Idzie więc harmonijnie, szczęśliwa z życia i uśmiecha się bielą uśmiechu, jakby w dali przed sobą widziała lustro] odbijające jej krok i urodę.
W godzinie, kiedy nawet psy skamlą z bólu pod kąsającym słońcem, jaka moc każe tak iść leniwej Dorocie, pięknej i zimnej jak brąz?
Dlaczego opuściła swoją chatę przybraną tak wdzięcznie kwiatami i matami, że przypomina wykwintny buduar; gdzie z taką przyjemnością czesze się, pali, wachluje albo przegląda w zwierciadle z wielkich wachlarzy z piór, podczas gdy morze, bijące w plażę odległą o sto kroków, wtóruje potężnie i monotonnie jej marzeniom, a żelazny garnek, w którymi gotuje się potrawka z krabów, ryżu i szafranu, śle z głębi podwórza podniecające zapachy?
Może idzie na spotkanie z jakimś młodym oficerem, który na dalekich plażach słyszał od kolegów o sławnej Dorocie?] Na pewno poprosi go, naiwna dusza, żeby opisał jej bal w Operze i zapyta, czy można tam pójść boso, jak na tańce w niedzielę, gdzie nawet stare kobiety Kafrów ogarnia upojenie i szał radości; i zapyla jeszcze, czy piękne panie z Paryża są piękniejsze od niej.
Dorota jest podziwiana i rozpieszczana przez wszystkich i szczęście jej byłoby doskonałe, gdyby nie musiała składać piaster do piastra. by wykupić młodszą siostrę, która ma jedenaście lat i już jest dojrzała, i taka piękna! Na pewno J powiedzie się dobrej Dorocie; właściciel dziecka jest skąpy, zbyt skąpy, by rozumieć inne piękno prócz piękna talarów.
Ach, chcesz wiedzieć, dlaczego nienawidzę cię dzisiaj! Na powno trudniej ci będzie to zrozumieć niż mnie wytłumaczyć; bo też jesteś najpiękniejszym przykładem kobiecej nlcczułości, jaki można napotkać.
Spędziliśmy razem długi dzień, który wydał mi się krótki. Przyrzekliśmy sobie, że wszystkie nasze myśli będą wspólne, to nusze dwie dusze staną się odtąd jedną — marzenie niozbyt oryginalne, a jeśli, to tylko dlatego, że znają je Wszyscy mężczyźni, zaś nie urzeczywistnił go żaden.
Wieczorem, trochę zmęczona, zapragnęłaś odpocząć na tarasie kawiarni, świeżo otwartej na rogu nowego bulwaru, jeszcze pełnego gruzu, a już ukazującego swoje wspaniałości. K uwiarnia cała była blaskiem. Nawet gaz płonął z zapałem pierwszych początków i oświetlał co sił ściany oślepiająco białe, migocące powierzchnie luster, docenia listew i gzymsów, pyzatych paziów wleczonych przez psy na smyczach, damy uśmiechające się do sokoła na ich ręku, nimfy i boginie niosące na głowach owoce, pasztety i dziczyznę, Heby I Cłanimedów wskazujących wyciągniętą dłonią amforę R mrożonym napojem albo obelisk mieszanych lodów; słowem, cała historia i mitologia w służbie obżarstwa.
Nu wprost nas stał na jezdni mężczyzna czterdziestoletni, 0 /męczonej twarzy i siwiejącej brodzie; u jednej jego ręki Uwieszony był mały chłopiec, drugą trzymał w objęciu llłotkę zbyt słabą, by mogła chodzić. Pełnił obowiązki bony
61