Levi-Strauss
niweczyć swe własne cele. Kiedy we wczesnym okresie psychoanalizy ortodoksyjni freudyści uznawali za dogmat uniwersalność kompleksu Edypa, wówczas sam kompleks Edypa stracił wszelką wartość analityczną. Cały materiał, nawet najbardziej niezborny, wciskano w przygotowaną wcześniej formę. Wydaje się, iż podobnie dzieje się z Levi-Straussem. Jego prace ujawniają narastającą tendencję, aby traktować jako dogmat to, że jego odkrycia odnoszą się do uniwersalnych cech podświadomego procesu ludzkiego myślenia. Początkowo była to po prostu kwestia formułowania uogólnień w oparciu o pierwotny schemat opozycji binarnych i kategorii zapośredniczających (co niewiele wykracza poza Heglowską triadę - teza, antyteza, synteza), ale później odnosi się wrażenie, że cały system rozwinął się w samospełniające się proroctwo, którego nie sposób sprawdzić, jako że na mocy samej definicji nie można go podważyć. Na przykład w przypisie do Mythologiąues III pisze Levi-Strauss o prywatnej wiadomości, jaką przekazał mu wybitny etnograf kolumbijski G. Reichel Dolmatoff na temat mitu plemienia Choco, w którym miód dzikich pszczół występuje jako metafora ludzkiej spermy. Ponieważ „filozofia miodu”, którą Levi-Strauss z trudem wypracował w oparciu o pracowicie zgromadzone w Mythologiąues II dane szczegółowe, „inspirację swą czerpie z analogii między tym produktem naturalnym a krwią menstruacyjną”, można by przypuszczać, że Levi-Strauss poczuje się nieco zbity z tropu, dzieje się jednak wręcz przeciwnie:
Ta godna uwagi inwersja systemu, którą można zaobserwować na szerokich połaciach terytorium rozciągającego się od Wenezueli do Paragwaju, nie jest sprzeczna z naszą interpretacją, a nawet wzbogaca ją o dodatkowy wymiar [...].
(Mythologiąue III, s. 340)
Ale jeśli każdy wypadek sprzeczny z teorią może ją wzbogacić o „dodatkowe wymiary”, wówczas w ogóle nie można nigdy poddać tej teorii żadnej weryfika-
cji. Moim zdaniem, prawdziwie oryginalnym i wartościowym wkładem Levi-Straussa nie jest formali-styczne poszukiwanie opozycji binarnych oraz ich wielokrotnych permutacji i kombinacji, ale raczej prawdziwie poetycka skala skojarzeń, jaką prezentuje w toku swoich analiz; w rękach Levi-Straussa zawiłość, zamiast wprawiać w zakłopotanie, staje się odkryciem.
Nie sposób przedstawić całej tej odkrywczej zawiłości w książce tych rozmiarów, co niniejsza, ale kto by chciał lepiej zrozumieć, o co mi chodzi, powinien rzucić okiem na s. 78-81 Myśli nieoswojonej, gdzie Levi--Strauss przedstawia skondensowaną analizę mitów i rytuałów związanych u Indian Hidatsa z techniką łapania orłów. Mogę tu zacytować tylko jeden fragment. Levi-Strauss wyjaśnia nam, dlaczego możemy być pewni, że mitycznym zwierzęciem, które pierwsze nauczyło Hidatsa polowania na orły, nie był - jak twierdzą niektórzy - niedźwiedź, ale rosomak (carcajou). Indianie ci polują na orły
[...] ukrywając się w jamach; kiedy orzeł, znęcony leżącym na wierzchu żerem, przysiada, by go porwać, myśliwy chwyta go gołymi rękami. Technika ta ma więc charakter paradoksalny: człowiek jest pułapką, lecz dla spełnienia tej roli musi spuścić się do dołu, tzn. zająć miejsce schwytanego w pułapkę zwierzęcia; jest jednocześnie myśliwym i zwierzyną. Ze wszystkich zwierząt rosomak jest jedynym, które umie przezwyciężyć tę sprzeczną sytuację: nie tylko zupełnie się nie boi zastawionych nań pułapek, lecz rywalizuje z tym, kto je zastawia, kradnąc zdobycz, a przy sposobności nawet i pułapki.
Jeśli te przesłanki interpretacji są prawdziwe, to wynikałoby stąd, że duże znaczenie rytualne polowania na orły u Hidatsa wiąże się, przynajmniej częściowo, z użyciem dołów, czyli z przyjęciem przez myśliwego pozycji szczególnie niskiej (dosłownie i - jak to widzieliśmy - także w przenośni), dla schwytania zwierza, którego pozycja jest najwyższa - w sensie obiektywnym (orzeł lata wysoko), a także z punktu
139