W mojej głowie dokonywało się przemeblowywanie. Nowy donośny głos już mi nie pozwalał opowiadać sobie różnych historii. Dotąd moja wewnętrzna opowieść, będąca kombinacją rzeczywistości z fantazją, toczyła się nieprzerwanie, towarzysząc wszystkim najdrobniejszym gestom i myślom. Obecnie, ilekroć próbowałam nawiązać do tego narracyjnego wątku, sprzeciwiał się temu nowy głos, tolerujący wyłącznie anakolut.
Wszystko rozpadało się.na fragmenty, zamieniało w układanki z coraz większą liczbą brakujących części. Mózg, będący dotąd urządzeniem do wytwarzania ciągłości z chaosu, przeobraził się w kruszarkę.
Trzynaste urodziny obchodziłam w Birmie. Birma to najpiękniejszy kraj świata i okropnie było mieć świadomość tego w wieku, w którym zupełnie nie umiałam stanąć na wysokości zadania. Pięć lat wcześniej bądź pięć lat później potrafiłabym zmierzyć się z tak wielką wspaniałością. W wieku lat trzynastu najzwyczajniej nie mogłam jej strawić.
Przeczytałam Zloty pawilon Mishimy. To ja byłam tym upośledzonym przez naturę mnichem, który nienawidził piękna. Wzruszało mnie ono tylko wtedy, kiedy wyobrażałam sobie, że je niszczę. Ale w przeciwieństwie do bonzy piromana nigdy nie miałam odwagi przejść do czynu: zadowalało mnie wzniecanie pożarów mentalnych. To poprzez nie objawiał mi się splendor tego, co mnie otaczało.
Rodzice zawieźli nas do Pagan, które było jeszcze wspanialsze niż Kioto; to dawne miasto świątyń jest po prostu najpiękniejszym miastem na ziemi. Załamałam się. Na szczęście dowiedziałam się, że jednym ze składników jego księżycowego krajobrazu był ongiś kataklizm pożogi; to sprawiło, że łatwiej mi było się z nim pogodzić. Kiedy bajeczne pagody zaczynały mnie zbytnio przytłaczać, oddawałam je w duchu na pastwę starożytnych płomieni i od razu robiło mi się lżej.
137