uonwn(V£< I i1! ORft CURUPA
w prologu do swojego edyktu. Ale to oficjalne oddzielenie sagi od prawa nie przetrwało długo. Po dwudziestu lub trzydziestu latach separacja została przezwyciężona właśnie przez Ońgo gentis Lan-gobardorum, wprowadzoną do obiegu w roli półoficjalnego, drugiego prologu do prawa.
W tym wypadku wyjątek odsłania regułę. Oddzielając pogański mit od prawa, Rotari postąpił tak samo, jak wszyscy królewscy kodyfikatorzy w barbarzyńskiej Europie. Jednak z przyczyn, o których będzie jeszcze mowa, monarchia zorganizowana w Italii jako wspólnota longobardzkich wojowników była tak bardzo ideowo i ustrojowo związana z plemienną tradycją, że przywróciła swoiste zakorzenienie prawa w nucie. Dzięki temu możemy sobie wyobrazić, co usuwano, kodyfikując tradycje prawne ludów barbarzyńskich. Prawa zwyczajowe tych ludów spisywano w różnym czasie i w rozmaitych okolicznościach historycznych. Rozmaicie przedstawiał się też bilans kontaktów i wzajemnych oddziaływań między kulturą rzymską a tradycyjnymi kulturami barbarzyńskich plemion. Nic dziwnego, że spisy prawa poszczególnych ludów znacznie różniły się między sobą. W każdym jednak wypadku pisemna kodyfikacja oznaczała, że w systemie norm prawnych nie ma już miejsca dla Wotana, Tiwaza, Thora, Peruna ani Welesa. Chrystus nie mógł przejąć ich roli, gdyż był z innego świata. Następowało więc rozdzielenie prawa od sacrum. Była to bardzo głęboka zmiana, wykraczająca poza wąsko pojmowaną kwestię legitymizacji i sięgająca kulturowych podstaw systemu norm społecznych.
Zbudowane na gruzach zachodniego cesarstwa, królestwa Wizygotów, Burgundów, Franków i Longobardów były nie tylko z nazwy państwami mniejszości etnicznych. W każdej z tych monarchii barbarzyński lud, którego emanacją była władza królewska, zajmował pozycję panującą politycznie wobec wielokrotnie liczniejszej ludności rzymskiej. Grupy rządzące musiały sprostać tej sytuacji, tworząc struktury zdolne do sprawowania władzy nie tylko nad współplemieńcami króla, ale i nad rzymskim społeczeństwem. Przystosowując się do roli spadkobierców cesarstwa i współżyjąc na co dzień z autochtoniczną ludnością, barbarzyńcy siłą rzeczy ulegali wpływom rzymskiej kultury. Pod względem prawnym jednak barbarzyńcy i Rzymianie pozostawali odrębnymi wspólnotami. Germańscy przybysze wnieśli do rzymskiej Europy tzw. zasadę osobowości praw i nadali jej wysoką rangę ustrojową. Zgodnie z ową zasadą każdy wolny człowiek miał żyć i być sądzony według prawa swojego macierzystego plemienia.
Reinhard Wenskus słusznie podkreślał doniosłość tego aspektu więzi plemiennej. W jego ujęciu plemię było wspólnotą prawa26. Przywiązanie do prawa ojców jako znamienia tożsamości etnicznej zyskiwało na sile w konfrontacji z obcymi - w okresie migracji i na nowych terenach osiedlenia. W 569 r. znaczna liczba Sasów towarzyszyła Longobardom w zajmowaniu Italii i osiedliła się na podbitych terenach. W 573 r. tysiące saskich wojowników z rodzinami i dobytkiem opuściło jednak Italię, aby z pomocą króla Franków Sigisberta „powrócić do ojczyzny". Powodem dramatycznej decyzji powrotu było według Pawła Diakona to, że „Longobardowie nie pozwolili Sasom zachować ich własnych praw" [neque eis a Langobardis permissum est in propńo iure subsistere)17.
Nie wiadomo, czy Paweł Diakon trafnie odgadł motywy, jakimi kierowali się w 573 r. sascy sprzymierzeńcy Alboina. Pewne jest jednak, że sam Paweł Diakon i jego współcześni, na których opinii się opierał, uważali posiadanie własnego prawa za rękojmię plemiennej tożsamości. Niemożność zachowania odrębnego prawa uchodziła w longobardzkich kręgach opiniotwórczych pod koniec VIII w. za bezpośrednie zagrożenie bytu wspólnoty. W obliczu takiego niebezpieczeństwa opuszczenie niegościnnej ziemi wydawało się reakcją w pełni zrozumiałą28. Asymilacja jednostek była do pomyślenia, lecz wymuszona asymilacja ludu nie wchodziła w rachubę. W stosunkach zaś między ludem politycznie panującym