Kiedy wszedł Johnńy, tłum nie rozstąpił się, tylko rozpierzchnął chaotycznie. A wszystko dlatego, że każdy chciał się mu przyjrzeć. Miał ogoloną głowę, przekrwione oczy i buty z cholewami. Spojrzą łam na pana i panią MaeSweeney. ale sprawiali wrażenie przyzwycza jonych do takiego widoku. Nic mogłam się zorientować, czy to im przeszkadza czy nie. Cofnęłam się razem z tłumem.
Uśmiechnął się do mnie
Trumnę nieśli pan MaeSweeney, Johnny i dwóch kuzynów Co lette. Kuzyni mieli włosy krótko ścięte i odstające uszy. Wyglądali jak Mormoni. Czułam, że Colettc musiała im nieźle dokuczać. Zastanawiałam się przez chwilę, czy są zadowoleni zc śmierci Colcttc.
A potem chciałam rzucić się do grobu za trumną. Pan MaeSweeney zaczął płakać, kiedy opuszczali trumnę. Ten dźwięk był nie do zniesienia. Nadal mnie prześladuje w snach. Najbliższym odpowiednikiem tego dźwięku jest chyba szczekanie foki
Członkinie gwardii honorowej zostały zaproszone potem do Krainy Wdzięku. Ogromny siół był suto zastawiony. Kanapki, ciasta, sałatki. Paula przyszła z nami i stała przy stole z ogromnym talerzem. Rozmawiała z panem MaeSweeney, była wyższa od niego o głowę. A on sam wyglądał na wyczerpanego.
— Gdyby tylko dała się namówić na uprawianie sportu! — usłyszałam jak mówi do Pauli.
Paula wyglądała Jak barbarzyrica, ale nie mogła przecież atakować głównego żałobnika. Wepchnęła sobie do gardła kilka ciastek na raz i zaczęła nerwowo przeżuwać. Jej brwi stykały się nad jej okiem Balora.
— Brak sportu, oto co jej zaszkodziło! — powtórzył pan MaeSweeney.
Wyszłam, żeby poszukać toalety. Nie było z tym kłopotu. Mieli tu mnóstwo ogromnych łazienek. Mimo to nie mogłam się zdecydować próbując znaleźć jakąś mniejszą, bo czułam się niezręcznie w tych luksusach. A może po prostu szukałam Johnny’ego. Spotkałam go w koitcu na schodach. Nagle zapomniałam o tym, że chciałam skorzystać z toalety.
Wjego oczach tlił się szaleńczy błysk. Pomyślałam, że to z powodu rozpaczy.
— I tak by w końcu umarta. Miała słabe serce. To się mogło siad \v każdej chwili. Miała wrodzoną wadę.
Słyszałam, że słabe serce miała tylko dlatego, że się głodziła. Wszyscy tak mówili — nic tylko Paula; ale też. Trisłi i Carmcl. Mnóstwo ludzi to potwierdzało.
Spojrzałam na niego, a on zaczął obgryzać paznokcie.
—Jesteś piękna jak zawsze — powiedział w końcu.
Przez chwilę myślałam, że się od niego w końcu uwolniłam. Za Jego plecami wisiał ładny portret pani MaeSweeney. Nic była na nim jeszcze tak okropnie opalona. Musiał być namalowany, zanim kupiła sobie łóżko do solarium. A może to malarz sam rozjaśnił Jej twarz. Miała założone gumowe rękawice i trzymała łopatkę ogrodniczą w ręku
— Bardzo mi przykro z powodu Coleue.
— Wiem, byłaś przecież jej najlepszą przyjaciółką.
Znowu go lubiłam. Zauważyłam, żc się spocił. Wytarł chusteczką twarz i rzucił mi badawcze spojrzenie. Potem na chwilę zamknął oczy. Czułam się trochę nieswojo. Co będzie, gdy ktoś zobaczy jak z nim rozmawiam? Co powie Paula? Albo któraś z dziewczyn. Rozejrzałam się dookoła.
— Chcesz obejrzeć pokój Colcitc? — znów się we mnie wpatrywał.
— Jeśli ci to nie sprawi kłopotu. — Przynajmniej nikt nas tam nie zobaczy.
W pokoju Colcttc unosił się silny zapach indyjskich perfum. Olejek paczuloWy, jaśmin, drzewo sandałowe, uroczyn czerwony. A wszystko takie smutne. Zobaczyłam hinduskie, rzeźbione pudełko Colcttc, w którym trzymała wszystkie te buteleczki z zapachami. Zawsze wybierałyśmy inną na nasze wspólne noce. Miałyśmy noce pa-czulowc, jaśminowe, noce z drzewem sandałowym. Noce uroczymi czerwonego były trochę mdło, zbyt słodkie. Po całym pokoju porozrzucane były indyjskie chusty.
— Muszę cię przeprosić — mówił, jakby był opanowany, jakby chciał mi tym zaimponować — ale jestem totalnie zmarnowany.
— O Boże. musisz być strasznie zmęczony.
— Nic, zmarnowany.
— Zmarnowany...
— Wiesz, co znaczy zmarnowany?
_
-149-