Rok 1939 - druga wojna światowa. W dniu 2 września od strony Słowacji wkraczają, do Rabki wojska hitlerowskie. Garstka żołnierzy źle uzbrojonych z 1 pp. KOP sformowanych w oddziały „Warty” i „Niemna” stawia im beznadziejny opór. Bohaterski zryw robotników zatrudnionych przy budowie wiaduktu w Chabówce pod kierownictwem inżyniera Różyckiego tragiczne ma następstwa. Okupant pali Wysoką, rozstrzeliwuje masowo mężczyzn i osadza w obozach. Władze terenowe na odgłos pierwszych strzałów uciekają - ludność miejscowa idzie za ich przykładem. Zdrojowisko wyludnione. Pozostawione mienie w zamkniętych budynkach oczekuje dalszego losu. Jedynie na kilku domach (Dr Cybulskiego, ss. Nazaretanek i Pałacyku Babuni) powiewają flagi z emblematami PCK. Nestor lekarzy rabczańskich dr Teodor Cybulski senior, wespół z dr Ludwikiem Łuką organizuje naprędce prowizoryczne szpitale dla rannej ludności cywilnej i niedobitków wojska polskiego. Placówki te likwiduje okupant w ciągu kilku tygodni po obsadzeniu terenu.”
Sanatoria, pensjonaty i większe domy zostają skonfiskowane przez władze okupacyjne. Stają się siedzibami instytucji niemieckich. Wiele domów zostaje przeznaczonych na mieszkania dla przybywających wojskowych i cywilnych pracowników administracji okupacyjnej. Między innymi Niemcy rekwirują budynek fundacji Marii Fränklowej na Łęgach. W lipcu 1940 roku zostaje w tym budynku umieszczona Szkoła Dowódców Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa, przeniesiona z Zakopanego.
Pod koniec 1939 roku Główny Dowódca Policji Bezpieczeństwa SS-Brigadenführer Bruno Steckelbach wydał rozkaz o założeniu w Zakopanem Szkoły Dowódców Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa (Szkoła Sipo - SD). Celem jej miało być szkolenie przyszłych kadr Sipo - SD, agentów, kolaborantów i oficerów policji granatowej. W pierwszych miesiącach 1940 roku szkoła rozpoczęła działalność.
Założycielem i pierwszym jej komendantem został SS-Hauptstumführer Hans Krüger. Na stanowisko zastępcy komendanta i sekretarza szkoły mianowano 20 kwietnia 1940 roku SS-Untersturmführera Wilhelma Rosenbauma.
Niemcy postanowili przenieść szkołę do Rabki, ponieważ nie posiadała ona żadnych zakładów przemysłowych. Ponadto Rabka miała stać się kurortem dla pracowników administracji niemieckiej i wojskowej. Dobra lokalizacja miejscowości, która leży obok głównej drogi łączącej Kraków z Zakopanem, pozwalała więc na dojazd wykładowców i kursantów transportem kolejowym i samochodowym.
Początkowo „Schule der Sipo und SD” umieszczono w domu Marii Fränklowej, w rabczańskiej dzielnicy Łęgi. W domu tym przed wojną organizowano kolonie letnie dla dzieci żydowskich. W październiku 1940 r. została ona przeniesiona do willi „Tereska”. Na terenie kolonii Marii Fränklowej utworzono koszary dla słuchaczy szkoły. Po wybuchu wojny niemiecko - radzieckiej skoszarowano tam oddział rekrutów ukraińskich, którzy byli uczestnikami kursów w „Teresce”. Ukraińcy pełnili również służbę wartowniczą oraz wykonywali zadania policyjne, wspomagając swych niemieckich mocodawców. Mieszkańcy Rabki pamiętają młodych ukraińskich rekrutów w czarnych mundurach.
Spotkanie z ukraińskimi kursantami zapamiętał również pan Kazimierz Romański:
„Na Łęgach w budynku dawnej, przedwojennej kolonii dla dzieci żydowskich zakwaterowani byli ukraińscy kursanci. Nosili czarne mundury. Potocznie mówiło się na nich „kominiarze”. W ramach szkolenia przeprowadzali na terenie Rabki akcje policyjne polegające na legitymowaniu i kontrolowaniu ludności. Akcja polegała na wylegitymowaniu i doprowadzeniu zatrzymanej osoby do willi „Trzy Róże”, gdzie sprawdzano personalia zatrzymanego ze spisem mieszkańców Rabki. Po sprawdzeniu zgodności danych zatrzymanego zwalniano. Pewnego dnia wraz z Władkiem Baranem, bratem Józefa kąpaliśmy się nad Rabą. Nagle ni stąd ni zowąd przed nami pojawiło się dwóch gestapowców i dwóch Ukraińców w czarnych mundurach. Zaprowadzili nas pod „Trzy Róże”, odbywał się tam spis mieszkańców. Byliśmy świadkami zastrzelenia przez konwojujących nas Ukraińców człowieka, który na widok patrolu zaczął uciekać. Po sprawdzeniu czy jesteśmy mieszkańcami Rabki, puścili nas.”
Nową siedzibą Szkoły Dowódców Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w Rabce od października 1940 roku była willa „Tereska”. Przed wojną mieściło się tam gimnazjum żeńskie im. świętej Teresy, należące do pań Szczuka. Ironią losu stało się to, że budynek, w którym mieściła się szkoła o najwyższych ideałach wychowawczych polskiej oświaty, stał się siedzibą założonej przez faszystów szkoły zwyrodniałych oprawców.
Po zajęciu budynku szkoły przez Niemców siostrom pozostawiono mieszkanie w suterynie oraz ogród. Gdy Irena Szczuka upomniała się o zapłacenie czynszu, obiecanego przez niemieckie władze w Krakowie, ówczesny komendant szkoły Wilhelm Rosenbaum kazał kobietę wraz z rodziną usunąć z mieszkania. W czerwcu 1942 roku pani Irena Szczuka za działalność konspiracyjną została aresztowana. Po śledztwie w „Palace” wywieziono ją do Oświęcimia, gdzie zmarła. Zofia wraz z matką opuściły Rabkę unikając represji okupanta.
Komendantem szkoły był w dalszym ciągu Hans Krüger. Po jego odwołaniu stanowisko komendanta przejął SS-Untersturmführer Wilhelm Rosenbaum. Młody dwudziestokilkuletni mężczyzna. Przystojny, szczupły, średniego wzrostu. W nienagannie skrojonym mundurze. Bardzo szybko mieszkańcy zaczęli go określać mianem „krwawej bestii” lub „katem”
Zdzisław Olszewski: „Był to „quasihomo” (niby-człowiek), młody, o lalkowatej twarzy i o dużych, odstających uszach. Sądzę, że przez serce i naczynia krwionośne tego hitlerowskiego potwora płynęła nie krew, lecz smoła z samego dna piekieł. On także kazał zapalać czerwone lampiony, kiedy w tej rabczańskiej placówce gestapo odbywały się masowe mordy.”
Władysław Kapłon: „Kat Rabki, Rosenbaum, miał około 30 lat, wysoki, przystojny, zawsze elegancko ubrany, nawet bić do krwi potrafił z uśmiechem na ustach. Często wieczorem lub nocą krążył po mieście swoim powozem w towarzystwie kochanki Anne Marie Bachus, wzbudzając lęk u przypadkowych przechodniów.”
Zofia Pitek: „Rosenbaum mieszkał w willi Margabrianka. Później jak przyjechała do niego Anna Maria Bachus, to się przenieśli do willi, którą nazwał Anna Maria. To był tyran. U niego wszystko musiało być na baczność. Straszny pedant. Zawsze chodził w eleganckich bryczesach i pejcz miał koło siebie.”
Leon Trzesniower: „Oberscharführer Rosenbaum. To był człowiek sadysta, który był chory na isjasz. Zadawalał się wówczas, kiedy widział u ofiary krew. Identycznie jak wilk, który poluje na zwierze. Przy każdej akcji brał osobiście udział i sam strzelał do ludzi.”
Janusz Bieś: „To był przystojny gość. Kawał chłopa było. Po cywilnemu wsiadał w bryczkę, tyrolski kapelusik miał, z taką kitką. On mundur bardzo rzadko nosił. Zawsze odwozili go końmi do Chabówki, tam na pociąg siadał, jechał. Był kolegą gubernatora Hansa Franka. Do Krakowa jeździł, popijali na Wawelu. To był paskudny człowiek.”
Maria Gacek: „Był to bardzo okrutny człowiek, znęcał się przeważnie nad Żydami. Tam gdzie oni pracowali, chodził z nahają i bez powodu, brutalnie ich bił.”
Od wiosny 1941 roku rozpoczęto rozbudowę szkoły. Z rozkazu Rosenbauma zaprojektowano i wybudowano nowe budynki. Powstały m.in. garaże, budynki gospodarcze, bunkry, stajnie, a w piwnicy zostało urządzone niewielkie więzienie.
Za komendantury Wilhelma Rosenbauma powstało również boisko sportowe i strzelnica w małym lasku za szkołą, przystosowana do strzelania zarówno z broni zwykłej jak i maszynowej. Materiały budowlane na te inwestycje pochodziły głównie z żydowskich cmentarzy w powiecie. Kamienie cmentarne zostały przywiezione do Rabki i użyte jako konstrukcja strzelnicy i powierzchni spacerowej przed budynkiem. Płyty nagrobne posłużyły też do regulacji potoku obok strzelnicy.
Z opowiadań pani Zofii Pitek dowiadujemy się, iż do budowy strzelnicy byli zapędzeni młodzi Żydzi.
Szkoła została oświetlona reflektorami oraz czerwonymi lampionami. Na budynku umieszczono napis: „Befehlshaber der Sicherheitspolizei und SD im GG. Schule der Sicherheitspolizei”.
Pan Jan Mlekodaj wspominając owe schody mówi:
„Dużą inwestycją wykonaną przez Żydów dla SS Schule było wybudowanie olbrzymiego placu apelowego. Wyrównano także teren w skarpie, w którą wmontowano olbrzymie schody powstałe z żydowskich pomników z cmentarza żydowskiego w Jordanowie. Pamiętam taki dzień, gdy cała kolumna chłopów przywiozła na takich chłopskich wozach pomniki, które zostały wbudowane w tą właśnie skarpę.”
Przed wybuchem wojny, Rabka liczyła około 7 tysięcy mieszkańców, z czego ponad 450 osób stanowili Żydzi.
Po zorganizowaniu władz okupacyjnych, rozpoczęły się liczne represje wobec Żydów, np. wprowadzono dla nich nakaz pracy, nakazano nosić opaskę z Gwiazdą Dawida. Od lipca 1940 r. głównym przywódcą Żydów w Rabce został Paul Beck, który przybył wraz z Rosenbaumem z Zakopanego. Do Rabki zaczęli przybywać przymusowi pracownicy żydowscy. Utworzono również specjalny oddział policji żydowskiej, wykonującej polecenia władz niemieckich.
Początkowo na ludność żydowską nakładano różnego rodzaju kontrybucje. Okradano ją ze wszelkiego mienia. Żydzi byli bici i poniżani w miejscach publicznych. Pani Maria Gacek wspomina:
„Dla Żydów rozpoczęła się gehenna od chwili wkroczenia Niemców. Zostali oni oznakowani Gwiazdą Dawida, którą musieli nosić na rękawie. Kiedy Niemiec szedł chodnikiem to Żyd musiał zejść na jezdnię. Została utworzona Gmina Żydowska. Sporządzono tam spis ludności żydowskiej. Gmina musiała składać haracze wyznaczone przez Niemców. Była to biżuteria i cenne przedmioty. Kiedy nie było już co odbierać Niemcy zaczęli likwidować poszczególne osoby, poczynając od ludzi starszych.”
Początkowo dokonywano pojedynczych egzekucji, ale rychło przystąpiono do masowych mordów. Mężczyzn, kobiety i dzieci mordowano w lesie nieopodal „Tereski”. Egzekucje zostały poprzedzone przygotowaniami. Na żądanie komendanta Rosenbauma Judenrat dostarczył mu listę Żydów żyjących w Rabce. Na początku maja 1942 roku rozkazał Żydom przybycie do szkoły. Stawiło się kilkaset osób. Rosenbaum usiadł przy stoliku z listą żydowskich mieszkańców Rabki, rozpoczęła się selekcja. Beck czytał nazwiska, wywołani przechodzili obok stolika. Komendant wraz z SS Scharführerem Bohnertem robili notatki. Przy nazwiskach ludzi starszych lub niepełnosprawnych stawiali krzyżyk. Po zakończeniu selekcji pozwolili wszystkim wrócić do domów. Dnia 20 maja 1942 roku Rosenbaum wezwał do szkoły 45 osób, które znalazły się na jego liście. Byli to ludzie starsi, niedołężni.
Marek Goldfinger pamięta ten dzień, kiedy do szkoły wezwano jego babcię, panią Kranz:
„Pamiętam, że w tym dniu byłem z babcią i mamą w naszym domu, który znajdował się niedaleko szkoły SS. Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi. Babcia ukryła się w kryjówce na tyłach domu. Mama otworzyła drzwi. W progu stał SS-man i polski policjant z listą, zapytali o Ernestynę Kranz. Matka odpowiedziała, że nie ma jej w domu. Niemiec zdecydował, że wezmą mamę. Babcia musiała słyszeć tą rozmowę, bo nagle pojawiła się i przedstawiła. Została zabrana.
Następnego dnia zabrałem parę kanapek i poszedłem do szkoły, zanieść je babci. Podchodząc z tyłu pod budynek, zobaczyłem ludzi kopiących doły. Ukryłem się za krzakami, spostrzegł mnie jednak ukraiński wartownik, który mnie przegonił. Wieczorem tego dnia maja babcia wraz z innymi została rozstrzelana.”
Była to pierwsza egzekucja Żydów w Rabce.
W tym czasie Rosenbaum popełnił kolejną zbrodnię. Wymordował kilkuosobową rodzinę żydowską noszącej to samo nazwisko, co kat mieszkańców Rabki.
W kolejnych miesiącach działalność katów z „Tereski” nasiliła się. Coraz więcej ludzi padało ofiarą hitlerowskich zbrodniarzy. Latem 1942 r. jednego dnia rozstrzelano ponad 200 rabczańskich Żydów.
Druga połowa 1942 roku była też tragiczna dla ludności polskiej. Hitlerowcy przeprowadzili kilka akcji skierowanych przeciwko ludziom podejrzanym o współpracę z organizacjami podziemnymi.
Po szeregu indywidualnych aresztowań członków ZWZ w Rabce, w dniu 26 czerwca 1942 r. doszło do kolejnych, tym razem masowych aresztowań. Przeprowadzono je m.in w Rabce, Olszówce, Ponicach, Słonem, Chabówce, Rabie Niżnej.
Koszmar tamtych dni głęboko utkwił w pamięci panu Zdzisławowi Olszewskiemu:
„Noc w Rabce z 24 na 25 czerwca 1942 roku. Skuli mnie z moim bratem Jerzym i wyprowadzili z naszej willi „Olszówki”, przy ulicy Słowackiego. Przedtem dali nam jeszcze do niesienia w wolnych od kajdan rękach, bratu moją ciężką maszynę do pisania, a mnie jego wielką walizkę, ale lekką, bo wypełnioną pustymi pudełkami od zapałek i papierosów.
Różowy, czerwcowy przedświt rysował kontury znajomych willi i pensjonatów na zboczu góry Bani. Idziemy nieco w dół ulicą Słowackiego, a potem na lewo, obok „Słonecznego Grodu” i znowu do góry ulicą Słoneczną. Wiadomo gdzie...
Przed oczyma migają mi iskierki, łeb z bólu i rozpaczy pęka po policzkowaniu i biciu pięściami, gdzie popadnie. Marzę jakby to zrobić, żeby wszystko, co w tej chwili przeżywam, było nieprawdą! Nowe szturchańce lufami maszynowych pistoletów, bicie pięściami, jęki i krzyki ludzkie z pobliża, uświadamiają mi rzeczywistość.
Budynek gestapo, 100 metrów w linii powietrznej od naszej willi „Olszówki”, zalewają światła reflektorów, zaś różowy przedświt czerwone lampiony. Tak jest! Oprawcy masowych mordów i egzekucji w Rabce, zawsze te czerwone lampiony zapalali wokół przedwojennego budynku sanatoryjnego gimnazjum dla dziewcząt im. Św. Teresy, przy ulicy Słonecznej, własność pp. Szczuków.
Dobrze zapamiętałem tą gestapowską jaskinię. Wszyscy górale znali te wielkie czarne litery wkute na frontonie przedwojennego sanatorium: „DER BEFEHLSHABER DER SICHERHEITSPOLIZEI UND SD IM GENERALGOUVERNEMENT SCHULE DER SICHERHEITSPOLIZEI”.
Uprzytomniłem sobie całą prawdę i już w nią uwierzyłem. Okrutny los pchał mnie wraz z bratem w złowrogie lampiony „Tereski”, czyli prosto w otchłań śmierci...
Obława w Rabce w nocy z 24 na 25 czerwca 1942 roku, byłą największą na okupowanym Podhalu. Tysiące ludzi wyciągano z wiejskich chałup, z budynków i willi w Rabce i na Zaborni. Nie oszczędzono nawet pasażerów z przejeżdżających pociągów przez stację węzłową w Chabówce. Znieważani, bici i kopani przez niemieckich oprawców z różnych formacji SS, SA, SD i HJ, a także żandarmerii, bezradni Polacy opuścili ręce. Wyselekcjonowanych popędzono w grupach, przeważnie skutych mężczyzn, do „Tereski”. Na Słonecznej wepchnięto nas z bratem do wlokących się ulicą, a także polami Stasia i Franusia Luberdy, aresztowanych Polaków.
Na czele jednej z grup więźniów powoli, lecz prosty jak świeca kroczył pułkownik WP Bukowski. Prawie 9O-letni staruszek. Emeryt Wojska Polskiego już od wielu lat, który mieszkał nad „Lotosem”, w malej willi „Zameczek”. Odziany był w swój płaszcz wojskowy z emblematami pułkownika i orderami na piersi, ale w słomianym kapeluszu... Tak bezcześciły hitlerowskie Niemcy wszystko, co było święte nawet u nich, w Europie i na całym świecie.
Wepchnięto nas w posuwające się kolumny więźniów... „Tereska” płonęła od świateł reflektorów, lampionów już budzącej się nad Grzebieniem zorzy przedświtu. Popychani pięściami, kolbami karabinów i znieważali od „polskich świń i bandytów”, zbliżyliśmy się do marmurowych schodów Rosenbauma. Minęliśmy w górę kilka stopni. Przed nami płonęło już tylko hitlerowskie piekło.”
W lipcu 1942 roku, kiedy trwała likwidacja żydowskich mieszkańców powiatu nowotarskiego z polecenia Rosenbauma rozpoczęto tworzenie na Słonem obozu pracy przymusowej dla rzemieślników i robotników żydowskich. Wille „Krakus”, „Zorza” i „Uciecha”, przedwojenne pensjonaty należące do właścicieli żydowskich, zostały otoczone wysokim drewnianym płotem i drutem kolczastym. Teren był strzeżony przez uzbrojonych strażników ukraińskich.
Gehenna rabczańskich Żydów zbliżała się ku końcowi. Nadszedł dzień deportacji - 30 sierpień 1942 roku. Od wczesnych godzin rannych grupy SS-manów i policjantów wypędzały ludność żydowską z mieszkań. Starców, kobiety i dzieci kierowano do podstawionych na stacji kolejowej wagonów, a zdolnych do pracy mężczyzn do obozu pracy. Ludzi załadowano do towarowego pociągu, w którym byli już Żydzi z Nowego Targu i wysłano do obozu zagłady w Bełżcu, gdzie wszyscy zginęli.
Od tej pory w obozie przebywało około 100 więźniów.
Powstanie obozu zapamiętała również pani Maria Gacek:
„Rozpoczęła się całkowita likwidacja Żydów. Wyglądało to tak: wszystkim kazano się zgłosić z bagażami na stację kolejową. Spośród przybyłych wybrano młodych i zdrowych mężczyzn. Pozostałych pociągiem wysłano do obozu koncentracyjnego. Zdolnych do pracy umieszczono w trzech domach przy ulicy Poniatowskiego. Budynki ogrodzono, od ulicy drewnianym płotem, od góry drutem kolczastym. Znajdowały się tam też budki wartownicze, w których należący do SS Ukraińcy pełnili służbę wartowniczą. Więźniom nie wolno było opuszczać getta. Do pracy wyprowadzano ich czwórkami.”
Ludność mieszkająca w okolicy z narażeniem własnego życia niosła pomoc przebywającym tam ludziom. Dostarczano żywność i leki.
Często pomocy chorym udzielał dr Zdzisław Olszewski:
„Któregoś dnia w jesieni 1942 roku przemknęła się do sanatorium dr Malewskiego, gdzie pracowałem, dziewczynka w łachmanach, Rózia Rozengarten. Dziecko niespełna 9 letnie błagało, żeby zaraz przyjść, bo tatuś umiera. Rózia Rozengarten pobiegła do „domu”, a ja w kilka minut potem wyszedłem z sanatorium w ponurych myślach. Przedwojenny tapicer był od lat naszym pacjentem.
Getto leżało u stóp Bani, a 300 metrów od willi „Olszówka” przy ulicy Słowackiego, lecz ja wchodziłem do niego przeważnie od apteki na Słonem, albo kilkadziesiąt metrów dalej przez willę Franusia Bali, który w tym czasie gnił już w oświęcimskim łagrze. Jednak jego żona wciskała mi zawsze do torby lekarskiej „coś dla żydowskich maluchów”...
Trzy poszarpane szczeble - niegdyś stopni prowadzących na werandę rumowiska, które było willą. Na środku „werandy” prycza, a na niej człowiek. Raczej jego szkielet. Siedzi. Dusi się i kaszle. Z ust spływają pasma plwociny spienionej krwią. Wokół ciężko chorego najbliższa rodzina: żona i troje maluchów. Wśród nich mój „goniec” - dziewczynka Rózia.
O Boże! Ja tych oczu nigdy nie zapomnę, błagalnie wbitych we mnie - w jedyną nadzieję... Ten obraz umierającego gruźlika, jego żony i dzieci Rozengartenów wciąż do mnie powraca. Dusi mnie. Szarpie. Dławi wstrętem do samego siebie...
- Już zaraz panie Rozengarten...
Paratus: strzykawki i przede wszystkim Pantopon (narkotyk makowca), przeciwkaszlowo. Bowiem śmiertelny lęk człowieka przed śmiercią i związany z nim wstrząs jest u wszystkich przytomnych ludzi prawie identyczny. Dlaczego tego nie pojmują miliardy na tej Ziemi?
Potem wapno - Calcium Sandoz dożylnie, glukoza z witaminą C i strofantyną... Bo tętno ciężko chorego jest nitkowate, ledwie wyczuwalne i bardzo przyspieszone. Jeszcze raz wapno z cukrem gronowym, Coraminą, Eferoniną...
Żona zakłada mężowi okulary i szepcze:
-Wyjdę na chwilę z dziećmi do drugiego „pokoju”...
Rozengarten przestaje się dusić, opada na pryczę, a ja mierzę mu ciśnienie krwi. Osłuchuję serce i płuca. Coś łagodnie tłumaczę. Pocieszam konającego, że już niedługo będzie mu lepiej...
I niebieskie oczy świecą nadzieją. A potem usta ślą słowa, których nigdy nie zapomnę:
- Pan jesteś jak Chrystus...
- Panie Rozengarten mnie się tego słuchać nie godzi.
- Dlaczego? On też leczył i cierpiał...
Wiatr halny jest zawsze ciepły. Ale tego jesiennego popołudnia był także niezwykle silny. Poszarpane futryny okien werandy z powybijanymi szybami, a poklejone tekturą i płachtami worków, świszczały w podmuchach i gwizdały w uszach.
Rozengarten usnął.
Kiedy odchodziłem z tej otchłani ludzkiej nędzy, zobaczyłem znowu te cudowne i straszne żydowskie oczy i wyciągnięte ku mnie z wdzięcznością ręce - sekundy boskiego szczęścia.”
Niemcy w dalszym ciągu mordowali resztki ukrywających się i złapanych poza obozem Żydów. W połowie lutego 1943 roku zarządzono podział obozu na połowę. Połowa pracowników obozu zostało wywiezionych do obozu koncentracyjnego w Płaszowie. Pozostała część więźniów pracowała w obozie do lipca 1943 roku. Następnie stopniowo ulegał on likwidacji. Więźniów wywożono do obozu w Płaszowie. Obóz prawdopodobnie istniał do września 1943 r.
Nie udało się ustalić ile ofiar pochłonęła „szkoła katów” w Rabce. Liczba osób zamordowanych nie znana jest do dziś. Wynika to z tego, że nie zostały przeprowadzone żadne badania, które pozwoliłyby ustalić liczbę zamordowanych w lasku obok „Tereski”. Pan Czesław Trybowski w swym opracowaniu „Z dziejów Rabki - Zdroju”, pisze:
„Masowe groby zlokalizowane na terenie księżego lasku obok Liceum Pedagogicznego kryją ponad 500 ofiar.”
Na koniec chcielibyśmy przytoczyć fragment wspomnień pana Zdzisława Olszewskiego:
„W 1945 roku odwiedzałem często te wielotysięczne, wspólne doły - groby pomordowanych Żydów i Polaków na zboczu Bani w Rabce, święte mogiły ofiar Apokalipsy XX wieku. Ogrodziłem je wtedy prowizorycznie drutem kolczastym, żeby pasące się bydło nie deptało po grobach bohaterów, którzy polegli śmiercią męczeńską za pojednanie świata.”
W lipcu 1964 roku szef Prokuratury przy Sądzie Krajowym w Hamburgu skierował do władz polskich odpis wniosku o rozpoczęciu śledztwa przeciwko Wilhelmowi Rosenbaumowi oskarżonemu o zbrodnie wojenne. Proces rozpoczął się 12 listopada 1964 roku. W czasie procesu zeznawało 270 świadków. Przyjechali oni ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Izraela i Polski. W swych zeznaniach mówili o zbrodniach popełnionych przez oskarżonego i jego podwładnych. Dopiero po czterech latach w procesie nastąpił przełom. Jako jedni z ostatnich zeznawali, mieszkańcy Rabki. Niemieckie gazety szeroko komentowały przebieg procesu:
Hamburski „Die Welt” z 1 sierpnia 1968 roku donosił:
Świadek Elfryda Trybowska:
„Pewnego dnia obserwowałam jak prowadzono transport około 50 Żydów, z Nowego Sącza, z dworca kolejowego do szkoły SS, którą prowadził Rosenbaum. Strasznie bito tych ludzi. Jeden stary Żyd z długą brodą był tak słaby, że ciągle upadał. Rosenbaum podjechał do niego konno i zastrzelił go.”
Wilhelm Rosenbaum próbował cynicznie podważyć wiarygodność świadka:
„Czy pani może określić maść mojego konia i dokładną godzinę kiedy to mogło się wydarzyć?”
Świadek bardzo zdenerwowany:
„Nie tego po 26 latach nie potrafię powiedzieć.”
Ten niewiarygodny dialog miał miejsce w 34 dniu rozprawy przed hamburskim sądem przeciwko byłemu SS-Untersturmführerowi Wilhelmowi Rosenbaumowi.
Elfryda Trybowska, pracownik naukowy przy Instytucie Meteorologicznym w Rabce zeznawała: „Żydowski piekarz Stiller został zastrzelony przez ludzi pana Rosenbauma tylko dla tego, że miał takie samo imię jak Hitler, Adolf. Pierwszymi Żydami zastrzelonymi w Rabce była rodzina Rosenbaumów: ojciec, matka, córka i syn. Znałam ich dobrze. Zostali zastrzeleni ponieważ nosili to samo nazwisko co pan Untersturmführer”.
Świadek kontynuuje: „Jako telefonistka podsłuchałam rozmowę pomiędzy majorem Heinemeierem a panem Rosenbaumem. Major, kierownik sanatorium dla żołnierzy powiedział do Rosenbauma, jeżeli jeszcze raz dopuści się pan masowych egzekucji zamelduje o tym w Kwaterze Głównej. Żołnierze w Rabce nie są po to aby cały czas słuchać strzały i krzyki, lecz po to aby wypocząć.” Po tej rozmowie rozstrzeliwania wstrzymano ale w dalszym ciągu wykonywano egzekucje przez powieszenie.”
W czasie procesu nie udało się ustalić liczby ofiar „bestii z kurortu Rabka”. W dniu 15 sierpnia 1968 roku ogłoszono wyrok. Sąd skazał oskarżonego na karę dożywotniego więzienia. Wyrok nie obejmował jednak morderstw dokonanych na Polakach.
„Kat Rabki” spędził w więzieniu tylko dziewięć lat. W 1977 roku został ułaskawiony i zwolniony. Jako przyczynę zwolnienia podano rozwój choroby reumatycznej. Parę miesięcy po wyjściu z więzienia zmarł.
Tekst: Michał Rapta i Wojciech Tupta
W naszej wędrówce po Miejscach Pamięci powinniśmy odwiedzić również inne miejsca w Rabce. Na deptaku opodal Muszli Koncertowej znajduje się obelisk - pomnik. Powstał on z inicjatywy, Kazimierza Romańskiego, członka Oddziału Partyzanckiego Armii Krajowej „Adama”. Otoczenie pomnika oraz pamiątkowa tablicę zaprojektował artysta plastyk Jerzy Kolecki. Obelisk upamiętnia śmierć Jakuba Jerzego Hojnego „Leszka”, który zginął niedaleko tego miejsca 8 stycznia 1945 roku.
Na pomniku umieszczono napis: „Tu poległ śmiercią bohaterską w walce z niemieckim okupantem dnia 8 stycznia 1945 roku żołnierz 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej Oddziału Partyzanckiego „Adama” por. Jana Stachury - Jan Jakub Hojny „Leszek” lat 23.”
W tym dniu żołnierze oddziału partyzanckiego „Adama” zorganizowali nieudaną akcję zdobycia broni od kwaterującego w willi „Nałęczówka” niemieckiego lekarza wojskowego. W czasie odwrotu, na moście na Słonce, „Leszek” został ciężko ranny w brzuch, ostatkiem sił, aby nie dostać się w ręce Niemców strzelił sobie z pistoletu w skroń. Rannego przewieziono do szpitala, gdzie zmarł po kilku godzinach. Pogrzeb Jakuba Hojnego odbył się na starym cmentarzu 10 stycznia 1945 roku.
Obelisk upamiętnia również innych poległych partyzantów, na pamiątkowej tablicy czytamy: „W latach 1943 - 1944 z Oddziału Partyzanckiego AK „Adama” polegli w walkach żołnierze: Władysław Fudro „Jeleń” lat 22, Sebastian Kuczaj „Kula” lat 37, Stanisław Luber „Indyk” lat 31, Jan Załubski „Hiszpan” lat 26. Cześć ich pamięci.”
Z inicjatywy Kazimierza Romańskiego i innych żołnierzy Oddziału Partyzanckiego AK „Adama” powstały również tablice pamiątkowe umieszczone na willi „Turbacz” i na schronisku PTTK na Luboniu Wielkim.
Tablica na willi „Turbacz” upamiętnia udaną akcję przeprowadzoną przez żołnierzy „Adama” w sierpniu 1944 roku. W ramach akcji został rozbrojony niemiecki starosta z Kalisza. Na tablicy widnieje napis: „W ramach zbrojnych akcji przeciwko Niemcom. Latem 1944r. w tym budynku żołnierze 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej z Oddz. Partyzanckiego „Adama” - Józef Węglarz ps. „Mały”, Józef Flig ps. „Sojka” dokonali śmiałej i udanej akcji zdobycia broni. Wywiad przeprowadził Władysław Klempka ps.”Kot”. Pro Memoria. Koledzy z Oddziału. Rabka A.D. 2003”
Pamiątkowa tablica na schronisku na Luboniu wielkim została uroczyście wmurowana w ścianę 16 sierpnia 1991 roku. W czasie wojny schronisko było bazą Oddziału „Adama” i tylko dzięki bohaterskiej postawie jego gospodyni - Karoliny Klecikowej nie zostało spalone przez Niemców. Na pamiątkowej tablicy napisano: „To schronisko było w okresie okupacji niemieckiej częstym miejscem postoju oraz punktem wypadowym Oddziału Partyzanckiego „Adama” krypt. „Mszyca” wchodzącego w skład 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej działającego w rejonie Beskidu Wyspowego i Gorców. Żołnierze Oddziału „Adama”. Sierpień 1991.”
Z Lubonia Wielkiego powróćmy tymczasem na deptak. Obok kawiarni „Zdrojowej” od 2003 roku stoi kolejny pomnik upamiętniający czasy wojny. Pomnik Męczeństwa powstał z inicjatywy Anny Rudzińskiej. Został on sfinansowany przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie, rodziny zamordowanych oraz część społeczeństwa Rabki. Pomnik poświęcony został żołnierzom Służby Zwycięstwu Polski - Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej i cywilom poległym i zamordowanym przez okupantów hitlerowskich w latach 1939 - 1945.
Z pamiątkowej tablicy odczytujemy nazwiska: Stanisław Dyboś „Dąbek”, Stanisław Goebel „Szyna”, Maria Goebel „Lotos”, Tadeusz Kumer „Nabój”, Władysław Baran „Baca”, Irena Baran „Młoda”, Stefania Baran „Tola”, Antoni Czyszczoń, Marian Egiert „Prąd”, Jan Głuszyński „Lekarz”, Jan Kroczek „Trznadel”, Michał Kościelniak „Jasion”, Stefan Kandys „Marcin”, Jacek Kaden „Park”, Anna Kaznowska, Franciszek Luberda „Wieża” Genowefa Mlekodaj, Stanisław Nawara „Śliwa”, Marian Niżnik „Wysoki”, Jerzy Przywara - kapelan „Jerzy”, Jan Perucki „Gwóźdź”, Aniela Rypel, Andrzej Rokita „Piła”, Jan Sochacki „Mars”, Czesław Stolarczyk „Czerski”, Irena Szczuka „Dalia”, Stanisław Wrzołek „Jastrząb”, Stefan Jerzyk „Rygiel”.