gładko i nie ma potrzeby popychać go naprzód, gdy sic natomiast pracuje, każda minuta wlecze się wolno i z cięż kim trudem trzeba ją przebywać. Lubimy, gdy nam ka/ą czekać, potrafimy godzinami czekać z całkowitą, tępą apa tlą pająka czuwającego na swej pajęczynie.
Alex jest zdenerwowany, spaceruje tam i z powrotem, a my. za każdym razem gdy przechodzi obok nas, odsu wamy się. My również, każdy na swój sposób. Jesteśmy niespokojni; tylko Mendi nie. Mendi jest rabinem, pochodzi z Rusi Podkarpackiej, tej gmatwaniny narodowościowej, gdzie każdy mówi przynajmmiej trzema językami, a Mend mówi siedmioma. Zna się na niesłychanie wielu rzeczach, oprócz tego, że jest rabinem, jest też wojującym syjonistą, jest językoznawcą, doktorem praw i był partyzantem; nlit będąc chemikiem, chce jednak spróbować: jest to mały człowieczek, uparty, dowcipny i odważny.
Balia ma ołówek i wszyscy otaczają go. Nie jesteśmy pewni, czy będziemy jeszcze umieli pisać, chcemy sprói bować.
KohlenwassersLoJJe. Massenwirkungsgesetz. Dźwięczj kolo mnie niemieckie określenia związków i praw cliciii* cznych: wdzięczny jestem swemu mózgowi, tak niewlrl zajmowałem się nim ostatnio, a jednak służy mi jeszc tak dobrze.
Oto Alex. Jestem chemikiem: co mam wspólnego z In kim Alexem? Staje przede mną, grubiańskim ruchem po prawia mi kołnierz bluzy, zdejmuje mi beret i wciska \ z powrotem na głowę, cofa się o krok. mierzy mnie spo| rżeniem wyrażającym niesmak i odwraca się mrucząc Was JTir ein Muselmann Zugang! - jeszcze jeden niech luju muzułmanin!
Otwierają się drzwi. Trzej doktorzy zdecydowali, żc i.hmi załatwią sześciu kandydatów. Siódmego już nie. Tym słód mym jestem ja. mam najwyższy numer rejestracyjny. I >o piero w południe przychodzi po mnie Alex; co za pech. ni
ę mógł skontaktować się z tamtymi i dowiedzieć się. ego pytają".
Tym razem to już./Na schodach Alex patrzy na mnie le łba, czuje się w pewnej mierze odpowiedzialny za i| mizerny wygląd. Nie cierpi mnie, dlatego że jestem :hem, że jestem Żydem i że spośród wszystkich naj-zy jestem od jego kapralskiego ideału męskości. Drogą ogii, sam nic nie rozumiejąc i będąc dumny z tej swo-tępoty, okazuje najwyższy brak zaufania do moich mo-ości zdania egzaminu.
Wchodzimy. Jest tylko doktor Pannwitz. Alex. z beretem ?ce, mówi do niego półgłosem: - Włoch, w lagrze dopiero
trzech miesięcy, już prawie wykończony......Er sagt. er
ChemiJter... - ale on. Alex, zdaje się mieć co do tego trzeżenia.
Alex zostaje krótko i węzłowato odprawiony i odsunięty bok, a ja czuję się jak Edyp wobec Sfinksa. Moje myśli Jasne i nawet w tej chwili zdaję sobie sprawę, że gra le o wysoką stawkę; a jednak czuję szaloną ochotę, aby tknąć, umknąć przed tym doświadczeniem.
mnwitz jest wysoki, chudy, jasnowłosy; ma oczy. wło-i nos takie, jakie wszyscy Niemcy mieć powinni, i siedzi ponujący za swym skomplikowanym biurkiem. Ja. hajl-174517. stoję w jego gabinecie, który jest prawdziwym inetem, porządnym, czystym i błyszczącym, i wydaje mi , że na wszystkim, czego bym miał dotknąć, zostawiłbym dną plamę.
kończywszy pisać, podniósł wzrok i spojrzał na mnie. Od tego dnia. wielokrotnie i w różny sposób myślałem oktorze Pannwitzu. Zadawałem sobie pytanie, jak wyda funkcjonowanie jego ludzkiego wnętrza, jak wypełnia s wolny od polimeryzacji i spraw teutońskiego sumie-a; a nade wszystko, odkąd stałem się na nowo wolnym wiekiem, pragnąłem spotkać go jeszcze kiedyś, i nie
117