nylonowy fartuch ocierał się O habit i wydawał chrobocące, ale przy jemne odgłosy.
— I nic zapomnij potknąć tabletek żelaza, nic możemy pozwolić, żebyś nam zniknęła, bardzo schudłaś.
Carmel zdawała się być zła na mnie, że schudłam. Usiadła na moim łóżku ze skrzyżowanymi nogami. Jej nylonowy' fartuch znowu lekko zachrobotał, kiedy składała ręce. Patrzyłam, jak porusza się jej srebrny krzyż, gdy oddychała.
— Proszę siostry, czy to jest jakaś kara?
— Jak mogłaś tak pomyśleć?
— Nic wiem.
— Przykro mi. że tak myślisz. To Ja opiekuję się tą sypialnią i jestem zadowolona, że będziesz mi pomagała. Ofiaruj to Bogu i dbaj o plerwszoklaslstki.
£
Zaciągnęłam zasłony, nim picrwszokJnsistki zdążyły przyjść, i umyłam się szybko. Wyjęłam zieloną koszulę nocną, ktdrą kupiła mi matka, kiedy poszłam do szpitala. Była gładka i sięgała aż do ziemi. Wyglądała zupełnie jak ogon syreny. Może Colette przyjdzie mnie przeprosić, kiedy zgaśnie światło. Pomyślałam, że to byłoby w jej stylu. Postanowiłam nic wychodzić zza moich dobrze zaciągniętych zasłon. Nie mogłabym znieść rozmów z pierwszakami.
Bandaż na palcu był przemoknięty, moczyłam go za każdym razem, kiedy się myłam. Nie mogłam go sama zmienić, bo musiał być zakładany przez lekarza lub pielęgniarkę. Dlatego trzymałam go nad kaloryferem, czekając aż trochę przeschnie. Kiedy wchodziłam już do łóżka, nagle zgasły światła. Upadłam w ciemnościach. Usłyszałam chichoty dochodzące zza zasłon. Sama zaczęłam się śmiać i przypomniało mi się, co mówiła Carmel. Nic chciałam, żeby była ze mnie niezadowolona.
— Cii. Słyszycie, to duch siostry Marii Lelii. Jak nie będziecie cicho, to do was przyjdzie.
Chichoty natychmiast ucichły.
— Kto to jest Maria I.elia? — spytała Brenda Driscoll, ta z rudymi włosami.
— Ona co noc spaceruje po tych korytarzach i woła swojego utraconego kochanka.
— O Boże! — westchnął Jakiś głos z rogu. — A cóż to jej się przytrafiło?
— Była piękną, młodą dziewczyną, którą rodzina zmusiła, by poszła tło klasztoru, bo nic miała posagu.
— A jakiego koloru miała włosy? — spytał ten sam głos.
— Blond, tak, blond. Miała przepiękne włosy, które mieniły się w słońcu. Jej narzeczony pojechał do Ameryki, żeby zbić fortunę. On też był bardzo biedny.
— I ona czekała na niego? — dopytywała się Brenda.
— O tak. To najgorsza część opowieści. Rodzina wsadziła ją do klasztoru, gdy tylko wyjechał. Musiała tam na kolanach szorować kamienne posadzki, a matka przełożona wkładała jej pokrzywy w gumowe rękawice.
— Dlaczego? — szeptem zapytała któraś z dziewczyn.
— Dlatego, że cierpienie miało być dla jej dobra.
— O kurczę — westchnął Inny głos z drugiego końca sali.
— Przez- cały czas nim przyjęła śluby, modliła się, żeby narzeczony wrócił. I za każdym razem, kiedy to robiła, matka przełożona kazała jej stać w rzece przez całą noc.
— Jezu Chryste!
— Nic wymawiaj imienia świętego nadaremnie, Brendo.
— Ale skąd ona wiedziała, źc siostra Delia modliła się o powrót kochanka?
— Miała swoje sposoby — odparłam patrząc na zegarek. Colctce może niedługo przyjść. Przyśpieszyłam opowieść. — A lego dnia, kiedy składała śluby zakonne, jej kochanek wrócił. Wbiegł do kaplicy ubrany jak kowboj.
— Dlaczego jak kowboj?
— Bo pracował na Dzikim Zachodzie.
— I wyciągnął pistolet? — spytał ktoś.
— Nie bądź głupia. Oczywiście, że nic. Przecież był w klasztorze, na miłość boską. I ona tam była, ubrana na biało Jako narzeczona Chrystusa, a ksiądz właśnie wkładał jej na palec pierścień. Zdążyli już obciąć jej złote loki, które leżały na podłodze kaplicy. Odwróciła się właśnie, gdy on już wchodził z rękami przyciśniętymi do twarzy, ' wtedy padła zemdlona... — przerwałam i zaczęłam nasłuchiwać. Wydawało ini się, że słyszę kroki Colctte. Odczekałam chwilę.
— No i co dalej? — powiedział głęboki głos.