on wyfiwdae bezpośrednio Ody Przybosia, niemniej w jakimś stopniu odnosił się do zagadnień turpizmu. Zawierał na przykład interpretację wierszy Różewicza, które - zdaniem Kuncewicza - podobnie jak twórczość Sity, Grochowiaka, Słonimskiego i Herberta konstatują upadek „starych mitów dialektyki śmierci i życia, dobra i zła”, innymi słowy obrazują nicość i rozkład15. Jest to ciekawa diagnoza, tym bardziej, że wkrótce powtórzy ją Przyboś, tyle że w formie zarzutu.
Jego Radość sporu ukazała się 6 grudnia 1962 roku na łamach „Przeglądu Kulturalnego". (Nota bene Przybosiowi i jego adwersarzom można pozazdrościć refleksu, poszczególne teksty publikowane były w mniej więcej dwutygodniowych odstępach). Artykuł nosił podtytuł List do Mirona Białoszewskiego, Stanisława Grochowiaka, Ireneusza Iredyńskiego, Piotra Kuncewicza, Tadeusza Różewicza i innych. Przyboś już na wstępie stwierdzał, że w poezji nie ma wprawdzie tematów tabu. ale epatowanie odbiorcy brzydotąjest popadaniem w banał i łatwiznę:
„Zakropienie” każdego wiersza ściekiem jakiegoś szkaradziejstwa jest równie nieskutecznym zabiegiem poetyckim, jak uparte zdobienie wiersza „pięknymi słówkami”. Tylko naiwny może sądzić, że szok, jaki wywoła w wierszu słowem „gówno”, czyni to słowo skuteczniejszym artystycznie, niż każde inne słowo14.
Miarą talentu jest - jego zdaniem - umiejętność zobaczenia na nowo przedmiotu tradycyjnie uważanego za artystyczny.
Przyboś uważał ponadto, że zamiłowanie do brzydoty jest rodzajem dewiacji psychicznej i argumentował, trzeba przyznać dosyć demagogicznie, że każdy zdrowy na umyśle człowiek przedkłada to, co przyjemne estetycznie nad to, co odrażające:
Wyjąwszy wyraźne zboczenia instynktu żadna moc nie sprawi, żeby odchody stały się przyjemne, nekrofilia nie budziła wstrętu. Nasi turpiści nie dokażą choćby nie wiem jak chwalili szczura na śmietnisku, żeby się ten mieszkaniec kanałów spodobał czytelnikom17.
W Radości sporu pojawiły się w zasadzie te same zarzuty, co w Odzie do turpistów, to znaczy efekciarstwa i artystycznej łatwizny.
“ f. Kuncewicz, Człowiek, natura, demony, op. eit.
“ J Przy boi. Radoić sporu „Przegląd Kulturalny” 1962, nr 49. n Ibidem.
ł0 jednak jeszcze zupełnie nowe oskarżenie o to, że za śmietnikowy-Ji makabrycznymi rekwizytami kryją się nihilizm i kult rozpaczy, które obce są wielkim pisarzom.
Warto w tym miejscu zauważyć Jak zręcznie Przyboś prowadzi polemiczny dyskurs; tylko w Radości sporu występuje w trzech różnych rolach. Najpierw - podobnie jak w Odzie do turpislów - dyskutuje jako nauczyciel, teoretyk i praktyk poezji, wykazując, że środki stylistyczne stosowane przez młodszych kolegów są chybione, to znaczy nie wywołują. pożądanego efektu, nawet jeśli miałby się on sprowadzać do przerażenia przysłowiowego Matysiaka. Innym razem Przyboś sprowadza dyskusję na poziom potocznie rozumianej opozycji piękna i brzydoty, wciela się w prostaczka i argumentuje „zdroworozsądkowo”, że róża zawsze będzie piękna, a odchody muszą budzić odrazę. W końcu zamienia się w moralistę, by nie rzec inkwizytora, i atakuje adwersarzy za światopogląd, próbując wykazać, że literatura nihilistyczna jest bezwartościowa i szkodliwa społecznie. A wszystko po to, by jak najwięcej argumentów wytrącić z rąk swoim przeciwnikom.
Z tego być może powodu Andrzej Lam zatytułował swój artykuł Radość i smutek sporu. Zarzucił Przybosiowi niekonsekwencję, to znaczy, że w zależności od tego, jak mu wygodnie, prowadzi dyskusję albo na płaszczyźnie potocznie rozumianej opozycji piękna i brzydoty, albo -stylistycznej. Z jednej strony stwierdza, że nic nie zmusi nikogo do zachwytu nad odchodami, a z drugiej uważa, że „wrzód może być równie poważnym pretekstem do powstania elegii, co róża” i powołuje się na twórczość Goi i Rimbauda:
W artykule Radość sporu Przyboś wyłożył dokładniej swoje racje, stwierdzając, że kult brzydoty tyleż jest wart w poezji, co kult piękna, czyli - nic; ale czy w takim razie atak powinien być skierowany przeciwko motywom budzącym odrazę (kiedy postrzega się ich odpowiedniki w układach pozapoetyckich)? Aby wykazać, że tak Ody do turpistów interpretować nie należy, Przyboś powołuje się na oczywistą wielkość Dantego, Goi i Rimbauda; można wszakże cofnąć się jeszcze dalej w przeszłość i przytoczyć w stylu klasycznym cytat z Poetyki Arystotelesa, odnoszący się wprawdzie do malarstwa, ale tym bardziej sugestywny: Bo to, na co w rzeczywistości patrzymy z przykrością, to samo oglądane na obrazie w jak najdokładniejszym przedstawieniu sprawia nam radość, np. kształty najwstrętniejszych zwierząt i trupów”. Skoro więc wszyscy