I
I
JKKZYJAKZtHSkl
przykład wytypować do nagrody debiutanta, choć w przypadku kościel-skich to się zdarzało. Przykładem Paweł 1 lucllc, Jerzy Pilch, Magdalena rulli. Ale też było rak, że jury nie trafiało dobrze.
A ,i[ust naszego czasu f Czyni sic cechuje?
Jest on znacznie hardziej konserwatywny niż, powiedzmy, trzydzieści lat temu. Kiedyś liczyła się nowatorska forma. Nawet utwory bardzo trudne w odbiorze, słabo zrozumiałe, przyjmowano dobrze dlatego, że ta trudność odbioru była w cenie. Teraz jest inaczej, awongardowość liczy się mniej. Patrzę na to nawet z pewnym zmartwieniem, bo mechanizm wprowadzania wciąż nowych form jest niezmiernie ważny, a cpi-goniztn formalny stanowi jednak pewien wyznacznik kondycji sztuki w ogóle, kondycji kultury...
Gust współczesny preferuje mitologizację. Sięganie do mitów istniejących lub tworzenie quasi-mitów lokalnych, naśladujących te już funkcjonujące w kulturze. To dziś zyskuje poklask.
Ak/my obecnie kłopoty ze stylami. Albo są one trudno rozpoznawalne, albo jest ich taka rozmaitość, że wzajemnie się na siebie nakładają. A może ostatecznie zanikłyi W' jakim stopniu styl konkuruje dziś Z modą? jaka jest relacja pomiędzy nimi?
Nic ma chyba wyraźnego stylu epoki. Niewątpliwie panuje eklektyzm, co doskonale widać w literaturze. Brakuje wyrazistej maniery, którą można by łatwo zidentyfikować. Przed chwilą wspomniałem o mitolo-gizacji - tak, istnieje moda na literaturę małych ojczyzn, co nic musi być wcale złe. Jej wytworem są bardzo interesujące utwory, ale nic konstytuuje ona jeszcze stylu epoki. Nie uważam, aby ten styl istniał.
U" swoim wykładzie użył Pan określenia: majstersztyk, które odwołuje się do rzemieślniczej Sprawności. Czy arcydzieło jej wymaga? Może wystarczy sama idea?
W tej kwestii jestem konserwatystą: dzieło sztuki powinna jednak wyróżniać rzemieślnicza doskonałość. Oczywiście ten problem jest wyrazistszy w sztukach plastycznych, zwłaszcza w kontekście obecnej mody na konceptualizm. Polega to na niezbyt skomplikowanym wykonawczo zagospodarowaniu przestrzeni, co czasem bywa porywają-
_
cc, a czasem niekoniecznie. Pamiętam wystawę, na której zaprezentowano kasety wideo, nic prawdziwe, ale wykonane z tektury, w dużej ilości. Można było nawet nabyć taki przedmiot, w czym nie widziałem specjalnego sensu. Rzecz jasna, da się nad tym nadbudować jakiś ideologiczny program czy fabułę - jednakie poza tak;] czy inną fabułą powinna też pojawić się arcyd/iclność warsztatowa.
Wiemy, że kontakt z arcydziełem budzącym respekt nie jest prosty. Out respekt nic do końca chyba pozwala na szczeń, krytyczny odbiór... Jak obchodzić się z arcydziełami?
To trudne pytanie. Niewątpliwie potrzebna jest pewna doza pokory -szczególnie wobec tekstów, które pełniły i pełnią jakąś istotną rolę historyczną. Uczestniczyłem kiedyś w zajęciach /. filozofii prowadzonych przez, wówczas jeszcze doktora, Michała ł Icmpolińskicgo. Zajmowaliśmy się analizą tekstów Kartczjusza i z, dużą łatwością wytykaliśmy im błędy logiczne, rozmaite potknięcia, poprawialiśmy sformułowania. Hcmpoliński powiedział wtedy: chwileczkę, najpierw postarajcie się zrozumieć, o co tu chodzi. Ten tekst wymaga pokory, kredytu dobrej woli -autor jest zbyt ważny, aby go zbyć błahymi zarzutami.
Na pokorze nie może się jednak skończyć. Kiedy przeczytamy dzieło, udzielając mu kredytu dobrej woli, nadchodzi moment, aby zadać mu jakieś nieprzyjemne pytania i rozpocząć dekonstrukcję. Arcydzieło nic jest impregnowane na tego rodzaju procedury. Wydaje mi się jednak, żc pierwszy moment zawierzenia mu, dobra wola, z jaką do niego podchodzimy, są konieczne, bez tego bardzo trudno zrozumieć, co w nim jest naprawdę istotne.
Rozmowę prowadzili: Agnieszka Sabor i Łukasz Tischner
JERZY JARZł^bSKl, ur. 1947, prof. dr bab. w Instytucie Filologii Polskiej UJ, krytyk i historyk literatury. Wydal Apetyt na Przemianę (1997), Schulz (1999), Podglądanie Gombrowicza (2001).
71