całować, co i ja sobie grzeszny za największe, 1^ chemkolwiek wszytek żywot swój doznał, blog^ wieństwy Bożymi poczytam. Także dał mi ;cajL; sztuczkę nosa tego świętego, nogę całą świętego I* zari Quadriduani, pałce świętej Magdaleny, część^ wy świętej Urszuli (temu mi dziwno, bom i w Kol^ nad Renem też zupełną widział i dotykał niegodny® usty swemi)”.
Taniec brzucha
Kelner po jedzeniu podał pospiesznie kawę, a potem I wycofał się w głąb sali, za kontuar; on też będzie I patrzył.
Mimowolnie ściszyliśmy głosy, bo światła gaslj miękko i między stoliki wbiegła młoda kobieta, którą jeszcze kilkanaście minut temu widziałam paląq papierosa na ulicy. Teraz stanęła pośród siedzących ludzi, potrząsnęła rozpuszczonymi czarnymi włosami Miała mocno wymalowane oczy; jej stanik, na piersiach obszyty cekinami, mienił się jaskrawo, wszystkimi kolorami naraz, spodobałby się każdemu dziecku, każdej dziewczynce. Bransolety na rękach dzwoniły i brzęczały. Długa spódnica spływała z bioder do bosych stóp. Dziewczyna bardzo ładna, jej zęby błyskały biało, nierealnie, oczy rzucały śmiałe spojrzenia pod którymi nie sposób usiedzieć bez ruchu, chciało się poruszyć, wstać, zapalić. Kobieta tańczyła w rytm bębnów, a jej biodra chwaliły się sobą, wyzywały tu
pojedynek każdego, kto tylko ośmieliłby się podważyć ich moc.
Jakiś mężczyzna podjął wreszcie to wyzwanie i odważnie stanął do tańca; to turysta, w bermudach, nie pasował do jej cekinów, ale starał się, kręcił biodrami z przejęciem, a jego kumple przy stoliku tupali i gwizdali, podnieceni. I jeszcze dwie młode dziewczyny ruszyły do tańca; w dżinsach, chude jak wióry.
Ten taniec w niedrogiej knajpie był święty. Tak to czułyśmy — ja i ta druga kobieta, moja towarzyszka.
Gdy zapaliło się światło, odkryłyśmy, że mamy oczy pełne łez i że zmieszane wycieramy je chusteczką. Żartowali z nas podochoceni mężczyźni. Lecz byłam pewna, że wzruszenie kobiet, które patrzyły na ten taniec, było krótszą drogą jego ogarnięcia niż podniecenie mężczyzn.
Południki
Kobieta, Ingibjórg, podróżowała wzdłuż południka zero. Pochodziła z Islandii, a swoją wyprawę zaczęła na Szetłandach. Skarżyła się, że nie da się, oczywiście, poruszać po linii prostej, ponieważ jest całkowicie zależna od dróg i kursu statków rejsowych czy torów kolejowych. Ale starała się trzymać zasady; jechać na południe, lawirując wokół tej linii, zygzakiem.
Opowiadała z takim zapałem, tak barwnie, że nie śmiałam jej zapytać, dlaczego to robi. Zresztą wiadomo, co się odpowiada w takich przypadkach: Dlaczego nie?
119