24
powstaje w nas naoczne zrozumienie tego, iż te dwie w równym stopniu rzeczowe i obiektywne „prawidłowości" są od siebie niezawisłe. W tej niezawisłości wykrywamy jakby ostatnie formalne „tło" wszelkich tragedii
Oczywiście w nagiej wiedzy o tym stanie tragiczność nie jest nam jeszcze dana.
Dopiero tam, gdzie ta niezawisłość staje się całkiem widoczną w pewnym konkretnym zdarzeniu — występuje zjawisko tragiczności.
To, co właśnie powiedzieliśmy, rzuca także nowe światło na nasze określenie. Nigdzie bowiem owo naoczne, bezpośrednie zrozumienie nie jest jaśniejsze i — jeśli tak można powiedzieć — bardziej skoncentrowane, jak właśnie tam, gdzie widzimy, że jedna i ta sarn a działalność — a nie szereg zdarzeń, tylko przypadkiem po sobie następujących — rodzi w rozmaitych | fazach swego przebiegu jakąś wysoką wartość, a w innej fazie tę samą wartość zupełnie „obojętnie" niszczy.
Tutaj, gdzie możemy jeszcze jakby jednym spojrzeniem objąć jedność całej działalności, a nie musimy wiązać po kolei członu z członem, ów stan rzeczy, o którym w innych wypadkach posiadamy tylko wiedzę, staje się czymś uchwytnym i namacalnym.
4. Konieczność i nieuniknioność zniszczenia wartości.
Co mamy na oku, mówiąc, że zniszczenie wartości zawarte w tym, co tragiczne, jest „konieczne"?
Na pewno nie uwarunkowanie przyczynowe 1 w ogóle!
Czyż chodzi tutaj o konieczność „przyczynową", a nie raczej o konieczność całkiem innego rodzaju?
Wprawdzie na pierwszy rzut oka można myśleć, że rzeczywiście chodzi o przyczynową konieczność, ale szczególnego rodzaju, mianowicie o „konieczność wewnętrzną", o konieczność więc, która polega nie na wypadkach, z zewnątrz wkraczających w tok akcji, lecz na trwałej naturze rzeczy, ludzi itd., doznających losu tragicznego.
Jednakże fakty nie potwierdzają tego poglądu, który często się słyszy.
Np. człowiek, który z powodu dziedzicznej choroby lub innych wyraźnych ułomności przyrodzonych wydaje się przeznaczonym na to, by zginąć przy pierwszej sposobności wywołanej przez bodziec zewnętrzny, nie wydaje się nam nawet wówczas tragicznym, gdy nosi w sobie (niezawiśle od swej przyrodzonej ułomności) wysokie i najwyższe nawet wartości.
Dlatego np. Ibsenowski Oswald w Upiorach. którego z powodu odziedziczonej po ojcu choroby toczy od początku robak zniszczenia, nie jest wcale postacią tragiczną, mimo, że jako artysta jest geniuszem.
Brak nam tu czegoś, co należy do istoty tragicznego bohatera: żeby zło, prowadzące do zguby, należało! do takich, którym w ogóle można wypowiedzieć walkę,] i żeby ta walka została rzeczywiście wypowiedziana.
Obu momentów tutaj brak. — Bohaterem tragicznym nie jest także i ten, kto z góry poddaje się wro-, gowi, kto zaraz zrzeka się i rezygnuje z wartości, któ-| rej strata mu grozi. „Konieczność" więc, o którą tu chodzi, musi być tego rodzaju, żeby nawet przy współ-