I niósł mnie na górą wysoką,
I trzykroć upadał pode mną,
I łzami zaszło Mu oko,
Kiedy Mu nikt nie chciał pomóc.
A potem stało się ciemno.
— To naszym ciałom ubliża!
— To naszym sercom ubliża!
— Zdjąć Go z krzyża! Zdjąć Go z krzyża!
— To naszym rękom ubliża!
— Nie będzie On krzyżowany!
— Zdjąć Go z krzyża! Zdjąć Go z krzyża!...
czasy
Słuchajcie bólu mojego!
Na szczycie
Wbili mnie oni do ziemi!
Z ramiony rozpostartemi —
Jednym na prawo, a drugim na lewo — Stałem ja, wielki trup-drzewo,
Stałem jak ognisty słup,
A na mym trupie rozpięty był trup!
Chciałem zakrzyczeć ze wstydu:
To memu ciału ubliża!
To memu sercu ubliża!
(Bo drzewo ma serce.)
Zdjąć Go z krzyża!
Alem był trup.
Lecz w lesie mym, macierzystym,
Ozwały się zaraz chórem wszystkie drzewa, A w lesie wielki wichr, wielka ulewa.
Jęczały siostry-lipy, wyli bracia-buki,
Klony, graby, jesiony... Na gałęziach kruki... Zapłakały wierzby, zaszlochały jodły,
A sosenki maluteńkie kwileniem zawiodły, Aż na całej ziemi wszystkie bory, lasy Zatrzęsły się szumem płaczu, co po wszystkie
Głosił mą hańbę:
Zasię On wszystkie już wytrzymał rany, A oni dobrze wbijali weń ćwieki —
W Niego i we mnie.
I gromy biły, a huk był daleki.
I tak zastygał na mym martwym łonie, A matka Jego w krwi maczała dłonie, Co strugą po mnie ściekała.
0 Matko! My oboje wiemy,
Co znaczy nosić Go: Tyś Go nosiła W żywocie Swoim, zanim się narodził,
A jam Go nosił na śmierć.
Potem Go zdjęto ze mnie, a był blady
1 zimny bardzo. Boleściwa matka Była tuż przy nim, była do ostatka,
I w białe, tkliwe złożyła Go chusty,
I długo bełkotała coś niemymi usty.
Ja stałem pusty!
Słuchajcie bólu mojego:
Nazajutrz, nazajutrz rano Precz mnie z tej góry zabrano I gdzieś za miastem ciśnięto.
Ja — drzewo, drzewo skrwawione,
Gniję od lat w głębi ziemi,
A ta ziemia jest święta!
72
73