ciał, programy do komputerów lub klucze do zamkóu Przeczytawszy wcześniej/! The o ty o/Semiotics-h;^. kę Eco, która momentami sprawia wrażenie próby złamania kodu wszystkich kodów, odsłonięcia uniwersalnej struktury wszystkich struktur - doszedłem do wniosku, że Wahadło Foucaulta tak się ma dod Thtwt of Semiotics jak Dociekania filozoficzne Wittgensteina do jego Tractatus Logico-Philosophicus. Uznałem, że Eco otrząsnął się z diagramów i taksonomii, od których roją się jego wcześniejsze prace, tak samo jak starszy Wittgenstein otrząsnął się ze swych młodzieńczych fantazji w rodzaju niedających się wypowiedzieć przedmiotów i określonych powiązań.
Na ostatnich pięćdziesięciu stronach powieści znalazłem potwierdzenie mojej interpretacji. Na początku tego fragmentu zostajemy uwikłani w zdarzenia, które chcą uchodzić za osiowy moment historii. Jest to moment, kiedy bohater, Casaubon, widzi wszystkich poszukiwaczy Jedynego Prawdziwego Znaczenia Rzeczy, jacy żyją na ziemi, zebranych w miejscu, które uważają za Pępek Świata. Kabaliści, templariusze, masoni, pirami-dolodzy, różokrzyżowcy, wuduiści, emisariusze Świątyni Czarnego Pentagramu ze Środkowego Ohio - wszyscy się zebrali i krążą wokół wahadła Foucaulta, które teraz jest obciążone zwłokami przyjaciela Casaubona, Belby.
Osiągnąwszy ten punkt kulminacyjny, fabuła powoli opada ku scenie ukazującej samotnego Casaubona pośród pastoralnego krajobrazu, na zboczu wzgórza w?e Włoszech. Jest w nastroju zgryźliwej przekory, rozkoszuje się drobnymi przyjemnościami zmysłowymi, z czułością myśli o swym nowo narodzonym dziecku. Kilka ustępów przed końcem książki Casaubon pogrąża się w następujących rozważaniach:
Sa stokach Bricco ciągną się bez końca szpalery krzewów di Znam je, widziałem podobne w moich czasach. Żadna 2, o Liczbach nigdy nie potrafiła powiedzieć, czy wscho-ój w górę, czy w dół. W środku szpalerów - ale powinno się judzić boso i od małego mieć stwardniałe podeszwy - drze-n brzoskwiniowe. |...| Jesz (brzoskwinię], prawie nie czując na skórce meszku, który sprawia, że od języka do pachwiny przenika cię dreszcz. Kiedyś pasły się nimi dinozaury. Potem inna powierzchnia zakryła ich powierzchnię. A przecież podobnie jak Belbo,grający na trąbce, kiedy ugryzłem brzoskwinię, zrozumiałem Królestwo i stanowiłem z nim jedno. Potem to już tylko żart UYmyśl, wymyśl Plan, Casaubon. To ten, który tworzyli wszyscy, żeby wyjaśnić dinozaury i brzoskwinie1.
Odczytałem ten fragment jako opis chwili podobnej do tej, w której Prospero wyrzeka się magii lub w której Faust wysłuchuje Ariela i porzuca poszukiwania z części I na rzecz ironii z części II. Przypomniał mi się również moment, w którym Wittgenstein zdał sobie sprawę, jak ważne jest, aby umieć przestać uprawiać filozofię, kiedy się tego chce, oraz moment, w którym Heidegger doszedł do wniosku, że musi przezwyciężyć wszelkie przezwyciężanie i pozostawić metafizykę swojemu losowi. Odczytując przytoczony fragment w świetle tych paralel, byłem w stanie przywołać wizję wielkiego maga z Bolonii, który odrzuca strukturalizm i wyrzeka się taksonomii. Eco, uznałem, mówi nam, że teraz potrafi już cieszyć się dinozaurami, brzoskwiniami, niemowlętami, symbolami i metaforami, nie potrzebując przy tym wrzynać się w ich delikatną tkankę, aby dotrzeć do ukrytego oprzyrządowania. Gotów jest nareszcie porzucić swe długie poszukiwania Planu, kodu wszystkich kodów.
Interpretując Wahadło Foucaulta jak wyżej, robiłem mniej więcej to samo, co wszyscy ci maniaccy przedstawiciele sekty taksonomistów, którzy wirują wokół
U. Eco, Wahadło Foucaulta, s. 638.