierzyną. Nawet ksiądz do niej przyszedł z ostatnią posługą. Jaś rozpaczał po śmierci Agaty, a we frasunku pocieszała do Jagna. Tę scenę zobaczyła organiścina i okrutnie nawymyślała Jagnie. Matka opowiedziała synowi o szczegółach Jaginych romansów. Początkowo nie mógł uwierzyć, ale potem się przekonał, ze to prawda. Na pogrzebie Agaty Jagna wgapiała się w niego namiętnie, więc postanowił się z nią rozmówić. Ale rozmowa przerodziła się wczuła scenkę zakochanych i tak ich przyłapała organiścina. Nie mogła odpędzić Jagny, do której nie docierały nawet największe obelgi.

Niedługo po tym z Lipiec wyruszyła pielgrzymka do Częstochowy, w której poszli: „Hanka, Marysia Balcerkówna, Kłębowa z córką, Grzela z krzywą gębą, Tereska z mężem, które się ochfiarowały przez całą drogę nie brać do ust nic gorącego, i parę komornic, ale wraz z ludźmi z drugich wsi zebrało się ze sto narodu”. Na pielgrzymkę wyruszył również skruszony Jasio, co doprowadziło Jagnę do rozpaczy.

Rozdział XII

Po tym wszystkim wściekła Dominikowa sprała Jagnę, mówiąc, że musi się zmienić. Na to córka jej wypomniała, że w młodości podobno nie była lepsza. Tymczasem rozeszła się wieść, że aresztowano wójta, bo z kasy znikło pięć tysięcy rubli. Nie dość, że skonfiskowali wójtowi całą gospodarkę, to jeszcze podobno Lipce mają spłacać resztę długu. Rozłościło to cała wieś, do tego organiścina podpowiedziała, że to przecież wszystko na Jagnę przepuścił i cała złość na niej się skumulowała. Gromadą uradzili, że Jagnę trzeba wypędzić ze wsi, nawet Antek się nie sprzeciwił, przystał na wolę wsi. Jedne Mateusz nie godził się na to. Cała wieś poszła do Dominikowej, siłą wyciągnęła Jagnę i dokonała sądu na dziewczyną.

[cytat] (...)Jagusia w postronkach, na gnoju, zbita do krwi, w porwanym odzieniu, pohańbiona

na wieki, skrzywdzona ponad człowiecze wyrozumienie i nieszczęsna ponad wszystko, leżała

jakby już nie słysząc ni czując, co się dzieje dokoła, tylko żywe łzy nieustanną strugą ciekły

po jej twarzy posiniaczonej, a niekiedy wzniesła się pierś niby w tym krzyku skamieniałym.[/cytat]

Złość jakoś w ludziach opadła, wszystko się uspokoiło. Wracali do domów, a burza się rozpętała. Nazajutrz nastał piękny dzień. Rozpoczęły się żniwa. Jagna wraz z matką zamieszkały w chacie Szymka na Podlesiu. Jagna wciąż leżała ogłupiała. Któregoś dnia do wsi zawitał dziad i począł wypytywać Mateusza o zdrowie Jagny. Tylko ci dwaj jej żałowali.

Plan wydarzeń w „Chłopach”

1.Jesienne roboty na polu.

2.Zdechła krowa - gniew Boryny z powodu strat oraz myśl o ponownym ożenku.

3.Boryna w sądzie - wygrana sprawa z Jewką.

4.Radości i troski parobka Kuby.

5.Konflikt Antka z ojcem o przepisanie gruntu (awantura przy obiedzie) - tajemny romans syna Boryny z Jagną

6.Jarmark - prezent dla Jagny od Boryny.

7.Krojenie kapusty w Borywnoej chałupie - historia o Panajezusowym psie opowiedziana przez Rocha.

8.Wiadomość o zrękowinach Boryny i Jagny - radość narzeczonego i rozgoryczenie jego dzieci.

9.Zaduszki - wspomnienia Kuby.

10.Nieudany plan kowala, zakończony wypędzeniem Antków z Borynowej chałupy.

11.Wesele Jagny i Macieja.

12.Dramatyczna śmierć Kuby.

13.Bieda Hanki - zaniedbania Antka względem rodziny (bójka z Mateuszem w obronie kochanki).

14.Przedbożonarodzeniowa wizyta „księżyka” Jasia w Borynowej chałupie.

15.Rozmiłowanie Boryny w Jagnie - dalszy romans młodej żony z Antkiem (potajemne spotkania kochanków).

16.Konflikt lipieckich chłopów z dworem o las - pojednanie między Antkiem i Mateuszem.

17.Podejrzenia strapionego męża.

18.Przypadkowe spotkanie Boryny i Hanki - propozycja pomocy dla synowej.

19.Przędzenie wełny u Kłębów - zdemaskowanie kochanków przez rozwścieczonego Borynę (pożar).

20.Nowe porządki w domu Boryny, obojętność wobec żony.

21.Rozterki i samotność Antka.

22.Bitwa z chłopów z dworem: ciężka rana Boryny; zabicie borowego przez Antka

23.Opustoszałe Lipce - chłopi w kreminale.

24.Troskliwa opieka Hanki nad chorym teściem - konflikty z Jagną.

25.Wielkanoc - smutne odwiedziny Hanki u męża w wiezieniu.

26.Lany Poniedziałek - włamanie do Borynowej chałupy.

27.Kolejne spotkanie Jagny i Jasia.

28.Chrzest nowonarodzonego syna Hanki.

29.Pomoc okolicznych chłopów w pracach na lipieckich polach.

30.Powrót chłopów z kryminału (bez Antka) - starania Hanki o wykupienie męża z wiezienia.

31. Romans Jagny i wójta.

32.Śmierć i pogrzeb Boryny - wstępne rozmowy o podziale majątku.

33.Powrót Antka z więzienia.

34.Zebranie w sprawie budowy rosyjskiej szkoły we wsi.

35.Żandarmi we wsi - nieudane poszukiwania Rocha.

36.Próby uwiedzenia Jasia przez Jagnę - gniew organiściny.

37.Skrucha Jasia - pielgrzymka do Częstochowy.

38.Samosąd nad rozpustnicą - brutalne wypędzenie Jagny ze wsi.

I.Jesień

1. Jesienne roboty na polu.

a. Rozmowa księdza z Agatą, odchodzącą ze wsi na zimowe żebry.

b. Plotki przy pracy.

c. Przybycie Józki z wiadomością o zdechłej krowie

2. Nieszczęście w Borynowej zagrodzie.

a. Lament kobiet nad chorą krową - próba ratowanie zwierzęcia.

b. Gniew gospodarza.

c. Decyzja o dobicie krowy.

3. Boryna w sądzie.

a. Sprawa między Kozłami a Dominikową o przywłaszczenie świni.

b. Nieprawdziwe oskarżenie Boryny o ojcostwo -wygrana strawa z Jewka.

4. Niedziela.

a. Wizyta Kuby u księdza - „cała złotówka” za kilka przyniesionych kuropatw.

b. Ekstaza Kuby podczas Mszy.

c. Kłótnia o przepisanie gruntu podczas obiadu w domu Boryny.

d. Rady kowala dla nieusatysfakcjonowanego Antka.

c. Propozycja zarobku dla Kuby od Jankiela.

5 Jarmark.

a. Spotkanie Boryny i Jagny - piękne prezenty od gospodarza.

b. Spotkanie Byny i kowala - nalegania zięcia na przepisanie ziemi.

6. Wizyta Ambrożego u Dominikowej - wstępne rozeznanie w sprawie zaręczyn Boryny i Jagny.

7. Krojenie kapusty u Borynów.

a. Podekscytowanie Jagny.

b. Wzajemne zainteresowanie Jagny i Antka.

c. Chojny poczęstunek gospodarza.

d. Opowieść starego Rocha o Panajezusowym psie.

e. Wspólny powrót Antka i Jagny.

8. Zmowiny Jagny i Doryny.

a. Zdenerwowanie Macieja.

b. Dziewosłęby w domu Dominikowej - tradycyjne rytuały zaręczynowe

c. Zrękowiny w karczmie - zapis dla Jagny na sześć morgów ziemi.

d. Wiadomość o planowanej przez dziedzica sprzedaży lasu.

9. Dzień Zaduszny.

a. Radość narzeczonego oraz rozgoryczenie jego dzieci.

b. Uroczystości zaduszkowe.

c. Wizyta na cmentarzu Kuby i Witka - wspomnienia o rodzicach.

10. Nieposkromiony gniew Antka.

a. Nieudana wizyta u księdza.

b. Spotkanie z siostrą i kowalem - oburzenie Antka na propozycję szwagra.

c. Konflikt Antka z wójtem.

d. Kłótnia, a potem bojka syna z ojcem - wyrzucenie Antków z Borynowej chałupy.

11. Ślub Jagny i Boryny.

a. Rady matki dla przyszłej żony.

b. Brak entuzjazmu w Jagnie z powodu zamążpójścia - zakaz tradycyjnego ścinania włosów mężatce.

c. Tradycyjny pochód do kościoła.

d. Huczne wesele.

e. Przenosiny i dalsza zabawa.

12. Śmierć Kuby.

a. Postrzelenie parobka podczas próby kłusowania na dworskich ziemiach.

b. Niegojąca się rana - samotna choroba parobka.

c. Brak pomocy z powodu wesela Boryny.

d. Rady Jamrozego.

e. Własnoręczne odrąbanie sobie chorej nogi.

f. Śmierć w stajni.

II.Zima

1. Bieda w chałupie starego Bylicy (ojca Hanki)

a. Gniew i strapienie Antka.

b. Kłótnie Hanki z siostrą.

c. Zaradność Hanki - sprzedaż krowy i odjecie pracy u organiściny.

d. Plotki o romansie Anka i Jagny.

2. Praca Antka w tartaku.

a. Uciążliwy kierownik ( Mateusza - drugiego adoratora Jagny).

b. Rywalizacja Antka i Mateusza.

c. Bójka - bezsprzeczne zwycięstwo Antka

d. Podwyżka dla Antka.

3. Boże Narodzenie.

a. Przygotowania do świat.

b. Wizyta Jasia w domu Borynów - zauroczenie Jagny młodym „Księżykiem”.

c. Wspaniała wieczerza w domu Borynów.

d. Spotkanie Antka i Jagny podczas pasterki.

4. Wątpliwości Jagny.

a. Uporczywe myśli o Antku.

b. Wiadomość o „obronie jej honoru” przez syna Boryny.

c. Plan spotkania z ukochanym podczas nieobecności męża - rezygnacja.

5. Wizyta Pana Jacka w domu Borynów.

a. Zachwyty nieznajomego nad rękodziełami.

b. Jakub Socha - bohaterem.

c. Odwiedziny grobu Kuby i żarliwa modlitwa za jego duszę.

6. Romans Jagny i Antka.

a. Potajemne spotkania kochanków.

b. Zgubiona zapaska Jagny - podejrzenia męża.

c. Szalony taniec kochanków w karczmie przerwany przez Borynę.

d. Milcząca wściekłość męża - surowość względem żony.

e. Dalsze spotkania kochanków.

f. Spotkanie u Kłębów - „wyślizgnięcie się” kochanków.

g. Przyłapanie Antka i Jagny a gorącym uczynku przez Borynę.

h. Tajemniczy pożar.

i. Wypomnienie Antka przez księdza w kościele.

7. Przemiana Hanki.

a. Troska o dzieci i męża.

b. Wiadomość o romansie Antka.

c. Przyjęcie pomocy od teścia - bunt przeciwko mężowi.

8. Konflikt chłopów z dworem o las.

a. Ugoda bogatych gospodarzy z dworem.

b. Wiadomość o bezprawnej wycince lasu.

c. Bitwa chłopów z Maciejem Boryną na czele o las.

d. Plan zabicia ojca w czasie walki

e. Maciej Boryna raniony przez borowego.

f. Krwawa pomsta Antka.

g. Po zwycięstwie powrót chłopów z nieprzytomnym Boryną do wsi.

III.Wiosna

1. Opustoszałe Lipce.

a. Zdziwienie powracającej z żebrów Agaty.

b. Lipieckie chłopy w kreminale.

2. Rządy Hanki w Borynowym gospodarstwie.

a. Troskliwa opieka synowej nad chorym Boryną

b. Ciężka praca na gospodarce.

c. Konflikty z Jagną.

d. Zaufanie Boryny - wiadomość o ukrytych w zbożu pieniądzach.

e. Chciwość kowala i nieugiętość Hanki.

3. Wielkanoc.

a. Zmartwienia lipieckich kobiet.

b. Odnalezienie przez Hankę Borynowych pieniędzy.

c. Tradycyjne obrzędy wielkanocne.

d. Odwiedziny Hanki u męża w więzieniu.

e. Spotkanie Jagny i Jasia.

f. Wiadomość o zakazie sprzedaży lasu nałożonym przez sąd.

4. Pomoc starego Rocha.

a. Przyjaźń z Hanką.

b. Pomagania w gospodarstwach.

c. Sprowadzenie chłopów z okolicznych wiosek do pomocy przy najpilniejszych robotach - niewypowiedziana radość Lipczaków.

5. Powrót chłopów z więzienia.

a. Radość we wsi i smutek Hanki.(Antka nie wypuszczono).

b. Starania Hanki o uwolnienie męża.

c. Natrętność kowala.

d. Zwyczajne lipieckie życie.

6. Konflikt z Niemcami o Podlasie.

a. Wieści o sprzedaży Podlasia Niemcom.

b. Oburzenie chłopów.

c. Plan odkupienia od Niemców Podlasia i założenia tam „drugich Lipiec”.

d. Wyprawa do Niemców zakończona awanturą i groźbami.

e. Wyjazd nieproszonych sąsiadów.

7. Konflikt syna z Dominikową.

a. Zaręczyny wbrew woli matki.

b. Kłótnia z matką, zakończona szamotaniną - wypędzenie wyrodnego syna z domu.

c. Upór Szymka.

d. Wykupienie kawałka zaniedbanego pola na Podlasiu - plan założenia własnego gospodarstwa.

e. Ciężka praca i pomoc sąsiadów.

f. Skromny ślub z Nastką.

8. Wiadomość o rychłym wypuszczeniu Antka z więzienia.

9. Śmierć Boryny.

IV.Lato

1. Uroczysty pogrzeb Boryny.

a. Rozpacz rodziny.

b. Msza za dusze zmarłego.

c. Pochód na lipiecki cmentarz.

d. Wystawna stypa.

2. Odpust.

a. Uroczyste Msza i procesja.

b. Bylica- żebrakiem.

c. Gniew Hanki.

d. Narada chłopów na temat ugody z dziedzicem.

3. Oktawa po śmierci Boryny.

a. Msza.

b. Rozmowy na temat podziału majątku - decyzja o odłożeniu tej sprawy do powrotu Antka.

c. Wiadomość o śmierci Grzeli - młodszego syna Boryny.

d. Kłótnia Hanki z Jagną - wypędzenie młodej wdowy z domu.

4. Powrót Antka.

a. Radość - prezenty dla żony i dzieci.

b. Zadowolenie z żony

c. Wystawny obiad.

d. Powrót do pracy.

f. Lęk o przyszłość - strach prze wyrokiem.

g. Rozważanie możliwości ucieczki do Ameryki.

5. Zalotnicy Jagny.

a. Samotność dziewczyny.

b. Romans z wójtem.

c. Ponowne zaloty Mateusza.

d. Ostatnia schadzka z Antkiem.

e. Wieści o przyjeździe Jasia do wsi.

6. Sprawa budowy rosyjskiej szkoły w Lipcach.

a. Niezadowolenie chłopów.

b. Debata i sfałszowane wybory.

7. Powrót Jasia.

a. Spotkanie Jasia z Jagną na drodze obserwowane przez przechodzącego tamtędy Antka.

b. Ostrzeżenia organiściny.

8. Żandarmi we wsi.

a. Poszukiwania Rocha.

b. Ucieczka starca, dzięki pomocy Lipczaków.

9. Zemsta na Jagnie.

a. Smutek Jasia z powodu śmierci Agaty -Jagna pocieszycielką.

b. Gniew matki „księżyka” - cała prawda o Jagnie.

c. Jaś pokutuje z pielgrzymami idącymi na Jasną Górę.

d. Rozpacz Jagny.

e. Wieści o zdefraudowanych prze wójta pieniądzach - zrzucenie winy na romansująca z nim Jagnę.

f. Brutalne wyrzucenie Jagny ze wsi.

8. Żniwa.

a. Choroba Jagny.

b. Rozmowa Mateusza z dziadem o losie Jagny.

Bohaterowie „Chłopów”

Maciej Boryna

Maciej Boryna jeden z głównych bohaterów Chłopów Władysława Reymonta to postać, która w dużej mierze ucieleśnia ideał chłopa polskiego. To gospodarz z dziada pradziada na trzydziestu dwóch morgach gruntu, z pastwiskami oraz prawem do wspólnego lasu. Gdy poznajemy Borynę, jest on już mężczyzną dojrzałym, wręcz starzejącym się, choć zupełnie tego po nim nie widać. Mimo swoich pięćdziesięciu ośmiu lat wciąż charakteryzuje się krzepą i siłą, wciąż zarządza gospodarstwem, choć dzieci usilnie namawiają go, żeby przepisał ma nie ziemię, a sam poszedł na wycug. Uparty i dumny Maciej nie chce się na to zgodzić, co rodzi wiele konfliktów w domu.

Boryna posiada jedną z najładniejszych lipieckich chałup. On wraz z młodszą córką Józką zajmuje jedną część, drugą zamieszkuje jego syn Antek z żoną Hanką i dziećmi. Ponadto Maciej ma jeszcze dwoje dzieci - Magdę, żonę podstępnego kowala oraz Grzelę - dwudziestosześcioletniego syna, który przebywa w wojsku. Bohatera poznajemy niedługo po tym, jak owdowiał, widać, że odczuwa brak żony, która pomogłaby mu utrzymać porządek w gospodarstwie. Za sprawą podpowiedzi sąsiadów ten dwukrotny już wdowiec zaczyna myśleć o kolejnym małżeństwie, szybko wybiera sobie na żonę najpiękniejszą pannę z wsi. Jagna początkowo jest przedmiotem jego wielkiej namiętności, potem wielkiego utrapienia. Przy wyborze żony nie kierował się Boryna jedynie głosem serca czy porywem namiętności, dużą rolę odgrywał tu posag - pięć morgów ziemi. Kiedy przychodzi do zapisu (sześć morgów dla Jagny po śmierci męża) widzimy jak swoista chłopska chciwość oraz rozpalona namiętność walczą ze sobą w Borynie.

Najszacowniejszy lipiecki gospodarz to postać o złożonej psychice, nie jest kryształowy. Wielokrotnie widzimy zawziętość, gniewliwość (konflikt z synem) a nawet przebiegłość Boryny (początkowe wstrzymywanie się od zajęcia stanowiska w sprawie dworskiego lasu). Nie trudno zauważyć, że kluczem do sukcesu Boryny jako gospodarza było troszczenie się przede wszystkim o swój interes. Cechuje go swoisty egoizm, który jednak łączy się z poczuciem solidarności z gromada. To jego Lipczaki wybierają na swego przywódcę, to on prowadzi ich na „wojnę” z dworem. Widzimy u bohatera liczne zalety takie jak sprawiedliwość (zmiana jego stosunku do Hanki, kiedy dostrzega w niej pracowitą gospodynię), pracowitość, wytrwałość, godność. Zawsze stara się rozwiązywać problemy polubownie, ale wie, gdzie jest granica takich działań i kiedy trzeba, potrafi użyć siły.

W kreacji Boryny nie dostrzeżemy poczucia niższości wobec dworu, tak charakterystycznego dla chłopów ówczesnych czasów.

[cytat]Widocznie Reymont pragnął w postaci Boryny wykreować chłopa nowego typu: wolnego, wyzbytego kompleksów. Dlatego raz po raz podkreśla on, że Maciej Boryna „na odwiecznych kmiecych rolach siedział, z dziada pradziada we wsi był”(…). To w całej pełni spadkobierca odwiecznej, piastowskiej tradycji. Ale to zarazem człowiek nowy. (Ziejka, XLVIII )[/cytat]

Istotnym momentem w kreacji bohatera jest scena jego śmierci: Maciej jako gospodarz-siewca wychodzi ostatni raz na pole, by tam ostatecznie zjednoczyć się z ukochaną ziemią. Pięknie podsumował postać Boryny Julian Krzyżanowski: „Tyle w nim siły woli, tyle panowania nad sobą, tyle poczucia własnej wartości nakazującego mu się z nieszczęściem, którego sobie lekkomyślnie napytał, ukrywać, by nie dostał się na niestrudzony pytel plotkarskich języków. Kreacja, w postępkach codziennych ujęta na sposób homerycki, w czasie długiej choroby ulega przekształceniu, chłop mający coś «z króla Piasta» nabiera blasków «świątka» symbolizującego trwały związek z ziemią, z której wyszedł, na której żył, do której nieuchronnie wrócić musi”.

Pomimo pewnych wad (a może właśnie również dzięki wadom, które ukazują go jako człowieka z krwi i kości), Boryna jest z pewnością bohaterem pozytywnym, porażającym swoją godnością w znoszeniu cierpienia i siłą woli. Różnorodność twarzy Macieja - od hojnego i troskliwego ojca, przez mądrego gospodarza, wspaniałego przywódcę, po pełnego gniewu zdradzonego męża, paradoksalnie sprawia wrażenie niezwykłej spójności i autentyczności osobowości tego bohatera.

Antek Boryna

Antek Boryna to najstarszy syn Macieja, mieszka w ojcowskiej chałupie wraz z żoną Hanką i dwojgiem małych dzieci. W momencie rozpoczęcia powieści jest już człowiekiem dojrzałym i niezwykle ciąży mu to, że ojciec nie chce na niego przepisać gruntu, choć on pracuje tak ciężko. Czuje się wyrobnikiem albo parobkiem, a nie gospodarskim synem. W dalszej części utworu dowiadujemy się o jego romansie z piękną Jagną, przyszłą żoną Macieja - ta sytuacja sprawia, ze konflikt między synem a ojcem pogłębia się, stary Boryna w końcu wyrzuca syna wraz z rodziną z domu - wtedy Antek staje się już prawdziwym wyrobnikiem, który musi walczyć o każdy grosz.

Antek to mężczyzna przystojny i postawny. Cechuje się niezwykła siłą, co udowodnił między innymi walcząc z Mateuszem. Młody Boryn ma wiele cech wspólnych z ojcem: upór, dumę, odwagę i hardość. Choć pozornie nie liczy się z opinią innych, to wewnątrz boleśnie odczuwał odrzucenie przez lipiecką gromadę, spowodowane związkiem z piękną macochą. Kolejne nieszczęścia i niepowodzenia powodują w nim ogromną przemianę. Najpierw chorobliwie rozkochany w Jagnie, zapomina o rodzinie, przesiaduje z najgorszymi w karczmie i przepija wszystkie pieniądze. W końcu po pobycie w więzieniu i śmierci ojca dochodzi do wniosku, że jest niezwykle związany z ojcowską ziemią, a normy określające współżycie w gromadzie również okazują się dla niego ważne. Pomimo tego, że wciąż darzył uczuciem Jagnę, nie potrafił przeciwstawić się woli tłumu, żądającego wypędzenia dziewczyny:

[cytat]W gromadzie żyję, to i z gromadą trzymam! Chceta ją wypędzić, wypędźta; a chceta se ją posadzić na ołtarzu, posadźta! Zarówno mi jedno![/cytat]

Antek odzyskuje poważanie we wsi, akceptuje przyjętą moralność, docenia żonę. Młody Boryny to również człowiek, w którym narodziła się świadomość narodowa i nie boi się jej wyrażać głośno (tak jak w czasie zebrania w sprawie budowy rosyjskiej szkoły).

Mąż Hanki początkowo nie budzi w czytelniku wiele sympatii, ale z biegiem czasu widzi się go jako ofiarę wielu okoliczności oraz zbyt dumnego charakteru i wtedy można go nawet pożałować. Jego ostateczna przemiana stawia go w lepszym świetle, ale fakt, że pozwolił wypędzić ze wsi była kochankę, odbiera jego wydawałoby niezwykle silnym względem niej uczuciom jakąkolwiek wartość.

Jagna

Jagna, Lipiecką, dziewiętnastoletnią piękność, to jedna z najważniejszych postaci w Chłopach Władysława Reymonta. Bohaterka jest jedyną córką Dominikowej. Jagna została rozpuszczona przez matkę, wolno jej robić, co chce, natomiast jej bracia - Jędrek i Szymek - trzymani są bardzo krótko, muszą wykonywać wszystkie kobiece czynności w domu. Jeszcze jesienią Jagna zostaje żoną najzamożniejszego gospodarza we wsi - starego Boryny. Za mąż wychodzi nie z miłości, ale dlatego że matka tak chce, dodatkową motywacją są dla niej piękne stroje i korale, jakie obiecuje jej Maciej.

Jagna wyraźnie wyróżnia się z Lipieckiego tłumu, nie tylko urodą („a piękna, biała na gębie, a urodna kiej jałowica”), ale również usposobieniem. To osoba niezwykle kochliwa, łatwo „wpada” w męskie ręce. Zmienia kochanków, czasem wdaje się w romans i sama nie wie czemu. Jest w niej coś z młodopolskiej kobiety fatalnej, która niszczy swojego partnera -spójrzmy chociaż na chorobliwe uczucia, jakie wzbudziła w Antku. Jednocześnie cechuje się niezwykle skomplikowaną i wrażliwą duszą. Często sama siebie nie rozumie, nagle wybucha płaczem lub się raduje. Raczej biernie uczestnicząca w życiu społecznym, cechuje się bogatym wnętrzem. Jej sposób przeżywania i przetwarzania rzeczywistości zbliża ją do postaci młodopolskich artystów:

[cytat]Jagusia zaś była jakby wniebowzięta, tak czuła wszystko głęboko, tak brała w siebie i za

taką prawdę miała, że rosło to w niej i stawało przed oczami kiej żywe, że mogła wszystko

powycinać z papieru. Dali też jej jakieś pozapisywane karty dzieci, które Rocho nauczał a ona

nasłuchując opowiadań wystrzygała po kolei czy to strachy, czy króle, czy upiory, czy smoki,

czy inne różności, a tak utrafiała, że każden mógł poznać od wejrzenia.[/cytat]

Jagna podobnie silnie przeżywa grę kościelnych organów, czy piękno wiosennego krajobrazu. Wiele w tej postaci jest niedookreśloności i niejasności, bohaterka sama dostrzega, że coś nią miota, coś kieruje:

[cytat] (...) taka cichość we mnie rośnie, kieby śmierć przy mnie stojała, a tam mnie cosik porywa, tak ponosi, że tego nieba bym się uwiesiła i z tymi chmurami poniesła w świat.[/cytat]

Ta bohaterka również różni się od innych Lipczaków, brakiem dbałości o majątek, nie obchodzą jej Borynowe morgi (w złości rzuca zapis Hance pod nogi), co z resztą wyrzuca jej matka. Jagna dotkliwie odczuwa samotność, nie rozumie swoich grzechów, czuje się ofiarą. I po trosze ma racje (co zresztą potwierdzają opinie innych bohaterów, np. Hanki), bo to na niej skupiła się cała złość za szkody i nieszczęścia spowodowane przez Antka i wójta. Została potępiona i wygoniona, bo była łatwym celem. Przecież jej kochankowie byli równie winni, a może i bardziej.

Wydaje się, że dramat Jagny był spowodowany jej odmiennością, świat, w którym żyła wymagał podporządkowania, które nie leżało w naturze dziewczyny. Jagna bardzie pasowała do młodopolskiego salonu artystycznego niż do Lipiec.

Pozostali mieszkańcy Lipiec

HANKA - jedna z najwspanialszych postaci w Chłopach . Hanka to córka biednego Bylicy, który mieszka wraz z drugą córką - Weronką, w podupadającej chacie na końcu wsi. Kobieta weszła do rodziny Borynów, za sprawą małżeństwa z Antkiem. Poznajemy ją jako zahukaną, pokorną żonę i matkę dwójki dzieci.

Hanka nie jest kobietą zbyt urodziwą, znać na niej ciężką pracę i kolejne ciąże. Nie przeszkadzało jej jednak to, dopóki między nią a Antkiem nie pojawiła się piękna Jagna. Hanka to postać dynamiczna, przechodzi wielką przemianę na kartach powieści. Po tym jak mąż ją zdradził i sponiewierał, jak została wypędzona wraz z nim z Borynowej chałupy i przyszło jej borykać się z prawdziwą nędzą, wykształciła w sobie prawdziwą wolę przetrwania. Uniezależniła się od Antka, który zupełnie przestał troszczyć się o rodzinę. Hanka zawsze bardzo dumna, w chwili rozpaczy umiała się pogodzić z teściem, dostrzec jego dobro. Potem kiedy Antek był w więzieniu, ona troskliwie opiekowała się chorym Boryną i doglądała gospodarki. Okazała się niezwykle mocną kobietą, która nawet tuż po połogu nie spuszczała oczu z gospodarki. Co nie znaczy, ze Hanka nie cierpiała. Miała ku temu wiele powodów: zdrady i pijaństwo męża, bieda, ciągłe kłótnie w domu, ciężka praca, potem jeszcze osadzenia Antka w więzieniu. Hanka raczej się nie skarżyła, powierzała wszelkie cierpienia Jezusowi. Często w samotności modliła się do Boga, prosząc o rozwiązanie problemów, o ulgę. Latem, kiedy jej problemy się już rozwiązały poszła na pielgrzymkę do Częstochowy.

Hanka to niewątpliwie pozytywna bohaterka. Wyróżnia się nie tylko pracowitością, ale również niezwykła wiernością wobec męża oraz wiarą, że w końcu wszystko wróci do normy. Można by jej zarzucić chciwość (pragnęła całej gospodarki dla siebie), ale zauważmy, że to chyba bardziej cecha mentalności chłopów w ogóle, niż wada. Hanka nie dopuszcza się żadnej zbrodni, nikogo nie krzywdzi, wszystko, co robi, czyni z myślą o dzieciach i Antku. Hanka to postać do której czytelnik się przywiązuje, która budzi jego litość i podziw jednocześnie.

KUBA czyli Jakub Socha, parobek Borynów, doskonały pracownik. Sierota, tak w skrócie opowiada historię swojego życia:

[cytat] Ociec gront swój mieli, ale służyli we dworze za furmana... w ogiery ino jeździli ze starszym panem... a potem pomarli... gront stryje wzieni...a ja pańskie prosiaki pasałem... Juści, Magdalena było matce, a ojcu Pieter i na przezwisko Socha, jako i mnie jest.- A potem dziedzic do koni mnie wziął, bym w ogiery po ojcu jeździł... to ino na polowania we świat, do drugich panów jeździlim cięgiem... strzylałem i ja niezgorzej... że młodszy dziedzic strzelbę mi dali... a matka ino ze starszą panią siedziała we dworze... Dobrze baczę... i kiej wszystkie szły... wzieni i mnie... Bez cały rok byłem... a co kazali, robiłem... juści, nie jednego burka zakatrupiłem... nie dwóch... a młodszy dziedzic dostał we flaki... wątpia mu wypłynęły... Pan mój przecie... dobry człowiek... na bary wziąłem i wyniesłem... a potem do ciepłych krajów pojechał, i mnie kazał starszemu panu listy nieść... poszedłem... juści, że sterany byłem kiej ten pies... kulas mi przestrzelili, zagoić się nie chciał, że to cięgiem ino na dworze, pod gołym niebem... a śniegi były po pas i mrozy siarczyste...baczę... juści... przywlekłem się nocą... szukam... Jezus, Mario! Jakby mnie kto kłonicą przez ciemię zdzielił!... Dworu nie ma, gumien nie ma:.. płotów nawet nie ostało... do cna wszystko spalone... a stary pan i pani starsza, i matula moja... i ta Józefka, co za pokojówkę była... pobite leżą na śmierć w ogrodzie!...[/cytat]

Potem Kuba został parobkiem i biedę klepał. Trochę naiwny dał się wciągnąć Jankielowi w kłusownictwo, co ostatecznie przepłacił życiem. Chodził twardo z przestrzelonym kolanem, aż wdała się gangrena i zległ chory. Usłyszawszy, że odcięcie nogi uratowałoby mu życie, bojąc się jechać do szpitala, sam odrąbuje sobie chorą nogę siekierą i umiera.

WITEK - chłopak przygarnięty jeszcze przez starego Borynę do pomocy w gospodarstwie. Wesoły, rezolutny, przyjaźni się z Józką.

JÓZIA - najmłodsze dziecko Boryny, skrzat jeszcze. Dziewczyna wesoła, gospodarna, pomocna, czasem zawzięta i kłótliwa. Widać, że bardzo przeżyła stratę najpierw matki, potem ojca.

KOWAL - Mąż Magdy, starszej córki Boryny. Człowiek podstępny, łasy na pieniądze i inne dobra. Ma dobrą głowę do interesów, nie zawsze uczciwych. Często zmienia poglądy, jeśli może mu to przynieść zysk.

DOMINIKOWA - matka Jagny to kobieta o silnej ręce, szczególnie dla synów, którzy w jej domu wykonują wszystkie kobiece zajęcia. Uparta, łasa na pieniądze, najbardziej troszczy się o ukochaną córkę. Potrafi być zawzięta (np. kiedy syn jej się sprzeciwił), ale cechuje ją ponadto swoista sprawiedliwość - umiała dostrzec dobroć jaką Hanka okazała Jagnie. Kobieta podobno za młodu źle się prowadziła, we wsi powiadają, że to po niej córka odziedziczyła skłonności do romansów. Ludzie trochę się jej boją, bo nie tylko potrafi przygadać, ale podobno odprawia różne gusła.

ROCH - „niezwykły nauczyciel ludowy i pątnik w jednej osobie, działający w imię najwyższych tradycji polskie demokracji z czasów powstańczych” (Ziejka, XLVIII). Święty wędrownik pojawia się w Lipcach, co trzy lata. Nie jest typowym dziadem, chodzącym po prośbie, przyjmuje tylko to, co inni mu proponują, ale nie więcej niż chleb i mleko, nie jada mięsa. Człowiek o wysokim stopniu moralności, to on radzi Jagnie by się opamiętała. Nie ma w nim jednak potępienia dla bliźnich. Lud obdarza go wielką miłością i szacunkiem, chętnie jest goszczony w najlepszych domach. Szczególnie związany z Hanką, która nie raz mu się zwierzała ze swoich kłopotów. Roch naucza Lipieckie dzieci, jest alternatywą dla rosyjskiej szkoły - za tę działalność grozi mu więzienie.

AGATKA - krewniaczka Kłebów, wypędzona przez nich na żebry. Największym marzeniem Agaty jest umrzeć w łóżku pod własną pierzyną, co z resztą po wielu cierpieniach się spełnia.

JAGUSTYNKA - jedna z najbardziej wyrazistych postaci w powieści. Najbardziej złośliwa osoba w całej wsi, potrafi rzec „prawdę” każdemu prosto w oczy. Jak się dowiadujemy nienawidzi całego świata, a wszystko dlatego, że została skrzywdzona przez własne dzieci. Przepisała na nie całą gospodarkę, a te ją wygoniły i teraz utrzymuje się ze służenia innym gospodarzom. Na koniec jednak, mimo że cały czas pomstowała na wyrodne latorośle, powraca do domu by pomagać dzieciom w biedzie.

Zbiorowość jako bohater Chłopów

W Chłopach poza wieloma bohaterami indywidualnymi, występuje jeszcze, a może przede wszystkim, bohater zbiorowy - gromada lipieckich chłopów, na co z resztą wskazuje tytuł powieści. Niezależnie, na kogo w danym momencie skierowana jest uwaga narratora, zawsze jednocześnie przedstawia on jakiś aspekt życia zbiorowego. Bo też prawie każda z postaci jest reprezentantem zbiorowości. Ale o zbiorowości mówi się przede wszystkim jako o niezróżnicowanej osobowo gromadzie, którą nazywa się: „narodem” bądź „ludem”. Co rusz to Reymont raczy czytelnika opisem wspólnej pracy, spełniani religijnych obrzędów, zabaw, narad, itp.

Reymont nie ukrywał nigdy, że chodziło mu w „Chłopach” nade wszystko o wydobycie na wierzch relacji wiążących wiejską gromadę, przeobrażających ją w jedną spójną całość. To prawda, że każdy z wprowadzonych na karty utworu bohaterów żyje swoim własnym życiem. Ale przecież każdy z nich żyje w ścisłych związkach z innymi. Życie każdego podporządkowane jest nadrzędnemu układowi wzajemnych zależności. (Ziejka, LVII)

Gromada lipiecka to nie tło dla pozornie ważniejszych bohaterów indywidualnych, ale istotny układ odniesienia określający sytuację poszczególnych bohaterów w życiu wsi. Gromada nie jest zresztą tworem jednolitym, dzieli się na młodych i starych, bogatych i biednych, moralnych i niemoralnych, mądrych i głupich. Wieś posiada swoją hierarchię i prawa, których akceptacja jest niezbędna do wspólnego życia. Jednocześnie jednak obraz wiejskiej społeczności, wyłaniający się z powieści, sprawia wrażenie spójności i całości

Porządek hierarchii wiejskiej w „Chłopach”

Reymont w Chłopach w sposób niezwykle umiejętny odtworzył strukturę wewnętrzną Lipieckiej gromady. Mamy tu do czynienia z wyraźnie zarysowaną hierarchią społeczną. O przynależności do wyższej bądź niższej warstwy tej hierarchii decydują między innymi następujące czynniki:

- majątek, ilość morgów ziemi, ubiór i inne atrybuty bogactwa;
- pochodzenie, przynależność do zacnego chłopskiego rodu;
- wykształcenie, mądrość;
- zawód, profesja, urząd - ksiądz, doktor, wójt
- moralność lub niemoralność postępowania;

Tak wiec w Lipcach najwyżej stali bogaci gospodarze tacy jak Boryna, urzędnicy np. wójt oraz kler (dobrodziej oraz kleryk Jasio). Wśród tej grupy również można dokonać podziału, na tych których kochano i szanowano (Boryna, dobrodziej) oraz na tych których się bano i nienawidzono - wójt. Nie zawsze bogactwo i uroda szły w parze z powszechnym szacunkiem. Wyrazistym przykładem jest tu Jagna, która z urodzenia i majątku stała niżej w hierarchii, ale małżeństwo z Boryną stało się dla niej szansą swoistego awansu społecznego. Jednak niemoralnie prowadząca się kobieta, na mocy woli całej gromady w końcu została wypędzona, a więc znalazła się wręcz poza hierarchią.

Druga warstwa to średniozamożni chłopi, dalej znajdują się biedni chłopi, ale posiadający nieco ziemi i chałupę (np. Weronka i Stach). Na samym końcu natomiast znajdują się parobkowie (Kuba), komornicy oraz dziady żebracze. Choć tu też można zrobi c zastrzeżenia, że nie wszyscy mieli jednakowy statut. Np. Roch, choć nic nie posiadał, to cieszył się powszechnym szacunkiem, był chętnie goszczony w najlepszych Lipieckich domach. Nawet ksiądz go do siebie zapraszał.

Hierarchiczna struktura Lipiec została ukazana przez Reymonata w sposób niezwykle sugestywny. Przedstawił to, jak przejawiała się w praktyce: w ustawieniu ludzi podczas Mszy, czy w drodze na wojnę z dworem. Pokazał jak można awansować oraz jak można upaść na samo dno tej hierarchii.

OPRACOWANIE

Główne wątki w „Chłopach”

W Chłopach brak przewodniego wątku, ciągnącego się przez wszystkie kolejne tomy. Tytuł powieści doskonale odzwierciedla treść utworu, który jest przede wszystkim próbą (udaną!) uchwycenia życia chłopskiej zbiorowości we wszelkich jej aspektach. Poznajemy losy wielu bohaterów, które przeplatają się ze sobą nawzajem. Najważniejszy w powieści wydaje się ród Borynów, wokół którego otwiera się kilka istotnych wątków:


1)Konflikt miedzy synem (Antkiem) a ojcem o przepisanie gruntu, a potem również o kobietę, piękną Jangę;
2)Walka Hanki o uratowanie małżeństwa i rodziny;
3)W pierwszym tomie ważną rolę odgrywa wzruszająca historia życia Borynowego parobka - Kuby;
4)Historia burzliwej i namiętnej historii romansu Antka i Jagny;

W powieści pojawia się kilka wątków dotyczących całej zbiorowości Lipieckiej:

1)Walka z dworem o las, a potem o Polesie;
2)Kwestia edukacji: próba wymuszenia na chłopach podatku na wybudowanie rosyjskiej szkoły oraz patriotyczne nauczania Rocha;
3)wątek, który można nazwać obyczajowo-obrzędowo-liturgicznym, a na który składa się ciąg opisów powtarzanych każdego roku elementów życia chłopskiego, takich jak zwyczaje i obrzędy wielkanocne czy odpustowe;

Ponadto należy wspomnieć o następujących wątkach dotyczących poszczególnych bohaterów:

1)Historia upadku Jagny;
2)Miłość Szymona i Nastusi oraz wytrwała walka mężczyzny o ziemię;
3)Historia Tereski „żołnierskiej”;
4)Wójtowe oszustwa;
5)Dziwne losy Pana Jacka;

Mitologizowanie chłopskiej egzystencji

W przestrzeni tego niezwykłego dzieła, jakim są Chłopi Reymonta dokonuje się mitologizacja chłopskiej, a może nawet w ogóle ludzkiej, egzystencji. Mitologizacją nazywamy nadanie dziełu cech mitu, a więc wprowadzenie go w porządek uniwersalny.

Rozważania na ten temat warto rozpocząć od kwestii czasu w powieści. Akcja rozgrywa się w ciągu jednego roku, czytelnik ma okazję obserwować wszystkie kolejne, powtarzające się co roku święta, obrzędy, zwyczaje, prace. Mieszkańcy lipiec podporządkowani są dwóm porządkom czasowym - czasowi biologicznemu (czas zmian zachodzących w naturze) oraz czasowi obrzędowemu (kalendarz świąt kościelnych). Oba te porządki mają charakter kolisty, cechuje je powtarzalność. W ten sposób podkreśla się wieczystość chłopskiego i ludzkiego bytu. Warto też zwrócić uwagę, że opowieść o Lipcach, choć utrzymana w konwencji realistycznej, nie są umieszczone w konkretnej przestrzeni czasowej, dającej się określić do roku, bo też „odwieczna powieść chłopska” dzieje się w swoistym bezczasie. Mitologizacji podlegają również niektóre postaci i wydarzenia w Chłopach. Powieść zawierającej archetypy postępowania oraz uczuć: miłość, zazdrość, walka o kobietę, wierność, itd. Najwyraźniejsza jest próba mitologizacji Boryny, kreowanego na chłopa-Piasta.

Lipce to też przestrzeń mitologiczna. Zauważmy, ze praktycznie cała akcja powieści toczy się właśnie w Lipcach, czasem ktoś gdzieś wyjeżdża, skądś wraca, ale przestrzeń poza wsią jest jakby nieistotna. Nawet Podlesie, które chłopi chcą wykupić od dziedzica ma stać się drugimi Lipcami. W ten sposób podkreślony zostaje również szczególny związek chłopów z ojczystą ziemią.

Narracja w „Chłopach”

Według Kazimierza Wyki w Chłopach mamy do czynienia z trzema odrębnymi narratorami:

- „realistycznym obserwatorem” - chłop opisujący zdarzenia z pewnego dystansu, posługujący językiem literackim z domieszką gwary.

- „wsiowym gadułą” - gawędziarz charakteryzujący się dużym zaangażowaniem uczuciowym w relacjonowane zdarzenia. Jego wypowiedzi nasycone są mnogością elementów gwarowych

- „młodopolskim stylizatorem” - jego domeną są przede wszystkim poetyckie opisy przyrody, przeżyć, ludzkich namiętności, charakteryzujące się liryzmem, subiektywizmem, emocjonalizmem, plastycznością. Często narrator wciela się w jakiegoś bohatera i mówi z jego perspektywy. W tym rozdzaju mamy do czynienia z językiem literackim, czasem nawet wyrafinowanym.

Tezie o trzech narratorach przeciwstawia się Franciszek Ziejka, twierdząc, że utwór ma jednego opowiadacza wchodzącego co rusz w nowe role. Po dokładnej analizie stwierdził, że żaden z wymienionych przez Wykę narratorów nigdy nie występuje w formie czystej. Reymont często stosuje mowę pozornie zależną, ujawnia się również tendencja do „bogatego mówienia” (gromadzenie obok siebie słów równoznacznych, zestawianie zdań synonimicznych, liczne powtórzenia). W narracji Chłopów pobrzmiewają tradycje klasyczne, romantyczne oraz młodopolskie. „To swoista synteza, summa doświadczeń prozy polskiej początku wieku XX” (Ziejka, LXXV).

Język „Chłopów”

Józef Weyssenhoff po ukazaniu się Chłopów napisał:

Kapitalnym pomysłem Reymonta w „Chłopach” jest stworzenie sobie udzielnego języka, zastosowanego do przedmiotu. Chłopi mówią z chłopska, a nawet narzeczem mazursko-łowickim. Autor jednak przemawia od siebie nie zwykłą, górną polszczyzną, lecz mową ułożoną ad hoc, wzorowaną na mowie włościan, nieskończenie tylko obfitszą, wzbogaconą zwrotami z innych stron kraju, nawet archaizmami, z trafnym smakiem wznowionymi. Nie jest to narzecze „księżaków”, lecz piękna, poetyczna, giętka mowa polska, nasiąknięta sztuczną gminnością, która sprawia złudzenie, że autor jest idealnie wydoskonalonym chłopem.

Język Chłopów to przedmiot zainteresowania wielu językoznawców oraz historyków literatury. Ten niesłychanie ważki twór, nie jest odpowiednikiem żadnej ze znanych gwar, powstał na potrzeby właśnie tej powieści. Słownictwo gwarowe dominuje oczywiście w partiach dialogowych, natomiast w ograniczonej formie występuje w częściach narracyjno-opisowych.

Jak podaje Franciszek Ziejka dialektyzacja obejmuje w „Chłopach” wszystkie warstwy językowe, wśród nich najczęstsze są:

1) w zakresie fonetyki:
prejotacjia (np. Jantoś, Jewka)
przydech (np. hale zamiast ale)
mieszanie „ch” i „k” (np. chto i kto)
liczne ściągnięcia (np. pódę, pedzieć, trza, ździebko)

2) w zakresie morfologii:
użycie form niemęskoosobowych w miejcu męskoosobowych (np. ludzie kochane, braty rodzone)
stosowanie pluralis maiestaticus (np.ociec mówili, matula idą)
w 2. os. l. mn. występuje gwarowa końcówka -ta (np. lećta, choćta)
(niekonsekwentne) wprowadzenie końcówki -ch ( np. byłech)

Poza stylizacją gwarową w Chłopach odnajdziemy inne zabiegi. Reymont często stosował inwersje, powtórzenia oraz paralelizmy zdaniowe, które miały nadać powieści cech dostojeństwa oraz podniosłości. Natomiast dla przydania dziełu dawności, autor wplatał w tok narracji przysłowia, sentencje oraz porzekadła.

Przyroda w „Chłopach”

Przyroda, tak pięknie obmalowana przez Reymonat w Chłopach, pełni w powieści kilka istotnych funkcji:

1) Natura determinuje życie całej społeczności - to od pory roku oraz pogody zależy, jaką pracę danego dnia chłop podejmie i czy praca będzie przyjemnością czy udręką (np. z powodu deszczu).
2) Przyroda (pora roku, pogoda, krajobraz) wpływa na ludzi, na ich samopoczucie, nastrój, sposób odczuwania rzeczywistości. Przypomnijmy sobie Jagnę patrzącą za okno i poddającą się obserwowanemu nastrojowi.

3) Natura wyznacza odwieczny rytm życia mieszkańców Lipiec, który nie powinien zostać zaburzony. W powieści przykładem zaburzenia rytmu wyznaczanego przez naturę są nieobrobione pola z powodu nieobecności we wsi mężczyzn.
4) Impresjonistyczne opisy przyrody bywają „uwerturą bądź finałem ukazywanych spraw ludzkich”.

Egzystencjalny wymiar śmierci

W świecie, którego porządek wyznaczają przemijające pory roku oraz cykl liturgiczny, śmierć jest czymś naturalnym, tak samo jak narodziny, dorastanie, starzenie się. W Chłopach ze śmiercią mamy do czynienia kilkakrotnie, dotyka ona na kartach powieści kilku z głównych bohaterów - Kubę, Borynę, Agatę. Każda z tych śmierci jest inna, każda nadaje inne znaczenie życiu bohatera.

Kuba umiera niespodziewanie i w dość dziwnych okolicznościach. Postrzelony w czasie kłusowniczej wyprawy, umiera z powodu upływu krwi z samodzielnie amputowanej nogi. Jego śmierć trwa dość długo, mniej więcej tyle co wesele Boryny i dokonuje się w stajni, na sianie, w towarzystwie zwierząt. Jego śmierć ukazuje okrucieństwo świata, nie tyko dlatego, że towarzyszy jej olbrzymie cierpienie fizyczne, ale przede wszystkim dlatego, że przygrywają jej radosne skrzypki Borynowgo wesela. Kuba umierając ma jeszcze wielkie pragnienie życia. Scena śmierci najpełniej obnaża sposób widzenia siebie przez Kubę - nie chce on aby posłano po księdza, bo nie godzi się go przyjmować w takich warunkach, poza nie posyła się księdza do parobka, co innego do gospodarza; - rozważając amputację nogi, myśli, tylko o tym, że bez nogi nikt go nie zatrudni. Kuba umiera cicho, niezauważalnie, tak samo jak wyglądała jego egzystencja w Lipcach - był cenionym parobkiem, ale tylko parobkiem. Śmierć Kuby nie jest jednak końcem jego ziemskiego życia - jego dusza, jeszcze kilkakrotnie zostanie przywołana w zabobonnym świecie powieści, poza tym bohater żyje we wspomnieniach poszukującego go Pana Jacka.

Śmierć Boryny - największego gospodarza we wsi - ma wymiar symboliczny. Jego wyjście na pole, dopełnia jego los jako Chłopa-Siewcy. Śmierć staje aktem ostatecznego zjednoczenia z ziemią-żywicielką. Jednak warto zauważyć, że śmierć Boryny to nie tylko ostatnie scena III tomu Chłopów . Boryna umiera przez całą wiosnę, leżąc bezwolnie w łóżku - jego umieranie ukazuje tego niezłomnego, surowego gospodarza jako zwykłego, podlegającego prawom biologii człowieka. Boryna leżący cicho w łóżku, czasem nie zauważany przez rodzinę zajętą pracami gospodarskimi, w pewnym sensie dzieli los Kuby.

Śmierć Agaty jest nieco inna. Przede wszystkim bohaterka była na śmierć gotowa. Właściwie ostatnie lata życia ta stara dziadówka spędziła na przygotowaniach do ostatniej godziny życia, która miała uwznioślić jej ciężkie, ziemskie bytowanie. Marzeniem Agaty była śmierć w łóżku pod władną pierzyną, po uprzednich odwiedzinach księdza. Kobiecina pragnęła choć w chwili ostatecznej poczuć się zakorzeniona i bezpieczna. I rzeczywiście Agata umarła, jak chciała.

Postać Agaty w szczególny sposób pokazuje, z jednej strony jak wielkie znaczenie miała godna śmierć, a z drugiej jak wielkim problemem było wyprawienie odpowiedniego pochówku. Dla chłopów którzy żyli w nędzy pogrzeb to był po prostu wydatek, dlatego Agata jak wielu oszczędzała, by w chwili śmierci nie być dla nikogo ciężarem.

Praca

Praca w Chłopach Reymonta została ukazana jako podstawa ludzkiej egzystencji. To ona nadaje sens i rytm chłopskiemu życiu. Każda pora roku niesie ze sobą inne zadania. Praca to również obowiązek wobec ziemi i ojców. Przypomnijmy sobie, jak wielkim nieszczęściem było dla Lipczaków była niemożliwość obrobieniem wszystkich pól, gdy mężczyźni trafili do więzienia. Cała wieś była pogrążona w smutku, że ziemia się marnuje. Puste pola w u początków wiosny to coś zupełnie nienaturalnego. Oczywiście praca, pozwalała chłopom również wyżywić rodziny, była źródłem utrzymania. Z tego powodu ziemi-żywicielka otaczana była niezwykłym szacunkiem, ponadto była przedmiotem pragnień większości ludzi. Antek i Hanka dobrze czuli, że nie mogą sprzeniewierzyć Borynowej gospodarki, chcieli, aby po jego śmierci, trwał ona w swojej świetności.

Postać Szymona pokazuje, że zdolność do ciężkiej pracy stanowiła największą siłę chłopów. Wygoniony przez matkę z domu, wydziedziczony Szymon nie miał nic. Dzięki pomocy Antka i Mateusza udało mu się wziąć na spłaty kilka morgów zapuszczonej ziemi od dziedzica. Ciężka praca stała się sensem jego życia, drogą do wolność i niezależności. Stosunek bohaterów do pracy decyduje o tym, jak widzą go inni. Ludzie dostrzegąc, jak ciężko Szymon pracuje, podziwiali go i chętnie mu pomagali. Hanka bardzo zyskała w oczach teścia, gdy ten zobaczył, że jest ona zdolna do wielu poświęceń na rzecz gospodarki.

Praca w życiu Liczaków jest wszechobecna w różnych formach, ale nie zawsze towarzyszy jej mozół i zmęczenie. Często wykonanie jakiejś pracy - na przykład krojenia kapusty - staje się pretekstem do zabawy. Taka praca zamienia się w radosną schadzkę ludzi z okolicy, kobiety kroją kapustę, rozmawiając, śmiejąc się, a mężczyźni przygrywają wesoło. Praca spełnia rolę spajającą społeczeństwo. Buduje poczucie wspólnoty.

Na koniec trzeba dodać, że praca to również coś świętego, wprowadzającego życie ludzkie w wyższy wymiar, najlepiej ukazuje to symboliczna scena śmierci Boryny, który ostatni raz wychodzi na pole i tam zjednoczywszy się z ukochaną ziemią, umiera.

Naturalizm

Naturalizm to jedna z poetyk, które znalazły swoją realizacje w Chłopach Reymonta. Największym teoretykiem tego prądu literackiego był francuski powieściopisarz Emil Zola, według niego „dzieło sztuki jest tylko skrawkiem natury widzianym przez pryzmat temperamentu”, wiec każdy artysta przedstawia inny świat, który jest do przyjęcia o tyle, o ile będzie on „żywym wyrazem serca”. Mimo subiektywizmu pisarza literatura ma podobne zadania do nauki. Do prymarnych założeń naturalizmu zaliczamy:

- dokumentalizm, czyli obiektywny i precyzyjny opis świata przedstawionego, pisarz był swoistym faktografem danej rzeczywistości. Dla naturalistów powieść miała być narzędziem poznania.
- deterministyczną koncepcję człowieka i jego losów. Człowiek w swoim działaniu jest zdeterminowany przez czynniki biologiczne i społeczne.

Nie należy utożsamiać estetyki naturalistycznej z brzydotą. To, że w powieściach tego nurtu odnajdujemy tyle wręcz brutalnych opisów ludzkiej fizjologii i nie tylko, wynika nie z umiłowania brzydoty, a z zainteresowania zjawiskami patologicznymi.

Reymont w Chłopach zrealizował wiele z naturalistycznych postulatów. Ukazał świat przefiltrowany przez jego osobowość, widziany jego oczami. Okazał się doskonałym faktografem, przejawia się to szczególnie w opisach ludowych obrzędów i zwyczajów. Już samo przedstawienie życia zbiorowości jest realizacją jednego z założeń naturalizmu.

Najpełniejszy jednak wyraz osiągnęła tu koncepcja deterministyczna, przecież to uwarunkowania biologiczne i społeczne kierują życiem mieszkańców Lipiec. Zachowanie bohaterów wypływa z konieczności walki o byt, działania instynktów oraz fatalizmu dziedziczności. W naturalistycznej konwencji pisarz obmalował śmierć Kuby, nie szczędząc przy tym najdrastyczniejszych szczegółów. Ważne okazuje się ukazanie życia chłopów, jako zgodnego z naturą, zmieniającego się wraz z porami roku. Zmiany w przyrodzie wpływają nie tylko na rodzaj wykonywanych przez chłopów prac, ale również na ich nastrój i samopoczucie.

Trzeba pamiętać, że elementy naturalizmu w Chłopach zostały podporządkowane ogólnej koncepcji dzieła, są raczej narzędziem, niż celem.

Znaczenie ziemi

Szczególne znaczenie w życiu lipieckich chłopów ma ziemia. Po pierwsze posiadanie gruntu świadczy o wysokim statusie społecznym danego gospodarza. Im więcej morgów, tym większe poważania w gromadzie oraz bogactwo - uprawa była jednym z głównych źródeł dochodu chłopów. Nie posiadać ziemi, znaczy tyle, co być skazanym na ciągłą poniewierkę, na dobroć innych ludzi.

Bardzo silnie podkreślane jest w powieści znaczenie ziemi, jako żywicielki, tej,która daje życie. Jednak aby dostać coś od ziemi, trzeba najpierw coś w nią zainwestować, ofiarować jej trud pracy. Między chłopem a ziemią, na której pracuje istnieje szczególny związek. Pisze się o niej często jak o istocie żyjącej, przez co jeszcze bliższej człowiekowi, który w pewnym sensie upodabnia się do ziemi: „podnosili szare, jak ta ziemia, twarze” lub jednoczy z nią: „serca tętniały w jedno z tą ziemią świętą”

Szczególna wartość ziemi sprawiała, że stawała się ona przedmiotem konfliktów, między dziećmi a rodzicami - tak jak to było u Borynów. Antek chciał, żeby ojciec przepisał na niego gospodarkę, bo pragną być na swoim, czuć się niezależnym. Chłopi jako gromada walczyli o ziemię z panami:

Pan, ścierwo, na chłopskich ziemiach siedzi, chłopski las sprzedaje, z chłopskiej łaski żyje, a będzie się tu na naród zmawiał!

W końcu ziemia to również przedmiot ze sfery sacrum, w powieści przynależy jej stały epitet „święta”. Świętość ziemi oraz jej bliskość człowiekowi została najpełniej ukazana w symbolicznej scenie śmierci Macieja Boryny.

Folklor w „Chłopach”

[cytat]Dzieło Reymonta jest również nieporównanym studium folkloru polskiego. Zawarty na jego kartach drobiazgowy opis obyczajów i zabaw ludowych sprawił, że dla wielu czytelników są „Chłopi” nade wszystko pełną uroku, ale i konkretnej wiedzy encyklopedią kultury ludowej. Krytyka literacka od samego początku zwracała uwagę na wręcz unikalny charakter tej powieści jako właśnie dokumentu folklorystycznego.(Ziejka, XCVIII)[/cytat]

Dzięki swojej ogromnej wiedzy z zakresu kultury ludowej oraz talentowi literackiemu Reymont wymalował niezwykle wierny obraz chłopskiego życia, w całym jego kolorycie i różnorodności. Widać na różnych poziomach powieści. Po pierwsze wypowiedzi bohaterów co i rusz przeplatane są ludowymi powiedzeniami, przysłowiami i sentencjami, np.:

[cytat]Powiadają, że Pan Jezus dał kobiecie ino pół duszy i musi być to prawda... a drugą połówkę diabeł miał narządzić...[/cytat]

[cytat] Dobra żona głowy mężowej korona[/cytat]

[cytat] Skoro człowiek łąkę kosi, leda baba deszcz uprosi[/cytat]

Z ust takich bohaterów ja Roch i Jagustynka płyną ludowe bajania. Roch wyraźnie jest tu przedstawiony jako ludowy mędrzec, często opowiada on niekanoniczne przypowieści o życiu Pana Jezusa, akie jak ta o dzikim psie. Jagustynka słynąca z prześmiewania ludzi i z ostrego języka czasem posługuje się żartobliwymi przyśpiewkami lub rymowankami:

[cytat] Pan Bóg stworzył byka.

I byk był.

A chłop wziął kozika,

Urznął mu u dołu

I stworzył wołu-

...i wół jest![/cytat]

Niezwykle cenne są opisy obrzędów i zwyczajów, towarzyszących świętom religijnym oraz innym ważnym uroczystościom, takim jak np. śluby. Sam watek małżeństwa Jagny i Boryny daje okazję do dokładnego opisu obrzędów związanych z zaślubinami, miedzy innymi: posyłania dziewosłębów, wykupywania panny, jak jałówki, oczepin, czy przenosin. Wesele to też okazja do zrelacjonowania ludowych zabaw, takich jak „chodzi lisek kolo drogi”.

Wiedzę o życiu dawnej wsi dają również opis chałup, narzędzi i strojów chłopskich.

Problem gatunku

Władysław Reymont nadał Chłopom podtytuł „powieść współczesna” , jednak chętnie wskazuje się na związki Chłopów z epopeją . Oczywiście nie sposób nie zgodzić się, że istnieje wiele pośrednich i bezpośrednich nawiązań do tego gatunku literackiego. Wystarczy powiedzieć, że mamy do czynienia z utrzymaną w konwencji realistycznej panoramą życia wsi na przełomie wieków (powieść realistyczna!!!). Występuje tu bohater zbiorowy, czyli chłopska społeczność przedstawiona w szerokim kontekście obyczajowym, w momencie budzenia się jej świadomości klasowej i narodowej. Inne cechy eposu występujące w dziele Reymonta to:

- szczegółowe opisy przedmiotów, postaci, miejsc, wydarzeń, przeżyć, nierzadko o funkcji retardacyjnej (wstrzymującej akcję, aby zwiększyć napięcie w chwili oczekiwania na następne wydarzenie);

- opis bitwy o las został wystylizowany na homerycką modłę, występują charakterystyczne zbliżenia na walkę między przywódcami, która ostatecznie decyduje o wyniku całej bitwy;

- wielopłaszczyznowość i wielostronność widzenia postaci i sytuacji;

- elementy fantastyki, ludowości

- wielowątkowa, rozgałęziona akcja

Mimo powyższych argumentów nie powinno się zamykać rozważań dotyczących gatunku tego dzieła na stwierdzeniu, że jest to epopeja. Chłopi to również doskonała realizacja powieści społecznej oraz powieści narodowej . Można też uznać powieść za ciekawe studium psychologiczne (gatunek bardzo modny w Młodej Polsce), w którym na pierwszy plan wysuwają się tacy bohaterowie jak Maciej, Antek, Jagna i Hanka. Ponadto bez wątpienia Chłopi są „nieporównywalnym studium folkloru polskiego” oraz „traktatem o życiu religijnym ludu polskiego”. Można ciągnąć rozważania dotyczące gatunku tej niezwykłej powieści, Ziejka jednak zamyka je następującym stwierdzeniem:

[cytat]Jedno jest pewne: stworzył Reymont powieść, którą można uznać za syntezę wiedzy o wsi polskiej, a także wsi w ogóle. [/cytat]

Cytaty:

Legendy

Legenda o psie Panajezusowym Burku

Roch milczał chwilę, a potem podniósł siwą głowę, okoloną długimi, równo nad czołem uciętymi włosami, utkwił blade, jakby wypłakane oczy w ogniu i ozwał się cicho, przebierając palcami ziarna różańca...

W owy czas daleki...

Kiej Pan Jezus jeszcze po ziemi chadzał i rządy nad narodem sam sprawował, stało się to, coć wam rzeknę...

Szedł se Pan Jezus na odpust do Mstowa, a drogi nikaj nie było, ino piachy srogie a parzące, bo słońce przypiekało i gorąc był taki, jak kieby przed burzą... A cienia nikaj ni osłony.

Pan Jezus szedł z cierpliwością wielką, bo do lasu było jeszcze kawał drogi, ale że już tych świętych nóżków nie czuł z utrudzenia i pić mu się okrutnie chciało, to se raz w raz przysiadał na wydmach, chocia tam i barzej przygrzewało, i rosły same ino koziebródki, a cienia było tyla, co od tych poschniętych badyli dziewann, że i ptaszek by się nie schronił....

Ale co przysiadł, to i nie odzipnął nawet rzetelnie, bo zaraz Zły, jako ten jastrząb paskudny, co bije z góry w ustałego ptaszka, tak ci on zapowietrzony bił racicami w piach a tarzał się jako to bydlę, że taka kurzawa, taka ćma się podnosiła, co i świata widać nie było...

Pan Jezus, choć mu piersi zapierało i ledwie się już ruchał, to wstawał i szedł, a ino się pośmiewał z głupiego, bo przeciech wiedział, że Zły chciał mu zmylić drogę, coby nie szedł na odpust na zbawienie grzesznego narodu...

I szedł Pan Jezus... szedł... aż i przyszedł do lasu...

Odpoczął se w cieniu niezgorzej, ochłodził wodą i coś niecoś z torby przegryz, potem wyłamał niezgorszy kijaszek, przeżegnał się i wlazł w bór.

A bór był stary i gęsty, a błota nieprzebyte, a chrapy i oparzeliska takie, że musi sam Zły tam domował, a gąszcze, że i niektóremu ptakowi łacno przemknąć się nie było.Jeno Pan Jezus wszedł, a tu kiej Zły borem nie zatrzęsie, kiej nie zacznie wyć, kiej nie pocznie łamać chojarów a wiater, jako że to jeno parob piekielny, pomagał w te pędy i rwał suszki, rwał dęby, rwał gałęzie i huczał, i hurkotał po borze jako ten głupi.

Ciemność się stała, że chocia oko wykol - a tu szum,a tu trzask... a tu zawierucha... a tu jakieś zwierzaki, pomioty diabelskie wyskakują i szczerzą kły... i warczą...i straszą... i świecą ślepiami, i... ino... ino chycić pazurami. ale juści, że nie śmiały, bo jakże by... Pan ci Jezus był w swojej świętej osobie...

Ale i Panu Jezusowi dość było tego głupiego strachania, i że pilno na odpust, to przeżegnał bór i zaraz wszystkie Złe i ze swoimi kumami przepadli w oparzeliskach.

Ostał się ino taki dziki pies, bo w ony czas pieski nie były jeszcze z ludźmi pobratane.

Ten ci to pies ostał i leciał za Panem Jezusem, szczekał, to docierał do świętych nóżek Jego, to udarł zębami za porteczki, to kapot Mu ozdarł i za torby chytał, i sielnie się dobierał do mięsa... ale Pan Jezus, jako że był litościwy i krzywdy nijakiemu stworzeniu zrobić by nie zrobił, a mógł go kijaszkiem przetrącić abo i zasie samym pomyśleniem zabić, to ino powieda:

- Naści, głupi, chlebaszka, kiejś głodny - i rzucił mu z torby.

Ale pies się rozeźlił i zapamiętał, że nic, ino kły szczerzy, warczy, ujada, a dociera i całkiem już psuje Jezusowe porteczki.

- Chlebam ci dał, nie ukrzywdził, a obleczenie mi rwiesz i szczekasz po próżnicy. Głupiś, mój, piesku, boś Pana swego nie poznał. Jeszcze ty za to człowiekowi odsłużysz i żyć bez niego nie poradzisz... - powiedział Pan Jezus mocno, aż pies siadł na zadzie, potem zawrócił, ogon wtulił między nogi, zawył i kiej ogłupiały pognał w cały świat.

A Pan Jezus przyszedł na odpust.

Na odpuście narodu jak drzew w boru abo tej trawy na łąkach - aż gęsto.

Ale w kościele było pusto, bo w karczmie grali, a przed kruchtą cały jarmark i pijaństwo, i rozpusta, i obraza boska, jako i w te czasy bywa.

Wychodzi Pan Jezus po sumie i patrzy, aż tu naród kiej to zboże pod wiatrem, to w tę, to w oną stronę się kolebie i ucieka, a niektóry z biczem bieży, kto żerdkę z płotu wyciąga, kto znów po kłonice sięga, a inszy zasię i kamienia szuka, a baby w krzyk i na płoty się drą, to na wozy, a dzieci w bek, a wszyscy krzyczą:

- Wściekły pies, wściekły pies!

A pies środkiem ludzi, kieby z nagła rozstąpioną ulicą, gna z wywieszonym ozorem i wprost na Pana Jezusa. Nie uląkł ci się Pan nasz, nie... poznał, że to ten sam piesek z boru, to ino rozpostarł tę swoją świętą kapotę i powieda do zwierza, któren z nagła przystanął:

- Pójdź tu, Burek, przespieczniejszyś ty przy mnie niźli w borze. Okrył go kapotą, ospostarł nad nim ręce i powiada:

- Nie zabijajcie go, ludzie, bo to też stworzenie boskie, a biedne jest, głodne, zgonione i bezpańskie.

Ale chłopi jeli krzyczeć, jeli wydziwiać; a mamrotać trzaskać kłonicami o ziemię: że to zwierz dziki i wściekły, że im już tyla gąsków i owieczek porwał, że cięgiem szkody czyni, a i człowieka uszanować nie uszanuje, ino zaraz kłami... że nikt bez kija na pole nie wyjdzie, bo bez tego piekielnika przespieczności nijakiej nie ma... że zabić go trza koniecznie...

I chcieli przez moc psa spod Panajezusowej kapoty wziąć a zakatować. Aż się Pan Jezus ozgniewał i krzyknął:

- Nie ruchaj, jeden drugi! To się, łajdusy i pijanice, psa boita, a Pana Boga to się nie boita, co?..

Odstąpili, bo mocno rzekł, a Pan Jezus im dalej powieda - że są łajdusy... że przyszli na odpust, a piją ino po karczmach, a Boga obrażają, a pokuty nie czynią i przeklętniki są, a katy jedne la drugich, złodzieje, bezbożniki i kara boska ich nie minie.

Skończył Pan Jezus, podniósł kijaszek i chciał odejść...

Ale już Go naród poznał i kiej nie rymnie przed Nim na kolana, kiej nie rykną płaczem i kiej nie zaczną skomleć...

- Ostań z nami, Panie! Ostań, Panie Jezu Chryste!

Ostań! A to Ci wierne będziemy, kiej ten pies... pijanice nny, bezbożniki my, złe my ludzie, ale ostań!... Ukarz, bij, ale ostań!... Sieroty my opuszczone, ludzie bezpańskie..-, i tak plakali, tak żebrali, tak całowali Go po rękach i po tych nogach świętych, że zmiękło serce Pańskie, ostał z nimi przez parę pacierzów, nauczał, rozgrzeszał i błogosławił wszystkiemu.

A potem, kiedy już odchodził, to powiada:

- Krzywdę wam czynił pies? Odtąd wam odsługiwać będzie. I gąsków popilnuje, i owieczki oganiał będzie, i jak się jeden albo drugi schlasz - chudoby i dobra stróżem będzie a przyjacielem. Ino go szanujta i krzywdy mu nie czyńcie.

I odszedł Pan Jezus we świat tyli.

A obejrzy się - Burek siedzi tam, gdzie go obronił.

- Burek, a pódzi ze mną, cóż to, sam, głupi, ostaniesz?.,

I pies poszedł, i już szedł wszędy za Panem i taki cichy, taki czujny, taki wierny, kiej parobek najlepszy.

I poszli już wszędzie razem.

I bez bory szli, i bez wody - całym światem.

A że nieraz i głód był, to piesek ptaszka jakiego wytropił, to gąskę abo baranka przyniósł i tak se społecznie żyli.

A często gęsto, kiedy Jezusiczek strudzony spoczywał, to Burek odganiał złych ludzi abo i zwierza dzikiego i nie dał Pana naszego, nie...

Kiej przyszedł czas, że Żydy paskudne i one faryzeje srogie wiedły Pana na umęczenie - to Burek rzuucił się na wszystkich i jął gryźć, i bronić, jak tylko umiała biedota kochana.

A Jezus mu rzekł spod drzewa, które dźwigał na mękę swoją świętą:

- Sumienie barzej ich gryźć będzie... a ty nie uredzisz...

I kiej umęczonego powiesili na krzyzie, to Burek siadł i wył...

...drugiego dnia, kiej wszystkie ludzie poodchodzili, że już ani Panienki Najświętszej, ni apostołów świętych nie było... to ostał ino Burek...

...lizał raz w raz te święte, przebite goździamń, konające nóżki Panajezusowe i wył... wył... wył...

...a kiej już trzeci dzień nadszedł... przecknął Pan Jezus i patrzy, a tu nikogo w podle krzyża... ino jeden Burek skamli żałośliwie i tuli się do jego nogów...

...to Pan nasz Jezus Chrystus Przenajświętszy pojrzał miłościwie na niego w tej godzinie i rzekł ostatnim tchem:

- Pójdź, Burek, ze mną!

I piesek w to oczymgnienie puścił ostatnią parę i poszedł za Panem...

Amen.

Jesień, VII, Roch

Legenda o narowistym i leniwym koniu

-,,Jeden biedny gospodarz piąciomorgowy miał konia, ale tak narownego i próżniaka jak mało, próżno mu dogadzał, owsem pasł, a nie dogodził, koń robić nie chciał, uprzęże rwał i kopytami bił, że ani dostąpić... Pewnego razu zeźlił się chłop srodze; bo obaczył, że z nim dobrością nie poradzi, założył go do pługa i począł umyślnie orać stary ugor, by go przemęczyć i do pokory nagiąć, ale koń ciągnąć nie chciał, sprał go wtedy kozicą, co wlazło, i przymusił; koń robił, jeno że sobie to miał za krzywdę i zapamiętał dobrze, aż i wyczekał na porę sposobną, kiej gospodarz razu jednego schylił się, by mu pęta zdjąć z kulasów, trzasnął go zadnimi kopytami i na miejscu zabił, a sam w cały świat pognał na wolność!

Latem było mu niezgorzej, w cieniach się wylegiwał i w cudzych zbożach wypasał, ale skoro nadeszła zima, spadły śniegi, mróz chwycił, paszy brakło i ziąb przejmował go do kości, to popędził znowu dalej szukać strawy, leciał tak dnie i noce, bo wciąż była zima, śniegi i mrozy, a wilki tuż za nim, że mu już niejeden dobrze boków pazurami zmacał!...

Bieży, bieży, bieży, aż i wyszedł na kraj zimy, w jakąś łąkę, gdzie ciepło było, trawy po kolana, źródełka bełkotały i skrzyły się w słońcu, cienie chłodne chwiały się nad brzegami i wiaterek miły przeciągał, wparł się wnet w trawę i dalej żreć, boć zgłodniały był do cna - ale co chyci zębami trawy, to ino ostre kamienie przegryza trawa zniknęła! Wody chciał popić - nie było, ostało jeno błocko śmierdzące; położyć się chciał w cieniu - cienie odlatywały, a słońce żarło żywym ogniem! Cały dzień się tak trudził i na darmo! Chciał już wrócić do borów, borów nie było! Zarżało konisko boleśnie, odpowiedziały mu jakieś konie z dala, powlókł się za głosem i w końcu dojrzał za łąkami jakiś dwór sielny, jakby cały ze śrebła, szyby miał z drogich kamieni, a strzechę kieby z nieba nabitego gwiazdami, ludzie tam jakieś chudzili. Powlókł się do nich, bo już wolał nawet pracować ciężko niźli z głodu marnie ginąć... Przestojał na skwarze dzień cały, bo nikto z uzdą do niego nie wyszedł, dopiero o wieczornym czasie wychodzi ktosik ku niemu, jakby sam gospodarz! Jezus ci to był, on Gospodarz Przenajświętszy, on Pan niebieski, i rzecze:

- Nic tu po tobie, wałkoniu i zabijaku, jak błogosławić będą ci, co się teraz przeklinają, każę cię wpuścić do stajni.

- Bił me, tom się bronił!

- Za bicie przede mną sprawa, ale i sprawiedliwość ja w ręce trzymam.

- Takim głodny, takim spragniony, takim obolały!- jęczało konisko.

- Rzekłem swoje, ruszaj precz, wilkom cię każę jeszcze szczuć i poganiać...

To i zawróciło konisko do zimowego kraju, i wlekło się o chłodzie i głodzie, a w wielkim strachu, bo wilki, jako te psy Jezusowe, poganiały pilnie strasząc go wyciem, aż i pewnej nocy zwiesnowej stanął przed wrótniami swojego gospodarza i zarżał, by go przyjęli z powrotem, ale na to wyleciała wdowa z dziećmi, a poznawszy go, choć tak był zbiedzony, nuż go prać, czym popadło, odganiać a wyklinać za krzywdy, bo bez te śmierć chłopa pobidniała i w wielkiej nędzy żyła wraz z dziećmi.

Nawrócił do borów, bo już nie wiedział, co począć, opadły go zwierzaki, nie bronił się nawet, zarówno mu już była i śmierć, ale one go ino obmacały i starszy powiedział:

- Nie zjemy cię, boś za chudy, skóra i gnaty, szkoda pazurów, ale ulitujem się nad tobą i pomożemy...

Wzięły go między siebie i powiedły rankiem na gospodarzowe pole, i założyły do pługa, któren stał w roli, wdowa nim orała wraz z krową i dziećmi.

- Poorzą tobą, podpasą, to jesienią powrócim cię wyprząść! - powiedziały.

O dniu nadeszła wdowa i poznała go zaraz, to choć krzyknęła zrazu, że to cud, iż powrócił i stał już w pługu, ale rychło żałośliwość przypominków tak ją objęła, że zaczęła znowu wyklinać i bić, co ino wlazło! Robiła też w, niego potem, robiła, a odbijała się za krzywdę! Całe lata tak szło w ciężkiej, cierzpliwej pracy, bo choć koniskowi skóra się odparzała od chomąta, ani zarżał, wiedział, iż cierzpi sprawiedliwie. Dopiero w parę roków, kiej wdowa się dorobiła nowego chłopa i tych morgów, co po sąsiedzku szły wpodle, zmiękła la konia i powiedziała:

- Ukrzywdziłeś nas, ale za twoją sprawą Pan Jezus pobłogosławił, rodziło się, chłop się niezgorszy trafił, rolim przykupiła, to ci już z serca odpuszczam.

I zaraz tej samej nocy, kiej w chałupie chrzciny sprawiali, przyszły Panajezusowe wilki, wyprowadziły konia ze stajni i powiedły do niebieskiej zagrody!"

Zima, X, Roch

Legenda o Matce Boskiej i kmieciu Jastrzębiu

- ,,Dawno to już się działo, dawno, przed wiekami, że jeno o tym w starych księgach stoi... We wsi jednej pod Krakowem żył kmieć, Kazimierz mu było na imię, a na przezwisko Jastrz±b, osiadły był z dawna, rodowy i bogacz, całe włóki obsiewał, las swój miał, chałupę kiej dwór i młynek nad strug±.. Pan Jezus mu błogosławił, wiedło się wszystko, brogi zawdy miał pełne, gotowy grosz w skrzyni, dzieci zdrowe i kobietę poczciw±; bo dobry był człowiek, m±dry, wyrozumiały, pokornego serca i sprawiedliwy dla wszelkiego stworzenia.

Przewodził gromadzie kiej ojciec, opiekował się biednymi, sprawiedliwoci bronił, podatkami nie uciskał, a poczciwoci we wszystkim przestrzegał pilnie i pierwszy był zawdy do pomocy bliĽniemu i poratunku.

Żył też sobie cicho, spokojnie i szczęliwie jak u Pana Boga za piecem.

Aż razu pewnego król j±ł skrzykiwać naród na wojnę przeciw poganom.

Zafraswał się wielce Jastrz±b, bo żal mu było doma .odbieżyć i ruszać na one boje srogie.

Ale królewski parobek u drzwi stojał i przynaglał!

Na wielk± wojnę się miało, Turek ano sprony w kraje polskie wszedł, wsie palił, kocioły rabował, księży zarzynał, naród tępił lebo w postronkach pędził do swoich pogańskich krajów.

Trza się było gotować i na obronę stawać!

Zbawienie wieczne czeka tego, któren ochotnie kładzie głowę za swoich i wiarę więt±.

Zwołał tedy Jastrz±b gromadę, wybrał co tęższych parobków, konie, wozy i wnet ruszyli rankiem jako po mszy więtej!

A cała wie odprowadzała ich z płaczem i lamentem aż pod figurę Częstochowskiej, która stojała przy drodze na rozstajach.

Wojował rok, wojował dwa, że w końcu i słuch wszelki o nim zagin±ł.

Insze dawno powrócili do domów, a Jastrzębia jak nie było, tak nie było, myleli, że już był zabit albo go Turek wzi±ł do niewoli, o czym nawet z cicha jeszcze dziady i wędrowce różne powiadali...

Aż w końcu trzeciego roku na pierwsz± zwiesnę powrócił, ale sam, bez czeladzi, bez wozów i koni, piechty, zbiedzony, zmarnowany, z kosturem jeno kiej dziad...

Pomodlił się gor±co przed Matk± Boż±, że mu pozwolili jeszcze swojej ziemie, i spiesznie ruszył do wsi...

Nikt go nie witał, nikt nie poznawał, że psom się ano musiał oganiać.

Przychodzi przed swój dom, przeciera oczy, żegna się, a poznać nie może... Jezus Maria! Gumien nie ma, stajen nie ma, sadów nie ma, płotów nawet nie ma, z lewentarza ni ladu... a z chałupy ino zręby spalone... dzieci nie ma... pusto... straszno...jeno żona schorowana wywlekła się z barłogu na jego spotkanie i gorzkimi łzami zapłakała!

Kieby piorun w niego trzasn±ł!

Oto kiedy on wojował i nieprzyjacioły Pańskie gromił, przyszedł do chałupy mór i pobił mu wszystkie dzieci...pierun spalił... wilki wydusiły stada... Ľli ludzie rozgrabili... s±siady zabrały ziemię... susze wypaliły zboża... grady wytłukły resztę... że nie ostało nic, ziemia jeno a niebo.

Siedział na progu kiej zmartwiały, a na odwieczerzu, kiedy przedzwaniali na Anioł Pański, zerwał się nagle i j±ł strasznym głosem wyklinać i pomstować!

Próżno go żona wstrzymywała, próżno u nóg mu się wlekła błagaj±cy, przeklinał i przeklinał, że na darmo krew swoj± lał za Pańsk± sprawę, na darmo bronił kociołów, na darmo rany ponosił, głód cierpiał, na darmo poczciwym był i pobożnym; na darmo. - Pan Bóg i .tak go opucił i na zatracenie skazał!

Strasznie bluĽnił przeciw boskiemu imieniowi a krzyczał, że już chyba złemu się cały odda, bo on jeden ludzi w biedzie nie opuszcza.

Juci, że na takie przyzwy wnet się zły jawił przed nim.

Jastrz±b się już nie pomiarkował w tej złoci, a ino zawołał:

- Pomagaj, diable, jeli możesz, bo mi się wielka krzywda stała.

Głupi, nie pomiarkował, że Pan Jezus chciał go dowiadczyć i wypróbować.

- Pomogę, a oddasz duszę? - zaskrzeczał zły.

- Dam, choćby i zaraz!

Napisali cyrograf, któren chłop krwi± ze serdecznego palca podpisał.

I już od tego dnia zaczęło mu się wszystko wieć, sam mało co robił, a ino dogl±dał i rz±dził, Michałek, bo tak się kazał zły przezywać, robił za niego, a drugie diabły poprzebierane za parobków, to za Miemców, pomagały, że w krótkim czasie gospodarstwo było jeszcze lepsze, większe i bogatsze niĽli przódzi.

Ino dzieci nie było nowych, bo jakże bez błogosławieństwa boskiego mogły być!

Gryzł się tym Jastrz±b srodze, a po nocach czasami rozmylał, jak to przyjdzie gorzeć w tym piekle wiecznym, i nie cieszyły go ni bogactwa, ni nic... Aż musiał mu Michałek jawić przed oczy, jako wszystkie bogacze, panowie, kupy diabłom się za żywota zaprzedali, a żaden z nich się nie turbuje ni rozmyla, co tam będzie po mierci, a jeno się wesel± i wszystkiego używaj± do syta!

Uspokajał się potem Jastrz±b i jeszcze barzej przeciwko Bogu srożył, że aż sam krzyż pod lasem zr±bał, obrazy z domu powyrzucał i do figury Częstochowskiej się brał, by j± roznieć, iż mu to do orki przeszkadzała, ledwie go od tego kobieta odwiedła skamleniem i probami.

I tak roki płynęły za rokami jako ta woda bystra, bogactwa rosły niepomiernie, a z nimi także znaczenie, iż nawet sam król zajeżdżał do niego, na dwór zapraszał i między swoich komorników sadzał.

Puszył się tym Jastrz±b, wynosił nad drugie, biedot± pomiatał, wszelkiej poczciwoci się wyzbył, że, już za nic miał wiat cały.

Głupi! nie baczył, czym przyjdzie zapłacić za to...

Aż w końcu i przyszła godzina porachunku. Panu Jezusowi już zbrakło cierpliwoci i pobłażania la zatwardziałego grzesznika...

Nadszedł czas s±du i kary.

Najpierw zwaliły się na niego ciężkie choroby i nie popuszczały ni na to oczymgnienie.

Potem lewentarze padły na mór.

Potem piorun spalił wszelkie zabudowania.

Potem grady wybiły zboża.

Potem czeladĽ go odbiegła.

Potem za przyszły takie susze, że wszystko spaliło się na popiół, drzewa poschły, wody wyschły, ziemia popękała.

Potem opucili go całkiem ludzie i bieda siadła na progu.

A on chorzał ciężko, ciało mu kawałami odpadało, koci próchniały.

Na darmo skamlał o poratunek Michałka i jego diablich kamratów: nawet zły nie poradzi, kiej nad kim zawinie ręka Bożego gniewu!

A i diabli nie stali już o niego: ich był, to aby prędzej skonał, dmuchali mu w one rany straszne, bych się barzej j±trzyły.

Jedno zmiłowanie Pańskie mogło go tylko wybawić!

Jako póĽn± jesieni± przyszła jedna noc tak wiejna, że wicher zerwał dach z chałupy i powyrywał wszystkie drzwi i okna, wraz za zleciała się cała hurma diabłów i nuż tańcować koło węgłów, a cisn±ć się z widłami do rodka, bo Jastrz±b już był na skonaniu...

Kobieta broniła go, jak mogła, obrazem więtym osłaniaj±c, to kred± powięcon± znacz±c progi a okna, ale już ustawała z wielkiej turbacji, by nie pomarł bez Sakramentów i pojednania z Bogiem; to chociaż zakazywał, tak był jeszcze w tej ostatniej godzinie zatwardziały, chociaż złe przeszkadzało, upatrzyła porę i poleciała na plebanię.

Ale ksi±dz szykował się gdziesik do drogi, a do bezbożnika ić nie chciał.

- Co Pan Bóg opucił, diabli zabrać musz±, nic tam uż po mnie... - i pojechał na karty do dworu.

Zapłakała gorzko z frasunku, przyklękła przed on± figur± Gzęstochowskiej i tym szlochem krwawym, tym srzybotem serdecznym skamlała o zmiłowanie.

Ulitowała się nad ni± Panienka więta i przemówiła:

- Nie płacz, kobieto, wysłuchane s± twoje proby...

I schodzi do niej z ołtarza, jak stała, w koronie złotej, w onym płaszczu modrym, zasianym gwiazdami, z różańcem u pasa... janiej±ca dobrotliwoci±... Przenajswiętsza i gwieĽdzie zarannej podobna... Kobieta padła przed Ni± na twarz.

Podniosła j± więtymi r±czkami, otarła te łzy żałoliwe, przytuliła do serca i powiada tkliwie:

- ProwadĽ do chałupy, może ci co poredzę, służebnico wierna.

Obejrzała chorego i zafrasowało się wielce serce miłociwe.

- Bez księdza się nie obejdzie, kobiet± jeno jestem i takiej mocy nie mam, jak± Jezus dał księżom! Łajdus on jest, o naród nie dba, zgoła zły pasterz, odpowie za to srogo, ale on jeden ma moc rozgrzeszania... Sama pójdę po tego kostyrę do dworu... Naci różaniec, broń nim grzesznika, póki nie przyjdę.

Ale jak tu było ić?... noc ciemna, wiater, deszcz, błocko, kawał drogi, a do tego diabli wszędzie psocili.

Nie ulękła się niczego Pani Niebieska, nie! Przyodziała ię jeno od pluchy w płachtę i poszła w tę ciemnicę...

Doszła do dworu umęczona srodze i przemokła do nitki; apukała prosz±c pokornie, bych ksi±dz szedł pilno do chorego, ale on, dojrzawszy, iż to jaka biedota i taki psi czas na dworze, kazał powiedzieć, że rano przyjedzie,teraz nie ma czasu i grał dalej, pił i baraszkował z panami.

Matka Boża jeno westchnęła bolenie nad jego niepoczciwoci±, to sprawiaj±c, że zaraz zjawiła się złota kareta, cugi, lokaje, przeodziała się na pani± starocinę i weszła na pokoje.

Juci, że ksi±dz zaraz pojechał chętliwie i w te pędy.

Przyjechali jeszcze na czas, ale już mierć siedziała na progu, a diabli przez moc dobywali się do chłopa, by go porwać żywcem, nim ksi±dz nadjedzie z Paneum Jezusem; tyle że broniła go kobieta różańcem, to obrazem drzwi przytykaj±c, to pacierzem, to tym Imieniem Pańskim.

Wyspowiadał się Jastrz±b, za grzechy żałował, Boga przepraszał, rozgrzeszenie dostał i zaraz w ten moment Bogu ducha oddał. Sama Najwiętsza zamknęła mu oczy, pobłogosławiła kobietę i powiada do struchlałego księdza:

- Pódzi za mn±!...

Nie mógł się jeszcze pomiarkować, ale poszedł, rozgl±da się przed chałup±, a tu ani karety, ni lokajów, jeno deszcz, błoto, ciemnica i mierć, id±ca za nim trop w trop... Ul±kł się wielce i dalejże gnać za Panienk± ku kapliczce !

Patrzy, a tu Ona już w płaszczu i koronie, otoczona chórami anielskimi, wstępuje na ołtarz, na dawne miejsce.

Poznał ci wtedy Królow± Niebiesk±, strach go wzi±ł, padł na kolana, rykn±ł płaczem i wyci±gn±ł ręce o zmiłowanie.

A Panienka więta spojrzała nań gniewnie i rzekła:

Wieki tak całe poklęczysz za grzechy, popłaczesz, nim odpokutujesz...

W kamień się wnet obrócił i tak już ostał, nocami jeno płacze, ręce wyci±gnięte trzyma, zmiłowania czeka i już od wiek wieków tak klęczy.

Amen!

Do dzisiaj ogl±dać można on± figurę w D±browie pod Przedborzem: pod kociołem stoi ku wiecznej pamiętliwoci i ostrzeżeniu grzeszników, jako "kara za złe nikogo nie minie."

Zima, X, Roch

Powiastki, przysłowia, zagadki

Przypowiastki

Pan Bóg stworzył byka.

I byk był.

A chłop wziął kozika,

Urznął mu u dołu

I stworzył wołu-

...i wół jest!

Jesień, VII, Jagustynka

Zagadki

- "Przez ciała, przez duszy, a pod pierzyną się ruszy. ."co to jest?

- Chleb, chleb, każdy wie! - wołali skupiając się koło niej.

- Albo to: "Gonią się goście po lipowym moście..."

- Przetak i groch!

- Każde dziecko o takich zagadkach wie.

- To mówcie drugie, mądrzejsze!

- "W koszuli się na świat rodzi,

A po świecie nago chodzi."

Długo zgadywali, aż dopiero Mateusz powiedział, że to ser, i sam zadał taką zagadkę:

- "Lipowe drzewo wesoło śpiwa,

A koń na baranie ogonem kiwa."

Z trudem się domyślili, iż to ma znaczyć skrzypce.

Tereska zaś powiedziała jeszcze trudniejszą:

- "Bez nóg, bez rąk, bez głowy i brzucha,

A kaj się obróci, wszędy se dmucha!"

Wiater to miało znaczyć; zaczęli się o to swarzyć, prześmiewać i coraz ucieszniejsze zagadki powiadać, aż się izba roztrzęsła gwarem i wesołością.

Zima, X, Roch i inni

Przysłowia

Obserwacja przyrody:

„Srokowe wesele deszczu będzie wiele”

Jesień, III, Boryna

„Skoro człowiek łąkę kosi, leda baba deszcz uprosi”

Wiosna, XI, jeden z kosiarzy

Obserwacja obyczajów:

„Kto cięgiem jarmarczy - temu długo nie starczy”

Jesień, V, Boryna

„Jak stary bierze młodą, złego nie odegna i święconą wodą”

Zima, VIII, Sołtys

Spostrzeżenia psychologiczne:

„Kto na innych kładzie znaki - sam taki”

Zima, VIII, Dominikowa

„Kto przez kogo zgrzeszy, temu się do niego nie spieszy”

Zima, XII, narrator

Spostrzeżenia ogólne:

„Od zasiewów do żniw nie każdy będzie żyw”

Zima, V, Caban

Stroje ludowe

Strój męski:

• Wysokie buty

• Portki w zielonożółte lub czerwone pasy

• Koszula

• Czerwona wstążka pod szyją

• Granatowy żupan lub czerwony spencerek

• Biata kapota z czerwonym pasem

• Kapelusz z niedużym rondem

Strój kobiecy:

• Czarne trzewiki z czerwonymi sznurowadłami

• Białe pończochy

• Wełniana spódnica w zielone i pomarańczowe pasy

• Koszula z bufiastymi rękawami

• Aksamitny gorset (zielony wyszywany złotem, błękitny srebrem)

• Korale i bursztyny

• Wstążki na plecach

cytaty - stroje łowickie

"(...) jak tęczą mazurską mienił się na niej [pasiak] (...)"

"(...) że ino w słońcu grały pasiaste portki, czerwone spencerki (...)"

"(...) nic ino jakoby kto tęczę rozsypał i bił w nią wichurą, że grała kolorami, mieniła się i wiła (...)"

"Izdebka pełna była różnych rupieci i statków gospodarskich, na drążkach, w poprzek przewieszonych, wisiały kożuchy, czerwone pasiaste wełniaki, białe sukmany, to całe pęki motków szarej przędzy i zwinięte w kłęby brudne runa owiec i worki z pierzem. Wyciągnął białą sukmanę i pas czerwony, a potem długo czegoś szukał w beczkach napełnionych zbożem, to w kącie pod stosem starych rzemieni i żelastwa, aż usłyszawszy Hankę w pierwsze izbie, zaciągnął deskę na okienko i znowu coś długo grzebał w zbożu."

Jesień, II

"(...) wełniakiem pasiastym i sutym, co jak tęczą mazurską mienił się na niej, to na jej czarne trzewiki wysokie, zasznurowane aż po białą pończochę czerwonymi sznurowadłami, to na gorset z zielonego aksamitu, tak wyszyty złotem, że aż się w oczach mieniło, to na sznury bursztynów i korali, co otaczały jej, białą, pełną szyję - pęk różnobarwnych wstążek zwieszał się od nich na plecach i gdy szła, wił się za nią niby tęcza."

"Walili środkiem drogi, kupą całą, ramię przy ramieniu, aż ziemia dudniła pod nogami, a tak radośni, weselni i przystrojeni pięknie, że ino w słońcu grały pasiaste portki, czerwone spencerki, pęki wstęg u kapeluszów i rozpuszczone na wiatr, kiej skrzydła, kapoty białe..."

"Dopiero w jakie dwa pacierze otwarli drzwi komory i organiścina z młynarzową wywiedły Jaguś na izbę, a druhny otoczyły ją wiankiem, a tak strojne i urodne wszystkie, że kwiaty to były, nie kwiaty, a ona między nimi najśmiglejsza i kieby ta róża najśliczniejsza stojała w pośrodku, a cała w białościach, w aksamitacln, w piórach, we wstęgach, w srebrze a złocie - że się widziała niby ten obraz, co go naszają na procesjach, aż przycichło z nagła, tak oniemieli i dziwowali się ludzie."

"(...) włosy miała zaplecione nad czołem, w nich koronę wysoką, ze złotych szychów, z pawich oczek i gałązek rozmarynu, a od niej na plecy spływały długie wstążki we wszystkich kolorach i leciały za nią, i furkotały kieby ta tęcza; spódnica biała rzęsisto zebrana w pasie, gorset z błękitnego jak niebo aksamitu wyszyty srebrem, koszula o bufiastych rękawach, a pod szyją bujne krezy obdziergane modrą nicią, a na szyi całe sznury korali i bursztynów aż do pół piersi opadały."

"Słońce już zachodziło, wisiało nad lasami czerwone, ogromne i zalewało całą drogę, staw i domy krwawym brzaskiem, a oni szli w tych łunach wolno, że aż się w oczach mieniło od tych wstążek, piór pawich, kwiatów, czerwonych portek, pomarańczowych wełniaków, chustek, kapot białych - jakoby ten zagon, rozkwitłymi kwiatami pokryty (...)"

Jesień, XI

Tańce

...Owe krakowiaki, drygliwe, baraszkujące, ucinaną, brzękliwą nutą i skokliwymi przyśpiewkami sadzone, jako te pasy nabijane, a pełne śmiechów i swawoli; pełne weselnej gędźby i bujnej, mocnej, zuchowatej młodości i wraz pełne figlów uciesznych, przegonów i waru krwi młodej kochania pragnącej. Hej!

...Owe mazury, długie kiej miedze, rozłożyste jako te grusze Maćkowe, huczne a szerokie niby te równie nieobjęte, przyciężkie a strzeliste, tęskliwe a zuchwałe, posuwiste a groźne, godne a zabijackie i nieustępliwe, jako te chłopy, co zwarci w kupę niby w ten bór wyniosły, runęli w tan z pokrzykami i mocą taką, że choćby w stu na tysiące iść, że choćby świat cały porwać, sprać, stratować, w drzazgi rozbić i na obcasach roznieść, i samym przepaść, a jeszcze tam i po śmierci tańcować, hołubce bić i ostro, po mazursku pokrzykiwać: "da dana!"

...Owe obertasy, krótkie, rwane, zawrotne, wściekłe, oszalałe, zawadiackie a rzewliwe, siarczyste a zadumane i żalną nutą przeplecione, warem krwie ognistej tętniące a dobrości pełne i kochania, jako chmura gradowa z nagła spadające, a pełne głosów serdecznych, pełne modrych patrzań, wiośnianych tchnień, woniejących poszumów, okwietnych sadów; jako te pola o wiośnie rozśpiewane, że i łza przez śmiechy płynie, i serce śpiewa radością, i dusza tęskliwie rwie się za te rozłogi szerokie, za te lasy dalekie, we świat wszystek idzie marząca i "oj da dana!" przyśpiewuje.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Reymont Chłopi, Polonistyka
Chłopi Reymonta, Polonistyka, Młoda Polska
Chlopi Reymonta, materiały- polonistyka, część IV
Marsz Polonia demo
chlopiec czy dziewczynka XUDHZZKC4E64BAD26DODKYBJNXI7KLO44H2SDUI
Chlopiec czy dziewczynka
Chlopiec czy dziewczynka(1)
polonistyka nr6 2009 demo
TOK WPROWADZANIA LITERY w szkole podstawowej, pedagogika wczesnoszkolna i przedszkolna, edukacja pol
Współczesna polska proza kobieca, polonistyka, 5 rok
BEZ DOGMATU H. Sienkiewicz, Polonistyka
test nr 7 wyrażenia regularne, STUDIA, LIC, TECHNOGIE INFORMACYJNE POLONISTYKA ZAOCZNE UW Uniwersyt
antyautorytarna, EDUKACJA POLONISTYCZNA, PSYCHOLOGIA, SOCJOLOGIA, EDUKACJA PLASTYCZNA, PEDAGOGIKA
EDUKACJA POLONISTYCZA 3- sprawdzianik, !Nauka, klasa III
tym rymcimcim, WCZESNOSZKOLNA, Edukacja polonistyczna, e.polonist
Funkcje podrecznika poprawione, studia polonistyka
Deszcze, Bystroń, polonistyka pwsz krosno

więcej podobnych podstron