-c°rg Gadarner
WIERCI
'go i rodzinnego ot )adek śmierci częśc przedsiębiorstwa pro. Wdać, jeśli popatrzeć lieranie stało się jcc ocesów wytwórczych spodarczego, nawet wnym. A przecie? chyba żadnego inne równie wyraźnie wy. ipotyka nowoczesne nocą nauki i techm-:ępy techniczne osia ucznym podtrzyim absolutną granice edłużanie żyda sta iem umierania i za-własnego ja. Jego cie doświadczenia mia środków znie-w cierpiąq osobę ie wegetatywnych i " jwieka ogniwem iie. Sama śmierć Radzącego le-wpostępowa-J [stko to wyklucza przyżyduzuczest pdwołalnym wyda-rzez kościoły opie-iż często dostępu -o uczestniczących e śmierci zajmuje e zupełnie central toże nawet powie wanie się człowie za ludzka pamięć, wyróżniającą istot} że grzebią swoich bardzo wczesnych kładzie uroczysto-poświęcali na uho a nie przestaje za-spaniałości sztuk viamy, było w rze-Iwnymi, Czyni to tośród wszystkich ym, jak dzięki pO'
I gadaniu języka, a może w jeszcze bardziej I pierwotny sposób. W każdym razie dokumen-1 facja kultu zmarłych w starożytności sięga da-I leko poza przekaz ludzkiego języka.
r Z pewnością niemożliwe jest zrekonstru-| cwanie świata wyobrażeniowego, jaki leżał I u podstaw pradawnych obyczajów żałobnych. I Jednakże niezależnie od tego, jakie mogły I być religijne wyobrażenia życia i śmierci, na I których w rozmaitych fazach naszej historii ! starożytnej wspierały się kulty zmarłych, da się I chyba zauważyć coś im wspólnego: wszystkie I one głoszą, że ludzie nie chirieli i nie mogli do-I puścić myśli o nie-byciu zmarłego, o jego I odejściu, jego ostatecznej już-nie-przynależ-[ ności. W tym tkwi widoczna wskazówka doty-| cząca związku między naszym świadomym i i samoświadomym poczuciem istnienia a nie-ppjętością śmierci. Dla każdego, kto jest przy życiu, coś niepojętego tkwi w fakcie, że owa I wybiegająca myślą w przyszłość ludzka świa-I domość pewnego dnia zgaśnie. Stosownie do | tego następowanie takiego wydarzenia jest w oczach przy nim obecnych czymś niesamo-I witym. W jednym ze swoich wierszy Hans Ca-rossa zdołał wyrazić coś z tej oczywistości ludzkiego istnienia i poczucia istnienia oraz jego końca. Oto, jak brzmią jego wersy: Nie dyszymy, póki rozbrzmiewa Boża melodia, przenika nas dreszcz, kiedy wybrzmi do cna (Wir hóren’s nicht, wenn Gottes Weise summt, wir schaudem erst, wenn sie verstummt).
Patrząc na nasz oświecony świat kultury, nie od rzeczy jest mówić o niemalże systematycznym wypieraniu śmierci. Dość pomyśleć
0 tym, jak wcześniejsze obrządki i porządki kultu wyznaczały śmierci odświętne miejsce wżyciu społeczeństwa i jak rodzina zmarłego dzięki ceremonialnym zwyczajom pozostawała osadzona we wspólnym i dalszym życiu. Co nieco z tego wzorca jest po dziś dzień żywe -a jednak choćby płaczki dawnych kultur, które w dramatyczny sposób wyrażały ogólną żałobę, z pewnością są nie do pomyślenia i nie do przyjęcia dla dzisiejszego cywilizowanego człowieka.
Z drugiej strony trzeba pojmować wypieranie śmierci jako arcyludzką postawę człowieka, jaką przyjmuje on wobec własnego życia. Jest przecież tym samym tylko posłuszny temu, że cała mądrość natury koncentruje się na jednym jedynym zadaniu — wzmacnianiu woli istnienia stworzenia, skoro tylko zagraża mu śmierć. Silą iluzji, z jaką ciężko chorzy
1 umierający trzymają się kurczowo woli życia, przemawia jednoznacznym językiem. Trzeba zadać sobie pytanie, co w ogóle oznacza wiedza o śmierci. Istnieje coś jak głęboki związek między wiedzą o śmierci, wiedzą o własnej skończoności, tj. pewnością, że któregoś dnia trzeba będzie umrzeć - a z drugiej strony niemalże nieopanowanym despotycznym nie-chccniu-by-znać ten rodzaj wiedzy.
Wnikliwie reinterpretując najstarszy mityczny przekaz, grecki tragik Ąjschylos objaśnił w swym dramacie o Prometeuszu kwestię śmierci i jej znaczenia dla ludzkiego życia. Przyjaciel ludzkości Prometeusz chlubi się tam, że zasługa, jaką położył dla człowieka, to nie tyle dar ognia i połączone z władaniem ogniem kunszty wszelkiego rodzaju, lecz to, że odebrał człowiekowi wiedzę o godzinie swej śmierci. Zanim on, Prometeusz, przyniósł ludziom ów dar pozwalający zataić własną śmierć, żyli oni bezczynnie w nędzy w jaskiniach i nie stworzyli nic z trwałego dzieła kultury, które wyróżnia ich spośród wszystkich istot żywych.
Głęboki sens tej historii zawiera się w tym, że twórca stawia pytania sięgające poza przekazany tradycją mit o darze ognia i rozbudzeniu kunsztów, jako właściwy dar reinterpretując jak gdyby tychże ostateczną i najgłębszą motywację. Przewyższa tym samym dumę kulturową antycznego oświecenia, jaka prezentuje się we włożonej w usta Protagorasowi platońskiej formule mądrość sztuk rodzicielka, wraz z ogniem (Protagoras 321 d, tłum. W. Witwicki). To ta motywacja, poprzez odniesienie do śmierci, nadaje dramatowi Ajschylosa głębię. Wspominany dar polega zaś na tym, że spojrzenie człowieka w przyszłość użycza tejże przyszłości charakteru tak uchwytnej teraźniejszości, że nie jest on w stanie pojąć myśli o końcu. Człowiek ma przyszłość, jak długo nie wie, że nie ma przyszłości. Wyparcie śmierci jest wolą życia. O tyle też wiedza o własnej śmierci jest nam dana na osobliwych warunkach. Można zadać sobie na przykład pytanie, kiedy dziecko uczy się pojmować śmierć. Nie mam pewności, czy istnieje w nowoczesnej psychologii jakaś jako tako ugruntowana odpowiedź, którą mogłoby uznać przynajmniej oświecone społeczeństwo naszego kręgu kulturowego. Przypuszczalnie do opisanego wcześniej wewnętrznego związku życia i wypierania śmierci należy to, że wiedza o własnej śmiertelności pozostaje niejako w ukryciu, nawet wówczas, kiedy umacnia się powoli w dorastającym człowie-