V
Retoryka, podporządkowana polityce, zatarła różnice między depresją a jej konsekwencjami; między tym, juk »ię caijmz, u tym, juk na te uczucia reagujesz. Jest to zjawisko zarówno społeczne, juk i medyczne, które po części wynika z fantazji językowej, mającej źródło w fantazji emocjonalnej. Wydaje mi się, że depresję najlepiej byłoby opisać jako emocjonalny ból, który dopada nas wbrew naszej woli i z czasem uniezależnia się od okoliczności. Sam wielki ból nie wystarczy, żeby można było mówić o depresji, ale nadmiar bólu może wywołać depresję. Smutek to depresja proporcjonalna do okoliczności; choroba depresyjna to smutek nieproporcjonalny do okoliczności, to rozpacz, która nie potrzebuje żadnej pożywki ani podłoża, żeby się rozwijać. Można ją opisywać jedynie za pomocą metafor i alegorii. Kiedy zapylano świętego Antoniego, jak odróżnia aniołów, którzy przychodzą w skromnej postaci, od diabłów ukazujących się czasem w strojnych szatach, odpowiedział, że gdy odchodzą, pozostawiają po sobie różne uczucia. Po odejściu anioła człowiek czuje się wzmocniony. Kiedy odejdzie diabeł, pojawia się strach. Smutek jest skromnym aniołem, który daje siłę, jasność myśli i świadomość głębi. Depresja to przerażający demon.
Depresja może być łagodna (dystymia lub subdepresja) albo ciężka (duża depresja). Łagodna depresja pogłębia się stopniowo, czasem bywa nieodwracalna i niszczy ludzi tak, jak rdza niszczy żelazo. To smutek
(wielki, niewspółmierny do błahej przyczyny; to ból, który wypiera inne uczucia i tłumi je. Taka depresja umiejscawia się w powiekach i w mięśniach, które podtrzymują kręgosłup. Zadaje gwałt sercu i płucom, sprawia, że skurcze mięśni pracujących bez udziału naszej świadomości są bardziej intensywne niż normalnie. Taka depresja, podobnie jak przewlekły ból fizyczny, jest trudna do wytrzymania nie dlatego, źe cierpienie bywa nieznośne, ale dlatego, że nieznośne są chwile ulgi, kiedy człowiek zachowuje świadomość tego, przez co przeszedł, i wie, co go czeka w przyszłości. Kiedy w łagodnej depresji nastaje chwila smutku, człowiek nie szuka ulgi, gdyż nadejście cierpienia wydaje mu się nieuniknione.
Virginia Woolf przedstawiła ten stan z niesamowitą jasnością: „Jakub podszedł do okna i stał, z rękami w kieszeniach. Widział trzech Greków w kiltach, maszty statków, robotników, próżnujących albo idących gdzieś szybkim krokiem, albo stojących grupkami i żywo gestykulujących. Przyczyn ą ponurego nastroju Jakuba nie była ich obojętność na niego, lecz głębsze przekonanie, że nie tylko on sam z jakiegoś powodu został osamotniony, ale że wszyscy ludzie są samotni". W tej samej książce (Jacobs Room) pisała: „W jej umyśle wezbrał dziwny smutek, jakby przez spód-