Moja skóra była znowu blada, oprócz łych czerwonych plam. które zostawiły moje zęby na palcach. Ale tego nikt nie wykryje. Nie czułam się tak świetnie od czasu, gdy dostałam szóstkę z biologii.
Gwiazdy stopiły nasze bliskie dusze
/ prosto io kark jednorożca ugniatając
Srebrną grzytof w złotym brzegu
Jak w słońca ramionach kamienie czarne w.<nfd tłrzno.
Byłam bardzo dumna, żc rozumiałam tę naukowa część o węglu pochodzącym ze skamielin drzew. Nie mogłam się oprzeć myśli, żc Van Morrison nic był aż tak mądry.
Spojrzałam na zegarek. Nawet nie spóźniłam się na odrabianie lekcji. Wszystko pasowało. Postanowiłam pójść do sali cichej nauki, otworzyć powieść obłożoną w brązowy papier J czytać aż do ciszy nocnej.
Powoli schodziłam po schodach. Czułam się szczupła i pełna wdzięku. Z czystej ciekawości zatrzymałam się przy niebieskiej łazience, ale nie znalazłam już nikogo. Okna były szeroko otwarte i świeże powietrze napływało do środka. Nie czułam żadnego nieprzyjemnego zapachu.
Siedząc w sali zrobiłam się bardzo śpiąca i nic mogłam na niczym się skoncentrować. Bolało mnie trochę gardło i cala czułam się jakaś przygnębiona. O dziewiątej padłam na łóżko.
Śniło mi się, że stałam na mosiężnych schodach, które jechały na najwyższe piętro jak ruchome schody. Stałam nieruchomo, a one niosły mnie do góry. W drodze minęłam Colettc, która stała w jakimś wąwozie i nic patrzyła na mnie. W miarę, jak jechałam do góry, schody coraz bardziej oddzielały się od korytarza aż w końcu zostałam uniesiona w powietrze, w próżnię. Ten sen był przerażający.
Obudziłam się zlana potem. Mój kącik śmierdział olejkiem pa-czulowym, który powodował u mnie odruch wymiotny. Nie mogłam już zasnąć. Byłam tak głodna, żc burczało mi w brzuchu. W ustach miałam bardzo nieprzyjemny smak. Wstałam i umyłam zęby. Potem wypiłam dwie szklanki wody. Nic to nie pomogło, ż.ołądek nadal domagał się jedzenia. Wsłuchując się w krople kapiące z niedokrę-conych kranów leżałam tak chyba przez kilka godzin. I próbowałam sobie wmówić, że wcale nie burczy mi w brzuchu.
Następnego ranka czułam się niesamowicie zmęczona. Ledwo mogłam utrzymać otwarte oczy. Cała skóra wyglądała na spuchniętą, Jakby czekała, że ją przebiję i spuszczę powietrze. Oarmel zawołała mnie. Wstałam z łóżka nic otwierając oczu — licząc na to, że zajmie się najpierw innymi dziewczynami. Kiedy w końcu podniosłam powieki, zobaczyłam siostrę Carmel nadal stojącą przy moim łóżku z zatroskaną twarzą.
Objęła mnie ramieniem.
— Coletie zmarła wczoraj w nocy podczas snu.
Byłam oburzona.
— Dziwię się siostrze, żc wymyśla tak okropne kłamstwa!
Siostra Carmel trzymała mnie mocno, a ja przytulałam się do jej piersi. Czułam talk dla niemowląt, którego używała. Jej krzyżyk wbijał mi sic w policzek. Nic chciałam być tak mocno przytulana. Wydawało mi się, że zaraz się uduszę, ale znosiłam to dla Carmel.
Carmel wyjęła z buteleczki dwie białe tabletki, którymi mnie już kiedyś faszerowano. Połknęłam je nie opierając się. Prawic ich nie czułam najczyku, ale za to woda miała metaliczny posmak. Wzięłam kilka łyków. Gardło bolało mnie nadal.
— Musisz spróbować dźwignąć Len ciężki krzyż — tłumaczyła siostra Carmel. — Wiem, że jesteś Jeszcze bardzo młoda, kochanie.
Nigdy przedtem nic powiedziała do mnie „kochanie” i teraz brzmiało to trochę głupio.
— Dziś będzie przewiezienie ciała, a pogrzeb jutro. Cała rodzina jest pogrążona w rozpaczy — mówiła dalej Carmel, a ja znowu przytuliłam się do jej piersi. Czułam, jak miarowo oddycha, i dopasowałam się do tego rytmu.
*
Późnym popołudniem Carmel przyszła po raz drugi i spędziła ze mną godzinę. Bałam się, że zacznie opowiadać Jakieś brednie o tym,
- 145