Aby zapobiec panice, pogrzeby odbywały się nocą lub całkowicie ich zakazywano. Biedacy byli wypędzani, a żebracy i włóczędzy mieli nakaz opuszczenia miasta pod karą chłosty. Surowa sprawiedliwość. Ostatecznie we Francji za przykładem Włoch wprowadzono 40-dniową kwaran-tannę.
Z perspektywy czasu widać, że nie wszystkie podjęte środki ostrożności były tak samo skuteczne, lecz jest oczywiste, że nawet w XV wieku ludzie rozumieli podstawy działania chorób zakaźnych i potrafili odróżnić je od powszechnie panujących przesądów. Ze wszystkich sił walczyli^ z zarazą, wprowadzając we wczesnych latach panowania epidemii rozsądne procedury ochronne.
W latach 1520—1600 przy braku żywności, głodzie, powodziach, powstaniach chłopskich i wojnach religijnych, wystąpił dość gwałtowny i srogi wybuch zarazy we Francji. Urząd ochrony zdrowia często wynajmował uzbrojonych mężczyzn pomagających wprowadzić w życie zarządzenia i utrzymujących porządek w mieście. Pojawienie się choroby zwykle wzbudzało niepokoje, wzburzone tłumy atakowały przybyszów, guślarzy i zadżumionych oraz plądrowały domy. Tym, którzy nie przestrzegali zasad, wymierzano okrutne kary, czasem nawet skazywano ich na śmierć.
Genewa, ze względu na swoje centralne położenie w Europie oraz stosowanie przez mieszkańców zasad Reformacji, stała się na początku XVI wieku azylem dla prześladowanych i punktem wyjazdu misjonarzy. Mieszkały tam rzesze imigrantów oraz osób planujących emigrację. Była idealnym miejscem dla szerzenia się zarazy. Rząd Genewy mając świadomość istniejącego zagrożenia, podjął pewne środki zapobiegawcze. Wcześnie wyznaczono miejsca na szpitale zakaźne oraz przyjęto kobiety i mężczyzn do pracy na stanowiskach pielęgniarskich. Zatrudniano personel pomocniczy odpowiedzialny za usuwanie chorych i zmarłych oraz odnotowujący pojawienie się nowych przypadków choroby. W sposób naturalny zaczęli ono plądrować domy i szantażować ich mieszkańców. W 1530 roku stateczni mieszkańcy Genewy oskarżyli jednego z pomocników medycznych o celowe rozprzestrzenienie zarazy. Jeden z zatrzy-
manych złożył zeznania w trakcie tortur, następnych dwóch torturowano z użyciem rozgrzanych szczypiec, zanim kat ściął im głowę. Księdza Don Dufoura pozbawiono prawa wykonywania obowiązków duchownego, przekazano świeckiemu wymiarowi sprawiedliwości i skazano. Dwóm mężczyznom obcięto ręce na dziedzińcu domu prawdopodobnych ofiar zarazy. Podzielili oni los mieszkańców domu.
W „British Medical Journal” z 1869 roku znaleźliśmy następującą notatkę. Na początku 1563 roku Hawr, port w północnej Francji, był zajęty przez oddziały angielskie pod dowództwem lorda Warwicka. 7000 stłoczonych mężczyzn oblegało miasto, stanowiąc idealne miejsce do rozprzestrzenienia się choroby zakaźnej. 7 czerwca Warwick zanotował, że w obozie wybuchła dziwna choroba, która spowodowała nagłą śmierć dziewięciu żołnierzy.
27 czerwca umarło ich już 60. Ci, którzy zachorowali, rzadko zdrowieli. 29 czerwca zmarło 500 mężczyzn. Choroba atakowała zwykłych żołnierzy, oficerowie w większości uciekli. Lekarze nie żyli. Nie tylko ścisk dokuczał żołnierzom, mieli problemy z zaopatrzeniem w świeżą wodę, występowały ograniczenia w dostępie do wina, nie jedli świeżych owoców i mięsa.
Pod koniec czerwca z 7000 żołnierzy lorda Warwicka pozostało 3000 zdolnych do walki. Ciał nie chowano, unosiły się one na wodach w porcie. Wysłano nowe oddziały, lecz i ci żołnierze stali się nagle ofiarami choroby.
11 lipca pozostało tylko 1500 żołnierzy. Z zapisków Warwicka wynika, że jeśli śmiertelność miała zachować się na tym poziomie, w ciągu dziesięciu dni pozostałoby mu 300 mężczyzn. Mając specjalne przyzwolenie królowej Elżbiety, 29 lipca poddał on Hawr Francuzom. Po pewnym czasie lord Clinton, admirał floty angielskiej, powiedział, „że plaga śmiertelnej choroby poczyniła takie spustoszenie w szeregach żołnierzy, jakiego Francuzi nigdy nie byliby w stanie uczynić”.
Pozostali przy życia angielscy żołnierze powrócili do domów. Gdy wylądowali w ojczyźnie, Elżbieta wydała obwieszczenie, nawołując w nim do przyjęcia powracających żołnierzy z honorem. A żołnierze powracając do domu, przynosili ze sobą infekcję, rozsiewając ją po okolicy, po miastach i wsiach.
Wysypka na skórze, charakterystyczna dla dżumy, nie pojawiła się tym razem. Pierwszym objawem była gwałtowna gorączka oraz uderzenia gorąca na zmianę z dreszczami. Usta i język wysychały,