Dlaczego nie jestem kolorowy, jak inne motyle? - martwił się niepozorny, szaro biały motyl. - I na dodatek to nazwisko: Kapustnik! Tak jakby moją mamą była kapusta. W końcu jej liście były dla mnie tylko chwilowym miejscem zamieszkania.
- Nie martw się - powiedziała siedząca na kamieniu jaszczurka - Ja będę mówiła do ciebie Bielinek. A jeżeli chodzi o kolor twoich skrzydełek, to radzę ci posiedzieć na kamieniu w słońcu tak, jak ja to robię. Na pewno przybiorą piękną, złocista barwę.
Bielinek posłuchał rady jaszczurki i wygrzewał się w słońcu całymi godzinami. Ale upragniony, złocisty kolor skrzydełek nie pojawił się. Zmartwiony opuścił głowę i trąbkę i nawet nie miał już ochoty na wieczorną porcje nektaru.
Przelatująca obok ważka widząc, że coś trapi jej przyjaciela, przysiadła na źdźble trawy.
- Dobrze, że jesteś - ucieszył się motyl. - Jest mi bardzo smutno. Moje skrzydła są takie ... wyblakłe! Sam już nie wiem, co robić.
- Może spróbowałbyś przelecieć przez tęczę! Ma tyle kolorów, na pewno coś zostanie na twoich skrzydełkach - radziła ważka.
- To świetny pomysł - ucieszył się Bielinek. - Tylko kiedy ona się pojawi?
- Dawno już nie było deszczu. Może jutro ją zobaczysz? Jestem pewna , że tym razem się uda i na twoich skrzydłach pojawia się piękne kolory.
- pocieszała ważka.
I rzeczywiście, następnego dnia spadł deszcz i zaraz nad łąką pojawiła się piękna tęcza. Bielinek poleciał w jej kierunku i zanurzył się w kolorową mgiełkę. Zaraz po tej kąpieli spotkał srokę i zapytał z nadzieją:
- Czy moje skrzydełka mienią się tęczowymi kolorami? Czy jestem piękny?
- Może i jesteś piękny, ale wydaje mi się, że wyglądasz tak samo jak wczoraj - zaskrzeczała sroka i odleciała do lasu.
- No nie, tyle wysiłku na nic! - powiedział sam do siebie i dodał
- chyba nic mi nie pomoże, żeby zmienić wygląd!
- Ja ci radzę polecieć do szkoły - odezwał się siedzący na gałązce trzmiel. - W szkole dzieci uczą się różnych, mądrych rzeczy. Może ci powiedzą, co zrobić, żeby skrzydła dobrały pięknych barw.
Bielinek pofrunął w kierunku szkoły, chociaż nie miał już wielkiej nadziei na zmianę w swoim wyglądzie.
W szkole usiadł na parapecie okna i rozglądał się dookoła. Tak był przestraszony nowym miejscem, że składał i rozkładał skrzydła tak, jakby chciał się nimi pochwalić.
Do okna podeszło dwoje dzieci - chłopiec i dziewczynka.
- Och, zobacz, zobacz! - wołała dziewczynka. - Ten motyl wygląda jak zagubiony płatek śniegu. - mówiąc to klasnęła w dłonie i zaśmiała się. Nazwę go śnieżynek! Jest taki piękny!
- To o mnie! - Bielinkowi - Śnieżynkowi aż zwinęła się trąbka z wrażenia - Wyglądam jak płatek śniegu, jestem piękny! - powtarzał cichutko.
A potem rozłożył swoje biało - szare skrzydełka i odleciał do lasu. I nie myślał już o zmianie wyglądu.