żeby pozbyć się bułeczki. Kiedy stamtąd wychodziłam, zildw mogłam zaśpiewać.
Gwiazdy stopiły nasze bliskie dusze I prosto v> kark jednorożec ugniatając Srebrną grzywp w złotym brzegu
Juk w słońca ramionach kamienie czarne wSrtfd drzew.
Siostra Carmcl i Trish nie lubiły, kiedy czułam się mistycznie i gdy nuciłam piosenkę Vana Morrisona. Zazwyczaj wołały innie i zadawały pytania. Trish przysuwała się do mnie i pauzyia mi głęboko w oczy mówiąc: „Halo, jest tu kto?”
Doprowadzała mnie do wściekłości.
Siostra dar mol była w pewnym sensie nawet gorsza. Była delikatna i nic darła się tak jak Trish. Po prostu stała przede mną nie ruszając się z miejsca, zanim jej nie odpowiedziałam. Wzdychała, pocierała dłońmi swój szeleszczący fartuch i czekała na moją odpowiedź.
Czułam się wtedy winna.
— Co byś zjadła na kolację? Przyniosę ci tacę do pokoju.
— Dlaczego nie napiszesz do swojej mamy?
— Jesz wszystko, prawda?
T ciągle też myślałam ojohnnym i zastanawiałam się, czy jednak nie powinnam pokazać jego listu Trish.
Ciągle bolało mnie gardło, bo drapałam je za każdym razem, gdy wywoływałam wymioty. Zawsze się śpieszyłam, bo Trish deptała mi po piętach. Poza tym lubiłam sprawiać sobie ból. W momencie, kiedy wymiotowałam, nikły wszystkie problemy, które mnie przytłaczały na co dzień.
Nic przeszkadzało mi to, że raniłam sobie gardło. Wydawało mi się, źe tak właśnie powinno być. Nie miałabym nic przeciwko zdrapaniu całego gardła. Wyobrażałam sobie, źe jestem białym duchem i żc spotykam się zjohnnym w przyklasztornym łcsic.
Czułam się tak mistycznie.
Trish drażniła mnie, bo ciągle chciała /.c mną rozmawiać. Kie okazywałam jej mojego zniechęcenia. To była kolejna rzecz, którą spuszczałam w kiblu razem z nieś trawionym i frytkami.
Zwracane jedzenie wyglądało prawie tak samo jak na talerzu. Zawsze starałam się wymiotować nic później niż po trzydziestu minutach od momentu jedzenia, więc nie było to takie obrzydliwe.
„Dzięki Rogu!" — mówiłam do siebie patrząc w lustro i wkładając obie ręce w pasek spódnicy.
„Pieprzyć Johnny'cgo” — mówiłam czasami, bo nic podobało mi się, jak wszystko psuł. Czemu obrażał Carmel? Colcttc zawsze dokuczała mi z jej powodu, więc może mu powiedziała, źe Carmel była moim kociakiem.
Z pewnością tylko się ze mną przekomarzał. Wziął mnie w ramiona i odpłynęłam mistycznie wdał. Pamiętałam jego sprane wran-glery i szalony błysk w oku. Rył taki tajemniczy...
Jedynym fajnym przedmiotem była teraz botanika. Chodziłam na zajęcia razem z Trish. Rysowałyśmy przekroje roślin, kolorowałyśmy je i przyklejałyśmy na ścianach w naszych kącikach.
— To jest bardzo odprężające — Stwierdziła Trish malując kolejną roślinę na bladozielone.
— Zieleń jest bardzo spokojnym kolorem.
— Odprężającym.
— Tak. I chłodzącym.
— jak akwaria — sprytnie posuwałam rozmowę w wiadomym kierunku. — To dziwne, że w szpitalach dla umysłowo chorych ich nie mają.
— Akwariów?
— Tak.
— Masz świra na punkcie chorób umysłowych. To niezdrowe.
— Wcale nie.
Nic mogłam powiedzieć nic więcej.
Trish czasem mówiła o Colcttc, ale nigdy o johnnym. Nic rozumiałam tego, przecież był żyjącym ogniwem z Colettc.
Pewnego wieczora okropnie się pokłóciłam z Trish w niebieskiej łazience. Była tam też Rrenda Driscoll i nawet jej włosy stanęły dęba ze zdziwienia. Wsłuchiwała się w każde słowo. Na kolację zjadłam