300 Marshall D. Sahlins
chowywarria. Wielu łowcom i zbieraczom wydaje się, że przechowywanie żywności jest technicznie niemożliwe, nie jest też pewne, czy ludzie ci są świadomi takie' możliwości (por. Woodburn 1968: 53). Należy natomiast zbadać, co w tej sytuacji uniemożliwia podjęcie próby. Gusinde postawił sobie to pytanie i w przypadli Yahgan znalazł odpowiedź, utrzymaną w tym samym dającym się uzasadnić duchu optymizmu. Magazynowanie jest zbyteczne,
„ponieważ przez cały rok, z prawie nieograniczoną hojnością morze obdarza mężczyznę który łowi, a natura kobietę, która trudni się zbieractwem. W razie sztonnu lub wypadku rodzina jest pozbawiona tych produktów nie dłużej niż przez kilka dni. Zazwyczaj nikt nie musi liczyć się z groźbą głodu, gdyż każdy niemal wszędzie znajduje w obfitości to. czego potrzebuje. Po co miałby więc ktokolwiek martwić się o jedzenie na jutro! [...] W gruncie rzeczy nasi tubylcy wiedzą, że nie muszą martwić się o przyszłość, więc nie gromadzą zapasów. Rok po roku mogą oczekiwać następnego dnia, wolni od trosk [...]” (Gusinde 1961: 336, 339).
Prawdopodobnie wyjaśnienie Gusinde’a jest do pewnego stopnia słuszne, ale tłumaczy sprawę tylko częściowo. Bardziej złożone i subtelne rachuby ekonomiczne wchodzą w grę, choć są dokonywane przy użyciu nadzwyczaj prostej arytmetyki społecznej. Korzyści z magazynowania żywności należy rozważać w stosunku do malejących zasobów dóbr pozyskiwanych ze zbieractwa na ograniczonym obszarze. Pozostająca poza ich wpływem tendencja do zmniejszania się wydajności środowiska lokalnego znajduje się dla łowcy au fond des choses. Stanowi podstawowe uwarunkowanie ich produkcji i główną przyczynę ich przemieszczania się. Potencjalną wadą magazynowania jest właśnie to, że zawiera sprzeczność pomiędzy bogactwem a mobilnością. Przykułoby obozowisko do obszaru, na którym wkrótce wyczerpałyby się naturalne źródła pożywienia. W ten sposób ludzie, unieruchomieni przez gromadzone zapasy, zostaliby narażeni na głód, podczas gdy polowanie i zbieractwo na niewielką skalę pozwala im żyć gdzie indziej, tam gdzie natura, jeśli można tak powiedzieć, sama zgromadziła znaczne zapasy, być może bardziej pożądane, tak ze względu na różnorodność, jak i ilość pożywienia, niż może zmagazynować człowiek. Ale te wnikliwe rachuby - w każdym razie prawdopodobnie niemożliwe do sprawdzenia (por. Codere 1968) - mogłyby być wypracowane dzięki dużo prostszej binarnej opozycji, wyrażonej w odwołaniu się do kategorii społecznych takich jak „miłość” i „nienawiść”. Jak zauważa Richard Lee (1969: 75), technicznie neutralna działalność prowadząca do gromadzenia pożywienia lub jego magazynowania jest czymś innym z moralnego punktu widzenia, jest „chomikowaniem”. Dobry myśliwy, który gromadziłby zapasy, naraziłby na szwank swój autorytet, natomiast gdyby je rozdał, stałoby się to kosztem jego (nadmiernego) wysiłku. Ponadto próba gromadzenia zapasów jedzenia ograniczyłaby starania grupy łowieckiej, ponieważ ci, którym się nie udaje, zadowoliliby się siedzeniem w obozie i życiem z tego, co zdołają zgromadzić bardziej sprawni. Magazynowanie żywności może więc być technicznie możliwe, jednak ekonomicznie niepożądane i społecznie nieosiągalne.
O ile gromadzenie żywności jest ograniczone wśród łowców, o tyle ich ekonomiczna pewność siebie, zrodzona w normalnych okresach, gdy wszystkie potrzeby są z .łatwością zaspokajane, staje się czymś stałym i pozwala im przechodzić ze śmiechem przez okresy, które wystawiłyby na próbę nawet duszę jezuity i zmartwiłyby go tak. że, jak ostrzegają Indianie, mogłoby go to doprowadzić do choroby:
„Widziałem ich znoszących w pogodzie ducha niedostatek i trud [...] Kiedy wraz z innymi znalazłem się w zagrożeniu, powiedzieli mi: «Będziemy czasami dwa, czasami trzy dni bez jedzenia, bo go zabraknie. Odwagi, Cliihine, niech twa dusza będzie silna, by przetrwać cierpienie i niedostatek, odrzuć smutek, w przeciwnym razie zachorujesz, spójrz, my nie przestajemy się śmiać, choć mamy mało jedzenia*” (LeJeune 1897: 283: por. Needham 1954: 230).
„Pozostają pod ciągłą presją potrzeby, jednakże dzięki podróżom zdolni są do zaspokajania z łatwością swych potrzeb, a ich życiu nie brakuje ni rozrywki, ni przyjemności” (Smyth 1878, t. I: 123).
Jest jasne, że gospodarka zbieracko-łowiecka musi zostać przewartościowana, zarówno jeżeli chodzi ojej prawdziwe osiągnięcia, jak j rzeczywiste ograniczenia. Błąd metodologiczny odziedziczonej przez nas wiedzy polegał na badaniu idącym od materialnych warunków do struktury ekonomicznej, kojarzącym trudności takiego życia z jego całkowitym ubóstwem. Zawsze jednak kultura narzuca doraźną dialektykę swemu traktowaniu natury. Nie uciekając od ekologicznych przymusów, kultura może je negować, tak że jednocześnie system okazuje wykorzystanie warunków naturalnych i oryginalność społecznej reakcji - mimo ich ubóstwa panuje dostatek.
Jakie są prawdziwe przeszkody kształtujące praxis łowców-zbieraczy? Jeżeli istniejące przykłady cokolwiek znaczą, nie jest nią „niska produktywność pracy". Jednak gospodarka taka jest poważnie nękana przez groźbę malejącego przychodu. Zaczynając od sfery związanej z wyżywieniem i rozszerzając to na wszystkie sektory, początkowe powodzenie wydaje się tylko zwiększać prawdopodobieństwo, że przyszłe wysiłki przyniosą mniejsze efekty. Opisuje to typowa krzywa zdobywania pożywienia w określonym rejonie. Umiarkowana liczba ludzi wcześniej lub później wyczerpuje zasoby pożywienia pozostające w dostępnej odległości od obozu. Potem mogą oni pozostać w tym samym miejscu dzięki zwiększeniu realnych kosztów uzyskania lub zmniejszeniu wartości realnego przychodu: wzrost kosztów, gdy zdecydują się szukać coraz dalej i dalej, spadek wartości przychodów, gdy zadowalą się mniejszym zaopatrzeniem lub gorszą jakością łatwo dostępnego pożywienia. Rozwiązaniem jest oczywiście przeniesienie się w inne miejsce. Stąd pierwsza i decydująca zasada zbieractwa-łowiectwa: wymaga ono przemieszczania się. by utrzymać produkcję na korzystnym poziomie.