Irena Landau
Tego dnia, jak zwykle, Basia czekała w przedszkolu na swojego brata, Jurka. Jurek przychodził po nią, wracając ze szkoły. Basia i jej koleżanka, Bożena, co chwilę wyglądały przez okno.
-1 co, idzie już twoja babcia? - spytała Basia.
- Nie - powiedziała Bożenka. -1 Jurka też nie widzę.
- Może rozmawia z panią nauczycielką. Bo wiesz, mój brat ślicznie rysuje i razem z panią i jeszcze dwoma kolegami robią gazetkę klasową - westchnęła Basia.
-A dlaczego nie przychodzi po ciebie babcia albo mama?
- Bo mama później kończy pracę. A babcia zwykle nie ma czasu, bo robi bardzo dużo różnych rzeczy! O, ten sweterek mi zrobiła! I mieszkanie sprząta. I chodzi jednej pani robić zastrzyki. I gotuje, ale jak wspaniale!
- To dlatego nie zjadłaś dziś obiadu w przedszkolu?
-Co ty, zwykle jem... ale dziś mi nie smakował. Wolę zjeść obiad w domu. Czuję, że babcia zrobiła coś pysznego. Przecież i tak gotuje dla wszystkich, to i dla mnie wystarczy...
- Moja babcia też... - zaczęła Bożena, ale nie skończyła, bo właśnie wpadł Jurek i zaczął Basię poganiać.
- Szybko, Baśka, bo babcia czeka!
- Już lecę - zgodziła się Basia. - Głodna jestem, może babcia ugotowała zupę pomidorową? Bo dzisiaj w przedszkolu były kopytka...
- Trzeba było je zjeść - powiedział Jurek i zmarszczył brwi, zupełnie tak, jak to robi tatuś, kiedy jest z czegoś niezadowolony.
- Nie lubię kopytek - pożaliła się Basia - i w ogóle nie bądź taki. Ty też wolisz jeść w domu niż w szkolnej stołówce. A w ogóle to wiesz przecież, że babcia zawsze chce, żebyśmy jedli to, co sama ugotuje. Bo babcia już taka jest.