pyta
O co nas
uki, które juz najwięrcszą pewność zdol cic matematykę. Rychło jednak widzimy głównie o to, co nazywa pewnością metanzyC2 ką wiedzę, która pozwoli nam bez ryzyka bję^’c nąć rzeczywistość całą, Boga i wszechświat ^ °
ł’0 tą.
nac izcu.v».„wv ——e„ . wszechświat rn°^at' i ducha. Trzeba wykryć absolutny początek ^ odporny na krytykę.
A że mylimy się nieraz, należy zbadać przyc^, błędów. W sławnym a zatrważającym wywodzie ^ uważa Kartezjusz, że skoro w marzeniach sennych t0 co widzimy i słyszymy, zdaje się nam rzeczywiste, do pomyślenia jest, że to, co na jawne postrzegamy jest także rodzajem snu, obrazem bez rzeczywistości. Być może jakiś demon złowrogi łudzi nas i podsuwa zmysłom naszym, dla celów sobie wiadomych, fantazmaty, które my za rzeczywistość bierzemy, a które są podobne do sennych urojeń. Czy jest sposób, by się wyrwać z oszustw tego możliwego zwodziciela? Jest. Zwodzicie! co do jednego oszukać mnie nie może. mianowicie, co do samego tego faktu, że ja tego czy ow-ego doświadczam, coś postrzegam, coś myślę. Jestem przeto. I najpotężniejszy demon nie może mnie w' tej sprawie zwodzić.
Ta oto formuła „myślę, więc jestem” stała się jednym z fundamentalnych znaków nowożytnej filoz° lii. To „więc” jednak później przepadło, bo Kartezjusz nie chciał, by ten zwrot rozumiano jako wniosko^ nie, jako sylogizm z usuniętą przesłanką większy _ dziło nie o wnioskowanie, ale o jeden nieodparty •’
114